
system DEF-152, Khaj'litt, 12/27/013
mostek korwety Freya


Pozbawiona napędu
Freya dryfowała powoli w polu grawitacyjnym diabelskiego krążownika, blaski dobiegające z części napędowej powoli stawały się coraz rzadsze, kiedy zespół techniczny Edvara Gallena wyłączał poszczególne uszkodzone podsystemy. Przy pomocy komandosów Reida Nesheima dość szybko uporali się z nieszczelnościami kadłuba, odcinając po prostu te sekcje, w których doszło do dekompresji. W sekcji medycznej Elia Irani opatrywała kilku załogantów, którzy ucierpieli nie tyle na skutek ataku diabelskiego myśliwca, co bardziej po władowaniu się korwety w dziób
Temporis Semperrum. Na mostku usunięto większość uszkodzeń, główne światło nadal jednak nie działało, ale udało się przywrócić oświetlenie poszczególnych sekcji. Pierwszy oficer
Freyi grzebał we wnętrznościach wielkiego automatu nawigacyjnego niknąc prawie cały w środku terminalu, wymieniał przepalone kości i płytki sterujące. W miarę postępu prac seledynowy ekran coraz częściej się zapalał, często też gasł przy akompaniamencie przytłumionych inwektyw Benedicta. Cash Wyke, łysawy krasnolud, dłubał w panelu komunikacyjnym próbując przywrócić łączność z uszkodzonymi tylnymi modułami transmisyjnymi, zaklął siarczyście po krasnoludzku i rąbnął kluczem dynamometrycznym w obudowę; komputer od razu zastartował.

- Ojciec zawsze mi powtarzał, że z maszyną jest jak z kobietą, nie pierdolniesz, to nie zaskoczy - powiedział do Vikkty widząc jej zdziwioną minę. - Ale wy,
zweijig elfy, tego nie zrozumiecie.

- Ja do tej pory nie rozumiem, jak wy możecie nazywać kobietami osoby, które maja dłuższe brody od waszych - odparowała.

- I właśnie dlatego jesteś elfem, a nie krasnoludem - splunął na podłogę, podrapał się po brzuchu i machnął ręką w stronę iluminatorów, przez które widać było rozbłyski broni z
Temporis Semperrum i
Blair Witch. - Ale walą, co? - zmienił temat.

- Jakby każdy nasz statek miał taka siłę ognia, to nawet Fat Freddie by nam nie podskoczył - Vikkta Rimana, oficer taktyczny i operatorka systemów uzbrojenia, przełączyła parę przycisków. - Tam idzie tyle ergów energii, że moglibyśmy z powodzeniem zasilać cały Acheron Siedem przez miesiąc. Strzał na strzał, strumień na strumień, rakieta... Cholera, rakshasa zbacza z kursu, rozwalili jej główny napęd. O jasna kurwo na bananie, odpowiedzieli ogniem z wszystkich czterech dział, ale jatka! Się dzieje, jakieś dziwne pociski startują i znikają, a potem pojawiają się eksplozje na shivianach. Ile bym dała, żeby tylko zobaczyć te rakiety z bliska i od środka.

- Dałabyś każdemu
purzewhor, kto umie strzelać i się jeszcze z nasienia nie wypstrykał.

- Wal się
heinzeldhe'e, sam, bo nie masz z kim. O matko, piękny strzał, shivce zmietli im kolejny panel antenowy, osłony przerwane, tamci odpowiadają, wspaniała broń, te tęcze...

- Wystarczy Vik, nie podniecaj się - Benedict Ocano wylazł ze swojego navikompa i poprawił okulary w rogowej oprawce. - Wszyscy wiemy, że jarasz się byle bitwą. Jak tak to kochasz, to trzeba było nie dezerterować z armii... ale teraz ciesz się, że to nie w nas walą, bo mielibyśmy cholerne szczęście, jakby nie roznieśli tej łajby od razu... no rusz się wreszcie - kopnął automat nawigacyjny. - Ty kupo krzemu!

Elfka spojrzała najpierw na krasnoluda, który wzruszył tylko ramionami, a potem na pierwszego oficera.

- Swoją drogą zupełnie nie rozumiem Ben, dlaczego dalej używasz tego starego sprzętu. Na Quartzu mogliśmy wymienić navikompa na jedną z tych valoriańskich jednostek logicznych, bo są znacznie wydajniejsze i bardziej niezawodne niż ten twój złom.

- Ten komputer daje radę, znam go od podszewki. Zresztą to model jeszcze sprzed hegiry, więc ma wiekowe protokoły, a tym samym trudniej go zhakować przez sprzęt nowszej generacji - pogładził staroświecką klawiaturę. - A poza tym przyzwyczaiłem się, po prostu.

- Przyzwyczaiłeś się? Wasza hegira była prawie pięćset lat temu. Cholera, człowieku, przecież ten komputer jest tak kurewsko stary, że czasem podświadomie szukam w nim otworu do ładowania węgla.

- Gadaj zdrów, ważne, że działa - Ocano siadł na fotelu i zaczął przełączać przyciski i pokrętła. Hologram chwilę pomigał i rozjarzył się sekwencjami rozruchowymi. - Cash, zrobiłeś skan?

- Właśnie aktualizuję dane, za minutę powinieneś mieć pełny obraz - Benedict kiwnął głową, a krasnolud obrócił się w fotelu do nich.

- Mnie zastanawia tak naprawdę, skąd jest ten obcy okręt... dziwny krzyż, obca nazwa...

- Nie mów, linia kadłuba przypomina stare wersje imperialnych orionów - pierwszy oficer podrapał się za uchem. - Może to jakaś kolejna frakcja?

- Powiedziałabym, że bardziej krasnoludzkie pancergery - elfka z przekąsem popatrzyła na Wyke'a.

-
War du musst, schlumpweig, panzerjaeger fliegen gekaant worden - prychnął krasnolud. - Wtedy będziesz widzieć różnicę.

-
Cuachte'aep szol'va, moytherbeeh, sam się może kurwa przeleć - wydęła wargi. - Zgodnie ze specyfikacjami, są prawie identyczne,
moreon- przełączyła swój holodisplej. - A wracając, to nie imperialni - pokręciła głową i machnęła w stronę wirtualnego interfejsu informacyjnego deku Steigera. - Z zapisu kapitana wynika, że to diabelski okręt, cokolwiek to znaczy.

Benedict Ocano przelistował dane deku.

- To znaczy, że ten okręt wybudowały... - odchrząknął. - Diabły.

- No właśnie, to znaczy tylko... - krasnolud przerwał. - Zaraz, powiedziałeś diabły?

- Tak.

- Ale... diabły!? Takie z piekła?

- Nie, z dupy. Kurwa, nie mam pojęcia - pierwszy oficer wzruszył ramionami.

- Ale diabły...

- Daj spokój Cash - Vikkta poprawiła ciemną marynarkę. - Nagle zacząłeś wierzyć w te wasze krasnoludzkie hokus-pokus?

Krasnolud skrzywił się i machnął tylko ręką.

- Nie,
scheisse, po prostu zaczyna mnie dziwić ten nasz spokój i takie gadanie o
mariiarsche. Tam na zewnątrz napierdalają ile fabryka dała, Steiger tkwi w matrycy nie wiadomo dlaczego, a my tu sobie dyskutujemy o duperelach...

- A czego chciałeś? - parsknęła elfka. - Mamy srać pod siebie? Wisimy i kwiczymy, tyle w temacie. Optyka ledwo zipie, obwody bojowe sprawne na pięćdziesiąt procent, tylko dlatego, że przełączyliśmy się na zapasowy generator - kiwnęła głową w stronę burty
Temporis Semperrum zajmującej cały widok z iluminatora. - Atak tego ich pieprzonego myśliwca zmiótł nam napęd, uszkodził główny rdzeń energetyczny reaktora, przepalił koncentrator nadzorczy i kurwa rozwalił mi mój nowiuśki ekspres do kawy...

- Cholera, lubiłem ten ekspres...

- Weźcie się zamknijcie - Ocano pokręcił głową. - Mamy doprowadzić ten okręt do stanu używalności.

- Przed chwilą wyliczyłam ci wszystkie nasze braki, więc niby jak chcesz, dajmy na to, zacząć manewrować bez napędu? - Vikkta zabębniła długimi palcami w powierzchnię konsolety. - Może mam wysiąść i popchnąć?

Pierwszy oficer zignorował zaczepkę Vikkty.

- Steiger coś wspominał o wymianie z shivianami - spojrzał na kapitana siedzącego w fotelu dowódczym w stanie bezosobowym, charakteryzującym pobyt w matrycy w oparciu o analogowe interfejsy psioniczne a nie bezpośrednie przyłącza mózgowe; siedział tam już dobre pół godziny. - Więc może dadzą nam nowy silnik?

- Obstawiam bardziej kopa w dupę - Cash prychnął.

- Wymiana z shivianami? - elfka wskazała na krasnoluda. - To już prędzej z nim wolałabym się wymienić śliną.

Wyke zrobił zdegustowaną minę.

- Marzysz... a poza tym, jeśli wymiana, to co my mielibyśmy im dać w za... - powoli zamilkł, kiedy doszło do niego, że już zdążyli wykonać swoją część handlu. - Skurwysyny... mają załogi
Hinda i
Peruna.

- Tego nie wiemy, może pochłonęła ich pustka, zresztą Steiger nie mówił, czego dotyczyła umowa z Eris - Benedict spojrzał na ciągi liczb przesuwających się po displeju kontrolnym osobistego łącza kapitana. - Wszedł głęboko w bufor, więc lepiej go nie odcinać, bo mu wysmażymy neurony.

- A C'alder nie może się wpiąć?

- C'alder leży w ambulatoryjnym, wypłaszczył się na prawie dwadzieścia sekund podczas ataku...

-
Bloede spitzöhrisch - krasnolud smarknął siarczyście. - Czyli mamy po prostu siedzieć, jak gdyby nigdy nic?

- A co chcesz zrobić? Wystrzelić w kierunku stacji kapsuły ratunkowe z komandosami, bo te kapsuły, to jedyne rzeczy na
Freyi, które mają napęd? - Ocano się skrzywił. - Nawet nie wiemy, czy są na tej stacji. Zresztą...

- Tak po prawdzie średnio ludzi z tamtych załóg lubiłam - elfka wydęła wargi. - Większość należała do Kukluxara, albo z nimi sympatyzowała. A dobrze wiesz, że Kukluxar chciał zrobić z Charon Prime czystą rasowo planetę elfy wystrzeliwując w kosmos.

- Ale Republika ich powstrzymała. Ustawy z Norynberg City nigdy nie weszły w życie.

- I co z tego? Przenieśli się do Madrytu, na Acheron Dwa i Stację
Humanus plując Republice w twarz, bo Madryt to Wolne Miasto a większość acheronów, orbitali i stacji kosmicznych nad Charon Prime ma własną jurysdykcję.

- A hak ci w smak, Vik, zupełnie nie wiem o co ci teraz chodzi.

- Szczerze mówiąc? To dlaczego kapitan ich skaptował, co?

- Dla kontaktów i dla forsy, Kukluxar zmonopolizował przemyt maloreńskiej broni.

- I to niby ma załatwić sprawę?

- Vikky, kochana, co cię ugryzło? - odezwał się Cash. - Też za Kukluxarami nie przepadam, w końcu stwierdzili, że krasnoludy mają głowę tylko po to, żeby im deszcz nie napadał do szyi i że im pasują buty z betonu podczas pływania w Renie - splunął. - Osobiście z chęcią bym im przytknął dupy do koncentratora napędu, ale ze współpracy z nimi nasz biznes się kręci, a dobrze wiesz, że „Szpony” potrzebują hajsu.

Elfka spojrzała na niego.

-
Cesh'aep - popukała się w czoło. - Dobrze wiesz, że ostatnio zaczęliśmy działać wbrew naszym zasadom. Wbrew sobie - syknęła i zagryzła wargę. Benedict Ocano spojrzał na swój displej. Po chwili zmrużył oczy i szybko wpisał sekwencję na klawiaturze. Obraz się przybliżył, ukazując słońce systemu Khajj'lit i bliższą okolicę.

- Vik, daruj sobie... wróć na pokład. Co masz sprawne z awioniki?

- Jedynie laser dalekiego zasięgu, parę widm i repulsywny miernik przestrzenny, który i tak nie działa dobrze od dnia zakupu. A co?

- Radar freyenoordzki też szlag trafił? I żadnego D-skanera? Cholera - przekręcił potencjometry. - Dobra, wrzuć widmo w pobliże heliosfery. Zauważyłem lekkie przesunięcie światła gwiazd tuż przy koronie. System tego nie wychwycił, bo jest ustawiony na ogólną rozdzielczość. Może to tylko błąd telemetryczny. Cash - zwrócił się do krasnoluda - ustaw triangulację osiową symetryczną do magnetosfery, z jednym z wierzchołków w centrum gwiazdy. I sprawdź interferencję odbitego halo.

Vikkta machnęła ręką nad hologramem taktycznym. Spojrzała na wyniki.

- Najwyraźniej rzeczywiście to tylko błąd.

- Lekkie drżenie, ale w granicach promieniowania tła - krasnolud podrapał się po łysej głowie. - Dobrze się czujesz, Ben?

- Nie wiem, może to nic, ale coś podobnego było w tym poprzednim systemie, w pasie asteroidów, coś jakby zjawa.

- Czekaj - Vikkta poszerzyła spektrum widma, kolory przeszły z zielonego w seledyn i potem w czerwień. - Drobne fluktuacje w obrębie korony, zaburzenie magnetyczne w górnych granicach.

- Cash?

- Nadal nic.

- Wzmocnij sygnał i przekalibruj do mikrona na metr, wzoruj się na namiarze Vik.

- Na razie pudło... - Wyke nachylił się nad panelem komunikacyjnym. - Moment, chyba mam, słabe echo w sektorze trzy sześć osiem.

Benedict Ocano spojrzał na elfkę.

- Na razie tylko wolne neutrina, ale to może być zaburzenie systemu przez shiviańską i... diabelską broń. O nie, mam sygnał. Antyprotonowy strumień migotliwy niknący w heliosferze, masz nosa Ben - displej rozjarzył się seledynowo, kiedy system taktyczny wypluwał dane. Rimana zrobiła wielkie oczy. - O żesz kutwa, sygnatura pasuje do jednostki klasy glorius.

- Co tutaj robi imperialny drednot? - krasnolud splunął i zmienił lekko częstotliwość panelu. - Vik, przesuń pasmo w stronę nadfioletu, gloriusy nie kurwy, same nie latają.

- Zero, jeśli coś tam jeszcze jest, to ma znacznie mniejsze rozmiary i tym samym lepsze pole tłumiące. Potwierdzenie optyczne nie wchodzi w grę, bo je straciliśmy - Vikkta popatrzyła na krasnoluda i człowieka. - Ale pewnie jakieś vipery, athena, pewnie też tigersharki... może powinniśmy poinformować tych tutaj? A może... - urwała, bo z fotela kapitańskiego rozległ się alarm bezpieczeństwa. - Co jest...
blooed chael'aep, Steiger się wypłaszcza!

Wyke doskoczył do Garreta bardzo szybko, jak na kradnoluda. Sięgnał od razu po przenośny defibrylator spod fotela. Elfka przejrzała odczyty.

- Uważaj z tym prądem, wpiął się za głęboko, a leci na standardowym deku... daj mu adrenaliny.

Krasnolud kiwnął głową, po czym sięgnął po opakowanie dozownika szokowego, rozerwał je, ampułki rozsypały się po podłodze, podniósł dwie i wpiął do urządzenia.

- Wystarczy trzydzieści gram?

- Kurwa, skąd mam wiedzieć, wezwij Elię.

- Nie ma czasu - dłoń Casha, ściskająca dozownik, zawisła nad ramieniem Garreta, linie encefalogramu i elektrokardiogramu zaczynały się prostować. Wbił igłę. Ciało kapitana wygięło się w łuk, ekran fotela zamigotał przez chwilę na zielono, po czym wrócił do czerwieni. - Jest puls, ale strasznie słaby, co chwilę zanika. Jakby matryca wysysała energię jego deku.

- Cholera jasna, co tam się dzieje?

Pierwszy oficer spojrzał na zapisy lokalizacyjne deku migoczące zaskakująco i rozdziawił usta.

- Popatrzcie na odczyty infopłaszczyzny, kompletnie oszalały, zupełnie, jakby jednostki decentralne odmówiły posłuszeństwa, lokalizator Steigera określa swoje położenie tylko w przybliżeniu między Krawędzią a nieskończonością, najwyraźniej kapitan wbił się gdzieś za ostrokół tuż pod głębię info... - powiedział, a komputer wypluwał coraz gorsze wiadomości. - Szlag, nie wyciągniemy go sami... - Podniósł kość łącza hiperwifi. - Skoki energii, wariująca matryca i jeszcze ten imperialny drednot... dobra pieprzyć, wywołuję rakshasę i
Temporis Semperrum.


teserakt #4, klaster 91z, siatka 0-3-0, subsiatka Kh8, matryca systemowa DEF-152, Khaj'litt, ::1104257#12/27/013
dziesięć minut wcześniej


Eris uderzyła bokiem w hiperkwarcową ścianę, poznaczoną chaotycznie rozmieszczonymi bladozielonymi liniami połączeń synaptycznych. Przebiła ją w kaskadzie szklanych odłamków i zaryła w falującej powierzchni infopłaszczyzny. Jęknęła, kiedy ostre kawałki przeorały jej cyberorganiczne ciało niechronione abstraktem kombinezonu; ślady nie pojawiły się, interfejs dekodera hybrydy wyłączył wirtualne obrazowanie przenosząc wszystkie zasoby do aplikacji obronnych, jednak sprzężenie neuronalne, odpowiedzialne przede wszystkim za wrażenia zmysłowe, pozostało aktywne. Instynktownie poszukała swojego S46, ale najwyraźniej karabin odczepił się podczas upadku. Pieprzyć to, pomyślała i zdusiła kolejny jęk. Sięgnęła po swój nóż i przywołała displej techniczny, dokonując szybkiej analizy uszkodzeń. Lewe ramię zwisało bezładnie, wybity bark pulsował tępo, prawa stopa była wygięta pod nienaturalnym kątem, co najmniej trzy żebra złamane, a złącze we/wy drażniło mikroprzepięciami. Grid obronny, który przywołała, był cały poszatkowany. Zaklęła w myślach, jednocześnie zaskoczyło ją po raz drugi, że odczuła coś, czego nie powinna, coś, co myślała, że zostało stłumione przez shiviańskie warunkowanie.
{ <! SIRRAH >

{

> CZYŻBYŚ ŹLE ZNOSIŁA BÓL < ? >

<-- pojawia się w otworze widoczna do połowy, uśmiecha się -->

> DOPRAWDY AŻ ZASKAKUJĄCE

}
}
{ <! ERIS >

{

> ZA DUŻO GADASZ

<-- wykrzywia wargi w grymasie i zmusza się do przeczołgania za fragment zmatowiałego, szklanego muru -->

> MILCZENIE NAJWYRAŹNIEJ CI NIE SŁUŻY

}
}
{ <! SIRRAH >

{

> W CISZY GORZEJ SIĘ UMIERA

<-- syczy, kiedy ostra krawędź wyrwy dotyka jej lewego boku -->

> NIE SĄDZISZ < ? >

}
}
{ <! ERIS >

{

> LEPIEJ WIDZIEĆ ŚMIERĆ NIŻ JEJ DOŚWIADCZAĆ

<-- odpowiada lekko przytłumionym głosem -->

}
}
{ <! SIRRAH >

{

> WIDZIAŁAM JUŻ ŚMIERĆ I POWIEM CI ŻADNA REWELACJA

<-- mruży oczy -->

}
}

Eris nie odpowiedziała, oparła się o występ muru i przelistowała dostępność konfiguracji; zaklęła po raz kolejny. System przeszedł w tryb defensywny i jedynie powrót w okolice shiviańskiej datasfery mógł dostarczyć jej energii. Teraz niewielkie porcje przesączały się z infopłaszczyzny w sposób niedostatecznie szybki. Wskaźniki tarcz migotały ostrzegawczo. Ścisnęła ostrze swojego ząbkowanego noża i zmuszając dek do wysiłku weszła w tryb kamo.

Sirrah powoli prześlizgnęła się przez wyrwę zaciskając zęby. Prawą stronę ciała miała osmaloną, spękaną i przeoraną stalowymi pazurami, drobne iskry trzaskały na wysokości pasa, wielki płat kombinezonu z kawałkami abstraktu ciała zwisał z lewego pośladka i uda, odsłaniając błyskające zielonkawo połączenia. Wyraźnie utykała na lewą nogę, hybryda musiała uszkodzić algorytm motoryki, a diablica nie miała czasu, żeby przeredagować fragmenty kodu. Sprawdziła magazynek MP6 o opływowym kształcie, którym zastąpiła swoje świetlne stilleto; zostało jedynie pięć uncji ładunków. Na displeju wewnętrznym potwierdziła pozycję względem położenia datasfery
Temporis Semperrum, zaryzykowała aktywny skan, ale oprócz niewyraźnego echa poprzedniego widma Eris, nic nie uzyskała. Przykucnęła opierając się o broń, dotknęła lewego uda, poleciła dekowi zmniejszenie natężenia bólu, przekonwertowała algorytmy obronne tak, żeby defensywne oprogramowanie minimalizowało nacisk na wszystkie rany. Poziom energetyczny hiperdeku utrzymywał się w pobliżu czterdziestu procent, ale dobrze wiedziała, że protokoły i algorytmy ofensywne mogą wyczerpać zapas podczas nawet jednego serfu, znacznie szybciej niż osobisty LOD, mechanizmy obronne i spersonifikowany sajdewinder.

Nagle bardziej poczuła niż dostrzegła, że kod matrycy się zmienił. Nie była to płynna, spokojna zmiana poszczególnych zmiennych, fejdautownych przejść do stanu wzbudzenia i na odwrót, ale ciosana digitalnym nożem fala tsunami, znacznie większa niż te odzwierciedlające bitwę w rzeczywistości. Ciągi znaków, porcje informacji i wolne pakiety zaczęły przelatywać w różnych kierunkach, zdecydowanie zbyt chaotycznie. Zaklęła głośno, machnęła szybko ręką tworząc energetyczny kokon wokół swojej sylwetki, ale nie zdążyła nadać mu odpowiednich parametrów i tylko na wpół wykończona, migocząca bańka otoczyła jej personę.

I wtedy przeładowanie ogarnęło okolicę.

Gwałtowna, cyfrowa dekompresja zatrzęsła bazowymi konstruktami matrycy, wybrzuszyła powierzchnię infopłaszczyzny uwalniając w górę gejzery szklanych fragmentów i rzuciła Sirrah na przeciwległą ścianę. Huk gigantycznej eksplozji przeładował jej cyfrowe czujniki audio. Fragment ściany spadł na nią, rozbijając się boleśnie o jej ramię, karabinek wbił się w ranę na udzie. Kolejna fala zdmuchnęła ją w stronę głębi info. Dek nie funkcjonował jak należy, przyłącze boleśnie iskrzyło, co najmniej dziesięć alarmów rozwyło się na jej interfejsie, odwzorowanie graficzne zaczęło padać powodując chwilowe braki kolorów lub blurowanie okolicy. Próbowała obrócić się w locie, żeby cokolwiek dojrzeć, ale siła ciągu była zbyt duża nawet dla niej. Nagle wpadła na nią koziołkująca Eris. Wyraz twarzy hybrydy, mimo hardwarowych zakłóceń, wyrażał zaskoczenie, prawie takie samo, jak diablicy.

Wymuszony przeładowaniem nurt streamów infopłaszczyzny wypchnął je daleko na peryferie matrycy systemowej DEF-152, w pobliże Krawędzi. Był tak wartki, że fundamenty maszynowe zapomnianych rdzeni podtrzymujących cyberwarstwę migały im z szybkością bliską połowie c, a ciągi bitowe zlewały się w świetlne smugi. Nad nimi zamajaczył się ciężki, ciemnawy, rzadko-gęsty obłok głębi info poznaczony tysiącami oślepiająco czarnych wirów zasysających wolno energię infopłaszczyzny. Nieskończenie rozległą bańkę, gdzie podobno żerowały wygnane SI, pozbawione większości mocy obliczeniowej i powstałe ze zlepków bitowych i okruchów danych inne pasożytnicze byty głębioinformatyczne, otaczał nimb tajemnicy; głębia info, swoistego rodzaju cybernetyczna kanalizacja, maszynowa szlichta pod palowymi cokołami obwodowych kerneli wykonawczych i undergroundowe katakumby sieci, w które nie zapuszczali się nawet najbardziej zcybernetyzowani hiperdekerzy a fundamenty majnfrejmów datasfer oddzielało się od nich megagrubymi buforami czarnoLODowymi, ustawiało na punktach styku hiperagresywnych sajdewinderowych guardianów i autonomiczne baterie sentry, nigdy nie została zbadana i nikt naprawdę nie wiedział, co krył obłok, poryty oszronionym smugiem cybernetycznym.

Wyładowania energetyczne znaczyły bańkę głębi jak pajęczyna, przeskakując po ostrzach ostrokołu Krawędzi, Eris i Sirrah uderzyły w zawiniętą powierzchnię danych tuż obok, wzniecając cybertumany bazodanowych wyziewów i rozwiewając informatyczną parę, buchającą z wnętrza wirów. Diablica wpadła na postrzępione zęby grzebieni routerowych, jakimi pokryto ostrza ostrokołu i co najmniej cztery przeniknęły jej energetyczny kokon wbijając się głęboko w ciało. Wykrzywiła twarz w grymasie bólu, próbując zwiększyć przepływ energii w protokołach przeciwbólowych, ale jednocześnie starając utrzymać ostrość obrazu, ze zdziwieniem przyglądała się błyskawicom szalejącym w górze. Ergi niesformatowanej i tylko lekko ociosanej energii uderzały w pobliżu, z zaskoczeniem dostrzegła również, że protokoły bezpieczeństwa infopłaszczyzny, jeden po drugim, przechodziły w
offstate. Krawędź zawsze iskrzyła na całej swojej długości, ładunki statyczne głębi info zderzały się z bitami matrycy, tarły o powierzchnię i zostawiały świetliste bruzdy, a warstwa obronna pulsowała zielenią przechodzącą w świetlne halo. Teraz, kiedy fala przeładowania przetaczała się po infopłaszczyźnie w kierunku skraju, wyładowania wzmogły się, kolory przeszły z odcieni zielono-czerwonych w faktury błękitno-czarne, a ich częstotliwość sięgnęła oślepiającego
crescendo. Pomiędzy błyskami dostrzegła, że Eris uderzyła w samo zgięcie płaszczyzny, pokrywając powierzchnię siatką pęknięć, która powiększała się z każdą milisekundą, a kobieta coraz bardziej zsuwała się po skraju w górę, próbując wbić iskrzące palce we fragmenty krawędzi. Czarno-czerwona ciecz, zapewne proteinowy żel maszynowy albo fluid cybernetyczny, ściekała z dużej rany na głowie zalewając jej oczy, hybryda zaczęła doświadczać zaburzeń prawidłowego postrzegania i chwilowych blackoutów, czego raczej nie spodziewała się po swoim ciele; najwyraźniej ludzkie dna w takiej sytuacji wzięło górę nad shiviańskim pakietem genetycznym.

Spękane, krystaliczne podłoże wreszcie puściło, odłamki sitodruków offsetowych, kawały trawionych obwodów drukowanych, fragmenty konstrukcyjnych elementów chassis, miks wirtualnych prowadnic montażowych i wężowatych przyłączy pomknęły z chrzęstem w górę, ciało hybrydy początkowo zaczepiło się o gruby kabel zasilający, materiał jednak puścił i Eris poszybowała w stronę głębi info.

Sirrah zacisnęła wargi, kiedy ostrza poruszyły się w jej ciele, ale gwałtownym wyrzutem ramienia złapała hybrydę za lewą rękę. Kobieta zawyła z bólu bezgłośnie, bo padły matrycowe przekaźniki audio. Szarpnięcie całkowicie wyłamało jej już i tak uszkodzony bark. Diablica krzyknęła również bezgłośnie, dwa z czterech laminowanych zębów, przebijających jej ciało, oderwały się od podstawy grzebienia i obie kobiety zwisły na pozostałych dwóch, które nadwyrężone zaczęły gwałtownie pękać. Sirrah wykrzywiła się, błękit wyładowania osmalił jej twarz drażniąc dek w dość specyficzny sposób. Starała się powstrzymać obsuwanie, ale było już za późno.

Potężne wyładowanie uderzyło ją pod prawe oko i momentalnie obie kobiety spowiła delikatna mgiełka ozonowa, żarząca się jaskrawo, topiąc im rdzenie i wypalając obwody mnemoniczne. Energia przełamała ostrza i obie poleciały w górę, w stronę mieniącego się czernią wiru, pokrytego siatką wyładowań.


system DEF-152, Khaj'litt, 12/27/013
mostek C1 nowobaatorskiego pancernika Estina Jueron
trzy minuty wcześniej


Podejście dwadzieścia na trzy koma pięć - komandor Illy Esharioen poprawiła nieskazitelnie biały mankiet nowobaatorskiego munduru oficerskiego. Spojrzała na displej. - Niech
Mammor Khali dociągnie, bo zaczyna odstawać od głównego stożka formacji - łącznościowiec kiwnął głową, a diablica przełączyła tryb wyświetlania i zaakceptowała proponowany przez jednostkę centralną wektor przejęcia wroga. Przyjęła specyficzny model ustawienia okrętów, pięciokąt z cofniętym środkiem, po chwili złapała się na tym, że zastosowała standardową formację Hegemonii. Oraz to, że zamiast starać się zlokalizować diabelski krążownik, jako priorytetowy cel przyjęła korwetę. Po pierwsze, ponieważ była jakieś trzydzieści kilometrów od nich, po drugie, była łatwiejszym kąskiem dla jej okrętów, zwłaszcza, że załogi potrzebowały praktyki strzeleckiej i po trzecie, imperialne okręty, którymi przyszło jej dowodzić, nie należały do najlepszego sortu i bezpośrednie starcie z lancryerem mogło im bardzo zaszkodzić, co przekładało się na obniżenie i tak już niewielkiego zaufania Dowództwa Floty do morloków. Podświadomie jednak liczyła przede wszystkim, że
Temporis Semperrum znajduje się w innej części systemu i kto inny się na niego natknie. Wolała nie być... zmrużyła oczy. - Czy
Yyaran właśnie stracił napęd?

Oficer techniczny pochyliła się nad ekranem.

- Według telemetrii zmniejszyli prędkość o prawie dziewięć dziesiątych ciągu.

- To widzę nawet bez przyrządów - prychnęła Esharioen.

- Meldują, że mają problemy z siecią i dlatego musieli zwolnić.

- Z jaką siecią? Dostali wyraźny zakaz korzystania z matrycy systemowej DEF-152 - warknęła. - Niech wracają do formacji.

- Powołują się na poufne wytyczne Dowództwa Floty - kobieta przejrzała wiadomość i podniosła wzrok na diablicę. - Rozkaz 341 w oparciu o Dyrektywę Cleanslate, kapitan Detesh wyraźnie to podkreślił.

- Nadaje w trybie tekstowym?

- Tak.

- Połącz mnie z tym idiotą - komandor zmrużyła oczy. Główny skrin zaśnieżył, kiedy system czekał na nawiązanie połączenia z liniowcem. Wreszcie, po minucie, na hologramie pojawiła się twarz dowódcy
Yyarana, przypominająca kota, jednak podobieństwo kończyło się na wysokości szczęki, zastąpionej parą owadzich, potężnych szczękoczułek. Bies wydawał się zdenerwowany, a jego mozaikowe oczy iskrzyły się nienawistnie.

-
Yyaran hombre nan dela - głośniki zaskrzeczały nisko. -
Una sajor coverde et caravelle...

- Kapitanie Detesh - przerwała mu Esharioen. - Przypominam panu, że według Regulaminu Porządkowego Floty Nowego Baatoru z 67 kwietnia 2011 roku, na pokładach okrętów wojennych obowiązuje komunikacja w języku imperialnym, więc z łaski swojej niech pan zacznie mówić we wspólnym, zwłaszcza do oficera wyższego stopniem - podkreśliła z naciskiem ostatni fragment zdania. Dostrzegła u biesa delikatne drganie szczękoczułek, oznakę irytacji; nie zraziła się tym. - Po drugie, wymagam od każdego oficera znajomości swojego miejsca w hierarchii i jego funkcji w łańcuchu dowodzenia, ale pan najwyraźniej stara się podważyć mój autorytet wychodząc przed szereg - oczy Detesha przeszły w ciemną czerwień. - I po trzecie, otrzymał pan odpowiednie rozkazy od admirał Darcigo i ode mnie...

-
Ofofionsujo mje roskasy Dofósfa Floty - przerwał jej specyficznie sycząc; większość biesów niehumanoidalnych, zwłaszcza tych zmieszanych z owadami, miała problemy w posługiwaniu się wspólnym. -
So natszentne do fytysznych grufy Hammaer. Ofrusz 'eho ne dofuszalne est...

- Dość! - komandor machnęła ręką. - Nie dopuszczalne to jest pana zachowanie i ignorowanie regulaminów. Przypominam, że znajdujemy się w warunkach bojowych i swoim postępowaniem naraża pan, kapitanie Detesh, bezpieczeństwo tych siedmiu okrętów, jak i pozostałych jednostek grupy uderzeniowej
Hammaer. Powołuje się pan przy tym na rzekome rozkazy Dowództwa Floty, o których ani ja, ani admirał Darcigo nie słyszałyśmy, a które stają w zupełnej opozycji do celu misji.

-
Jesze ras mufie...

- Proszę przesłać kopie tych rozkazów Dowództwa Floty i tym samym potwierdzić... - niespodziewanie kapitan Detesh zniknął z ekranu. Esharioen spojrzała pytająco na oficera technicznego. - Poruczniku Luigsher?

- Brak sygnału wyjściowego, wiązka analogowa zamknięta, telemetria tylko w oparciu o bierne połączenie radiowe - Luigsher podrapała się za uchem. - Nawet przy takiej interferencji kamuflażu magicznego ścieżka komunikacyjna nie powinna ulec zniekształceniu, a tym bardziej wyłączeniu, zwłaszcza w granicach sfery. Musieli fizycznie odciąć się od...

Komandor podniosła się z fotela.

- Oświetlić liniowiec wiązką celowniczą, dane metryczne wprowadzić do głowic bojowych bocznych wyrzutni i zapisać zmienną pozycję liniowca w pamięci dział molekularnych i antyprotonowych - powiedziała jednym tchem. Spojrzała na drugiego technika łączności. - Natychmiastowa transmisja liniowa na
Amaocher de Baator, poinformować admirał Darcigo o przekroczeniu uprawnień dowódczych przez kapitana Detesha, złamaniu przez załogę okrętu paragrafu 10 w całości i paragrafu 11 ustęp 5 punkt 3 Kodeksu Floty oraz pogwałceniu Regulacji Drugiej Do Warunków Bojowych i uzyskać zgodę na otwarcie ognia do krążownika liniowego klasy athena o kodowej nazwie
Yyaran.

- Ale... - oficer techniczny zbladła. - To przecież...

- Wystarczy - przerwała jej Illy. - Samo nie wykonanie rozkazów głównodowodzącego zgrupowaniem i nie zastosowanie się do poleceń okrętu prowadzącego grozi sądem wojennym, a nieuzasadnione zerwanie łączności w sytuacjach gotowości bojowej w połączeniu z narażeniem pozostałych jednostek związku bojowego kwalifikuje się pod sąd polowy i pluton egzekucyjny. Czy to...

Nagła, gwałtowna eksplozja momentalnie zalała jaskrawo-błękitnym światłem wszystkie kamery iluminacyjne, transmitujące obraz otoczenia okrętu na mostek pancernika. Jednocześnie fala uderzeniowa, poznaczona nitkami błyskawic, pochłonęła w przeciągu paru sekund prawie całość naładowania deflektorów. W kilku miejscach energia przedarła się przez pole siłowe i poznaczyła kadłub gorącymi rysami. Całą jednostką porządnie zatrzęsło i rzuciło ją w niekontrolowany lot w prawo na dół. Alarm włączył się automatycznie, a korytarze wypełniła pulsująca czerwona poświata.

Komandor
Estiny Jueron, trzymając się oparcia fotela, wstukała sekwencję komend na podręcznym displeju, łącząc się z panelem technicznym. Większość podzespołów okrętu system oflagował błękitem, kilkanaście, lekko uszkodzonych, lśniło fioletowo, natomiast osiem migało krwistoczerwono - głównie generatory osłon i podprzekaźniki energii. Spojrzała na hologram taktyczny; nic się nie zmieniło, oprócz tego, że zniknął
Yyaran.

- Stanowiska bojowe, pełna gotowość! - wydała rozkaz. - Raport!

- Eksplozja plazmowo-statyczna, siła osiem, emisja fal drugiej klasy, zakłócenie pracy skanerów, spadek mocy deflektorów do trzech procent, uszkodzenia magistrali energetycznych i digitalnych, duże zakłócenia elektroniczne węzłów, brak wizualizacji energetycznej - drugi oficer techniczny przekazywał wyświetlane na displeju wiadomości. - System nadal przelicza dostępne informacje, większość danych uległa uszkodzeniu i niekontrolowanej dewolucji, więc trudno określić źródło wybuchu.

- Pozostałe okręty zgłaszają drobne uszkodzenia tarcz i elektroniki, kamuflaż magiczny wydaje się być nietknięty. Automatyczne powiadomienie okrętu flagowego wysłane - dodała porucznik Luigsher. Illy Esharioen kiwnęła głową.

- Da się namierzyć szczątki liniowca?

- To jest najdziwniejsze, nie ma żadnych.


pół roku później


Wyskoczyli, a w zasadzie wypadli z podprzestrzeni, kiedy napęd nadświetlny całkowicie odmówił posłuszeństwa. Szwankował już podczas przeliczania współrzędnych skoku, ale musieli dokonać przeskoku w pośpiechu; ładunek, austenitowa surówka podwójnie kadmowanego stopu karbonowo-ferrytowego o właściwościach niskotemperaturowych, zajmujący prawie całą ładownię, przedstawiał ogromną wartość na planetarnych parkietach metalurgicznych Charon Prime, giełdach hutniczych Acheronu Dziesięć i Bliźniaczych Orbitali lub na czarnych rynkach Madrytu, Rochester, Johannesburga i Krasnojarska, ale przede wszystkim stanowił niezły łup dla tych, którzy chcieli ich okraść. Ledwo uciekli dwóm krążownikom NeuroKorsarstwa, jednak po przebyciu jednej trzeciej drogi wymienniki ciepła, trafione rakietami tuż przed skokiem, przeładowały ogniwa zasilające akceleratory indukcyjne, które nie wytrzymały ciśnienia podprzestrzennego, a stos kwantowy po prostu się wyłączył i statek na szczęście tylko wyrzuciło w normalną przestrzeń, zamiast zanihilować pseudoosobliwość i zabić ich wszystkich. I teraz opasłe cielsko frachtowca recyklarnego klasy argo, ponad czterysta metrów rdzawoszarego, cygarowatego kształtu, trzeszczało orbitując dwie jednostki astronomiczne od gwiazdy typu M i jedną dziesiątą jednostki astronomicznej od czarno-czerwonej planety.
Pogoń za Marzeniem, według symbolu widniejącego na niszczejącej burcie, poznaczonej licznymi smugami broni energetycznych, należał do Orbitala Numer Cztery, jednej z najstarszych stacji na Charon Prime. I tak samo jak stacja był wiekowy, ewentualnie sprawiał takie wrażenie. Ale trudno byłoby spodziewać się wypacykowanego, opływającego w przepych, lśniącego statku kosmicznego, którego głównym i jedynym zajęciem było zbieranie, cięcie, prasowanie, przetop, przeróbka i sprzedaż okrętowego materiału poszyciowego, złomu, orbitalnych śmieci i wraków. Chwytne ramiona przeznaczone do gromadzenia większych fragmentów kadłubów ciągnęły się za statkiem jak smugi, przetwórnia hutowa, mieszcząca się mniej więcej w połowie frachtowca, świeciła w podczerwieni jak piekarnik, a największa część manipulatorów i wysięgników kryła się w przepastnej ładowni poniżej centralnej osi poziomej, pozostałe przyozdabiały część dziobową, tworząc swoistego rodzaju galion. Tuż pod nim, za polem siłowym trzeciego poziomu, Marcus Grayver, szyper
Pogoni za Marzeniem, stał z założonymi rękami, w ustach trzymał zapalonego papierosa i spoglądał przez sześciocentymetrową taflę porysowanego i ubrudzonego gdzieniegdzie smarem plaszklanego wizjera na fragment kosmosu z dziesiątkami wielkich, orbitujących wraków. Za nim, siedząc przy swoim stanowisku, Dragan Svajsić, walnął pięścią w obudowę terminala.

-
Jebem ti ras prostor! - zaklął po serbiańsku. - Uszkodzenia magistrali podprzestrzennej na poziomie sprzęgu z pseudoosobliwością - nawigator
Pogoni za Marzeniem odczytywał kolejne linie informacji pojawiających się na displeju diagnostycznym i kręcił głową. - Brak napięcia głównej linii zasilającej stos, spalone ogniwa woltanowskie, zniszczone mufy energetyczne podsystemu stabilizacji i jakaś setka pomniejszych uszkodzeń... wstępne przewidywania napraw...

- Wystarczy Drag - szyper odwrócił się od szyby i rzucił papierosa na okratowaną podłogę. - Podprzestrzenny nie działa, nie musisz nam mówić - spojrzał na pozostałych załogantów na mostku. Leena von Klinsmann, oficer hutniczy, dłubała w zębach zapałką a drugą ręką gładziła blond brodę zaplecioną w typowy krasnoludzki warkocz, operator łączności Ataesh Rael'khan niezbyt typowo dla elfów po prostu siedział i wpatrywał się tępo w swój displej, a pilot Eña Huntelaar wzruszyła tylko ramionami.

- Gdyby tyle nie marudził przy navikompie, to byśmy nie dostali w wymiennik - powiedziała.

- Że to niby moja wina?
Jedi govno, burvá! - Dragan wstał gwałtownie i wycelował palec w jasnowłosą kobietę. - Gdybyś nie podlatywała zbyt blisko tego krążownika...

- Dupę nam uratowała,
du idiot - krasnoludka walnęła w blat konsoli. - Inaczej korwety by nas
zweijigwhor kaputt gemaacht.

- A ty gdybyś nie truła, żeby zabrać jeszcze jeden kontener i jeszcze jeden, to byśmy się stamtąd wyrwali zanim te okręty się w ogóle pojawiły - mężczyzna warknął w jej stronę. - Ale nie, szybki zysk, damy radę, więcej i więcej, w głowach wam się popierdoliło,
jebiga!

- Święty się kurwa znalazł - elf oderwał wzrok od displeju. - Jakoś wtedy ta wizja szybkiego zysku ci nie przeszkadzała,
sjedhe'aep.

- Ale zmieniłem zdanie - nawigator pokręcił głową. - To po prostu...

- Wiesz co, Drag? - Von Klinsmann splunęła na podłogę. - Ranisz moje serce, weź idź się odpal ze śluzy albo co. Będziesz pasował do tego imperialnego szajsu na zewnątrz,
dummarse.

Marcus Grayver dotknął fragmentu metalowej ściany z lekko już startym napisem „Agamemnon”. Chłód ferrytu był przyjemnie kojący. Odwrócił się.

- Wystarczy, powiedziałem! - warknął do reszty, podchodząc do swojego fotela. - Nie zrozumiałeś? - spytał Dragana, który chciał coś powiedzieć. - Tak myślałem. Męczy mnie wasze jazgotanie, obwiniacie się nawzajem, jakby to w czymś miało nam pomóc - jego głos był już spokojny. - Napęd szlag trafił, a gadanie nie przywróci mu sprawności - sięgnął po paczkę papierosów. - Weźcie się do roboty, bo ten system z tego, co pamiętam, Konglomerat oznaczył jako niestabilny z klasą niebezpieczeństwa cztery i wolałbym, żeby
Pogoń za Marzeniem nie podzieliła losu tych wraków - machnął w stronę iluminatora. - No jazda, bo dobija mnie, że zamiast profesjonalnie podejść do tematu, to skaczecie sobie do oczu.

Eña spojrzała na niego.

- A mnie dobija to, że rozkazujesz nam wbrew recyklerskim regulacjom...

- Kochana - uśmiechnął się do niej i do reszty, wyciągnął papierosa. - Ja wam nie rozkazuję, ja po prostu doskonale wiem, co powinniście robić... rozumiecie? - przerwał na chwilę i siadł. - Zresztą mało istotne - wprowadził parę komend na konsoli.

- Właśnie, że bardzo istotne - krasnoludka odchrząknęła. - Łamiesz prawo, przejmując część naszych swobód decyzyjnych. W takich sytuacjach demokratyczne procedury...

- Jak wrócimy na Czwórkę - przerwał jej szyper. - Wtedy możesz złożyć formalny protest na nadrzędność szyperską do Agregatu, ale teraz po prostu się zamknij, jasne? To, że nie chcesz działać wbrew procedurom nie oznacza, że ja nagle mam postępować wbrew sobie, wbrew mojemu doświadczeniu i pozwolić, żeby statek całkowicie się rozpieprzył - spojrzał na przesuwające się po displeju dane. - System za chwilę prześle wam wstępną listę priorytetowych zadań w oparciu o zasoby adekwatne do waszych funkcji, włącznie z autoryzacjami bazy - statusy postępu zalśniły zielenią. - Właśnie teraz. Drag, nie wiem jak to zrobisz, ale masz wytyczyć najkrótszą i najszybszą drogę na Prime przy niesprawnym napędzie, bez dwóch zdań - dopowiedział, widząc, że Svajsić znowu chce coś powiedzieć. - Lee, wrzuć szeroki skan tego systemu, chcę wiedzieć o nim wszystko - wyciągnął papierosa i poszukał ognia. - Ataesh, łączność wewnątrzsystemowa i nadświetlna, przeszukaj potencjalne źródła sygnałów i sprawdź wszystkie moduły transmisyjne - zapalniczka brzęknęła metalicznie, uwalniając błękitnawy płomień. - Eña, zabierz nas bliżej tej planety, staraj się wykorzystywać wraki jako osłonę - zaciągnął się dymem. - I niech ktoś wreszcie obudzi Heexa.



C D N