Na co do kina?
Moderator: Crow
Re: Na co do kina?
Nie muszą go niszczyć, zerknij na sceny z trailera dużo potwórzeń z jedynki, komputerowa grafika, brak klimatu, a najgorsze jest to, że nawet ten główny talizman wygląda jak nówka, robiona z plasteliny i kartonu (to jest 100% oznaka, że jakiś film jest mizerny).
We do not sow
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Re: Na co do kina?
Looper
Uwaga możliwe spoilery!
Na wstępnie powiem nie wierzcie recenzją. Film nie jest zły, ale nie jest tym czym miał być — czyli pojedynkiem młodego zabójcy ze starszą wersją siebie.
Fabuła
Odniosłem wrażenie, że ktoś wziął scenariusz pierwszego Terminatora i zastąpił Skynet tajemniczym Rainmakerem. Nie obyło się bez dziur logicznych — jak w przypadku wysłania własnego ojca do przeszłości przez Connor'a. Kilka wątków poruszonych i mających znaczenie dla fabuły zostało napoczętych i nie do końca jasno lub wcale wytłumaczonych. Choćby wirus dający moc telekinezy. Albo zostały te wątki niewyjaśnione by dać widzowi miejsce na domysły?
Postacie
Wszystkim postacią pobocznym brakuje im głębi, historii oraz motywacji. W filmie, po za głównym bohaterem w dwóch swoich wcieleniach i pewną babką z dzieckiem, są może jeszcze trzy inne postacie które mają jakieś znacznie. Jednak ich rola jest minimalna. Za przykład może posłużyć szef głównego który po za przybiciem z przyszłości i zwerbowania głównego bohatera do kręgu Looperów nie wnosi nic więcej do fabuły.
Bohater - Joe
Młody Joe — ma historię, jednak nie widać motywacji w tym co robi. Ot zabija, ćpa, imprezuje, bo tak ktoś pokierował jego życiem. Do momentu pojawienie się starego Joe.
Stary Joe — ma historię i ma motywacje. Nie będę więcej pisać by nie zdradzać fabuły :P
Akcja
Nie nazwałbym tego filmu Filmem Akcji. Mi bardziej pasowałby na dramat psychologiczno-egzystencjalny. Akcji tu jak na lekarstwo. Nie ma tu specjalnych dłużyzn, ale niektórzy widzowie mogli by się nudzić na seansie.
Efekty specjalne
Po za latającym motorocosiem i psychohuraganem innych chyba nie było. Jakoś owych efektów pozostawiam do własnej oceny.
Ocena
Czy warto iść do kina? Nie wiem. Jak napisałem nie jest to film akcji, więc wielbiciele tego gatunku nie mają czego tam za bardzo szukać. Jak ktoś lubi Bruce'a Willisa to w filmie właściwie jest postacią drugą planową i nie pojawia się zbyt często na ekranie. Jak ktoś lubi motywy paradoksów czasowych może pójść, albo poczekać na DVD i w spokoju na kanapie obejrzeć i podumać nad paradoksami.
A na koniec wyjaśnienie Plot hole-ów Plot hole-ów.
Uwaga możliwe spoilery!
Na wstępnie powiem nie wierzcie recenzją. Film nie jest zły, ale nie jest tym czym miał być — czyli pojedynkiem młodego zabójcy ze starszą wersją siebie.
Fabuła
Odniosłem wrażenie, że ktoś wziął scenariusz pierwszego Terminatora i zastąpił Skynet tajemniczym Rainmakerem. Nie obyło się bez dziur logicznych — jak w przypadku wysłania własnego ojca do przeszłości przez Connor'a. Kilka wątków poruszonych i mających znaczenie dla fabuły zostało napoczętych i nie do końca jasno lub wcale wytłumaczonych. Choćby wirus dający moc telekinezy. Albo zostały te wątki niewyjaśnione by dać widzowi miejsce na domysły?
Postacie
Wszystkim postacią pobocznym brakuje im głębi, historii oraz motywacji. W filmie, po za głównym bohaterem w dwóch swoich wcieleniach i pewną babką z dzieckiem, są może jeszcze trzy inne postacie które mają jakieś znacznie. Jednak ich rola jest minimalna. Za przykład może posłużyć szef głównego który po za przybiciem z przyszłości i zwerbowania głównego bohatera do kręgu Looperów nie wnosi nic więcej do fabuły.
Bohater - Joe
Młody Joe — ma historię, jednak nie widać motywacji w tym co robi. Ot zabija, ćpa, imprezuje, bo tak ktoś pokierował jego życiem. Do momentu pojawienie się starego Joe.
Stary Joe — ma historię i ma motywacje. Nie będę więcej pisać by nie zdradzać fabuły :P
Akcja
Nie nazwałbym tego filmu Filmem Akcji. Mi bardziej pasowałby na dramat psychologiczno-egzystencjalny. Akcji tu jak na lekarstwo. Nie ma tu specjalnych dłużyzn, ale niektórzy widzowie mogli by się nudzić na seansie.
Efekty specjalne
Po za latającym motorocosiem i psychohuraganem innych chyba nie było. Jakoś owych efektów pozostawiam do własnej oceny.
Ocena
Czy warto iść do kina? Nie wiem. Jak napisałem nie jest to film akcji, więc wielbiciele tego gatunku nie mają czego tam za bardzo szukać. Jak ktoś lubi Bruce'a Willisa to w filmie właściwie jest postacią drugą planową i nie pojawia się zbyt często na ekranie. Jak ktoś lubi motywy paradoksów czasowych może pójść, albo poczekać na DVD i w spokoju na kanapie obejrzeć i podumać nad paradoksami.
A na koniec wyjaśnienie Plot hole-ów Plot hole-ów.
Re: Na co do kina?
Skyfall
Po zakończeniu projekcji Irian stwierdziła, że to najlepszy Bond na jakim była w kinie, a ja w pełni zgadzam się z tą oceną. Skyfall wraca do korzeni serii i jest o wiele bardziej zbliżony do klasycznych przygód agenta 007, niż ostatnie podejścia. Widać to już od intra, które przypomina stare dobre wejściówki, które pamiętamy z TV. Bond znowu zwala z nóg liczne kobiety, 'główny zły' jest bardzo wyrazistą i zapadającą w pamięć postacią, a sceny akcji może nie są momentami nadmiernie realistyczne, ale na pewno są epickie. Jeśli twierdziłeś, lub twierdziłaś, że Quantum of Solace było lepsze od 'starych' Bondów, Skyfall może nie przypaść Ci do gustu. Ale dla wszystkich pozostałych miłośników przygód 007 - Polecam, najlepszy film o Bondzie od bardzo długiego czasu.
Po zakończeniu projekcji Irian stwierdziła, że to najlepszy Bond na jakim była w kinie, a ja w pełni zgadzam się z tą oceną. Skyfall wraca do korzeni serii i jest o wiele bardziej zbliżony do klasycznych przygód agenta 007, niż ostatnie podejścia. Widać to już od intra, które przypomina stare dobre wejściówki, które pamiętamy z TV. Bond znowu zwala z nóg liczne kobiety, 'główny zły' jest bardzo wyrazistą i zapadającą w pamięć postacią, a sceny akcji może nie są momentami nadmiernie realistyczne, ale na pewno są epickie. Jeśli twierdziłeś, lub twierdziłaś, że Quantum of Solace było lepsze od 'starych' Bondów, Skyfall może nie przypaść Ci do gustu. Ale dla wszystkich pozostałych miłośników przygód 007 - Polecam, najlepszy film o Bondzie od bardzo długiego czasu.
Re: Na co do kina?
Obecnie ciekawie MMO, za rok film...
http://www.youtube.com/watch?v=dQ_m4vg1tSE
TONY ZOMBIE vs BRAD PITT.
http://www.youtube.com/watch?v=dQ_m4vg1tSE
TONY ZOMBIE vs BRAD PITT.
We do not sow
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Re: Na co do kina?
a to Ty książki nie czytałeś? aż dziwne, bo to ten sam autor, którego 'zombie survivalem' męczył nas swego czasu Bart...
'cos im the definition of the worst kind of mean
so... are you rebel?
so... are you rebel?
Re: Na co do kina?
Słyszałem o niej, ale nie morduję się powieściami o zombie. Wolę jak najlepszą różnorodność niż odgrzewane pomysły. Ale oczywiście półtorej godziny z przyjaciółmi przed telewizorem, to co innego.
Last edited by Windukind on Thu Nov 15, 2012 9:58 am, edited 1 time in total.
We do not sow
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Re: Na co do kina?
[REC] 3
.....NIE
PS - pod spodem dużo spoilerów
____________________________________________________
a teraz tak na poważnie, to pewna hiszpańska firma dokonała czegoś niemożliwego, z prześwietnego filmu o zombie jakim był oryginalny [REC], w drugiej części zrobili film o opętaniach z obcą gąsielnicą w roli głównej (co już było tragiczne), a teraz zrobili część trzecią....
No i właśnie, jak wygląda część trzecia? Wcale? fak it, jest znacznie gorzej...
pomijając kiepską grę aktorów, i powtarzanie niektórych pomysłów w kiepski sposób (jak spadający strażak z pierwszej części), część trzecia jest mocno inspirowana drugą. Opowiada o przygodach weterynarza od pieska biednej dziewczynki z pierwszej części, który po tym jak ów piesek ugryzł (sam mówi że wyglądał jak martwy) pojechał na wesele.
wogóle nie będę tu wspominał o tym że w pierwszej części była mowa o tym że weterynarz poinformował policję i raczej zajmował się tą sprawą, a już napewno by go nie wypuścili na wesele....
Coby iść dalej, mniej więcej po minucie dowiadujemy się że zombie z pierwszej części były jakieś słabe, bo po upadku ze schodów raczej ciężko było się im podnieść. Zombie z części trzeciej to ninje, skaczą sobie na 10m i mają całkiem niezłą szybkość na prostej.
po kolejnych 5 minutach od pojawienia się zombie, reżyser podjął genialny krok. pamiętacie jak fajnie oglądało się RECa nagrywanego "zwykłą kamerą" przez jednąz postaci w filmie? Nagle uznali że to kiepski pomysł, "i jest to zwyczajny film" (no może nie taki zwyczajny, ale szkoda że w tym samym czasie nie stwierdzili że hiszpański to hujowy pomysł, i nie zaczeli gadać po angielsku). po jakichś następnych 15 minutach natrafiamy na interesującą informacje, zombie nie mogą wejść do kościoła czy na święconą ziemię, a woda święcona "je boli"...ŁAD DA FAK, poważnie z tym polecieli, zwlaszcza że zombiaki przed kościołem zachowują się jak banda ze zmeirzchu...ale spokojnie, there is more! I bynajmniej nie jest to fakt że w lustrze zamiast zombie widać dziewczynke od herbaty ze strychu w części pierwszej (gdzie oczywiście tego nie było).
gwoździem głównym programu jest fakt, że jak ktoś zaczyna cytować biblie lub się modlić zombie zamierają i nic nie robią, tylko sobie słuchają... Do tego dodać wystarczy przewidywalny scenariusz, sceny na poziomie znacznie słabszym niż MARTWE ZŁO, główną bohaterkę która bardziej sprawdziła by się jako gnijąca panna młoda, i cudną scenę w której 2 najlepszych ludzi idzie ją ratować jak to na rycerzy przystało...
ogólnie film polecam, bardzo ładnie obrazuje jak można spieprzyć bardzo fajny film :)
Też i szkoda że nazwali to "geneza", skoro dzieje się w tym samym czasie co pozostałe części to ja nie łapie znaczenia słowa "geneza" w filmie (poza jednym tekstem księdza). bo przecież kiepskim pomysłem by było zrobić jakieś małe nic nie znaczące wesele/miasteczko/cokolwiek, i zakończyć to tak że przeżywa ksiądz i zabiera ze sobą jedną zarażoną małą dziewczynkę (KURNA NAWET JEST NA MIEJSCU) i dziewczynka ta zostaje wywieziona do pewnej kamienicy, gdzie na strychu ksiądz na niej eksperymentuje... oczywiście pomysł ten jest jak najbardziej debilny, i ekipa tworząca ten film wiedziała lepiej...
.....NIE
PS - pod spodem dużo spoilerów
____________________________________________________
a teraz tak na poważnie, to pewna hiszpańska firma dokonała czegoś niemożliwego, z prześwietnego filmu o zombie jakim był oryginalny [REC], w drugiej części zrobili film o opętaniach z obcą gąsielnicą w roli głównej (co już było tragiczne), a teraz zrobili część trzecią....
No i właśnie, jak wygląda część trzecia? Wcale? fak it, jest znacznie gorzej...
pomijając kiepską grę aktorów, i powtarzanie niektórych pomysłów w kiepski sposób (jak spadający strażak z pierwszej części), część trzecia jest mocno inspirowana drugą. Opowiada o przygodach weterynarza od pieska biednej dziewczynki z pierwszej części, który po tym jak ów piesek ugryzł (sam mówi że wyglądał jak martwy) pojechał na wesele.
wogóle nie będę tu wspominał o tym że w pierwszej części była mowa o tym że weterynarz poinformował policję i raczej zajmował się tą sprawą, a już napewno by go nie wypuścili na wesele....
Coby iść dalej, mniej więcej po minucie dowiadujemy się że zombie z pierwszej części były jakieś słabe, bo po upadku ze schodów raczej ciężko było się im podnieść. Zombie z części trzeciej to ninje, skaczą sobie na 10m i mają całkiem niezłą szybkość na prostej.
po kolejnych 5 minutach od pojawienia się zombie, reżyser podjął genialny krok. pamiętacie jak fajnie oglądało się RECa nagrywanego "zwykłą kamerą" przez jednąz postaci w filmie? Nagle uznali że to kiepski pomysł, "i jest to zwyczajny film" (no może nie taki zwyczajny, ale szkoda że w tym samym czasie nie stwierdzili że hiszpański to hujowy pomysł, i nie zaczeli gadać po angielsku). po jakichś następnych 15 minutach natrafiamy na interesującą informacje, zombie nie mogą wejść do kościoła czy na święconą ziemię, a woda święcona "je boli"...ŁAD DA FAK, poważnie z tym polecieli, zwlaszcza że zombiaki przed kościołem zachowują się jak banda ze zmeirzchu...ale spokojnie, there is more! I bynajmniej nie jest to fakt że w lustrze zamiast zombie widać dziewczynke od herbaty ze strychu w części pierwszej (gdzie oczywiście tego nie było).
gwoździem głównym programu jest fakt, że jak ktoś zaczyna cytować biblie lub się modlić zombie zamierają i nic nie robią, tylko sobie słuchają... Do tego dodać wystarczy przewidywalny scenariusz, sceny na poziomie znacznie słabszym niż MARTWE ZŁO, główną bohaterkę która bardziej sprawdziła by się jako gnijąca panna młoda, i cudną scenę w której 2 najlepszych ludzi idzie ją ratować jak to na rycerzy przystało...
ogólnie film polecam, bardzo ładnie obrazuje jak można spieprzyć bardzo fajny film :)
Też i szkoda że nazwali to "geneza", skoro dzieje się w tym samym czasie co pozostałe części to ja nie łapie znaczenia słowa "geneza" w filmie (poza jednym tekstem księdza). bo przecież kiepskim pomysłem by było zrobić jakieś małe nic nie znaczące wesele/miasteczko/cokolwiek, i zakończyć to tak że przeżywa ksiądz i zabiera ze sobą jedną zarażoną małą dziewczynkę (KURNA NAWET JEST NA MIEJSCU) i dziewczynka ta zostaje wywieziona do pewnej kamienicy, gdzie na strychu ksiądz na niej eksperymentuje... oczywiście pomysł ten jest jak najbardziej debilny, i ekipa tworząca ten film wiedziała lepiej...
Re: Na co do kina?
Skyfall
Nie wie czemu ludzie się tak zachwycają tym filmem? Dla mnie był nudnawy. Pierwszą połowę filmu przesiedziałem zastanawiając się o co tak właściwie chodzi. Reszta filmu gdy w końcu pojawiła się akcja była ok. Zgodzę się z Crowem, że '
Nie wie czemu ludzie się tak zachwycają tym filmem? Dla mnie był nudnawy. Pierwszą połowę filmu przesiedziałem zastanawiając się o co tak właściwie chodzi. Reszta filmu gdy w końcu pojawiła się akcja była ok. Zgodzę się z Crowem, że '
i niestety chyba tylko on.'główny zły' jest bardzo wyrazistą i zapadającą w pamięć postacią
Re: Na co do kina?
Ryjku, uwielbiam Twoje recenzje :D
Zamiast [REC]a zobacze sobie Shreka, myślę, że będzie miał wyższy i bardziej zaskakujący poziom :)
Zamiast [REC]a zobacze sobie Shreka, myślę, że będzie miał wyższy i bardziej zaskakujący poziom :)
- Roe, co robisz?
- Już dwie godziny czekam na autobus przy zmywaku.
- Roe, nadal zmywasz?
- Nie, rysuję talerze.
- Roe, pomóc ci zmywać?
- A masz wyższe?
- Nie.
- To nie możesz zbliżać się do zmywaka.
- Już dwie godziny czekam na autobus przy zmywaku.
- Roe, nadal zmywasz?
- Nie, rysuję talerze.
- Roe, pomóc ci zmywać?
- A masz wyższe?
- Nie.
- To nie możesz zbliżać się do zmywaka.
Re: Na co do kina?
Skyfall:
Najlepsze ze wszystkiego było intro i chałupka z końcówki (człwoiek chciałby taką mieć na własność). Reszta do przetrwania jak w każdym kinie akcji.
Najlepsze ze wszystkiego było intro i chałupka z końcówki (człwoiek chciałby taką mieć na własność). Reszta do przetrwania jak w każdym kinie akcji.
USS George Washington - 90 tysiecy ton dyplomacji.