Serpentyna nie dosyć iż nie należała do "właściwej trasy prowadzącej do najbliższego OS-u" to jeszcze była na tyle wąska i piaszczysta, że kolubryna Rafla nijak nie zarejestrowała jej obecności gdy z godnością hipopotama zjeżdzała coraz bardziej w dół.
-Ca...Ca...Cai...Zaaa..Zaaaabi...bii....je....... - Jęczał Raflik podzwaniająć zębami kurczowo trzymiąc się drygającej kierownicy. Przelotne spojrzenie na prędkościomierz pokazała tylko strzałkę daleko wygiętą poza skalę i bolec zabezpiezający na końcu skali... no cóż.. nie musiał pakować wskaźnika z najnowszego modelu Bojowego Roweru Desantowego, jednak ten jako jedyny miał błękitny odcień, do którego Raflik odczuwał wielką słabość.
Dobra... analiza sytuacji... na górskiej trasie, której cel znajduje się na szczycie, wypadłem z trasy i pędzę w dół. Maszyna zdaje egzamin, z czego jestem zadowolony bo pomimo gęstego zalesienia ja ciągle nabieram prędkości... z czego nie jestem zadowolony.... ponadto nie mogę wiecznie zjezdzać, a otoczenie i uksztaltowanie terenu wyraznie wskazuje iz kat sciany po ktorej zjezdzam jest nader ostry, co zakończy się zaryciem w ziemię i ewentualnym zakończeniem wyścigu, bo znając tutejsze warunki ich pieprzona flora wciągnie mnie jak pierwszą bazę wydobywczą... Rafl zrezygnował z westchnięcia mając słuszne obawy o stan uzębienia i języka. Spojrzał tylko w prawo, gdzie tuż za szczytem powoli znikali konkurenci...
Plan mógł być tylko jeden.
Przerzucenie na luz, wyłaczenie silnika i kierownica sama zablokowała się przy tych wibracjach, nadając w miarę stabilny kierunek na wprost.
Raflik postarał się otworzyć drzwi, ale nieustannie przesuwające się gałęzie blokowały otwarcie się tychże... Raflik postąpił więc w jedyny słuszny i możliwy sposób i wyważył je wyrywając z zawiasów, a te natychmiast zniknęły w zielonej gęstwinie za pojazdem. Chaotik wychił głowę z pojazdu i zmrużył oczy.
450 metrów, azymut 42...no.. 43 stopnie... nachylenie dobre 50...wytrzymałość... a kichaj, prowizorki są najtrwalsze
niebieska kulka zamajaczyła w ręce Rafla, po czym rozrosła się do rozmiarów grapefruta. Raf dalej zbierał energię, poczym szybko wystawiając rękę na zewnątrz, zgodnie z kierunkiem wypuścił czar....
Teraz szybko! powrócił za kierownicę i odpalił silnik.....
Kula z wielką szybkością pomkneła na przód, lecąc bez kolizji z żadnym z drzew, by po oddaleniu się od pojzadu na kilkaset metrów, zostawiać opadającą na ziemie mgiełką, nie tracąc na szybkości. Mgiełka po dotknięciu ziemi zamrażała wszystko w ciągu sekundy. Kula następnie zmieniła trajektorię i bardziej przypominała już sopel, po czym rozbłysła, pozostawiając strukturę przypominającą skocznię narciarską.
Raflik z dumą spojrzał na swoje dzieło ze zbliżającego się doń pojazdu. Długi lodowy podjazd zakończony stzrelającą mocno w górę skocznią, wprost na szczyt, przez który przebiega trasa.
No to ścieżka już jest, teraz trzeba pędu Raf był doskonale świadom iż pomimo zatrważającej prędkości przy staczaniu się, jego wyskok mógł skończyć się na skalnej ścianie... potrzebował więc potroić swą prędkość, a na to był tylko jeden sposób. Wyciągnął szufladkę z prawej strony kierownicy, po czym sięgnął zza pazuchę i wyjął niepozorną złotą tabletkę, którą wrzucił do szufladki i zatrzasnął, po czym nerwowo przełknął ślinę.
Z wszystkich wyjących miejsc pojazdu buchnął żywy ogień, a kierowca poczuł się jakby wchodził w nadświetlną. Dodoatkow nie stawiający oporu lodowy podjazd tylko wspomagał przy nabieraniu prędkości, a najtwardsza lodowa powłoka jaką Rafl był w stanie stworzyć za pomocą magii zaczęła pękać, kiedy pojazd brał lodowy łuk, niemniej cel został osiągnięty i tony żelastwa poszybowały hen wysoko w górę....
----------------------------------------------------------------
- Takich rzeczy się nie robi Maczu - rzekł spokojnie Tarieth karcącym głosem, i już miał naciskać na spust, kiedy komputer pokładowy odezwał się ostrym głosem
- Uwaga! Kurs kolizyjny z niezidetyfikowanym objektem z kiernku 270/78.
- Z nieba? - Zdziwiony elf spojrzał w monitor i zobaczył wielką kulę ognia zbliżającą się w jego stronę...
Yellow line
Re: Yellow line
Trajektoria nie była idealna. Niedobrze.
Pierwszy pocisk przeleciał nieco za wysoko. Wbił się w jednego z mackowatych robotów roznosząc go satysfakcjonująco na wszystkie strony.
Druga rakieta przemknęła za nisko, zrywając warty małą fortunę zestaw czujników z dachu bolidu Tarietha. Opalenie obłędnie drogiej farby z tegoż samego pojazdu nie było warte wzmianki. I ta rakieta zmiotła latającego Bota do tej pory nomającego radośnie wóz Wellsa.
Trzecia pomknęła na właściwej wysokości, właściwym kursem, gdy operator przypomniał sobie iż wyrzutnia miała opcję naprowadzania na ciepło. A spadające składane monstrum made in CA było w tym względzie idealnym celem.
Trajektoria była idealna, rakieta miała pewny namiar, a Raflik nie miał możliwości manewru.
---
Caibre z zadowoleniem upchnął broń w bagażniku. Rudy, widząc iż kolega z zespołu prawidłowo ocenił sytuację, katapultując się ponad krajobraz, przystąpił do drugiej części planu wsparcia, co zaowocowało szybką akcją wsparcia artyleryjskiego.
Zatrzymawszy się nieco poniżej szczytu wzgórza miał piękny widok na wydarzenia przed portalem, więc po zakończeniu czynności wspomagających mógł z czystym sumieniem poświęcić chwilę na podziwianie nieco postapokaliptycznego widoku.
Przelatującą kulę ognia z ciągnącymi się za nią ogonem dymu i wrzasku. Fakt iż wypadkowa wektorów improwizowanego pocisku i ostatniej rakiety kończył się idealnie w portal sprawiał mu wyjątkową satysfakcję.
Latające na wszystkie strony odłamki z robotów wcinających uczestników.
Nieco zdezelowany, sześciokołowy behemot przedzierający się przez rozbity kadłub robota i z widoczną satysfakcją rozjeżdżający je pod masywnymi kołami.
Taa.
Zadowolony rudzielec wyciągnął miotłe i niespesznie ruszył w kierunku plamy oleju naszpikowanej gwoździami. Opony były na tej planecie towarem raczej deficytowym. A ten naprawdę był-sporo-warty.
Pierwszy pocisk przeleciał nieco za wysoko. Wbił się w jednego z mackowatych robotów roznosząc go satysfakcjonująco na wszystkie strony.
Druga rakieta przemknęła za nisko, zrywając warty małą fortunę zestaw czujników z dachu bolidu Tarietha. Opalenie obłędnie drogiej farby z tegoż samego pojazdu nie było warte wzmianki. I ta rakieta zmiotła latającego Bota do tej pory nomającego radośnie wóz Wellsa.
Trzecia pomknęła na właściwej wysokości, właściwym kursem, gdy operator przypomniał sobie iż wyrzutnia miała opcję naprowadzania na ciepło. A spadające składane monstrum made in CA było w tym względzie idealnym celem.
Trajektoria była idealna, rakieta miała pewny namiar, a Raflik nie miał możliwości manewru.
---
Caibre z zadowoleniem upchnął broń w bagażniku. Rudy, widząc iż kolega z zespołu prawidłowo ocenił sytuację, katapultując się ponad krajobraz, przystąpił do drugiej części planu wsparcia, co zaowocowało szybką akcją wsparcia artyleryjskiego.
Zatrzymawszy się nieco poniżej szczytu wzgórza miał piękny widok na wydarzenia przed portalem, więc po zakończeniu czynności wspomagających mógł z czystym sumieniem poświęcić chwilę na podziwianie nieco postapokaliptycznego widoku.
Przelatującą kulę ognia z ciągnącymi się za nią ogonem dymu i wrzasku. Fakt iż wypadkowa wektorów improwizowanego pocisku i ostatniej rakiety kończył się idealnie w portal sprawiał mu wyjątkową satysfakcję.
Latające na wszystkie strony odłamki z robotów wcinających uczestników.
Nieco zdezelowany, sześciokołowy behemot przedzierający się przez rozbity kadłub robota i z widoczną satysfakcją rozjeżdżający je pod masywnymi kołami.
Taa.
Zadowolony rudzielec wyciągnął miotłe i niespesznie ruszył w kierunku plamy oleju naszpikowanej gwoździami. Opony były na tej planecie towarem raczej deficytowym. A ten naprawdę był-sporo-warty.
Last edited by Caerth on Mon Nov 12, 2012 5:06 pm, edited 1 time in total.
My soul is still the same
But it has many names
But it has many names
Re: Yellow line
- Co się na tym torze dzieje, po krótkim okresie rozgrzewki kierowcy zaczynają coraz agresywniej walczyć o miejsce na podium
- A cały czas przecież jesteśmy dopiero przed pierwszym OSem!
- Przez chwilę nie wiedzieliśmy jak poradzi sobie Satsuki z Agendy, ale wróciła na tor przed oboma Psioligowcami. Maczer nie dał się jej zaskoczyć i odbijając się od samochodu Tarietha ominął ustawioną przez nią przeszkodę.
- Nie wiem, czy Tarieth poradzi sobie równie dobrze. Wydaje się mieć bardzo mało już miejsca na reakcję.
- Ma poza tym też dużo większy problem. Raflik wykazał się prawdziwym rzemieślniczym kunsztem i w tej chwili jak profesor szybuje o ładnych kilkanaście pozycji do przodu. Obawiam się jednak, że jest na kursie kolizyjnym z Psioligowcem…
- Tak, cel Raflika też to musiał zauważyć. Przegapił bardzo dobrą okazję na oddanie salwy w nieosłonięte podwozie samochodu Maczera. Teraz moment minął i Tarieth musi bardziej obawiać się o bezpieczeństwo własnego pojazdu, niż zastanawiać się nad opcjami ofensywnymi.
- Sytuacja wygląda bardzo źle dla Tarietha. Tymczasem na ekranie piątym widzimy powoli rozkładany na czynniki pierwsze pojazd Wellsa. Chyba nie chcę zobaczyć co się stanie, gdy przecięty zostanie ten przewód…
- Sam kierowca ZCMu tym bardziej nie chce posiąść tej wiedzy. Jeśli zaraz czegoś nie zrobi roboty mogą uszkodzić któryś z newralgicznych układów samochodu…
- Uwaga, nadchodzi !!!
- Skąd lecą te pociski?
- Patrzcie na ekran siódmy. To Caibre ustawił się w pozycji z której ma pole ostrzału praktycznie na cały obszar w pobliżu portalu. Tarieth już oberwał, trafienie Wellsa było bardzo blisko, ale oooooooo, zobacz na ostatni pocisk…
- Raflik nie ma w tej chwili wpływu na trajektorię lotu swojego pojazdu. Genialny manewr, który miał za chwilę doprowadzić do wyeliminowania Tarietha, może odwrócić się przeciw generałowi CA
- Czytałam kiedyś trochę o CA i myślę, że w swoim szaleństwie Caibre myśli, że pomoże w ten sposób Raflikowi
- Ja za taką pomoc dziękuję…
- Myślę, że Caibre nie chybi. Sekundy dzielą Raflika od skorzystania z pomocnej dłoni płomiennego demona.
--------------------------
WWW- Satsuki wydalona z szeregów Agendy za nie omówienie decyzji z Radą? Ha, przecież to śmieszne. – Crow tym razem oglądał wyścig z loży honorowej. Zaprosił Jamesa do prywatnej alkowy i wysłuchał go raz jeszcze.
WWW- Dobrze, James, skoro pozwalasz sobie na odrobinę szczerości ze mną, ja odpłacę się Tobie tym samym. Agenda funkcjonuje na swoich, niejasnych dla osoby z zewnątrz zasadach i nie jest mi znana rola Rady. – Crow równie dobrze mógł powiedzieć, że w Agendzie panuje jakiś niezły burdel, ale był świadomy, że rozmowa ma delikatny charakter dyplomatyczny. - Nie interesują mnie Wasze wewnętrzne przepychanki i nie chcę być w nie wciągany. Jeśli Norie chce pod jakimś błahym pretekstem pozbyć się Satsuki to jest to Wasza sprawa i nie chcę się w to mieszać ani jako organizator tego wyścigu, ani jako rektor Akademii, ani jako osoba prywatna.
WWWCrow zlustrował raz jeszcze Jamesa wzrokiem, zastanawiając się, czy pozwolić sobie na dalszą szczerość względem wzbudzającego w nim pewną sympatię posłańca. Ten ostatni jednak na pewno powtórzyłby wszystko miłościwie panującej Norie, więc dalsze przemyślenia Crow zostawił dla siebie.
WWWSatsuki była w Agendzie prawą ręką Distanta. Jeśli Norie szukała byle pretekstu do pozbycia się jej mogło to oznaczać, że trwają czystki polityczne. Rektor słyszał wcześniej, iż kilku najbardziej lojalnych Distantowi agentów ostatnio miało krytyczne niepowodzenie w misji, lub po prostu znikało w niewyjaśnionych okolicznościach. Nie przywiązywał wcześniej większej wagi do tych pogłosek, ale może trzeba by szerzej nadstawić uszy. Czyżby zamiast kontynuować dzieło Distanta Noire planowała je zniszczyć? Od czasu wykradzenia BOZa Satsuki była symbolem potęgi wywiadowczej Agendy, a jako władczyni dolnego Ryleh, przed odejściem Distanta w stan transcendencji miała de’facto wyższą pozycję, niż Norie. Wyeliminowanie kogoś takiego byłoby ze strony regentki pokazem siły, ale też mogło stać się sygnałem dla lojalistów Distanta do rozpoczęcia otwartej rewolty przeciw jej władzy. W Agendzie nadchodziły ciekawe czasy i być może gra, w którą gra Noire okaże się bardziej interesująca od wydarzeń na torze.
WWWTe ostatnie nadal jednak przykuwały uwagę rektora. Przy obecnych problemach Wellsa Satsuki miała sporą szansę na zajęcie pierwszego miejsca w wyścigu. Sporo zawodników jedzie jeszcze przed nią, ale były to płotki, którym Crow nie dawał większej szansy na zwycięstwo. Pytanie, czy gdyby do tego doszło, otrzyma nagrodę jako Satsuki z Agendy, czy Satsuki Bezdomna.
WWW- A, James – Crow zatrzymał jeszcze opuszczającego pomieszczenie mężczyznę – w kwestii Twojej sugestii o przyjęciu Satsuki do kadry Akademii? Miałbym bardzo duże problemy w zaufaniu komuś, kto wywodzi się z Agendy, a nasze dzisiejsze rozmowy tylko utwierdzają mnie w tym przekonaniu.
Re: Yellow line
- Niezły manewr Maczer – Tarieth wyszczerzył zęby - ma jednak chłopak energie.
Głośniki zawyły sygnałem alarmowym, a na ekranach pojawił się pojazd Raflika.
- Uwaga! Kurs kolizyjny z niezidetyfikowanym objektem z kierunku 270/78 . – W tym samym momencie rakieta otarła się o dach. Nawał ostrzeżeń, musiał nie zauważyć punktów na radarze. Wcisnął palcem zasłonę dymną na siebie i kilkanaście metrów z przodu. Zjechał z drogi. Wjazd na dziwną substancję pod ostrzałem rakietowym i na kursie kolizyjnym nie wchodził w grę. Trzeba wiedzieć, kiedy należy się się wycofać, a za to
jego terenówka bez problemu przejedzie po wertepach.
Wypuścił drona i połączył się z satelitą. Dzięki temu mógł szybko wybrać trasę.
- Shieldox ustawcie pistop jakieś 200 metrów za olejem, potrzebuję również wymianę sprzętu na dachu- uploadował uszkodzenia - Aha i uważajcie, na pomyleńców z CA.
Raflik leciał w chmurę dymu prosto na masę rozlaną przez Sat. Psioligowiec nie miał zamiaru wykorzystać sytuacji. Najmniejsza nawet rzecz przy tej prędkości mogła zabić generała CA, a on nie chciał wszczynać niepotrzebnych wojen. Tak czy siak ten drugi nie ma teraz zielonego pojęcia, w co leci i kiedy uderzy w ziemię. Przycisnął gaz, trzeba dogonić Maczera. Człowiek ruszył w pościg za aniołem.
Głośniki zawyły sygnałem alarmowym, a na ekranach pojawił się pojazd Raflika.
- Uwaga! Kurs kolizyjny z niezidetyfikowanym objektem z kierunku 270/78 . – W tym samym momencie rakieta otarła się o dach. Nawał ostrzeżeń, musiał nie zauważyć punktów na radarze. Wcisnął palcem zasłonę dymną na siebie i kilkanaście metrów z przodu. Zjechał z drogi. Wjazd na dziwną substancję pod ostrzałem rakietowym i na kursie kolizyjnym nie wchodził w grę. Trzeba wiedzieć, kiedy należy się się wycofać, a za to
jego terenówka bez problemu przejedzie po wertepach.
Wypuścił drona i połączył się z satelitą. Dzięki temu mógł szybko wybrać trasę.
- Shieldox ustawcie pistop jakieś 200 metrów za olejem, potrzebuję również wymianę sprzętu na dachu- uploadował uszkodzenia - Aha i uważajcie, na pomyleńców z CA.
Raflik leciał w chmurę dymu prosto na masę rozlaną przez Sat. Psioligowiec nie miał zamiaru wykorzystać sytuacji. Najmniejsza nawet rzecz przy tej prędkości mogła zabić generała CA, a on nie chciał wszczynać niepotrzebnych wojen. Tak czy siak ten drugi nie ma teraz zielonego pojęcia, w co leci i kiedy uderzy w ziemię. Przycisnął gaz, trzeba dogonić Maczera. Człowiek ruszył w pościg za aniołem.
Last edited by Windukind on Mon Nov 12, 2012 9:26 pm, edited 3 times in total.
We do not sow
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Re: Yellow line
- Wells co ty kurwa robisz? – Dało się słyszeć przez radio. – Te robo gówna za chwilę rozwalą ci silnik i uszkodzą iskrę!
- Pracuję nad tym… - Ryghart siłował się z kaburą na broń, umiejscowioną w boku drzwi. – Mam cię – wyszeptał, po czym włączył tempo mat kierując bolid idealnie na portal.
Drzwi bolidu otworzyły się do góry, wychylający się Wells nie miał zbyt wiele czasu na celowanie, zaczął strzelać do jednego z pająków. Pociski kalibru .45 ACP odbijały się od obudowy kreatury, na szczęście jeden trafił w okular, robot spadł po czym eksplodował uderzając o ziemię. Ryghart schował się do środka żeby przeładować, w tym momencie wstrząsnęło pojazdem. To pocisk Caibre zmiótł kolejnego huncwota z karoserii Raptora. Wells wychylił się po raz kolejny, zanim rozpoczął poszukiwania kolejnego robo pająka jego wzrok przyciągnęło coś ogromnego lecącego w stronę pojazdów za nim, pokręcił z niedowierzaniem głową i wypalił do pająka który właśnie wskoczył na dach. Nie potrafił dostrzec większej ilości robotów na bolidzie, wrócił do środka, zlapał za kierownicę i wyłączył tempomat.
- Zagrożenie wyeliminowane, kieruję się w stronę portalu z maksymalną prędkością – powiedział przez radio.
- Nie był bym taki pewien, na monitorach mamy jeszcze dwóch skurwieli na twoim podwoziu… właśnie zaczęły się wgryzać… Wells, jeśli dotrą do iskry to będzie koniec…
- Najwyżej podrzucicie mi nowy bolid.
- Jeśli dotrą do iskry i ją uszkodzą… Wiesz na czym polega działanie czarnej dziury? Najprościej mówiąc iskra działa na odwrót, generuje niewyobrażalne ilości energii. Jeśli zostanie poważnie uszkodzona, cała ta energia zostanie uwolniona niszcząc wszystko na swojej drodze… Systemy awaryjne będą w stanie zatrzymać reakcję łańcuchową, ale minimalne zniszczenia jakich dokona spowodują, że ta planeta przestanie istnieć…
- Rozumiem… Proszę o zezwolenie na użycie TRB.
- Negative – odpowiedział po krótkiej chwili mechanik. – Jeszcze za wcześnie, mamy za to inny pomysł. Musisz wystrzelić z działka EMP, tylko bez wysuwania go. To przeniesie impuls na cały pojazd, restart systemu do ponownego działania zajmie maksymalnie trzydzieści sekund, sprawdzaliśmy to wytwarzając systemy obronne.
- Przecież ci z tyłu mnie staranują…
- Jedziesz z pełną mocą, wystrzel pięćdziesiąt metrów od bramy, pęd powinien być na tyle mocny, że przez nią przejedziesz z niewielką stratą prędkości, a gdy będziesz po drugiej stronie wszystko się włączy na nowo. To twoja jedyna opcja, żeby mieć jeszcze szansę w wyścigu. Jedynie działko EMP będzie już nie do użytku.
- Zrozumiałem… - Powiedziawszy to Wells uzbroił pożądany system.
Raptor zbliżał się z ogromną prędkością do portalu, oddzielało go już tylko kilkadziesiąt metrów od OS’u gdy cała karoseria rozbłysnęła przechodzącym przez nią impulsem elektrycznym, spod niego wypadły jakieś dwie puszki z dziwnymi mackami. Bolid zaczął wytracać na prędkości, ale udało mu się wjechać w portal.
***
- Czyj to był pomysł? – Wrzeszczał mistrz ZCM’u – Łby wam pourywam debile!!
- Ale mówił pan, że zezwolenie na TRB możemy wydawać dopiero po pierwszym OS’ie albo w sytuacjach krytycznych.
- A to co kurwa było? Złapał gumę i nie wziął zapasu? Debile, mogło usmażyć całą planetę i razem z nią nas wszystkich, a teraz nie wiemy nawet, czy nie wyeliminują go z wyścigu… Co jeśli system jednak nie zaskoczy w domniemanym czasie? Co jeśli pęd mu się w końcu skończy, zatrzyma się na środku i reszta uczestników potraktuje go ołowiem? Co jeśli krowa Raflika zmiecie go z powierzchni trasy? Co jeśli Caibre…
- Caibre mu pomógł rozpieprzając jednego z robotów Szewie… - Wtrącił się jeden z mechaników.
- Tego nie wiemy, może próbował go rozwalić? Chociaż odwalił kawał dobrej roboty…
- Szefie, mamy przekaz. – wtrącił się kolejny, siedzący za radiostacją
***
Raptor przeleciał przez portal w kilka sekund, systemy nadal były nieaktywne, a bolid leciał już tylko dzięki własnej masie, na szczęście fragment za portalem wiódł lekko w dół.
- Ryghart do wszystkich diabłów, cos ty kurwa zrobił? – piszczał Behemoth
- Spokojnie za chwilę zaskoczy, jeszcze piętnaście sekund.
- Chyba mówisz o swoim mózgu…
- Dziesięć… dziewięć… osiem… siedem… sześć… pięć… cztery… trzy… dwa... – Szczur wpatrywał się w odliczającego Wellsa nerwowo. – Jeden… zero! – Nic się nie wydarzyło.
- Kurwa! Zginiemy! – piszczał szczur.
***
- Jak to kazali mu walnąć w siebie EMP? – Zapytał Taii przez radio. – Myślałem, że chcecie to wygrać…
- Tak się kończy zatrudnianie bandy idiotów na zbyt ważne stanowiska… Co ty się tak nagle przejmujesz tym chłopakiem? Serce ci zmiękło?
- Zostało mi jeszcze dwadzieścia minut za nim dolecę do swojego celu… podróż czasem bywa nudna. Chciałem się tylko dowiedzieć, skąd u ZCM’u takie lekkomyślne pomysły?
- Nie umiem ci odpowiedzieć … Co ty znowu kombinujesz?
- Odezwę się jak będę już wiedział. Na pewno ci się spodoba. – Powiedziawszy to Taii przerwał połączenie.
Mistrz ZCM popatrzył po swoich ludziach, rzucił nausznikiem radiowym o blat i zaczął się na nich wydzierać.
***
- Ktoś właśnie wjechał przez portal! – Wrzasnął Behemoth – Dlaczego ta puszka nie zaskoczyła!
- Zamknij się! Nie wiem, mamy szczęście, że tu jest z górki i chwilowo po prostej. Dopiero minęło pięć sekund ponad wyznaczony czas… może portal coś zaburzył.
- Jak widzisz, nawet w blasku tych pieprzonych pochodni widać, że przed nami jest ostry zakręt, na pewno wytracimy tam mnóstwo prędkości… a ta dziwna jaszczurka jest już co raz bli…
Behemoth nie dokończył. Silniki zaryczały, kokpit rozświetlił się wieloma kolorami wskaźników i monitorów, światła reflektorów rozświetliły trasę. Wells wcisnął gaz do dechy.
***
- Mistrzu, systemy bolidu znowu online, przyszedł automatyczny raport uszkodzeń – Jeden z mechaników podbiegł do Wielkiego Mistrza.
- Czytaj… na co czekasz? – Wrzasnął
- Działko dla szczura zniszczone, Wyrzutnia EMP zniszczona, tylny pancerz sprawny w dziewięćdziesięciu procentach, lekkie uszkodzenia zawieszenia oraz karoserii, osłona iskry sprawna w osiemdziesięciu procentach.
- Dobrze, jeszcze sporo wytrzyma… tylko pamiętajcie, żeby w następnych modelach wzmocnić psi barierę, żeby była w stanie blokować lasery górnicze…
- Pracuję nad tym… - Ryghart siłował się z kaburą na broń, umiejscowioną w boku drzwi. – Mam cię – wyszeptał, po czym włączył tempo mat kierując bolid idealnie na portal.
Drzwi bolidu otworzyły się do góry, wychylający się Wells nie miał zbyt wiele czasu na celowanie, zaczął strzelać do jednego z pająków. Pociski kalibru .45 ACP odbijały się od obudowy kreatury, na szczęście jeden trafił w okular, robot spadł po czym eksplodował uderzając o ziemię. Ryghart schował się do środka żeby przeładować, w tym momencie wstrząsnęło pojazdem. To pocisk Caibre zmiótł kolejnego huncwota z karoserii Raptora. Wells wychylił się po raz kolejny, zanim rozpoczął poszukiwania kolejnego robo pająka jego wzrok przyciągnęło coś ogromnego lecącego w stronę pojazdów za nim, pokręcił z niedowierzaniem głową i wypalił do pająka który właśnie wskoczył na dach. Nie potrafił dostrzec większej ilości robotów na bolidzie, wrócił do środka, zlapał za kierownicę i wyłączył tempomat.
- Zagrożenie wyeliminowane, kieruję się w stronę portalu z maksymalną prędkością – powiedział przez radio.
- Nie był bym taki pewien, na monitorach mamy jeszcze dwóch skurwieli na twoim podwoziu… właśnie zaczęły się wgryzać… Wells, jeśli dotrą do iskry to będzie koniec…
- Najwyżej podrzucicie mi nowy bolid.
- Jeśli dotrą do iskry i ją uszkodzą… Wiesz na czym polega działanie czarnej dziury? Najprościej mówiąc iskra działa na odwrót, generuje niewyobrażalne ilości energii. Jeśli zostanie poważnie uszkodzona, cała ta energia zostanie uwolniona niszcząc wszystko na swojej drodze… Systemy awaryjne będą w stanie zatrzymać reakcję łańcuchową, ale minimalne zniszczenia jakich dokona spowodują, że ta planeta przestanie istnieć…
- Rozumiem… Proszę o zezwolenie na użycie TRB.
- Negative – odpowiedział po krótkiej chwili mechanik. – Jeszcze za wcześnie, mamy za to inny pomysł. Musisz wystrzelić z działka EMP, tylko bez wysuwania go. To przeniesie impuls na cały pojazd, restart systemu do ponownego działania zajmie maksymalnie trzydzieści sekund, sprawdzaliśmy to wytwarzając systemy obronne.
- Przecież ci z tyłu mnie staranują…
- Jedziesz z pełną mocą, wystrzel pięćdziesiąt metrów od bramy, pęd powinien być na tyle mocny, że przez nią przejedziesz z niewielką stratą prędkości, a gdy będziesz po drugiej stronie wszystko się włączy na nowo. To twoja jedyna opcja, żeby mieć jeszcze szansę w wyścigu. Jedynie działko EMP będzie już nie do użytku.
- Zrozumiałem… - Powiedziawszy to Wells uzbroił pożądany system.
Raptor zbliżał się z ogromną prędkością do portalu, oddzielało go już tylko kilkadziesiąt metrów od OS’u gdy cała karoseria rozbłysnęła przechodzącym przez nią impulsem elektrycznym, spod niego wypadły jakieś dwie puszki z dziwnymi mackami. Bolid zaczął wytracać na prędkości, ale udało mu się wjechać w portal.
***
- Czyj to był pomysł? – Wrzeszczał mistrz ZCM’u – Łby wam pourywam debile!!
- Ale mówił pan, że zezwolenie na TRB możemy wydawać dopiero po pierwszym OS’ie albo w sytuacjach krytycznych.
- A to co kurwa było? Złapał gumę i nie wziął zapasu? Debile, mogło usmażyć całą planetę i razem z nią nas wszystkich, a teraz nie wiemy nawet, czy nie wyeliminują go z wyścigu… Co jeśli system jednak nie zaskoczy w domniemanym czasie? Co jeśli pęd mu się w końcu skończy, zatrzyma się na środku i reszta uczestników potraktuje go ołowiem? Co jeśli krowa Raflika zmiecie go z powierzchni trasy? Co jeśli Caibre…
- Caibre mu pomógł rozpieprzając jednego z robotów Szewie… - Wtrącił się jeden z mechaników.
- Tego nie wiemy, może próbował go rozwalić? Chociaż odwalił kawał dobrej roboty…
- Szefie, mamy przekaz. – wtrącił się kolejny, siedzący za radiostacją
***
Raptor przeleciał przez portal w kilka sekund, systemy nadal były nieaktywne, a bolid leciał już tylko dzięki własnej masie, na szczęście fragment za portalem wiódł lekko w dół.
- Ryghart do wszystkich diabłów, cos ty kurwa zrobił? – piszczał Behemoth
- Spokojnie za chwilę zaskoczy, jeszcze piętnaście sekund.
- Chyba mówisz o swoim mózgu…
- Dziesięć… dziewięć… osiem… siedem… sześć… pięć… cztery… trzy… dwa... – Szczur wpatrywał się w odliczającego Wellsa nerwowo. – Jeden… zero! – Nic się nie wydarzyło.
- Kurwa! Zginiemy! – piszczał szczur.
***
- Jak to kazali mu walnąć w siebie EMP? – Zapytał Taii przez radio. – Myślałem, że chcecie to wygrać…
- Tak się kończy zatrudnianie bandy idiotów na zbyt ważne stanowiska… Co ty się tak nagle przejmujesz tym chłopakiem? Serce ci zmiękło?
- Zostało mi jeszcze dwadzieścia minut za nim dolecę do swojego celu… podróż czasem bywa nudna. Chciałem się tylko dowiedzieć, skąd u ZCM’u takie lekkomyślne pomysły?
- Nie umiem ci odpowiedzieć … Co ty znowu kombinujesz?
- Odezwę się jak będę już wiedział. Na pewno ci się spodoba. – Powiedziawszy to Taii przerwał połączenie.
Mistrz ZCM popatrzył po swoich ludziach, rzucił nausznikiem radiowym o blat i zaczął się na nich wydzierać.
***
- Ktoś właśnie wjechał przez portal! – Wrzasnął Behemoth – Dlaczego ta puszka nie zaskoczyła!
- Zamknij się! Nie wiem, mamy szczęście, że tu jest z górki i chwilowo po prostej. Dopiero minęło pięć sekund ponad wyznaczony czas… może portal coś zaburzył.
- Jak widzisz, nawet w blasku tych pieprzonych pochodni widać, że przed nami jest ostry zakręt, na pewno wytracimy tam mnóstwo prędkości… a ta dziwna jaszczurka jest już co raz bli…
Behemoth nie dokończył. Silniki zaryczały, kokpit rozświetlił się wieloma kolorami wskaźników i monitorów, światła reflektorów rozświetliły trasę. Wells wcisnął gaz do dechy.
***
- Mistrzu, systemy bolidu znowu online, przyszedł automatyczny raport uszkodzeń – Jeden z mechaników podbiegł do Wielkiego Mistrza.
- Czytaj… na co czekasz? – Wrzasnął
- Działko dla szczura zniszczone, Wyrzutnia EMP zniszczona, tylny pancerz sprawny w dziewięćdziesięciu procentach, lekkie uszkodzenia zawieszenia oraz karoserii, osłona iskry sprawna w osiemdziesięciu procentach.
- Dobrze, jeszcze sporo wytrzyma… tylko pamiętajcie, żeby w następnych modelach wzmocnić psi barierę, żeby była w stanie blokować lasery górnicze…
"Chłop kopiący ziemniaki, to proza realistyczna; chłop kopiący pomarańcze to fantastyka (lub schizofrenia); ziemniaki kopiące chłopa to Sci-Fi"
R. Kot
R. Kot
Re: Yellow line
............................................
Podsumujmy.
Plujący resztkami ognia pojazd Rafla spadał szybko na z pewnością łatwopalną zasłonę dymną, pod którą znajdowała sie plama iście łatwopalnego oleju, a go samego goniła wybitnie łatwopalna rakieta...
Tak Rico... Ka-Boom.
---------------------------------------------------------------------------------
Po tym jak w ciemny dym wleciał pojazd, a tuż za nim rakieta, ten natychmiast rozjaśniał piekielnym ogniem, który gwałtownie zaczął się rozprzestrzeniać, a ryk eksplozji był pewnie słyszalny w oddalonych o kilkanaście kilometrów trybunach. Podmuch eksplozji miło owiał Caibra, natomiast Tarieth ze zgrozą stwierdził iż eksplozja uniosła bok bliższy bok pojazdu, co na wertepach przy górskich przepaściach było bardzo grożne... jednak najgorszą konsekwencją tego wydarzenia, jakiego ta góra nie miała od ostatniego najazdu CA na Shiroue było to, iż siła wybuchu była tak intensywna, iż kamienny szczyt który nie był aż tak odległy rozkruszył się, a jego odłamki zaczęły sunąć w dół, zagrniająć kolejne odłamki, stając się w końcu średniej wielkości skalną lawiną wprost w portal, grożąc skutecznym zablokowaniem go...
............................................................................................
Była jeszcze jedna konsekwencja...
Cai z uśmiechem wpatrywał się w kulę ognia, gdy coś połaskotało go po ręce. Spojrzał zaciekawiony w dół i zobaczył jeszcze czerwony kawałek nadtopionego metalu, będącego kiedyś z pewnością gwoździem. Metal delikatnie zasyczał pod jego palcami rozprowadzając przyjemne ciepło... Jednak rudy po chwili rozcierania metalu w palcach zrozumiał iż zasięg tych "bomb wybuchowych" jest znacznie większy i pędem pobiegł do swego samochodu, który znajdował się pod obstrzałem metalicznych drobin. Jedna już wypaliła pnieprzyjemną dla oka szramę na masce....
-------------------------------------------------------------
- Khe khe.. no to... pora.. khe jechać dalej.... rzekł półwampir w kłębach dymu zdejmująć lodową osłonę.
Nikt nie powiedział iż wyścig trzeba ukończyć w pojezdzie którym się zaczynało. Lodowa osłona wystarczyła aby Raflik wyszedł bez szwanku, czego nie można było powiedzieć o pojeździe. Raflowi zalezało tylko aby "core" pojazdu było zdatne do wykonania tego, do czego zostało stworzone, reszta niezbyt go obchodziła, aczkolwiek z czymś takim jako pierwszy nie dotrze do mety zdecydowanie.
Coś zgrzytneło i połowa tylnej ośi zaczeła kręcić się w przód wyzwalając snop iskier spod nadpalonego tyłu drącego o powierzchnię. Dobrze iż pojazd miał napęd na wszystkie koła, bo inaczej Rafl musziałby go chyba nieść na plecach.
Re: Yellow line
ŁIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII - wyła Sat zjeżdzając z górki na pazurki, kiedy drobny kamyczek uderzył w jej szybę
- Co do diaska? - rzekła do siebie, i spojrzała w lusterko, po czym zrobiła się nieco bledsza... odruchowo chciała przycisnąć gałkę, jednak w porę się powstrzymała. To tylko głupie kamienie, co prawda jest ich cała masa, ale są zdecydowanie z tyłu, i jeśli zmarnuje masę energii na taką przeszkodę, nie ma co pojawiać się na swojej platformie i w organizacji. Teraz wdusiła gaz do dechy, dzięki czemu oddaliła się od rumowiska, jakie posuwało się za nią z niemałą szybkością.
Roboty nie miały szans nawet zareagować na ciemną strzałę, ledwo sensory namierzyły pojazd, i wyznaczyły odpowiednią trajektorię aby znaleźć się na jego dachu tudeż boku, zostały zmiecione bezlitośnie przez głazy, a niewielkie wybuchy wybijały tylko więcej materiału do osunięcia.
- Taaaaaaak! - Sat była już tylko kilkadziesiąt metrów od portalu, kiedy średniej wielkości szybujący szybko kamień, ewidentnie wybity przez jeden z wybuchów dron upadł tuż przed pojazdem. Kobieta za kierownicą, nawet jeśli ukończyłaby kurs bezpiecznej jazdy, ba... nawet zwykły kurs, i tak nie miała szans na skuteczne wykonanie "testu łosia" i najeżdżając na kamień straciła przyczepność, i panowanie nad kierownicą.
Szarpneło w lewo, potem w prawo, po czym samochód zaczął obracać się bokiem. Koła zdecydowanie nie preferowały tego stylu jazdy, i stawiały zdecydowany opór. Pojazd oderwał lewe opony od ziemi, i był bliski wykonania manewru dachowania, gdy w tym właśnie momencie wpadł w portal, a zaraz za nim runeły sterty kamieni.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Maczer ignorując walki tuż za nim znalazł się tuż przed szczytem, kiedy nastąpiła eksplozja. Niestety był jeszcze po złej stronie szczytu, a widząc kruszącą się górę, rozsądnie zdecydował się zwolnić, zatrzymać, a nawet lekko wycofać, byle nie dać się unieść na fali spadających skał, które zapewne działałyby skuteczniej niż turbosprężona zgniatarka, jednak jednocześnie przegapił szansę na brawurowe i samobójcze dostanie się do portalu. Ze swojego pojazdu spoglądał teraz na nowo wyżłobioną "trasę". Zarysów "skoczni" absolutnie nie dało się zauważyć, a delikatna dolinka nad którą znajdował się portal przyjeła ładunek skał, które zakopały całkowicie przejście. Zapewne część kamienii przeszło przez bramę, i pod ich stertą jest pusta komora, jednak dostanie się teraz do portalu nie obędzie się bez ciężkiego sprzętu górniczego.
----------------------------------------------------------------------------
- Cai z cichymi przekleństwami na ustach wyjmował stopione kawałki stali z karoserii pojazdu, Lakier został zniszczony bezpowrotnie. Jeden z ognistych pocisków wylądował na szybie, która o dziwo wytrzymała, jednak delikatnie nadtopiła się w tym miejscu, tworząc lokalny zafalowany wzorek zniekształcający widoczność akurat na linii wzroku. Pewnie będzie trzeba podnieść fotel, tyle że mogą być problemy z dosięgnieciem do pedałów...
Beznamiętny grymas złości przeszedł przez buźkę Lisa, gdy zauważył iż jedna z opon ma flaka, i ma mały nadtopiony fragment...
- Co do diaska? - rzekła do siebie, i spojrzała w lusterko, po czym zrobiła się nieco bledsza... odruchowo chciała przycisnąć gałkę, jednak w porę się powstrzymała. To tylko głupie kamienie, co prawda jest ich cała masa, ale są zdecydowanie z tyłu, i jeśli zmarnuje masę energii na taką przeszkodę, nie ma co pojawiać się na swojej platformie i w organizacji. Teraz wdusiła gaz do dechy, dzięki czemu oddaliła się od rumowiska, jakie posuwało się za nią z niemałą szybkością.
Roboty nie miały szans nawet zareagować na ciemną strzałę, ledwo sensory namierzyły pojazd, i wyznaczyły odpowiednią trajektorię aby znaleźć się na jego dachu tudeż boku, zostały zmiecione bezlitośnie przez głazy, a niewielkie wybuchy wybijały tylko więcej materiału do osunięcia.
- Taaaaaaak! - Sat była już tylko kilkadziesiąt metrów od portalu, kiedy średniej wielkości szybujący szybko kamień, ewidentnie wybity przez jeden z wybuchów dron upadł tuż przed pojazdem. Kobieta za kierownicą, nawet jeśli ukończyłaby kurs bezpiecznej jazdy, ba... nawet zwykły kurs, i tak nie miała szans na skuteczne wykonanie "testu łosia" i najeżdżając na kamień straciła przyczepność, i panowanie nad kierownicą.
Szarpneło w lewo, potem w prawo, po czym samochód zaczął obracać się bokiem. Koła zdecydowanie nie preferowały tego stylu jazdy, i stawiały zdecydowany opór. Pojazd oderwał lewe opony od ziemi, i był bliski wykonania manewru dachowania, gdy w tym właśnie momencie wpadł w portal, a zaraz za nim runeły sterty kamieni.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Maczer ignorując walki tuż za nim znalazł się tuż przed szczytem, kiedy nastąpiła eksplozja. Niestety był jeszcze po złej stronie szczytu, a widząc kruszącą się górę, rozsądnie zdecydował się zwolnić, zatrzymać, a nawet lekko wycofać, byle nie dać się unieść na fali spadających skał, które zapewne działałyby skuteczniej niż turbosprężona zgniatarka, jednak jednocześnie przegapił szansę na brawurowe i samobójcze dostanie się do portalu. Ze swojego pojazdu spoglądał teraz na nowo wyżłobioną "trasę". Zarysów "skoczni" absolutnie nie dało się zauważyć, a delikatna dolinka nad którą znajdował się portal przyjeła ładunek skał, które zakopały całkowicie przejście. Zapewne część kamienii przeszło przez bramę, i pod ich stertą jest pusta komora, jednak dostanie się teraz do portalu nie obędzie się bez ciężkiego sprzętu górniczego.
----------------------------------------------------------------------------
- Cai z cichymi przekleństwami na ustach wyjmował stopione kawałki stali z karoserii pojazdu, Lakier został zniszczony bezpowrotnie. Jeden z ognistych pocisków wylądował na szybie, która o dziwo wytrzymała, jednak delikatnie nadtopiła się w tym miejscu, tworząc lokalny zafalowany wzorek zniekształcający widoczność akurat na linii wzroku. Pewnie będzie trzeba podnieść fotel, tyle że mogą być problemy z dosięgnieciem do pedałów...
Beznamiętny grymas złości przeszedł przez buźkę Lisa, gdy zauważył iż jedna z opon ma flaka, i ma mały nadtopiony fragment...
Re: Yellow line
WWWTrasa z górki była naprawdę świetna! Satsuki cieszyła się jak dziecko siedząc za kółkiem Salamandy, ale wszystko do czasu...
WWWByła przestraszona przy spadających kamieniach ale nic nie przygotowało jej na ten głaz spadający tuż przed maskę. Gdyby nawet umiała jeździć samochodem - nie miała tyle refleksu, żeby zareagować na czas. Przez boczną szybę widziała tylko zbliżającą się z nieprawdopodobną szybkością ziemię, i wpadła w portal...
WWW...Auto zrobiło fikołka.
WWWPrzez te kilka sekund spędzone w portalu, Salamandra zrobiła jeszcze dwa obroty. Na szczęście dla właścicielki - wewnątrz tego portalu, (jak też większości portali międzyświatowych) panowała nicość. Nie było ziemi, nieba czy ścian tylko wielka czarna dziura. Grawitacja także była znikoma - Satsuki praktycznie nie wytraciła pędu.
WWWZ portalu wyjechała bokiem. Szybko.
WWWPanowanie nad kierownicą? Przecież jedzie wprost na ścianę. W takich chwilach masz wrażenie, że cały świat jest przeciwko Tobie. Coś się zresztą chyba zacięło - kierownica się zablokowała. Satsuki momentalnie złapała kulę i nakazała systemowi magiczną naprawę usterki. Poczuła lekkie drgania magii
WWW- Naprawa usterki za 10 sekund - Niedobrze. Do ściany miała najwyżej 8...
WWWZareagowała nadzwyczaj szybko. Wychyliła się przez okno, wyciągnęła rękę przed siebie i puściła fireballa. Z dłoni wyleciał jej sfatygowany płomyczek wielkości zapalniczki.
WWW“Szlag!”, warknęła pod nosem. Zapomniała, że ciągle nie odnowiła swojej rezerwy magicznej. Ściana zbliżała się nieubłaganie szybko, myśli w głowie przelatywały jeszcze szybciej. W bocznej części Salamandry miała jakieś mini rakiety, szybko ustawiła dwusekundowy czas odpalenia i wystrzeliła.
WWWŚcianę, delikatnie mówiąc, zmiotło. Autem na skutek wybuchu ponownie zarzuciło, minimalnie zwolnił.
WWW***
WWWWells chyba nie miał dziś dobrego dnia. Nie mineła dłuższa chwila od kiedy jego pojazd ponownie ruszył. Zdążył zrobić pierwszy zakręt, przejechać kilkadziesiąt metrów i zobaczył jak ściana kilka metrów z przodu, po jego lewej nagle wybucha.
WWW***
WWW- Usterka usunięta - komputer pokładowy powiadomił o naprawie w ostatniej chwili. Ostre hamowanie, ostry skręt kierownicy i Satsuki wjechała w dziurę w ścianie, wymijając gruzy praktycznie o włos.
WWWWyglądało na to, że wyszła na prowadzenie.
WWWByła przestraszona przy spadających kamieniach ale nic nie przygotowało jej na ten głaz spadający tuż przed maskę. Gdyby nawet umiała jeździć samochodem - nie miała tyle refleksu, żeby zareagować na czas. Przez boczną szybę widziała tylko zbliżającą się z nieprawdopodobną szybkością ziemię, i wpadła w portal...
WWW...Auto zrobiło fikołka.
WWWPrzez te kilka sekund spędzone w portalu, Salamandra zrobiła jeszcze dwa obroty. Na szczęście dla właścicielki - wewnątrz tego portalu, (jak też większości portali międzyświatowych) panowała nicość. Nie było ziemi, nieba czy ścian tylko wielka czarna dziura. Grawitacja także była znikoma - Satsuki praktycznie nie wytraciła pędu.
WWWZ portalu wyjechała bokiem. Szybko.
WWWPanowanie nad kierownicą? Przecież jedzie wprost na ścianę. W takich chwilach masz wrażenie, że cały świat jest przeciwko Tobie. Coś się zresztą chyba zacięło - kierownica się zablokowała. Satsuki momentalnie złapała kulę i nakazała systemowi magiczną naprawę usterki. Poczuła lekkie drgania magii
WWW- Naprawa usterki za 10 sekund - Niedobrze. Do ściany miała najwyżej 8...
WWWZareagowała nadzwyczaj szybko. Wychyliła się przez okno, wyciągnęła rękę przed siebie i puściła fireballa. Z dłoni wyleciał jej sfatygowany płomyczek wielkości zapalniczki.
WWW“Szlag!”, warknęła pod nosem. Zapomniała, że ciągle nie odnowiła swojej rezerwy magicznej. Ściana zbliżała się nieubłaganie szybko, myśli w głowie przelatywały jeszcze szybciej. W bocznej części Salamandry miała jakieś mini rakiety, szybko ustawiła dwusekundowy czas odpalenia i wystrzeliła.
WWWŚcianę, delikatnie mówiąc, zmiotło. Autem na skutek wybuchu ponownie zarzuciło, minimalnie zwolnił.
WWW***
WWWWells chyba nie miał dziś dobrego dnia. Nie mineła dłuższa chwila od kiedy jego pojazd ponownie ruszył. Zdążył zrobić pierwszy zakręt, przejechać kilkadziesiąt metrów i zobaczył jak ściana kilka metrów z przodu, po jego lewej nagle wybucha.
WWW***
WWW- Usterka usunięta - komputer pokładowy powiadomił o naprawie w ostatniej chwili. Ostre hamowanie, ostry skręt kierownicy i Satsuki wjechała w dziurę w ścianie, wymijając gruzy praktycznie o włos.
WWWWyglądało na to, że wyszła na prowadzenie.
Avatar stworzony przez tego uzdolnionego Pana.
Re: Yellow line
- Znowu bez eksplozji... - Pomyślał Przeziębienie, władca wszelkich chorób, stworzenie starsze niż sama śmierć.
Siedział w swojej prywatnej loży (Właściwie to po prostu nikt nie chciał siedzieć bliżej niżeli niż 10 metrów od niego na trybunach) wyraźnie znudzony. Jego nieodłączne impy dwoiły się i troiły by dogodzić swemu panu podając mu pop-corn i wszelkiej mazi słodkie kolorowe napoje. Przeziębienie (z języka najstarszej rasy - debart) jednak nie zwracał uwagi na te pomniejsze szczegóły i z wielkim rozczarowaniem przyglądał się zawodnikom, którzy w ostatniej chwili wychodzili z opresji.
- Lubię eksplozje... - Powiedział pod nosem
Kilka pomniejszych demonów poleciało do stanowiska z przysmakami, mając nadzieję, że "eksplozja" to taki batonik. który uszczęśliwi ich pana. Debart patrzył rozczarowany na swoje pomioty, gdy podmuch wiatru podniósł z ziemi kawałek materiału. Szmata zupełnie przypadkowo owinęła się biegnącemu impowi wokół głowy, a ten rozpędzony przewrócił się.
- Hmmmmmmmmmmmm.... Dobry pomysł.
Debart przesunął rękę po torze który widział z oddali. Uwolniony został wtenczas tajemniczy wirus, bardzo nietrwały i mało zaraźliwy, ale w ilościach wypuszczonych przez Przeziębienie, wystarczający by choć na chwilę zasiać spustoszenie.
- A teraz wszyscy mi na jakiś czas oślepną - Nikt nie mógł widzieć szerokiego uśmiechu pod tajemniczym hełmem.
- EKSPLOZJE! - poderwał się wreszcie rozentuzjazmowany przedwieczny.
Siedział w swojej prywatnej loży (Właściwie to po prostu nikt nie chciał siedzieć bliżej niżeli niż 10 metrów od niego na trybunach) wyraźnie znudzony. Jego nieodłączne impy dwoiły się i troiły by dogodzić swemu panu podając mu pop-corn i wszelkiej mazi słodkie kolorowe napoje. Przeziębienie (z języka najstarszej rasy - debart) jednak nie zwracał uwagi na te pomniejsze szczegóły i z wielkim rozczarowaniem przyglądał się zawodnikom, którzy w ostatniej chwili wychodzili z opresji.
- Lubię eksplozje... - Powiedział pod nosem
Kilka pomniejszych demonów poleciało do stanowiska z przysmakami, mając nadzieję, że "eksplozja" to taki batonik. który uszczęśliwi ich pana. Debart patrzył rozczarowany na swoje pomioty, gdy podmuch wiatru podniósł z ziemi kawałek materiału. Szmata zupełnie przypadkowo owinęła się biegnącemu impowi wokół głowy, a ten rozpędzony przewrócił się.
- Hmmmmmmmmmmmm.... Dobry pomysł.
Debart przesunął rękę po torze który widział z oddali. Uwolniony został wtenczas tajemniczy wirus, bardzo nietrwały i mało zaraźliwy, ale w ilościach wypuszczonych przez Przeziębienie, wystarczający by choć na chwilę zasiać spustoszenie.
- A teraz wszyscy mi na jakiś czas oślepną - Nikt nie mógł widzieć szerokiego uśmiechu pod tajemniczym hełmem.
- EKSPLOZJE! - poderwał się wreszcie rozentuzjazmowany przedwieczny.
Re: Yellow line
Wszystko trwało ułamki sekund. Raptor właśnie kończył pokonywać zakręt gdy uruchomił się system mieszania tuneli. Było to jedno z utrudnień wprowadzone do OS-u przez projektanta trasy. Wells dzięki cyberpołączeniu wykonał obrót bolidem o dziewięćdziesiąt stopni prawie w miejscu kierując swój pojazd w stronę nowej trasy wyścigu. W tym samym momencie coś za nim eksplodowało rozsypując dookoła sterty kamieni i kurzu. Niektóre z nich przygniotły tył Raptora, ale mocny sześcio-kołowy napęd był nad to wystarczający by bolid po chwili gazowania ruszył do przodu.
Po około kilometrze tunel przeistoczył się w most przebiegający nad wielką przepaścią. Otoczenie wyglądało niczym przeogromna jaskinia, wielkości kilkudziesięciu hal produkcyjnych, zdobiona stalaktytami i stalagmitami, ciągnąca się przez około dwa trzy kilometry. Po lewej stronie, na skalnych ścianach Ryghart dostrzegł potężne rzeźby stylizowane na starożytną Grecję, celowo były popękane i poniszczone, wszystko po to by nadać im bardziej antycznego oblicza. Po prawej stronie zauważył jeszcze dwa podobne mosty, do tego którym jechał. Jednym z nich poruszała się właśnie różowa salamandra.
Z prawej strony Raptora wysunęło się coś na kształt prostokątnej wyrzutni na dwanaście małych śmiercionośnych pocisków. Wells odpalił dwie rakiety. Jedna z nich uderzyła w bok konstrukcji mostu robiąc w nim niezłą wyrwę, druga przeleciała tuż nad karoserią pojazdu Satsuki. Najwidoczniej magia wykorzystana do stworzenia jaszczurki zakłócała działanie czujników termicznych w rakietach… pomyślał Wells. Zostało mu już tylko strzelanie na czuja. Mniej więcej pięćset metrów od obydwu pojazdów znajdowało się coś na kształt ronda… może ozdobnej fontanny, zjeżdżały się do tego wszystkie trzy mosty, by za nim się z powrotem rozjechać. Idealne miejsce, na pozbycie się konkurencji. Odpalił jeszcze cztery rakiety i wcisnął gaz do dech, zerwały most za Salamandrą, jedna natomiast uderzyła w wielki pomnik, przypominający byka z automatem, na okrągłej platformie. Wells wjechał pierwszy na „rondo”, zwinnie manewrując bolidem odwrócił go o sto osiemdziesiąt stopni zwracając się w stronę nadjeżdżającego pojazdu Sat, w dalszym ciągu jadąc tyłem i odpalił trzy rakiety. Gdy mijał uszkodzony pomnik zauważył coś dziwnego. Fragmenty opadającego kamienia ujawniały skrywane pod sobą futro… jak by pod warstwą skalnej skorupy ukryta była nieprzyjemna niespodzianka… Wells odwracając pojazd we właściwym kierunku dojrzał jeszcze jak trzymetrowy posąg posypał się w strzępy uwalniając rozwścieczonego minotaura.
Po około kilometrze tunel przeistoczył się w most przebiegający nad wielką przepaścią. Otoczenie wyglądało niczym przeogromna jaskinia, wielkości kilkudziesięciu hal produkcyjnych, zdobiona stalaktytami i stalagmitami, ciągnąca się przez około dwa trzy kilometry. Po lewej stronie, na skalnych ścianach Ryghart dostrzegł potężne rzeźby stylizowane na starożytną Grecję, celowo były popękane i poniszczone, wszystko po to by nadać im bardziej antycznego oblicza. Po prawej stronie zauważył jeszcze dwa podobne mosty, do tego którym jechał. Jednym z nich poruszała się właśnie różowa salamandra.
Z prawej strony Raptora wysunęło się coś na kształt prostokątnej wyrzutni na dwanaście małych śmiercionośnych pocisków. Wells odpalił dwie rakiety. Jedna z nich uderzyła w bok konstrukcji mostu robiąc w nim niezłą wyrwę, druga przeleciała tuż nad karoserią pojazdu Satsuki. Najwidoczniej magia wykorzystana do stworzenia jaszczurki zakłócała działanie czujników termicznych w rakietach… pomyślał Wells. Zostało mu już tylko strzelanie na czuja. Mniej więcej pięćset metrów od obydwu pojazdów znajdowało się coś na kształt ronda… może ozdobnej fontanny, zjeżdżały się do tego wszystkie trzy mosty, by za nim się z powrotem rozjechać. Idealne miejsce, na pozbycie się konkurencji. Odpalił jeszcze cztery rakiety i wcisnął gaz do dech, zerwały most za Salamandrą, jedna natomiast uderzyła w wielki pomnik, przypominający byka z automatem, na okrągłej platformie. Wells wjechał pierwszy na „rondo”, zwinnie manewrując bolidem odwrócił go o sto osiemdziesiąt stopni zwracając się w stronę nadjeżdżającego pojazdu Sat, w dalszym ciągu jadąc tyłem i odpalił trzy rakiety. Gdy mijał uszkodzony pomnik zauważył coś dziwnego. Fragmenty opadającego kamienia ujawniały skrywane pod sobą futro… jak by pod warstwą skalnej skorupy ukryta była nieprzyjemna niespodzianka… Wells odwracając pojazd we właściwym kierunku dojrzał jeszcze jak trzymetrowy posąg posypał się w strzępy uwalniając rozwścieczonego minotaura.
"Chłop kopiący ziemniaki, to proza realistyczna; chłop kopiący pomarańcze to fantastyka (lub schizofrenia); ziemniaki kopiące chłopa to Sci-Fi"
R. Kot
R. Kot