
Nostrium zamigotał w pseudoruchu i zniknął. Perspektywa rozszerzyła się, obejmując swym zasięgiem znacznie większy obszar Piekieł. Dogasające szczątki diabelskich statków oraz okręty Nowego Baatoru momentalnie zmalały do punkcików na tle żółtawej połaci przeoranej i spękanej Równiny Baatorskiej. Spowitej głębokim cieniem rzucanym przez łańcuch Gór Sinych i bryłę Queheru, która podczas Upadku wbiła się w Masyw Centralny, żłobiąc długą na wiele kilometrów bruzdę. Rozpadła się przy tym na wiele fragmentów rozrzuconych w okolicach impaktu. Samo uderzenie było tak potężne, że Piekła zadrżały w posadach i popękały tworząc kilkanaście oddzielnych mas skalnych, a przestrzenie pomiędzy nimi natychmiast wypełniła gazowa mgła z Limbo, krainy leżącej po spodniej stronie świata. Jednocześnie najwyższy szczyt Queheru, Quantum Norum, stał się najwyższą górą Piekieł.

Magma, uwolniona przez impakt, rozlała się w erupcjach arealnych niszcząc dotychczasowy porządek. Wybuchy wulkanów dokańczały dzieła. Z dymem poszły wielkie połacie Ognistych Lasów porastających brzegi Jeziora Centralnego, zapadły się starożytne kurhany na Lodowej Pustyni, w otchłań Limbo spadły megalityczne Kręgi Potępionych i ruiny dawnych miast-więzień. Twierdza Darkstara na Wschodnim Skraju spadła w Czeluść. Zakątek Sereusa po prostu przestał istnieć, kiedy dwie płyty zderzyły się ze sobą i w miejscu zielonych traw wypiętrzyły się góry, zwane od teraz Górami Elektry. Prywatne rezydencje Boklera na zboczu Góry Edwarda w Targas, w Krainie Ra zmiotły bomby wulkaniczne. Chatę Morgany na skraju Ognistej Dżungli porwała rzeka lawy. Wstrząsy tektoniczne zburzyły większość kompleksu imperialnego nieopodal Bramy Południa. Zamek Nergala, umiejscowiony na szczycie Ognistego Kła, po prostu wybuchł, kiedy góra stwierdziła, że jednak lepiej jej jako wulkan.

Zniszczenie rozchodziło się koncentrycznie.

Pogrążając świat Piekieł w ogniu.

Który trawił wszystko.

Lub większość.

Który tworzył świat od nowa.

Paradoksalnie Upadek Queheru wymusił również, obok niszczenia, proces pojawiania się nowych elementów piekielnego krajobrazu. Rzeczy, które dawno zniknęły w mrokach historii, teraz ujrzały ponownie światło piekielnego słońca. Queherskie serwery pracujące nieustannie, by utrzymać dominację Hegemonii, drzewobazowe majnfrejmy informacji, matryce rzeczywistości i cybernetyczne interfejsy komunikacyjne doznały podczas katastrofy kolosalnych uszkodzeń, od fizycznej eliminacji składowych elementów, przez sprzężenia typu zero-zero, awarie przyłączy i utraty danych, po deformacje analiz cybernetycznych, błędy komunikacji we/wy, szczątkowe reakcje person pierwszego poziomu czy zanik wyższych funkcji SI. I właśnie to ostatnie spowodowało, że zawarte w głębokich czeluściach serwerów Queheru historyczne dane, pochodzące jeszcze z dawnych czasów Hegemonii, na skutek błędów systemu, uzyskały fizyczną postać.

Krainy, których na mapach starego Baatoru nie było od dawien dawna, a nawet takich, których w Baatorze i reszcie Piekieł kiedyś, niegdyś nie było.

Rasy, które już dawno temu przeszły do prehistorii, a nawet takich, których w Baatorze i reszcie Piekieł nigdy się nie uświadczyło.

Rzeczy, które zaginęły i nagle się pojawiły, jakby nigdy nie przestały istnieć.

Pojawiło się wiele, mniej zniknęło.

Topografia Piekieł też się zmieniła.

Na lepsze. Dla jednych. Tych, co się pojawili po Upadku.

Podobno.

Na gorsze. Dla innych. Tych, co byli przed Upadkiem i przeżywając Upadek musieli stawić czoła nowemu porządkowi.

Również podobno.

Na zachodzie rozłożyły się dawne królestwa ludzi. Począwszy od Jeziora Centralnego po Zachodni Skraj namnożyło się księstewek, państw, państewek, województw, cudów niewidów z królem w tle, totalitarnych bzdur, co wierzą w jedynego Wodza, hrabstw, baronii, gówien wszelakiego rodzaju z władzą demokratyczną, autorytarnych karykatur, monarchii absolutnych, dzielnic wszelakich, regionów, unii i innego badziewia, które jedynie człowiek potrafi wymyśleć.

Zaraz nad nimi, na północnym zachodzie powstałe z martwych anioły przywróciły do działania swój Dep'Hvn. Podzieleni, w odróżnieniu od ludzi, tylko na trzy frakcje, przywołali czysto demokratyczne państwo totalitarne. Archaniołowie zajęli się ustawodawstwem, cherubini oczywiście wzięli władzę wykonawczą, a serafini skupili się na sądach. I oczywiście Dep'hvn od razu pogrążyło się w wojnie z ościennymi krainami. Ludzmi na południu i na północy z... właśnie.

Na północy przycupnęli wampirzy lordowie, który na wojenkę z aniołami od razu przystali. Wampirski Konwent tylko czekał na wymianę ciosów. Łącznie z Wilkołaczą Watahą z Siedliska, zaraz przy Północnej Bramie, która po ucieczce Yubego została przez Triumwirat zatrzaśnięta na głucho. Wampiry wraz z wilkołakami zaatakowały swojego odwiecznego wroga, anioły. I przy okazji ludzi. Jako, że uznawali, że wróg mojego wroga to wróg potężniejszy. Zachodnia część świata pogrążyła się w wojnie podjazdowej przemieszanej z wojną totalną. Wampiry jednakże nie miały nic do diabłów, ale ich dyplomacja z pozostałymi rasami u nich kulała. O wilkołakach nic nie można mówić, bo w ich języku słowo dyplomacja znaczy krwisty befsztyk przetykany słoniną.

Piekło po Upadku może i ogarnął ogień powodowany tektonicznym zjawiskiem, ale rasy, które siebie nie znosiły i tak dołożyły do tego swój ogień.

Idąc na wschód od północy, granicząc z terenami starego Baatoru, a teraz podobno we władaniu Unii Nowego Baatoru, rozpanoszyli się Taanari i inne demony, które za nic sobie miały jakiekolwiek państwowe urzędy i państwo samo w sobie. Demoniczne klany rządziły, choć Nowy Baator zaprzeczał ich istnieniu. Ognie wojny mimo dwóch lat od Upadku nie gasły.

I potem Nowy Baator, rozciągający się od Wieży Triumwiratu po Wschodni Skraj, miks ustrojów i ras, który formalnie mianował się demokracją, a de facto był korporacyjnym zlepkiem lobbistów, którzy uznawali pieniądz, jako podstawowe narzędzie władzy. Nowy Baator mianował się również spadkobiercą boklerskiej Dyktatury Baatoru, ale także Triumwiratu i Imperium, przejmując oczywiście wszystko w ich granicach, jako należna im danina. Fakt faktem, że biesy na spółkę z morlokami, którzy wystąpili z dawnej Hegemonii, przejęli większość infrastruktury Imperium, boklerowską magię i część morganicznej mocy. Ale tylko część, i żeby było śmiesznie tą właśnie śmiesznie bezużyteczną. Na nieszczęście dla Nowego Baatoru nie udało im się przejąć infrastruktury Hegemonii, która również de facto leżała na ich terenie. W końcu cały Queher uderzył tylko w Baator. Ale uderzając zniszczył całą hegemoniczną infrastrukturę, która zamieniła się w nic nie znaczący złom. I nowobaatorscy specjaliści do tej pory głowili się nad morloską technologią, zaprawioną jeszcze przez xeńskie wynalazki, shiviańskie udoskonalenia i imperialną technologię. Ale co trzeba im przyznać, Nowy Baator wymyśłił sobie, że jest spadkobiercą całych Piekieł i cały czas dążył do podporządkowania sobie reszty świata. Na razie mu sie to udawało.

Ale zostawmy to. Perspektywa zmieniła się znów. Przeszła na południe.

A na południu trwała wojna.

Wojna wszystkich ze wszystkimi.

Na południu bowiem pojawiły się twory, których nie było.

Ot począwszy, taki Margavaire, teren zdecydowanie wypiętrzony przez Upadek, zaludniony rasą zupełnie nową. Krasnoludami. Obok nich, w Ruadohaenbach, wyrosły gnomie dzielnice, enklawy koboldów i strefy glimmerów. I do tego wzdłuż pasma Gór Sowich, krainie Aanaenan, w sektorach usadowili się orkowie. Rasy zupełnie nie związane z Piekłami, ich istnienie zrzucono na błąd queherskiej matrycy, co prawda nie tłumaczyło to istotnego faktu, dlaczego od razu owe rasy przeszły od teorii do czynów i zaczęły wojować między sobą. Ale walczyły. Krwawo.

No i pozostawała jeszcze południowa Ognista Dżungla... przed Upadkiem po prostu las. Po Upadku maksymalny ogień, wersja hard, zamieszkana przez...
* * *

- ... elfy srelfy, psia jucha, ostrouchy pierdolone - zaklął Skaller. - Widać twa mać, nie od razu, że pieprzony elf swój karabin użył. Niczym popelina nasz wywiad tu się...

- Mordę zamknij, durniu - idący obok diabeł poprawił swój napierśnik. - Ślady czytać umiem, człowieku. Mamy stwierdzić, co się stało. A nie, że snujesz domysły.

- Głupiś diable, ekhem, dowódco, za przeproszeniem, Eear Sadethu byli tutaj jakby cichcem - człowiek spojrzał na resztę oddziału. - Rhhethes, obczaj tam elfie kabały.

Krasnolud zniknął wśród drzew.

- I wysyłasz po to krasnoluda, matole? Przecież narobi hałasu.

- Nie mamy przecież kobolda zwiadowcy. Poza tym Rhhethes jest jednym z najcichszych...

- Ale nadal to krasnolud.

- Jakieś uprzedzenia?

- Nie wkurwiaj mnie, Skaller.

- Nie mam zamiaru, Rhhethes w kamuflażu optycznym da radę lepiej niżby był aniołem czy wampirem. O wilkołaku nie wspomnę.

- Już ty mi nie mieszaj, wiem co kto umie. Wiem, co który z was potrafi. I wiem, że dobry elf ściągnie każdego z nas z kilometra - diabeł sie żachnął. - Aż dziw, że jeszcze chodzimy. Pewnie nie ma ich w pobliżu. Tylko znaki. Może wiadomości.

- Wiadomości, pffff - odparł Skaller. - Gówno, a nie wiadomości. Namalować kabalistyczne znaki każdy potrafi. Gorzej ze znajomością ortografii, a ta w tych napisach kuleje.

- Wielkie mi mecyje - powiedział Wrother, strzelec wyborowy, krasnolud stojący obok Skallera. - Toć to są powstańcy, nie im stylistyką składną pisać, nie im profesorskiego miodka znać, nie im...

- Mówiłem, morda na kłódkę - diabeł warknął na niego, po czym skinął człowiekowi i reszcie imperialnych Węży. - Keller, Manir, na prawą flankę. Szters, Ape Aniirs i Muachs na lewo, reszta w odwodzie - spojrzał na swojego sierżanta, który wybałuszył oczy. - No do kurwy nędzy, Skaller, weź Wrothera i idź na ten pagórek. Uczyć cię mam taktyki?

- Taktykę to jam z mlekiem matki wyssał - wybąkał człowiek. Skinął na krasnoluda ze snajperką. - Alem więcej zadziwiony, po kiego na ten...

- Inteligencji za to z tym mlekiem żadnej nie doświadczyłeś, bo pierdolisz jak potłuczony - kapitan Erharivasse, diabeł, sprawdził implantem stan golemów, które stały w odwodzie w pełnej gotowości. - Prosiłem, kurwa, błagałem, żebyś się od upadkowych języka nie uczył. Przecież jesteś człowiekiem, Wężem, należysz do imperialnej specgrupy, a ty mi tu 'iż', 'azaliż'...

- O wybaczy pan kapitan, ja żadnegoż azaliż 'azaliż'...

- Zawrzyj gębę Skaller! - diabeł podniósł głos. - Skup się na otoczeniu. Mamy sprawdzić, przypominam ci, co się stało przy Bramie.

- Elfy do cholery... przecież Eear...

- Elfy nie dałyby rady rozwalić całego batalionu golemów, pomyśl człowieku.

- Ale mimo wszystko elfy zostawiły te znaki. Inne rasy dobrze wiedzą, że babranie się językiem Sadethu to jakby wiszenie na końcu wędziska.

- Jak ty mnie wkurwiasz... wiem, że to elfy, ale nie wiem na pewno. Niby mam pani Sirrah twoje przypuszczenia wrzucić? I potem, w razie niepowodzenia w Limbo szukać odkupienia? Głupiś człowieku, jak ja pierdolę.

- Zrozumiałem, kapitanie.

- I dobrze.