"Zielony Naruto i Blond Sasuke: Supersaiyanie."
Film ten znany jest na zachodzie pod tytułem "My Hero Academia: Heroes Rising". Drugi i prawdopodobnie ostatni film pełnometrażowy z serii MHA nie budził wygórowanych oczekiwań z mojej strony. Pierwsza "kinówka" MHA dostała ode mnie sporo plusów, a nawet Kendżgwiazdek, ale
trailer do "Heroes Rising" nie napawał mnie optymizmem.
Dużą zasługę miał w tym pozornie identyczny set-up. Odizolowana wyspa, na której pojawia się cała klasa 1-A, czarny charakter powiązany z League of Villains, epicki team-up, żeby go pokonać. Wszystkie te elementy pojawiły się w już w "2 Heroes". Chciałbym napisać "Nic bardziej mylnego, "Heroes Rising" ma jakieś oryginalne elementy w scenariuszu...". Ale nie ma.
Scenarzysta, bardzo hojnymi garściami czerpie gimmicki, twisty z mangi/anime, częściej niż rzadziej kopiując to co w mandze już było. Oglądając ten film miałem wrażenie że jestem na zakupach w niemieckim sklepie dyskontowym.
Discount All-For-One - jest
Discount Meduza z "Inhumans" - jest
Discount Eri z arcu o Overhaulu - też jest
Wspominając o słabych punktach, nie można nie wspomnieć o podkładzie muzycznym. Pod koniec ostatniej walki zamiast zapuścić
pierwszy opening, albo chociaż jakąś bitewną melodię, smętnie zawodzi jakaś pieśniarka.
Jednowymiarowy czarny charakter jest co prawda bardzo jednowymiarowy, a jego miniony są kompletnie pozbawiane osobowości. Nic nie wiemy o jego motywacjach, backgroundzie ani faktycznym celu.
Ale, żeby nie skupiać się wyłącznie na negatywach, przejdę do plusów.
Pomimo tego, że fabuła jest przewidywalnym zlepkiem historii i konceptów z istniejących już treści MHA, jest zlepkiem który trzyma się kupy. Ma początek, środek i koniec. To, na dzisiejsze czasy, to całkiem sporo jak na pełnometrażową kreskówkę.
Przy recenzowaniu "2 Heroes" narzekałem na poziom animacji. Recenzję na MW ewidentnie przetłumaczono na język japoński, bo w "Heroes Rising" podskoczyła ona w bardzo zauważalny sposób - nie jest już rysowana leniwie, "na odwal się".
Twórcy filmu, skoro już zdecydowali się na umieszczenie w nim całej klasy 1-A stwierdzili, że można dać im coś konkretnego do roboty. Pierwsze dwa akty filmu nie skupiają się jakoś szczególnie na Naruto i Sasuke, i pozwalają widzowi przypomnieć sobie czemu i manga i anime są takie dobre: duża grupa solidnie napisanych pierwszo- drugo- i trzecio-planowych postaci i każda z nich ma moment bądź dwa by zabłysnąć, nawet Mineta i Francuskojęzyczny metroseksualista. Best-boy Todoroki okazuję się być zimnokrwistym (no pun intended) mordercą, nawet mało użyteczna Uraraka znajduje swoją niszę. I bardzo dobrze to wychodzi, ogląda się przyjemnie i trochę odwraca uwagę od tego, że i Naruto i Sasuke osiągają razem pierwszy poziom SSJ. Na szczęście nie dochodzi do żadnej fuzji.
Podsumowując - 90 minut relatywnie dobrej zabawy na środowy wieczór, ale też nic więcej.