Widok wysuwających się broni zmusiła Maczera do zadania sobie bardzo prostego pytania.
Chcesz dojechać na trzecim miejscu? Czy wcale?
I odpowiedź była prosta. Anioł podbił hamulec ręczny i targnął kierownicą w prawo. Lancer posłusznie wypadł z trasy, przednimi kołami zatapiając się niemal po oś w bagnie. Pojazd stanął bokiem na skraju przejezdnego terenu ale było to jednak wciąż za mało aby uciec rakietom nadlatującym prawym brzegiem.
Maczer złapał mocno jedną ręką uchwyt nad drzwiami, drugą sięgnął kontrolek. Długo nie musiał czekać na uderzenie. Tył pojazdu rzuciło potężnie, obracając go odwrotnie do kierunku trasy. Prawa strona osłony silnika została doszczętnie zniszczona ukazując jej newralgiczne wnętrze. Natomiast to co było nią do tej pory, porozrzucane zostało na całą ubitą część drogi, w postaci różnorakich wielkości połaci metalu. Nie były one nawet najmniejszą przeszkodą, w szczególności dla tak solidnego pojazdu, jak ten, którego zbliżający się front Maczer mógł podziwiać właśnie w pełni okazałości.
Co natomiast było przeszkodą to mina, którą Psioligowiec wypuścił na trasę pod ukryciem swojej rozpadającej się osłony. Taki pożegnalny prezent, który kierowca ZCM-u mógłby zwyczajnie ominąć jeśli tylko w porę zorientuje się, że leży na wprost przed nim.
Maczer chwycił spust od własnego działka obrotowego i czekał, tym razem z życzliwym uśmiechem, aż Ryghart przejedzie i wydobycie Lancera z pobocza stanie się bezpieczne.
Yellow line
Re: Yellow line
Dalej sie uciec chyba nie dalo. Ale to i tak nie pomoglo =]
Re: Yellow line
WWWSatsuki była zaskoczona.
WWWJechała niemolestowana przez nikogo już dobre kilkadziesiąt sekund. Wszechobecne błoto zaczynało po mału ustępować zielonej trawce i skarłowaciałym drzewom a grunt jakby podnosił się wyżej. Nawet się nie spostrzegła gdy wjeżdzała już na bardzo wysoką i bardzo stromą górkę.
WWWSatsuki będąc już na samym szczycie górki - zwolniła, stanęła, a następnie wyjrzała przez okno. Widziała w dole dwa pojazdy, niezbyt od siebie oddalone.
WWWI wtedy coś głośno huknęło.
WWWKawałki metalu posypały się po drodze, błyszcząc w zachodzącym słońcu.
WWWRównocześnie bardziej usłyszała niż zobaczyła, osuwające się z górki kamienie. Z głośnym turkotem zjeżdzały zboczem wprost na Maczera i Wellsa...
WWWSkoro już była pierwsza a oni tam bawili się ze sobą, postanowiła zmarnować chwilę, żeby opóźnić ich dalszą trasę. Otworzyła drzwi Salamandry, wysunęła własną wymanicurowaną dłoń a następnie połozyła ją na ziemi. Gruby jakaś kamere skierowała się właśnie na Satsuki, zauważyłaby, że ta siedzi skupiona i z zamkniętymi oczami. Spod jej ręki natomiast, powoli i mozolnie, wylatywał szron. Rozchodził się coraz bardziej po ziemi, i dalej, wprost na drogę na pagórku, którą przed chwilą jechała. Jeśli Wells czy Maczer w niedługiej przyszłości postanowią ją gonić, spotka ich wesoła niespodzianka - cała droga wjazdowa na pagórek była teraz oblodzona i oszroniona. Istniało duże prawdopodobieństwo, że nie stopnieje przed ich dojazdem. Taką przynajmniej miała nadzieję.
WWWWtedy huknęło po raz kolejny. Następnie, tąpnęło.
WWWByło to silne tąpnięcie, ni to bomba, ni to krok... Górka jakby zadrżała i kawałek odkleił się od reszty. Dosłownie metr przed kołem Salamandry odpadł grunt, aby po chwili wbrew wszelkiej grawitacji - podnieść się do góry.
WWW”COŚ BYŁO BARDZO NIE TAK!” Satsuki drugą ręką szybko złapała srebrną gałkę i auto zniknęło.
WWWPodnosząca się skała otworzyła oko. Dokładnie tak - wielkie, brązowe, błyszczące oko. Spojrzeniem przez chwilę świdrowało miejsce, gdzie pod osłoną niewidzialności znajdowała się Salamandra, a następnie odwróciło się w kierunku Wellsa i Maczera. Odkleiło resztę swojego ciała od pagórka, tąpnęlo po raz kolejny i zaczęło przesuwać się w kierunku obu walczących. Potwór był OGROMNY.
WWWSatsuki z kolei siedziała jak na szpilkach, bojąc się ruszyć. Wielka łapa potwora była bardzo blisko i mogła zmieść Salamandrę z powierzchni Shiroue bardzo szybko i bardzo łatwo. Cała energia, którą zdążyła odnowić podczas wyścigu, kończyła się w zastraszającym tempie...
WWWZ drugiej strony droga w dół przestała wyglądać tak przyjemnie jak chwilę temu. Jezdnia przestała istnieć a trasa usiana teraz była ogromnymi kamieniami.
WWWZ drugiej strony lepsze to chyba od giga cyklopa...?
WWWJechała niemolestowana przez nikogo już dobre kilkadziesiąt sekund. Wszechobecne błoto zaczynało po mału ustępować zielonej trawce i skarłowaciałym drzewom a grunt jakby podnosił się wyżej. Nawet się nie spostrzegła gdy wjeżdzała już na bardzo wysoką i bardzo stromą górkę.
WWWSatsuki będąc już na samym szczycie górki - zwolniła, stanęła, a następnie wyjrzała przez okno. Widziała w dole dwa pojazdy, niezbyt od siebie oddalone.
WWWI wtedy coś głośno huknęło.
WWWKawałki metalu posypały się po drodze, błyszcząc w zachodzącym słońcu.
WWWRównocześnie bardziej usłyszała niż zobaczyła, osuwające się z górki kamienie. Z głośnym turkotem zjeżdzały zboczem wprost na Maczera i Wellsa...
WWWSkoro już była pierwsza a oni tam bawili się ze sobą, postanowiła zmarnować chwilę, żeby opóźnić ich dalszą trasę. Otworzyła drzwi Salamandry, wysunęła własną wymanicurowaną dłoń a następnie połozyła ją na ziemi. Gruby jakaś kamere skierowała się właśnie na Satsuki, zauważyłaby, że ta siedzi skupiona i z zamkniętymi oczami. Spod jej ręki natomiast, powoli i mozolnie, wylatywał szron. Rozchodził się coraz bardziej po ziemi, i dalej, wprost na drogę na pagórku, którą przed chwilą jechała. Jeśli Wells czy Maczer w niedługiej przyszłości postanowią ją gonić, spotka ich wesoła niespodzianka - cała droga wjazdowa na pagórek była teraz oblodzona i oszroniona. Istniało duże prawdopodobieństwo, że nie stopnieje przed ich dojazdem. Taką przynajmniej miała nadzieję.
WWWWtedy huknęło po raz kolejny. Następnie, tąpnęło.
WWWByło to silne tąpnięcie, ni to bomba, ni to krok... Górka jakby zadrżała i kawałek odkleił się od reszty. Dosłownie metr przed kołem Salamandry odpadł grunt, aby po chwili wbrew wszelkiej grawitacji - podnieść się do góry.
WWW”COŚ BYŁO BARDZO NIE TAK!” Satsuki drugą ręką szybko złapała srebrną gałkę i auto zniknęło.
WWWPodnosząca się skała otworzyła oko. Dokładnie tak - wielkie, brązowe, błyszczące oko. Spojrzeniem przez chwilę świdrowało miejsce, gdzie pod osłoną niewidzialności znajdowała się Salamandra, a następnie odwróciło się w kierunku Wellsa i Maczera. Odkleiło resztę swojego ciała od pagórka, tąpnęlo po raz kolejny i zaczęło przesuwać się w kierunku obu walczących. Potwór był OGROMNY.
WWWSatsuki z kolei siedziała jak na szpilkach, bojąc się ruszyć. Wielka łapa potwora była bardzo blisko i mogła zmieść Salamandrę z powierzchni Shiroue bardzo szybko i bardzo łatwo. Cała energia, którą zdążyła odnowić podczas wyścigu, kończyła się w zastraszającym tempie...
WWWZ drugiej strony droga w dół przestała wyglądać tak przyjemnie jak chwilę temu. Jezdnia przestała istnieć a trasa usiana teraz była ogromnymi kamieniami.
WWWZ drugiej strony lepsze to chyba od giga cyklopa...?
Avatar stworzony przez tego uzdolnionego Pana.
Re: Yellow line
Wells uśmiechnął się widząc jaką decyzję podjął Maczer. Przełączył całą moc barier na prawo, gdyby anioł próbował jeszcze jakichś sztuczek. Gdy mijał lansera w jego stronę poleciał grad pocisków. Bariera spisała się idealnie, większość pocisków nawet nie zarysowała lakieru Raptora.
Gdy Ryghart wyprzedził anioła, napotkał kolejną niespodziankę. Pocisk z działka gausa spowodował potężną kamienną lawinę. Kierowca ZCM’u musiał wykazać się dobrymi umiejętnościami, by ominąć lecące w jego stronę gruzowisko. Wtedy też zauważył coś co go przeraziło. Wielkiego kamiennego golema.
- Ja pierdolę! – Wrzasnął Wells. – Co do chuja? – Aktywował komunikator. – Widzicie to?!
- Mamy problemy, kamery relacjonujące wyścig nie mogą do końca objąć tego cholerstwa. Zachowaj szczególną ostrożność, nie wiadomo co to i skąd się wzięło. Wygląda na to, że nawet organizatorzy nie zdawali sobie sprawy, że coś takiego tam w ogóle jest.
- W dupie to mam, wygląda na to, że trasa biegła przez jego plecy… Jak mam z tym w ogóle walczyć?
- Masz nie dać się zauważyć! To twój priorytet.
- Postaram się. Bez odbioru. – Wells głośno westchnął i dodał gazu.
***
Dowódca wielkiego krążownika bojowego ZCM’u, stacjonującego na orbicie Shiroue, stał na mostku trzymając w rękach przekaz od samego Mistrza.
- Uwaga! Otrzymaliśmy rozkaz do mobilizacji. Mamy wysłać na końcowy etap Yellow Line oddział ciężkich myśliwców. Samanta, bódź chłopaków z jedynki i przekaż im, że sobie wreszcie polatają. Celem jest ogromny golem zagrażający naszemu zawodnikowi. Mają zezwolenie na użycie bomb penetrujących.
***
Wells jechał pewnie przed siebie. TRB potrzebował jeszcze minuty, aby mógł zostać aktywowany. Ryghart nie miał planu. Może gdyby miał jakieś urządzenia maskujące, posiadał by jakieś szanse, niestety wielki kamienny golem go zauważył, gdy wściekle ryknął, dźwięk rozniósł się po Shiroue jak dżuma po średniowiecznej europie. Nagle na niebie pojawiło się pięć myśliwców.
- Wells, musisz oddalić się od tej wielkiej bestii! – Wrzasnął mechanik przez radio.
- Co?!
- Wysłaliśmy oddział by go przechwycić. Za kilka sekund zrównają golema z ziemią.
Wells nie zdążył odpowiedzieć, jadący za nim Maczer puścił w jego stronę przeciągłą serię z działka obrotowego. Wszystko było by w porządku, gdyby nie to, że Ryghart nie zdążył przekierować bariery na tył pojazdu. Wysoko kalibrowe pociski z gutlinga przebiły się przez opony jak przez masło. Raptor momentalnie stracił przyczepność i wypadł z trasy. Cała reszta zdarzeń potoczyła się błyskawicznie szybko. Myśliwce rozpoczęły atak. Salwa rakiet oraz pocisków poleciała w golema. Jedna z rakiet trafiła w ziemię koło Raptora, niesprawny bolid odrzuciło. Chwilę później posypały się bomby.
***
- Jak to nie możecie się z nim skontaktować?! – Wrzeszczał wściekle Wielki Mistrz. –Zabiliście naszego zawodnika?
- Tego nie wiemy Mistrzu. Wysłaliśmy oddział ratunkowy, ale Wells na pewno był przy golemie w momencie bombardowania.
- Kretyni! – Mistrz ZCM’u uderzył pięścią w stół.
- To nie nasza wina. Chwilę przed rozpoczęciem ataku załatwił go Maczer…
***
W miejscu gdzie chwile wcześniej stał golem, nie było już nic, poza wielkim lejem. Rakiety penetrujące wykonały swoje zadanie, zniszczyły potwora. Niestety przy okazji część trasy. To co pozostało z Raptora leżało właśnie na krawędzi przepaści leja. Przednie zawieszenie pojazdu, jak rośniesz i maska zniknęły. Bolid mógł wytrzymać bardzo dużo, tylko dzięki temu Wells przeżył. Siedział zakrwawiony, oparty o swój pojazd i palił papierosa. Jego twarz nie pokazywała żadnych emocji. Wyścig się dla niego skończył. Zastanawiało go jak poradzili sobie w tej sytuacji pozostali zawodnicy.
Gdy Ryghart wyprzedził anioła, napotkał kolejną niespodziankę. Pocisk z działka gausa spowodował potężną kamienną lawinę. Kierowca ZCM’u musiał wykazać się dobrymi umiejętnościami, by ominąć lecące w jego stronę gruzowisko. Wtedy też zauważył coś co go przeraziło. Wielkiego kamiennego golema.
- Ja pierdolę! – Wrzasnął Wells. – Co do chuja? – Aktywował komunikator. – Widzicie to?!
- Mamy problemy, kamery relacjonujące wyścig nie mogą do końca objąć tego cholerstwa. Zachowaj szczególną ostrożność, nie wiadomo co to i skąd się wzięło. Wygląda na to, że nawet organizatorzy nie zdawali sobie sprawy, że coś takiego tam w ogóle jest.
- W dupie to mam, wygląda na to, że trasa biegła przez jego plecy… Jak mam z tym w ogóle walczyć?
- Masz nie dać się zauważyć! To twój priorytet.
- Postaram się. Bez odbioru. – Wells głośno westchnął i dodał gazu.
***
Dowódca wielkiego krążownika bojowego ZCM’u, stacjonującego na orbicie Shiroue, stał na mostku trzymając w rękach przekaz od samego Mistrza.
- Uwaga! Otrzymaliśmy rozkaz do mobilizacji. Mamy wysłać na końcowy etap Yellow Line oddział ciężkich myśliwców. Samanta, bódź chłopaków z jedynki i przekaż im, że sobie wreszcie polatają. Celem jest ogromny golem zagrażający naszemu zawodnikowi. Mają zezwolenie na użycie bomb penetrujących.
***
Wells jechał pewnie przed siebie. TRB potrzebował jeszcze minuty, aby mógł zostać aktywowany. Ryghart nie miał planu. Może gdyby miał jakieś urządzenia maskujące, posiadał by jakieś szanse, niestety wielki kamienny golem go zauważył, gdy wściekle ryknął, dźwięk rozniósł się po Shiroue jak dżuma po średniowiecznej europie. Nagle na niebie pojawiło się pięć myśliwców.
- Wells, musisz oddalić się od tej wielkiej bestii! – Wrzasnął mechanik przez radio.
- Co?!
- Wysłaliśmy oddział by go przechwycić. Za kilka sekund zrównają golema z ziemią.
Wells nie zdążył odpowiedzieć, jadący za nim Maczer puścił w jego stronę przeciągłą serię z działka obrotowego. Wszystko było by w porządku, gdyby nie to, że Ryghart nie zdążył przekierować bariery na tył pojazdu. Wysoko kalibrowe pociski z gutlinga przebiły się przez opony jak przez masło. Raptor momentalnie stracił przyczepność i wypadł z trasy. Cała reszta zdarzeń potoczyła się błyskawicznie szybko. Myśliwce rozpoczęły atak. Salwa rakiet oraz pocisków poleciała w golema. Jedna z rakiet trafiła w ziemię koło Raptora, niesprawny bolid odrzuciło. Chwilę później posypały się bomby.
***
- Jak to nie możecie się z nim skontaktować?! – Wrzeszczał wściekle Wielki Mistrz. –Zabiliście naszego zawodnika?
- Tego nie wiemy Mistrzu. Wysłaliśmy oddział ratunkowy, ale Wells na pewno był przy golemie w momencie bombardowania.
- Kretyni! – Mistrz ZCM’u uderzył pięścią w stół.
- To nie nasza wina. Chwilę przed rozpoczęciem ataku załatwił go Maczer…
***
W miejscu gdzie chwile wcześniej stał golem, nie było już nic, poza wielkim lejem. Rakiety penetrujące wykonały swoje zadanie, zniszczyły potwora. Niestety przy okazji część trasy. To co pozostało z Raptora leżało właśnie na krawędzi przepaści leja. Przednie zawieszenie pojazdu, jak rośniesz i maska zniknęły. Bolid mógł wytrzymać bardzo dużo, tylko dzięki temu Wells przeżył. Siedział zakrwawiony, oparty o swój pojazd i palił papierosa. Jego twarz nie pokazywała żadnych emocji. Wyścig się dla niego skończył. Zastanawiało go jak poradzili sobie w tej sytuacji pozostali zawodnicy.
"Chłop kopiący ziemniaki, to proza realistyczna; chłop kopiący pomarańcze to fantastyka (lub schizofrenia); ziemniaki kopiące chłopa to Sci-Fi"
R. Kot
R. Kot
Re: Yellow line
- Co to u licha było?
- Nie mogę w to uwierzyć! To wygląda na koniec świetlistych mieczy i skaczących robotów!
- Obawiam się, że masz rację, Gorzka. Wells był tak blisko, jednak szansa na zwycięstwo wyślizguje mu się z rąk.
- Może to splot nieszczęśliwych, wypadków a może perfekcyjne wyczucie czasu ze strony Maczera. Wells w czasie wyścigu wyminął już niejedną minę i myślę, że zawodnik z Psiej Ligi planował raczej opóźnić swojego rywala niż go wyeliminować.
- Na pewno dużo trudniej obserwować podłoże, gdy próbujesz uciec ze strefy bombardowania planetarnego…
- Dokładnie tak. Zawodnik ZCM-u, zapewne uprzedzony przez swój zespół, dałby radę odjechać wystarczająco daleko, gdyby nie atak Maczera. A tak, po bezpośrednim trafieniu, pojazd Wellsa nie nadaje się do dalszej jazdy bez pit stopu. Pit stopu, na którego Ryghart Wells z Esteros II nie ma już czasu.
- Ale jakże fenomenalny to był wyścig w jego wykonaniu. Panie i panowie, prosimy o gromkie brawa dla Rygharta Wellsa!
- Wiwatującą publiczność słychać nawet w naszej loży komentatorskiej.
- Wells zdecydowanie zdobył sobie serca publiczności. Być może znajdzie w sobie końcówkę sił, by korzystając z zasady 60% dotrzeć do mety na trzecim miejscu. A trzecie miejsce w wyścigu tej skali to nic, na co można kichać.
- Pokazalibyśmy kilka widowiskowych ujęć z jazdy Rygharta, ale nie mamy teraz na to czasu. Na trasie zostało dwóch zawodników, którzy z wzgórza, na którym teraz jadą, powinni już widzieć kontury trybun.
- Powiedz mi, Len, czy sądzisz, że Maczer ma jeszcze szansę dogonić Satsuki?
- Ciężko powiedzieć, Kelly. Od początku wyścigu Maczer nie może sobie poradzić z jedną specjalną umiejętnością, którą dysponuje Salamandra. Tak prosto można by wykorzystać słabości chmury dymu, ale Maczer nieustannie stosuje jedynie konwencjonalne ataki. Jeśli chce wygrać, to będzie musiał zrewidować swoją strategię.
- Nie zostało mu na to wiele czasu.
- Z drugiej strony Maczer właśnie wyeliminował Wellsa. Teraz pełną uwagę będzie mógł skoncentrować na Fioletowym Płomyczku.
- Satsuki z Agendy i Maczer z Psiej Ligi. Oboje czują już smak zwycięstwa w ustach. Oboje nie mają zamiaru go wypuścić i każde z nich da ze swoich maszyn wszystko, byle tylko przekroczyć linię mety jako pierwsze.
- Na razie drobna przewaga po stronie Satsuki, ale zdecydowanie jest zbyt wcześnie, by spuścić kurtyny.
Re: Yellow line
WWWWszystko wydarzyło się znienacka.
WWWCyklop gigant ledwie zdążył odsunąć się na odległość nie zagrażającą uszkodzeniu Salamandry, by po chwili po prostu zniknąć w rozbłysku światła, w towarzystwie głośnego wybuchu. Ziemia zadrżała w przerażeniu, ale koniec końców - pozostała na swoim miejscu.
WWWOczy Satsuki, w tej chwili działające bardziej jak ludzki, niż magiczny narząd, nie były przygotowane do pojawienia się nagle tak jasnego rozbłysku światła. Magiczne ciało, które od dłuższego czasu pozbawione było magii - przyjęło zasady, które pamiętało najlepiej. Zasady działania ludzkiego oka.
WWWAktywacja komórki fotoreceptorowej polega na hiperpolaryzacji jej błony komórkowej. Niby-rodopsyna zaabsorbowała wpadające światło aktywując regulatorowe niby-białka. Białka te przekształciły niby-cGMP w niby 5’-GMP. Ponieważ jedna cząsteczka rodopsyny może aktywować setki cząsteczek białek, a te mogą przekształcić formę tysięcy cGMP, odpowiedź nawet na jeden foton może być bardzo silna.
WWWW skrócie - Satsuki na dłuższą chwilę oślepła.
WWWJej niby-receptory wzroku potrzebowały dłuższej chwili aby nastąpiła depolaryzacja niby-czopków i niby-pręcików - na skuter czego zaczełaby widzieć normalnie. Ewentualnie zaczęłaby widzieć normalnie, gdyby jej organizm odzyskał dostęp do magii, tak niezbędnej w funkcjonowaniu normalnego Mazoku. W tej chwili mogła liczyć tylko na powolną depolaryzację.
WWWDobrą informacją było to, że jej przeciwnicy prawdopodobnie mieli ten sam problem (chyba, że wiedzieli o ataku i zawczasu zamknęli oczy).
WWWNiestety, a może i na szczęście - Satsuki nie miała szansy nawet zacząć się nad tym zastanawiać, ponieważ Salamandra zaczęła się poruszać. Ruchem jednostajnym przyspieszonym, w kierunku: DÓŁ.
WWWGdyby Satsuki nie miała upośledzonych nerwów wzroku, zobaczyłaby, że wybuch bomby spowodował wielki lej, na którego skraju stała ona wraz ze swoim pojazdem. Klif, który powstał na skutek wybuchu, nie wytrzymał ciężaru samochodu i zaczął się osuwać. Salamandra wraz z nim.
WWWW ten właśnie sposób Satsuki jechała w dół zbocza na pełnej kurwie, z wyłączonym silnikiem i mniej więcej w kierunku Maczera. Na szczęście wzrok zaczął wracać a Satsuki szybko odzyskała panowanie nad pojazdem. Silnik zakaszlał i zaskoczył a z rury wydechowej wyleciały kłęby czarnego, gęstego dymu. Wcisnęła gaz do dechy.
WWWW tym samym momencie wyminęła zdezorientowanego Maczera.
WWWProfilaktycznie wypuściła w jego kierunku dwie rakiety samonaprowadzające i pojechała dalej. Tym razem, naokoło wykrzywionego pagórka.
WWWCyklop gigant ledwie zdążył odsunąć się na odległość nie zagrażającą uszkodzeniu Salamandry, by po chwili po prostu zniknąć w rozbłysku światła, w towarzystwie głośnego wybuchu. Ziemia zadrżała w przerażeniu, ale koniec końców - pozostała na swoim miejscu.
WWWOczy Satsuki, w tej chwili działające bardziej jak ludzki, niż magiczny narząd, nie były przygotowane do pojawienia się nagle tak jasnego rozbłysku światła. Magiczne ciało, które od dłuższego czasu pozbawione było magii - przyjęło zasady, które pamiętało najlepiej. Zasady działania ludzkiego oka.
WWWAktywacja komórki fotoreceptorowej polega na hiperpolaryzacji jej błony komórkowej. Niby-rodopsyna zaabsorbowała wpadające światło aktywując regulatorowe niby-białka. Białka te przekształciły niby-cGMP w niby 5’-GMP. Ponieważ jedna cząsteczka rodopsyny może aktywować setki cząsteczek białek, a te mogą przekształcić formę tysięcy cGMP, odpowiedź nawet na jeden foton może być bardzo silna.
WWWW skrócie - Satsuki na dłuższą chwilę oślepła.
WWWJej niby-receptory wzroku potrzebowały dłuższej chwili aby nastąpiła depolaryzacja niby-czopków i niby-pręcików - na skuter czego zaczełaby widzieć normalnie. Ewentualnie zaczęłaby widzieć normalnie, gdyby jej organizm odzyskał dostęp do magii, tak niezbędnej w funkcjonowaniu normalnego Mazoku. W tej chwili mogła liczyć tylko na powolną depolaryzację.
WWWDobrą informacją było to, że jej przeciwnicy prawdopodobnie mieli ten sam problem (chyba, że wiedzieli o ataku i zawczasu zamknęli oczy).
WWWNiestety, a może i na szczęście - Satsuki nie miała szansy nawet zacząć się nad tym zastanawiać, ponieważ Salamandra zaczęła się poruszać. Ruchem jednostajnym przyspieszonym, w kierunku: DÓŁ.
WWWGdyby Satsuki nie miała upośledzonych nerwów wzroku, zobaczyłaby, że wybuch bomby spowodował wielki lej, na którego skraju stała ona wraz ze swoim pojazdem. Klif, który powstał na skutek wybuchu, nie wytrzymał ciężaru samochodu i zaczął się osuwać. Salamandra wraz z nim.
WWWW ten właśnie sposób Satsuki jechała w dół zbocza na pełnej kurwie, z wyłączonym silnikiem i mniej więcej w kierunku Maczera. Na szczęście wzrok zaczął wracać a Satsuki szybko odzyskała panowanie nad pojazdem. Silnik zakaszlał i zaskoczył a z rury wydechowej wyleciały kłęby czarnego, gęstego dymu. Wcisnęła gaz do dechy.
WWWW tym samym momencie wyminęła zdezorientowanego Maczera.
WWWProfilaktycznie wypuściła w jego kierunku dwie rakiety samonaprowadzające i pojechała dalej. Tym razem, naokoło wykrzywionego pagórka.
Avatar stworzony przez tego uzdolnionego Pana.
Re: Yellow line
Wells podniósł się z ziemi i obszedł Raptora dookoła. Kopnął w tylne przestrzelone opony.
- Sporo przeszedłeś biedaku. – Powiedział opierając się o dach. Wciągnął potężną ilość dymu. – Szkoda, że tak się to kończy.
W tym momencie dostrzegł osuwającą się salamandrę na dno leja.
- TRYB ROBOTA BOJOWEGO DOSTĘPNY! – Usłyszał syntezator komputera pokładowego.
Ryghart zamyślił się przez ułamek sekundy, po czym uśmiechnął się pod nosem, wyrzucił tlącego się papierosa i wsiadł do bolidu.
***
- Kelly, czy widzisz to co ja?!
- Aż zrobiło się głośno na trybunach. Tak , Wells chyba próbuje wrócić do wyścigu.
- ZCM nie mógł lepiej wybrać swojego zawodnika. Korzystając z chwilowej nieuwagi walczących w leju, Wells przełączył się w TRB.
- Len, czy twoim zdaniem Ryghart ma jakieś szanse na zwycięstwo?
- Szczerze wątpię, zwłaszcza jeśli ta dwójka zorientuje się w sytuacji. Chwilowo robot zawodnika z ZCM’u nie ma rąk, prawdopodobnie były częścią urwanego przedniego zawieszenia, nie ma też kół, które przestrzelił Maczer. Biegnąc może co najwyżej ukończyć wyścig.
- Poczekaj, czy on właśnie zaczął skakać…?!
***
Wielki Mistrz ZCM’u zapluł ekran piwem z wrażenia, widząc co wymyślił jego zawodnik. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, gdy zobaczył uszkodzonego Raptora poruszającego się przez wysokie wyskoki i uruchamianie silników odrzutowych na kilka sekund lotu. Miernik prędkości na ekranie wskazywał sto dwadzieścia kilometrów na godzinę.
***
- Len, do końca trasy od leja pozostało tylko dziesięć kilometrów. Przy tej prędkości Wells może osiągnąć metę za niecałe pięć minut.
- Czyżby jednak szala szczęścia odwróciła się w jego stronę?
- Któż to wie, poczekajmy spokojnie do końca, pamiętaj, że pojazdy Satsuki i Maczera mogą rozpędzić się do ponad trzystu kilometrów na godzinę. Jeśli w porę się zorientują, Wells nie ma szans.
- Ale przynajmniej może uda mu się dokończyć wyścig.
- Sporo przeszedłeś biedaku. – Powiedział opierając się o dach. Wciągnął potężną ilość dymu. – Szkoda, że tak się to kończy.
W tym momencie dostrzegł osuwającą się salamandrę na dno leja.
- TRYB ROBOTA BOJOWEGO DOSTĘPNY! – Usłyszał syntezator komputera pokładowego.
Ryghart zamyślił się przez ułamek sekundy, po czym uśmiechnął się pod nosem, wyrzucił tlącego się papierosa i wsiadł do bolidu.
***
- Kelly, czy widzisz to co ja?!
- Aż zrobiło się głośno na trybunach. Tak , Wells chyba próbuje wrócić do wyścigu.
- ZCM nie mógł lepiej wybrać swojego zawodnika. Korzystając z chwilowej nieuwagi walczących w leju, Wells przełączył się w TRB.
- Len, czy twoim zdaniem Ryghart ma jakieś szanse na zwycięstwo?
- Szczerze wątpię, zwłaszcza jeśli ta dwójka zorientuje się w sytuacji. Chwilowo robot zawodnika z ZCM’u nie ma rąk, prawdopodobnie były częścią urwanego przedniego zawieszenia, nie ma też kół, które przestrzelił Maczer. Biegnąc może co najwyżej ukończyć wyścig.
- Poczekaj, czy on właśnie zaczął skakać…?!
***
Wielki Mistrz ZCM’u zapluł ekran piwem z wrażenia, widząc co wymyślił jego zawodnik. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, gdy zobaczył uszkodzonego Raptora poruszającego się przez wysokie wyskoki i uruchamianie silników odrzutowych na kilka sekund lotu. Miernik prędkości na ekranie wskazywał sto dwadzieścia kilometrów na godzinę.
***
- Len, do końca trasy od leja pozostało tylko dziesięć kilometrów. Przy tej prędkości Wells może osiągnąć metę za niecałe pięć minut.
- Czyżby jednak szala szczęścia odwróciła się w jego stronę?
- Któż to wie, poczekajmy spokojnie do końca, pamiętaj, że pojazdy Satsuki i Maczera mogą rozpędzić się do ponad trzystu kilometrów na godzinę. Jeśli w porę się zorientują, Wells nie ma szans.
- Ale przynajmniej może uda mu się dokończyć wyścig.
"Chłop kopiący ziemniaki, to proza realistyczna; chłop kopiący pomarańcze to fantastyka (lub schizofrenia); ziemniaki kopiące chłopa to Sci-Fi"
R. Kot
R. Kot
Re: Yellow line
Jeśli to czytasz, nawet jeśli nie śledzisz komentarzy, proszę zagłosuj tutaj: http://forum.multiworld.pl/viewtopic.php?f=24&t=531
Re: Yellow line
„Kamera 68, Gdzie jest kamera 68? Leć szybko pod metę i uchwyć mi swoim rybim okiem skoki Wellsa! Kamera 112, Daj większe zbliżenie na Slamandrę. Kamery 12 i 13, nie opuszczajcie ostatniego OS-a. Wyścig tam nadal trwa! 105 już naprawiona?” - Greyman wydawał dyspozycje ze swojego ogromnego skórzanego fotela, szczerząc pożółkłe od kawy orcze kły, wpatrując się w sto dwadzieścia ekranów ukazujących przebieg wyścigu. Zerknął szybko na sąsiadujących koordynatorów kamer. Wszyscy działali na podwyższonej adrenalinie. Ich kariery jak i konta bankowe miały świetlaną przyszłość po tym wydarzeniu, które przerosło oczekiwania większości podwykonawców. - „54! Śpisz? Weź wydobądź trochę więcej z tego ujęcia. Widzisz jak cudownie ten wózek Psiej ligi dymi po ataku Salamandry!”
-----------------
Lancer zostawiał za sobą ciemną smugę ale napierał pod górkę z niemal pełną efektywnością. Jego silnik przekrzykiwał się z silnikiem Salamandry choć te oba razem wzięte były zagłuszane w równych odstępach czasu przez odrzuty Raptora pogującego nieopodal.
Maczer wyrównał trasę z Sat. Bez swojej aury Salamandra była wystawiona na ataki i Psioligowiec zamierzał to wykorzystać zanim sylweta, ta prawdziwa, zbliżona do Dodge Vipera, zniknie za szczytem wzniesienia.
Poczekał chwilę aż trasa wyrówna się i pociągnął za spust. Działo obrotowe na froncie Lancera momentalnie rozkręciło się i wypruło kilka pocisków, które wbiły się w bagażnik Salamandry rozrywając wierzchnie warstwy pancerza.
„Siej zniszczenie!” Maczer wykrzyknął, ale działko, choć nadal kręciło się, szczękało tylko głucho, kiedy młotek nie napotykał więcej naboi w taśmie. Anioł spojrzał zaskoczony na kontrolkę stanu amunicji działka. Ta bezlitośnie zaczęła pulsować złowieszczym napisem „puste”. „AAAaaaaaa!” Psioligowiec trząsł kierownicą wciąż trzymając spust. Nie miał nic czym mógł powstrzymać Sat. Nawet w pełni sprawnym samochodem nie mógłby jej dogonić na prostym odcinku...
Dojechał zrezygnowany na szczyt i nagle zalała go fala euforii. Zjazd do mety wcale nie był prostym odcinkiem. Był krętym slalomem pełnym niemal stu osiemdziesięcio stopniowych zakrętów. Satsuki brała zakręty perfekcyjnie jadąc na skraju przyczepności. Zupełnie jakby sunęła po asfalcie a nie po żwirze. Lancer puścił się jednak w desperackim akcie na przełaj przez trawiaste zbocze. Skarłowaciałe drzewka uderzały o podwozie Lancera co rusz uszkadzając go co raz bardziej ale Maczer nie przejmował się tym. Nie na tym etapie wyścigu. Stan pojazdu pogarszał się z każdym metrem jazdy ale zbliżał się do przeciwniczki w tempie dającym mu szanse przeprowadzić bezpośredni atak.
Satsuki naturalnie zauważyła to. I przygryzła wargę. Bezpośrednie starcie z masywniejszym przeciwnikiem nie było do końca jej wymarzonym zakończeniem wyścigu. Wypaliła resztę rakiet. Kilka w odsłonięty silnik, kilka pod koła, kilka tak by zawalić większe drzewka pod Lancera. Pierwsze Maczer wymanewrował, pozostałe wyrządziły spore szkody ale to draństwo z ledwo widocznymi już trzema ósemkami staczało się nadal prosto na kurs kolizyjny.
Jakiś czas później pomyślała, że było wiele lepszych rozwiązań, ale kumulacja emocji, presja czasu i być może natarczywość Psioligowca spowodowała, że postąpiła, jak postąpiła.
Krótkim magicznym impulsem spowodowała, że diamentowy pył na alufelgach przyjął postać ostrzy, które zaczęły wirować razem z kołami. „Chodź, dam Ci huga” szepnęła w eter jadąc prosto na spotkanie.
------------------------
Maczer miał uderzyć prostopadle w bok pojazdu Satsuki. Telepiący się od wertepów kadłub Lancera trafiłby idealnie jednak działaczka Agendy w ostatniej chwili zaciągnęła ręczny i skręciła kierownicą tak, że rozpędzona salamandra uderzyła o bolid Maczera idealnie bokiem. Ostrza zaczęły wrzynać się w jego kadłub splatając pojazdy w śmiertelnym uścisku. Któraś z komentatorek nazwała to czarno granatowym Ying Yang. Choć nie bardzo wiadomo czy miała cokolwiek więcej na myśli poza estetyką tego splotu.
Oba pojazdy poleciały pod wpływem uderzenia kawałek dalej wzdłuż trasy. Tuż na jej skraj, na kolejną skarpę w dół. Maczer gazował aby wypaść razem z Satsuki z drogi, gdzie miałby przewagę. Ona natomiast pędziła w drugą stronę aby ustawić go tyłem do trasy.
Dym z silnika Lancera, kłęby pyłu spod kół, szczątki rozrywanego metalu łączyły się w jednym zgiełku przysłaniając widok dookoła.
Klincz ten trwał już chwilę kiedy Wells przeskoczył nad pozostałymi zawodnikami. Wyrzucił przez wybite okienko wypalonego peta. Wprost na zawodników, sunąc swoim tempem do mety.
„Koniec z tym”- wydyszała Sat odtrącając z czoła lepiącą się od potu grzywkę. Kolejny magiczny impuls i ostrza schowały się. Skręt kół i nisko zawieszona Salamandra wjechała nieznacznie pod koła Lancera. Zaskoczony Maczer zaczął balansować pojazdem, który ,podbity przez Sat, przechylił się na jedną stronę. Salamandra tymczasem śmigała już dalej ze sporym wgnieceniem na masce. Kiedy z łoskotem Lancer opadł na wszystkie koła, miała już znowu przewagę. Maczer puścił się pędem telepiąc po trawiastym zboczu.
Ostatnia setka była prostą wyasfaltowaną drogą. Wells podskakiwał z przodu łamiąc i osmalając asfalt przy każdym wyskoku. Z góry bez problemu dostrzegł jak Sat i Maczer, niemal łeb w łeb doganiają go uderzając się bokami co rusz, próbując zepchnąć przeciwnika. Sięgnął po kolejnego papierosa i zaczął szukać po kieszeniach zapalniczki. Kiedy ją znalazł, okazało się, że skończył się w niej gaz. Wywalił ją zatem i wcisnął grzałkę do papierosów. Był blisko mety ale wiedział, że w tym tempie prześcigną go. Miał jednak jeszcze jedną sztuczkę do wypróbowania. I drobny dług do spłacenia za porysowany lakier.
Skrócił swój wyskok na tyle aby opadając trafić na pozostałych kierowców.
I wtedy buchnął mocniej z silnika odrzutowego.
Pojazdy rozpierzchły się natychmiastowo. Satsuki w lewo Maczer w prawo. Fioletowa aura przebłysnęła wokół Salamandry niczym płomień z zapalniczki wchłaniając energię ataku. Maczer natomiast zaczął się... palić! Puścił jedną ręką kierownicę aby sięgnąć po gaśnicę i wyczuwając ten moment Sat zaatakowała.
Lancer, uderzony od boku, momentalnie wypadłby z trasy, gdyby jego kierowca nie ćwiczył odpowiednio długo do tego wyścigu. Tymczasem Raptor znów opadał...
---------------------
„Rany, Gorzka, Trzymaj mnie” - Amsterdam wykrzykiwała podekscytowana trzymając się za głowę. Tłumy na trybunach powstały na widok zbliżających się łeb w łeb pojazdów. Ci którzy zebrali się w pubach czy własnych domach wpatrywali się w ekrany zapominając o trzymanych przez siebie kuflach. Pewna pani zamarła z otwartymi ustami i pierogiem na widelcu, którego właśnie miała zjeść. - „Co tam się dzieje? Sat i Maczer manewrują między nogami robota Wellsa próbując zepchnąć się na wzajem”
„Są tak blisko mety a nadal ciągną łeb w łeb!” Pani Gorzka – wpatrywała się w ekran próbując wyciągnąć z tego co widzi jakąkolwiek predykcję wyniku wyścigu. „Rany... przekroczyli metę. Tłumy szaleją, proszę państwa, Coś niesamowitego.... Ale nie wiemy kto jest zwycięzcą!”
„Nasi arbitrzy analizują właśnie powtórkę w spowolnionym tempie aby podjąć werdykt”
„Oh, Kelly. Kto by pomyślał, że mamy w ogóle arbitrów?”
------------------
„Proszę państwa! Mamy wyniki!!!” Zabuczał telewizor. Pani z pierogiem nadal tkwiła w bezruchu, w napięciu oczekując na wyniki. „Na trzecim miejscu, reprezentant Zakonu Cienistego Młota. Ryghart Wells! ”
Pięć bojowych myśliwców przeleciało nad trybunami zostawiając kolorowy dym. Gdzieś w tle wybuchły fajerwerki. Wielki Mistrz ZCM'u wypił duszkiem zawartość kolejnego kufla i roztrzaskał go o podłogę z wielkim uśmiechniętym „ahhhhh”. Trzecie miejsce to wciąż dobre miejsce i cały sztab techników, mechaników i naukowców wymieniał się uściskami kiwając. Ktoś otworzył szampana i wszystkim udzielił się dobry humor. Zasłużyli sobie na dobry toast.
Ale co radowało ich jeszcze bardziej to myśl o tym jak będą mogli niebawem spożytkować pozyskane dane i usprawnić swoją nową linię pojazdów wielozadaniowych.
„Drugie miejsce... Maczer z Psiej Ligii!” Kolejna porcja fajerwerków przysłoniła niebo. Tym razem formacja latających płaszczek pojawiła się nad trybunami. Ich jeźdźcy sypali błyszczące konfetti na wszystkie strony. Sztab Psiej Ligii podobnież wymieniał się gestami aprobaty.
„I pierwsze miejsce, proszę państwa, Taaak Jest nią Satsuki Joan Eilith Amber Heather Aeline Hira'min Kyasuminerai, z ...”- Amsterdam zawahała się na chwilę. W tym samym momencie poczuła męską dłoń na ramieniu. Należała do Crowa, który tylko skinieniem głowy dał znać, że Amsterdam ma kontynuować. Światła lamp sufitowych błysnęły w jego okularach przy tym geście. Usmiechnęła się szeroko „... z Agendy!”
Po chwili do mety dotarli także pozostali uczestnicy wyścigu i zabawowe szaleństwo osiągało swoje apogeum. Ludzie rozradowani rozchodzili się do pobliskich pubów i restauracji wymieniać się komentarzami czy swoimi wariantami tego co powinno było się wydarzyć w wyścigu.
Wszyscy dookoła radowali się. Wszyscy, poza jedną lożą, na której zapadła głucha cisza.
Część drowów w zasadzie nawet chciała się też radować zwycięstwem Satsuki ale ze strachu stały wyprostowane i w milczeniu obserwowały środek loży, gdzie białowłosa kobieta leżała spokojnie na sofie wyłożonej aksamitem. Kobieta sięgała spokojnie kolejne winogrono wpatrując się w ekran na którym widniały wyniki i jedyną oznaką, że coś nie do końca było w porządku (poza grobową ciszą, naturalnie) było to, że sięgała bez przerwy po kolejne winogrona.
-”Pani...” Jeden z drowów wyłamał się i natychmiast zamilkł napotykając wzrok Noire.
-”Milcz”
-”... Kiedy reporterzy zbierają się pod drzwiami naszej loży...”
-”Ona chyba wygrała mi to tylko i wyłącznie na złość”
------------------------------
Satsuki, stojąc na najwyższym stopniu, oznakowanym złotą jedynką, górowała nawet nad wysoką sylwetą Maczera. Oboje razem z Wellsem oblewali wszystkich dookoła pianką z szampana. Bawili się, pozowali do zdjęć i udzielali razem wywiadów razem jak gdyby dziesięć minut temu wcale nie próbowali się pozabijać nawzajem. Wszyscy z wielkimi uśmiechami na twarzach. Ryghart z czasem jednak zaczął tracić swój. Bodło go w serce, bo zaczynał odczuwać, że nie powinien stać sam na podium.
-”Wspaniały wyścig, Wells” – Maczer podszedł do niego w wolnej od reporterów chwili.
- „Doprawdy. Mam nadzieję,że się spotkamy na torze jeszcze kiedyś”
- „Podobnież. Pewnie nie będę miał tyle szczęścia co dziś. Salutuję technologi ZCM'u ” Maczer klepnął Rygharta w ramię i udał się dalej. Tylko chwilę przed tym jak sam Mistrz ZCM'u podszedł uścisnąć swojego kierowcę
-”Cieszę się, że żyjesz, szalony sukin-byku”
-”Tia...”
Tymczasem gazety drukowały już swoje wydania z Satsuki na pierwszej stronie a komentatorki kończyły transmisję z podziękowaniami dla wszystkich uczestników i widzów.
"Do następnego, Amsterdam"
"Do następnego, Gorzka"
-----------------
Lancer zostawiał za sobą ciemną smugę ale napierał pod górkę z niemal pełną efektywnością. Jego silnik przekrzykiwał się z silnikiem Salamandry choć te oba razem wzięte były zagłuszane w równych odstępach czasu przez odrzuty Raptora pogującego nieopodal.
Maczer wyrównał trasę z Sat. Bez swojej aury Salamandra była wystawiona na ataki i Psioligowiec zamierzał to wykorzystać zanim sylweta, ta prawdziwa, zbliżona do Dodge Vipera, zniknie za szczytem wzniesienia.
Poczekał chwilę aż trasa wyrówna się i pociągnął za spust. Działo obrotowe na froncie Lancera momentalnie rozkręciło się i wypruło kilka pocisków, które wbiły się w bagażnik Salamandry rozrywając wierzchnie warstwy pancerza.
„Siej zniszczenie!” Maczer wykrzyknął, ale działko, choć nadal kręciło się, szczękało tylko głucho, kiedy młotek nie napotykał więcej naboi w taśmie. Anioł spojrzał zaskoczony na kontrolkę stanu amunicji działka. Ta bezlitośnie zaczęła pulsować złowieszczym napisem „puste”. „AAAaaaaaa!” Psioligowiec trząsł kierownicą wciąż trzymając spust. Nie miał nic czym mógł powstrzymać Sat. Nawet w pełni sprawnym samochodem nie mógłby jej dogonić na prostym odcinku...
Dojechał zrezygnowany na szczyt i nagle zalała go fala euforii. Zjazd do mety wcale nie był prostym odcinkiem. Był krętym slalomem pełnym niemal stu osiemdziesięcio stopniowych zakrętów. Satsuki brała zakręty perfekcyjnie jadąc na skraju przyczepności. Zupełnie jakby sunęła po asfalcie a nie po żwirze. Lancer puścił się jednak w desperackim akcie na przełaj przez trawiaste zbocze. Skarłowaciałe drzewka uderzały o podwozie Lancera co rusz uszkadzając go co raz bardziej ale Maczer nie przejmował się tym. Nie na tym etapie wyścigu. Stan pojazdu pogarszał się z każdym metrem jazdy ale zbliżał się do przeciwniczki w tempie dającym mu szanse przeprowadzić bezpośredni atak.
Satsuki naturalnie zauważyła to. I przygryzła wargę. Bezpośrednie starcie z masywniejszym przeciwnikiem nie było do końca jej wymarzonym zakończeniem wyścigu. Wypaliła resztę rakiet. Kilka w odsłonięty silnik, kilka pod koła, kilka tak by zawalić większe drzewka pod Lancera. Pierwsze Maczer wymanewrował, pozostałe wyrządziły spore szkody ale to draństwo z ledwo widocznymi już trzema ósemkami staczało się nadal prosto na kurs kolizyjny.
Jakiś czas później pomyślała, że było wiele lepszych rozwiązań, ale kumulacja emocji, presja czasu i być może natarczywość Psioligowca spowodowała, że postąpiła, jak postąpiła.
Krótkim magicznym impulsem spowodowała, że diamentowy pył na alufelgach przyjął postać ostrzy, które zaczęły wirować razem z kołami. „Chodź, dam Ci huga” szepnęła w eter jadąc prosto na spotkanie.
------------------------
Maczer miał uderzyć prostopadle w bok pojazdu Satsuki. Telepiący się od wertepów kadłub Lancera trafiłby idealnie jednak działaczka Agendy w ostatniej chwili zaciągnęła ręczny i skręciła kierownicą tak, że rozpędzona salamandra uderzyła o bolid Maczera idealnie bokiem. Ostrza zaczęły wrzynać się w jego kadłub splatając pojazdy w śmiertelnym uścisku. Któraś z komentatorek nazwała to czarno granatowym Ying Yang. Choć nie bardzo wiadomo czy miała cokolwiek więcej na myśli poza estetyką tego splotu.
Oba pojazdy poleciały pod wpływem uderzenia kawałek dalej wzdłuż trasy. Tuż na jej skraj, na kolejną skarpę w dół. Maczer gazował aby wypaść razem z Satsuki z drogi, gdzie miałby przewagę. Ona natomiast pędziła w drugą stronę aby ustawić go tyłem do trasy.
Dym z silnika Lancera, kłęby pyłu spod kół, szczątki rozrywanego metalu łączyły się w jednym zgiełku przysłaniając widok dookoła.
Klincz ten trwał już chwilę kiedy Wells przeskoczył nad pozostałymi zawodnikami. Wyrzucił przez wybite okienko wypalonego peta. Wprost na zawodników, sunąc swoim tempem do mety.
„Koniec z tym”- wydyszała Sat odtrącając z czoła lepiącą się od potu grzywkę. Kolejny magiczny impuls i ostrza schowały się. Skręt kół i nisko zawieszona Salamandra wjechała nieznacznie pod koła Lancera. Zaskoczony Maczer zaczął balansować pojazdem, który ,podbity przez Sat, przechylił się na jedną stronę. Salamandra tymczasem śmigała już dalej ze sporym wgnieceniem na masce. Kiedy z łoskotem Lancer opadł na wszystkie koła, miała już znowu przewagę. Maczer puścił się pędem telepiąc po trawiastym zboczu.
Ostatnia setka była prostą wyasfaltowaną drogą. Wells podskakiwał z przodu łamiąc i osmalając asfalt przy każdym wyskoku. Z góry bez problemu dostrzegł jak Sat i Maczer, niemal łeb w łeb doganiają go uderzając się bokami co rusz, próbując zepchnąć przeciwnika. Sięgnął po kolejnego papierosa i zaczął szukać po kieszeniach zapalniczki. Kiedy ją znalazł, okazało się, że skończył się w niej gaz. Wywalił ją zatem i wcisnął grzałkę do papierosów. Był blisko mety ale wiedział, że w tym tempie prześcigną go. Miał jednak jeszcze jedną sztuczkę do wypróbowania. I drobny dług do spłacenia za porysowany lakier.
Skrócił swój wyskok na tyle aby opadając trafić na pozostałych kierowców.
I wtedy buchnął mocniej z silnika odrzutowego.
Pojazdy rozpierzchły się natychmiastowo. Satsuki w lewo Maczer w prawo. Fioletowa aura przebłysnęła wokół Salamandry niczym płomień z zapalniczki wchłaniając energię ataku. Maczer natomiast zaczął się... palić! Puścił jedną ręką kierownicę aby sięgnąć po gaśnicę i wyczuwając ten moment Sat zaatakowała.
Lancer, uderzony od boku, momentalnie wypadłby z trasy, gdyby jego kierowca nie ćwiczył odpowiednio długo do tego wyścigu. Tymczasem Raptor znów opadał...
---------------------
„Rany, Gorzka, Trzymaj mnie” - Amsterdam wykrzykiwała podekscytowana trzymając się za głowę. Tłumy na trybunach powstały na widok zbliżających się łeb w łeb pojazdów. Ci którzy zebrali się w pubach czy własnych domach wpatrywali się w ekrany zapominając o trzymanych przez siebie kuflach. Pewna pani zamarła z otwartymi ustami i pierogiem na widelcu, którego właśnie miała zjeść. - „Co tam się dzieje? Sat i Maczer manewrują między nogami robota Wellsa próbując zepchnąć się na wzajem”
„Są tak blisko mety a nadal ciągną łeb w łeb!” Pani Gorzka – wpatrywała się w ekran próbując wyciągnąć z tego co widzi jakąkolwiek predykcję wyniku wyścigu. „Rany... przekroczyli metę. Tłumy szaleją, proszę państwa, Coś niesamowitego.... Ale nie wiemy kto jest zwycięzcą!”
„Nasi arbitrzy analizują właśnie powtórkę w spowolnionym tempie aby podjąć werdykt”
„Oh, Kelly. Kto by pomyślał, że mamy w ogóle arbitrów?”
------------------
„Proszę państwa! Mamy wyniki!!!” Zabuczał telewizor. Pani z pierogiem nadal tkwiła w bezruchu, w napięciu oczekując na wyniki. „Na trzecim miejscu, reprezentant Zakonu Cienistego Młota. Ryghart Wells! ”
Pięć bojowych myśliwców przeleciało nad trybunami zostawiając kolorowy dym. Gdzieś w tle wybuchły fajerwerki. Wielki Mistrz ZCM'u wypił duszkiem zawartość kolejnego kufla i roztrzaskał go o podłogę z wielkim uśmiechniętym „ahhhhh”. Trzecie miejsce to wciąż dobre miejsce i cały sztab techników, mechaników i naukowców wymieniał się uściskami kiwając. Ktoś otworzył szampana i wszystkim udzielił się dobry humor. Zasłużyli sobie na dobry toast.
Ale co radowało ich jeszcze bardziej to myśl o tym jak będą mogli niebawem spożytkować pozyskane dane i usprawnić swoją nową linię pojazdów wielozadaniowych.
„Drugie miejsce... Maczer z Psiej Ligii!” Kolejna porcja fajerwerków przysłoniła niebo. Tym razem formacja latających płaszczek pojawiła się nad trybunami. Ich jeźdźcy sypali błyszczące konfetti na wszystkie strony. Sztab Psiej Ligii podobnież wymieniał się gestami aprobaty.
„I pierwsze miejsce, proszę państwa, Taaak Jest nią Satsuki Joan Eilith Amber Heather Aeline Hira'min Kyasuminerai, z ...”- Amsterdam zawahała się na chwilę. W tym samym momencie poczuła męską dłoń na ramieniu. Należała do Crowa, który tylko skinieniem głowy dał znać, że Amsterdam ma kontynuować. Światła lamp sufitowych błysnęły w jego okularach przy tym geście. Usmiechnęła się szeroko „... z Agendy!”
Po chwili do mety dotarli także pozostali uczestnicy wyścigu i zabawowe szaleństwo osiągało swoje apogeum. Ludzie rozradowani rozchodzili się do pobliskich pubów i restauracji wymieniać się komentarzami czy swoimi wariantami tego co powinno było się wydarzyć w wyścigu.
Wszyscy dookoła radowali się. Wszyscy, poza jedną lożą, na której zapadła głucha cisza.
Część drowów w zasadzie nawet chciała się też radować zwycięstwem Satsuki ale ze strachu stały wyprostowane i w milczeniu obserwowały środek loży, gdzie białowłosa kobieta leżała spokojnie na sofie wyłożonej aksamitem. Kobieta sięgała spokojnie kolejne winogrono wpatrując się w ekran na którym widniały wyniki i jedyną oznaką, że coś nie do końca było w porządku (poza grobową ciszą, naturalnie) było to, że sięgała bez przerwy po kolejne winogrona.
-”Pani...” Jeden z drowów wyłamał się i natychmiast zamilkł napotykając wzrok Noire.
-”Milcz”
-”... Kiedy reporterzy zbierają się pod drzwiami naszej loży...”
-”Ona chyba wygrała mi to tylko i wyłącznie na złość”
------------------------------
Satsuki, stojąc na najwyższym stopniu, oznakowanym złotą jedynką, górowała nawet nad wysoką sylwetą Maczera. Oboje razem z Wellsem oblewali wszystkich dookoła pianką z szampana. Bawili się, pozowali do zdjęć i udzielali razem wywiadów razem jak gdyby dziesięć minut temu wcale nie próbowali się pozabijać nawzajem. Wszyscy z wielkimi uśmiechami na twarzach. Ryghart z czasem jednak zaczął tracić swój. Bodło go w serce, bo zaczynał odczuwać, że nie powinien stać sam na podium.
-”Wspaniały wyścig, Wells” – Maczer podszedł do niego w wolnej od reporterów chwili.
- „Doprawdy. Mam nadzieję,że się spotkamy na torze jeszcze kiedyś”
- „Podobnież. Pewnie nie będę miał tyle szczęścia co dziś. Salutuję technologi ZCM'u ” Maczer klepnął Rygharta w ramię i udał się dalej. Tylko chwilę przed tym jak sam Mistrz ZCM'u podszedł uścisnąć swojego kierowcę
-”Cieszę się, że żyjesz, szalony sukin-byku”
-”Tia...”
Tymczasem gazety drukowały już swoje wydania z Satsuki na pierwszej stronie a komentatorki kończyły transmisję z podziękowaniami dla wszystkich uczestników i widzów.
"Do następnego, Amsterdam"
"Do następnego, Gorzka"
Dalej sie uciec chyba nie dalo. Ale to i tak nie pomoglo =]
Re: Yellow line
Huk wiwatów wyrwał Arie z drzemki. Zerwała się i rozejrzała się po swoich drowach z pytaniem w oczach "co i czemu?"
-Wyścig się zakończył, Pani. Wygrała Satsuki.
- O. - Aria usiadła i przetarła oczy.- Jak zaskakująco szybko, spodziewałam się ze ten wyścig będzie trwał wieki.
Dodatkowo spodziewała się, że wygra Raflik, miał jej zdaniem najlepszy pojazd do tego niezłe sztuczki. Widocznie nie można mieć wszystkiego. Aria przeciągnęła się i wstała z kanapy.
- Dobra dziewczynki, zaraz tu będzie tona dziennikarzy rodem z XXI wieku. Chyba chcemy tego uniknąć co?
- Bardzo krępują nas białe rasy..................
- Off we go! - Aria klasnęła w dłonie dla szpanu i ona wraz z jej świtą znikli bez śladu.
-Wyścig się zakończył, Pani. Wygrała Satsuki.
- O. - Aria usiadła i przetarła oczy.- Jak zaskakująco szybko, spodziewałam się ze ten wyścig będzie trwał wieki.
Dodatkowo spodziewała się, że wygra Raflik, miał jej zdaniem najlepszy pojazd do tego niezłe sztuczki. Widocznie nie można mieć wszystkiego. Aria przeciągnęła się i wstała z kanapy.
- Dobra dziewczynki, zaraz tu będzie tona dziennikarzy rodem z XXI wieku. Chyba chcemy tego uniknąć co?
- Bardzo krępują nas białe rasy..................
- Off we go! - Aria klasnęła w dłonie dla szpanu i ona wraz z jej świtą znikli bez śladu.
Re: Yellow line
Wells szedł razem z Wielkim Mistrzem ZCM’u w kierunku kwater zespołu. Co jakiś czas podbiegali do nich dziennikarze prosząc o wywiad. Gdy wreszcie udało im się dopchać do loży mogli w spokoju porozmawiać. Wielki Mistrz skinieniem dłoni wskazał Ryghartowi wygodny fotel. Ten na tych miast na nim usiadł.
- Napijesz się czegoś Rygharth’cie? – Zapytał mistrz.
- Z wielką chęcią, zwłaszcza po takim wyścigu.
- Cieszę się, z naszego wspólnego sukcesu. – Mistrz podał Ryghart’owi naczynie wypełnione mocnym trunkiem i usiadł na przeciwległym fotelu. - Dobrze się spisałeś, aż będzie nam wszystkim cię brakować. – Wielki Mistrz spojrzał na Wellsa badawczo.
- Odnośnie tego… To może śmiesznie zabrzmi, ale chciałbym zostać w Multiwersum. Przynajmniej na razie.
- Hmm. Cóż zmieniło twoje zdanie przyjacielu? – Zapytał bez cienia zdziwienia na twarzy.
- Przygoda… przygoda i wyzwanie. Poza tym, jestem wam to winny za uratowanie Behemotha.
- Tym się nie przejmuj, ratowanie członków załogi jest naszym obowiązkiem. – Powiedziawszy to Wielki Mistrz wstał, podszedł do biurka i wyciągnął z niego dwa cygara. Podał jedno Wellsowi. – Witam w ZCM’ie Rygharth’cie Wells. Niech ten wyścig będzie początkiem owocnej współpracy. – Obydwaj odpalili cygara i stuknęli się kielichami z alkoholem.
- Napijesz się czegoś Rygharth’cie? – Zapytał mistrz.
- Z wielką chęcią, zwłaszcza po takim wyścigu.
- Cieszę się, z naszego wspólnego sukcesu. – Mistrz podał Ryghart’owi naczynie wypełnione mocnym trunkiem i usiadł na przeciwległym fotelu. - Dobrze się spisałeś, aż będzie nam wszystkim cię brakować. – Wielki Mistrz spojrzał na Wellsa badawczo.
- Odnośnie tego… To może śmiesznie zabrzmi, ale chciałbym zostać w Multiwersum. Przynajmniej na razie.
- Hmm. Cóż zmieniło twoje zdanie przyjacielu? – Zapytał bez cienia zdziwienia na twarzy.
- Przygoda… przygoda i wyzwanie. Poza tym, jestem wam to winny za uratowanie Behemotha.
- Tym się nie przejmuj, ratowanie członków załogi jest naszym obowiązkiem. – Powiedziawszy to Wielki Mistrz wstał, podszedł do biurka i wyciągnął z niego dwa cygara. Podał jedno Wellsowi. – Witam w ZCM’ie Rygharth’cie Wells. Niech ten wyścig będzie początkiem owocnej współpracy. – Obydwaj odpalili cygara i stuknęli się kielichami z alkoholem.
"Chłop kopiący ziemniaki, to proza realistyczna; chłop kopiący pomarańcze to fantastyka (lub schizofrenia); ziemniaki kopiące chłopa to Sci-Fi"
R. Kot
R. Kot