Teoria Wzrostu

Wyprawy w nieznane i znane rejony, mające na celu ratowanie świata lub pogrążanie go w chaosie. Przygoda w Multiświecie to rzecz pewna.
Locked
User avatar
Koranona
Posts: 6
Joined: Wed Feb 20, 2013 9:57 pm
Location: Północ

Re: Teoria Wzrostu

Post by Koranona »

Hektor miał okazje przynieść wiedźmie wiele ciekawych obiektów do badań. Cieszyła się z fragmentów minerałów i roślin, ale o fragmenty innych organizmów żywych, które to fragmenty niepokojąco wyglądały na ludzkie, postanowiła nie pytać.
Wyniki nie były powalajace - poznanie struktury tutejszego świata zajmowało wiele czasu i wymagało niezwykłej dokładnosci nawet, jak na taki poziom alchemii jakim dysponowała Koranona.
- Pora na przerwę - dziewczyna zwróciła się do siedzącego na blacie szczura.
- Racja - przyznał Hektor.
Wiedźma zdjeła gogle i popatrzyła na świecące w buforze drobinki tutejszego... czegoś co możnaby nazwać piaskiem. Z wątpliwą rola kwarcytu.
- To sie uda?
- Oczywiście, ze się uda - Nona wyszczerzyła się, wepchneła szczura do kieszeni i wyszła poszukać swojego dziadka.

***

Ehren nie widział wnuczki od kapieli w gorących źródłach, więc widząc ja biegnącą w jego stronę, roztrzepaną, w białym fartuchu, z zaskoczenia przerwał rozmowę z Jamesem i Xellas.
- Ki diabeł - mruknęła wampirzyca.
- Cześć dziadku, dobry wszystkim - przywitała się energicznie machając przy tym ręką.
- Gdzie się podziewałaś - spytał Urzu, ale wiedźma ignorując pytanie chwyciła go za rękę i pociągneła w kierunku, z któego przybiegła.
- Chodź coś zobaczyć! Wy też chodźcie.
Xellas wzruszyła ramionami i niespiesznie podążyła razem z Jamesem gdzieś, gdziekolwiek Koranona ich prowadziła.
- A dokładnie gdzie idziemy? - spytał Ehren próbując się nie dziwić sile, z jaką Nona go ciągnęła mimo tak małej postury.
- Do labolatorium.
- To tu jest labolatorium?
- Nie wiem, jest. Pomyślałam, ze potrzebuje labolatorium i znalazłam. Było puste, wiec pozwoliłam sobie je zająć - odpowiedziała wiedźma po chwili zastanowienia.
Weszli schodkami do jakiegoś podziemnego korytarza, z którego, wnoskując z odbitych w kurzu śladów niewielkich stóp, korzystała tylko Koranona. Gdy James i wampirzyca nie popędzani dotarli do celu podróży, wielkiego pomieszczenia zastawionego stojakami i stołami, Nona już stała przy najwiekszymz nich pochylona nad dużą kolbą miarową i grzebała prętem w umieszczonym w kolbie gęstym płynem.
- Hm... - mrukneła tym typem mruknięcia, który nei zwiastuje niczego dobrego i spojrzała zieonymi teraz oczami na piasek w buforze.
- Nie wyjdzie?
- Wyjdzie, podaj mi magnez.
- Ale...
- Nie ale tylko mi podaj.
Trójka nowych gości w labolatorium patrzyła na to wszystko nie bardzo wiedząc właściwie na co patrzy.
- To badania tego świata - powiedziała wiedźma wyczuwając wiszącą w powietrzu krępująca niewiedze - tam jest część teoretyczna - wskazałą od niechcenia stół po prawej obładowany zapisanymi papierami - W niewielu przypadkach zostaje tak długo w jednym świecie. Jak mi się udaje to prowadze badania.
- Do dzieła - powiedział Hektor podajac wiedźmie fiolke z błyszczącymi, szarymi drobinkami.
Wiedźma wrzuciła kilka do kolby a część umeiściła na długiej, małej łyżce.
- Teraz patrzcie uważnie, bo reakcja jest krótka.
Ehren, James i Xellas pochylili się nad kolbą. Koranona wsadziłą łyżke do kolby i podpaliła drobinki, które natyczmiast spadły na gęsta ciecz i zapaliły reszte pływających w niej drobinek magnezu i nieznanej im substancji. Drobinki wybuchały małymi, kolorowymi płomieniami i zastygały. Gdy reakcja ogarneła wszystkie zobaczyli, że zatopione małe wybuchy utworzyły małego acz całkiem realistycznego smoka. Efekt był niestety krótki, bo drobinki zaczeły się rozmywać tracąc kształt i kolor.
Wiedźma nie zwracając uwagi na reakcje reszty uśmiechnęła się z dumą w oczach.
- I to była miniaturka mozliwości tego, co można zrobić z materiałów dostępnych wtym świecie. miniaturka, w dodatku kontrolowana. Mam nadzieję, ze zdajecie sobie sprawe z tego, jak może to wyglądać w innym przypadku.
Goście labolatorium postanowili nie komentować.
- Proponuje wypić za udany eksperyment - podjeła koranona i podała im stojące na blacie szklanki. Pełne i w odpowiedniej ilości.
- Co to jest - odważył się spytać Ehren przyjmując od wiedźmy szklankę.
- Lugola - odpowiedziała Koranona zawiesiwszy wzrok na wynikach tutejszego promieniowania.
Do you ever get tired of being random?
User avatar
Caerth
Posts: 513
Joined: Sun Feb 22, 2009 9:44 pm
Location: Above

Re: Teoria Wzrostu

Post by Caerth »

- Ognisko, obóz w lesie, przydałyby się jeszcze straszne historie – zażartowała Koranona. Jak na zawołanie ciszę obozu zakłóciły potępieńcze jęki, czy raczej piski i groźne wrzaski.

- Usmażę cię! I zjem. Nie, Nargi cię zjedzą, albo cię utopię! A później wskrzeszę i znowu zabiję i znowu wskrzeszę i obedrę ze skóry i solą posypię, albo nawet chili!

Wśród krzyków wampirzycy dało się słyszeć ciche popiskiwanie..

-Co jej zrobiłeś? - Ryghart szturnął Ehrena w żebro.
-To nie ja. Tym razem.

Xellas niczym furia wpadła w środek obozu. Trzymała coś w wyciągniętej dłoni. Ehren przezornie zniknął z pola widzenia wampirzycy. Reszta towarzystwa nie wyrobiła sobie jeszcze tej przydatnej umiejętności, toteż wszyscy zamarli patrząc, co się dzieje. Hektor, którego Koranona trzymała na kolanach zwrócił uwagę Xellas więc odwróciła się do pozostałych szukając winnego.

- Gdzie jest ten rehew-wer-aped* – zaczęła kląć po atlantydzku, wymachując dłonią w której za gardło trzymała coś, coś z ogonem… Kiedy podchodziła do Wellsa, marines odruchowo złapali za broń.

- Behemot! – radośnie zawołał Ryghart, kiedy napotkał mordercze spojrzenie Xellas, uśmiech trochę mu zrzedł.

- Jeśli jeszcze raz spotkam to paskudztwo, to użyję jego wnętrzności do wróżenia… - rzuciła mu szczura. Był potargany i wyglądał na lekko podduszonego, ale poza tym cały i zdrowy.

- Stary, nigdy nie zgadniesz gdzie kimałem! – zachrypniętym głosem oznajmił szczur, kiedy wampirzyca odeszła już na bezpieczną odległość.

-Barbarzyńca - mruknął z wyższością Hektor prosto w ucho wiedźmy przycupniętej przy własnym ognisku. Ognisko płonęło jaskrawo zielonym płomieniem i było osłonięte od reszty obozowiska workami zapasów. Krasnaludy wolały nie ryzykować.

---

Obozowisko nie zostało rozstawione w rekordowym czasie, ale o zmierzchu kilka namiotów stało na oczyszczonej polanie, otaczając transportowiec i gigantyczny namiot sztabowy przymocowany do pojazdu na jednej burcie. Szereg ognisk i wartownicy zapewniali względny spokój - musieli otworzyć ogień zaledwie dwa razy do luźno biegających zwierząt. Mieli nadzieję że to zwierzęta. Myśl iż rośliny też próbują ich zjeść była dla brodatych traumatyczna. Pamięć genetyczna zapewne.



---



Dorosła Nargacuga, która zapałała ciepłym uczuciem, niekoniecznie głodu, do Xellas, ignorowała już całkowicie trzaski broni palnej, komunikując ich zauważenie okazjonalnym drgnięciem ucha. Stworzenie, po głębokim namyśle doszło do wniosku iż te szalone istoty w zasadzie są użyteczne - karmią, chronią, zapewniają darmowy żłobek - o, jedna córka spędziła większość wieczoru na głowie jednego krasnoluda, uparcie śledząc jego poczynania. Pozostałe dwie czarne kule sierści spiknęły się ze szczurami - ogoniaste wpierw spacyfikowały młodzież, a następnie zagoniły je do nauki. Narga nie bardzo pojmowała co właściwie jej dzieci robią, ale fakt iż dla odmiany siedziały w jednym miejscu był odprężający. Wielki skrzydlaty kot kontynuował więc drzemkę, szczury uczyły mniejsze futra gier karcianych, a przewodnicy tej wycieczki...

---

- Powiadomisz Satsuki? – Ehren spojrzał radośnie w stronę Xellas, wyciągając z trumny śnieżnobiałą kopertę. Wampirzyca uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

- Chodź młoda, przydasz mi się - zawołała w stronę wiedźmy. Ta, oderwana od przenośnego zestawu małego alchemika z początku z niechęcią podążała za wampirzycą. Póki ta w krótkich, żołnierskich słowach nie przedstawiła swojego pomysłu.
Na ziemi wyrysowały krąg magiczny. Koranona dodawała w zewnętrznych okręgach znaki zabezpieczające. W samym jego środku Xellas pisała właśnie runy precyzujące – nie chcieli wzywać przecież byle kogo, przyjrzała się pracy czarownicy i oznajmiła.

- Nigdy nie mogłam zrozumieć po co ludzie to robą.
- Żeby demon nie wydostał się na zewnątrz, to chyba jasne?
- Ach, efekt placebo rozumiem.

Wartownicy w pewnym zainteresowaniem zerkali na postępy prac. Mała dziewczynka, która w momencie bycia tak nazwaną kopała wszystkich po kostkach, w rekordowym czasie zorganizowała potrzebne artykuły. Skąd Codar wzięła żywą kurę i kozę przechodziło jednak kamienne pojęcie. Spektakl był jednak bardziej interesujący niż ciemna dżungla, więc...

Ehren, Koranona i Xellas stanęli dookoła skończonego kręgu. Składał się on z trzech okręgów wpisanych w siebie, każdy wewnętrzny połączony był z poprzednim, skomplikowanym wzorem, przypominającym raczej ozdoby Celtów niż krąg przywołań. Młoda czarownica patrzyła z niedowierzaniem, ale wampirzyca była ewidentnie zadowolona z dzieła i w końcu odezwała się:

- Powinniśmy złożyć jakąś ofiarę – popatrzyła tęsknie za szczurem.
- O nie! Ale… - pogrzebała w kieszeni - …mam to!
- Cukierek?

- Lepsze niż nic.

- To co mamy inkantować? – zapytała podekscytowana wiedźma.
- Hmm? – nieprzytomnie mruknęła wampirzyca, obserwowała krąg.
- No jak będziemy przywoływać demona, no wiesz „o potężna i wielka” i takie inne
- A! Nieee, to dla leszczy, nie wierz we wszystko czego was uczą. Tak to robią zawodowcy – i Xellas przejechała paznokciem po wnętrzu swojej dłoni, następnie kilka kropel krwi, które spłynęły strzepnęła na krąg.

Runy poczęły świecić, każda po kolei, najpierw delikatnie na czerwono. Kiedy każdy symbol w pierwszym kręgu świecił, runy przybrały jaśniejszy odcień, a znaki wewnątrz drugiego zaczęły błyszczeć. Tak stało się i z trzecim kręgiem. Wszystkie symbole nabierały barwy coraz jaśniejszej, aż w końcu całość zalśniła bielą. Powietrze dookoła było naelektryzowane, z wnętrzna kręgu dało się wyczuć jakby podmuch wiatru.


- A teraz ofiara – zawołała wampirzyca, jej włosy i oczy nabrały naturalnego fioletowego koloru.
Koranona ze wzruszeniem ramion wrzuciła w krąg cukierek.
Ehren profilaktycznie padł na ziemię i nakrył rękoma głowę. Ryghart był tylko o sekundę wolniejszy. Krasnaludy również wykazały się niezwykłym refleksem - leżały nim krąg wybuchł. Narga, po prawdzie, przespała całe zdarzenie.


---

Satsuki w swoim apartamencie poczuła szarpnięcie, gdzieś wewnątrz swojej istoty. To było jak… ale przecież kto by próbował? Kto by się ośmielił! Niemożliwe. Zanim dokończyła tę myśl szarpnięcie powtórzyło się i została wciągnięta przez mały, wąski tunel. Nie jest to przyjemne uczucie. Dlatego kiedy tylko wyczuła, że dotarła do celu rozejrzała się w poszukiwaniu winnych - rozpoznała ich od razu. Miała ochotę wyjść i zdzielić każde z osobna, ale wyczuła, że krąg przywołań mógłby nie wytrzymać naruszenia.

- Cześć Babciu! – zawołała wampirzyca radośnie szczerząc kły.
- Pojebało Cie? Co Ty robisz? Co Wy tu robicie?
- Chcieliśmy porozmawiać – dodał Ehren
- Nie mogliście użyć komunikatorów?
- A gdzie w tym zabawa? I ciężko by było przesłać to.– tutaj Ehren dał znak wiedźmie, a ta wsunęła do kręgu kopertę - list zawiera instrukc..


Nie skończył. Zebrana magia się zebrała i detonowała mu na brodzie, odrzucając go wprost w najbliższe ognisko.


- Zawodowcy - prychnęła wiedźma, tykając zwłoki pochwą szabli
- Udało się? – czarnowłosy wybełkotał pytanie spośród dymu.
- Tak, inaczej by nie wybuchło – Xellas uśmiechnęła się i zaczęła otrzepywać z pyłu, jej włosy znowu były czarne – w tej okolicy coś osłabia magię, co za paskudne miejsce.


---


W tej samej chwili Satsuki runęła na swoje łóżko, w ręku trzymała lekko dymiącą, ale całą kopertę, a pod jej stopami leżał cukierek.

Koperta była oczywiście śnieżnobiała. Miast klasycznej pieczęci zdobiło ją logo Agendy z jakiegoś hipernowoczesnego plastiku. Jak również rysunki męskich narządów rozrodczych.

Zawartość koperty również nie rozczarowywała:



*staroegipski: męski wielki ptak

Pomysł, korekcja i motywacja by Xellas.
Last edited by Caerth on Thu Mar 07, 2013 12:35 am, edited 7 times in total.
My soul is still the same
But it has many names
User avatar
Noire
Posts: 966
Joined: Fri Jan 02, 2009 9:28 pm
Contact:

Re: Teoria Wzrostu

Post by Noire »

"James, obierz ziemniaki i kup mielonke"
Conquered, we conquer.
User avatar
Satsuki
Posts: 1878
Joined: Fri Jan 02, 2009 11:06 pm
Location: Aaxen

Re: Teoria Wzrostu

Post by Satsuki »

WWWSatsuki miała dziś ciężki dzień. Najpierw musiała zużyć znaczną część swojej i tak naruszonej rezerwy magicznej na naprawienie osuniętej kopalni, następnie przez pół dnia męczyła się z nowo wyklutymi mizergami, które uparcie wyłaziły ze swoich kojców, żeby pod sam koniec dowiedzieć się o dwóch rozwalonych koparkach. Na szczęście koparkami od razu zajęła się Naiee, pewnie do jutra będą już naprawione – dodała w myślach.

WWWNormalnie Mazoku nie muszą spać, na Coddar Satsuki co wieczór padała zmęczona na leżankę i w stanie nieświadomości zostawała tak przynajmniej godzinkę. Ograniczony dostęp do astrala na dłuższą metę był męczący a dzisiejszy dzień mogła nazwać jednym z gorszych. Weszła właśnie do swojego gabinetu gdy poczuła TO. Charakterystyczne uczucie ciągnięcia, nie do pomylenia z czymkolwiek innym, które czuła raptem kilka razy w swoim życiu.
WWW T pewnie jakieś zawirowania magiczne. Przecież w tym zacofanym świecie przywołanie nie mogłoby zadziałać… Niemożliwe!

WWWCoś głośno pyknęło i pokój opustoszał.

WWW***

WWWSekundę później stała już bosymi stopami na trawie a włosy rozwiewał jej wiatr znad oceanu. Dalej czuła w całym ciele malutkie, ostre igiełki – wyraźnie sugerujące zaklęcie przywołania. Od razu zogniskowała spojrzenie przed sobą – wprost na biuście Xellas.
WWW eF-eF-eS co ona tu do diabła robi? A tak, pewnie ją ten mały zboczeniec Ehren przyciągnął, wampirzyca zawsze miała słabość do tego Chippendalesa. Zaraz, Ryghart Wells?! A ten tu czego, wpadł na trójkącik?

WWW- Cześć Babciu! – zawołała wampirzyca radośnie, zanim Satsuki dojrzała do decyzji rozpitolenia wszystkiego w drobny mak.
WWW- Pojebało Cie? Co Ty robisz? Co Wy tu robicie?
WWW- Chcieliśmy porozmawiać – dodał Ehren
WWW- Nie mogliście użyć komunikatorów? – Tak było efektowniej, no i chcieliśmy Ci wręczyć jeszcze to – tutaj Ehren dał znak wiedźmie, a ta wsunęła do kręgu kopertę. W tej samej chwili, w której buchnęło dymem, Satsuki na horyzoncie zauważyła charakterystyczną skałę. Dokładnie taką samą, na której skraju znajdowała się jej własna baza…

WWW***

WWWSiła wybuchu wyrzuciła Satsuki na własną prywatną leżankę, koperta w dłoni, już nie tak biała jak na początku, lekko dymiła. Cukierek nie został nawet zauważony.

WWW- Mam nadzieję, że informują mnie o przesłaniu mi stu drowów do kopalni – mruknęła tylko, rozrywając kopertę.

WWW James, obierz ziemniaki i kup mielonke

WWWTęczówki Satsuki zmieniły nagle kolor na krwistoczerwony, aby po chwili stać się całkiem czarne. Trzymana w dłoniach koperta wybuchła fioletowym płomieniem.

WWW- Ja im dam gówniarzom, żartować sobie ze starszych – warknęła wściekła, zaciskając pięści.

WWWNagle do niej dotarło. Paląca się koperta, energia… Dzięki przywołaniu, na krótką chwilę połączyła się z astralem. Natychmiast zregenerowała cała swoją magię. Oczy z powrotem przybrały kolor złota.
WWWNatychmiast skierowała się do budynku dla mizergów.

WWW***

WWWImpreza przy ognisku trwała w najlepsze. Piwo lało się strumieniami, znalazła się nawet butelka szampana dla Xellas. Dlatego też nikt nie zwrócił uwagi na Nargę, obracającą łeb w stronę ciemności i nasłuchującą. Koniec kociego ogona poruszał się powoli na boki.

WWW- Aua! – miauknęła Xellas odklejając się od butelki, sekundę później strzeliła Ehrenowi z liścia. – Nie bij mnie!
WWW- Ja nic nie zrobiłem! – Jęknął z wyrzutem Ehren, łapiąc się za głowę – Coś mnie uderzyło..
WWW- Au! – Ryghart aż podskoczył, trafiony dokładnie między pośladki – Coś nas atakuje!

WWWSiedząca na uboczu Koranona zobaczyła je pierwsza – trzydzieści par zielonych oczu w równym kole dookoła grupy.
WWW- Słuchajcie, chyba mamy problem…

WWW- MWahahahahahahaahahaha - rozbrzmiał zwielokrotniony echem diaboliczny śmiech, Satsuki wynurzyła się z ciemności
Last edited by Satsuki on Thu Mar 07, 2013 12:31 am, edited 3 times in total.
Avatar stworzony przez tego uzdolnionego Pana.
User avatar
Raflik
Posts: 162
Joined: Sun Jan 04, 2009 4:43 pm
Location: #care

Re: Teoria Wzrostu

Post by Raflik »

Po obgryzieniu ostatniej nóżki, na co o dziwo pozwoliła Psia Liga poprzez skierowanie się do swojej placówki, a nie jak najszybciej na lotnisko aby spier… wynieść się z kryształem jak najszybciej, Raflowi odbiło się porządnie, co mogło być zaskakujące gdyż kurczak w obskurnej gospodzie… no był po prostu obskurny.
- No dobra… pora się zbierać. Wszystko załatwione? – Zapytał się jednego z obecnych członków załogi
- Ta-je! – zwięzła krótka odpowiedź utwierdziła go w przekonaniu, że to co zamierza zrobić spaskudzi humory Psiej Ligi na jakiś czas.
- No to do kosmodromu!



---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kilka godzin wcześniej
Kontakt z gangiem poprzesz było-nie-było sługusa, choć widać całkiem wysoko postawionego w hierarchii, ale ciągle sługusa był lekkim przytykiem dla Generała, dlatego nie pofatygował się osobiście do Pana To, tylko wysłał swego podwładnego człowieka. Zdecydował się na tę rasę, gdyż chciał na razie działać po cichu, a bardzo rzadko spotykani na powierzchni planety „innorasowcy” wzbudzali nadmierną i niepotrzebną uwagę. Oczywiście wtajemniczył cały zespół w bardzo prosty i przejrzysty plan, więc jego posłaniec był przygotowany na większość ewentualności. Zwłaszcza tą, jakiej się spodziewał.
Dryblas po usłyszeniu „prośby” zamrugał oczkami, pokręcił głową ze zdziwienia, po czym wezwał małego chłopca i szepnął mu coś na ucho. Ten pędem wybiegł z karczmy, w której chaotik czekał jeszcze dobrych dziesięć minut w asyście „goryla”, który teraz był ubrany w zwykłe ubranie, i tylko zgrubienie w kieszeniach spodni świadczyło iż nie rozstawał się z swoimi kastetami – całkiem rozsądnie.
Kiedy Pan To dopił piwo, wytarł usta w rękaw, po czym wstał i dając znak załogantowi wyszedł z karczmy. Oboje przeszli kilka ciemnych alejek, kiedy w jednej z nich natknęli się na znajomą kobietę w masce.
- Co to ma znaczyć?!?! – wydarła się niemal natychmiast na widok przedstawiciela Chaotic Aliance.
- Generał nie był w stanie się pofatygować osobiście, z racji podstępnego planowania i knucia, więc ja…
- Nie o to mi chodzi. Co to za idiotyczny plan! – warknęła ponownie Minea
- Aaa… o to.. no cóż. Zgodnie z obietnicą mamy zakaz otwartej wrogości wobec Psiej Ligi, a z naszych informacji wiemy iż są aktualnie w posiadaniu Stabillium, które zamierzają wywieźć z planety. Tej sytuacji trzeba zaradzić, a rozsądnym wyjściem jest to co zostało zaproponowane temu tutaj… ehm… ochroniarzowi.
- To zbyt podejrzane. Chcecie nas wystrychnąć na dudka, jaką mam niby gwarancję
- Ano taką iż nie wydostaniemy się z planety przez ładnych parę miesięcy, więc będziemy mieli kupę czasu na szlajanie się po mieście.
-… no dobra, da się załatwić… ale doprawdy, jesteście bardziej szaleni niż się spodziewałam
- Powiedzmy, zdolni do poświęceń w osiągnięciu celu. Aha… jeszcze jedno...



---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na płycie kosmodromu transportowiec Psiej Ligi był przygotowany do odlotu – Raflik nie mógł uwierzyć sprzyjającemu szczęściu. Spodziewał się statku PL zadokowanego lub w przygotowaniach do odlotu w jakimś hangarze. Widać mieszkańcom Shiroue spieszyło się bardzo, jednak kłam temu stanowi dawał fakt, iż żaden z nich nie był jeszcze obecny.
Budynek portu kosmicznego przypominał nowoczesny, w końcu technologia wysyłania ludzi w kosmos to nie byle co, ale też i opuszczony port lotniczy, bo praktycznie nikt nie wybierał się w loty w kosmos. Ot parę instytutów naukowych wysyłało próbniki i satelity, kilku co bardziej spragnionych adrenaliny, niemal natychmiast po sprzedaniu kryształu pozwoliło sobie na zbudowanie niewielkich statków kosmicznych, jednak całość jak to się mówi w żargonie CA „dupy nie urywa”.

-A witam witam, przymilnie, czym mogę służyć. – Niski człowiek w eleganckiej czerwonej kamizelce z małym statkiem kosmicznym wyhaftowanym złotymi nićmi na lewej klapie, zapewne pracownik kosmodromu przywitał ich z miłym uśmiechem, który zrzedł nieco, kiedy piętnaście par oczu spojrzało na niego jak lew na antylopę.
- Wrócić chcieliśmy, znaczy nasz transportowiec wysłać z powrotem… z pamiątkami. – Odpowiedział za wszystkich troll
- Ah rozumiem, zapraszam zatem do punktu odpraw, gdzie zgodnie z procedurą przejdziecie państwo i państwa bagaż kontrolę, jaka ma miejsce każdorazowo przy opuszczaniu planety.

Po udaniu się na miejsce, Rafl stwierdził iż punkt odpraw przypomina raczej magazyn z wielkim stołem pośrodku, i kilkoma przedstawicielami tutejszej administracji.
- Witam, jestem inspektor Ince i jestem odpowiedzialny za wszelakie odprawy pozaplanetarne. – powiedział wysoki, przystojny mężczyzna w takiej samej ozdobnej kamizelce. – Z racji tego iż pojazd, którym będziecie podróżować należy do Państwa, rezygnujemy z losowej rewizji osobistej, aczkolwiek zechcą Państwo przejść przez bramkę – Profesjonalizm ciągle wydobywał się z jego ust, pomimo obrzucenia go ponurym spojrzeniem przez grupkę Chaotików. – Procedura kontroli jest prosta. Deklarujecie państwo jakie przedmioty i w jakiej ilości wnosicie na pokład, te mobilne wykładacie państwo tutaj, te wielkogabarytowe znajdują się w magazynie, a my sprawdzamy czy stan i ilość zgadza się z stanem zadeklarowanym. Oczywiście im przedmioty większe, czy też posiadające więcej możliwości na wszelakiego rodzaju skrytki tym dłużej zajmuje nam kontrola. Nie radzę pomijać żadnych rzeczy, gdyż przemyt jest u nas wyjątkowo surowo karany, a my mamy swoje sposoby na wszelakie próby szmuglerstwa – tutaj uśmiechnął się tajemniczo, chcąc wzmocnić siłę wypowiedzi. –Jakieś pytania?
- Ta.. Ile jest takich punktów odpraw – chciał dowiedzieć się Raflik
- No cóż. Ruchu praktycznie nie ma, więc nie ma żadnego sensu w prowadzeniu więcej niż jednego punktu odpraw. Uprzedzam kolejne pytanie, odprawy są wykonywane po kolei, kto pierwszy ten lepszy.

Raflik zanotował sobie w głowie możliwość skutecznego spowolnienia przy kolejnych próbach wysłania kamyka w kosmos na poziomie inspekcji. Szkoda że nie wiedział o tym wcześniej, bo pewnie na tym etapie przygotowałby niespodziankę, ale nic straconego.
- No dobrze. – Zaczał Ince nie widząc kolejnych pytań – Zgodnie z procedurami, ładunek transportowca CA został przeniesiony do magazynu, zatem statek stoi pusty. Proszę o zadeklarowanie przedmiotów które znajdą się na statku.
-Ehmm… kolekcja pięciu kufli – powiedział troll i wystawił wspomniane kufle na stół przed inspektorem.
- Mhm… co dalej?

Cisza jaka zapanowała w pomieszczeniu mogła być co najmniej krępująca…

- Eeyy.. Dwa Kamienie… bardzo ładne… do kolekcji… - dorzucił inny troll wraz z kamieniami jakby wziętymi wprost z ulicy.
-… rozumiem że pozostałe rzeczy znajdują się w magazynie… -
- To wszystko co wnosimy na transportowiec… no prawie… Pilot wystąp. – rzucił Raflik
Przed szereg wyszedł jeden z pilotów transportowca, młody chłopak, ostrzyżony na jeża.
- Jeszcze on, z tym co ma na sobie. To dokładnie wszystko.

I cisza znowu przewiała się po pomieszczeniu, jednak tym razem zakłócił ją odgłos kroków. Rafl uśmiechnął się tylko, bo wiedział doskonale kto przyszedł. Reprezentanci Psiej Ligii zatrzymali się w niewielkiej odległości, na tyle małej aby podsłuchiwać, jednak na tyle dużej iż nie dało się w jednym wyskoku dostać na bezpośredni zasięg.
- Ahem – chrząknął inspektor – Dlaczego panowie przyszli wszyscy.
- Kolege odprowadzić!
-By kufli nie rozbił!
-Kamieni nie gwizdnął!
- Do kolekcyji je mom!
-… zatem zapraszam pana przez bramkę, a następnie na plac, a resztę proszę o opuszczenie miejsca i udanie się na taras widokowy…

Pilot przechodząc przez bramkę, wywołał brzęczyk. Po zawróceniu wyjął z kabury pod ramieniem pistolet, przy czym bąknął do inspektora w stylu „pistolet jeszcze nooo…” i ponownie przeszedł, tym razem bez problemu. Schował pistolet podany przez inspektora, wrzucił kamyki do kieszeni, wziął kufle w jedną dłoń i ruszył na lotnisko. Pozostała grupa Chaotików cofnęła się, zgodnie z zaleceniem inspektora. Przechodząc obok grupy Psiej Ligi można było wyczuć wyładowania w powietrzu, ale żadne słowo nie padło… ach, ale gdyby tylko wzrok umiał zabijać….

Na tarasie widokowym, który tak naprawdę był poziom wyżej niż punkt odpraw roztaczał się podobny jak na dole widok placu startowego. Dosyć prymitywne pojazdy(jak na standardy ras multiuniwersum) Coddarczyków potrzebujące wspomagania do pokonania atmosfery stały mocno po lewej stronie, nieco bliżej stał statek Psiej Ligi, natomiast w pośrodku stała wyrzutnia wspomagająca wynieść statki do atmosfery, ale pojazdy zarówno CA jak i PL nie potrzebowały jej do osiągnięcia przestrzeni kosmicznej.
- W sumie… ciekawe jakby statkiem wylądować w pizdu daleko, zdobyć kryształ i wystartować z pizdu w kosmos, omijając cały ten cholerny biurokratyczny bajzel… - pomyślał Raflik, gdyż nie do końca zdawał sobie sprawę iż tak naprawdę tylko Khartum nadawało się do osiągania pułapu przestrzeni kosmicznej nawet dla tak zaawansowanych technologicznie statków jak Agendy, czy tak wytrzymałych jak ZCM-u, ale dalsze rozmyślania przerwała realizacja planu.
Do samotnej postaci pilota, z hangarów po prawej zaczął zbliżać się technik w żółtym roboczym uniformie. Po zbliżeniu się do chaotika, podał mu coś co z tej odległości wyglądało na plik notatek. Mało kto miał na tyle bystry wzrok aby zauważyć iż papier był dosyć dziwnie gruby, jakby zawierał coś jeszcze…
Po rozejściu się postaci, pilot wszedł do statku przez tylny trap transportowca. Owszem, wnętrze posiadało połączenie z kabiną pilotów, jednak ci z reguły udawali się bocznym wejściem od razu do kabiny pilotów.
Po kilku długich minutach, pilot w końcu zameldował się wieży, iż zasiadł za sterami i prosi o pozwolenie na start.
Silniki buchnęły strumieniem gorącego powietrza, kiedy pojazd zaczął powoli unosić się nad powierzchnią planety. Gdy znajdował się kilkanaście metrów nad ziemią, nagle zakołysał się, a z lewego silnika buchnął czarny dym, nie wróżąc nic dobrego. Statek obrócił się w powietrzu dookoła własnej osi, i począł zbliżać się w kierunku ziemi, delikatnie zbaczając na lewo, wprost na….

ŁUBUDUBU!!!


-JEST - zakrzyknął w myślach Raflik, i wręcz wyobraził sobie krzyki dobiegające z dołu, gdzie Psia Liga zapewne widziała całe przedstawienie.




Mechanik lotniskowy złożył raport Windukindowi
- No panie, macie fuksa, żaden ważny moduł nie uległ zniszczeniu, ot trochę elektroniki i hermetyzacja kadłuba. Za dwa tygodnie… no, tydzień wliczając nadgodziny naprawi się, i będzie można wystartować. Nie to co tamci… cały lewy silnik szlag trafił… rok się tym czymś nie ruszą jak nic, To chyba był detonator… widać nie lubią tu ich… Ja powiem panu szczerze też nie przepadam za ludźmi którzy w bójkach i walce znajdują przyjemność, nie wspominając o mordowaniu, aż dziw że ich nie pozamykano zaraz jak postawili stopę na planecie. Powiem więcej, mam znajomego mechanika… - Mechanik widać był z natury gadatliwy, jednak nie przeszkadzało to Windukindowi.
Mogł jednocześnie słuchać go i rozmyślać… wyciągnięcie pieniędzy od Chaotików za zniszczenie mienia była bardzo śmieszna, zwłaszcza znając nastawienie tych nieokrzesańców do cudzego mienia. Co prawda próba udania zamachu była wręcz naiwna, ale jednak wszystkie pozory zostały niby zachowane. Technik rozmawiający z pilotem był już oczywiście spalony, jednakże Windu nie sądził iż ktokolwiek z CA będzie zeznawał przeciwko niemu. Zawsze jednak można było….





-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kilka godzin wczesniej
...Powiedzmy, zdolni do poświęceń w osiągnięciu celu. Aha… jeszcze jedno…. Jak jest z możliwością „wypożyczenia” statku
- Khartum to nie wypożyczalnia… Jajogłowi coś tam mają, ale znając ich będą grzebać i doskonalić, tak że zgrzybiejesz nim się od nich doprosisz. Prywatni właściciele zażądają niebotycznych wręcz kwot… nie zdziwiłabym się gdyby zażądali co najmniej kryształu, zwłaszcza iż wiedzą z kim pertraktują… Jest jeszcze jedna siła, o której raczej nie mam pojęcia czym będzie się kierowała. Akademia… Jej statki stoją na tym samym poziomie co wasze transportowce, a przy tym są cholernie dobrze zabezpieczone - podzieliła się swoją wiedzą Minea
- Dzięki, to tyle ile mój szef chciał wiedzieć.
- Liczę na naprawdę ładny prezent od niego za detonator i człowieka w kosmodromie. Raptem trzech tam mamy, więc strata sroga…
User avatar
Lucjan
Posts: 28
Joined: Mon Feb 25, 2013 9:58 am
Location: Coddar

Re: Teoria Wzrostu

Post by Lucjan »

Lucjan rozłożył się wygodnie na hamaku i lekko rozbujał. Był zawieszony między dwoma drzewami przypominającymi palmy, które wyrastały z pokrywającego wszystko dookoła białego piasku i skutecznie chroniły twarz Szamana przed palącym słońcem. Znajdowali się na środku pustyni w miniaturowej oazie składającej się z dwóch drzew i wypełnionego wodą zgłębienia z wielkim czymś w środku. Tym czymś była Kira, a raczej coś przypominające wielką krzyżówkę przerośniętego niedźwiedzia z tygrysem albinosem.
- Zamierzasz dalej podróżować z tą bandą, delikatnie mówiąc, technologicznie postrzelonych małych ludzi z brodą? – zaczęła ostro Kira.
- Masz na myśli krasnoludy?
- Mam na myśli te małe istoty, które konsekwentnie dążą do ujrzenia jak największej ilości fajerwerków i wysadzenia czegokolwiek, a najlepiej jakiegoś transportu z żywym mięsem. Nie masz pojęcia ile podniecenia pojawiło się w tych małych zarośniętych ciałach gdy tylko pojawił się dym. Słyszę tylko jak coś w nich cyka 3..2..1…
- Nie przesadzasz trochę? – Powiedział jakby bez emocji.
- Po prostu się martwię. Może to nie był taki dobry pomysł, aby przyłączać się do tej eskapady? Oni są nieobliczalni!
- Hahaha – głośno się zaśmiał – I kto to mówi maleńka?
- Nie mów tak do mnie! Doskonale wiesz jak bardzo tego nie lubię i jak „maleńka” mogę się stać!
- Już dobrze Kira, przepraszam.
- Tym razem Ci daruję, pamiętaj, że jesteś u mnie. – Skrzywiła się, zamyśliła przez chwilę i patrzyła jak pod Lucjanem znika hamak, a Szaman ląduje na podłożu podrywając pojedyncze ziarna piasku.
- I kto się teraz śmieje?
Lucjan leżał przez chwilę. Wstał, otrzepał się z piachu i położył się z powrotem na hamaku, który już był na swoim miejscu.
- Cios za cios, jesteśmy kwita. A teraz poważnie. Co sądzisz o reszcie?
- Podoba mi się szczur Twojego nowego kumpla. – Mówiąc to ukazała swoje całe uzębienie.
- Kira! Wiesz o co mi chodziło!
- Wiem… - Zawahała się przed następnym zdaniem – Są silni.
- Eh. Też to wyczułem. Coś blokuje ich moc.
- Stabilinum…
- A mogło być ciekawie … - rozmarzył się przez chwilę Szaman – Wracajmy do meritum. Zergi!
- Hm? – Zdziwiła się Kira
- Co hm? Przecież powiedziałem wyraźnie, Zergi. I uprzedzam Twoje następne pytanie. Zergi to małe, wstrętne stworzenia niszczące wszystko dookoła.
- Smaczne? – W jej oczach pojawił się blask, a z kłów pociekła struga gęstej śliny i spadła do bajorka wydając ciche chlupnięcie.
- Mam do Ciebie prośbę. – Kira wytężyła słuch. – Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o tych stworzeniach, ale póki co nie chcę zadawać za dużo pytań. Mógłbym podpytać małe włochate krasnoludy, ale potrzebuję wiarygodniejszych informacji. I tutaj wchodzisz Ty. – Słuchała go z coraz większym zaciekawieniem – Zobaczysz o czym śni ten gadający szczur Wellsa.
- Co? Dlaczego on? O czym on może śnić oprócz alkoholowej kąpieli z gromadą… fuu…, nawet nie chcę sobie tego wyobrażać.
- Naprowadź go. – Jego głos zmienił się. Nie bała się go, ale nie chciała mu już przerywać.
- Naprowadź go na informację o tych stworach. Ten cały Behemot ciągle łazi jakimiś tylko sobie znanymi ścieżkami, ale jest szczurem Wellsa, także powinien sporo wiedzieć.
- Jeżeli ten szczur coś wie, to wyciągnę to z niego. – Na jej twarzy znowu pojawił się uśmiech.

Leżeli w milczeniu jeszcze dłuższy czas. Rozkoszowali się spokojem jaki byli w stanie wspólnie tu stworzyć. Aura ciszy i odizolowania od świata zewnętrznego, to najbardziej lubili w swojej utopii.

Lucjan wstał, Kira wiedziała, że oznacza to koniec jego odwiedzin i tak jak przeczuwała Szaman podszedł do niej i mocno przytulił.
- Wracam, czeka mnie jeszcze małe polowanie.
Poderwała głowę – Pomogę Ci!
- Jeszcze nie powinnaś się ujawniać. Poza tym przyda mi się mała rozgrzewka.
Nagle przeszył ich zew energii.
- Czy to...? – spojrzeli na siebie i oboje wiedzieli, że spotkanie z małymi, wstrętnymi stworzeniami odbędzie się znacznie wcześniej.
- Bądź ostrożny.
- A Ty gotowa. – Uśmiechnął się i zniknął.
To, z czym umie się wal­czyć, nie jest już aż tak groźne.
User avatar
Windukind
Posts: 1125
Joined: Fri Aug 29, 2008 12:53 pm

Re: Teoria Wzrostu

Post by Windukind »

- Psia Liga oddaje kryształ? - Raflik nie wierzył własnym oczom wlepionym w ekran telewizora wiszącego nad barem karczmy.

----------------------------------

Zwiadowcy Żaber Ko nie mogli gonić ekspedycji, jednakże uderzenie na bazę ZCMu i pozostawiony tam podbity klan wydało się prostym sposobem na zadanie dotkliwego ciosu przeciwnikowi. Wpierw jednak truto pobliskie źródła wody bezbarwnymi i smakowymi truciznami, których tradycji pilnowali ludzie Żabera od pokoleń. Trucizna nie działała od razu. Potrzeba było paru dni, aby ją w pełni wchłonąć, początkowo jedynie zauważalne były lekkie zaburzenia uwagi i pogorszenie nastroju. Jednak już przez to w obozie zaczęto popełniać błędy i wkrótce sytuacja między stacjonującymi stała się bardzo napięta. Przybysze nie do końca znali tradycje i zachowania nomadów, a krasnoludy nigdy nie słynęły ze zbytniej uprzejmości. Wreszcie ktoś kogoś postrzelił przy ćwiczeniach i obozie zaczęło wrzeć od wzajemnej nienawiści. Tu i tam ginęły narzędzia, co jakiś czasu ktoś dokonywał jakiegoś sabotażu, co prowadziło do paranoi i wzajemnych oskarżeń. Brak wodza i kapłanki tylko pogarszał sytuację. Wreszcie kilka osób uciekło wpadając wprost w ręce zwiadowców Ko.

----------------------

Prezenterka pierwszego kanału prawie na bezdechu nawijała z sali konferencyjnej.
- Jesteśmy właśnie świadkami historycznego wydarzenia. Psia Liga zdecydowała się sprzedać lokalnemu bankowi kryształ, a pieniądze za niego otrzymane przekazać w całości na rzecz miasta. Widzimy właśnie jak podpisywana jest umowa darowizny z lokalną fabryką sprzętu górniczego, która bez dofinansowania znalazła by się na skraju bankructwa. Co więcej, aby zapewnić fabryce dalszą egzystencję przedstawiciele Psiej Ligi zdecydowali się podpisać umowę na zaopatrzenie dwóch nowo otwieranych kopalni. Liderzy obecnych tu związków zawodowych twierdzą, że dzięki temu wielu ludzi nie trafi na bruk, a także zostaną otworzone nowe miejsca pracy. Szczególnie dla osób zamieszkujących slumsy tak duży zakład może być nadzieją na godne życie. Z pozostałych zapowiedzianych projektów można wymienić wsparcie stypendiami młodzieży, a szczególnie tej pochodzącej z ubogich rodzin. Cytując słowa Archonta Psiej Ligi „ Nasze obecność na planecie nie ma sensu, jeśli nie będzie przynosiła ona zysków również społeczeństwu Coddar. Nasze słowa szybko zamieniamy w czyny, a dzisiejsze przekazanie jest tego dowodem”.
Kamera pokazała ujęcia ze składania podpisów. Po czym powróciła na prezenterkę:
- Rada miasta w podzięce zdecydowała się udostępnić lordowi Windukindowi na jego podróż rządowy liniowiec. Oficjalne kanały głoszą , że wieczorem Archont pożegna się z mieszkańcami i wróci na Shiroue w celu zajęcia się ważnymi sprawami Psiej Ligi. Od naszych informatoròw dowiedzieliśmy się, że transportowiec organizacji został uszkodzony, prawdopodobnie przez ludzi widzianego w mięście generała CA Raflika. Nieoficjalnie źródła mówią też, iż nawiązał on współpracę z jednym najbrutalniejszych gangów w Khartum. Krwawe Kamienie są znane z handlu ludźmi, przemytu narkotyków i zmuszania nieletnich do prostytucji.
Puszczono przerwę na reklamy.
Last edited by Windukind on Thu Mar 07, 2013 12:46 pm, edited 1 time in total.
We do not sow


Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
User avatar
Taii
Posts: 473
Joined: Thu Feb 17, 2011 12:20 pm
Location: Krak
Contact:

Re: Teoria Wzrostu

Post by Taii »

Jeden z marines’ów kończył właśnie załatwiać potrzebę pod wysokim drzewem. Gdy zakończył podlewać krzaki ruszył chwiejnym krokiem w stronę obozu. To co zobaczył przyprawiło go o ciarki. Zaczął biec. Wywracając się kilkukrotnie dobiegł do transportera, przy którym pił jeden marines z krasnoludem. Zdyszanym głosem wyjęczał.
- Zergi… miniaturki… zergów otaczają nas!
- A białych myszek nie było? – Zapytał z przekąsem krasnolud i podał mu butelkę.
Nagle od ogniska dobiegł ich maniakalny śmiech. Chwilę później dojrzeli wyłaniające się z dżungli mizergi.
- Zergi! Alarm!
Cała trójka podniosła się na równe nogi (w miarę możliwości). Jeden z marines’ów złapał za karabin oparty o transporter. Puścił serię w stronę dziwacznych stworków. Alkohol jednak dał się we znaki. Zestrzelił gałąź. W tym momencie przed nim zmaterializowała się Satsuki.
- Zostaw moje maleństwa w spokoju ty barbarzyńco! – powiedziawszy to używając magii odepchnęła go prosto na Trampera.
Do całego zamieszania dołączył Wells, krzycząc po drodze:
- Wstrzymać ogień! Wstrzymać ogień.
Gdy doszedł do Satsuki zobaczył jak stróżka potu spływa jej po twarzy. Używanie magii strasznie ją męczyło.
- Nic ci nie jest? – Zwrócił się do żołnierza. Gdy ten kiwnął mu potwierdzająco, następne słowa skierował do Sat. – Zwariowałaś? Przyprowadzasz zergi prosto pod nos ludzi którzy pół życia spędzili tępiąc te szkodniki?
- Ciebie też miło widzieć. – Powiedziała z przekąsem. – Przyszłam się odpłacić tej bandzie, nie sądziłam, że macie ze sobą wojsko.
- Babcia?! – Krzyknęła Xellas, która właśnie dołączyła do zbieraniny i rzuciła się Sat na szyję.

***

James był zdziwiony, gdy transporter przewożący węgiel z kopalni do głównej bazy ZCM’u zatrzymał się koło obozu ludu Faron. Był jeszcze bardziej zdziwiony, gdy kierowca polecił mu, żeby wsiadał i z nim pojechał. Po drodze dowiedział się, że Kaz Valentine prosiła o ich spotkanie.

***

- Jak to jesteśmy podtruwani? – Zapytał zaskoczony James.
- Ktoś dodał truciznę do źródeł w okolicach kopalni. W jednej z rzek, która biegnie z tamtych okolic znaleźliśmy martwe ryby. Dostaliśmy również doniesienia o pewnych incydentach w obozie uchodźców.
- Tak… ostatnio nastroje w obozie nie należały do najbardziej wesołych. Kilku z nomadów udało się uciec. Podejrzewam, że szykuje się coś dużego.
- James, jesteś logicznie myślącą osobą. Wiesz co się stanie jeśli dojdzie do buntu?
- Dwudziestu przeciwko setce… to może być bardzo problematyczne. Ale co z trucizną?
- Nasi naukowcy pracują nad antidotum. Udało nam się na razie stworzyć środek niwelujący działania toksyny. Potrzebujemy niestety co najmniej dnia, na przygotowanie anty toksyny.
- Mam pewien pomysł co możemy zrobić z problemem lojalności farończyków.

***
Pod wrota kopalni dobiegał właśnie jeden z wojowników ludu Faron. Był cały brudny, jak by biegnąc z obozowiska wywrócił się kilkakrotnie.
- Pomóżcie! Demon! – Wrzeszczał bijąc pięściami w skały. – Nie zostawiajcie nas na pastwę losu!
Brama się uchyliła, a z wnętrza wyszedł jeden z marinesów.
- Jaki znowu demon?!

***

Wielka, ponad cztero metrowa, dziwaczna, rogata kreatura siała spustoszenie w obozie uchodźców. Wyglądem przypominała dwunożną wywernę. Jej futro ociekało świeżą krwią, a z pyska buchała gorąca para oraz płomienie. Kobiety z dziećmi zostały przetransportowane przez żołnierzy do bezpiecznych schronów w górach. Wojownicy zostali, próbując zapędzić bestie w pułapkę. Nie było to proste, wielu farończyków zostało rannych w międzyczasie. Broń jaką dysponowali była całkowicie nieskuteczna. Krasnoludy dawały sobie radę całkiem przyzwoicie. Ogniem z karabinów odpierali demona i ewakuowali bezbronnych ludzi. Nagle, gdy wydawało się, że demon zmiecie wszystkich z powierzchni planety, na pobliskiej skale pojawiła się wysoka postać.
- Żołnierze wycofać się. Priorytetem jest obrona cywili!
Farończykom zaparło dech w piersiach, gdy zobaczyli kapitana Trevora wzbijającego się w powietrze i lądującego naprzeciw potężnej bestii.
- Zatrzymam tę kupę mięsa, broniąc waszego odwrotu! – Krzyknął zrzucając prowizoryczny Jumppack parowy.
Trevor dobył czegoś przypominającego rękojeść miecza. Pociągnął za sznur z niej wystający, powietrze zaczęło wirować wokół jego ręki trzymającej miecz. Ponad rękojeścią dało się zauważyć zawirowania powietrza przypominające ostrze.
- To wiatromiecz kapitana, demon nie ma szans. Musimy pomóc faronczykom! – Krzyczał jeden z marines.
Bestia dmuchnęła rozgrzaną parą w stronę Bena. Rozpędził chmurę jednym machnięciem miecza. Nagle ziemia pod jego stopami eksplodowała od uderzenia płonącej kuli. Odrzuciło go do tyłu. Lud Faron przyglądał się zaciętej walce głośno kibicując Trevor’owi. Gdy tylko kapitan odzyskał równowagę, ruszył do kontr ataku. Bestia wykonała zamach szponiastą łapą w jego kierunku. Trevor był szybszy. Zrobił unik i kontratakując odciął mu jeden z rogów. Bestia zaryczała głośno. Kapitan był bezlitosny. Kolejnym uderzeniem odciął łapę bestii. Ta zatoczyła się do tyłu i prawie upadla. Zaryczała jeszcze raz, ze zdrowej łapy wypuściła wielką ognistą kulę. Trevor zasłonił twarz, gdy rozbryzgująca ziemia wyrzucała go do tyłu. Gdy tumany kurzu i gruzu opadły, demona już nie było. Zapanowała cisza. Po chwili przerwały ją okrzyki wiwatu i aprobaty skierowane w stronę kapitana Trevora. Słońce zaczynało podnosić się ponad horyzont. Opowieść o wszechmocnym bohaterze skąpanym w brzasku poranka, przekazywana była z pokolenia na pokolenie aż do ostatnich dni plemienia.

***
Uczta trwała w najlepsze. Farończycy jak i żołnierze ZCM’u pili wznosząc toasty, za wszechmocnego kapitana, który przepędził demona.
- Wszyscy spisali się dziś na medal. – Powiedział Trevor unosząc kielich do góry. – Dlatego ogłaszam dzień wolny od szkoleń.
Podpity lud wiwatował z radości.
Wieczorem do obozu powrócił James, razem z kilkoma krasnoludami udali się do pobliskich źródeł i wlewali do nich anty toksynę.
- Do rana woda powinna być już oczyszczona. – Powiedział do towarzyszy James.

***
Kilka godzin wcześniej:
- Czy to na pewno się powiedzie? – Zapytała Valentine.
- Faron, to prosty lud. Wyznaję zasadę silniejszego. Ratunek przed pewnym zniszczeniem na pewno stępi ich temperament i odwiedzie od buntu.
- W takim razie wyślę żołnierzy, by upolowali kilka wywern. Mam tylko nadzieję, że profesor Haru nie będzie zniesmaczony tym, jak udekorujemy jego zabawkę.
- Mam tylko nadzieję, że ten wasz mech działa lepiej niż wygląda.
- Nie sądzę, ale mam nadzieję, że to wystarczy. James, dlaczego zgodziłeś się nam pomóc?
- Gdyby doszło tu do krwawej jatki, panienka Xellas była by nie pocieszona, że ją to wszystko ominęło. – James wzdrygnął się na samą myśl. – Przekazaliście wytyczne żołnierzom?
- Oczywiście. Czekają na sygnał.
Last edited by Taii on Fri Mar 08, 2013 5:21 pm, edited 1 time in total.
"Chłop kopiący ziemniaki, to proza realistyczna; chłop kopiący pomarańcze to fantastyka (lub schizofrenia); ziemniaki kopiące chłopa to Sci-Fi"
R. Kot
User avatar
Crow
Posts: 2584
Joined: Fri Aug 29, 2008 10:51 am

Re: Teoria Wzrostu

Post by Crow »

WWWWells skupił uwagę na kropli potu na twarzy Satsuki, czując jednocześnie własną, spływającą po karku. Cieszył się, że doborowe szkolenie żołnierzy ZCMu wzięło górę nad ich wrodzonymi odruchami i rozkaz wstrzymania ognia został natychmiastowo wykonany. W czasie, gdy Xellas zajmowała Satsuki jakąś rozmową, Ryghart próbował przeszyć wzrokiem ciemność roztaczającą się poza zasięgiem światła z obozowego ogniska. Na Coddar pełnił funkcję dyplomaty, ale jak każdy członek ZCMu przeszedł dogłębne szkolenie taktyczne. Teraz rozważał kolejne scenariusze rozwoju wypadków i większość nie była wcale kolorowa.

WWWObozowisko zostało rozbite na terenie od dawna zajętym przez Agendę. Zostali otoczeni przez kryjące się w ciemności pomioty Satsuki, na jej terytorium i w porze przez nią wybranej. Być może mizergi nie wyglądały tak groźnie, jak ich dalecy krewni z Char, ale ekspedycja nie miała żadnych danych wywiadowczych na temat ekspedycji z Pilarów. Tuż poza ich zasięgiem widzenia mogły równie dobrze czekać w odwodzie miultraliski albo kryć się milurkery. Z drugiej strony barykady, Agenda była organizacją słynącą z wyśmienitego wywiadu i uzdolnionych szpiegów. Jak to prostymi słowami tłumaczył swoim żołnierzom jeden z generałów ZCMu ‘Agenda wie wszystko’. Być może Satsuki była wyposażona w wiedzę, która umożliwiła jej przygotowanie zasadzki i pod obozowiskiem były ukryte materiały wybuchowe. Jeden plus – gdzieś poza oblegającymi ich siłami Satsuki krył się Lucjan, a o nim akurat Agentka mogła nie wiedzieć.

WWWRyghart Wells nie był specjalistą od demonologii, ani w ogóle od magii. Nie mógł jednak sobie wyobrazić, żeby ‘powitanie’, którego jego towarzysze zgotowali Satsuki wkrótce po rozbiciu obozowiska zostało odebrane przez Satsuki pozytywnie. Gwałtowne przyzwanie i wręczenie koperty z namalowanym penisem mogło przez demona być odebrane, jako wyzywający policzek. Ciężko, więc było ocenić, jakie były jej intencje w czasie tego nocnego rajdu. Niezależnie od zamiarów Satsuki, jeśli któremuś z żołnierzy puszczą nerwy i znowu wciśnie spust karabinu, mogło dojść do krwawej jatki. Jatki rozpoczynającej się w momencie, w którym jego oddział był na wrogim terenie, otoczony w nocy przez nieznane siły, dysponujące nieznanymi możliwościami. Być może przyjdzie jeszcze czas, żeby skrócić Satsuki o głowę, ale jeśli do tego by doszło, Wells wolałby, by potyczka odbyła się na jego warunkach, nie na jej.
User avatar
Lucjan
Posts: 28
Joined: Mon Feb 25, 2013 9:58 am
Location: Coddar

Re: Teoria Wzrostu

Post by Lucjan »

- A więc to są Zergi - szepnął Lucjan tak, aby Kira go usłyszała, ale dostatecznie cicho aby nie zdradzić swojej pozycji.
Szaman kucał w koronie Clematis, jedną ręką trzymając się zdrewniałej już liany, a z drugiej nerwowo obgryzał paznokcia. To nie było polowanie ani egzorcyzm, a „ludzie” na których patrzył nie byli dzikusami, z którymi do tej pory miał do czynienia, dlatego nie chciał podejmować żadnych pochopnych ruchów. 100 metrów przed sobą widział pełną napięcia atmosferę, którą przysłaniały nieszczere uśmiechy. Mimo ograniczającej widoczność mgły, opadającej na tropiki, dostrzegał pełen wachlarz emocji: złość, strach, podniecenie, chęć niszczenia, posiadania i dominacji, a cała ta mieszanka tworzyła naprawdę piękny widok.
Nie miał pojęcia co się za chwile wydarzy, ale wiedział że powinien być gotowy na każdą ewentualność. Obserwował dalej, z ukrycia.
To, z czym umie się wal­czyć, nie jest już aż tak groźne.
Locked