Teoria Wzrostu

Wyprawy w nieznane i znane rejony, mające na celu ratowanie świata lub pogrążanie go w chaosie. Przygoda w Multiświecie to rzecz pewna.
User avatar
Maczer
Posts: 523
Joined: Wed Jan 07, 2009 4:51 am

Re: Teoria Wzrostu

Post by Maczer »

Zmierzchało już kiedy Maczer wracał właśnie z wykopaliska na wschodni kontynent. Słońce romantycznie odbijało się w tafli cieśniny i widok ten trudno było mu skojarzyć inaczej jak z zalaną niegdyś po wojnie rodzimą planetą – Shiroue. Nieszczęśliwej i wyniszczającej wojnie z CA, figurującą jeszcze wtedy pod nazwą AntyWiP.

Skojarzenie było tym bardziej zasadne, że klimat wschodniego kontynentu, na którego granicy osiedliła się wyprawa Psiej Ligii, był zaskakująco zbliżony do tego z Shiroue. Duże połacie niezbadanych lasów, liczne mniejsze osady przeplecione kilkoma większymi skupiskami i szlakami handlowymi oraz, co najważniejsze, dzika fauna buszująca na krawędzi wzroku, potrafiąca przyprawić wiele bólu nieuważnej osobie. Psioligowcy bez trudu odnaleźli się w tym oddalonym od stolicy zgiełku a kontakty z rdzennymi mieszkańcami pozwoliły wyuczyć się, które zwierzęta daje się polować, a od których trzymać się jak najdalej.

Istniały w zasadzie tylko dwie istotne różnice. Po pierwsze, góry nie sięgały chmur jak na rodzimej planecie. Teren był wręcz nadzwyczaj płaski i jedynie kamienne odkrywki formowały jego przestrzenną rzeźbę. Druga różnica była bardziej dokuczliwa. Temperatura.

Było tak cholernie gorąco, że Maczer od razu zaniechał ubieranie się w swój ulubiony płaszcz zdobiony metalowymi klamrami. Przerzucił się na lekkie bojówki, piaskowego t-shirta i trawiastą, wiecznie rozpiętą kurtę bez rękawów. Szyję opinała mu jeszcze pożyczona od kogoś arafatka. Anioł czuł się jednak wciąż zmotywowany do otwarcia dachu w zakupionym, przedpotopowym suv-ie i wyłapywaniu każdego powiewu powietrza.


Na miejscu czekał na niego Demuslim.
-Witaj, Maczer.
-Witaj. Wszystko w porządku?
- Anioł nigdy nie potrafił rozszyfrować wiecznie uśmiechniętej twarzy swojego taktyka.
-W większości. Mieszkańcy sąsiadujących miast żyją głównie z handlu z centrum. Mieszkańcy małych wiosek chętniej szukają u nas zatrudnienia. Czasami przybywają nawet z całymi rodzinami i musieliśmy podjąć dobudowę kilku „supply depotów” ale to nie są wykwalifikowani górnicy. Musimy ich szkolić a to nas mocno opóźnia.
-Yhm
– przytaknął Maczer, potwierdzając, że cały czas słucha.
- Plus jest taki, że nie są ogarnięci gorączką stabilinium i łatwiej przekonać ich do stałego godziwego wynagrodzenia i wysokich prowizji za znalezienie kryształu.
- Uspokoiłeś moje największe obawy zatem. Jeśli dobrze pamiętam, w centrum, osoba która znajdzie kryształ ma do niego bardziej jak święte prawo.
- Dokładnie


Demuslim zamyślił się na chwilę, po czym kontynuował.

– Mamy natomiast dwa małe incydenty w Khartum.
- Oho, zaczyna się
– skrzywił się Maczer
- Jakiś lokalny brukowiec szkaluje naszą organizację. Obawiam się, że osoby które nie mają z nami styczności mogą ulec zamieszczonym tam oszczerstwom. Nie wiemy jeszcze czy odbije się to znacząco na naszym handlu ale skala wydarzenia jest jeszcze mała więc jesteśmy na razie spokojni.
- Naturalnie. Zawsze znajdą się jacyś malkontenci, albo co gorsza, reporterzy szukający tanich atrakcji.
- To było pierwsze zajście
– oznajmił kulturalnie ale stanowczo – Ktoś wybił kamieniem okno w świeżo założonej przez nas restauracji w okolicy lądowiska. Nasza placówka w stolicy prowadzi jeszcze dochodzenie i nie jesteśmy pewni czy oba wydarzenia są ze sobą powiązane, czy to może tylko przypadkowy akt wandalizmu ale postanowili tam zaostrzyć trochę procedury bezpieczeństwa.
- Cóż. Miejmy nadzieję, że nie przesadzą. Nie chcielibyśmy sprawić wrażenia, że się kogoś boimy.
- Powiedziałem im dokładnie to samo.
- Cieszę się
– uciął temat. - Powiedz mi jeszcze tylko jak nasz korpus medyczny?

Jednym z głównych działań wspomnianego korpusu było teraz opracowanie technologi wytworu medykamentów z dostępnych naturalnych środków. Składał się też dla tego w dużej mierze z elfów a i znalazłby się jakiś ork szaman. Kadra, jak niegdyś przy lotach kosmicznych na ziemi, była oczywiście wyselekcjonowana również pod względem uprzedzeń.

- Rewolucji się nie spodziewaj – odpowiedział Demuslim. - Akademia już o nią zadbała w swoim czasie ale z ich raportu wynika, że utrzymamy się na rynku bez problemu.
- Świetnie. Jutro przygotujemy jeszcze plany ekspedycji w głąb lądu ale teraz jestem zmęczony inspekcją wykopalisk.

Maczer i Demuslim wymienili gesty pożegnania i rozeszli się do swoich siedzib.
Dalej sie uciec chyba nie dalo. Ale to i tak nie pomoglo =]
User avatar
Windukind
Posts: 1125
Joined: Fri Aug 29, 2008 12:53 pm

Re: Teoria Wzrostu

Post by Windukind »

Wystąpienia na uczelniach wyszły niemalże perfekcyjnie. Rozpoczęto od przedstawienia Psiej Ligi, która obecnie posiadała największą flotę handlową w Uniwersum, przewyższająca wielkością łącznie kilka innych organizacji. Opisano działania negocjatorów, doradców oraz sędziów rozwiązujących konflikty w odległych światach. Kolejno pokazano jedne z najbardziej widowiskowych inwestycji w naukę, filozofię, sztukę i wreszcie rozrywkę. W końcu Windukind przedstawił opcje współpracy oraz cele Psiej Ligi na Coddar .
- Pragnęlibyśmy ustabilizować sytuację na planecie. Wydobycie kryształów powinno odbywać się na zasadach wolnego rynku, jednakże należy zapewnić bezpieczeństwo oraz odpowiednie akt prawne, aby eksploracja nie była prowadzona w sposób rabunkowy, a planeta i jej mieszkańcy mogli czerpać z niej zyski – archont zrobił krótką przerwę - Jeśli wspólnie i przy poparciu społeczeństwa osiągniemy ten cel, będziemy w stanie otworzyć szerzej portal i rozpocząć szeroką wymianę handlową, a także wspomóc inne gałęzie przemysłu. Jak Państwo widzą możemy się poszczyć tym, iż poziom życia na planetach, na z którymi Psia Liga rozpoczęła aktywną współpracę, wzrósł zauważalnie. Oznacza to między innymi lepszą edukację przede wszystkim dla dzieci i młodzieży , stabilność, więcej pracy dla mieszkańców, ochronę praw obywatelskich .....
Wreszcie rozpoczęto część dla studentów i osób zainteresowanych dołączeniem do Psiej Ligi. Windukind wstał i usiadł na biurku katedry przechodząc do mniej oficjalnego stylu.
- Większość z Was pewnie o nas słyszała, lecz niewielu wie, że prawie każdego dnia o nas czytacie- podniósł ze stołu książkę – przeglądnijcie Wasze podręczniki i prace naukowe, a w przypisach znajdziecie wiele statystyk prowadzonych przez Psią Ligę. Co więcej widzę tu nasze modele ekonomiczne, elaboraty na temat wrażliwości kulturowych, filozofii, relacji międzyludzkich i życiorysy wielkich postaci będących naszymi członkami. Kiedy więc zaczniecie się zastanawiać, co robić w przyszłości, kiedy opuścicie mury tej uczelni chciałbym, abyście poważnie rozważyli opcję. Psia Liga to możliwość odwiedzenia najdalszych zakątków Wszechświata, pełny dostęp to niezliczonej ilości danych zbieranych codziennie z całego Uniwersum. To jedne z najlepszych centrów R&D , w których naukę wykorzystuje się w praktyce, to również media, doradztwo dla rządów planet i galaktyk. Dzięki ogromnemu obrotowi jesteśmy w stanie utrzymać najlepszych dobrze opłacanych fachowców oraz dostarczyć im sprzęt, jaki rzadko ujrzycie na jakichkolwiek uczelniach. A na dodatek oferujemy Wam pracę pozwalającą zachować czyste sumienie, że życie, które spędziliście przyniosło korzyści Wam i otoczeniu- oddech i finałowe podsumowanie:
To w końcu różnica między czytaniem książek, a bycie ich główny bohaterem.
Windukind poczekał chwilę, aż widownia wchłonęła przemówienie i rozległy się na sali gromkie brawa.
- Dziękuję, ale chciałbym przedstawić Wam kogoś komu naprawdę należą się brawa. Arrain Volage. Dziewczynę, która wynegocjowała pokój w Konflikcie Trzech Galaktyk, rozwiązała spory narodowościowe na Korsarzu 2C, przygotowała porozumienie między StarTech Corp i FirstFligh, i mógłbym długo wymieniać, ale o to ona…
Jedna z najlepszych negocjatorek Psiej Ligi wyszła w przepięknej sukni, która wywołała „ah” wśród damskiej części publiczności, a wśród męskiej wywołała nagłą potrzebę dotlenienia mózgu. Dziewczyna niemalże błyszcząc opowiedziała swój życiorys i realia życia w Psiej Lidze. Na końcu zaprosiła do zerknięcia do standu lub biurach organizacji.

Tego samego wieczoru dobiegły końca targi w sprawie kupna stacji, a na dwa dni później zaplanowano puszczenie serialu dokumentalnego opisującego największych zbrodniarzy Uniwersum. W pierwszej części przedstawiano Raflika i liczbę wymordowanej przez niego ludności cywilnej….
-------------------------------------------------

Tego samego wieczora nieliczni uciekinierzy z masakry w Farron dotarli do wiosek na skraju pustyni zasiedlanych przez północne klany. Opowiadali o morderczym demonie i kąpiącej się we krwi dzieci wampirzycy. Wodzowie klanów stanęli przed trudną decyzją: działania wojenne, lub opuszczeniem regionu. Na decyzję nie pozostało wiele czasu. Część z nich zdecydowała się uciec w okolice stolicy, reszta zebrała się, aby stawić zbrojny opór.
Last edited by Windukind on Sat Feb 23, 2013 4:53 pm, edited 5 times in total.
We do not sow


Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
User avatar
Crow
Posts: 2584
Joined: Fri Aug 29, 2008 10:51 am

Re: Teoria Wzrostu

Post by Crow »

Poniższy paragraf dotyczy wydarzeń na akademii poprzedzających powyższy post Windu
WWWOprócz wieści o incydentach w stolicy, do Maczera dotarły również informacje z przebiegu wystąpienia Psiej Ligi na Akademii. Gdy wyznaczony termin zbliżał się wielkimi krokami na terenie kampusu wrzało jak w mrowisku. Rektor, podczas krótkiego spotkania z pracownicami Akademii, nakreślił jak delikatna jest sytuacja. Pomimo zdawałoby się zbliżonych ideałów i schematów postępowania, stosunki dyplomatyczne między Psią Ligą i Akademią były napięte. Ciężko było jednoznacznie wskazać przyczynę takiego stanu rzeczy. Szereg spotkań, debat na, zdawałoby się, nieistotne tematy, czy deklaracje wygłoszone przez zainteresowane strony jednoznacznie wskazywały, że coś po prostu nie iskrzyło. Prelekcja Psioligowców miała być więc okazją do zbliżenia się dwóch organizacji. Kadra Akademii miała odrzucić wcześniejsze uprzedzenia i wyciągnąć w stronę mieszkańców Shiroue otwartą dłoń. Tylko z najbliższymi współpracownikami Crow podzielił się dalszymi obawami. Nie do końca rozumiał obecną grę Psiej Ligi i nie mógł zagwarantować, że prelegenci nie wykorzystają sytuacji do podkopania pozycji Akademii. W momencie, w którym pierwsi goście zaczęli zjeżdżać się na teren Politechniki Khartum, przywitała ich organizacja konferencji na najwyższym poziomie, możliwym do uzyskania przy warunkach panujących na Coddar. W powietrzu panowała jednak nerwowa atmosfera, podobna do tej, gdy pilot ogłasza, iż na pokładzie samolotu wkrótce będzie można odczuć niewielkie turbulencje.


WWWPomarańczowa Wiedźma przepadła jak kamień w wodę. Wielokrotnie przeszukano lądownik, którym zmierzała w kierunku Khartum. Oczywiście bezskutecznie. Pierwszy od lat nowy podróżnik zniknął z radaru tak szybko, jak się pojawił i wszystko wskazywało na to, iż odnalezienie go będzie trudniejsze od zlokalizowania ekspedycji CA. Przynajmniej jej części, gdyż nikt nie miał problemów z odnalezieniem drużyny Raflika. Sława generalissimusa wyjątkowo nie zdążyła go wyprzedzić na Coddar, ale od pierwszego dnia pobytu wywarł na mieszkańcach Khartum silne wrażenie. Plotki o wyśmienicie zorganizowanych i groźnie wyglądających wojach szybko rozprzestrzeniały się po mieście i każdy z zainteresowaniem nadstawiał ucha, gdy gdzieś padało imię półwampira.

WWWGdzieś na południe od Khartum, w gorących i dusznych korytarzach roju, Stephano starannie kontrolował ruchy każdej wydobywczej drony. Przywieziona przez niego na planetę rasa słynna była z pełnego wigoru osiągania szturmem swoich celów. Wbrew oczekiwaniom wszystkich podróżników, łącznie z piszącym te słowa, ilość tym razem okazała się skuteczniejsza od jakości. Gdy Psia Liga i Agenda prowadziły poszukiwania w staranie dobranych lokacjach, zergi Stephano odkryły kryształ Stabilinum w jednej ze swoich czterech kopalni. Przetransportowanie kryształu do portu gwiezdnego w Khartum mogło okazać się trudne dla rasy, do której przedstawicieli zwykli ludzie najpierw strzelają a później zadają pytania, ale Stephano nie mógł nie uśmiechnąć się pod nosem. Oczywiście, że on znalazł pierwszy kryształ.

W- Pilna przesyłka do kapitana Trevora. – Do centralnego pomieszczenia ufortyfikowanej bazy ZCMu wbiegł jeden z oficerów.
W- Czytaj. – dowódca skinął głową.
W- Do dowódcy wojsk Zakonu Cienistego Młota, kapitana Bena Trevora. Około piętnastu tysięcy kilometrów na wschód od waszej bazy, w lokacji (16.97, 22.29) znajduje się kolonia zergów. Rozrasta się w ponadprzeciętnym tempie. Podpisano – zakończył czytanie krótkiej depeszy – pamiętający Khaj’litt.
W- Zawiadom Kaz Valentine, że muszę się z nią spotkać w trybie natychmiastowym.

WWWMat, wraz ze swoimi towarzyszkami, zmierzali na północ. Nim słońce osiągnęło zenit na żółtym od piasku horyzoncie w pewnym momencie dostrzegli ciemniejszą plamę. Zaintrygowani podróżnicy ruszyli w jej kierunku, by po kilku godzinach marszu dojść do granicy między pustynią a purpurową mazią, pokrywającą ziemię. Substancja była gęsta i zdawała się ociekać śluzem.
W- Co to u diabła jest – zapytała pod nosem czarodziejka. – Wygląda, jakby ziemia była żywa…
WNim ktokolwiek odpowiedział, za i przed podróżnikami z ziemi zaczęło się wykopywać sześć zerglingów.
User avatar
Taii
Posts: 473
Joined: Thu Feb 17, 2011 12:20 pm
Location: Krak
Contact:

Re: Teoria Wzrostu

Post by Taii »

Pięć dni od lądowania.

Wells siedział na skale wystającej z brzegu rzeki. Cień z wielkiego drzewa, wyrastającego po drugiej stronie dębu, chronił go przed spieczeniem się na skwarka. Słońce osiągnęło niedawno najwyższy punkt na nieboskłonie i prażyło niemiłosiernie. Ryghart podziwiał, jak lokalna fauna reagowały na coraz to gorętsze warunki. Bawiły go jaszczurki wygrzewające się na zalanych słońcem kamieniach. Co chwila wyskakujące nad taflę wody ryby, wielkości dorodnego suma. Dawno nie miał takiego obrazu przed oczyma. Ostatnim razem chyba jeszcze na Esteros. Na chwilę spochmurniał. Wspomnienie o domu zakuło lekko. No cóż sam wybrał żywot podróżnika. Po za tym, był z nim jego najlepszy przyjaciel. Ryghart spojrzał na druha.
- Kurwa! Behemoth! – Wrzasnął ujrzawszy szczura zbroczonego czerwoną posoką. – Żyjesz?!
- Nie, kurwa. Umarłem. – Odpowiedział śmiejąc się do rozpuku szczur. – Ryghart, łykasz jak młody pelikan. Powinieneś lecieć jak najprędzej do Khartum otwierać pierwszy profesjonalny burdel. O ile te laseczki z Akademii cię nie wyprzedziły. – Behemoth dostrzegł wstrząśnięte spojrzenie kompana. – Co się tak gapisz jak byś ducha zobaczył… To był sok z jakiegoś dziwnego, ale za to jak pysznego, owocu… Ryghart? Czemu wydaje mi się jak byś w panicznym geście starał się mnie uciszyć?... Ho, ho, teraz rozumiem, chcesz się odegrać. Trochę ci nie wychodzi. Po za tym… - Behemoth nie mógł niestety dojrzeć przed czym ostrzegał go Wells. Kilka metrów od kamienia, do wodopoju, by zgasić pragnienie, podszedł śliczny kotek, o czarnym, lśniącym w słońcu, łuskowatym futrze. - … wiesz, że po tym co spotkało mnie ostatnio musiał byś się nieźle natrudzić, żeby naprawdę mnie wystraszyć.
- To Narga, strasznie dziwne połączenie kota i nietoperza. Mamy szczęście, prawie nigdy nie można ich spotkać za dnia… - Powiedziała do nich idąca od elektrowni Kaz. W tym momencie Behemoth się odwrócił. Zareagował natychmiast. Najpierw cały zesztywniał i zleciał z głazu, a po chwili w mieszaninie pisków i bluzgów wdrapał się na nią z powrotem, kończąc swoją gonitwę pod koszulką Wells’a.
- Sporo wiesz o tej planecie Kaz.
- Wszystko z tej małej książeczki przygotowanej i wydanej przez Akademię. – Rzuciła w jego stronę kieszonkową, grubą książką z dziwnym stworem na okładce. – To bestiariusz. Opisuje Wszystkie gatunki na jakie traperkom z Akademii udało się natchnąć. Niestety nie ma tam zbyt wiele istotnych informacji. W większości to opisy w stylu: „To urocze zwierzątko, ale czy nie lepiej wyglądało by w jedwabnym sweterku i kokardką na głowie?”.
- Może i faktycznie, nie wszystkie dziewczyny z akademii są wzorem bystrości, ale mają wiele innych atutów.
- Nie wątpię. – Valentine spojrzała w stronę Narga. – Behemoth, możesz już wyjść. Ten brzydal już sobie poszedł. Po za tym jest dzień, i tak nawet cie nie zauważył.
- Dobrze mi tu. – I zaczął chrapać.
- Jak to możliwe, że spotkaliśmy to coś? Myślisz, że gdzieś w pobliżu znajduje się kryształ?
- Ja bym to nazwała fartem. No i w sumie potwierdzeniem, że w najbliższych okolicach bazy nie ma żadnych kryształów. One zwiększają szanse zdarzeń prawdopodobnych.
- Jak mechanikom idzie składanie samolotu dla mnie?
- Nie idzie. Pojedziesz do miasta pociągiem. Podróż może i zejdzie dłużej, ale będzie ci wygodniej zbierać informacje o planecie. Z tego co mówili tubylcy z wioski przy górach, najbliższy ma przejeżdżać jutro w okolicach zachodu słońca. Pojedziesz tam dziś, razem z wieczornym konwojem wracającym do kopalni. Przy okazji przeprowadzisz inspekcję.
- Od Yellow Line, tunele mi się źle kojarzą… Jak daleko jest od kopalni do torów?
- Około dwóch kilometrów. Zrobisz sobie mały spacerek. – Uśmiechnęła się szyderczo. - Na twoim miejscu poszła bym już się pakować. Do Khartum czeka cię co najmniej tydzień drogi.
- Nie bądź już taka miła. Wiem, że spławiasz mnie dlatego, że kapitan Trevor tu idzie. – Odgryzł się równie złośliwie.
- Zazdrosny?
- Pff! – Wells buchnął szczerym śmiechem. – Bawcie się dobrze. – Machnął ręką od niechcenia, na pożegnanie i powędrował w stronę bazy.
Trevor dobiegł do Valentine, chwilę zajęło mu złapanie oddechu.
- Kaz, gdzie ty się szlajasz? Pół bazy cię szuka! – Prawie wrzasnął.
- O co ci chodzi? Byłam na krótkim spacerze, dość mam już tej papierkowej roboty i siedzenia w laboratorium.
- Zergi.
Kaz Valentine zamarła na chwilę. Zerwał się mocniejszy wiatr. Przed oczami stanęły jej obrazy, gdy jeszcze jako kilkuletnia dziewczynka przeżyła inwazję Zergów na swoją rodzimą planetę. Pamiętała, jak by to było wczoraj. Ohydne, oblepione dziwnym śluzem kreatury, rozszarpujące wszystko co podeszło im pod… No właśnie, pod co?
- Jak to Zergi? Przecież ZCM wybił je do ostatniego, lata temu! – Powiedziała pełnym emocji głosem.
- Jak widać nie… Któraś z organizacji musiała zachować kilka jajek… Mogę założyć się, że to CA.
- Daj spokój, nie utrzymali by przy życiu swojej konkurencji, do tytułu „Największych Klęsk Żywiołowych Wszechświata”…
- Chyba masz rację… Mimo wszystko, musimy coś z tym zrobić! Kurwa, dlaczego przez tę pieprzoną planetę nie można skontaktować się z bazą… Mamy tylko trzydziestu marinesów. Nawet jeśli krasnoludy się dołączą, będzie nas tylko osiemdziesięciu…
- Musimy ostrzec Khartum. Jeśli kolonia Zergów się rozwinie, czeka nas powtórka z ziemi. Idę do centrum badawczego. Dowiem się, jak im idą pracę nad nowymi jednostkami bojowymi. Jeśli przyjedzie transport z węglem, przekaż im żeby podwoili dostawy. Gdy pojawią się chłopaki z siarką, przekaż, żeby zaczęli zwozić też piasek. – Skończywszy wydawać rozkazy, Kaz odeszła w stronę bazy.


Image


***

Ryghart był gotów do drogi. Spakował wszystkie niezbędne graty do pojemnego, wojskowego plecaka i zaczął się ubierać w podróżny strój. Założył na siebie spodnie moro w leśnym kamuflażu, czarny podkoszulek i kamizelkę taktyczną typu CIRAS, z logiem ZCMu przyczepionym do mapnika. No-dachi zawiesił z boku plecaka; do kamizelki, na lewym ramieniu, doczepił spory nóż myśliwski; w tylnej części oprócz camellback’a miał dziesięć noży do rzucania typu kunai; na udzie, umieścił kaburę ze starym Coltem.
- A ty co, z filmu o G.I. Joe się urwałeś? – Zakpił Behemoth.
- Zamknij się i choć. Za pięć minut odjeżdżamy.
Wells opuścił pokój i udał się do części magazynowej, gdzie właśnie kończono rozładowywanie transporterów z węglem. Na miejscu czekali na niego Kaz i Trevor.
- Tak się zastanawiam, co to było to duże coś, które mijaliśmy na placu? – pytanie do Valentine skierował Behemoth.
- Mech. Przynajmniej w teorii. – Odpowiedziała bez żadnych ogródek.
- Mech… Znam dwie definicje i nie pasuje ani do jednej, ani do drugiej.
- To prototyp mecha na silniku parowym. Krzemu i innych niezbędnych do odtworzenia zaawansowanej technologii mamy niewiele, a z Zergami czymś trzeba walczyć.
- Czekaj, czekaj. Chcesz mi powiedzieć, że planujecie zbudować armie mechów, żeby powstrzymać teoretyczną armię Zergów? – Wtrącił się Wells.
- Jednym z celów tej wyprawy, jest pokazać światu, że jeszcze nie zardzewieliśmy i potrafimy produkować oręż najwyższej jakości, niezależnie od warunków. Walka z Zergami będzie ciekawą reklamą.
- Będę mógł się jednym przejechać?
- Jeśli się spiszesz w tej misji, pozwolę ci dowodzić w natarciu na bazę wroga. – Mówiąc to Trevor klepnął Rygharta na pożegnanie w ramię i powędrował w stronę placówki badawczej.
Wells z Behemoth'em pożegnali się z Kaz Valentine i wsiedli do ruszającego właśnie transportera.

***

Transporter dojeżdżał właśnie do kopalni. Ryghart zdziwił się, kiedy pojazd zatrzymał się przed gołą skałą.
- Czemu się zatrzymaliśmy? – Zapytał kierowcy.
- Czekamy, aż otworzą bramę. Nigdy nie byłeś w krasnoludzkich kopalniach?
- Nie.
- Wejścia do naszych kopalni są tak dobrze maskowane, że czasami sami nie możemy ich znaleźć.
Nagle blok skalny odsuną się… kilka metrów w prawo od zaparkowanego transportera.
- A nie mówiłem? – Zaśmiał się kierowca.
Transporter wjechał do kopalni. i zaparkował w specjalnie wydrążonym parkingu. Wells był w szoku. To co zobaczył w żaden sposób nie przypominało kopalni z jego świata. Dziwne maszyny drążyły tunele, krasnoludy krzątały się dookoła z metalowymi skrzynkami przypominającymi przenośne panele kontrolne. Główne pomieszczenie kopalni było ogromne. Wydrążone na półkole o promieniu dwunastu metrów. Na samym środku znajdował się wielki otwór ciągnący się głęboko w dół. Wmontowane w ściany na całym obwodzie, metalowe piętra nadawały kopalni tonu placówki badawczej.
- Jak udało się wam to wszystko zbudować w tak krótkim czasie? – Zapytał Wells kierowcę gdy wysiadali z transportera.
- Wykorzystaliśmy odnalezioną jaskinię, dzięki temu wystarczyło ją tylko odpowiednio doszlifować. - Powiedział szczerząc zęby w uśmiechu. Po za tym mieliśmy sporo szczęścia. Kopiąc jeden z pierwszych tuneli natrafiliśmy na złoża krzemu. Dzięki temu mogliśmy zbudować w miarę sensowny komputer, a co za tym idzie, zautomatyzowaliśmy kopalnię. Oczywiście bez procesorów i płytek z układami scalonymi też byśmy dali radę, ale nie w tak krótkim czasie. Po za tym według przewodników od Akademii natrafienie na krzem było dość prawdopodobne. Nie sądziliśmy tylko, że nastąpi to tak szybko.
- Imponujące.
W tym momencie do krasnoluda podszedł dziwny mechanizm. Wizualnie przypominał skrzyżowanie kurczaka, robota i małego pieca. Podał brodatemu, chwytakiem, jakiś papier, poczekał na podpis i odszedł w stronę jednego z tuneli.
- Coś taki zdziwiony? – Zapytał krasnolud Wells’a. – To nasze drony. Może jeszcze nie latają, ale sprawdzają się znakomicie.
- Nie wątpię. – Odpowiedział Wells wodząc wzrokiem, za koślawo kroczącą maszyną. - Dużo ich macie?
- Chwilowo zaledwie trzy. Nie możemy sobie pozwolić na zużycie całego krzemu dla wygody. Choć, czas na kolację. Bert i Dert na pewno upolowali coś dobrego.

***

Pomieszczenie spełniające rolę jadalni, było dość dziwnym miejscem. Na środku stał wielki kamienny stół, a dookoła niego porozstawiane było około trzydzieści kamiennych krzeseł. Pod jedną ze ścian wydrążone w skale było coś przypominającego wielki piec. Nad nim widać było coś w rodzaju otworów wentylacyjnych. Po przeciwległej stronie stała sporych rozmiarów radiostacja służąca do kontaktu z bazą. Podczas kolacji zajętych była połowa miejsc przy stole. Bert podawał właśnie każdemu z siedzących potężne kawały mięsa, a Dert dolewał alkoholowego trunku do kielichów.
- Czyli z tego co zrozumiałem, za tą ścianą są tory, ale nie mogę tędy wyjść na pociąg, ponieważ nie chce się wam zrobić kolejnego przejścia? – Zapytał Wells krasnoludów siedzących przy wielkim kamiennym stole.
- Dokładnie tak. – Odpowiedział jeden z nich.
Wszyscy spojrzeli po sobie i wybuchli śmiechem, podobnie jak ściana oraz prowizoryczny piekarnik za nimi.
- Kuźwa! Ki diabeł rozdupcył nam kuchenkę?! – Wrzasnął jeden z krasnoludów.
- Popatrz, masz swoje przejście na pociąg. – Te słowa skierował do Wells’a kierowca transportera, klepiąc go przy tym po ramieniu.
- Dobry wieczór, przepraszamy, że przeszkadzamy w wieczerzy, ale nie mogliśmy znaleźć dzwonka. - Zaczął grzecznie Ehren – Nazywam się Urzu Ehren i przewodzę delegacją Chaotic Alliance. Czy to jest może placówka Zakonu Cienistego Mlota? Chciał bym rozmawiać z kimś z dowództwa.

***
Ben Trevor odwiesił słuchawkę telefoniczną. Wyglądał na bardziej zadowolonego, niż przestraszonego. W tym momencie do centrali weszła Kaz Valentine.
- I co?
- Zaprosiłem ich do bazy.
- Przyjdą?
- To się okaże. Informacja o Zergach i możliwej jatce bardzo ich ucieszyła.
Last edited by Taii on Fri Mar 01, 2013 7:18 pm, edited 2 times in total.
"Chłop kopiący ziemniaki, to proza realistyczna; chłop kopiący pomarańcze to fantastyka (lub schizofrenia); ziemniaki kopiące chłopa to Sci-Fi"
R. Kot
User avatar
Crow
Posts: 2584
Joined: Fri Aug 29, 2008 10:51 am

Re: Teoria Wzrostu

Post by Crow »

W czasie gdy Ehren szykował się do negocjacji z Zakonem, przed oblicze kapłanki Xellas przyprowadzono grupę poobijanych i spętanych ludzi.

- Złapaliśmy ich, gdy myszkowali w pobliżu Behemota – odezwał się najroślejszy z wojowników klanu Faron. – Musieli podążać naszym śladem od pewnego czasu.
- Śmią twierdzić, że są jakąś misją ratunkową – dodał niższy, którego skroń przyozdobiona była potężną szczęką wywerny.

Xellas spokojnym spojrzeniem zlustrowała jeńców. Ich ubrania były porwane, a twarze zmęczone i pokryte szybko rosnącymi siniakami. Wampirzyca pogładziła językiem swędzące dziąsła, zawieszając na chwilę wzrok na strużce krwi spływającej po muskularnej piersi całkiem przystojnego młodzieńca. Jeńców było sześcioro i choć byli mocno poobijani żaden z nich nie był śmiertelnie ranny. Gdyby udzielić im szybkiej pomocy, najstarszy z nich może nawet uniknąłby amputacji ręki.

- Powinniśmy wyrwać im kłamliwe języki – huknął rosły wojownik. - Pokryć stopy miodem i zakopać w kopcu gigatermitów.

W pojeździe panowały niemiłosierne upały. Mimo to dało się odczuć, że temperatura drastycznie wzrasta.

- Utnijmy ich głowy i wyślijmy do Khartum, jako znak nadchodzących zmian! – pierwszego wojownika przekrzyczał ten ze szczęką.
- Albo do klanu pustynnego rekina, by przyłączyli się czym prędzej do walki z uzurpatorem - podchwyciła kobieta z włosami ufarbowanymi na czerwono.
- Rzućmy ich lepiej na pożarcie wywernom, przynajmniej będzie z nich jakiś pożytek.
- Dobra, dobra, ale obiecaliście mi ucho każdego z nich. – Szyję najniższego z wojowników zdobił długi sznur na który nawleczono przynajmniej tuzin ludzkich uszu. – Beze mnie nigdy byśmy ich nie znaleźli to i należy się!

Wojownicy klanu Faron przekrzykiwali się, wymyślając coraz to okrutniejsze przeznaczenie dla jeńców. Gestykulowali przy tym coraz bardziej namiętnie i wkrótce woj z naszyjnikiem już dobywał noża, by zagwarantować sobie zasłużone trofeum. Dla Xellas było jasne, że ma tylko chwilę na zmienienie toru zdarzeń, nieuchronnie biegnącego do linczu jeńców. Z błogosławieństwem kapłanki czy bez.
User avatar
Xellas
Posts: 313
Joined: Sun Jan 04, 2009 12:23 am
Location: Gdańsk - tu gdzie smoki chodzą koło Fontanny Neptuna

Re: Teoria Wzrostu

Post by Xellas »

Przewroty w celu ustalenia władzy w plamieniach nie są niczym nadzwyczajny, ot zwykła kolej rzeczy. Tradycja można by powiedzieć. Co chwilę, jakiś wojownik usiłuje wyzwać wodza jeśli tylko stwierdzi, że ten już nie ma odpowiedniej siły. Dla plemienia najważniejsze jest, aby prowadził ich ten najlepszy. Dlatego pozostałe plemiona nie specjalnie przejęły się opowieściami o demonach i wampirach - w końcu, kto by uwierzył w takie brednie? Prawdopodobieństwo historii zostało dodatkowo podważone przez wysłanników z rzeczonego plemienia, opowiadających o nowym światłym wodzu i jego szlachetnym zamiarze odbicia zagarniętych bezprawnie ziem!

---

Xellas poruszyła się z cichym szelestem nowej szaty.
- Ich życie należy teraz do mnie, czy ktoś chce podważyć to prawo? - nie podniosła głosu, zapytała cicho, spokojnie, ale i tak jej słowa odbiły się echem.
Wojownicy zastanawiali się chwilę, widzieli na czym kapłanka wróciła z nocnej potyczki i na czym wyruszyła z dzisiejszą wyprawą. Część z nich widziała jak zbiegała po pionowej ścianie pojazdu, jak pozbywała się potworów stojących jej na drodze. W dalszym ciągu widzieli małą Nargę, którą trzymała na rękach, pozostałe z wielką samicą spały w jej komnacie.

Wojownicy, którzy poszli z nią tego dnia na wyprawę w poszukiwaniu innych bestii, mieli też okazję widzieć jak przecięła za pomocą ruchu dłoni drzewo, drzewo, którego sześciu rosłych wojowników nie mogło objąć. A wszystko dlatego, że nie znalazła więcej bestii.

- Robię się głodna... - wampirzyca przewróciła oczami.

Nie, żaden z nich nie zamierzał rzucać wyzwania Kapłance.

- Nie najwyższa! - czerwonowłosa wojowniczka, uderzyła ręką o pancerz.
- Składamy Ci ich w ofierze! - wojownik ze sznurem uszu rzucił się na kolana, po nim zrobiła to reszta.
- Spisaliście się doskonale, jestem z was nawet zadowolona - uśmiechnęła się - kiedy nasza walka będzie skończona będziecie mieć tyle trofeów, że nie będziecie mieć siły ich nosić, ci ludzie przysłużą się naszej sprawie, potrzebujemy ochotników - spojrzenie, którym obdarzyła jeńców usatysfakcjonowało wojowników.

- Przynieście tu jadło dla nas wszystkich, a w tym czasie przygotujcie ich tak, żeby byli czyści i nie obrażali mojego wzroku. - zwróciła się do grupy swoich przybocznych ludzi, po chwili zastanowienia dodała - Użyjcie do tego łaźni wodza, dzięki jego sile jego woda, oczyści ich z wszelkiego plugastwa.

To nie tak, że chciała zrobić Ehrenowi i Jamesowi na złość, ale w swoim basenie, nie życzyła sobie towarzystwa, a we wspólnej łaźni prawdopodobnie nie było to zdrowe, chociaż wszyscy wojownicy naprawdę dbali o higienę, to jednak nie zrozumieli do końca idei wymiany wody, chociaż James naprawdę im to tłumaczył wielokrotnie. Dla swoich przywódców robili to regularnie, czasem ze zbyt dużym zapałem, sami najwyraźniej nie czuli się wystarczająco godni.

Xellas siedziała na wielkich poduszkach, popijając herbatę z filiżanki. W pomieszczeniu, które wybrała na salon, panował przyjemny półmrok. Pokój ten posiadał dwie pary drzwi - jedne za wampirzycą, drugie, którymi wprowadzono jeńców - było niedaleko łaźni, więc panowała w nim znośna temperatura, pomimo braku okien.
Ekipa ratunkowa czysta i opatrzona, siedziała po przeciwnej stronie stołu, nerwowo przyglądając się każdemu wojownikowi, którego widzieli, wampirzyca wspaniałomyślnie nakazała zostawić ich samych.
- Więc jesteście misją ratunkową? Jak to się stało, że zgubiliście się na pustyni?
"Oh Xellas, bo przy Tobie nie idzie patrzeć na cycki, kiedy trzeba całą uwagę skupić na Twoich rękach i na tym, co aktualnie w nich trzymasz"
Satsuki

"To nie zjazdy robia sie do dupy. To wy normalniejecie na starość."
Korm
User avatar
Windukind
Posts: 1125
Joined: Fri Aug 29, 2008 12:53 pm

Re: Teoria Wzrostu

Post by Windukind »

Klany mogły akceptować władzę silniejszego. Jednakże wciąż na ich czele stali ludzie, którzy w żaden sposób nie miali zamiaru oddać przywództwa, jakąkolwiek światłą postacią mógłby być nowy wódz. Tak, więc cztery najsilniejsze plemiona zjednoczyły się, aby przygotować zasadzkę i rozpuściły zwiadowców w okolicy. Na ich czele stanął Żaber Ko, legendarny ze swojej przebiegłość, podstępów, preferencji do trucizn i wlewania ich do źródeł. Sprowadzono też szamanów, aby sprawdzili wysłanników testem na opętanie, niestety żaden z nich nie przetrwał sześciu godzin w rozpalonym piecu. Dwa słabsze klany, których rada nie czuła potrzeby wojny spakowały swój dobytek i ruszyły na wschód ku morzu w celu przeczekania okresu rozlewu krwi. Ostatni z nich zignorował zagrożenie, wierząc, że jego osada położona w bardzo trudnym terenie nie będzie łakomym kąskiem dla wroga.
---------------------------------------------------------------------------------

Zergi nigdy nie miały na celu eksportu kryształów. Był to raczej surowiec to karmienia roju. Jakimś dziwnym trafem, może poprzez nagromadzenie w ich dna złych genów, kryształy przyśpieszały ewolucję. Znalezienie jednego pozwalało wejść rasie na wyższy poziom rozwoju. Wylęgarnia, do której dostarczono kryształ zaczęła przeistaczać się w jeszcze potężniejszą biomasę. Rozległo się bulgotanie i litry śluzu wypływały z kanałów na powierzchnię. Powstawało Leże dla nowych istot. Stephano przypuszczał, że wkrótce może pojawić się zagrożenie, a co mogło je lepiej zatrzymać niż Infektory. Jego potężni słudzy, Nadrządcy lewitujący kilkanaście metrów nad ziemią przeczesywali teren w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak agresywnych form życia, a jeden z nich odnalazł nowe miejsce na kolonię. Truteń w towarzystwie Speedlingów już tam podążał. A rój ciągle drążył nowe i nowe tunele.
---------------------------------------------------------------------------------------

- Minęła właśnie ósma . Nazywam się Elżbieta Trake, to „Okno Khartum”, najbardziej opiniotwórczym program w stolicy, transmitowany na całą planetę. Witam Państwa – kamera zrobiła zjazd z prowadzącej, aby objąc całe studio – dzisiaj będziemy mieli przyjemność porozmawiać z Arrain Volage, kobietą która w ciągu jednego trafiła na okładki wszystkich czasopism kobiecych. Witaj Arrain.
- Dobry wieczór Elżbieto, witam Państwa - negocjatorka Psiej Ligi z uroczym uśmiechem skinęła głową w kierunku publiczności.
- Muszę przyznać, że rozbrajasz mnie Arrain. W ciągu całego dnia widzieliśmy Cię na rozmowach z przedsiębiorcami i organizacjami pozarządowymi, a nie mogę dojrzeć ani odrobiny zmęczenia.
- Moja praca jest moją pasją i dodaje mi sił. Poza tym uczciwie jaka dziewczyna nie byłaby podniecona wystąpeniem przed taką publicznością.
- Skromna, niesamowite – prowadząca pochyliwał się ku rozmówczyni – od wczorajszych wystąpięń stałaś sie inspiracją dla kobiet w mieście. O twoim życiorysie i kreacjach piszą prawie wszystkie magazyny w mieście. Dziewczyny wprost oblegają krawców, aby móc założyć na siebie to czym ciągle olśniewasz nas na scenie. Prawdopodobnie właśnie przyniosłaś nową modę, opowiedz coś o tym.
- Wygląd dużo o nas mówi i jest bardzo ważny w tym, co robię, a jednocześnie hobbistycznie zajmuję się tworzeniem nowych krojów. Tak więc przywiozłam kilka pomysłów ze sobą i połączyłam je z lokalnymi stylami. W tym co noszą panie na Coddar spostrzegłam niezwykłą siłę, surowość, ale jednoczesną tęsknotę za romantyzmem. Jeśli znajdę tylko chwilę, myślę, że otworzymy lokalne linię, która zajmie się produkcją na planecie, a może w przyszłości też eksportem. Dodatkowo należy zwrócić uwagę, że wielu mężczyzn spędza dnie i noce szukając kryształów, kiedy prawdziwe diamenty czekają na nich w domu. Na pewno znajdzie się w nowym przemyśle wiele miejsc pracy dla Pań.
- Damska część Khartum na pewno będzie śledziła wszelkie wiadomości na ten temat. Właśnie, muszę Cię zapytać – Elżbieta zerknęła na kartkę – wielu ludzi zaniepokojonych jest faktem iż Psia Liga zachęcą młodych do opuszczenia planety.
- Myślę, że należy uszanować ich wolną wolę. Ale mogę też uspokoić, że to na razie pieśń przyszłości. Musimy wpierw ustabilizować sytuację na planecie i tutaj przede wszystkim będą mogli znaleźć dużo ofert pracy. Nie mówię tylko o kopalniach. Jeśli zaś dołączą do Psiej Ligi i wyjadą na szkolenia to zawsze będą mogli wrócić i kontynuować nasze działa na Coddar, co więcej będą mogli tu sprowadzić też nowych mieszkańców, co powinno przynieść korzyści planecie.
- Dzisiaj na kanale KNTV będzie lecie program o zbrodniarzach wojennych. Czemu Psia Liga chce pokazać nam ten materiał.
- Jestem bardzo smutne, ale musimy informować o działaniach niektórych organizacji, które pojawiły się na planecie. Część z nich nie ograniczają zasady moralne, a oni sami nie stronią od rozwiązań siłowych i szerzenia chaosu. Przykładem było zalanie Shiroue i śmierć milionów niewinnych istnień.
- Czas nam się kończy, czy jest coś o czym chciałabyś nam powiedzieć Arrain?
- Proszę śledzić wiadomości, rozmawialiśmy dzisiaj z przedsiębiorcami oraz związkami zawodowymi. Możemy mieć kilka miłych niespodzianek w najbliższej przyszłości, zapraszam też do śledzenia mnie lokalnych portalach społecznościowych.
We do not sow


Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
User avatar
Raflik
Posts: 162
Joined: Sun Jan 04, 2009 4:43 pm
Location: #care

Re: Teoria Wzrostu

Post by Raflik »

Kiedy wieczór powoli roztaczał szarzyznę nad stolicą, grupa CA ponownie rozdzieliła się, aby kontynuować karczemną krucjatę. Pomimo upłynięcia trzech dni od postawienia stopy na powierzchni planety, sytuacja zaczynała męczyć Raflika. Zdecydowanie był wojownikiem a nie dyplomatą. Jedno lub dwa prowokujące słowa, zdolne podburzyć lud, kilka podpuszczeń aby wyzwolić pierwotne ludzkie odruchy, to przydaje się w walce na śmierć i życie, gdzie sprowokowany przeciwnik dopuszcza się błędów, z których przegranie pojedynku jest najmniejszym kosztem, jednak jest niewystarczające w polityce, gdzie trzeba umiejętnie podgrzewać nastroje tłumu, a takiej delikatności zdaje się wojom CA brakuje. Owszem pomysł przedstawienia Psiej Ligii jako potencjalnego oprawcy był niczym ogień dla tych, którzy balansowali na granicy godnego życia, i sami Chaotikowcy zadziwili się szybkością rozprzestrzenienia się informacji. Już drugiego dnia mogli raczej przytakiwać nieco przerobionym, ale zgodnymi z wypuszczonymi przez nich „faktami” w zupełnie innej dzielnicy Khartum. Wieść rozprzestrzeniała się jak ogień na słomie, ale równie szybko się wypalała. Raptem parę tandetnych szmatławców zostało „przypieczonych” i umieściło na swoich stornach stosowne informacje, traktując je jednak bardziej jako oręż w własnej wojnie przeciwko monopolowi mediów państwowych, zwłaszcza teraz, gdy pojawił się obcy gracz, któremu władza od razu przyklasnęła i pozwoliła wykupić całą stację, niż aby podsycać ogień potencjalnej rewolucji, jednak tego ognia było za mało aby pięknie „obsmażyć” i podać potrawkę „Władza w sosie własnym po przewrotowemu”. Powtarzanie tego samego, w miejscach typu podrzędna speluna nie miało sensu, gdyż od razu mogliby uznać przedstawicieli CA za natrętnych oszołomów lub innych fanatyków religijnych, a takich jak wiadomo ignoruje się totalnie. Również oczernianie wymyślonymi ciekawostkami nie wchodziło w grę, gdyż nic tak nie ostudzało zapędów jak fakty rzucone w twarz i uświadomienie sobie iż pozwoliło się wcisnąć kit. Manipulacja istniejącymi wydarzeniami może była i Raflikowi na rękę ( - Słyszeliście, chcą wywozić młodych i zdolnych z planety, nie dbając o rozwój i dobrobyt planety, a jak nachapią się ludźmi których potrzebują, zwiną manatki i tyleście ich widzieli) na tyle iż nie dało się jednoznacznie „ubić” takich informacji, ale to ciągle było za mało. Jakiś niepodważalny dowód ewidentnie rabunkowej ekspansji Psiej Ligi na tym cholernym padole, który winien stać się kolejną podbitą przez CA planetką…


Z powodu potrzeby uświadamiania coraz szerszych kręgów, tej nocy zdecydowali uderzyć do karczm znajdujących się w dzielnicach, w których widmo ubóstwa było oddalone o jakąś dekadę, a więc bywalcy zajazdów byli bardziej sceptyczni. Oczywiście znaleźli się wśród nich nacjonalistyczne ksenofoby, niemniej większość ceniła sobie spokojne, statyczne życie, póki pieniędzy starczy ponad gwałtowną i krwawą jego zmianę – to zrozumiałe, te osoby ciągle miały za dużo do postawienia na szali. Co nie było dla Rafla zrozumiałe to ponure spojrzenia posyłane w jego stronę, i delikatne acz stanowcze prośby do opuszczenia lokalu, a przy spacerze po ulicach wracające z wieczornych spacerów matki poganiające swoje dziatki na sam widok Genreała . Rafl wyczuwał atmosferę i zdawał sobie sprawę iż nie jest tu mile widziany. Chętnie pokazałby gdzie ma zdanie okolicznych mieszkańców, jednak nie przysłużyłoby się to w wersji „duża zła Psia Liga bierze od tyłu mieszkańców Coddar i gnoi biedne CA”. Nie wiedział iż dzisiejszego popołudnia stał się gwiazdą drugorzędowego kanału telewizyjnego, jako wielki, zły i okropnie brzydki pan umazany ketchupem wymachujący mieczem z pianki poliuretanowej nad leżącymi ludźmi z charakterystycznie wyglądającymi oczami w postaci dwóch „x”-ów (no co? W końcu popołudniowa godzina emisji i trzeba było spełnić wymagania odnośnie najmłodszej widowni) którego jednak ktoś tam oglądał, zwłaszcza niewiasty cierpiące na nadmiar czasu, toteż one najczęściej reagowały w tenże sposób.

Nie chcąc prowokować jakiś scen, pozwoliwszy swojej załodze rozejść się po nieco bogatszej okolicy, sam Raflik wrócił do najbiedniejszych dzielnic.



Sława, nawet zła, ma to do siebie iż często prowokuje pewne wydarzenia, które okazują się mieć kluczowe znaczenie w przyszłości, zwłaszcza na tej planecie, gdzie wszelakie zdarzenia „prawdopodobne” były wręcz dublowane.
Wychodząc zza rogu obdrapanego budynku, na szerszym placyku, słabo oświetlonym przez okoliczne latarnie, czekał na niego „komitet powitalny”
Tych kilku zbirów mogli sobie darować, wyglądali najwyżej przeciętnie, pomimo uzbrojenia w pałki i metalowe rurki. Prawdziwe wrażenie robił mężczyzna, który był wręcz idealistycznym wyobrażeniem „goryla”, ubrany w dobrze skrojony garnitur, ponad dwumetrowy kolos z śmiesznym melonikiem oraz z łapami jak miech kowalski uzbrojonymi w ozdobne kastety. Generał ledwo rozpoznał gościa który tak bardzo pomógł mu te kilka dni temu w karczmie, wydawało się iż przypadkowo, ale jak widać przypadek upodobał sobie omijanie Coddar szerokim łukiem.
Na czele „komitetu” stała kobieta, ubrana w obcisły ciemny kostium, z dwoma zgrubieniami na wysokości ud, zapewne bronią, której Rafl nie był w stanie teraz rozpoznać, narzuconą na wierzch opływowego kostiumu (swoją drogą nie ukrywającego obfitych kształtów, ani nawet przeciętnych, jednak dalej szło rozpoznać iż JEST TO kobieta) kamizelką i albo krótkimi włosami, lub długimi spiętymi w kok, Chaotik nie był w stanie rozpoznać gdyż twarz kobiety przykrywała maska, ni to kota, ni królika, ni lisa (chociaż to powinien być ten sugerując się nazwą „kitsune”) przy okazji przysłaniając włosy. Nieznajoma ruszyła kilka kroków w przód, i dumnym głosem przywitała przybysza
- Generalissimus Chaotic Aliance, Raflik… Odpowiedzialny za śmierć tysięcy, jeśli nie milionów dowódca, wojownik, użytkownik magii wody. Jego bezlitosne armie sieją pożogę i zniszczenie gdzie tylko się pojawią, a tam gdzie stanie jego stopa, źdźbło trawy już nie urośnie… Chociaż z tym ostatnim to w tym programie przesadzili – powiedziała z lekką ironią spoglądając na przydeptaną kępkę trawy wyrastającej spomiędzy zaniedbanego chodnika kilka kroków za Raflikiem, po której ten zapewne przeszedł.
- Jesteś dobrze poinformowana… Pani…? – Raflik delikatnie przysunął rękę do miecza, spodziewając się iż jakaś grupa domorosłych bohaterów sprawiedliwości postanowiła ukrócić jego niecne postępki, i zapewne pofatygować się do Psiej Ligi po jakąś ewentualną nagrodę. Kobieta dała znak dłonią sugerujący „spokojnie, porozmawiajmy” i kontynuowała
- Pani Minea… z „krwawiących kamieni”, aktualnie największego… - tu zatrzymała na chwilę głos, po czym dalej z wyczuwalną nutka dumy i ironii kontynuowała – drugiego największego, zaraz po przedstawicielach rady gangu Khartum. Chcielibyśmy móc skorzystać z Twojego doświadczenia, i wynająć Cię na pewien okres.

Raflik uśmiechnął się paskudnie, TEGO właśnie mu było potrzeba…
User avatar
Crow
Posts: 2584
Joined: Fri Aug 29, 2008 10:51 am

Re: Teoria Wzrostu

Post by Crow »

WWWObraz na kineskopie zamienił się w poziomą kreskę, która przekształciła się w szybko znikający na ciemnej powierzchni jasny punkt. Crow wyłączył odbiornik zaraz po Oknie Khartum i Największych Przestępcach. Wydźwięk audycji pani Trake wzbudził w nim spore wątpliwości. Czy przypadkiem w zabieganiu i wirze pracy Windukind i Arrain nie przeoczyli kluczowych aspektów życia w Khartum? Prelekcja na Akademii mogła poruszyć fantazję pełnych gorącej krwii młodzieniaszków, a przedstawiciele biznesu wychodzili z spotkań z Psioligowcami zacierając z zadowoleniem ręce. Do kogo jednak były skierowane kapitalistyczne wizje, przedstawiane przez przybyszów z Shiroue? Kogo chcieli zachęcić planami otwierania nowych etatów? Ze względu na absurdalną cenę kryształów praca w Khartum miała niską wartość. Przedstawiciele pierwszej i drugiej generacji żyli na tyle dostatnio, że poza obecnym u nielicznych aspektem samorealizacji nie odczuwali potrzeby działalności zarobkowej. Wartość pracy pozostałych była, poza kilkoma pełniącymi najbardziej prestiżowe funkcje w mieście, znikoma. Rektor podejrzewał, że harując przez rok osiem dni dziennie w zakładzie tkackim Psiej Ligi można by przedłużyć swój pobyt w mieście o kilka dni. Stojąc przed taką ofertą, większość obywateli Khartum wybierała pasywne rozwiązanie, zakorzenione głęboko w tradycji i kulturze. Implementacja niektórych pomysłów Windukinda wymagałaby całkowitego przebudowania systemu gospodarczego i społecznego planety. A ten mógłby powstać tylko na dymiących ruinach obecnego.

WWWRytmiczne tykanie zegara w gabinecie przerwało pukanie do drzwi. Chwilę później, uchylając je jedynie tyle ile było niezbędne, do pomieszczenia wślizgnęła się asystentka.
W- Mógłbym Ci kiedyś wymyślić jakieś imię – zażartował rektor na powitanie.
W@@Kobieta jedynie przewróciła oczyma, ignorując zaczepkę i położyła na biurku przewiązaną czerwoną taśmą teczkę.
W- Inspektor Xavier wysłał do nas kopię raportu w sprawie zaginięcia ekspedycji ratunkowej – wyjaśniła. - Rada jest coraz bardziej paranoiczna w kwestii Chaotic Alliance i inspektor prosi nas o pomoc w interpretacji zgromadzonych faktów.

WWWMężczyzna za biurkiem skinął głową. Widać w niektórych kręgach działania Psiej Ligi padały jednak na podatny grunt.
W- Co ciekawe – dodała kobieta - podobną prośbę wysłał też do Psioligowców.
WWWGdy Crow jej podziękował zwinnie wyślizgnęła się na korytarz.

W- Trzeciego dnia po dotarciu do Arachai ekspedycji udało się zlokalizować wrak lądownika Chaotic Alliance. – Rektor rozpoczął lekturę dokumentu. – Zgodnie z przypuszczeniami Academii Omnes Artes Feminarum na miejscu nie odnaleziono żadnych zwłok i najwyraźniej przybysze wyszli z zdarzenia bez szwanku.

WWWEkspedycji ratunkowej udało się trafić na trop rozbitków i ruszyli ich śladem w kierunku Faron. Wbrew oczekiwaniom członków wyprawy nie udało się tam nawiązać kontaktu z członkami klanu Farron. W osadzie widoczne były ślady walk i najwyraźniej klan porzucił to miejsce. Tu Kallain Midrange, główny medyk i dowódca wyprawy, postanowiła rozdzielić grupę. Sześć osób, razem z Midrange, miało ruszyć wzdłuż starożytnego szlaku kolejowego. Reszta miała podjąć trop, który kierował się nieco bardziej na wschód, w kierunku siedziby klanu pustynnego rekina. Przez kilka dni Midrange donosiła, iż mimo braku konkretnych dowodów jest coraz bardziej przekonana, że jej grupa porusza się we właściwym kierunku. W poniedziałek, bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia, kontakt został zerwany.

WWWCrow zanurzył czubek pióra w kałamarzu i rozpoczął pisanie opinii, o którą prosił Xavier. Miał nadzieję, że Ehren i spółka nie odstawią tu jakiejś Daenerys... Daleko na południe tymczasem, od samej Kallain, Xellas usłyszała tą samą historię.

W- Być może postąpiliśmy nieco nierozważnie – kobieta kończyła swoją opowieść. – Byliśmy gotowi na ataki dzikich zwierząt, ale nie spodziewaliśmy się tak wojowniczego klanu jak Farron tak daleko na północ. Z pewnością nie – kobieta przygryzła wargę – ‘zgubiliśmy’ się na pustyni, a peleryny maskujące nosiliśmy odkąd w pobliżu zaobserwowaliśmy stado Zingore.

WWWKallain była jedynym członkiem ekspedycji, który rozmawiał z Xellas. Dwóch ludzi było zbyt ciężko rannych, by skorzystać z jej grzecznego zaproszenia do stołu. Po opatrzeniu ran zostali ułożeni na łóżkach polowych. Dobrze zbudowany młodzieniec milczał, zaciskając zawistnie zęby, a ostatnia kobieta była chyba zbyt przestraszona. Opowieść pani doktor brzmiała wiarygodnie. Mimo dobrych intencji była jednak dla ekspedycji Chaotic Alliance pewną przeszkodą. Wariant opowieści o potężnym nowym wodzu zaczynał triumfować wśród części przynajmniej klanów nad wariantem z kąpiącą się w krwi wampirzycą. Pod pieczą Koronony rusznikarze klanu wprost prześcigali się w demonstrowaniu kolejnego, bardziej śmiercionośnego, wariantu broni. Do tego dochodziła hodowla wywern, prowadzona przez nią samą. Nie było potrzeby by cały świat od razu wiedział, jak dobrze CA się powodzi tu na południu…


WWWNa wschodnim kontynencie był już późny wieczór i w końcu temperatura spadała poziomu, który można było tolerować. Maczer włożył własnoręcznie wykonaną zakładkę między kartki oprawionej w czarną skórę książki i szykował się do spoczynku. To był pracowity dzień, a klimat Coddar był dodatkowym obciążeniem dla organizmu. Tej nocy jednak miało nie być odpoczynku dla potępionych.
W- Maczer! – Demuslim bez pukania wpadł do pokoju anioła. Na jego twarzy, jak zwykle, malował się trudny do zinterpretowania uśmiech – Pod koniec zmiany w naszej kopalni znaleziono kryształ!

WWWCA w stolicy wcale nie wiodło się dużo gorzej niż temu na pustyni, a nocne snucie się po knajpach miało liczne zalety. I tak, już wkrótce jeden z podwładnych Raflika miał generalissimusowi donieść opowieść pewnego mężczyzny. Twierdził on, iż szwagier znajomego jego brata pracuje w kopalni Psiej Ligi i że znaleziono tam dziś kryształ. Prawdę powiedziawszy nie był to pierwszy, ani drugi, raz, gdy ktoś opowiadał o podobnym odkryciu. Plotki o odkryciu ziem bogatych w kryształy obiegały miasto kilka razy każdego dnia. Raflik każdą taką opowieść odnotowywał jednak z uwagą. Nigdy nie wiadomo, kiedy wśród plew znajdzie się ziarnko prawdy.
User avatar
Maczer
Posts: 523
Joined: Wed Jan 07, 2009 4:51 am

Re: Teoria Wzrostu

Post by Maczer »

- Echh – ciężko westchnął Maczer – trzeba działać.

Zerwał się topornie z łóżka. Pomasował skronie, po czym stanowczym głosem zaczął zarządzać.

- Przygotuj dwa SUVy. W każdym chcę mieć pięć Kłów. Żadnych obcych. Pierwszy pojedzie zaraz, północnym obwodem głównej trasy, drugi natomiast...

Skrzydlaty spojrzał na zegarek. Dochodziła ósma wieczorem.

- Jeśli wyślemy go za osiem godzin oba spotkają się przed Khartum pojutrze o 16.
- Środek dnia –
głośno pomyślał Demuslim – Miasto będzie zatłoczone.
- Dokładnie. Abstrahując od agresywnych działań tego munchkina od Windu, nie wiem
– wzruszył ramionami – może słusznych, to nie jesteśmy tutaj jakimiś najeźdźcami. Jeśli ktoś ukierunkuje na nas agresję w samym Khartum, to chcę aby cała planeta widziała że się tylko bronimy.
- Święte prawa własności. Nie zapominaj jednak, że powszechne są tu nagłe zmiany właścicieli kryształów.
- Więc miejmy nadzieję, że munchkiny z centrala załatwią nam pozwolenie na wylot po cichu, i że nikt się nie dowie co wieziemy.
- OK. Dam im sygnał –
Demuslim miał już wyjść ale w ostatnim momencie zatrzymał się – Którym transportem pojedziesz?

Maczer ładował właśnie magazynek do ręcznego boltera.

- Pierwszym oczywiście – odpowiedział skrzydlaty.
- A który będzie miał ładunek? - Maczer tylko spojrzał na taktyka nie unosząc głowy.
- Doprawdy – uśmiechnąl się Demuslim. - Głupie pytanie to było. Idę skontaktować się z centralem.
- Poproś Windukinda aby przygotował jakieś powitanie transportera z głównego szlaku. Jeśli gdzieś nas zaatakują to będzie to kilometry przed miastem.
- Good luck, have fun.


Demuslim wyszedł a Maczer zabrał się za swojego power-axe-a. Miał chwilę na trening zanim Kły się zbiorą do wyjazdu.
Last edited by Maczer on Wed Feb 27, 2013 4:39 pm, edited 1 time in total.
Dalej sie uciec chyba nie dalo. Ale to i tak nie pomoglo =]
Locked