Re: Teoria Wzrostu
Posted: Sat Feb 23, 2013 12:29 pm
Zmierzchało już kiedy Maczer wracał właśnie z wykopaliska na wschodni kontynent. Słońce romantycznie odbijało się w tafli cieśniny i widok ten trudno było mu skojarzyć inaczej jak z zalaną niegdyś po wojnie rodzimą planetą – Shiroue. Nieszczęśliwej i wyniszczającej wojnie z CA, figurującą jeszcze wtedy pod nazwą AntyWiP.
Skojarzenie było tym bardziej zasadne, że klimat wschodniego kontynentu, na którego granicy osiedliła się wyprawa Psiej Ligii, był zaskakująco zbliżony do tego z Shiroue. Duże połacie niezbadanych lasów, liczne mniejsze osady przeplecione kilkoma większymi skupiskami i szlakami handlowymi oraz, co najważniejsze, dzika fauna buszująca na krawędzi wzroku, potrafiąca przyprawić wiele bólu nieuważnej osobie. Psioligowcy bez trudu odnaleźli się w tym oddalonym od stolicy zgiełku a kontakty z rdzennymi mieszkańcami pozwoliły wyuczyć się, które zwierzęta daje się polować, a od których trzymać się jak najdalej.
Istniały w zasadzie tylko dwie istotne różnice. Po pierwsze, góry nie sięgały chmur jak na rodzimej planecie. Teren był wręcz nadzwyczaj płaski i jedynie kamienne odkrywki formowały jego przestrzenną rzeźbę. Druga różnica była bardziej dokuczliwa. Temperatura.
Było tak cholernie gorąco, że Maczer od razu zaniechał ubieranie się w swój ulubiony płaszcz zdobiony metalowymi klamrami. Przerzucił się na lekkie bojówki, piaskowego t-shirta i trawiastą, wiecznie rozpiętą kurtę bez rękawów. Szyję opinała mu jeszcze pożyczona od kogoś arafatka. Anioł czuł się jednak wciąż zmotywowany do otwarcia dachu w zakupionym, przedpotopowym suv-ie i wyłapywaniu każdego powiewu powietrza.
Na miejscu czekał na niego Demuslim.
-Witaj, Maczer.
-Witaj. Wszystko w porządku? - Anioł nigdy nie potrafił rozszyfrować wiecznie uśmiechniętej twarzy swojego taktyka.
-W większości. Mieszkańcy sąsiadujących miast żyją głównie z handlu z centrum. Mieszkańcy małych wiosek chętniej szukają u nas zatrudnienia. Czasami przybywają nawet z całymi rodzinami i musieliśmy podjąć dobudowę kilku „supply depotów” ale to nie są wykwalifikowani górnicy. Musimy ich szkolić a to nas mocno opóźnia.
-Yhm – przytaknął Maczer, potwierdzając, że cały czas słucha.
- Plus jest taki, że nie są ogarnięci gorączką stabilinium i łatwiej przekonać ich do stałego godziwego wynagrodzenia i wysokich prowizji za znalezienie kryształu.
- Uspokoiłeś moje największe obawy zatem. Jeśli dobrze pamiętam, w centrum, osoba która znajdzie kryształ ma do niego bardziej jak święte prawo.
- Dokładnie
Demuslim zamyślił się na chwilę, po czym kontynuował.
– Mamy natomiast dwa małe incydenty w Khartum.
- Oho, zaczyna się – skrzywił się Maczer
- Jakiś lokalny brukowiec szkaluje naszą organizację. Obawiam się, że osoby które nie mają z nami styczności mogą ulec zamieszczonym tam oszczerstwom. Nie wiemy jeszcze czy odbije się to znacząco na naszym handlu ale skala wydarzenia jest jeszcze mała więc jesteśmy na razie spokojni.
- Naturalnie. Zawsze znajdą się jacyś malkontenci, albo co gorsza, reporterzy szukający tanich atrakcji.
- To było pierwsze zajście – oznajmił kulturalnie ale stanowczo – Ktoś wybił kamieniem okno w świeżo założonej przez nas restauracji w okolicy lądowiska. Nasza placówka w stolicy prowadzi jeszcze dochodzenie i nie jesteśmy pewni czy oba wydarzenia są ze sobą powiązane, czy to może tylko przypadkowy akt wandalizmu ale postanowili tam zaostrzyć trochę procedury bezpieczeństwa.
- Cóż. Miejmy nadzieję, że nie przesadzą. Nie chcielibyśmy sprawić wrażenia, że się kogoś boimy.
- Powiedziałem im dokładnie to samo.
- Cieszę się – uciął temat. - Powiedz mi jeszcze tylko jak nasz korpus medyczny?
Jednym z głównych działań wspomnianego korpusu było teraz opracowanie technologi wytworu medykamentów z dostępnych naturalnych środków. Składał się też dla tego w dużej mierze z elfów a i znalazłby się jakiś ork szaman. Kadra, jak niegdyś przy lotach kosmicznych na ziemi, była oczywiście wyselekcjonowana również pod względem uprzedzeń.
- Rewolucji się nie spodziewaj – odpowiedział Demuslim. - Akademia już o nią zadbała w swoim czasie ale z ich raportu wynika, że utrzymamy się na rynku bez problemu.
- Świetnie. Jutro przygotujemy jeszcze plany ekspedycji w głąb lądu ale teraz jestem zmęczony inspekcją wykopalisk.
Maczer i Demuslim wymienili gesty pożegnania i rozeszli się do swoich siedzib.
Skojarzenie było tym bardziej zasadne, że klimat wschodniego kontynentu, na którego granicy osiedliła się wyprawa Psiej Ligii, był zaskakująco zbliżony do tego z Shiroue. Duże połacie niezbadanych lasów, liczne mniejsze osady przeplecione kilkoma większymi skupiskami i szlakami handlowymi oraz, co najważniejsze, dzika fauna buszująca na krawędzi wzroku, potrafiąca przyprawić wiele bólu nieuważnej osobie. Psioligowcy bez trudu odnaleźli się w tym oddalonym od stolicy zgiełku a kontakty z rdzennymi mieszkańcami pozwoliły wyuczyć się, które zwierzęta daje się polować, a od których trzymać się jak najdalej.
Istniały w zasadzie tylko dwie istotne różnice. Po pierwsze, góry nie sięgały chmur jak na rodzimej planecie. Teren był wręcz nadzwyczaj płaski i jedynie kamienne odkrywki formowały jego przestrzenną rzeźbę. Druga różnica była bardziej dokuczliwa. Temperatura.
Było tak cholernie gorąco, że Maczer od razu zaniechał ubieranie się w swój ulubiony płaszcz zdobiony metalowymi klamrami. Przerzucił się na lekkie bojówki, piaskowego t-shirta i trawiastą, wiecznie rozpiętą kurtę bez rękawów. Szyję opinała mu jeszcze pożyczona od kogoś arafatka. Anioł czuł się jednak wciąż zmotywowany do otwarcia dachu w zakupionym, przedpotopowym suv-ie i wyłapywaniu każdego powiewu powietrza.
Na miejscu czekał na niego Demuslim.
-Witaj, Maczer.
-Witaj. Wszystko w porządku? - Anioł nigdy nie potrafił rozszyfrować wiecznie uśmiechniętej twarzy swojego taktyka.
-W większości. Mieszkańcy sąsiadujących miast żyją głównie z handlu z centrum. Mieszkańcy małych wiosek chętniej szukają u nas zatrudnienia. Czasami przybywają nawet z całymi rodzinami i musieliśmy podjąć dobudowę kilku „supply depotów” ale to nie są wykwalifikowani górnicy. Musimy ich szkolić a to nas mocno opóźnia.
-Yhm – przytaknął Maczer, potwierdzając, że cały czas słucha.
- Plus jest taki, że nie są ogarnięci gorączką stabilinium i łatwiej przekonać ich do stałego godziwego wynagrodzenia i wysokich prowizji za znalezienie kryształu.
- Uspokoiłeś moje największe obawy zatem. Jeśli dobrze pamiętam, w centrum, osoba która znajdzie kryształ ma do niego bardziej jak święte prawo.
- Dokładnie
Demuslim zamyślił się na chwilę, po czym kontynuował.
– Mamy natomiast dwa małe incydenty w Khartum.
- Oho, zaczyna się – skrzywił się Maczer
- Jakiś lokalny brukowiec szkaluje naszą organizację. Obawiam się, że osoby które nie mają z nami styczności mogą ulec zamieszczonym tam oszczerstwom. Nie wiemy jeszcze czy odbije się to znacząco na naszym handlu ale skala wydarzenia jest jeszcze mała więc jesteśmy na razie spokojni.
- Naturalnie. Zawsze znajdą się jacyś malkontenci, albo co gorsza, reporterzy szukający tanich atrakcji.
- To było pierwsze zajście – oznajmił kulturalnie ale stanowczo – Ktoś wybił kamieniem okno w świeżo założonej przez nas restauracji w okolicy lądowiska. Nasza placówka w stolicy prowadzi jeszcze dochodzenie i nie jesteśmy pewni czy oba wydarzenia są ze sobą powiązane, czy to może tylko przypadkowy akt wandalizmu ale postanowili tam zaostrzyć trochę procedury bezpieczeństwa.
- Cóż. Miejmy nadzieję, że nie przesadzą. Nie chcielibyśmy sprawić wrażenia, że się kogoś boimy.
- Powiedziałem im dokładnie to samo.
- Cieszę się – uciął temat. - Powiedz mi jeszcze tylko jak nasz korpus medyczny?
Jednym z głównych działań wspomnianego korpusu było teraz opracowanie technologi wytworu medykamentów z dostępnych naturalnych środków. Składał się też dla tego w dużej mierze z elfów a i znalazłby się jakiś ork szaman. Kadra, jak niegdyś przy lotach kosmicznych na ziemi, była oczywiście wyselekcjonowana również pod względem uprzedzeń.
- Rewolucji się nie spodziewaj – odpowiedział Demuslim. - Akademia już o nią zadbała w swoim czasie ale z ich raportu wynika, że utrzymamy się na rynku bez problemu.
- Świetnie. Jutro przygotujemy jeszcze plany ekspedycji w głąb lądu ale teraz jestem zmęczony inspekcją wykopalisk.
Maczer i Demuslim wymienili gesty pożegnania i rozeszli się do swoich siedzib.