Na co do kina?

Poważne dyskusje nad sensem życia, polityką jak i wyborem nowej karty graficznej.

Moderator: Crow

User avatar
Maczer
Posts: 523
Joined: Wed Jan 07, 2009 4:51 am

Re: Na co do kina?

Post by Maczer »

Jesteś bogiem
Mimo, że historia nie jest w żaden sposób wyjątkowa to jednak całkiem przyzwoicie przedstawiona. Dobrze dobrani aktorzy z niezłym 'skillem', scenografia czy sentymentalne rekwizyty budują bardzo przekonywującą otoczkę i można faktycznie wczuć się w klimat.
Nie jestem zwolenników dramatów. Mam wystarczająco własnych problemów :D Niemniej Jesteś bogiem nie jest w żadnym stopniu ciężkostrawnym filmem co nawet zaskakuje przy muzyce Kalibra i Paktofoniki. Z drugiej strony osoba szukająca emocji nie zawiedzie się.
Ścieżka dźwiękowa była na początku trudna do okiełznania. Istna kakofonia, ale ma też dobre momenty.
Ponadto można się dokształcić z historii, co by nie mówić, polskiej legendy sceny muzycznej.

Polecam

Zarzuciłbym odnośnikiem do trailera jakiegoś ale tez yt nie są spolierfree (o ile da się zespoilować tą historię w ogóle)
Dalej sie uciec chyba nie dalo. Ale to i tak nie pomoglo =]
User avatar
Gumowy
Posts: 825
Joined: Mon Jan 12, 2009 11:17 am
Location: Acces Denied

Re: Na co do kina?

Post by Gumowy »

Troszke pozno pisze na temat tego filmu ale...zgadzam sie z Maczem. I jako, ze nie za bardzo przepadam za polskim kinem, Jestes bogiem podobal mi sie. A tym bardziej, ze za mlodu sluchalem i Kaliber'44 i Paktofoniki. Jedyne co mnie zdziwilo, ze Magik nie gral roli 1sze planowej. Ale co tam...nie ma co narzekac ;]. Jest ok
Struktura Kościoła:
FatherDirector
GeneralPriest
PaciorekSpecialist
KazaniaWriter
GodAssistant
SacramentPriceAnalyst
TacaAccountant
CołaskaCounter
Ministrant'sPantyRemover
ZygotaWatchpriest
LastContactPriest
OłtarzDesigner
KadzidłoDeveloper
User avatar
Satsuki
Posts: 1878
Joined: Fri Jan 02, 2009 11:06 pm
Location: Aaxen

Re: Na co do kina?

Post by Satsuki »

Dredd 3D:

nie widzialam komiksu ani pierwszej wersji filmu wiec ciezko mi oceniac odwzorowanie wiec tylko pare slow: 3D jest na poziomie znosnym, nic mnie nie wkurwialo i nic nie zachwycilo.
Sceny w "slow motion" moze i sa bardzo ladne (ew. bardzo fajnie zainmowane) ale dla mnie dluzyly sie niemilosiernie. Te wszystkie ladne elementy moglam sobie obejrzec trzy razy i jeszcze wypilowac paznokcie.
Jak tylko pojawiala sie jakas EPIC SCENE to robili zblizenie na pysk Dredda i caly nastroj szlag trafial bo jak widzialam coraz to nowe wersje "miny dreda, na ktorej widac tylko usta" pokladalam sie jak glupia ze smiechu (sala na szczescie prawie pusta). Teraz juz wiem czemu z tego pyska caly internet leje od kilku dni.
Gowniarstwo bedzie zachwycone, bo krew leje sie tam strumieniami.


ps. Jak zwykle postanowilam wkurwiac obsluge i zostać do końca napisów. Poza "rzezbiarzem" i "gosciem od body paintingu" w napisach rozbawil mnie jeden punkt. Bylo dwoch hair i make up gosci. Jeden gosc taki ogolny a drugi dla Anderson :D
Avatar stworzony przez tego uzdolnionego Pana.
User avatar
Crow
Posts: 2585
Joined: Fri Aug 29, 2008 10:51 am

Re: Na co do kina?

Post by Crow »

Taken 2
Swój odbiór filmu na pewno można łatwo przewidzieć na podstawie tego, czy podobała się Wam część pierwsza. Dla mnie pierwsza Uprowadzona była super – trzymający w napięciu, dynamiczny film akcji z jednym z moich ulubionych aktorów (Laim Neeson). Druga część jest podobna, tylko dużo słabsza. Nadal mamy sporo strzelania i wybuchów, ale samej fabule brakuje polotu. O ile w pierwszej części najciekawsza była podróż bohatera po nitce do kłębka, przedzierając się przez kolejne warstwy zorganizowanej przestępczości o tyle teraz bohater bez większych trudności przechodzi od jednej rozwałki do kolejnej.
W filmie jest sporo rozwiązań mocno nagiętych, ale w zdecydowanej większości mieszczą się one w granicach mojej tolerancji dla tego gatunku filmowego. Niechlubnym wyjątkiem jest motyw rzucania granatów po mieście, ale resztę ‘faili’ dało się przeżyć.
Film nie jest tragiczny, w kinie się nie nudziłem i nie czułem się jakbym zmarnował pieniądze, ale też nie mogę go z czystym sumieniem polecić każdemu. Jeśli komuś podobała się część pierwsza to można sobie obejrzeć w sobotni wieczór i wystawić trójkę z plusem. Jeśli część pierwsza nie przypadła Wam do gustu, to dwójkę raczej sobie odpuśćcie – mamy tu to samo, tylko gorzej wykonane. Jeśli natomiast nie widzieliście części pierwszej, a lubicie filmy akcji o samotnym agencie walczącym z światkiem przestępczym, to dużo lepiej zamiast do kina na Taken 2 wybrać się do wypożyczalni DVD w poszukiwaniu części pierwszej.

Bitwa pod Wiedniem
FAIL, FAIL, FAIL, omijać szerokim łukiem.

Na tym prostym zdaniu mógłbym zakończyć recenzję, ale wypada uzasadnić powyższe zdanie.

W ogólności lubię kostiumowe filmy historyczne. Od Gladiatora przez Amadeusza po rodzime adaptacje dzieł Sienkiewicza – Lubię To. Z przyjemnością od czasu do czasu oglądam może nieco zbyt patetyczny film ‘ku pokrzepieniu serc’ z epickimi scenami walk i bohaterami gotowymi umrzeć za Boga, honor i ojczyznę. W Bitwie pod Wiedniem zabrakło wszystkich powyższych czynników.

Zdecydowana większość bohaterów to postaci płaskie i jednowymiarowe. Dialogi między nimi mógłby równie dobrze napisać uczeń podstawówki. Bohaterowie porozumiewają się za pomocą krótkich, kilkuwyrazowych zdań, które momentami zupełnie nie nawiązują do wypowiedzi rozmówcy, wplatając w zupełnie niezrozumiałych momentach niemiecki w anglojęzyczne wypowiedzi. Zgodnie z scenariuszem tylko jedna z bohaterek jest upośledzona na umyśle, ale gdyby nie to, że wyróżnia się wykrzykując co chwila uporczywie głośne ‘eeeee, eeeeee, eeeeeee’, to ciężko byłoby się zorientować, że jako jedyna ma tą przypadłość.

Zły scenariusz i słabe role bohaterów poparte są tragiczną grą większości aktorów. Łatwiej wymienić tu nieliczne pozytywne wyjątki – Piotr Adamczyk świetnie zagrał zniewieściałego Leopolda Habsburskiego, a Alicja Bachleda-Curuś pierwszorzędnie odegrała slut-duchess. Trzecim aktorem, który przypadł mi do gustu, był Jerzy Skolimowski w roli Jana III Sobieskiego. Przedstawił mi naszego władcę w nieznanym mi wcześniej świetle króla-trolla. Co prawda na początku filmu słyszymy, że jest to opowieść o mnichu Marco D’Aviano i królu Poslki Janie III Sobieskim to tego drugiego widzimy niestety jedynie w kilku scenach na krzyż. A szkoda bo na dobrego trolla zawsze miło popatrzeć. Niestety – efektowne trolowanie Skolimowskiego jest mocno zepsute przez twarzyczki Borysa Szyca i Daniela Olbrychskiego w tle.
Warto tu dodać, że oprócz Sobieskiego w filmie pokazany został drugi troll, którym jest … Pan Bóg. W jednej ze scen do kościoła w którym kazania wygłasza Marco zbiega się zwabiony informacją o cudownych uzdrowieniach tłum niepełnosprawnych. Rzucają się na biednego mnicha, każdy chce go dotknąć czy uciąć kawałek jego szaty. Główny bohater z trudem uspakaja ciszę i rozpoczyna kazanie. Mówi (w jednej z nielicznych składnych wypowiedzi w tym filmie), że jest jedynie prostym mnichem i nie do niego, lecz do Boga ludzie powinni kierować swoje modły. Gdy już zdawało się, że może odetchnąć z ulgą – tłum się uspokoił i zaczął modlić – jeden z obecnych w cudowny sposób odzyskuje wzrok i wszyscy ponownie rzucają się na mnicha.

Oprócz słabych dialogów i jednowymiarowych bohaterów film oferuje nam również brak chociażby minimalnej wiarygodności wydarzeń. Król Jan III Sobieski dostaje się do obleganego Wiednia, ustala że obejmuje dowództwo, opuszcza nadal szczelnie oblegany Wiedeń i pozycjonuje wojska na tyłach armii Tureckiej. To wszystko oczywiście pozostaje niezauważone przez oddziały Kary Mustafy i obecność Polaków zostaje odkryta dopiero w momencie rozpoczęcia ostrzału artyleryjskiego i szarży husarii. Oczywiście można to zwalić na wspomniane przeze mnie zidiocenie bohaterów filmu. Widoczne z resztą z obu stron konfliktu – wojska Polskie wspinają się na szczyt wzgórza z którego mają zaatakować Turków, wciągają ze sobą artylerię, widać że trzon oddziału porusza się w żółwim tempie, ale zamiast wysłać kilku zwiadowców, by wybrali optymalną trasę, muszą pytać mnicha o dalszą drogę…

Pod względem efektów specjalnych i ogólnego czysto wizualnego odbioru filmu jest jeszcze gorzej, niż ze scenariuszem. Rozumiem, że jest to produkcja niskobudżetowa (i uważam za oszustwo reklamowanie jej jako superprodukcji, na którą bilety kosztują tyle samo co na najnowsze filmy akcji), ale widziałem już lepiej wyglądające filmy amatorskie, niż Bitwa pod Wiedniem. Efekty specjalne są zrobione gorzej niż w Wiedźminie, tryskająca sporadycznie krew jest chyba narysowana w Paincie, a sceny batalistyczne wyglądają jak potyczki 10 vs 10. Nie wiem czemu byle ekipa TVNu jest w stanie 100 statystów przedstawić jako wielotysięczny tłum, a reżyser filmu pokazuje nam króla polski prowadzącego szarżę trzech huzarów na tle pustej polany. Pod względem scen batalistycznych Bitwa pod Wiedniem wygląda tragicznie nie tylko w porównaniu do chociażby Ogniem i Mieczem, ale nawet do nakręconych w 1960 roku Krzyżaków. W całym filmie jedynie sceny w Wiedniu trzymają poziom. Zdecydowanie najlepsze kostiumy, bogata sceneria, dobra gra polskich aktorów i ogólnie dobrze oddany klimat XVIII wiecznego dworu. Cała reszta odbiega od standardów kinematografii w większym stopniu niż najsłabsze Polskie produkcje z ostatnich lat.

80% filmu jest nagrane w studiu w Blue Box i sklejona w sposób tak prymitywny, że dawno nie widziałem go w kinie. Jakby tego było mało, na niektórych tłach widać wyraźne piksele. Najgorsza jest jednak wspomniana przeze mnie na początku krew, która przywodzi na myśl gry komputerowe z lat 90tych. Może nasi forowi graficy mogliby się zainteresować pracą w kinematografii, gdyż najwyraźniej brak tam specjalistów i efekty komputerowe do Bitwy pod Wiedniem robiła Pani Kazia po godzinach.

Bitwa pod wiedniem poległa nawet na polu montażu, gdyż na początku dano najgorszą scenę w filmie. Pojedynek w lesie łączy w sobie większość złych cech tego filmu – słabą grę aktorską, debilne zachowanie postaci, beznadziejnie narysowane efekty komputerowe i nieinspirowane sceny walki.

W filmie była chyba jakaś ścieżka dźwiękowa, ale nie kojarzę jej w żadnej ze scen filmu (poza granymi na skrzypcach fragmentami Ofelii, ale to nie część soundtracka), co trochę też świadczy o jej poziomie.

Myślę, że szkoda więcej słów, na tą zupełnie nieudaną produkcję. Nie idźcie do kina na Bitwę pod Wiedniem, odradzajcie znajomym, nie dajcie im puścić dzieci na wycieczki szkolne do kina i nawet nie ściągajcie tego filmu za darmo.
User avatar
Saovine
Posts: 712
Joined: Fri Jan 02, 2009 10:51 pm
Location: Anywhere safe

Re: Na co do kina?

Post by Saovine »

Łowcy głów (Hodejegerne) - Polecam.

Co prawda w kinach był dawno, ale na kino domowe też się nadaje. Odsyłam do trailerów i recenzji filmowych. No dobra - kawalek recenzji ze Stopklatki:

Z czym by jednak norweskiego obrazu nie kojarzyć, pozostaje on utworem osobnym, nie bezmyślnie przetwarzającym stare wzorce, lecz inteligentnie się nimi bawiącym. Opowiedziany dynamicznie, ale i odpowiednio lekko, świetny od strony dramaturgii, a tym samym niedający widzowi ani chwili wytchnienia. Wystarczy przymknąć oko na co naiwniejsze fragmenty, aby bawić się naprawdę przednio. Jeśli tylko niegroźne są nam sceny, w których dominuje czerwień, bynajmniej nie będąca tu kolorem jedynie miłości.
My boy builds coffins, he makes them all day
But it's not just for work and it isn't for play
He's made one for himself, one for me too
One of these days he'll make one for you
For you
For you
For you
User avatar
Morgana
Posts: 71
Joined: Fri Jan 09, 2009 9:31 pm

Re: Na co do kina?

Post by Morgana »

"Zakochani w Rzymie" Woody'ego Allena to typowa dla tego reżysera opowieść o uczuciach. W słowie "typowa" zawiera się wszystko, co u Allena może zachwycać i irytować zarazem - po pierwsze nie ma właściwie głównego bohatera czy bohaterki, bo jest nim właściwie jest samo Wieczne Miasto - jego mieszkańcy, przyjezdni na krótszy lub dłuższy pobyt, turyści. Po drugie, opowieść snuta jest z przymrużeniem oka na granicy groteski. W skrócie: pod względem założeń artystycznych film nie różni się od kilku poprzednich produkcji Allena.

Wykonanie niestety odbiega od standardów, do których przyzwyczaiłam się po "Vicky, Christina, Barcelona" czy "O północy w Paryżu", przypomina raczej "Poznasz przystojnego bruneta" i "Co nas kręci, co nas podnieca" (org. "Whatever works" - nie wiem, kogo zamordować za to kretyńskie tłumaczenie) - poznajemy kilka postaci, których losy splatają się ze sobą i... i nie dzieje się zasadniczo nic ciekawego. Owszem, jest kilka dobrych scen, np. sceny operowe, śmiesznych, mocnych tekstów, ale to za mało, by przykuć uwagę widza na dłuższy czas.

Bohaterowie w przeważającej większości mdli z jednym, małym wyjątkiem w postaci ekskluzywnej prostytutki granej przez Penelope Cruz. Nie posiadają cech indywidualnych, są wręcz chodzącymi archetypami. Mamy więc przemądrzałą Hipsterkę, przypadkowego Celebrytę, wszechwiedzącego Narratora, zagubioną Młodą Żonę i wielu, wielu innych. Są tak schematyczni i przewidywalni, że widz nie tylko nie utożsamia się z kimkolwiek, ale również nie żywi w stosunku do bohaterów żadnych uczuć czy to pozytywnych, czy to negatywnych.

Ot, lekki, niezobowiązujący film, obejrzeć można, ale bez okrzyków zachwytu. Znajdą się mocne sceny, podczas których trudno powstrzymać śmiech, ale zdarzają się też dłużyzny. W moim odczuciu 6/10.
User avatar
Rosomak
Posts: 1225
Joined: Sat Jan 03, 2009 12:00 pm

Re: Na co do kina?

Post by Rosomak »

User avatar
Windukind
Posts: 1125
Joined: Fri Aug 29, 2008 12:53 pm

Re: Na co do kina?

Post by Windukind »

Czemu to wygląda tak słabo.... : (

Silent hill3d

http://www.youtube.com/watch?v=9b4iOhWswYM
We do not sow


Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
User avatar
Crow
Posts: 2585
Joined: Fri Aug 29, 2008 10:51 am

Re: Na co do kina?

Post by Crow »

Pierwszy film Silent Hill bardzo przypadł mi do gustu. Teraz boję się, czy nie zniszczą pozytywnego wrażenia wersją 3d ;/
Post Reply