Wylądowali z trzaśnięciem w portalu na Foorstin. Mieli farta, bo było to akurat przejście które otworzyła Kirke.
-Doskonale. Widzę, że masz coś do załatwienia. – wiedźma spojrzała spod oka na generała.
Półwampir nadal wściekły ruszył przed siebie. Miał zamiar sprawdzić koordynaty i natychmiast lecieć do Ponurego Zamczyska.
-Raflik. – Chimeria zatrzymała półwampira przy wyjściu. – Dziękuję, że po mnie poleciałeś. – klepnęła go w plecy i pobiegła korytarzem. Ach mężczyźni. Że też trzeba ich ciągle kontrolować.
Ich drogi rozeszły się, a wiedźma ruszyła do centrum dowodzenia. Serdecznie przywitawszy się z niemało zaskoczoną Kirke, zamknęła otworzony portal i siadła do nadania komunikatu.
-No moje misie. Od dziś przez czas jakiś nie bijemy Psiej Ligi. Powtarzam: nie bijemy Psioligowców. Chyba, że proszą. Nagrody za wytrwałość będą duże, a potem pojedziemy wszyscy na grabieżą wycieczkę poza układ. Tymczasem całą resztę można traktować jak leci. Ogłaszam stan Wolnej Ręki.
Chimeria rzuciła okiem na stan Ponurego Zamczyska i oniemiała. Nie było jej kilkadziesiąt godzin, a tam rozpierdol na całego.
Usiadła masując skronie.
-Na ile sposobów mogę skrzywdzić Caia tak, aby go nie zabić? – pytała samą siebie. – Łamanie kołem? Obdarcie ze skóry? Poucinanie kończyn? Czytanie harlequina albo instrukcji zmywarki?
-Coś kreatywność cię opuściła moja droga. – rzekła z rozbawieniem Kirke.
-Masz coś lepszego? Może dasz mu buziaka swoim dzióbskiem?
-Ależ skąd. Mam za to dziecinny basen na wodę i szczotkę.
-Chcesz go… wykąpać?
-Ba. Nawet zęby umyć.
Chimeria liczyła, że telepatyczna wiadomość z ostrzeżeniem odpowiednio szybko dotrze do każdego z członków CA.
*
Tymczasem baronowa i Crow znaleźli goblina leżącego przy dużej, pustej już beczce po piwie. Śmierdział przeokrutnie, czkał przez sen, a brudny bandaż na kikucie ręki wskazywał porządne zakażenie.
-Ty go dotykasz. – mruknęła Catherine patrząc wymownie na Crowa.
*
-Kirke, jest kilka spraw do załatwienia, nie mogę być wszędzie na raz, a tym popaprańcom nie mogę zaufać. - wiedźma spojrzała poważnie na towarzyszkę. - Pakuj manatki i wybranych ludzi. Kierunek: Górne Ry'leh.
Postawimy Valhallę
Re: Postawimy Valhallę
Wymknięcie się i ukrycie pośród uliczek Idiren i wmieszanie się wtłum mieszkańców było stosunkowo prostym zadaniem. Wymagało dwóch rozbitych łbów i przehandlowania jednej z gaśnic na nieco zaniedbaną banthę. Jawowie próbowali się targować przez kilka minut nim zniecierpliwiony Vhriz nie złapał jednego z nich i potrzymał go na wyciągniętej ręce przez resztę procesu negocjacji. Niscy wzrostem szabrownicy nie ucierpieli, a środek gaśniczy, niewiedzieć czemu skuteczny wobec ich rasy środek odurzający, zrekompensował wszelkie niewygody.
Posiadwszy środek transportu i pakiet informacji Vhriz rozpoczął ostrożny rekonesans przyczułka Sojuszu.
Baza, rozsądnie, wkopana była całkiem głęboko poniżej poziom gruntu, rozwiązując większość problemów związanych z pustynnym klimatem. Kwestię nieproszonych gości załatwała kombinacja wież strażniczych, kilku barier z siatki pod napięciem i jeden mur najeżony automatycznymi działkami. Posterunek był, delikatnie mówiąc, twierdzą, ale oddelegowani to żołdacy po latach obecności na planecie woleli dmuchać na zimne. I strzelać do wszystkiego co nie potwierdziło swojej tożsamości co trzeci krok w trakcie zbliżania się do bazy.
===
Vhriz stłumił kichnięcie czystą siłą woli. Pył jednak nie ustępował - drow złożył się w pół i niewielkie pomieszczenie wypełnił łoskot.
Strażnik nerwowo przetoczył palcami po kolbie karabinu.
Vhriz, nadal pochylając się, uśmiechnął się na chwilę. Gdy wyprostował się do pionu, na jego twarzy malowało się przerażenie i rezygnacja.
więźniarka sunęła gładko ponad traktem w stronę posterunku. Więzień, złapany przy próbie zakupu transportu z tej kuli piachu, próbował stawiać opór to pierwszego uderzenia w żołądek. Teraz, z rękoma skutymi za plecami i pozbawiony zarówno płaszcza jak i torby z, jak to określał raport, "górą złomu z sandcrawlera", zmierzał pod przymusem w stronę celu.
===
Nim Kirke zdołała odpowiedzieć, sygnał komlinka wypełnił pomieszczenie.
-Tak?- Chimeria zniecierpliwiona wyładowała część frustracji na urządzeniu- lepiej żeby to było ważne.
-Osobnik imieniem Wgryz został pojmany przed godziną w jednym z barów Idiren i zgodnie z ogólnym rozkazem jest transportowany na przesłuchanie - głos po drugiej stronie był nieco cierpki i zawierał może odrobinę kpiącego humoru. Lokalny regiment był bandą naprawdę twardych skurczybyków - dostarczyć czy rozstrzelać na miejscu?
Chimeria zmrużyła oczy w nagłym przebłysku zaniepokojenia. Zaraz...
Posiadwszy środek transportu i pakiet informacji Vhriz rozpoczął ostrożny rekonesans przyczułka Sojuszu.
Baza, rozsądnie, wkopana była całkiem głęboko poniżej poziom gruntu, rozwiązując większość problemów związanych z pustynnym klimatem. Kwestię nieproszonych gości załatwała kombinacja wież strażniczych, kilku barier z siatki pod napięciem i jeden mur najeżony automatycznymi działkami. Posterunek był, delikatnie mówiąc, twierdzą, ale oddelegowani to żołdacy po latach obecności na planecie woleli dmuchać na zimne. I strzelać do wszystkiego co nie potwierdziło swojej tożsamości co trzeci krok w trakcie zbliżania się do bazy.
===
Vhriz stłumił kichnięcie czystą siłą woli. Pył jednak nie ustępował - drow złożył się w pół i niewielkie pomieszczenie wypełnił łoskot.
Strażnik nerwowo przetoczył palcami po kolbie karabinu.
Vhriz, nadal pochylając się, uśmiechnął się na chwilę. Gdy wyprostował się do pionu, na jego twarzy malowało się przerażenie i rezygnacja.
więźniarka sunęła gładko ponad traktem w stronę posterunku. Więzień, złapany przy próbie zakupu transportu z tej kuli piachu, próbował stawiać opór to pierwszego uderzenia w żołądek. Teraz, z rękoma skutymi za plecami i pozbawiony zarówno płaszcza jak i torby z, jak to określał raport, "górą złomu z sandcrawlera", zmierzał pod przymusem w stronę celu.
===
Nim Kirke zdołała odpowiedzieć, sygnał komlinka wypełnił pomieszczenie.
-Tak?- Chimeria zniecierpliwiona wyładowała część frustracji na urządzeniu- lepiej żeby to było ważne.
-Osobnik imieniem Wgryz został pojmany przed godziną w jednym z barów Idiren i zgodnie z ogólnym rozkazem jest transportowany na przesłuchanie - głos po drugiej stronie był nieco cierpki i zawierał może odrobinę kpiącego humoru. Lokalny regiment był bandą naprawdę twardych skurczybyków - dostarczyć czy rozstrzelać na miejscu?
Chimeria zmrużyła oczy w nagłym przebłysku zaniepokojenia. Zaraz...
Last edited by Caerth on Wed Oct 09, 2013 9:59 pm, edited 1 time in total.
My soul is still the same
But it has many names
But it has many names
Re: Postawimy Valhallę
Prom DSS Llewellyn A wyglądał, jakby wyleciał z szalonej wojny stołówkowej po oberwaniu gigantycznym kawałkiem galarety. Mazoku spojrzał na niespodziewanego "pasażera" na przedniej szybie.
- Podziwiam pańską wytrwałość, Agencie James - powiedział, mając nadzieję, że stwór wyczuje drgania powietrza przez poszycie statku. Po czym zwrócił się do pilota promu: - Możemy ich przenieść do ładowni?
Pilotem była drobna kobieta o długich i całkiem zadbanych (jak na warunki na pokładzie statku) kasztanowych włosach spiętych z tyłu głowy paroma strategicznie rozmieszczonymi spinkami. Obróciła głowę powoli. W jej oczach widać było lekki szok.
- R-raczej tak - odpowiedziała po lekkim zawahaniu. - Ale pokładowy teleporter może mieć problemy z wyodrębnieniem sygnatury tego... tego czegoś.
Mazoku podrapał się po głowie. Nie mógł sobie przypomnieć jak miała na imię, za dużo twarzy na raz.
- OK. Zajmę się tym, w końcu powiedziałem, że mu pomogę.
Abigail! Tak chyba się nazywała. Demon potrząsnął głową i skupił myśli na jednym torze. Choć pokładowe sensory promu nie nadawały się najlepiej do wyodrębnienia DNA kilku połączonych istot, nie było to problemem w wymiarze astralnym - tam każdy byt jest oddzielny, obojętnie jak bardzo pomieszane by nie były jego komórki w świecie rzeczywistym.
Mazoku rozpostarł palce prawej dłoni i oparł je o ekran swojej konsoli. Pozwolił swoim myślom płynąć bezpośrednio do pokładowego komputera, kształtując pętle i subrutyny programu teleportacji według swojej woli.
- Um... - powiedziała zaskoczona Abigail, zerkając na swoje przyrządy. - Trzy cele namierzone.
- Dajesz - mruknął demon.
Galareta na przedniej szybie zabłysnęła błękitnym światłem i zniknęła. Z ładowni, która była zaraz za kokpitem - prom nie był szczególnie duży, dobiegły trzy plaśnięcia. Siedzący z tyłu członkowie załogi, w tym Mazoku, poderwali się z foteli i poszli do tyłu.
Na pokładzie ładowni leżeli Aaron i Bob, a nad nimi stał nieco chybotliwie James, starając się zachować pokerową twarz. Wszyscy byli oblepieni śluzem, ale wyglądali na całych.
- Bleaugh... - odezwał się James. Z jego otwartych ust wypłynął pokaźny strumień galaretowatej mazi. Wypluł ją do końca i odchrząknął kilka razy. - Przepraszam. Chciałem powiedzieć: dziękuję. Oto drugi list, który Lady Noire nakazała mi przekazać.
Wyciągnął rękę z kopertą. Wyglądała jeszcze gorzej niż poprzednia. Mazoku wziął ją i wyciągnął pomięty list. Na szczęście był krótki.
- Znakomicie, Agencie Grey. Witam w załodze DSS Llewellyn - rzekł raźnie. - Pozwoli Pan, że zachowamy uścisk dłoni na później?
- Naturalnie.
- Sir! - przerwał im głos z kokpitu. - Zbliżamy się do szczątków.
---
Z HMS Zuz nie pozostało wiele. Okręt musiał odejść z tego świata w efektownej eksplozji, gdyż pozostał po nim ledwie obłok pojedynczych fragmentów. Największe były wielkości może dużej ciężarówki. Błyszczały malowniczo w słońcu planety. Wróć. Część nawet nie odbijała światła, gdyż wciąż nie zdążyła wypromieniować całej energii i świeciła własnym pomarańczowo-czerwonym blaskiem.
- Co z drugim promem? - spytał Mazoku.
- Są przed nami - odpowiedział drugi pilot, Abigail była zbyt skupiona na prowadzeniu statku.
- Kurczę, nieźle rozrzuciło te kawałki - wtrącił Nefeh, siedzący na fotelu obok swojego pana. - Czyżby eksplozja reaktora? Nie wygląda, jakby ktokolwiek miał szansę przeżyć.
Demon kiwnął głową i wcisnął przycisk na swojej konsoli.
- Poruczniku Hendricks? - rzucił do mikrofonu.
Z głośników dobiegł zestaw pisków i szumów, któremu chwilę zajęło przeistoczenie się w głos z drugiego statku. Zakłócenia były spore, co nie było dziwne przy ilości energii, jaka musiała zostać tu uwolniona.
- ...na trajektorii - wycharczał głos Hendricksa. - Pełny skan. Przesyłam wszystk... na bieżąco do was. Zbliżamy się... pierwszych szczątków.
Mazoku spojrzał w skupieniu na plamkę kilkaset kilometrów przed nimi, która musiała być drugim promem.
- Specjalisto Gogle, odbieramy coś? - zwrócił się do technika w okularach.
- Tak. Nasze skanery też pracują... Oj.
Gogle nagle ucichł i zaczął szybko wodzić oczami po swoim ekranie.
- Ojojojoj...
- Oj nie brzmi dobrze - mruknął Mazoku.
- Sir, proszę spojrzeć na kształt tej chmury.
Obłok, jaki tworzyły pozostałości po HMS Zuz, nie miał regularnej formy. Przypominał wydłużoną meduzę - z wyraźnym korpusem i zdeformowaną plątaniną macek. Co ciekawe cała formacja była ustawiona "tyłem" - czyli mackami naprzód - do kierunku, w jakim się poruszała.
Mazoku nagle zrozumiał.
- Poruszali się z prędkością nadświetlną, kiedy nastąpiła eksplozja.
- Tak - potwierdził Gogle drżącym głosem. - Nastąpił kolaps bańki Alcubierre'a. Sir, ten obłok jest pełny anomalii grawitacyjnych - riftów, wirów, mikro czarnych dziur... Jak pole minowe...
- ...w które właśnie wleciał Hendricks - demon wdusił ponownie przycisk na swojej konsoli. - Poruczniku? - Cisza, przerywana trzaskami. - Prom A do promu B?
Głośniki zacharczały i dobiegł z nich zduszony głos Hendricksa:
- ...na trajektorii... Pełny skan... na bieżąco do was...
Po czym z głośników zabrzmiał ogłuszający pisk i plamka, którą był drugi prom, zamieniła się w oślepiający, niczym magnezowa flara, rozblask.
- Zmiana kursu, natychmiast! - rzucił Mazoku. - Abigail, zabierz nas dookoła tego cholerstwa.
- S-sir... - odezwała się pilotka drżącym głosem. - Awaryjna teleportacja na Llewellyna... Powinni się uratować, ale nie mam... nie mam...
- Obawiam się, że kiedy opuszczałem DSS Llewellyn, pokładowy system transportu nie został jeszcze naprawiony - rozległ się poważny głos Jamesa. Stał w przejściu do ładowni, opierając się o stalową framugę.
Abigail zapadła się w swój fotel. Po jej policzku pociekła pojedyncza łza. Mazoku spojrzał na resztę załogi - nie wyglądali lepiej, ale pilotkę strata towarzyszy wydawała się dotknąć najbardziej.
- Prawdopodobnie wszyscy nie żyją - dodał dobitnie agent.
- Tym bardziej nie powinniśmy lecieć w ich ślady - Mazoku starał się zapanować nad sytuacją. Podszedł do fotela drugiego pilota. - Mac, przejmij stery.
Obłok szczątków, rozświetlony dodatkowo nieblednącym śladem ostatniej eksplozji, przepłynął łagodnie na prawą stronę widoku zza przedniej szyby. Prom A szerokim łukiem okrążał cmentarzysko teraz już dwóch statków.
---
- Po analizie rozrzutu szczątków i porównaniu fragmentów, które udało nam się zidentyfikować, z planem HMS Zuz wydaje mi się, że mamy szansę znaleźć rejestrator lotu w tych okolicach.
Specjalista Gogle wskazał palcem punkt na ekranie przed Mazoku. Demon zastąpił Abigail na fotelu pilota. Dziewczyna siedziała na podłodze z tyłu, wpatrzona w swoje buty. Od wypadku nie odezwała się słowem.
- To na krawędzi obszaru anomalii - kontynuował technik. - Ale powinniśmy być bezpieczni.
- Mamy na tyle dużo odczytów, że może dałoby się przekonfigurować nasze tarcze? - zaproponował Mac, który teraz przejął wszystkie obowiązki pilotowania promu.
- Dobra myśl. Zajmę się tym od razu.
Mazoku kiwnął głową. Minęła już prawie godzina od katastrofy drugiego promu i załoga, choć wyraźnie wstrząśnięta, dawała sobie radę nadzwyczaj dobrze. Wybrał właściwych ludzi.
Pozostawała tylko pilotka...
- Abigail i Hendricks byli najlepszymi przyjaciółmi już jak ich poznałem - odezwał się nieoczekiwanie Mac. - Razem wstąpili do floty.
- Rozumiem - mruknął demon.
---
- Cel namierzony!
W ładowni rozbłysło błękitne światło i obok dwóch wciąż nieprzytomnych załogantów Llewellyna, których James zabrał ze sobą, zmaterializował się szary sześcienny kontener wielkości niewielkiego samochodu, z mrugającymi intensywnie na pomarańczowo światłami na każdej ścianie.
- Czarna skrzynka HMS Zuz - powiedział Mazoku.
- Muszą być nieźle zbudowane, wygląda jakby dopiero wyjechała z fabryki - dodał Nefeh, obchodząc obiekt dookoła.
Specjalista Gogle zbliżył się ostrożnie do sześcianu, wyciągając na odległość ramienia urządzenie, przypominające pilota od telewizora.
- Mają własny generator pola energetycznego. Skupione na tak niewielkim obiekcie jest praktycznie nie do pokonania - wyjaśnił wciskając przycisk na swoim gadżecie. Światła na ścianach skrzynki zgasły. - Teraz możemy dowiedzieć się dokładnie, jak wyglądały ostatnie chwile HMS Zuz.
- Świetna robota - pochwalił Mazoku. - Nic więcej tu nie zdziałamy, wracamy na Llewellyna. Mam nadzieję, że było warto.
- Podziwiam pańską wytrwałość, Agencie James - powiedział, mając nadzieję, że stwór wyczuje drgania powietrza przez poszycie statku. Po czym zwrócił się do pilota promu: - Możemy ich przenieść do ładowni?
Pilotem była drobna kobieta o długich i całkiem zadbanych (jak na warunki na pokładzie statku) kasztanowych włosach spiętych z tyłu głowy paroma strategicznie rozmieszczonymi spinkami. Obróciła głowę powoli. W jej oczach widać było lekki szok.
- R-raczej tak - odpowiedziała po lekkim zawahaniu. - Ale pokładowy teleporter może mieć problemy z wyodrębnieniem sygnatury tego... tego czegoś.
Mazoku podrapał się po głowie. Nie mógł sobie przypomnieć jak miała na imię, za dużo twarzy na raz.
- OK. Zajmę się tym, w końcu powiedziałem, że mu pomogę.
Abigail! Tak chyba się nazywała. Demon potrząsnął głową i skupił myśli na jednym torze. Choć pokładowe sensory promu nie nadawały się najlepiej do wyodrębnienia DNA kilku połączonych istot, nie było to problemem w wymiarze astralnym - tam każdy byt jest oddzielny, obojętnie jak bardzo pomieszane by nie były jego komórki w świecie rzeczywistym.
Mazoku rozpostarł palce prawej dłoni i oparł je o ekran swojej konsoli. Pozwolił swoim myślom płynąć bezpośrednio do pokładowego komputera, kształtując pętle i subrutyny programu teleportacji według swojej woli.
- Um... - powiedziała zaskoczona Abigail, zerkając na swoje przyrządy. - Trzy cele namierzone.
- Dajesz - mruknął demon.
Galareta na przedniej szybie zabłysnęła błękitnym światłem i zniknęła. Z ładowni, która była zaraz za kokpitem - prom nie był szczególnie duży, dobiegły trzy plaśnięcia. Siedzący z tyłu członkowie załogi, w tym Mazoku, poderwali się z foteli i poszli do tyłu.
Na pokładzie ładowni leżeli Aaron i Bob, a nad nimi stał nieco chybotliwie James, starając się zachować pokerową twarz. Wszyscy byli oblepieni śluzem, ale wyglądali na całych.
- Bleaugh... - odezwał się James. Z jego otwartych ust wypłynął pokaźny strumień galaretowatej mazi. Wypluł ją do końca i odchrząknął kilka razy. - Przepraszam. Chciałem powiedzieć: dziękuję. Oto drugi list, który Lady Noire nakazała mi przekazać.
Wyciągnął rękę z kopertą. Wyglądała jeszcze gorzej niż poprzednia. Mazoku wziął ją i wyciągnął pomięty list. Na szczęście był krótki.
- Znakomicie, Agencie Grey. Witam w załodze DSS Llewellyn - rzekł raźnie. - Pozwoli Pan, że zachowamy uścisk dłoni na później?
- Naturalnie.
- Sir! - przerwał im głos z kokpitu. - Zbliżamy się do szczątków.
---
Z HMS Zuz nie pozostało wiele. Okręt musiał odejść z tego świata w efektownej eksplozji, gdyż pozostał po nim ledwie obłok pojedynczych fragmentów. Największe były wielkości może dużej ciężarówki. Błyszczały malowniczo w słońcu planety. Wróć. Część nawet nie odbijała światła, gdyż wciąż nie zdążyła wypromieniować całej energii i świeciła własnym pomarańczowo-czerwonym blaskiem.
- Co z drugim promem? - spytał Mazoku.
- Są przed nami - odpowiedział drugi pilot, Abigail była zbyt skupiona na prowadzeniu statku.
- Kurczę, nieźle rozrzuciło te kawałki - wtrącił Nefeh, siedzący na fotelu obok swojego pana. - Czyżby eksplozja reaktora? Nie wygląda, jakby ktokolwiek miał szansę przeżyć.
Demon kiwnął głową i wcisnął przycisk na swojej konsoli.
- Poruczniku Hendricks? - rzucił do mikrofonu.
Z głośników dobiegł zestaw pisków i szumów, któremu chwilę zajęło przeistoczenie się w głos z drugiego statku. Zakłócenia były spore, co nie było dziwne przy ilości energii, jaka musiała zostać tu uwolniona.
- ...na trajektorii - wycharczał głos Hendricksa. - Pełny skan. Przesyłam wszystk... na bieżąco do was. Zbliżamy się... pierwszych szczątków.
Mazoku spojrzał w skupieniu na plamkę kilkaset kilometrów przed nimi, która musiała być drugim promem.
- Specjalisto Gogle, odbieramy coś? - zwrócił się do technika w okularach.
- Tak. Nasze skanery też pracują... Oj.
Gogle nagle ucichł i zaczął szybko wodzić oczami po swoim ekranie.
- Ojojojoj...
- Oj nie brzmi dobrze - mruknął Mazoku.
- Sir, proszę spojrzeć na kształt tej chmury.
Obłok, jaki tworzyły pozostałości po HMS Zuz, nie miał regularnej formy. Przypominał wydłużoną meduzę - z wyraźnym korpusem i zdeformowaną plątaniną macek. Co ciekawe cała formacja była ustawiona "tyłem" - czyli mackami naprzód - do kierunku, w jakim się poruszała.
Mazoku nagle zrozumiał.
- Poruszali się z prędkością nadświetlną, kiedy nastąpiła eksplozja.
- Tak - potwierdził Gogle drżącym głosem. - Nastąpił kolaps bańki Alcubierre'a. Sir, ten obłok jest pełny anomalii grawitacyjnych - riftów, wirów, mikro czarnych dziur... Jak pole minowe...
- ...w które właśnie wleciał Hendricks - demon wdusił ponownie przycisk na swojej konsoli. - Poruczniku? - Cisza, przerywana trzaskami. - Prom A do promu B?
Głośniki zacharczały i dobiegł z nich zduszony głos Hendricksa:
- ...na trajektorii... Pełny skan... na bieżąco do was...
Po czym z głośników zabrzmiał ogłuszający pisk i plamka, którą był drugi prom, zamieniła się w oślepiający, niczym magnezowa flara, rozblask.
- Zmiana kursu, natychmiast! - rzucił Mazoku. - Abigail, zabierz nas dookoła tego cholerstwa.
- S-sir... - odezwała się pilotka drżącym głosem. - Awaryjna teleportacja na Llewellyna... Powinni się uratować, ale nie mam... nie mam...
- Obawiam się, że kiedy opuszczałem DSS Llewellyn, pokładowy system transportu nie został jeszcze naprawiony - rozległ się poważny głos Jamesa. Stał w przejściu do ładowni, opierając się o stalową framugę.
Abigail zapadła się w swój fotel. Po jej policzku pociekła pojedyncza łza. Mazoku spojrzał na resztę załogi - nie wyglądali lepiej, ale pilotkę strata towarzyszy wydawała się dotknąć najbardziej.
- Prawdopodobnie wszyscy nie żyją - dodał dobitnie agent.
- Tym bardziej nie powinniśmy lecieć w ich ślady - Mazoku starał się zapanować nad sytuacją. Podszedł do fotela drugiego pilota. - Mac, przejmij stery.
Obłok szczątków, rozświetlony dodatkowo nieblednącym śladem ostatniej eksplozji, przepłynął łagodnie na prawą stronę widoku zza przedniej szyby. Prom A szerokim łukiem okrążał cmentarzysko teraz już dwóch statków.
---
- Po analizie rozrzutu szczątków i porównaniu fragmentów, które udało nam się zidentyfikować, z planem HMS Zuz wydaje mi się, że mamy szansę znaleźć rejestrator lotu w tych okolicach.
Specjalista Gogle wskazał palcem punkt na ekranie przed Mazoku. Demon zastąpił Abigail na fotelu pilota. Dziewczyna siedziała na podłodze z tyłu, wpatrzona w swoje buty. Od wypadku nie odezwała się słowem.
- To na krawędzi obszaru anomalii - kontynuował technik. - Ale powinniśmy być bezpieczni.
- Mamy na tyle dużo odczytów, że może dałoby się przekonfigurować nasze tarcze? - zaproponował Mac, który teraz przejął wszystkie obowiązki pilotowania promu.
- Dobra myśl. Zajmę się tym od razu.
Mazoku kiwnął głową. Minęła już prawie godzina od katastrofy drugiego promu i załoga, choć wyraźnie wstrząśnięta, dawała sobie radę nadzwyczaj dobrze. Wybrał właściwych ludzi.
Pozostawała tylko pilotka...
- Abigail i Hendricks byli najlepszymi przyjaciółmi już jak ich poznałem - odezwał się nieoczekiwanie Mac. - Razem wstąpili do floty.
- Rozumiem - mruknął demon.
---
- Cel namierzony!
W ładowni rozbłysło błękitne światło i obok dwóch wciąż nieprzytomnych załogantów Llewellyna, których James zabrał ze sobą, zmaterializował się szary sześcienny kontener wielkości niewielkiego samochodu, z mrugającymi intensywnie na pomarańczowo światłami na każdej ścianie.
- Czarna skrzynka HMS Zuz - powiedział Mazoku.
- Muszą być nieźle zbudowane, wygląda jakby dopiero wyjechała z fabryki - dodał Nefeh, obchodząc obiekt dookoła.
Specjalista Gogle zbliżył się ostrożnie do sześcianu, wyciągając na odległość ramienia urządzenie, przypominające pilota od telewizora.
- Mają własny generator pola energetycznego. Skupione na tak niewielkim obiekcie jest praktycznie nie do pokonania - wyjaśnił wciskając przycisk na swoim gadżecie. Światła na ścianach skrzynki zgasły. - Teraz możemy dowiedzieć się dokładnie, jak wyglądały ostatnie chwile HMS Zuz.
- Świetna robota - pochwalił Mazoku. - Nic więcej tu nie zdziałamy, wracamy na Llewellyna. Mam nadzieję, że było warto.
Your favourite fearless hero.
Re: Postawimy Valhallę
Wysoka orbita Khaj’Litt
Eris obiecała dostarczyć Steigerowi wszystko czego zażądał w zamian za wyśledzenie statków ZCMu. Czego kapitan Freii nie wiedział, to iż obietnica była pusta. Bez gruntownej przebudowy okrętu jak i zmiany załogi w hybrydy nie będzie w stanie korzystać z technologii Roju. Eris domyślała się ze Steiger na taki krok nie zdobędzie się. Jeszcze nie teraz.
------------------------------------------------------
Kiedy myśliwiec rozpoczął swój taniec wokół kadłuba Freii, hybryda stała obok Steigera na mostku korwety. Dzięki bezpośredniemu połączeniu ze stacją i jej masywnymi sieciami czujników miała nieco lepszy pogląd na to co się działo. W miarę jak kolejny systemy dokonywały startu liczba dostępnych danych wzrastała.
]]] Rozruch w pełni zakończony. Trzy obiekty w perymetrze bezpośredniego zagrożenia stacji.
]]] Morlocki krążownik klasa nieznana. Stopień zagrożenia 7.
]]] Korweta Imperialna klasy Repulse. Konstrukcja modyfikowana. Stopień zagrożenia 1.5.
]]] Myśliwiec typu naglarfar. Standardowa konstrukcja. Stopeń zagrożenia 0.001.
]]] Systemy bojowe aktywne, skanowanie aktywne. Cele wyznaczone. Gotowość otwarcia ognia 100%.
Eris przekazała stacji wstrzymanie działań bojowych, była ciekawa co też pilot naglarfara zrobi.
Efekty działania Morloka przyszły szybciej niż mogła się spodziewać. Uderzenie w osłony Temporis Semperrum spodziewała się widząc wcześniej po jakiej trajektorii porusza się echo podprzestrzenie zamaskowanego krążownika. Zaskoczyło ją to co nastąpiło tuż po uderzeniu.
Impuls psoniczny był bardzo silny i bezpośrednio skierowany nie na nią, a na Steigera. Diabły coś chciały od kapitana Frei a Eris nie zamierzała stać bezczynnie i przyglądać się jak szperają w jaźni jej współpracownika. Obawiała się jedynie co zrobi załoga Frei widząc zamienionego w warzywo dowódce. Miała nadziej że zaczną strzelać dostatecznie późno by dowiedziała się czego diabły szukają w głowie Garreta.
------------------------------------------------------
Z mroku tuż obok Steigera wyłoniła się Eris stając naprzeciwko Sirrah:
- Czy mi się wydaje czy aby przypadkiem nie powinnaś gdzieś tam na Batorze rozkładać się jako zwłoki?
- Plotki o moim zejściu były nieco przereklamowane hybrydo – z obrzydzeniem odpowiedziała diablica, prawie spluwając.
- Eris. - przedstawiciela zgromadzenia ukłoniła się - A gdzie twój brat? Mam nadziej że ma się nieco gożej niż ty!
- Znów cie rozczaruje... hybrydo. Na się nawet lepiej niż ja.
- Przepraszam ze przerywam tak uroczej konwersacji równie uroczych dam ale czy mogłybyście łaskawie spieprzać z mojej głowy!
Hybryda jak i diablica spojrzały na Steigera. Ten momentalnie zapragnął być gdzieś daleko, bardzo daleko.
- Szkoda Sirrah wielka szkoda- Eris westchnęła odwracając wzrok od kapitana. Hybryda należała do osób obdarzonych darem dyplomacji, preferowała proste a co za tym idzie przeważnie siłowe rozwiązania.
- Niektorzy z was mogą pomyśleć, że powtarzam się ale..- Eris wymownie spojrzała na Steigera, ten wlot zrozumiał co zaraz się stanie.
- Znowu? – Garret z rezygnacją wzniósł oczy ku górze.
Eris zignorowała komentarz Steigera
- Daj mi choć jeden powód Diablico dlaczego Scylla nie miałaby zmienić w kosmiczny pył twoich stateczków? Może zaczniemy od myśliwca? Co ty na to Sirrah?
Pierwszy czarny wykwit głowy dark star pojawił się trzydzieści metrów za naglarfarem. Roevean zareagował instynktownie, od momentu kiedy do mentalnej rozmowy weszła hybryda czuł że coś się stanie. Zapadająca się czarna sfera zabrała jedynie ze sobą kilka metrów tylnego statecznika.
Obszar wokół myśliwca stał się stefą wykwitów czarnych obiektów które gwałtownie gasły. Roevean dokonywał niemożliwego w pilotażu unikając kolejnych trafień, co raz uruchamiając napęd natychmiastowy. Jednak liczba cudów wyznaczona na ten dzień dla diabła musiała kiedys się skończyć. Pytanie brzmiało kiedy to nastąpi?
------------------------------------------------------
Tymczasem gdyby ktoś zapusciłļy się do wnętrza stacji Roju, przypadkiem znalazł u wejścia jeden z setek komór usłyszałby ryk cierpienia wydobywający się z dwustu gardeł. Proces warunkowania psychologicznego należał do miłych. Ludzie cierpieli kiedy technikalia roju modelowały na nowo cały układ nerwowy i implantowały wszczepy. Musieli cierpieć. Ból był niezbędny, poddany ogromnemu stresowi organizm uwalniał cały swój potencjał który mógł zostać wykorzystany i zaadoptowany. Żadne zakamarki umysłu nie mogły pozostać wolne od ingerencji Roju.
W tym samym czasie w innej sekcji stacji pierwsze kadłuby Astarothów właśnie wyłaniały się z komór konstrukcyjnych. Krystaliczna materia tworząca ich skorupy powoli zastygała, wewnętrzne aktywne tkanki powoli generowały niezbędne systemy. Jeszcze nie w pełni wytworzone rdzenie dostosowywały się do przyszłych pilotów.
Już wkrótce dwieście zwiadowczych maszyn wyruszy w kosmos by odszukać to co zostało skradzione.
------------------------------------------------------
Kosmiczna pustka zwana Ra(n)domiem
Sfera ciekłej krystalicznej materii wyłoniła się podprzestrzeni kilkaset kilometrów od dryfującej w próżni Satsuki. Jednostka Zgromadzenia szybko wychwyciła mały impuls radiowy i poszybowała na spotkanie.
Zarov z ulga odetchnął patrząc na obrazy wysyłane przez sensory.
- Kobieta i to nawet na swój sposób całkiem ładna. Tylko ta magia. - Nawet przez kilometrowa strefę ochronną czuł jak sączy się przez astral i zatruwa zdrowa tkankę kosmosu. Sprawdził jeszcze raz czy wszystkie systemy pracują sprawnie.
Nie chciał ułatwiać sprawy Satsuki, miał chęć sprawdzić jak ta wypełniona po brzegi magią istota poradzi sobie z krótkim spacerem w próżni. Dlatego też sfera zatrzymała się niecałe pięćdziesiąt metrów od przedstawicielki Agendy. W ścianie na w post Satsuki pojawił szeroki na 20 metrów otwór prowadzący do wnętrza struktury. Kobieta bez najmniejszego wysiłku poszybowała w jego stronę.
------------------------------------------------------
Sergiej miał nadzieje, że przedstawicielka Agendy pozostanie jak najdłużej w środku sfery. Postanowił działać niestandardowo i być nad wyraz uprzejmy oraz kulturalny, w ostatecznym rozrachunku liczyła się każda sekunda zebranych informacji.
Sergiej ukłonił się lekko, do wyłaniającej się zza załomu korytarza przedstawicielki Agnedy.
- Sergiej Zarov, admirał już nie istniejącej floty oraz jeden z nielicznych jeszcze żywych przedstawicieli Zgromadzenia.
- Satsuki Joan Eileth Amber Heather Aeline Hira'min Kyasuminerai, Lewa Ręka Materialnego Namiestnika Agendy. - kobieta wyciągnęła rękę. Sergiej ujął dłoń kobiety i złożył delikatny pocałunek.
- Zapraszam – szerokim gestem prostując się wskazał na otwierające się drzwi prowadzące do wcześniej przygotowanej sali ze stołem.
Nim jeszcze zasiedli Sergiej sięgnął po jedną z butelek wina i nalał do kieliszków rubinowego płynu:
- Na początek proponuje wznieść mały toast za nasze spotkanie. Zgromadzenie nigdy nie miało bezpośredniego kontaktu z Agenda tym bardziej jestem zaszczycony iż mam możliwość rozmowy z Lewa Ręka Materialnego Namiestnika Agendy.
- Dziękuje – odparła Satsuki podnosząc kieliszek – Ja również jestem zaszczycona.
- Zatem, za owocne spotkanie!
W pustej, rozświetlonej jedynie delikatnym blaskiem świec sali rozległ się dźwięk uderzanych o siebie kieliszków.
Eris obiecała dostarczyć Steigerowi wszystko czego zażądał w zamian za wyśledzenie statków ZCMu. Czego kapitan Freii nie wiedział, to iż obietnica była pusta. Bez gruntownej przebudowy okrętu jak i zmiany załogi w hybrydy nie będzie w stanie korzystać z technologii Roju. Eris domyślała się ze Steiger na taki krok nie zdobędzie się. Jeszcze nie teraz.
------------------------------------------------------
Kiedy myśliwiec rozpoczął swój taniec wokół kadłuba Freii, hybryda stała obok Steigera na mostku korwety. Dzięki bezpośredniemu połączeniu ze stacją i jej masywnymi sieciami czujników miała nieco lepszy pogląd na to co się działo. W miarę jak kolejny systemy dokonywały startu liczba dostępnych danych wzrastała.
]]] Rozruch w pełni zakończony. Trzy obiekty w perymetrze bezpośredniego zagrożenia stacji.
]]] Morlocki krążownik klasa nieznana. Stopień zagrożenia 7.
]]] Korweta Imperialna klasy Repulse. Konstrukcja modyfikowana. Stopień zagrożenia 1.5.
]]] Myśliwiec typu naglarfar. Standardowa konstrukcja. Stopeń zagrożenia 0.001.
]]] Systemy bojowe aktywne, skanowanie aktywne. Cele wyznaczone. Gotowość otwarcia ognia 100%.
Eris przekazała stacji wstrzymanie działań bojowych, była ciekawa co też pilot naglarfara zrobi.
Efekty działania Morloka przyszły szybciej niż mogła się spodziewać. Uderzenie w osłony Temporis Semperrum spodziewała się widząc wcześniej po jakiej trajektorii porusza się echo podprzestrzenie zamaskowanego krążownika. Zaskoczyło ją to co nastąpiło tuż po uderzeniu.
Impuls psoniczny był bardzo silny i bezpośrednio skierowany nie na nią, a na Steigera. Diabły coś chciały od kapitana Frei a Eris nie zamierzała stać bezczynnie i przyglądać się jak szperają w jaźni jej współpracownika. Obawiała się jedynie co zrobi załoga Frei widząc zamienionego w warzywo dowódce. Miała nadziej że zaczną strzelać dostatecznie późno by dowiedziała się czego diabły szukają w głowie Garreta.
------------------------------------------------------
Z mroku tuż obok Steigera wyłoniła się Eris stając naprzeciwko Sirrah:
- Czy mi się wydaje czy aby przypadkiem nie powinnaś gdzieś tam na Batorze rozkładać się jako zwłoki?
- Plotki o moim zejściu były nieco przereklamowane hybrydo – z obrzydzeniem odpowiedziała diablica, prawie spluwając.
- Eris. - przedstawiciela zgromadzenia ukłoniła się - A gdzie twój brat? Mam nadziej że ma się nieco gożej niż ty!
- Znów cie rozczaruje... hybrydo. Na się nawet lepiej niż ja.
- Przepraszam ze przerywam tak uroczej konwersacji równie uroczych dam ale czy mogłybyście łaskawie spieprzać z mojej głowy!
Hybryda jak i diablica spojrzały na Steigera. Ten momentalnie zapragnął być gdzieś daleko, bardzo daleko.
- Szkoda Sirrah wielka szkoda- Eris westchnęła odwracając wzrok od kapitana. Hybryda należała do osób obdarzonych darem dyplomacji, preferowała proste a co za tym idzie przeważnie siłowe rozwiązania.
- Niektorzy z was mogą pomyśleć, że powtarzam się ale..- Eris wymownie spojrzała na Steigera, ten wlot zrozumiał co zaraz się stanie.
- Znowu? – Garret z rezygnacją wzniósł oczy ku górze.
Eris zignorowała komentarz Steigera
- Daj mi choć jeden powód Diablico dlaczego Scylla nie miałaby zmienić w kosmiczny pył twoich stateczków? Może zaczniemy od myśliwca? Co ty na to Sirrah?
Pierwszy czarny wykwit głowy dark star pojawił się trzydzieści metrów za naglarfarem. Roevean zareagował instynktownie, od momentu kiedy do mentalnej rozmowy weszła hybryda czuł że coś się stanie. Zapadająca się czarna sfera zabrała jedynie ze sobą kilka metrów tylnego statecznika.
Obszar wokół myśliwca stał się stefą wykwitów czarnych obiektów które gwałtownie gasły. Roevean dokonywał niemożliwego w pilotażu unikając kolejnych trafień, co raz uruchamiając napęd natychmiastowy. Jednak liczba cudów wyznaczona na ten dzień dla diabła musiała kiedys się skończyć. Pytanie brzmiało kiedy to nastąpi?
------------------------------------------------------
Tymczasem gdyby ktoś zapusciłļy się do wnętrza stacji Roju, przypadkiem znalazł u wejścia jeden z setek komór usłyszałby ryk cierpienia wydobywający się z dwustu gardeł. Proces warunkowania psychologicznego należał do miłych. Ludzie cierpieli kiedy technikalia roju modelowały na nowo cały układ nerwowy i implantowały wszczepy. Musieli cierpieć. Ból był niezbędny, poddany ogromnemu stresowi organizm uwalniał cały swój potencjał który mógł zostać wykorzystany i zaadoptowany. Żadne zakamarki umysłu nie mogły pozostać wolne od ingerencji Roju.
W tym samym czasie w innej sekcji stacji pierwsze kadłuby Astarothów właśnie wyłaniały się z komór konstrukcyjnych. Krystaliczna materia tworząca ich skorupy powoli zastygała, wewnętrzne aktywne tkanki powoli generowały niezbędne systemy. Jeszcze nie w pełni wytworzone rdzenie dostosowywały się do przyszłych pilotów.
Już wkrótce dwieście zwiadowczych maszyn wyruszy w kosmos by odszukać to co zostało skradzione.
------------------------------------------------------
Kosmiczna pustka zwana Ra(n)domiem
Sfera ciekłej krystalicznej materii wyłoniła się podprzestrzeni kilkaset kilometrów od dryfującej w próżni Satsuki. Jednostka Zgromadzenia szybko wychwyciła mały impuls radiowy i poszybowała na spotkanie.
Zarov z ulga odetchnął patrząc na obrazy wysyłane przez sensory.
- Kobieta i to nawet na swój sposób całkiem ładna. Tylko ta magia. - Nawet przez kilometrowa strefę ochronną czuł jak sączy się przez astral i zatruwa zdrowa tkankę kosmosu. Sprawdził jeszcze raz czy wszystkie systemy pracują sprawnie.
Nie chciał ułatwiać sprawy Satsuki, miał chęć sprawdzić jak ta wypełniona po brzegi magią istota poradzi sobie z krótkim spacerem w próżni. Dlatego też sfera zatrzymała się niecałe pięćdziesiąt metrów od przedstawicielki Agendy. W ścianie na w post Satsuki pojawił szeroki na 20 metrów otwór prowadzący do wnętrza struktury. Kobieta bez najmniejszego wysiłku poszybowała w jego stronę.
------------------------------------------------------
Sergiej miał nadzieje, że przedstawicielka Agendy pozostanie jak najdłużej w środku sfery. Postanowił działać niestandardowo i być nad wyraz uprzejmy oraz kulturalny, w ostatecznym rozrachunku liczyła się każda sekunda zebranych informacji.
Sergiej ukłonił się lekko, do wyłaniającej się zza załomu korytarza przedstawicielki Agnedy.
- Sergiej Zarov, admirał już nie istniejącej floty oraz jeden z nielicznych jeszcze żywych przedstawicieli Zgromadzenia.
- Satsuki Joan Eileth Amber Heather Aeline Hira'min Kyasuminerai, Lewa Ręka Materialnego Namiestnika Agendy. - kobieta wyciągnęła rękę. Sergiej ujął dłoń kobiety i złożył delikatny pocałunek.
- Zapraszam – szerokim gestem prostując się wskazał na otwierające się drzwi prowadzące do wcześniej przygotowanej sali ze stołem.
Nim jeszcze zasiedli Sergiej sięgnął po jedną z butelek wina i nalał do kieliszków rubinowego płynu:
- Na początek proponuje wznieść mały toast za nasze spotkanie. Zgromadzenie nigdy nie miało bezpośredniego kontaktu z Agenda tym bardziej jestem zaszczycony iż mam możliwość rozmowy z Lewa Ręka Materialnego Namiestnika Agendy.
- Dziękuje – odparła Satsuki podnosząc kieliszek – Ja również jestem zaszczycona.
- Zatem, za owocne spotkanie!
W pustej, rozświetlonej jedynie delikatnym blaskiem świec sali rozległ się dźwięk uderzanych o siebie kieliszków.
USS George Washington - 90 tysiecy ton dyplomacji.
Re: Postawimy Valhallę
WWWJuż od pierwszego spojrzenia na kołtun materiału, z pod którego wystawały kawałki zielonej skóry, widać było, że trop jest ślepy. Równie wiarygodne informacje można było uzyskać od dowolnego pijaka, który może przynajmniej by mniej śmierdział. Mimo to Crow przyklęknął przy nieprzytomnym goblinie, przewrócił jego bezwładne ciało na plecy i zaczął odwijać bandaże.
WWW- Okręt ZCMu, wbrew wszelkim paktom i układom podpisanym przez pokojowo nastawionych zakonników, ostrzeliwuje floty gości konferencji Ellanie – odezwał się nie przerywając pracy. Częściowo do siebie, a częściowo do stojącej z obojętną miną Catharine. – Wkrótce inny maruder kowali zaczyna siać zamęt w sercu układu Chaotic Alliance…
WWW- Na Foorstin kiedyś stacjonowała stocznia ZCMu, ich główna siedziba – podjęła wątek kobieta. – Tyle że to było dawno temu. Nawet jeśli chcieli znaleźć coś w swoich starych śmieciach na pewno nie posiadali wtedy technologii umożliwiającej poruszanie się wewnątrz WISHa.
WWW- Wyśle mimo to kilka dziewczyn, żeby rozejrzały się po złomowisku... Spójrz na to - Odpędzając nieskutecznie przykry zapach gestami ręki rektor skinął głową na kikut ręki Duravana. – To nie jest rana po cięciu w walce. Nasz zielony przyjaciel poddany został chirurgicznej amputacji ręki.
WWWBaronowa, która w swoim życiu widziała dużo więcej ran od spędzającego dni przed ekranem komputera mężczyzny przytaknęła.
WWW- Nie znam się dobrze na mikrobiologii zielonoskórych, ale jeśli rzeczywiście to Mężczyzna z Cygarnicą tak urządził tego tutaj – wskazała nieprzytomnego czubkiem buta – to był w układzie dwa, może trzy tygodnie temu.
WWWGdy oględziny rany były zakończone, Crow wyjął kilka pokrytych orientalnymi symbolami talizmanów i zaczął je układać na jątrzącej się ranie. Było już całkiem późno i od strony pustyni powoli wzbierał na sile chłodny wiatr. Baronowa skrzyżowała ręce, z niecierpliwością patrząc na wykonującego niespieszne gesty rytuału towarzysza. Mimo że znali się dość długo, w sytuacjach takich jak ta bardzo oczywiste stawały się różnice między nimi. Catharine podobnie jak ciałem, również duszą należała do Chaotic Alliance. Respektowała siłę, pierwotny porządek rzeczy i przetrwanie najsilniejszych. Energia poświęcona na pomoc jednemu zapijaczonemu i bezużytecznemu goblinowi powinna być spożytkowana w lepszy sposób.
WWW- Wracam na Srebrnego Wędrowca – powiedziała w końcu wzruszywszy ramionami.
WWWPrzytakując rektor odruchowo chciał odpowiedzieć ‘uważaj na siebie’. Odprowadzając jednak wzrokiem poruszającą się z kocią gracją kobietę i spoglądając na dwa sztylety podskakujące w rytm gibko bujających się bioder baronowej szybko się powstrzymał. W tym miejscu z ich dwojga to on powinien zachować zwiększoną czujność w momencie rozłąki.
WWWPrzez uchylone tylne drzwi baru widać było wciąż stojącego za szynkwasem, rogatego demona. Ciężko było coś odczytać z koziej twarzy, ale jeśli uwierzyć jego słowom Mężczyzna z Cygarnicą z jakiegoś powodu przebywał w układzie CA. Według światków z prelekcji Ellanie Dot poszukiwany był człowiekiem światowym, obeznanym w zasadach etykiety, o ponadprzeciętnej ogładzie i prezencji. Nie są to raczej cechy często spotykane w spelunach podobnych do tej, za którą rektor rzucał właśnie kolejne zaklęcie. Jeśli nie był członkiem sojuszu, czemu narażał się na niebezpieczne odwiedziny? Przez WISHa szalenie trudno było niepostrzeżenie i w jednym kawałku dostać się na, lub wydostać się z, którejś z planet orbitujących wokoło najbliższej podwójnej gwiazdy. Może jednak współpracował z Chaoticami?
WWW- Mężczyzna z Cygarnicą – rektor powrócił do monologu. – Co tu robił i w jaki sposób Ci to zrobił…
WWWCrow nie spodziewał się odpowiedzi. Gdy Duravan otworzył więc nagle oczy, mężczyzna podskoczył zaskoczony. Mgła odpłynęła z przed oczu goblina i na moment jego spojrzenie przyjęło bardzo przytomny wyraz.
WWW- To nie on – wycharczał – nie gadałem tego nigdy, ale była z nim kobita. Ubrana na czorno jak wdowa jakaś, czy coś. Tfu! – splunął.
WWWCrow milczał, licząc na kontynuację opowieści.
WWW- Złapała mnie – goblin nie kazał czekać długo. – Złapała mnie, gdy już miałem tą błyskotkę w dłoni. Nawet jej nie widziałem. Gadała, że szukają jakichś ajnżarcharów a nie takie śmieci. Kryta pod kapeluszem jak tor swoopów. Wotym łożyła mją rękę nastle – opowieść powoli przestawała być wyraźnie artykułowana i przeradzała się w pijacki bełkot. – kodek hamugrabiego. Tag dli wości. Waaa.
WWWGoblin zawył krótko, po czym ponownie odpłynął w stan nieświadomości.
WWWKim była kobieta towarzysząca poszukiwanemu i czemu zaczęła mówić o einherjerach? Długie godziny spędzone na grze w Ragnaroka nie znaczył wcale, że Crow znał się na nordyckich wierzeniach. Nie podejrzewał jednak o to Duravana i uderzyło go odwołanie do mitycznych wojowników. Wizyta na Foorstrin zaowocowała nowymi tropami, ale również nowymi pytaniami.
Błyszczy srebrem cygarnica,
Kapelusze ledwie widać.
Słychać ryk wojennego rogu lecz,
kto szuka upadłych wojowników?
WWW- Okręt ZCMu, wbrew wszelkim paktom i układom podpisanym przez pokojowo nastawionych zakonników, ostrzeliwuje floty gości konferencji Ellanie – odezwał się nie przerywając pracy. Częściowo do siebie, a częściowo do stojącej z obojętną miną Catharine. – Wkrótce inny maruder kowali zaczyna siać zamęt w sercu układu Chaotic Alliance…
WWW- Na Foorstin kiedyś stacjonowała stocznia ZCMu, ich główna siedziba – podjęła wątek kobieta. – Tyle że to było dawno temu. Nawet jeśli chcieli znaleźć coś w swoich starych śmieciach na pewno nie posiadali wtedy technologii umożliwiającej poruszanie się wewnątrz WISHa.
WWW- Wyśle mimo to kilka dziewczyn, żeby rozejrzały się po złomowisku... Spójrz na to - Odpędzając nieskutecznie przykry zapach gestami ręki rektor skinął głową na kikut ręki Duravana. – To nie jest rana po cięciu w walce. Nasz zielony przyjaciel poddany został chirurgicznej amputacji ręki.
WWWBaronowa, która w swoim życiu widziała dużo więcej ran od spędzającego dni przed ekranem komputera mężczyzny przytaknęła.
WWW- Nie znam się dobrze na mikrobiologii zielonoskórych, ale jeśli rzeczywiście to Mężczyzna z Cygarnicą tak urządził tego tutaj – wskazała nieprzytomnego czubkiem buta – to był w układzie dwa, może trzy tygodnie temu.
WWWGdy oględziny rany były zakończone, Crow wyjął kilka pokrytych orientalnymi symbolami talizmanów i zaczął je układać na jątrzącej się ranie. Było już całkiem późno i od strony pustyni powoli wzbierał na sile chłodny wiatr. Baronowa skrzyżowała ręce, z niecierpliwością patrząc na wykonującego niespieszne gesty rytuału towarzysza. Mimo że znali się dość długo, w sytuacjach takich jak ta bardzo oczywiste stawały się różnice między nimi. Catharine podobnie jak ciałem, również duszą należała do Chaotic Alliance. Respektowała siłę, pierwotny porządek rzeczy i przetrwanie najsilniejszych. Energia poświęcona na pomoc jednemu zapijaczonemu i bezużytecznemu goblinowi powinna być spożytkowana w lepszy sposób.
WWW- Wracam na Srebrnego Wędrowca – powiedziała w końcu wzruszywszy ramionami.
WWWPrzytakując rektor odruchowo chciał odpowiedzieć ‘uważaj na siebie’. Odprowadzając jednak wzrokiem poruszającą się z kocią gracją kobietę i spoglądając na dwa sztylety podskakujące w rytm gibko bujających się bioder baronowej szybko się powstrzymał. W tym miejscu z ich dwojga to on powinien zachować zwiększoną czujność w momencie rozłąki.
WWWPrzez uchylone tylne drzwi baru widać było wciąż stojącego za szynkwasem, rogatego demona. Ciężko było coś odczytać z koziej twarzy, ale jeśli uwierzyć jego słowom Mężczyzna z Cygarnicą z jakiegoś powodu przebywał w układzie CA. Według światków z prelekcji Ellanie Dot poszukiwany był człowiekiem światowym, obeznanym w zasadach etykiety, o ponadprzeciętnej ogładzie i prezencji. Nie są to raczej cechy często spotykane w spelunach podobnych do tej, za którą rektor rzucał właśnie kolejne zaklęcie. Jeśli nie był członkiem sojuszu, czemu narażał się na niebezpieczne odwiedziny? Przez WISHa szalenie trudno było niepostrzeżenie i w jednym kawałku dostać się na, lub wydostać się z, którejś z planet orbitujących wokoło najbliższej podwójnej gwiazdy. Może jednak współpracował z Chaoticami?
WWW- Mężczyzna z Cygarnicą – rektor powrócił do monologu. – Co tu robił i w jaki sposób Ci to zrobił…
WWWCrow nie spodziewał się odpowiedzi. Gdy Duravan otworzył więc nagle oczy, mężczyzna podskoczył zaskoczony. Mgła odpłynęła z przed oczu goblina i na moment jego spojrzenie przyjęło bardzo przytomny wyraz.
WWW- To nie on – wycharczał – nie gadałem tego nigdy, ale była z nim kobita. Ubrana na czorno jak wdowa jakaś, czy coś. Tfu! – splunął.
WWWCrow milczał, licząc na kontynuację opowieści.
WWW- Złapała mnie – goblin nie kazał czekać długo. – Złapała mnie, gdy już miałem tą błyskotkę w dłoni. Nawet jej nie widziałem. Gadała, że szukają jakichś ajnżarcharów a nie takie śmieci. Kryta pod kapeluszem jak tor swoopów. Wotym łożyła mją rękę nastle – opowieść powoli przestawała być wyraźnie artykułowana i przeradzała się w pijacki bełkot. – kodek hamugrabiego. Tag dli wości. Waaa.
WWWGoblin zawył krótko, po czym ponownie odpłynął w stan nieświadomości.
WWWKim była kobieta towarzysząca poszukiwanemu i czemu zaczęła mówić o einherjerach? Długie godziny spędzone na grze w Ragnaroka nie znaczył wcale, że Crow znał się na nordyckich wierzeniach. Nie podejrzewał jednak o to Duravana i uderzyło go odwołanie do mitycznych wojowników. Wizyta na Foorstrin zaowocowała nowymi tropami, ale również nowymi pytaniami.
Błyszczy srebrem cygarnica,
Kapelusze ledwie widać.
Słychać ryk wojennego rogu lecz,
kto szuka upadłych wojowników?
Re: Postawimy Valhallę



I chyba zbiegł im się okres.

Sirrah skrzyżowała ręce na piersiach i spojrzała hybrydzie prosto w oczy - Twoje ciało nabite na pierwszą lepszą antenę Scylli będzie widokiem znacznie bardziej żałosnym. Będziesz niczym martwy kundel powieszony na własnym łańcuchu. Tym bardziej, jeśli zrobią to twoje własne drony. Jeśli będę miała dobry humor, może nawet pozwolę ci wybrać z której strony mają zacząć.
Eris parsknęła śmiechem. Bezczelność Diablicy była typowa dla jej rasy.





Eris pstryknęła palcami. Bezgłośna burza implodującej przestrzeni spowiła przestrzeń dookoła myśliwca, który nie zdążył jeszcze ustabilizować systemów po poprzedniej kanonadzie. Pilot zanurkował pomiędzy załamania kadłuba krążownika, mając nadzieję że silny profil energetyczny jednostki liniowej utrudni strzelającym uzyskanie namiaru myśliwca.



Aktywowała się także część uzbrojenia samej stacji. Po sekundzie, której systemy kierowania ogniem potrzebowały do stworzenia listy celów, wszystkie wiązki celownicze skierowane były w jeden punkt - w sam środek opuszaczającego stację krążownika.



+++





Re: Postawimy Valhallę































































































































































































Last edited by roevean on Fri Aug 12, 2022 8:43 pm, edited 10 times in total.
'cos im the definition of the worst kind of mean
so... are you rebel?
so... are you rebel?
Re: Postawimy Valhallę
Zaraz...
Chimeria ukryła twarz w dłoniach gdy pomieszczenie wokół niej zadrżało od stłumionej masą skał eksplozji. Kirke, akurat stojąca w postawie powiedzmy że zasadniczej przy biurku szefowej zajęła pozycję płaską podłogową po pierwszym wstrząsie.
-...- szefowa lokalnego cyrku nawet już nie masowała skroni, migrena ewidentnie zwyciężyła bój. Zresztą kolejne głuche tąpnięcia dochodzące jakby z głębi ziemi nie wróżyły raczej atmosfery ciszy i spokoju- i pospiesz się, proszę.
---
Vhriz z radosnym wyszczerzem na zakrwawionej twarzy padł na kolana i rozrzucił ramiona z wciąż smętnie zwisającymi resztkami kajdanek niczym w niemiej prośbie.
Pęd, którego nabrał biegnąc, pchnął go w tej pozycji prosto na rozwidlenie korytarza, a zdobyczne karabiny wypłuły z siebie różne wariacje śmiercionośnych środków bojowych w stronę dwóch posterunków rozstawionych tak przemyślnie by obramować każdego pojawiającego się z trzeciej odnogi korytarza lawiną ognia. Nikt jednak nie przewidywał paru granatów, popartych niepozornymi białymi kamyczkami z pojedyńczymi runami sumiennie wyrytymi na ich powierzchni.
Przyszły dowódca bazy dopisał do protokołu kontroli więźniów "płukanie żołądka, proktologia, płukanie żołądka, powtórzyć pięć razy lub do skutku. W razie sukcesu, powtórzyć całą procedurę od początku"
Teraz jednak...
Vhriz wielkimi susami pokonywał drogę na poziom dowodzenia. Wyższe szarże wszystkich organizacji lubiły blichtr i wygody, windy nie działały, a szyby wind były pozbawione występów i uchwytów, by uniemożliwić intruzowi zrobienie tego co Wgryz właśnie czynił. Projektanci zapomnieli jednak opancerzyć ścian. I tak najemnik mknął, dla odmiany nie nękany wysiłkami ochrony, w stronę swojego celu, radośnie generując kolejne dziury w ścianach.
Chimeria ukryła twarz w dłoniach gdy pomieszczenie wokół niej zadrżało od stłumionej masą skał eksplozji. Kirke, akurat stojąca w postawie powiedzmy że zasadniczej przy biurku szefowej zajęła pozycję płaską podłogową po pierwszym wstrząsie.
-...- szefowa lokalnego cyrku nawet już nie masowała skroni, migrena ewidentnie zwyciężyła bój. Zresztą kolejne głuche tąpnięcia dochodzące jakby z głębi ziemi nie wróżyły raczej atmosfery ciszy i spokoju- i pospiesz się, proszę.
---
Vhriz z radosnym wyszczerzem na zakrwawionej twarzy padł na kolana i rozrzucił ramiona z wciąż smętnie zwisającymi resztkami kajdanek niczym w niemiej prośbie.
Pęd, którego nabrał biegnąc, pchnął go w tej pozycji prosto na rozwidlenie korytarza, a zdobyczne karabiny wypłuły z siebie różne wariacje śmiercionośnych środków bojowych w stronę dwóch posterunków rozstawionych tak przemyślnie by obramować każdego pojawiającego się z trzeciej odnogi korytarza lawiną ognia. Nikt jednak nie przewidywał paru granatów, popartych niepozornymi białymi kamyczkami z pojedyńczymi runami sumiennie wyrytymi na ich powierzchni.
Przyszły dowódca bazy dopisał do protokołu kontroli więźniów "płukanie żołądka, proktologia, płukanie żołądka, powtórzyć pięć razy lub do skutku. W razie sukcesu, powtórzyć całą procedurę od początku"
Teraz jednak...
Vhriz wielkimi susami pokonywał drogę na poziom dowodzenia. Wyższe szarże wszystkich organizacji lubiły blichtr i wygody, windy nie działały, a szyby wind były pozbawione występów i uchwytów, by uniemożliwić intruzowi zrobienie tego co Wgryz właśnie czynił. Projektanci zapomnieli jednak opancerzyć ścian. I tak najemnik mknął, dla odmiany nie nękany wysiłkami ochrony, w stronę swojego celu, radośnie generując kolejne dziury w ścianach.
My soul is still the same
But it has many names
But it has many names
Re: Postawimy Valhallę




























































































































































































































Last edited by roevean on Fri Dec 16, 2022 5:44 pm, edited 6 times in total.
'cos im the definition of the worst kind of mean
so... are you rebel?
so... are you rebel?
Re: Postawimy Valhallę

- Nigdy się nie poddawaj, nigdy nie rezygnuj – słowa jednego z myślicieli Multiświata powtórzył w myślach rektor.
Chociaż udało mu się ustalić, iż CA nie tylko nie było sprawcą porwania, ale podobnie jak inne organizacje, samo padło ofiarą napadu i kradzieży, to dalsze poszukiwania Elanie stały w miejscu. Co gorsze, tak poszukiwanie agresorów, jak jakiekolwiek akcje odwetowe ze strony sojuszu ucichły po awanturze na Juno 2, a o współpracującej z Akademią baronowej Cztery Popioły słuch zaginął.
Wbrew obawom rektora, dodatkowy czas spędzony na Foorstin nie był zmarnotrawiony. Jak grzyby po deszczu Akademia otwierała liczne placówki, szkółki i pracownie warsztatowe nie tylko na samej planecie, ale w całym układzie CA. Ewangelizacja edukacyjna orczych plemion i wiedźm trzynastego pokolenia nie należała do łatwych, ale i samo CA nie było tą samą organizacją co lata temu. Wielu przywódców sojuszu zawiesiło topory na ścianach, a żaden z ich następców nie dorównywał legendom. Dopiero niedawne plotki o potomku władczyni Ponurego Zamczyska sygnalizowały nadchodzący koniec lat spokoju.
Nim wiatr zmian uderzy, należało jednak zakończyć bieżące kwestie.
- Przygotować Wędrowca do lotu! – Wydając polecenie Crow po raz pierwszy od miesięcy z uśmiechem poprawił okulary na nosie – Opuszczamy to zapomniane przez bogów i śmiertelników miejsce.