Na co do kina?

Poważne dyskusje nad sensem życia, polityką jak i wyborem nowej karty graficznej.

Moderator: Crow

User avatar
roevean
Posts: 314
Joined: Sat Jan 03, 2009 8:36 am
Location: Ninehell Sector

Re: Na co do kina?

Post by roevean »

Special Effects lvl hard, gość umarł naprawdę (:
'cos im the definition of the worst kind of mean
so... are you rebel?
User avatar
USAGI
Posts: 1897
Joined: Sat Jan 03, 2009 9:16 pm
Location: yume
Contact:

Re: Na co do kina?

Post by USAGI »

@Ten tam
To była akcja marketingowa [;
Tak naprawdę siedzą teraz z Elvisem i sączą browary na tarasie...

______
Child 44
9/10, to było dobre!
- Roe, co robisz?
- Już dwie godziny czekam na autobus przy zmywaku.
- Roe, nadal zmywasz?
- Nie, rysuję talerze.
- Roe, pomóc ci zmywać?
- A masz wyższe?
- Nie.
- To nie możesz zbliżać się do zmywaka.
User avatar
USAGI
Posts: 1897
Joined: Sat Jan 03, 2009 9:16 pm
Location: yume
Contact:

Re: Na co do kina?

Post by USAGI »

Mission: Impossible - Rogue Nation

Słabe 4/10.
Filmiki na YT mają wyższa rozdzielczość i mniej pikseli niż ten film. Przez chwilę zastanawiałam się, czy zapomnieli włączyć jakiś tryb/filtr czy coś. Ale niestety, ne doczekałam się zmiany, takoż wniosek jest jeden - w kinach puszczają screener. Film jest ewidentnie komedią, średnią. Głupoty i błędy mnie dość irytowały, muzyka średnia, treść hm. No była jedna udana scena walki na noże : ) Ale dla 3ch minut ne warto iść do kina...
- Roe, co robisz?
- Już dwie godziny czekam na autobus przy zmywaku.
- Roe, nadal zmywasz?
- Nie, rysuję talerze.
- Roe, pomóc ci zmywać?
- A masz wyższe?
- Nie.
- To nie możesz zbliżać się do zmywaka.
User avatar
Debart
Posts: 520
Joined: Sat Jan 03, 2009 8:50 am

Re: Na co do kina?

Post by Debart »

Za to warto zobaczyć ant-mana - dobre 7/10 z licznymi gagami i fanymi akcjami. I łysy z House of Cards też dobrze się prezentuje na ekranie.
ryuzok
Posts: 470
Joined: Sun Jan 04, 2009 10:37 am

Re: Na co do kina?

Post by ryuzok »

Marsjanin - w sumie polecam, ale uwaga, po obejrzeniu filmu można mieć dużą potrzebę pobiec do pobliskiego budowlanego i wykupić cały zapas taśmy i plandek.... najwyraźniej plandeki są mocno niedoceniane :O
User avatar
c914
Posts: 596
Joined: Sat Jan 03, 2009 10:30 am

Re: Na co do kina?

Post by c914 »

...a w warzywniaku zakupić worek ziemniaków.
USS George Washington - 90 tysiecy ton dyplomacji.
ryuzok
Posts: 470
Joined: Sun Jan 04, 2009 10:37 am

Re: Na co do kina?

Post by ryuzok »

c914 wrote:...a w warzywniaku zakupić worek ziemniaków.
Oczywiście polska misja wyposażona była by w cebulę, która jak dobrze wiemy ma znacznie lepsze możliwości i walory smakowe, nie mówiąc o innych z całą pewnością świetnych zaletach :P
User avatar
Satsuki
Posts: 1878
Joined: Fri Jan 02, 2009 11:06 pm
Location: Aaxen

Re: Na co do kina?

Post by Satsuki »

Tez widzialam Marsjanina i jestem pod wielkim wrazeniem filmU. Naprzemian trzymal w napieciu i zaskakiwal fajnymi zartami. Bardzo bardzo lubie to!

@Ryu jakie plandeki, to byly folie do ochrony mebli przy malowaniu ;p no i ofc ducktape najlepszy na wszystko.
Avatar stworzony przez tego uzdolnionego Pana.
User avatar
Crow
Posts: 2584
Joined: Fri Aug 29, 2008 10:51 am

Re: Na co do kina?

Post by Crow »

Marsjanina oglądało się całkiem ok, również polecam.

Filmowi mogę zarzucić, iż dość słabo podkreśla zmagania głównego bohatera z nieprzyjazną życiu planetą. Nic co robi bohater nie jest trudne, a wszelkie problemy są dla niego jedynie kolejnym ciekawym wyzwaniem. Bohater nie jest głodny, zmęczony, samotny i tęskniący za ziemią. Zamiast tego od początku do końca jest żartownisiem robiącym show. Rozumiem, że może to być postawa ‘go with a blast’. Spodziewałbym się jednak, że do tego podejścia bohater musi w jakiś sposób dojrzeć. Zamiast tego bohater prawie na samym początku stwierdza zupełnie z powietrza ‘ok, przeżyję’. Nie musi ani otrząsnąć się z inicjalnej rezygnacji i szoku ani też z biegiem czasu nie pojawia się w nim (prawie) żadne zwątpienie.

Zamiast ciekawego rysu psychologicznego bohatera film oferuje nam coś zupełnie innego, co zawsze w filmach lubię. Ciąg problemów i ich rozwiązań, stawiających przed widzem cały czas pytanie, czy to może być prawda, czy też zupełnie reżyser nam ściemnia. Bez zdradzania szczegółów fabuły – jeśli w czasie seansu człowiek intensywnie szuka w swej pamięci informacji z historii badania kosmosu, czy stawia sobie pytania z dziedziny botaniki – jest dobrze. Podsumowując dwa ostatnie paragrafy – film ogląda się trochę jak McGyvera. Nie jest ważne kim jest bohater, ważne jest co robi.

Być może ostatnie lata zbytnio mnie wyczuliły w tej kwestii, ale jak każda współczesna Hollywoodzka produkcja, film musi mieć ‘muh diversity’. By uniknąć posądzania o wszelkiego rodzaju –izmy, mamy więc w filmie reprezentacje wszelkich możliwych grup kulturowych, kobietę jako szefa misji, etc. Każdy z tych elementów z osobna byłby wiarygodny, natomiast jeśli w filmie próbuje zmieścić się wszystkie, robi się trochę karykatura. Poza głównym bohaterem (jak podkreślałem wcześniej – bardzo przeźroczystym) najsilniej zarysowanym białym mężczyzną jest szef NASA – reprezentant starego, złego systemu patriarchatu.

Jego postać doprowadza mnie do jedynego wątku, którego w filmie nie rozumiałem. Po ostrzeżeniu o drobnym spoilerze – zupełnie niewiarygodny był dla mnie problem ‘trzeba poinformować załogę’. Zwłaszcza w początkowym okresie postawa dyrektora była dla mnie absolutnie oczywista. Misja trwa i załoga ma na głowie ważniejsze problemy niż rozważanie, że zostawili za sobą kolegę na pewną śmierć głodową. Tymczasem tak większość pracowników NASA, jak sam główny bohater, zdają się w poważaniu mieć dobro i bezpieczeństwo pozostałych uczestników wyprawy.

Ostatnie przemyślenie, którym chciałbym się podzielić, dotyczy innego widocznego w filmie znaku czasu – partnerem i rywalem Stanów w eksploracji kosmosu są Chiny. W Grawitacji chociaż loty odbywały się na pokładzie Soyuza. W Marsjaninie Rosja jest już zupełnie nieobecna.
User avatar
GvS
Posts: 706
Joined: Fri Aug 29, 2008 8:48 pm

Re: Na co do kina?

Post by GvS »

Spectre

Epicki od samego początku do końca. Doskonała obsada. Monika Belluci wygląda świetnie w openingu (z dużą ilością tentacli) ale w samym filmie niestety wychodzi z niej starość. Poza tym typowo: jest zmutowany mid-boss, pościgi dobrymi samochodami, torturowanie dziwnymi urządzeniami i sporo humoru. Po 150 minutach filmu spodziewałem się jakichś dłużyzn, jednak nie nudziłem się ani chwili i napisy końcowe pojawiły się zaskakująco szybko. Ucieszył mnie również główny motyw ukazujący w negatywnym świetle masowe szpiegowanie.
A necromancer is just a really late healer.
Post Reply