I co z tym polskim?
Moderator: Crow
Re: I co z tym polskim?
Ah! Cudowna ewolucja! Za kilkadziesiąt lat będziemy bronili sweetaśnie jako odwiecznie polskiego słowa! Powinieneś o tym pomyśleć! ;)
Re: I co z tym polskim?
Język to dynamiczny twór chaosu. Podlega zmianom i zakrętom. Nowe słowa przychodzą, stare odchodzą. Zapożyczenia i kolejne mody językowe zostawiają po sobie trwałe ślady. Naiwnymi są ci, którzy dbają o czystość języka.
Nothing is impossible
Re: I co z tym polskim?
Hej, dawno mnie tu nie było...
Tak sobie czytam, co produkujecie i przypomniała mi się inna rozmowa.
Słowem wstępu: w latach siedemdziesiątych było powszechną praktyką wycinanie całych rozdziałów z książek. Spowodowane było to tym, że istniała takie coś jak przydział papieru. Dodatkowo, tłumaczenia z angielskiego mają o około 20% większą objętość niż orginał. Stąd żeby w ogóle wydać książkę, obcinało się ją.
W ten sposób z cyklu o Ani z Zielonego Wzgórza zniknęły naprawdę przezabawne (choć nie wnoszące nic do głównych wątków) fragmenty, a nawet całe rozdziały. Z trzeciej części Trzech Muszkieterów wyciąto 1/4 książki (40 rozdziałów, jak pamiętam). To akurat mi teraz przycjodzi na myśl, ale są i inne przypadki.
Dowiedziałem się o tym przypadkiem buszując po necie i rozmawiając ze znajomą tłumaczką.
Sądzę, że część niezręczności/niedokładności w tłumaczeniach gier i filmów jest tym spowodowana. Tymi nieszczęsnymi 20%.
Co do samego tematu. Osobiście mam wrażenie, że język polski złagodniał. Pewne zwroty są powszednie, inne zaś odwołują się do niekontrowersyjnych schematów.
Przywołując tu przykład "krew<-->blood". Nie sądzicie, że starsze słowo: "posoka" jest jakby bardziej złowrogie, a na przykład "jucha" nie kojarzy wam się z czymś lepkim?
Problemem w polskich odpowiednikach jest często ich współczesność. Stąd na przykład mamy potworki "exterminate them <--> dokonajcie masowego mordu". Musimy sobie uzmysłowić, że jeśli chodzi o język to musi on byc dostosowany do realiów świata przedstawionego.
To trochę jak ze skeczem Macieja S. ("Ty też terefere"). Pięknie to widać na przykład przy tłumaczeniu przygód kapitana Alatriste (to takie coś jak przygody trzech muszkieterów tylko w hiszpanii). Używany wówczas język dla naszych uszu jest "soczysty", dla nich był powszechny. Niech przykładem będzie wypowiedź jednego z bohaterów:
"Nie pierdolże, mości Fracesco!" - jako fraza kończąca kłótnię. O ile znam realia, to miało to taki wymiar jak "zamknij się/przestań tyle gadać" i podobny ciężar, ale przetłumaczone na współczesną modłę straciłoby swój klimat.
Porównajcie sobie to co napisał Sienkiewicz, z tym co napisał A. Dumas, czy V. Hugo, a najlepiej A. Perez-Reverta. U naszego, i tak dość niegrzecznego, autora - postacie zwracają się do siebie literackim, choć archaizowanym językiem. Brzmi on sztucznie, szczególnie przy porównaniu z innymi autorami piszącymi o tamtym okresie.
Nie wiem na ile coś wniosłem do rozmowy, ale głupio by było wpisać w jakimś podrzędnym temacie: "Wróciłem!"
S.
Tak sobie czytam, co produkujecie i przypomniała mi się inna rozmowa.
Słowem wstępu: w latach siedemdziesiątych było powszechną praktyką wycinanie całych rozdziałów z książek. Spowodowane było to tym, że istniała takie coś jak przydział papieru. Dodatkowo, tłumaczenia z angielskiego mają o około 20% większą objętość niż orginał. Stąd żeby w ogóle wydać książkę, obcinało się ją.
W ten sposób z cyklu o Ani z Zielonego Wzgórza zniknęły naprawdę przezabawne (choć nie wnoszące nic do głównych wątków) fragmenty, a nawet całe rozdziały. Z trzeciej części Trzech Muszkieterów wyciąto 1/4 książki (40 rozdziałów, jak pamiętam). To akurat mi teraz przycjodzi na myśl, ale są i inne przypadki.
Dowiedziałem się o tym przypadkiem buszując po necie i rozmawiając ze znajomą tłumaczką.
Sądzę, że część niezręczności/niedokładności w tłumaczeniach gier i filmów jest tym spowodowana. Tymi nieszczęsnymi 20%.
Co do samego tematu. Osobiście mam wrażenie, że język polski złagodniał. Pewne zwroty są powszednie, inne zaś odwołują się do niekontrowersyjnych schematów.
Przywołując tu przykład "krew<-->blood". Nie sądzicie, że starsze słowo: "posoka" jest jakby bardziej złowrogie, a na przykład "jucha" nie kojarzy wam się z czymś lepkim?
Problemem w polskich odpowiednikach jest często ich współczesność. Stąd na przykład mamy potworki "exterminate them <--> dokonajcie masowego mordu". Musimy sobie uzmysłowić, że jeśli chodzi o język to musi on byc dostosowany do realiów świata przedstawionego.
To trochę jak ze skeczem Macieja S. ("Ty też terefere"). Pięknie to widać na przykład przy tłumaczeniu przygód kapitana Alatriste (to takie coś jak przygody trzech muszkieterów tylko w hiszpanii). Używany wówczas język dla naszych uszu jest "soczysty", dla nich był powszechny. Niech przykładem będzie wypowiedź jednego z bohaterów:
"Nie pierdolże, mości Fracesco!" - jako fraza kończąca kłótnię. O ile znam realia, to miało to taki wymiar jak "zamknij się/przestań tyle gadać" i podobny ciężar, ale przetłumaczone na współczesną modłę straciłoby swój klimat.
Porównajcie sobie to co napisał Sienkiewicz, z tym co napisał A. Dumas, czy V. Hugo, a najlepiej A. Perez-Reverta. U naszego, i tak dość niegrzecznego, autora - postacie zwracają się do siebie literackim, choć archaizowanym językiem. Brzmi on sztucznie, szczególnie przy porównaniu z innymi autorami piszącymi o tamtym okresie.
Nie wiem na ile coś wniosłem do rozmowy, ale głupio by było wpisać w jakimś podrzędnym temacie: "Wróciłem!"
S.
Re: I co z tym polskim?
Crow, mój znajomy zwykł mawiać, że najlepiej trafiają do serc i dusz słowa języka, w którym przyszło nam dorastać. Taka karma, takie energie. Skądinąd występuje także stanowczo przeciwko używania jakichkolwiek obcojęzycznych zapożyczeń, co jest dla mnie drobnym przegięciem w drugą stronę. Niektóre słowa angielskie, niemieckie czy też francuskie chociażby (o japońskich nie wspominając ;>) bywają w pewnych kontekstach bardziej wyraziste i więcej mówiące, niźli polskie (czasem też nie mają swoich odpowiedników w naszym języku). Przykładów nie podam, pozostawię "takie niedopowiedzenie, tak bardziej inteligientnie" (cytując klasyków kabaretu).
Co do swego rodzaju memów, jakimi stały się sweetaśne dżizasy.. cóż, mają swój urok - podobnie jak pieprz. Ziarenko, dwa do smaku..czemu nie. Ale potraw przygotowanych przez niektóre sieciowe osobniki wprost nie da się przełknąć. Pomijam już fakt odpowiednich słów w odpowiednim kontekście, dobranych odpowiednio starannie ;) Ale to wymaga myślenia powyżej poziomu ameby "poklikash" z gadu gadu ;p
Distant - piękne podsumowanie :) W dzisiejszym świecie de facto nie ma już niczego czystego. Można debatować i gdybać, ale pokażcie mi coś, co nie uległo zmianie pod wpływem czegoś innego. Zmienność i nieustanne wpływy różnych zjawisk na siebie to istota tego świata. Zmiany są piękne.
A to: "Język to dynamiczny twór chaosu" - normalnie na pralkę se (!) przykleję, a jak! XD
S., ładnie powiedziane. Faktycznie warto zwrócić uwagę na znaczne spłycenie języka. Gdzie leży przyczyna? Wychowanie, brak dobrych lektur, dobrego przykładu, osłuchania z poprawnym językiem w domu.. Trudno rzec. Ale fakt, że młodzież zna dziś więcej przekleństw, niż wyrazów bliskoznacznych do tych, używanych na codzień jest conajmniej smutna. Sama nie jestem jakoś specjalnie stara, ale bywa, że włos na karku jeży mi się, gdy słucham osiemnastolatków! Ale może to ja nie nadążam za światem ;)
Co do swego rodzaju memów, jakimi stały się sweetaśne dżizasy.. cóż, mają swój urok - podobnie jak pieprz. Ziarenko, dwa do smaku..czemu nie. Ale potraw przygotowanych przez niektóre sieciowe osobniki wprost nie da się przełknąć. Pomijam już fakt odpowiednich słów w odpowiednim kontekście, dobranych odpowiednio starannie ;) Ale to wymaga myślenia powyżej poziomu ameby "poklikash" z gadu gadu ;p
Distant - piękne podsumowanie :) W dzisiejszym świecie de facto nie ma już niczego czystego. Można debatować i gdybać, ale pokażcie mi coś, co nie uległo zmianie pod wpływem czegoś innego. Zmienność i nieustanne wpływy różnych zjawisk na siebie to istota tego świata. Zmiany są piękne.
A to: "Język to dynamiczny twór chaosu" - normalnie na pralkę se (!) przykleję, a jak! XD
S., ładnie powiedziane. Faktycznie warto zwrócić uwagę na znaczne spłycenie języka. Gdzie leży przyczyna? Wychowanie, brak dobrych lektur, dobrego przykładu, osłuchania z poprawnym językiem w domu.. Trudno rzec. Ale fakt, że młodzież zna dziś więcej przekleństw, niż wyrazów bliskoznacznych do tych, używanych na codzień jest conajmniej smutna. Sama nie jestem jakoś specjalnie stara, ale bywa, że włos na karku jeży mi się, gdy słucham osiemnastolatków! Ale może to ja nie nadążam za światem ;)
Salve!
Alienka
---
Twoja garda marna moja jest bardzo zwarta
Zaciskam palce i wyzywam cię do walki na przechwałki
Stoję i oczekuję kiedy ty wyskoczysz na pałki
U, podoba mi się tu jakem MC
Manifestuję moje fenomenalne powierzchnie tnące
Alienka
---
Twoja garda marna moja jest bardzo zwarta
Zaciskam palce i wyzywam cię do walki na przechwałki
Stoję i oczekuję kiedy ty wyskoczysz na pałki
U, podoba mi się tu jakem MC
Manifestuję moje fenomenalne powierzchnie tnące
Re: I co z tym polskim?
Nie zgodzę się z przekleństwami. Są to zwykłe słowa, nie inne, nie gorsza od innych. Każde z nich oznacza coś w gruncie rzeczy normalnego : dupa - tyłek, kutas - członek, gówno - kał. To nie słowa są złe, ale kontekst w jakim są wypowiadane, a kupa ludzi o tym zapomina. Jesteśmy uczeni, że pewne słowa są złe. Słowa! Narzędzia wymyślone tylko w jednym celu, komunikacji! Mają emocjonalny oddźwięk, ale tylko taki jaki MY włożymy. Jeśli ja bym na ulicy powiedział "czarnuch" mając na myśli kogoś czarnoskórego, zaraz zostałbym zwyzywany od rasistowskiego śmiecia. Ale jeśli Eddie Murphie by powiedział o sobie "czarnuch", nikt by nie kiwnął palcem!
Dlaczego? Czy każdy z nas należy do jakiejś tajnej klasy, która ma swój własny przypisany język? Język i słowa nie są złe ani nie mają negatywnego wydźwięku. Język jest neutralny. Może być normalny lub emocjonalny, ale na pewno nie "lepszy i gorszy". Jeśli będzie was bić po twarzy dres rzucający kurwami to będziecie go lubić mniej od dresa używającego wyrafinowanego języka? Hell no!
Żałuję, że tkwimy dalej w takiej sytuacji. Gdyby ludzie na codzień używali takich słów, to wystarczyłyby dwa pokolenia aby "kurwa mać!" było równie problematycznym słowem co "galaretka wiśniowa!". Poza tym, może zacząłbym oglądać wiadomości i słuchać tego co mają do powiedzenia politycy... "Nie doszliśmy do porozumienia w kwestii nowej ustawy" brzmiałoby znacznie lepiej jako "Jebane kutafony myślą, że damy się wyruchać! NOT!"
Lubię przekleństwa i ich używam. Zwłaszcza polskie. "Fuck" jest krótkie, przyjazne i uniwersalne, ale jeśli chcę puścić szałową wiązankę : polski jest w tym świetny! Taaak, dwudziestominutowa tyrada z użyciem tych słów potrafi postawić na nogi jak kopniak w zęby, wy to wiecie i sami kochacie! Uderzycie się w palec to myślicie "ojej!" albo "ah jakże niefortunnie"? Bullshit my friends.
Dlaczego? Czy każdy z nas należy do jakiejś tajnej klasy, która ma swój własny przypisany język? Język i słowa nie są złe ani nie mają negatywnego wydźwięku. Język jest neutralny. Może być normalny lub emocjonalny, ale na pewno nie "lepszy i gorszy". Jeśli będzie was bić po twarzy dres rzucający kurwami to będziecie go lubić mniej od dresa używającego wyrafinowanego języka? Hell no!
Żałuję, że tkwimy dalej w takiej sytuacji. Gdyby ludzie na codzień używali takich słów, to wystarczyłyby dwa pokolenia aby "kurwa mać!" było równie problematycznym słowem co "galaretka wiśniowa!". Poza tym, może zacząłbym oglądać wiadomości i słuchać tego co mają do powiedzenia politycy... "Nie doszliśmy do porozumienia w kwestii nowej ustawy" brzmiałoby znacznie lepiej jako "Jebane kutafony myślą, że damy się wyruchać! NOT!"
Lubię przekleństwa i ich używam. Zwłaszcza polskie. "Fuck" jest krótkie, przyjazne i uniwersalne, ale jeśli chcę puścić szałową wiązankę : polski jest w tym świetny! Taaak, dwudziestominutowa tyrada z użyciem tych słów potrafi postawić na nogi jak kopniak w zęby, wy to wiecie i sami kochacie! Uderzycie się w palec to myślicie "ojej!" albo "ah jakże niefortunnie"? Bullshit my friends.
Screw you guys, I'm going home!
Re: I co z tym polskim?
No tak, wszystko zależy od kontekstu społeczno-kulturowego. Mnie tylko wkurza gdy w filmach tłumaczy się np. "fuck" na "o kurczę" albo "cholera" - no litości.. Choć "jakże niefortunnie" brzmi kusząco ;]
Salve!
Alienka
---
Twoja garda marna moja jest bardzo zwarta
Zaciskam palce i wyzywam cię do walki na przechwałki
Stoję i oczekuję kiedy ty wyskoczysz na pałki
U, podoba mi się tu jakem MC
Manifestuję moje fenomenalne powierzchnie tnące
Alienka
---
Twoja garda marna moja jest bardzo zwarta
Zaciskam palce i wyzywam cię do walki na przechwałki
Stoję i oczekuję kiedy ty wyskoczysz na pałki
U, podoba mi się tu jakem MC
Manifestuję moje fenomenalne powierzchnie tnące
Re: I co z tym polskim?
Ni mogę się powstrzymać...ARek wrote:Lubię przekleństwa i ich używam. Zwłaszcza polskie. "Fuck" jest krótkie, przyjazne i uniwersalne, ale jeśli chcę puścić szałową wiązankę : polski jest w tym świetny! Taaak, dwudziestominutowa tyrada z użyciem tych słów potrafi postawić na nogi jak kopniak w zęby, wy to wiecie i sami kochacie! Uderzycie się w palec to myślicie "ojej!" albo "ah jakże niefortunnie"? Bullshit my friends.
Zazwyczaj jak się walnę w palec mówię: "Twoja żona jest fioletowym Hipopotamem" albo "Oż!"
Re: I co z tym polskim?
Oh ah motyla noga.
Nie lubię przekleństw są oznaką słabości i według pewnych badań mentalnym znieczuleniem na ból. Nauczyłem się ostro przeklinać w pracy, widać cudza głupota boli.
Nie lubię przekleństw są oznaką słabości i według pewnych badań mentalnym znieczuleniem na ból. Nauczyłem się ostro przeklinać w pracy, widać cudza głupota boli.
Nothing is impossible
Re: I co z tym polskim?
Piszcie dalej. Wątek jest fascynujący :] W badaniu języków właśnie fajne jest to, że budzi tyle kontrowersji, ile osób się tego tknie.
W zasadzie większość słów działa na ludzi z osobna w inny sposób.
W środowisku kiboli przekleństwa stanowią normalne, niczym specjalnym nienacechowane słowa. Ich brak wywołałby pewnie swego rodzaju dysonans podczas rozmowy. Z kolei w środowisku naukowym słowa uznawane (ku rozpaczy ARka) za niestosowne, przekleństwa, nie mają racji bytu, bo są objawem agresji, czyli zwycięstwa emocji nad rozumem.
Nie zmienia to jednak faktu, że mnie wszechobecna cenzura w literaturze czy filmach też trochę mierzi. Nie widzę powodu w cenzurowaniu autora oryginału, skoro jego dzieło zostało dopuszczone do przekładu. To po prostu hipokryzja i deformowanie czyjejś myśli. Sama miałam problem z przetłumaczeniem przekleństw w pewnym zleceniu i nie byłam pewna, co z nimi zrobić, ponieważ tłumacz nad głową ma korektorów i redaktora naczelnego, którzy mogą się do danego 'fuck me running' czy innego 'Jesus fucking Christ in a chicken basket' przetłumaczonego w miarę wiernie porządnie przyczepić (przykłady z tegoż zlecenia). A przecież w takiej literaturze czy filmie użyte słownictwo mówi dużo o charakterze postaci, ba, użyte słownictwo wszędzie świadczy o charakterze, tudzież o pozie jaką przybieramy my lub nasze twory. Język, czy tego chcemy czy nie, jest naszym podstawowym narzędziem komunikacji i wyrażania siebie i wszystkiego innego.
http://hatak.pl/news/6292/FILM_Wspolcze ... telewizji/ <- ciekawy artykuł. Fragment:
W serialu „Dexter”, opowiadającym o policjancie/seryjnym mordercy, tnącym ofiary skalpelem i piłą na kawałki, jest taki dialog między Dexterem a jego siostrą Debrą:
Debra: What the fuck, Dex?
Dexter: What which fuck?
W wolnym tłumaczeniu Debra pyta brata „Co do kurwy?”, a Dexter, nie mając pojęcia, o co chodzi konkretnie jej chodzi, odpowiada: „Co do której kurwy?”. Tymczasem w polskim tłumaczeniu w TVN Debra pyta Dextera: „Co jest?”, na co on odpowiada: „A o co chodzi?”.
Należy nadmienić, że Debra przeklina notorycznie - póki co we wszystkich trzech sezonach. Laska ma to po prostu we krwi, ale polskie tłumaczenie tę laskę 'niestety' nieźle 'utemperowało'.
Disu: True, języki się przenikają i nie ma w tym nic złego, pod warunkiem, że większość posługująca się danym językiem to akceptuje. Przecież żadne słowo nie było by w stanie zadomowić się w danym języku, gdyby nie było używane. To jasne, że użytkowicy języka decydują o jego kształcie i bronienie czegoś na siłę może nic nie dać. Osobiście jednak uważam, ze wprowadzanie nowych słów do języka to nie to samo co deformowanie istniejących słów pod względem gramatycznym i ortograficznym i takie procedery powinno się tępić :P Co do przekleństw i słabości, to coś w tym jest. To coś jak problem z samokontrolą, ale zależy też, w jakich sytuacjach one się pojawiają (np. w gniewie).
Alienka: czytam Twoje posty z czystą przyjemnością >_>
Serek: ja uwielbiam słowo 'oż!' Kojarzy mi się głównie z komiksem z czarnymi glanami w tle :]
Usi: *huuuuuuuuuuug* Boski przykład z Rambo po czesku. Moja mama kiedyś stwierdziła, że Rambo po czesku to komedia i nie sposób się z tym nie zgodzić. Dla nas ten język brzmi śmiesznie, dla innego narodu to nasz język może tak brzmieć.
Co do tłumaczeń wzniosłych terminów angielskich wydaje mi się, że trzeba po prostu dobrze przeszukać zasoby języka polskiego, a na pewno znajdzie się coś równie wzniosłego i brzmiącego równie dobrze, jak nie lepiej.
Wracając do przekleństw: w języku istnieje coś takiego jak zanieczyszczenie pojęcia. Takim prostym przykładem, żeby daleko nie szukać, są polskie słowa ptak i suka, czy też np. angielskie słowo cockpit (niektórzy będą wiedzieli, do czego piję). Poziom 'czystości' danego słowa może mieć wymiar powszechny, jednak czasem to kwestia czysto indywidualna (zależy nierzadko od przynależności do danej grupy społecznej czy też wiedzy człowieka o świecie/kulturze/tematach tabu).
Jak zwykle nieco chaotycznie żem się wypowiedziała 8)
PS. osobiście lubię słowo spierdalaj 8) Zdarza mi sie używać go pieszczotliwie. Sue me 8)
W zasadzie większość słów działa na ludzi z osobna w inny sposób.
W środowisku kiboli przekleństwa stanowią normalne, niczym specjalnym nienacechowane słowa. Ich brak wywołałby pewnie swego rodzaju dysonans podczas rozmowy. Z kolei w środowisku naukowym słowa uznawane (ku rozpaczy ARka) za niestosowne, przekleństwa, nie mają racji bytu, bo są objawem agresji, czyli zwycięstwa emocji nad rozumem.
Nie zmienia to jednak faktu, że mnie wszechobecna cenzura w literaturze czy filmach też trochę mierzi. Nie widzę powodu w cenzurowaniu autora oryginału, skoro jego dzieło zostało dopuszczone do przekładu. To po prostu hipokryzja i deformowanie czyjejś myśli. Sama miałam problem z przetłumaczeniem przekleństw w pewnym zleceniu i nie byłam pewna, co z nimi zrobić, ponieważ tłumacz nad głową ma korektorów i redaktora naczelnego, którzy mogą się do danego 'fuck me running' czy innego 'Jesus fucking Christ in a chicken basket' przetłumaczonego w miarę wiernie porządnie przyczepić (przykłady z tegoż zlecenia). A przecież w takiej literaturze czy filmie użyte słownictwo mówi dużo o charakterze postaci, ba, użyte słownictwo wszędzie świadczy o charakterze, tudzież o pozie jaką przybieramy my lub nasze twory. Język, czy tego chcemy czy nie, jest naszym podstawowym narzędziem komunikacji i wyrażania siebie i wszystkiego innego.
http://hatak.pl/news/6292/FILM_Wspolcze ... telewizji/ <- ciekawy artykuł. Fragment:
W serialu „Dexter”, opowiadającym o policjancie/seryjnym mordercy, tnącym ofiary skalpelem i piłą na kawałki, jest taki dialog między Dexterem a jego siostrą Debrą:
Debra: What the fuck, Dex?
Dexter: What which fuck?
W wolnym tłumaczeniu Debra pyta brata „Co do kurwy?”, a Dexter, nie mając pojęcia, o co chodzi konkretnie jej chodzi, odpowiada: „Co do której kurwy?”. Tymczasem w polskim tłumaczeniu w TVN Debra pyta Dextera: „Co jest?”, na co on odpowiada: „A o co chodzi?”.
Należy nadmienić, że Debra przeklina notorycznie - póki co we wszystkich trzech sezonach. Laska ma to po prostu we krwi, ale polskie tłumaczenie tę laskę 'niestety' nieźle 'utemperowało'.
Disu: True, języki się przenikają i nie ma w tym nic złego, pod warunkiem, że większość posługująca się danym językiem to akceptuje. Przecież żadne słowo nie było by w stanie zadomowić się w danym języku, gdyby nie było używane. To jasne, że użytkowicy języka decydują o jego kształcie i bronienie czegoś na siłę może nic nie dać. Osobiście jednak uważam, ze wprowadzanie nowych słów do języka to nie to samo co deformowanie istniejących słów pod względem gramatycznym i ortograficznym i takie procedery powinno się tępić :P Co do przekleństw i słabości, to coś w tym jest. To coś jak problem z samokontrolą, ale zależy też, w jakich sytuacjach one się pojawiają (np. w gniewie).
Alienka: czytam Twoje posty z czystą przyjemnością >_>
Serek: ja uwielbiam słowo 'oż!' Kojarzy mi się głównie z komiksem z czarnymi glanami w tle :]
Usi: *huuuuuuuuuuug* Boski przykład z Rambo po czesku. Moja mama kiedyś stwierdziła, że Rambo po czesku to komedia i nie sposób się z tym nie zgodzić. Dla nas ten język brzmi śmiesznie, dla innego narodu to nasz język może tak brzmieć.
Co do tłumaczeń wzniosłych terminów angielskich wydaje mi się, że trzeba po prostu dobrze przeszukać zasoby języka polskiego, a na pewno znajdzie się coś równie wzniosłego i brzmiącego równie dobrze, jak nie lepiej.
Wracając do przekleństw: w języku istnieje coś takiego jak zanieczyszczenie pojęcia. Takim prostym przykładem, żeby daleko nie szukać, są polskie słowa ptak i suka, czy też np. angielskie słowo cockpit (niektórzy będą wiedzieli, do czego piję). Poziom 'czystości' danego słowa może mieć wymiar powszechny, jednak czasem to kwestia czysto indywidualna (zależy nierzadko od przynależności do danej grupy społecznej czy też wiedzy człowieka o świecie/kulturze/tematach tabu).
Jak zwykle nieco chaotycznie żem się wypowiedziała 8)
PS. osobiście lubię słowo spierdalaj 8) Zdarza mi sie używać go pieszczotliwie. Sue me 8)
My boy builds coffins, he makes them all day
But it's not just for work and it isn't for play
He's made one for himself, one for me too
One of these days he'll make one for you
For you
For you
For you
But it's not just for work and it isn't for play
He's made one for himself, one for me too
One of these days he'll make one for you
For you
For you
For you
Re: I co z tym polskim?
Fuck no! Mogę pojąć środowiska "akademyckie" z tym całym zwyciężaniem rozumu nad emocje... ale prędzej sobie nogę złamię niż pozwolę nakleić przekleństwom nalepkę "dla tępych i agresywnych". Nie, nie i jeszcze raz nie, moi kochani poprawni przyjaciele. Tępi i agresywni nie potrafią nawet używać przekleństw. Ich obrzydliwe próby nawiązania komunikacji w stadzie nie wypelniają słowa, tylko podłużne "eeee" "yyyyy" "tego noooooo" i jąkanie się na połowie słów. Ci ludzie nawet nie rozumieją znaczenia przekleństw, gdyż sypią nimi bez sensu, ładu czy składu. Jeśli ktoś sie decyduje na powiedzenie "kurwa" w celu innym niż zaznaczenie tej pani na drodze, to robi to z rozbawienia, złości, zdumienia. Używanie wulgaryzmu jako przecinka sprawia, że dresy zaliczają fail za samo failowanie.
Niestety, żyjemy w czasach nowego widma pokrywającego Europę: poprawności politycznej. Dopiero niedawno zacząłem zauważać, że np w filmach gdzie flaki fruwają jak szalone, lektorzy radośnie tłumaczą różnoradne faki i assy za pomocą kurczaków i (zgrozo) pup. Upupianie, nie da się ukryć. Niedługo będą mnie próbowali zmusić do mówienia "wyznawca judaizmu" zamiast prostego "żyd"; tak samo robią ze słowem, akurat polski przykład, murzyn. Inny przykład to chore próby w kochanym USA do wykorzenienia słowa "retard" albo nawet "retarded person" z języka. Bo rani to uczucia. Chociaż od cholera wie jak dawna termin "mental retardation" był używany w encyklopediach, podręcznikach medycznych etc itp. Święty jezu na bananie...
Słowo cockpit? Ależ Sao, teraz to jest "flight deck" bodajże. Po co w końcu używać takiego bogatego, soczystego słówka jakim jest cockpit.
Zgodzę się, że dodawanie słów do języka nie jest jakimś przerażającym i potwornym procesem. Zniekształcanie jednak słów i ich znaczenia już tak. Inny przykład takiego zachowania to chociażby problem (dla wielu) z poszłem-poszedłem. Co mnie zdumiało, to że coraz więcej osób zaczyna mi wmawiać, że dlatego bo wiele osób mówiło złą formę, to zmieniono znaczenie tak aby pasowało. Bogowie brońcie...
Niestety, żyjemy w czasach nowego widma pokrywającego Europę: poprawności politycznej. Dopiero niedawno zacząłem zauważać, że np w filmach gdzie flaki fruwają jak szalone, lektorzy radośnie tłumaczą różnoradne faki i assy za pomocą kurczaków i (zgrozo) pup. Upupianie, nie da się ukryć. Niedługo będą mnie próbowali zmusić do mówienia "wyznawca judaizmu" zamiast prostego "żyd"; tak samo robią ze słowem, akurat polski przykład, murzyn. Inny przykład to chore próby w kochanym USA do wykorzenienia słowa "retard" albo nawet "retarded person" z języka. Bo rani to uczucia. Chociaż od cholera wie jak dawna termin "mental retardation" był używany w encyklopediach, podręcznikach medycznych etc itp. Święty jezu na bananie...
Słowo cockpit? Ależ Sao, teraz to jest "flight deck" bodajże. Po co w końcu używać takiego bogatego, soczystego słówka jakim jest cockpit.
Zgodzę się, że dodawanie słów do języka nie jest jakimś przerażającym i potwornym procesem. Zniekształcanie jednak słów i ich znaczenia już tak. Inny przykład takiego zachowania to chociażby problem (dla wielu) z poszłem-poszedłem. Co mnie zdumiało, to że coraz więcej osób zaczyna mi wmawiać, że dlatego bo wiele osób mówiło złą formę, to zmieniono znaczenie tak aby pasowało. Bogowie brońcie...
Screw you guys, I'm going home!