Teoria Wzrostu
Re: Teoria Wzrostu
James gwałtownie poderwał głowę, która osunęła się niemalże na kierownicę.
Pickup, wraz z pasażerami, i nadal nie znużoną Karmazillą robił właśnie trzecią rundę wokół miasta, pokonując niemalże tą samą trasę za każdym razem. Mężczyzna zdążył w międzyczasie ułożyć pięć alternatywnych list zakupowych, połatać przeciekającego Kła, ułożyć plan odpłacenia tym skurczybykom co umieścili Ven Dettę w tej niecodziennej sytuacji i, jak widać wyżej, zdrzemnąć się.
---
Caibre spędził większość lotu śniąc.
O kryształach, które śpiewały.
Pickup, wraz z pasażerami, i nadal nie znużoną Karmazillą robił właśnie trzecią rundę wokół miasta, pokonując niemalże tą samą trasę za każdym razem. Mężczyzna zdążył w międzyczasie ułożyć pięć alternatywnych list zakupowych, połatać przeciekającego Kła, ułożyć plan odpłacenia tym skurczybykom co umieścili Ven Dettę w tej niecodziennej sytuacji i, jak widać wyżej, zdrzemnąć się.
---
Caibre spędził większość lotu śniąc.
O kryształach, które śpiewały.
Last edited by Caerth on Tue Jun 11, 2013 12:21 pm, edited 3 times in total.
My soul is still the same
But it has many names
But it has many names
Re: Teoria Wzrostu
James zahamował ręcznym i gwałtownie skręcił. Tak, że przy otworzeniu drzwi po prostu wysiadł z samochodu i stanął na drodze rozjuszonej Karmadzilii.
-Oooo teraz się obudził, że jednak chce walczyć - Marka prawie zatkało, ale za dużo miał już krwi na sobie, a nieznajomy najwidoczniej nie przejmował się pasażerami. Psio Ligowiec wprost przeciwnie. Szybko zajął miejsce na kierownicy i ruszył do przodu. Trzeba było znaleźć pomoc. Spokój, spokój, powtarzał w myślach. – Vendetto gdzie ma my jechać?
- Zawracaj – burknęła przewodnicząca.
- Co? – ledwo ją słyszał przez pęd wiatru i otwarte okno.
- Zawracał durniu.
- Zwariowałaś? –
- Podaj się testowi sprawiedliwości.
- Nie masz o niej żadnego pojęcia, ale spoko rozumiem budowanie popularności na straszeniu i pielęgnowaniu ksenofobii - Marek rozejrzał się, jest w lesie. Przejechali już kilka kilometrów i czas zaczął się kończyć. Co może znaleźć w lesie? ….. Tartak! Trochę dalej spostrzegł rzędy wyciętych drzew, a wśród nich budynki. Zatrzymał samochód z piskiem opon tuż przed pierwszym z nich. Na tartaku zdarzał się poważne wypadki. Musieli mieć odpowiedni sprzęt ratunkowy. Wyskoczył z pojazdu i dopadł pierwszego zdziwionego drwala.
- Przynieś apteczkę, wieziemy ciężko rannego.
Pracownik wciąż był lekko zaskoczony, ale lekkie potrząśniecie skierowało go po pomoc medyczną.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Leniwe chłopaki – znów zażartował Demuslim.
- Trochę – odpowiedziała Hebi.
Zapadła cisza. Taktyk Psio Ligowców spojrzał jej w oczy. Poczuła chwilowe mrowienie w palcach.
- Jesteś demonem.
- Nie.
- Jednym z trzech głównych zadań Kłów jest ochrona przed potężniejszymi stworami, więc specjalizujemy się w ich wykrywani – przerwał, widział, że nie wie, co mu odpowiedzieć, nie mógł odczytać emocji - Wybacz nie jestem, jak nasi negocjatorzy. Mówię prosto, co myślę.
- Czyli?
- Że może masz lata doświadczenia, ale zero wiedzy o kopaniu.
- Mam Antlanta.
- Nawet większość z bogów nie ma nieograniczonej wiedzy. To co widzę i to co powiedzieli nam ludzie, to że praca nie ruszyła ani o krok.
- Przyjechałeś mi to wytknąć?
- Nie. Jesteś demonem – pochylił się bliżej- ale wyglądasz na dobrego. Więc pozostaje mi przeprosić i zaproponować współpracę….
- Mogę wysłuchać.
- Mamy pełne zaplecze, dostawców , sprzęt, ludzi, plannerów a nawet odbiorców na to, co wykopiemy dodatkowo. Całe zaplecze, którego nie masz, a którego zdobycie Ci trochę zajmie i będzie kosztowało. Poza tym zapewniamy też rozrywkę, jeśli kiedyś odwiedzisz naszą bazę.
- A co w chcecie w zamian?
- Abyś Ty i Twój przyjaciel podzieli się z nami częścią swoich umiejętności.
- Aha!
- Nie mamy wszystkiego, co chcielibyśmy mieć. Na pewno byś się przydała. Czy jest jeszcze coś czego chcesz?
------------------------------------------------------------------------------------
Odkąd odnowiono teatr Papilot stał się centrum kultur Khartum. Każdego dnia można była przyjść, aby wziąć udział w prezentacjach, debatach , sympozjach. Dzięki pośrednictwu Psiej Ligi, która już od pierwszych dni obecności w stolicy stawiała kontakty z organizacjami pozarządowymi grafik spotkać był wypełniony po brzegi. Symbioza, z której korzystał też rząd. Wreszcie część frustracji i kreatywności znajdywała ujście w ideach łączących ludzi w celu rozwiązania problemów. I ten dzień miał przynieść nowe owoce współpracy.
- Witam serdecznie. Nazywam się Cyris Kurejko i reprezentuje Psią Ligę. - Cyris poprawiła okulary i rozejrzała się po pełnych trybunach. Ostatnie trening z Arrain przyniosły rezultaty, zaczęła bardziej dbać o zdrowie a to również skutkowała wzrostem pewności siebie. – Zapewnie zastanawiają się Państwo, co to dokładnie jest to tajemnicze „Nitro”, o którym tak szumnie na forach społecznościowych. Od dłuższego czasu otrzymaliśmy listy z prośbami o dotację na pomysł i projekty – wskazała kilkanaście kartonów stojących na scenie – dosłownie setki. Dniami siedzieliśmy nad ich czytaniem i analizą. Niektóre były naprawdę świetne. Mogliśmy zacząć je dotować, ale to byłoby chwilowe rozwiązanie- popiła łyk wody z kryształowej szklanki –Pewnego wieczora, kiedy pokazałam naszą kolekcję Arrain, usłyszałam w odpowiedzi, że jedną z największych strat naszej cywilizacji jest niewykorzystywanie zasobów kreatywności ludzkiej. W związku z tym zajęliśmy się rozwiązaniem globalnego problemu finansowania pomysłów. Mieliśmy surowce, czyli z jednej strony ogromną bazę fanów, a z drugiej tony pomysłów. Z tego stworzyliśmy „Nitro”, portal , na którym za niewielką prowizją można wrzucić pomysł, a również dotować dowolną kwotą wybrane idee, albo dzielić się opinią o nich. Czemu przecież nie wspierać pomysłów lub organizacji, które lubimy. I tak ze strony, której stworzenie kosztowało grosze, powstała obecnie jedna z najbardziej aktywnych stron internetowych.
Na sali rozległy się nieśmiałe brawa. Cyris poprawiła rudą grzywkę.
- Strona oferuje pełny pakiet możliwości, pomoc przy opatentowaniu pomysłów, prezentacje w naszym forum, pełną synchronizację ze socjal mediami, biznes plany jak i opinie ekspertów – wzięła oddech przed finałem- Podsumowując witamy w nowej erze gdzie Wasze pomysły mogą szybko zostać poddane ocenie opinii publicznej, a najlepsze z nich krótkim czasie stać się rzeczywistością.
Ukłoniwszy się usłyszała, jak brawa wypełniły salę.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiało mocno, więc Adam , główny naukowiec otulił się mocniej płaszczem, czekając tuż przy wejściu do kompleksu biur głównej bazy Psiej Ligi. Demuslim wyszedłszy z samochodu rzucił mu od razu pytające spojrzenie.
-Jak to się stało? Przecież to brzmiało jak jakaś chora historia z umysłu czternastolatki.
- Nnnieee um -Khajit zająknął się – umiem powiedzieć. Przecież sprawdzaliśmy wszystkie standardy. Górnicy nie mają dostępu do magazynu kryształów. Nie wiem, jak trafił do namiotu zamiast tego.
Weszli do środka i zapalili włączyli jarzeniówki.
- Dzisiaj był tu burmistrz – ciągnął dalej Adam – w momencie kradzieży do niego zadzwoniłem od razu postawił całą gminę na nogi.
- Nie ma się, co dziwić. Jesteśmy największym pracodawcą w regionie, dzięki nam ludzie mają pracę. Jeden diament pomoże osobie, ale jak odejdziemy reszta znowu będzie głodować. A teraz mają dobre pensje, mogą wyżywić rodziny i szybko o tym zapomnieli – Demuslim rozpoczął wypakowywanie próbek.
- Właśnie to samo mówił, wczoraj do górników.
- A co ze złodziejem?
- Nie wiedział, że wszystkie nasze pojazdy mają nadajniki GPS.
- Używają je też Kły, zresztą to już od dawna standard w logistyce.
- Więc wiedzieliśmy gdzie zastawić blokadę. Niestety pędził tak szybko, że nie zdążył wyhamować i rozbił się na pobliskim drzewie. Jak Kły przyjechały to, jeszcze musieli czekać na strażaków, aby móc cokolwiek z samochodu wyjąć. Szkoda życia przez krótkie zaślepienie chciwością.
Przeszli prosto do pomieszczeń socjalnych.
- A kryształ?
- Odzyskaliśmy i sprawdziliśmy w labie. Nic się nie stało, jest nasz. Obecnie jest pod dokładnym nadzorem w magazynie celnym. Jutro zakończą odprawę i będzie mógł z dokumentami jechać do kosmoportu.
- Świetnie. Przygotuj chłopaków do drogi, coś jeszcze?
- Przyjechał maszyny z fabryki. Na obecne możliwości, o wiele lepsze od tego, co można znaleźć na planecie. Podstawiliśmy je do obydwu kopalni, czekamy jeszcze na trzecią – Adam podał dowódcy kubek z ciepłą herbatą.
-Właśnie trzeba podjąć decyzję.
- No i właśnie przyszedł nowy raport.
- Co?
- Arrain po wyrzuceniu starego zarządu odkryła, że chcieli nas oszukać, ogółem to oni doprowadzili fabrykę wcześniej na granicę bankructwa. Mówiła, że rynek dobrze zareagował na tą zwolnienia, a przy okazji maszyn podesłała nam oryginalne dokumenty. Zrobiliśmy analizę i mamy faworyta.
- Przyklepnij go u nowego maklera.
- A co z Kurtem?
- To pozostaje do decyzji Arrain.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Był deszczowy wieczór, kiedy taksówka zatrzymała się pod salą kongresową rady. Zapłaciwszy Cyris prawie wyskoczyła z taksówki i pędem wspięła się po granitowych schodach. Zapomniała parasola i zanim dotarła pod dach była już strasznie przemoczona. Lekko poirytowana ściągnęła płaszcz, gdy usłyszała obok głos reporterki.
- Znajdujemy się właśnie pod salą kongresową, do której 15 minut temu przybyli ambasadorowie trzech państw Wschodniego Kontynentu: Republiki Terim, Księstwa Karatan i Zjednoczonych Miast Północnego Has. Jest to niezwykłym moment, jako że od dawien dawna żaden z przedstawicieli wschodnich krain nie przybył na centralny kontynent.
- Cyris! – Arrain właśnie wyszła z budynku – bałam się, że nie zdążysz, wszystko poszło dobrze?
- Tak, złapałam paru aniołów biznesu.
- Świetne, ale teraz ogarnij się – negocjatorka podała studentce lusterko – mamy ważny moment przed sobą, a musisz kogoś wpierw poznać. Pamiętasz matrę: Networking. Networking.
- Daj mi chwilę – Cyris wzięła głębszy oddech – czy to nie są nasze limuzyny? Maczer mówił, coś o przerobieniu ich na części.
- On ma zawsze ma takie pomysły, jak ktoś przekroczy jego anielską cierpliwość. Mieliśmy z nimi mały problem, ale zrobiliśmy wyliczenia i zaproponowaliśmy administracji Khartum outsourcing pojazdów. Okazało się, że przy ich słabej logistyce mogę sporo zaoszczędzić, a my mamy dzięki temu pełne obłożenie. Szczególnie teraz przy konferencjach. Nie mieliśmy zbytniej konkurencji, więc o kontrakty nie było ciężko.
-Dobra jestem gotowa.
-Proszę –Arrain pozwoliła gwardziście otworzyć potężne drzwi wejściowe – musimy być jak kaczki.
- Hm? – nie wiadomo czemu ruda dziewczyna spróbowała to sobie wizualizować.
Znaleźli się dużym eleganckim holu oświetlonym przez kandelabry.
- Kaczki płyną wolno na powierzchni, jednocześnie pod wodą szybko przebierając nóżkami. Symbolizuje to, szybko działanie, ale okazywanie spokoju na zewnątrz. -
Cyris kiwnęła głową.
- A przede wszystkim rozśmiesza mnie za każdym razem, a uśmiech dobrze działa przy pierwszym wrażeniu – rozśmiała się.
- Witam Panie – przed Psio Ligowcami pojawił się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna ubrany w galowy mundur.
- Ambasadorze to jest moja adeptka Cyris Kurejko, przewodnicząca think tanku i obecnie zarządczyni forum Khartum. Cyris ten przystojny gentelman to ambasador Republiki Terim, Edward Goodkin.
- Z tych Goodkinów ? – dziewczyna szybko skojarzyła fakty.
- Tak.- Dyplomata kiwnął głową - Nie wierzyłem, kiedy że komuś udało się wyciągnąć siostrę w tak daleką podróż. Ale kiedy w kolejnych listach opisała mi otwarcie restauracji i przysłała wycinki artykułów, w których krytycy rozpływają się na naszymi specjałami wiedziałem, że znalazła się w swoim żywiole. Podobno mieliście problem z mięsem? – ambasador podał dziewczynom kryształowe kieliszki.
-Chwilowe. Ale dostaliśmy odszkodowania, 50% w gotówce, pozostałe 50% w wybranych długach przedsiębiorstw lokalnych, które się nam przydadzą.
Cała trójka stuknęła kieliszkami.
- A co z siecią restauracji?
- Początkowo myśleliśmy o zmianie naszej franczyzny na domy weselne, ale po rozmowach z właścicielami i po artykułach od krytyków doszliśmy szybko do ugody, że pozostawimy restauracje, tym bardziej, że popyt właśnie rusza na nie moda. Uczciwie, dobry chleb sam się sprzedaje, a z tego, co widziałam Pańska siostra jest najlepszym szefem kuchni na obydwu kontynentach. Planujemy otworzyć akademię gotowania, skoro i tak trzeba przeszkolić kucharzy, a przy okazji zrobimy show w telewizji.
-No no. Elżbieta musi być w niebo wzięta. Zneutralizowaliście chociaż zapach?
- Skrapianie cytryną pomogło.
- Wiadomości o mięsie mnie dotknęły, przecież trzeba reprezentować kraj. Dopilnuję, aby znaleziono Wam dobrych dostawców, na sery, wina i warzywa również.
- Chyba czas zebrać pozostałych ambasadorów i udać się na zamknięte spotkanie rady – Arrain zerknęła na ogromny, ozdobny – Proszę nam wybaczyć jeszcze chciałambym dać parę wskazówek adepce, dołączymy za chwilę i wejdziemy razem.
Kiedy dyplomata oddalił się Cyris nie wytrzymała.
- Jak go tu ściągnęliśmy.
- Kurt dużo studiował kulturę i odkrył ważne cechy łączące, jedzenie i rodzinę. Do listów od Elżbiety dołączyłam swoje i tak Goodkin sprowadził sojuszników. Ok. Ale skupmy się. Tym razem Twoją rolą jest obserwować i notować. Spisz czego chce każda strona, jakich argumentów używają i do jakich wartości się odnoszą. I ważne, czego poświęcenie jest dla nich niskim kosztem. Otwarcie wschodnich rynków to niezwykle ważny i wyjątkowo dochodowy projekt. Ale to również chleb powszechni Psiej Ligi i to czyni nas pożądanymi gośćmi na wszystkich dworach uniwersum, więc otwórz umysł i chłoń jak gąbka.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Posiedzenie zamknięte, w którym brali udział tylko członkowie rady, zagraniczny ambasadorzy i Psia Liga odbyło sali słońca, gdzie na ścianach i suficie wymalowano stadia podróży tej gwiazdy od wschodu do zachodu. Zebrani rozsiedli się przy długich długim stole tworzącym okrąg. Rozpoczęto od kwestii ekonomicznych. Cyris szybko spostrzegła, że Arrain promieniała. Była w swoim żywiole świetnie przygotowana i skupiona na celach. Szybko sprowadzała spory na drogę określenia i rozwiązania problemu..
- A co jeśli potężne korporacje z Khartum wejdą na rynek Północnego Has i wyrzuconą z niego lokalne firmy? – ambasador Zjednoczonych Miast Tomas Herwig poprawił okulary – co mamy wtedy zrobić?
Rada Khartum milczała przytaknięcie zezwalając na przejęcie pałeczki przez Arrain.
- Wyspecjalizować się, będzie wciąż mieli przewagę bycia na miejscu. Poza tym rozwiną się inne gałęzie przemysł, logistyka i turystyka. Zjednoczone Miasta odpowiedni klimat, a także przepiękną architekturę i plaże z białym piaskiem, może liczyć rzesze bogatych Khartańczyków chcących wybrać się na egzotyczne wakacje.
- Zgadzam się z Panną Arrain, nie musimy obawiać się samego biznesu – głos podjął Edward Goodkin – bardziej zwróćmy uwagę na różnice kulturowe, nagłe otwarcie może być potężnym szokiem, co w takim wypadku mieliby Państwo do zaoferowania?
- Możemy stopniowo poszerzać wymianę – odezwał się minister spraw zagranicznych Khartum.
-Oczywiście, ale jak?
- Panie ambasadorze – rozpoczęła negocjatorka Psiej Ligi – nasza organizacja może zostać agencją zajmującą się wizami biznesowymi. Posiadamy parunastu studentów przybyłych ze wschodnich krain. Będziemy przeprowadzali obowiązkowe szkolenia z etykiety, wrażliwości kulturowej, prawa oraz podstaw języka, certyfikaty będę potrzebne do uzyskania wizy. To powinno w dużej części ograniczyć szok.
Nastąpiła krótka przerwa na wymianę zdań wewnątrz delegacji.
- Zgadzamy się na taką opcję – odpowiedział Tomas – niestety wymiana z Północnym Has będzie się musiała odbyć drogą morską dopóki nie rozwiążemy problemu z Orkadis.
- Tak, ekonomię mamy już chyba zakończoną czas przejść do kwestii tego miasta – potwierdził minister spraw zagranicznych otwierając teczkę. – Skupmy się na faktach. Po śmierci przewodniczącej w Orkadis przejęli władzę skrajni nacjonaliści pod wodzą Ven Detty. Otwarcie nawołują do mszczenia się na obcych bez żadnych granic moralnych.
- Ten ropniak od dłuższego czasu drążył to miasto – odezwał się baron Karatanu – są otoczeni przez dżungle i mają bardzo małą wiedzę o świece zewnętrznym. Dławią się własną hermetyczną kulturą, w które przedstawiają siebie jak idealne społeczeństwo i raj na ziemi, mając innych za gorszych,
Cyris pochyliła się ku Arrain.
- Czemu wcześniej nie podbito Orkadis? – wyszeptała.
- Bo prowadzi przez nie najważniejszych szlak handlowy prowadzący na przełaj przez dżunglę. Miasto zostało pozostawiane sobie, aby utrzymać równowagę, bo każde Państwo, które by je podbiło szybko mogłoby szybko zbogaciło by się na cłach i mogłoby szantażować pozostałe – Arrain dała znać adepce, to wytłumaczenie powinno na razie wystarczyć.
- Posiadają niezdrowy stosunek przedstawicieli płci, co prowadzi do frustracji po jednej stronie. Jednakże jest ona zręcznie ukrywana do czasu eksplozji – ambasador Zjednoczonych Miast przełożył stronę – mieliśmy w ostatnich pięciu miesiącach osiemdziesiąt spraw z naszymi kupcami, w których musieliśmy interweniować. W wielu przypadkach do dzisiaj nie wiemy, co się stało z oskarżonymi.
- Dziwisz się, Thomasie przecież Orkadis sądy to tylko pic na wodę – rzekł Goodkin- wolą raczej robić testy sprawiedliwości rzucają ofiary na dzikim zwierzętom z dżungli. O rzekomych światków trzyma się w więzieniach do momentu ustalenia „odpowiedniego przebiegu spraw”. To co nazywasz rajem zależy od tego, co uważasz za dobre. To są odrzutki z innych miejsc, nie przyjęli się nigdzie indziej i żyją chęcią zemsty. To jest ich raj.
- Dodajmy do tego jeszcze Księżycowe Wrota… - rzucił baron.
- Czym są Księżycowe Wrota? – wyrwało się Cyris.
W sali zapadła głucha cisza.
- Drogie dziecko jest to największy cmentarz Orkadis położony tuż za murami miasta – odpowiedział Edward Goodkin.
- A co straszniejsze… jest na nim pełno bezimiennych grobów – dodał Thomas – wiele z nich jest świeżych i nie istnieje w archiwach, sprawdzaliśmy. W mieście nazywają to rozwiązywaniem spraw w białych rękawiczka. Bez rozgłosu, pewniej nocy zjawia się po Ciebie specjalny oddział, znikasz i nikt nagle o Tobie nie pamięta. Dodatkowo każdy w Orkadis ma broń, tylko obcym nie wolno. Łatwo żyć w raju kiedy możesz sam sobie wybrać sąsiadów. Nie musisz niczego tolerować.
- Gorsze jest to, że wyrzucili ambasadorów i nie mamy teraz żadnej szansy chronić naszych obywateli – Goodkin spojrzał na negocjatorkę – co Pani uważa Panno Volage?
- Jest to bardzo ciężka sprawa – Arrain wypowiedziała słowa bardzo powoli – ale przemocy nie można przemilczeć.
Minister spraw zagranicznych Khartum podniósł rękę.
- Myślę, że musimy mówić jednym głosem. Proponował bym podpisanie pakt defensywnego.
- Słucham?– baron Karatanu prawie się zakrztusił - Co Khartum będzie miało z sojuszu z nami?
- Na planecie pojawiła się grupa, która próbowała przejąć rządy w świecie przestępczym, a inni jej członkowie udali się na południe, aby zebrać armię, która miała pójść na Khartum. Parę dni temu do naszego posterunku dotarli członkowie jednego z plemion, opowiedzieli o wampirzycy i demonie, którzy wybili przywódców ludu Farron, zabrali starodawną maszynę o silnej mocy bojowej i ruszyli w kierunku Khartum. Po drodze zrobili testy, zabili ekspedycję ratunkową i zamienili pięć kilometrów terenu w czystą skałę. Takiej mocy nie mogły mieć klany górskie. Poza tym z coraz większej ilości źródeł wynika, że te same postacie pojawiły się w kryjówce lokalne mafiozo i rozpętały tam piekło. Spustoszenia było bez problemu widać z helikoptera. Wygląda na to, że są to demony, które bawią się życiem ludzi, tak jak zostawili lub Farron tysiące kilometrów od domu.
- Czyli czekają nas wszystkich kłopoty – odpowiedział Thomas.
- Pytanie czy poradzimy sobie z nimi razem, czy damy się rozbić osobno.
Tego wieczora podpisano dwie umowy. Jedną o częściowym otwarciu rynków i współpracy gospodarczej. Drugi o sojuszu i wzajemnej pomocy na wypadek ataku. Wystosowano też list do Orkardis o wydanie wszystkich obcokrajowców, którzy wyrażą własnowolnie chęć powrotu do swojego Państwa przy spotkaniu z ambasadorem.
-Oooo teraz się obudził, że jednak chce walczyć - Marka prawie zatkało, ale za dużo miał już krwi na sobie, a nieznajomy najwidoczniej nie przejmował się pasażerami. Psio Ligowiec wprost przeciwnie. Szybko zajął miejsce na kierownicy i ruszył do przodu. Trzeba było znaleźć pomoc. Spokój, spokój, powtarzał w myślach. – Vendetto gdzie ma my jechać?
- Zawracaj – burknęła przewodnicząca.
- Co? – ledwo ją słyszał przez pęd wiatru i otwarte okno.
- Zawracał durniu.
- Zwariowałaś? –
- Podaj się testowi sprawiedliwości.
- Nie masz o niej żadnego pojęcia, ale spoko rozumiem budowanie popularności na straszeniu i pielęgnowaniu ksenofobii - Marek rozejrzał się, jest w lesie. Przejechali już kilka kilometrów i czas zaczął się kończyć. Co może znaleźć w lesie? ….. Tartak! Trochę dalej spostrzegł rzędy wyciętych drzew, a wśród nich budynki. Zatrzymał samochód z piskiem opon tuż przed pierwszym z nich. Na tartaku zdarzał się poważne wypadki. Musieli mieć odpowiedni sprzęt ratunkowy. Wyskoczył z pojazdu i dopadł pierwszego zdziwionego drwala.
- Przynieś apteczkę, wieziemy ciężko rannego.
Pracownik wciąż był lekko zaskoczony, ale lekkie potrząśniecie skierowało go po pomoc medyczną.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Leniwe chłopaki – znów zażartował Demuslim.
- Trochę – odpowiedziała Hebi.
Zapadła cisza. Taktyk Psio Ligowców spojrzał jej w oczy. Poczuła chwilowe mrowienie w palcach.
- Jesteś demonem.
- Nie.
- Jednym z trzech głównych zadań Kłów jest ochrona przed potężniejszymi stworami, więc specjalizujemy się w ich wykrywani – przerwał, widział, że nie wie, co mu odpowiedzieć, nie mógł odczytać emocji - Wybacz nie jestem, jak nasi negocjatorzy. Mówię prosto, co myślę.
- Czyli?
- Że może masz lata doświadczenia, ale zero wiedzy o kopaniu.
- Mam Antlanta.
- Nawet większość z bogów nie ma nieograniczonej wiedzy. To co widzę i to co powiedzieli nam ludzie, to że praca nie ruszyła ani o krok.
- Przyjechałeś mi to wytknąć?
- Nie. Jesteś demonem – pochylił się bliżej- ale wyglądasz na dobrego. Więc pozostaje mi przeprosić i zaproponować współpracę….
- Mogę wysłuchać.
- Mamy pełne zaplecze, dostawców , sprzęt, ludzi, plannerów a nawet odbiorców na to, co wykopiemy dodatkowo. Całe zaplecze, którego nie masz, a którego zdobycie Ci trochę zajmie i będzie kosztowało. Poza tym zapewniamy też rozrywkę, jeśli kiedyś odwiedzisz naszą bazę.
- A co w chcecie w zamian?
- Abyś Ty i Twój przyjaciel podzieli się z nami częścią swoich umiejętności.
- Aha!
- Nie mamy wszystkiego, co chcielibyśmy mieć. Na pewno byś się przydała. Czy jest jeszcze coś czego chcesz?
------------------------------------------------------------------------------------
Odkąd odnowiono teatr Papilot stał się centrum kultur Khartum. Każdego dnia można była przyjść, aby wziąć udział w prezentacjach, debatach , sympozjach. Dzięki pośrednictwu Psiej Ligi, która już od pierwszych dni obecności w stolicy stawiała kontakty z organizacjami pozarządowymi grafik spotkać był wypełniony po brzegi. Symbioza, z której korzystał też rząd. Wreszcie część frustracji i kreatywności znajdywała ujście w ideach łączących ludzi w celu rozwiązania problemów. I ten dzień miał przynieść nowe owoce współpracy.
- Witam serdecznie. Nazywam się Cyris Kurejko i reprezentuje Psią Ligę. - Cyris poprawiła okulary i rozejrzała się po pełnych trybunach. Ostatnie trening z Arrain przyniosły rezultaty, zaczęła bardziej dbać o zdrowie a to również skutkowała wzrostem pewności siebie. – Zapewnie zastanawiają się Państwo, co to dokładnie jest to tajemnicze „Nitro”, o którym tak szumnie na forach społecznościowych. Od dłuższego czasu otrzymaliśmy listy z prośbami o dotację na pomysł i projekty – wskazała kilkanaście kartonów stojących na scenie – dosłownie setki. Dniami siedzieliśmy nad ich czytaniem i analizą. Niektóre były naprawdę świetne. Mogliśmy zacząć je dotować, ale to byłoby chwilowe rozwiązanie- popiła łyk wody z kryształowej szklanki –Pewnego wieczora, kiedy pokazałam naszą kolekcję Arrain, usłyszałam w odpowiedzi, że jedną z największych strat naszej cywilizacji jest niewykorzystywanie zasobów kreatywności ludzkiej. W związku z tym zajęliśmy się rozwiązaniem globalnego problemu finansowania pomysłów. Mieliśmy surowce, czyli z jednej strony ogromną bazę fanów, a z drugiej tony pomysłów. Z tego stworzyliśmy „Nitro”, portal , na którym za niewielką prowizją można wrzucić pomysł, a również dotować dowolną kwotą wybrane idee, albo dzielić się opinią o nich. Czemu przecież nie wspierać pomysłów lub organizacji, które lubimy. I tak ze strony, której stworzenie kosztowało grosze, powstała obecnie jedna z najbardziej aktywnych stron internetowych.
Na sali rozległy się nieśmiałe brawa. Cyris poprawiła rudą grzywkę.
- Strona oferuje pełny pakiet możliwości, pomoc przy opatentowaniu pomysłów, prezentacje w naszym forum, pełną synchronizację ze socjal mediami, biznes plany jak i opinie ekspertów – wzięła oddech przed finałem- Podsumowując witamy w nowej erze gdzie Wasze pomysły mogą szybko zostać poddane ocenie opinii publicznej, a najlepsze z nich krótkim czasie stać się rzeczywistością.
Ukłoniwszy się usłyszała, jak brawa wypełniły salę.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiało mocno, więc Adam , główny naukowiec otulił się mocniej płaszczem, czekając tuż przy wejściu do kompleksu biur głównej bazy Psiej Ligi. Demuslim wyszedłszy z samochodu rzucił mu od razu pytające spojrzenie.
-Jak to się stało? Przecież to brzmiało jak jakaś chora historia z umysłu czternastolatki.
- Nnnieee um -Khajit zająknął się – umiem powiedzieć. Przecież sprawdzaliśmy wszystkie standardy. Górnicy nie mają dostępu do magazynu kryształów. Nie wiem, jak trafił do namiotu zamiast tego.
Weszli do środka i zapalili włączyli jarzeniówki.
- Dzisiaj był tu burmistrz – ciągnął dalej Adam – w momencie kradzieży do niego zadzwoniłem od razu postawił całą gminę na nogi.
- Nie ma się, co dziwić. Jesteśmy największym pracodawcą w regionie, dzięki nam ludzie mają pracę. Jeden diament pomoże osobie, ale jak odejdziemy reszta znowu będzie głodować. A teraz mają dobre pensje, mogą wyżywić rodziny i szybko o tym zapomnieli – Demuslim rozpoczął wypakowywanie próbek.
- Właśnie to samo mówił, wczoraj do górników.
- A co ze złodziejem?
- Nie wiedział, że wszystkie nasze pojazdy mają nadajniki GPS.
- Używają je też Kły, zresztą to już od dawna standard w logistyce.
- Więc wiedzieliśmy gdzie zastawić blokadę. Niestety pędził tak szybko, że nie zdążył wyhamować i rozbił się na pobliskim drzewie. Jak Kły przyjechały to, jeszcze musieli czekać na strażaków, aby móc cokolwiek z samochodu wyjąć. Szkoda życia przez krótkie zaślepienie chciwością.
Przeszli prosto do pomieszczeń socjalnych.
- A kryształ?
- Odzyskaliśmy i sprawdziliśmy w labie. Nic się nie stało, jest nasz. Obecnie jest pod dokładnym nadzorem w magazynie celnym. Jutro zakończą odprawę i będzie mógł z dokumentami jechać do kosmoportu.
- Świetnie. Przygotuj chłopaków do drogi, coś jeszcze?
- Przyjechał maszyny z fabryki. Na obecne możliwości, o wiele lepsze od tego, co można znaleźć na planecie. Podstawiliśmy je do obydwu kopalni, czekamy jeszcze na trzecią – Adam podał dowódcy kubek z ciepłą herbatą.
-Właśnie trzeba podjąć decyzję.
- No i właśnie przyszedł nowy raport.
- Co?
- Arrain po wyrzuceniu starego zarządu odkryła, że chcieli nas oszukać, ogółem to oni doprowadzili fabrykę wcześniej na granicę bankructwa. Mówiła, że rynek dobrze zareagował na tą zwolnienia, a przy okazji maszyn podesłała nam oryginalne dokumenty. Zrobiliśmy analizę i mamy faworyta.
- Przyklepnij go u nowego maklera.
- A co z Kurtem?
- To pozostaje do decyzji Arrain.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Był deszczowy wieczór, kiedy taksówka zatrzymała się pod salą kongresową rady. Zapłaciwszy Cyris prawie wyskoczyła z taksówki i pędem wspięła się po granitowych schodach. Zapomniała parasola i zanim dotarła pod dach była już strasznie przemoczona. Lekko poirytowana ściągnęła płaszcz, gdy usłyszała obok głos reporterki.
- Znajdujemy się właśnie pod salą kongresową, do której 15 minut temu przybyli ambasadorowie trzech państw Wschodniego Kontynentu: Republiki Terim, Księstwa Karatan i Zjednoczonych Miast Północnego Has. Jest to niezwykłym moment, jako że od dawien dawna żaden z przedstawicieli wschodnich krain nie przybył na centralny kontynent.
- Cyris! – Arrain właśnie wyszła z budynku – bałam się, że nie zdążysz, wszystko poszło dobrze?
- Tak, złapałam paru aniołów biznesu.
- Świetne, ale teraz ogarnij się – negocjatorka podała studentce lusterko – mamy ważny moment przed sobą, a musisz kogoś wpierw poznać. Pamiętasz matrę: Networking. Networking.
- Daj mi chwilę – Cyris wzięła głębszy oddech – czy to nie są nasze limuzyny? Maczer mówił, coś o przerobieniu ich na części.
- On ma zawsze ma takie pomysły, jak ktoś przekroczy jego anielską cierpliwość. Mieliśmy z nimi mały problem, ale zrobiliśmy wyliczenia i zaproponowaliśmy administracji Khartum outsourcing pojazdów. Okazało się, że przy ich słabej logistyce mogę sporo zaoszczędzić, a my mamy dzięki temu pełne obłożenie. Szczególnie teraz przy konferencjach. Nie mieliśmy zbytniej konkurencji, więc o kontrakty nie było ciężko.
-Dobra jestem gotowa.
-Proszę –Arrain pozwoliła gwardziście otworzyć potężne drzwi wejściowe – musimy być jak kaczki.
- Hm? – nie wiadomo czemu ruda dziewczyna spróbowała to sobie wizualizować.
Znaleźli się dużym eleganckim holu oświetlonym przez kandelabry.
- Kaczki płyną wolno na powierzchni, jednocześnie pod wodą szybko przebierając nóżkami. Symbolizuje to, szybko działanie, ale okazywanie spokoju na zewnątrz. -
Cyris kiwnęła głową.
- A przede wszystkim rozśmiesza mnie za każdym razem, a uśmiech dobrze działa przy pierwszym wrażeniu – rozśmiała się.
- Witam Panie – przed Psio Ligowcami pojawił się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna ubrany w galowy mundur.
- Ambasadorze to jest moja adeptka Cyris Kurejko, przewodnicząca think tanku i obecnie zarządczyni forum Khartum. Cyris ten przystojny gentelman to ambasador Republiki Terim, Edward Goodkin.
- Z tych Goodkinów ? – dziewczyna szybko skojarzyła fakty.
- Tak.- Dyplomata kiwnął głową - Nie wierzyłem, kiedy że komuś udało się wyciągnąć siostrę w tak daleką podróż. Ale kiedy w kolejnych listach opisała mi otwarcie restauracji i przysłała wycinki artykułów, w których krytycy rozpływają się na naszymi specjałami wiedziałem, że znalazła się w swoim żywiole. Podobno mieliście problem z mięsem? – ambasador podał dziewczynom kryształowe kieliszki.
-Chwilowe. Ale dostaliśmy odszkodowania, 50% w gotówce, pozostałe 50% w wybranych długach przedsiębiorstw lokalnych, które się nam przydadzą.
Cała trójka stuknęła kieliszkami.
- A co z siecią restauracji?
- Początkowo myśleliśmy o zmianie naszej franczyzny na domy weselne, ale po rozmowach z właścicielami i po artykułach od krytyków doszliśmy szybko do ugody, że pozostawimy restauracje, tym bardziej, że popyt właśnie rusza na nie moda. Uczciwie, dobry chleb sam się sprzedaje, a z tego, co widziałam Pańska siostra jest najlepszym szefem kuchni na obydwu kontynentach. Planujemy otworzyć akademię gotowania, skoro i tak trzeba przeszkolić kucharzy, a przy okazji zrobimy show w telewizji.
-No no. Elżbieta musi być w niebo wzięta. Zneutralizowaliście chociaż zapach?
- Skrapianie cytryną pomogło.
- Wiadomości o mięsie mnie dotknęły, przecież trzeba reprezentować kraj. Dopilnuję, aby znaleziono Wam dobrych dostawców, na sery, wina i warzywa również.
- Chyba czas zebrać pozostałych ambasadorów i udać się na zamknięte spotkanie rady – Arrain zerknęła na ogromny, ozdobny – Proszę nam wybaczyć jeszcze chciałambym dać parę wskazówek adepce, dołączymy za chwilę i wejdziemy razem.
Kiedy dyplomata oddalił się Cyris nie wytrzymała.
- Jak go tu ściągnęliśmy.
- Kurt dużo studiował kulturę i odkrył ważne cechy łączące, jedzenie i rodzinę. Do listów od Elżbiety dołączyłam swoje i tak Goodkin sprowadził sojuszników. Ok. Ale skupmy się. Tym razem Twoją rolą jest obserwować i notować. Spisz czego chce każda strona, jakich argumentów używają i do jakich wartości się odnoszą. I ważne, czego poświęcenie jest dla nich niskim kosztem. Otwarcie wschodnich rynków to niezwykle ważny i wyjątkowo dochodowy projekt. Ale to również chleb powszechni Psiej Ligi i to czyni nas pożądanymi gośćmi na wszystkich dworach uniwersum, więc otwórz umysł i chłoń jak gąbka.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Posiedzenie zamknięte, w którym brali udział tylko członkowie rady, zagraniczny ambasadorzy i Psia Liga odbyło sali słońca, gdzie na ścianach i suficie wymalowano stadia podróży tej gwiazdy od wschodu do zachodu. Zebrani rozsiedli się przy długich długim stole tworzącym okrąg. Rozpoczęto od kwestii ekonomicznych. Cyris szybko spostrzegła, że Arrain promieniała. Była w swoim żywiole świetnie przygotowana i skupiona na celach. Szybko sprowadzała spory na drogę określenia i rozwiązania problemu..
- A co jeśli potężne korporacje z Khartum wejdą na rynek Północnego Has i wyrzuconą z niego lokalne firmy? – ambasador Zjednoczonych Miast Tomas Herwig poprawił okulary – co mamy wtedy zrobić?
Rada Khartum milczała przytaknięcie zezwalając na przejęcie pałeczki przez Arrain.
- Wyspecjalizować się, będzie wciąż mieli przewagę bycia na miejscu. Poza tym rozwiną się inne gałęzie przemysł, logistyka i turystyka. Zjednoczone Miasta odpowiedni klimat, a także przepiękną architekturę i plaże z białym piaskiem, może liczyć rzesze bogatych Khartańczyków chcących wybrać się na egzotyczne wakacje.
- Zgadzam się z Panną Arrain, nie musimy obawiać się samego biznesu – głos podjął Edward Goodkin – bardziej zwróćmy uwagę na różnice kulturowe, nagłe otwarcie może być potężnym szokiem, co w takim wypadku mieliby Państwo do zaoferowania?
- Możemy stopniowo poszerzać wymianę – odezwał się minister spraw zagranicznych Khartum.
-Oczywiście, ale jak?
- Panie ambasadorze – rozpoczęła negocjatorka Psiej Ligi – nasza organizacja może zostać agencją zajmującą się wizami biznesowymi. Posiadamy parunastu studentów przybyłych ze wschodnich krain. Będziemy przeprowadzali obowiązkowe szkolenia z etykiety, wrażliwości kulturowej, prawa oraz podstaw języka, certyfikaty będę potrzebne do uzyskania wizy. To powinno w dużej części ograniczyć szok.
Nastąpiła krótka przerwa na wymianę zdań wewnątrz delegacji.
- Zgadzamy się na taką opcję – odpowiedział Tomas – niestety wymiana z Północnym Has będzie się musiała odbyć drogą morską dopóki nie rozwiążemy problemu z Orkadis.
- Tak, ekonomię mamy już chyba zakończoną czas przejść do kwestii tego miasta – potwierdził minister spraw zagranicznych otwierając teczkę. – Skupmy się na faktach. Po śmierci przewodniczącej w Orkadis przejęli władzę skrajni nacjonaliści pod wodzą Ven Detty. Otwarcie nawołują do mszczenia się na obcych bez żadnych granic moralnych.
- Ten ropniak od dłuższego czasu drążył to miasto – odezwał się baron Karatanu – są otoczeni przez dżungle i mają bardzo małą wiedzę o świece zewnętrznym. Dławią się własną hermetyczną kulturą, w które przedstawiają siebie jak idealne społeczeństwo i raj na ziemi, mając innych za gorszych,
Cyris pochyliła się ku Arrain.
- Czemu wcześniej nie podbito Orkadis? – wyszeptała.
- Bo prowadzi przez nie najważniejszych szlak handlowy prowadzący na przełaj przez dżunglę. Miasto zostało pozostawiane sobie, aby utrzymać równowagę, bo każde Państwo, które by je podbiło szybko mogłoby szybko zbogaciło by się na cłach i mogłoby szantażować pozostałe – Arrain dała znać adepce, to wytłumaczenie powinno na razie wystarczyć.
- Posiadają niezdrowy stosunek przedstawicieli płci, co prowadzi do frustracji po jednej stronie. Jednakże jest ona zręcznie ukrywana do czasu eksplozji – ambasador Zjednoczonych Miast przełożył stronę – mieliśmy w ostatnich pięciu miesiącach osiemdziesiąt spraw z naszymi kupcami, w których musieliśmy interweniować. W wielu przypadkach do dzisiaj nie wiemy, co się stało z oskarżonymi.
- Dziwisz się, Thomasie przecież Orkadis sądy to tylko pic na wodę – rzekł Goodkin- wolą raczej robić testy sprawiedliwości rzucają ofiary na dzikim zwierzętom z dżungli. O rzekomych światków trzyma się w więzieniach do momentu ustalenia „odpowiedniego przebiegu spraw”. To co nazywasz rajem zależy od tego, co uważasz za dobre. To są odrzutki z innych miejsc, nie przyjęli się nigdzie indziej i żyją chęcią zemsty. To jest ich raj.
- Dodajmy do tego jeszcze Księżycowe Wrota… - rzucił baron.
- Czym są Księżycowe Wrota? – wyrwało się Cyris.
W sali zapadła głucha cisza.
- Drogie dziecko jest to największy cmentarz Orkadis położony tuż za murami miasta – odpowiedział Edward Goodkin.
- A co straszniejsze… jest na nim pełno bezimiennych grobów – dodał Thomas – wiele z nich jest świeżych i nie istnieje w archiwach, sprawdzaliśmy. W mieście nazywają to rozwiązywaniem spraw w białych rękawiczka. Bez rozgłosu, pewniej nocy zjawia się po Ciebie specjalny oddział, znikasz i nikt nagle o Tobie nie pamięta. Dodatkowo każdy w Orkadis ma broń, tylko obcym nie wolno. Łatwo żyć w raju kiedy możesz sam sobie wybrać sąsiadów. Nie musisz niczego tolerować.
- Gorsze jest to, że wyrzucili ambasadorów i nie mamy teraz żadnej szansy chronić naszych obywateli – Goodkin spojrzał na negocjatorkę – co Pani uważa Panno Volage?
- Jest to bardzo ciężka sprawa – Arrain wypowiedziała słowa bardzo powoli – ale przemocy nie można przemilczeć.
Minister spraw zagranicznych Khartum podniósł rękę.
- Myślę, że musimy mówić jednym głosem. Proponował bym podpisanie pakt defensywnego.
- Słucham?– baron Karatanu prawie się zakrztusił - Co Khartum będzie miało z sojuszu z nami?
- Na planecie pojawiła się grupa, która próbowała przejąć rządy w świecie przestępczym, a inni jej członkowie udali się na południe, aby zebrać armię, która miała pójść na Khartum. Parę dni temu do naszego posterunku dotarli członkowie jednego z plemion, opowiedzieli o wampirzycy i demonie, którzy wybili przywódców ludu Farron, zabrali starodawną maszynę o silnej mocy bojowej i ruszyli w kierunku Khartum. Po drodze zrobili testy, zabili ekspedycję ratunkową i zamienili pięć kilometrów terenu w czystą skałę. Takiej mocy nie mogły mieć klany górskie. Poza tym z coraz większej ilości źródeł wynika, że te same postacie pojawiły się w kryjówce lokalne mafiozo i rozpętały tam piekło. Spustoszenia było bez problemu widać z helikoptera. Wygląda na to, że są to demony, które bawią się życiem ludzi, tak jak zostawili lub Farron tysiące kilometrów od domu.
- Czyli czekają nas wszystkich kłopoty – odpowiedział Thomas.
- Pytanie czy poradzimy sobie z nimi razem, czy damy się rozbić osobno.
Tego wieczora podpisano dwie umowy. Jedną o częściowym otwarciu rynków i współpracy gospodarczej. Drugi o sojuszu i wzajemnej pomocy na wypadek ataku. Wystosowano też list do Orkardis o wydanie wszystkich obcokrajowców, którzy wyrażą własnowolnie chęć powrotu do swojego Państwa przy spotkaniu z ambasadorem.
Last edited by Windukind on Tue Jun 11, 2013 10:31 pm, edited 4 times in total.
We do not sow
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Re: Teoria Wzrostu
WWWRzeka była w tym miejscu dość szeroka, więc nawigacja przy bladym świetle księżyca była możliwa. Edi musiał tylko od czasu do czasu skorygować kurs. Jego łódź posłusznie ominęła kolejny meander i zbieg wrócił do zastanawiania się, co dalej.
WWWGdy tylko przekroczył most prowadzący na centralny kontynent pierwsza fala adrenaliny związana z szaleńczą ucieczką z bazy opadła. Wtedy dopiero docierać do niego zaczęła beznadzieja jego położenia. Dotrzeć do kanałów pod Khartum... Tak, tam byłby bezpieczny. Szkoda tylko, że od Khartum dzieliło go ponad cztery tysiące kilometrów, które trzeba pokonać. Wraz ze zwątpieniem pojawiła się myśl o zawróceniu z obranej drogi. W bazie Psiej Ligi nie miał nikogo, do kogo by chciał wracać. Może, gdyby zostawił kryształ, jego mocodawcy zarzuciliby dalszy pościg. A ten musiał rozpocząć się wkrótce, Edi nie łudził się, że Psia Liga będzie miała problemy z zorganizowaniem dodatkowych samochodów. Co gorsza, drogą radiową musieli postawić na nogi wszystkich Kłów będących w terenie. Skierował samochód na południe, co przynajmniej powinno pozwolić uniknąć natrafienia na pędzącego kontrkursem Maczera.
WWWGdy nadzieja na bezpieczne dotarcie do Khartum zaczęła gasnąć w sercu Ediego, na wąską leśną ścieżkę zastąpił mu nieznajomy. Odziana w długie ponczo postać nie wyglądał na człowieka Psiej Ligi, a że Edi nie był mordercą zwolnił, a następnie zatrzymał samochód. Obcy przedstawił się jako ‘reprezentant pewnej grupy interesu’. Zadziwiająco dużo wiedział o wydarzeniach w bazie, a nawet o samej ucieczce Ediego. Uświadomił zbiega, że skradziony pojazd musi mieć nadajnik radiowy (Adam w bazie Psiej Ligi posłużył się żargonem nazywając urządzenie nadajnikiem GPS. Psia Liga nie sprowadziła na planetę własnych satelit, a lokalny system nawet jeśli istniał, to był w stadium eksperymentalnym i nawet przy wszystkich swoich wpływach przybysze z Shiroue nie mogli uzyskać do niego dostępu tak, by nikt o tym nie wiedział. Kły, a za nimi Adam, nieco żartobliwie zaczęły więc system koordynacji radiowej nazywać tutejszym GPSem). Zaskoczenie Ediego sięgnęło jednak zenitu, gdy mężczyzna zaproponował mu pomoc. W normalnych warunkach były górnik nie chciałby mieć nic wspólnego z żadną ‘grupą interesu’, ale tym razem był zdesperowany.
WWWNiezbędnym elementem planu, który przedstawił obcy, była replika kryształu. Była ona pokryta cienką warstwą sproszkowanego kryształu. Przy pierwszych badaniach replika zachowa się jak normalny kryształ, jednak jutro rano będzie już niewiele wartą błyskotką. Dalej było już prosto - czekanie by Psia Liga założyła gdzieś blokadę, upozorowanie wypadku, czekająca na brzegu łódź. Pościg nie zostanie wznowiony przynajmniej do poranku.
WWWCel podróży pozostawał ten sam. Edi nadal planował dotrzeć do kanałów pod Khartum. Przy odrobinie szczęścia uda mu się umknąć nie tylko Psiej Lidze, ale również ‘grupie interesu’. Obcy co prawda zadeklarował, że jego oferta nie jest zobowiązująca, ale górnik nie był naiwny i spodziewał się, że kiedyś przyjdzie mu przysługę odwdzięczyć. Teraz kolejnym krokiem musi być decyzja o zmianie kierunku na zachodni. Każda mila przebyta płynącą na południe rzeką oddalała go co prawda od bazy Psiej Ligi. Niestety - od Khartum również.
WWWDo wyjaśnienia pozostało chyba już tylko, czemu kryształ był udostępniony do zwiedzania w bazie Psiej Ligi. Adam co prawda nie zgadzał się z takim naruszeniem protokołu bezpieczeństwa, jednak znalezienie kryształu było dla lokalnej ludności wydarzeniem wręcz mistycznym. Próba zamknięcia go przed nimi na cztery spusty groziła wybuchem niepokojów wśród górników, będących przecież zakontraktowanymi pracownikami a nie członkami Psiej Ligi. Podjęto więc decyzję o podtrzymaniu tradycji umożliwiającej obejrzenie znaleziska mieszkańcom bazy, co niestety pozwoliło na zainicjowanie ciągu wydarzeń, który doprowadził do Ebiego ściskającego w dłoni kryształ i mijającemu kolejne zakole Marwinii - rzeki, która uchodziła do oceanu dopiero przed pustynią Archai.
WWWGdy tylko przekroczył most prowadzący na centralny kontynent pierwsza fala adrenaliny związana z szaleńczą ucieczką z bazy opadła. Wtedy dopiero docierać do niego zaczęła beznadzieja jego położenia. Dotrzeć do kanałów pod Khartum... Tak, tam byłby bezpieczny. Szkoda tylko, że od Khartum dzieliło go ponad cztery tysiące kilometrów, które trzeba pokonać. Wraz ze zwątpieniem pojawiła się myśl o zawróceniu z obranej drogi. W bazie Psiej Ligi nie miał nikogo, do kogo by chciał wracać. Może, gdyby zostawił kryształ, jego mocodawcy zarzuciliby dalszy pościg. A ten musiał rozpocząć się wkrótce, Edi nie łudził się, że Psia Liga będzie miała problemy z zorganizowaniem dodatkowych samochodów. Co gorsza, drogą radiową musieli postawić na nogi wszystkich Kłów będących w terenie. Skierował samochód na południe, co przynajmniej powinno pozwolić uniknąć natrafienia na pędzącego kontrkursem Maczera.
WWWGdy nadzieja na bezpieczne dotarcie do Khartum zaczęła gasnąć w sercu Ediego, na wąską leśną ścieżkę zastąpił mu nieznajomy. Odziana w długie ponczo postać nie wyglądał na człowieka Psiej Ligi, a że Edi nie był mordercą zwolnił, a następnie zatrzymał samochód. Obcy przedstawił się jako ‘reprezentant pewnej grupy interesu’. Zadziwiająco dużo wiedział o wydarzeniach w bazie, a nawet o samej ucieczce Ediego. Uświadomił zbiega, że skradziony pojazd musi mieć nadajnik radiowy (Adam w bazie Psiej Ligi posłużył się żargonem nazywając urządzenie nadajnikiem GPS. Psia Liga nie sprowadziła na planetę własnych satelit, a lokalny system nawet jeśli istniał, to był w stadium eksperymentalnym i nawet przy wszystkich swoich wpływach przybysze z Shiroue nie mogli uzyskać do niego dostępu tak, by nikt o tym nie wiedział. Kły, a za nimi Adam, nieco żartobliwie zaczęły więc system koordynacji radiowej nazywać tutejszym GPSem). Zaskoczenie Ediego sięgnęło jednak zenitu, gdy mężczyzna zaproponował mu pomoc. W normalnych warunkach były górnik nie chciałby mieć nic wspólnego z żadną ‘grupą interesu’, ale tym razem był zdesperowany.
WWWNiezbędnym elementem planu, który przedstawił obcy, była replika kryształu. Była ona pokryta cienką warstwą sproszkowanego kryształu. Przy pierwszych badaniach replika zachowa się jak normalny kryształ, jednak jutro rano będzie już niewiele wartą błyskotką. Dalej było już prosto - czekanie by Psia Liga założyła gdzieś blokadę, upozorowanie wypadku, czekająca na brzegu łódź. Pościg nie zostanie wznowiony przynajmniej do poranku.
WWWCel podróży pozostawał ten sam. Edi nadal planował dotrzeć do kanałów pod Khartum. Przy odrobinie szczęścia uda mu się umknąć nie tylko Psiej Lidze, ale również ‘grupie interesu’. Obcy co prawda zadeklarował, że jego oferta nie jest zobowiązująca, ale górnik nie był naiwny i spodziewał się, że kiedyś przyjdzie mu przysługę odwdzięczyć. Teraz kolejnym krokiem musi być decyzja o zmianie kierunku na zachodni. Każda mila przebyta płynącą na południe rzeką oddalała go co prawda od bazy Psiej Ligi. Niestety - od Khartum również.
WWWDo wyjaśnienia pozostało chyba już tylko, czemu kryształ był udostępniony do zwiedzania w bazie Psiej Ligi. Adam co prawda nie zgadzał się z takim naruszeniem protokołu bezpieczeństwa, jednak znalezienie kryształu było dla lokalnej ludności wydarzeniem wręcz mistycznym. Próba zamknięcia go przed nimi na cztery spusty groziła wybuchem niepokojów wśród górników, będących przecież zakontraktowanymi pracownikami a nie członkami Psiej Ligi. Podjęto więc decyzję o podtrzymaniu tradycji umożliwiającej obejrzenie znaleziska mieszkańcom bazy, co niestety pozwoliło na zainicjowanie ciągu wydarzeń, który doprowadził do Ebiego ściskającego w dłoni kryształ i mijającemu kolejne zakole Marwinii - rzeki, która uchodziła do oceanu dopiero przed pustynią Archai.
Re: Teoria Wzrostu
Następnego dnia po odkryciu podstępu puszczono pracowników wszystkich kopalń do domu. Sami Psio Ligowcy zostali zrobić trochę porządku w bazie i dokonać drobnych konserwacji. Popołudniu wszyscy dostali czas wolny na odpoczynek po tych paru tygodniach ciężkiej harówki.
We do not sow
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
- Xellas
- Posts: 313
- Joined: Sun Jan 04, 2009 12:23 am
- Location: Gdańsk - tu gdzie smoki chodzą koło Fontanny Neptuna
Re: Teoria Wzrostu
Telefon w siedzibie inspektoratu dzwonił niestrudzenie od kilku minut.
- Słucham?
- Xavier?
- Fox?
- Co się do cholery u was dzieje!?! Dostałem list, co to za cyrk z wypuszczaniem obcokrajowców. Jakich obcokrajowców? Co za kretyn to pisał? Skąd mieliby się Ci obcokrajowcy wziąć, z powietrza? Na wjazd trzeba mieć specjalne pozwolenie, nikt się nie trudzi przechodzeniem przez procedurę, jeśli nie chce tu mieszkać. Od miesięcy nikt nie składał podań o przyjęcie do miasta. Ostatnią próbę osobiście odprawiłem, ten pieprzony mafioso baron Karatanu.
- Wybacz mieliśmy tu ‘tajne zebranie’ i najwyraźniej masz tego efekty, nie mam pojęcia co oni wyprawiają, nie wiem czy sami wiedzą. A tak w ogóle to ponoć są u was zamieszki?
- A u was ponoć pedofile chodzą po ulicach i jeszcze w mediach występują, promując to jako nowy styl życia.
Xavier westchnął od przybycia międzygwiezdnych organizacji mnożyło się problemów i zatarć. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Tak jest zawsze kiedy ktoś przybywa nagle i twierdzi, że wie lepiej jak rodowici mieszkańcy powinni żyć. Słyszał o czymś podobnym, na jakieś planecie było takie duże indiańskie plemię i przyjezdnymi byli…jak oni się nazywali… Hiszpanie! Właśnie oni też wiedzieli lepiej jak mają żyć ci Indianie.
- Jak się czuje Detta?
- Nic, to twarda sztuka, szykuje się właśnie do spotkania z ambasadorami.
Fox nie zamierzał informować w jaki sposób Detta i ścigani zostali oswobodzeni z paszczy Karmazilli, a Xavier nie zamierzał pytać. Zresztą przyjaciel nie odpowiedziałby mu, wiedział to ponieważ znali się jeszcze ze szkoły, ba z ulicy, a sam też nie wydałby swoich metod działania. Jednak kiedy mieszka się w miejscu położonym tak jak Orkadis trzeba umieć pozbywać się wyvern nie gorzej niż plemię Farron. Karmazilla nie była tu żadnym wyjątkiem, kwestią było tylko zebranie odpowiedniej ekipy.
- Poza Khartum?
- Wasi radni mieli randkę z trzema – mało znaczącymi, przyznaję, ale jednak przedstawicielami, więc chyba się nie dziwisz?
- Nie Khartum, ale przybysze, a konkretnie Psia Li…
- O nich nie chcę nawet słuchać! Przez nich mam tu największy burdel od początku swojej kadencji.
Xavier wiedział, że problemy Orkadis są spowodowane przez Khartum, za którego porządek on odpowiadał. Czuł się winny, że sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli. Jeszcze bardziej irytującym uczuciem była myśl, że powody tych problemów wcale nie leżą po stronie Khartumczyków, a organizacji opisanej jako zrzeszającej kupców, odkrywców, nawigatorów i przedstawicieli wielu wolnych zawodów, ponoć pokojowej. A jak na razie to nawet sam generał Raflik nie robił takiego zamętu jak właśnie przedstawiciele tej organizacji. Jego miasto do tej pory funkcjonowało, źle czy dobrze, ale funkcjonowało, teraz wprowadzane były zmiany i coraz bardziej wątpił czy w dobrą stronę.
Ludzie na ulicach zaczynali być bardziej aroganccy wobec obywateli innych miast. Biznesmeni wyzyskiwali ubogich jeszcze bardziej, oczywiście wszystko zgodnie z prawem, nie mógł więc interweniować. Słyszał sygnały, że fabryki, które szyły ubrania zatrudniały kobiety, aby te pracowały nawet po 20godzin dziennie. Jednak żadna z trzech prób niezapowiedzianej inspekcji niczego nie wykazała. Widział zmęczone twarze, ale karty pracy były czyste, podejrzewał, że ktoś ostrzegał przed inspekcjami, ale miał za mało ludzi, aby to sprawdzić.
Do tego młodzi wszczynali więcej bójek, zwłaszcza z obcokrajowcami, a z kartotek ewidentnie wynika, że to młodzież, która ostatnio chodziła często na wykłady organizowane przez przybyszów z Shiroue.
- Tak? – inspektor Xavier uprzejmie wyraził zainteresowanie, chociaż obaj wiedzieli, że każdy doskonale zdaje sobie sprawę z tego co się dzieje.
- A myślisz, że kto te brednie rozsiewa o nas, wywołali zamieszki, wiele wskazuje, że podpalili willę Ashley, a teraz dochodzi jeszcze spiskowanie.
- Benjaminie dowod…
- Nie pieprz mi tu o dowodach. Mamy tu jednego z nich, Kurt Lacko, znasz go?
- Tak, to jestem z przybyszów.
- No właśnie, rozpoznał prowodyrów tych jak to określiłeś ‘zamieszek’. To wasi… – odetchnął głęboko i ze smutkiem - …wasi studenci. Zostali złapani, wdarli się do miasta podczas dnia targowego, mieli pełno ulotek o tej psia mać lidze, które próbowali wszędzie i wszystkim wciskać. Kiedy poproszono ich o nie śmiecenie zrobili się agresywni. Wszystko jest na taśmach, sam to oglądałem! Ba! Ściągnęliśmy Moespoona. Wiesz co on potrafi - lepiej czyta z ust niż Ty czy ja słyszymy.
Xavier potwierdził mruknięciem, sam niejednokrotnie korzystał z usług Moespoona, żałował, że odszedł do Orkadis, ale twierdził, że chce w końcu odpocząć. Zresztą dorywczo pomagał ciągle, chociaż oficjalnie zakończył współpracę ze strażą w Khartum.
-A wiesz co jest najgorsze – mówił Fox wściekle - że sami pobili dziewczynę, która z nimi przyszła. Ta mała się przyznała. Matka chciała się przenieść, a młoda nie, w paczce była. Utrzymywała z nimi kontakt i po przeprowadzce osobiście wpuściła, dzień targowy rozumiesz?
Xavier rozumiał, w dzień targowy w Orkadis można było zwyczajnie bez większych problemów przejść przez bramę, jeśli się nie było kupcem – a tym samym nie przechodziło przez straż celną - potrzebne było tylko poświadczenie od mieszkańca. Zamknięta polityka, zamkniętą polityką, ale biznes biznesem. Targ kwitł sobie spokojnie, ponieważ Orkadis pod rządami Ashley było miastem absolutnie neutralnym i nikomu nie zabraniano wejścia pod warunkiem opuszczenia miasta następnego dnia, czego skrupulatnie pilnowano poprzez wykaz wchodzących i wychodzących.
- Kiedy stwierdziła, że jej się jednak u nas podoba – kontynuował Fox – i nie zamierza wracać pobili ją. Xavier nie wiem, o co tu chodzi, ale nie zamierzam odpuścić. Te gnoje są odpowiedzialne za wiele aktów wandalizmu, pobić, a wiele wskazuje, że również śmierć Ashley.
- Trzymasz ich razem z Lacko?
- Masz mnie za idiotę? Osobno i nawet nie w sąsiadujących pawilonach. Te szczeniaki ciągle wołali i wypisywali na murach ‘pomścimy Shiroue’, ‘hwdca’ i tym podobne. Banda nacjonalistów.
- To wszystko przez ten ich film…
- Też tak myślę, dzięki, że mi go wysłałeś.
- Niezbyt podobał mi się wydźwięk, bardzo jednostronny, ale nie sądziłem, że dojdzie do tego.
- Poślijcie ich na Księżycowe Wrota – mruknął bez cienia humoru.
- Słucham? – przerwał zaskoczony Fox – co takiego? Co to są ‘Księżycowe Wrota’?
- Heh – uśmiechnął się smutno Xavier – wasz ‘największy cmentarz, położony tuż za murami miasta i pełno na nim bezimiennych grobów’.
Benjamina Foxa na chwilę zatkało.
- Co Ty pierdzielisz? Jaki cmentarz? Przecież u nas tradycyjnie kultywuje się kremacje i rozsypanie popiołów na murach. Po co nam cmentarz? – Fox był tak niesłychanie zaskoczony, że zainteresował się tematem.
- Otóż mój drogi przyjacielu, aby chować w nim te wszystkie bezimienne ciała, sprzątane w nocy w białych rękawiczkach – mimo, że Xavier nie miał czarnego poczucia humoru, nieco bawiły go te niesłuszne oskarżenia.
- Na Boginię, niech zgadnę Tomas Herwig?
- Nie inaczej przyjacielu.
- Bogowie niech nas mają w opiece, przecież to wariat, to z nim się spotkali Ci Two…?
- Nie moi.
- Twoi goście, chciałem powiedzieć.
- Tak. Ponoć te ataki już mu minęły, więc znowu podjął się przedstawicielstwa w Zjednoczonych Miastach.
- Czy oni nie mają tam lepszych ludzi? Kto wie, jakie on ma wizje? Przecież jak znowu zacznie widzieć wokół siebie krasnoludki, to gotowy wypowiedzieć wojnę.
- Nie ma problemu ich obecna flota składa się z dwóch większych możliwie-wojennych statków w typie większego kutra rybackiego i kilku setek żołnierzy w wieku 12-17 lat, a także jednego sterowca, którym akurat przylecieli. Reszta ludzi nie nadaje się ze względu na – tutaj przerwał, ostrożnie dobierając słowa – stan zdrowia fizycznego. Północne Has ma bardzo restrykcyjne prawo jeśli chodzi o próby wyjazdu jak wiesz.
- Skąd… - Benjamin ugryzł się w język, czasami zaskakiwało go skąd jego przyjaciel wie to wszystko, ale człowiek tak wysoko postawiony w Khartum nie zostałby na szczycie tak długo, gdyby nie wiedział takich rzeczy. Znał to z własnego doświadczenia, niemniej szczerze podziwiał skuteczność przyjaciela.
- Ale Ben chciałbym zapytać, co z tymi ich kupcami? Ponoć były tam zaginięcia.
- Kupcami? Kupcy, jak z koziej dupy waltornia. Regularnie próbują się do nas dostać. Co ciekawe najpierw muszą zahaczać o Khartum, bo wyobraź sobie, że z waszymi prochami próbują się pchać. Gdzie indziej można dostać narkotyki ze Stabilinum?
Xavier milczał, zdawał sobie sprawę, że nie nad wszystkim panował, a rozwój narkotykowego biznesu niestety wywodził i rozwijał się w głównej mierze w Khartum.
- Radziłbym i Tobie mieć na nich, oko bo i dziwek i dawców organów szukają. Znikanie dzieci też możesz z nimi łączyć, mają wszechstronny biznes. Pamiętaj, że, ani Zjednoczone Miasta, ani Karatan nie maja określonej granicy między seksem, a gwałtem, ani tym bardziej nie mają ustalonego odpowiedniego wieku.
Inspektor Xavier dalej milczał, oczywiście nigdy nie udało się powiązać urzędujących przedstawicieli Zjednoczonych Miast z zaginięciami. Jednak schemat ich oficjalnych wizyt oraz nagłego wzrostu zaginięć powtarzał się, aż nazbyt wyraźnie. Dowody jednak kończyły się na granicy morza.
Xavier westchnął, czuł niemoc, ale nigdy nie postępował wbrew prawu, którego był przedstawicielem. Nie raz patrzył w gwiazdy, jego jedyne powierniczki i zastawał się czy to ma sens, ale jeśli nie on, to kto? Wiedział, że niewielu jest ludzi, którzy broniliby słabszych, a jeszcze mniej wstąpiłoby po nim na to stanowisko. Dlatego wciąż trwał na posterunku.
- Wiesz, że nie możesz działać wbrew praw…
- W Khartum macie swoje zasady, w Orkadis mamy swoje. Ale tak, jak ja nie wtrącam się w wasze prawo, Ty nie wtrącaj się w nasze. Prawo naszego kontynentu nie różni się od waszego, złapanie na gorącym uczynku, nie poddaje się dyskusji. Nasi obywatele nie są zastraszeni, nie boją się pomagać, jeśli uważają, że dzieje się coś złego to pomogą swoim sąsiadom, bo wiedzą, że w razie czego i im zostanie udzielona pomoc.
Xavier! Na bogów, oni handlują nawet dziećmi, w najlepszym razie na organy! Nie mają do nas wstępu! Chętnie zakopałbym ich zwłoki, ale trupy niestety zwabiają wyverny, a wiesz jak wiele ich żyje w dżungli dookoła. Nie możemy sobie pozwalać na ściąganie ich w pobliże głównych traktów. I tak walczymy, żeby zabezpieczyć pobliskie wioski i miasteczka, jeszcze mi tu cmentarza brakowało, żeby stołówkę tu kuźwa miały!
Psiej Lidze jak już wspomniano wcześniej, a także jak wiadomo od dawien dawna, brakuje umiejętności wywiadowczych Agendy. Gdyby je posiadali wiedzieliby, że na Coddar nie ma cmentarzy, zwłoki się pali ponieważ, świeży trup ściąga swym zapachem dzikie zwierzęta – w najlepszym wypadku zwierzęta. I nie ma znaczenia czy są to miasta, wsie, wioski czy nawet plemiona, takie działanie byłoby zbyt niebezpieczne.
Jedynym wyjątkiem od tego jest niewielka grupka ok. czterdziestu wysepek położonych na powierzchni 20 km kwadratowych – znana jako Zjednoczone Miasta Północnego Has (Północne Has jest to pas klifów na północno zachodniej części kontynentu Wschodniego sięgających prawie do centralnej części kontynentu). Teoretycznie należące do kontynentu nazywanego przez przybyszów Wschodnim, by być uczciwym należy jednak wspomnieć, że odległość od centralnego kontynentu jest niewiele większa. Kulturowo też bliżej im do kontynentu Centralnego – ponieważ znaczną większość mieszkańców stanowią wyrzutki z tegoż kontynentu. Tacy zacni biznesmeni jak handlarze sprzętu nieokreślonego pochodzenia, które np. całkiem przypadkiem wypadły z zamkniętego wozu, altruistów pytających w ciemnych zaułkach czy nie masz jakiegoś problemu, osobnicy przyjmujący dobrowolne datki w zamian za pilnowanie domów przed podpaleniem. Jak również kapłanów czy lekarzy oferujących posługę zmarłym lub ciężko chorym polegającą na zabraniu cennych rzeczy, aby nie ciążyły w życiu pozagrobowym - oferta musiała być bardzo odprężająca ponieważ chorzy zostawali już na lepszym świecie. Są też amatorzy genetyki usuwający z puli społeczeństwa niepożądane geny oraz wielu innych, którzy postanowili się tam przenieść z powodów sobie znanych, albo raczej z powodów znanych organom, które akurat ich tropią.
Nazwa wywodziła się oczywiście od idei, większość z wysepek posiadała swoje miasto – w największym z nich żyło aż 2000 osób. – jednak żadne nie chciało ustąpić, za to każde chciało być stolicą. Kompromis osiągnięto po wielu latach wojen domowych. Jednak są to odległe czasy, o których nie ma potrzeby w tej chwili wspominać. Za to warto wspomnieć, że ze względu na odległość od Centralnego Kontynentu mieszkańcy owych wysepek, mogli urządzać dowolne rytuały z zakopywaniem żywych czy martwych bez obawy przyciągnięcia przedstawicieli groźniejszej flory… Za wyjątkiem gigantycznych krabów, których średniego przedstawiciela spotkał pewien szaman podróżujący właśnie po Khartum z pewnym nieświętobliwym zakonnikiem.
Jaki interes w oszukiwaniu Psiej Ligi miał Edward Goodkin? Xavier jeszcze tego nie wiedział, ale się dowie. Goodkin wiedział przecież, że żadnych cmentarzy nie ma, a już zwłaszcza w pobliżu Orkadis, położonego w sercu dżungli. Wiedział to każdy, kto mieszkał na Coddar – w zasadzie wystarczyło przeczytać ogłoszenia zakładów pogrzebowych w gazecie w dowolnym mieście. Żaden nie oferował trumien, za to w tym sezonie modne były stosy w tylu hipsterskim – powinny przypominać górę losowo dobranych bezużytecznych gratów, taką losować za odpowiednio ‘okazyjną’ cenę (ze zniżką dla stałych klientów) oferowały wszystkie modne zakłady.
Zastanawiającym faktem było też, skąd Goodkin miałby mieć dostęp do archiwów cmentarza w Orkadis. Nie dość, że teraz nie było mowy o wjeżdżaniu do miasta, to Edward był tam persona non grata. Jeszcze przed objęciem stanowiska przewodniczącej przez Shirley Goodkin nie ukrywał nienawiści do mieszkańców, więc mieszkańcy nie życzyli sobie mieć z nim nic wspólnego, zakaz wstępu miał permanentny. Zwłaszcza po tym kiedy swoją osobę skierował do Północnego Hes.
To był bardzo interesujący trop, inspektor nie był może tak wyspecjalizowany jak Agenda, ale od razu zauważył tę sprzeczność w przeciwieństwie do wydawałoby się zainteresowanych.
- Niezależnie od tego co twierdzi Thomas Herwig sprzedawanie narkotyku ze Stabilinum zabronione. Wiesz, ile tego gówna trzeba było zutylizować przy ostatniej próbie, na którą zezwoliłem? Prawie 10 kg! Ukryte zabawna rzecz w dziecięcych misiach, to poniżej naszej godności. I teraz ciągle dostaję korespondencję od ‘jaśniepaństwa’ z Miast, czemuż to ich szacowny obywatel jest przetrzymywany. Bill Brownie wyobrażasz sobie? Ten przydupas Borygomosa…
- Myślałem, że już nie wyściubi nosa, my też go szukamy.
- Zaprosiłbym Cię do nas, ale chwilowo nie ma takiej opcji. Możesz tu przysłać kogoś z naszych zaufanych, może przekona tych złapanych kretynów do przyjęcia pomocy medycznej, zanim wda się zakażenie.
- Kto jest ranny?
- Ciężko ranny jest żołnierz – Fox usłyszał szuranie dokumentów po drugiej stronie - ale uparcie odmawiają przyjęcia pomocy medycznej, chcieliśmy go nawet operować, ale siłą go nie zmuszę, mam inne problemy na głowie, niż uparte dzieci.
- Lecz go siłą, wezmę to na siebie. Jutro wyślę do was kogoś. Chcę Cię również ostrzec, że baron Karatanu również uczestniczył w tym spotkaniu.
- I wpuściliście go na teren miasta?
- Był bacznie obserwowany.
- Ciekawe co na to Książę.
- Uważasz, że może nie wiedzieć?
- Nie wiem, zapytam jak tylko skończą spotkanie, ale po ty m dupku spodziewam się wszystkiego.
- Potrzebna wam pomoc? – spytał dla zasady, odpowiedź była oczywista.
- Wy się lepiej trzymajcie z daleka i tak zbyt wiele wątków prowadzi do Khartum.
Rozmowę zakończyli na czas, akurat rozpoczynało się spotkanie.
-----
Zgodnie z tradycją po dwóch tygodniach żałoby ponownie zaproszono ambasadorów, na spotkanie z nową przewodniczącą.
Chociaż może się to wydać dziwne, że tuż po pogrzebie miasto wydało zgodę na dzień targowy, a ambasadorów poproszono o odejście – nikt ich nie wyrzucał, jako ambasadorzy są zobowiązani znać lokalne tradycje i prawa. Targ odbył się to z najzwyklejszej prozaiczności.
Ludzie z czegoś żyć muszą, nie było czasu powiadomić kupców o odwołaniu, przecież nikt nie chciał, aby musieli wracać przez dżungle nocą. Jeszcze dzikie zwierzęta by ich zaatakowały i zniknęliby bez śladu. Dlatego targ się odbył w tygodniu pogrzebu, natomiast nie w następnych. Prawo w Orkadis w czasie żałoby narodowej nakazywało, aby obcy obywatele opuścili miasto, gdyż duch zmarłego nocą mógłby zagnieździć się w którymś z nich, a gdy ta osoba opuściłaby miasto duch odszedł by z nią.
Dlatego kupców na noc zakwaterowano w pobliskim miasteczku. Miało to tę dodatkową zaletę, że sprzedali oni dzięki temu więcej swych towarów, więc byli zadowoleni z takiego obrotu spraw.
Ambasadorzy, którzy wysilili się na tyle by poznać lokalne tradycje, nie mieli pretensji i wykonali prośbę wiedząc, że zostaną zaproszeni do miasta po odpowiednim czasie. Tak też i się stało.
W Sali było niezwykle tłoczno, zjawili się wszyscy przedstawiciele miast Wschodniego kontynentu, poza niezaproszonymi Zjednoczonymi Miastami oraz Republiką Terim. To ostatnie nikogo nie dziwiło, w żartach mówiło się, że Edward Goodkin, gdyby mógł wykopałby ten kawałek ziemi i przepchnął dołączając do Centralnego Kontynentu – w końcu Terim leży na północ od mostu, stosunkowo niedaleko – więc rzeka rozdzielająca kontynenty jest najwęższa. Nikt nie rozumiał czemu tak nienawidząc tego miejsca równocześnie uparcie się go trzymał. Za to co jakiś czas zakładano się kiedy zacznie kopać.
Ven Detta przedstawiała wszystkim swojego nowego doradcę.
- To jest James, on mnie uratował, przed tym wściekłym potworem! Zdajecie sobie sprawę, że to legendarna bestia?!
- To, że rzadko się tu pojawia nie znaczy zaraz, że jest legendarna
- Po prostu tereny łowieckie ma dalej
- Zapewne zabłądziła.
- Pozwolą Panie, że po raz kolejny przypomnę, że zasługa zabicia stwora leży po stronie dzielnego inspektora Foxa, który zorganizował nam ratunek, jego zdrowie – wzniósł kieliszek wina, a wszyscy pozowali przytaknęli – Za inspektora Foxa oraz najszybsze sterowce Coddar!
---
- Co zrobiono? Macie moje słowo, że żadne Pakty podpisane, przez tego człowieka nie będą brane pod uwagę. On nie ma takich praw, baron to najniższy z tytułów szlacheckich. Zajmę się tym natychmiast po powrocie.
- Dziękuję sir, to miłe słyszeć, że między naszymi miastami wciąż trwa współpraca.
- Benjaminie obaj zdajemy sobie sprawę, że Orkadis jako stolica i główny ośrodek kultury naszego kontynentu jest istotne, nie mamy się co oszukiwać w tej sprawie.
- Oczywiście książę, jednak ponieważ wasze księstwo Karatan leży w pobliżu granicy z kontynentem Centralnym, zdaję sobie sprawę, że i stanowisko Khartum jest dla was istotne.
- Tak jest w istocie, staramy zachowywać się poprawne stosunki z naszymi drugimi sąsiadami.
- A skro o sąsiadach mowa, to czy słyszał już książę, że Tomas Herwig wrócił na stanowisko ambasadora?
- Już wyzdrowiał? Co też Pan powie? - Charles! Podejdź tu! – do mężczyzn podszedł na około 12 letni chłopiec, ubrany w gustowną marynarkę, – Czy przedstawiałem już Panu mojego syna Charlesa?
Fox wiedział, że jest to szybka zmiana tematu, mimo to uśmiechnął się i z galanterią ukłonił.
- Witaj, sir. Młody następca tronu?
- Zgadza, chociaż musi jeszcze poczekać, aż się narządzę ha ha ha – zaśmiał się donośnie książę Karatanu
Benjamin też się uśmiechnął chociaż w doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie do końca żart.
- A może uda się przyłączyć jakieś nowe ziemie? Nie zgodzilibyście się Benjaminie na zaokrąglenie mojego państewka do tych 10km kwadratowych? Jesteśmy starymi znajomymi przecież.
- Zaokrąglić? Sir to jest ponad dwukrotna ilość waszych ziem. Ha ha – tym razem Fox udawał, że to żarcik – zresztą sir, jesteśmy tutaj by uczcić pamięć Ashley Hole, a także pogratulować Ven Dettcie.
------
Inspektor Xavier zdawał sobie sprawę z oszczerstw jakie padły pod adresem Orkadis na spotkaniu. Czworo radnych wyszło jawnie oburzonych ze spotkania. Nie kryli złości, ani przed inspektorem, ani przed dziennikarzami czatującymi pod wejściem.
Nikt nie twierdzi, że mają jakiś sentyment w stosunku do Orkadis, ale trzeba by być głupcem, żeby nie wiedzieć, że to się później odbije.
Khartum miało kryształy, jednak jeśli chodziło o jubilerstwo to rynek ten rozwijał się w tylko Orkadis. Tak jakoś na świecie jest, że geniusze lubią święty spokój, dlatego najlepsi rzemieślnicy jubilerstwa starali się dostać do Orkadis. Zawiedzeni wyłudzeniami gangsterów, zmęczeni ciągłą walką o środki do życia, prędzej czy później lądowali właśnie tutaj. Dlatego właśnie w Białym Mieście należało szukać najlepszych znawców kamieni szlachetnych, a także specjalistów obróbki kamienia.
Najpiękniejszą biżuterie wyrabiano właśnie tam. W przeciwieństwie do kontynentu Centralnego, na którym srebro czy złoto nie występowało wcale, na wschodnim było go dużo. Jednak złoża występowały jedynie w południowej części kontynentu.
Trzeba teraz dopowiedzieć, że kontynent wschodni z kształtu przypominał kształtem nieco mniejszą Afrykę bądź większą Austarlię, taką przekręconą literę ‘L’. I właśnie w tej ‘nóżce’ oddalone o dzień drogi sterowcem znajdowały się dwie największe kopalnie srebra, bezpośrednio podlegające Orkadis. Z jakiegoś powodu nie występowały one w ogóle w części północno zachodniej kontynentu.
Również należy wspomnieć, że mieszkańcy południowej części kontynentu żyli z Białym Miastem w pełnej zgodzie i współpracy. Tyczyło się to zwłaszcza siostrzanego miasta Orkadis, Saphirrii - w zasadzie trzeciego najważniejsze miasta planety, jednak ze względu na bycie terytorium zależnym Orkadis często pomijanego w wykazach.
W Saphirrii żyli ludzie, którzy nie lubili zgiełku miejskiego życia Orkadis. Powierzchniowo było nawet większe – składało się w zasadzie z hacjend z niewielkimi ogrodami, jednak liczba ludności, nie była nieco niższa. Niemniej średnio oba miasta były do siebie podobne, ich terytoria miały podobny zasięg.
Ciekawostką jest też, że oba miasta były ze sobą połączone niesamowitą kolejką sterowcową, jedyną taką na Coddar. Otóż niewielkie sterowce – specjalność Orkadis - były podłączone do sieci lin ciągnących się nad dżunglą zamiast wagoników, całość przypominała kolejkę linową. Dzięki temu podróż między miastami została niebywale skrócona i zabezpieczona, przed niezwykle ‘towarzyską’ fauną.
Dlatego rdzenni mieszkańcy nazywali je Białymi Bliźniętami Południa. Zasady panujące tu, nie były tak rygorystyczne jak w Białym Mieście, jednak myliłby się ten, kto przypuszczałby, że są inne.
Budynki w mieście w głównej mierze również były zbudowane z białego kamienia, gdyż i tutaj palące słońce nie dawało chwili wytchnienia, aż do zachodu.
Saphirria była położona w centrum południowej części kontynentu Wschodniego, akurat by była w równej odległości od 8 najbliższych kopalń, którymi zarządzała. Kopalnie te stanowiły miejsce pracy praktycznie całej tej części kontynentu. A dzięki temu, pobliskie miasteczka jeśli nie składały się z górników, mogły swobodnie prowadzić wymianę handlową, dzięki czemu obszar ten kwitł.
------
Niestety w związku z nadprzyrodzoną wiedzą niektórych jednostek, jestem zmuszona sprecyzować ich charakter.
Nikt z obecnych w sali nie mógł i nie posiadał informacji o planach zebrania armii i pójścia na Khartum przez CA, ze względu na fakt, że nie było tu przedstawicieli Ludu Farron - jedynych poinformowanych o tym założeniu.
Kolejnym problemem wartym uwagi jest informacja o starożytnych machinach bojowych, a także o pozostawieniu Ludu Farron poza ich standardowym terenem łowieckim – (chociaż jako, że to plemię koczownicze nie powinno dziwić, że się przemieszczają…no ale może ktoś ma problemy ze zrozumieniem idei). Gdybyż obecni na Sali posiadali informację o machinie i obecnej lokalizacji Farrończyków, musieliby równocześnie wiedzieć, że ekspedycja ratunkowa nie tylko ma się dobrze, ale Midrange osobiście zaprzeczyłaby kłamstwom o zamordowaniu tejże ekspedycji, a także członków plemienia, z którymi wszak nawiązała osobisty kontakt w trakcie pobytu.
Poważni przedstawiciele rady, nie chcieliby się na pewno ośmieszać podawaniem informacji o demonach i wampirach przekazanych im przez strażników w punkcie handlowym. Wynika to z prostego faktu, że informacja ta została przekazana, przez członków plemienia Ko.
Z logicznego punktu widzenia skoro lekarz – Kallain Midrange rozpoznała Lud Farron, znaczy, że w Khartum ludzie wiedzą o plemionach żyjących na południu. W związku z tym, że plemiona zawsze różnią się między sobą, swoimi barwami i strojami to podkreślając – nie ma problemu w rozróżnieniu. Osoby będące na posterunku, musiały umieć rozpoznawać plemiona, by wiedzieć, czy ich towar nie jest zatruty – wszak plemię Ko słynne jest ze swoich trucizn.
Dlatego jednym rozsądnym rozwiązaniem jest, że kiedy zobaczyliby resztki mundurów wyciągnęli słuszne wnioski, że to nie hipotetyczne demony – kto na Coddar by w coś takiego uwierzył? Przecież tu nie ma magii – a właśnie ci co przynieśli te rzeczy zabili ekspedycję – co nie jest szczególnie dziwne biorąc pod uwagę ogólnie znaną waleczność Żabera Ko.
Więc do miasta doszedłby raport brzmiący ‘ Ekspedycja ratunkowa została zabita przez plemię Żaber Ko, ludzi, którzy przynieśli pozostałości, złapano i potwierdzono przypuszczenia. Zwłoki spalono zgodnie ze zwyczajem.”
Kolejnym problem, który należy poruszyć jest nieszczęsny rzekomy helikopter, który mógłby widzieć spustoszenie w siedzibie gangsterów.
W związku z odległością siedziby Borygomosa, o dwa dni drogi od Khartum – dla Maczera i Kuki, którym zależało przecież na czasie! Nie ma możliwości, aby jakikolwiek helikopter coś widział na taką odległość, przecież to ponad 4 tysiące kilometrów. W związku z porą doby, można było zobaczyć co najwyżej łunę na niebie (a to dopiero w trakcie wybuchu), ale ponieważ tej nocy akurat była pełnia, noc była wyjątkowo jasna, jak już wspomniano.
Fakt powstania technologii umożliwiającej helikopterowi lot z prędkością większą niż 150km/h, nie mógł powstać w ograniczonym świecie Coddar. A i taki sprzęt nie może przelecieć więcej niż 700km. Do tego kryształy zapewne sprowadziłyby na ziemie w szybkim tempie niestabilne urządzenie jakim były pierwsze helikoptery.
Kolejnym punktem potwierdzającym bzdurność tej hipotezy jest fakt o jakim wspomniano siedziba, mianowicie, ze siedziba Borygomosa była czarną plamą. Nie udało się do niej przeniknąć żadnym szpiegom Xaviera, a sami gangsterzy w chwili ataku Chaotic Allience, zapewne mieli ciekawsze rzeczy do robienia niż dzwonienie pod 997 – nasuwają się jednak obawy, że nikt nie odebrałby od nich telefonu.
Dlatego ten wątpliwy helikopter nie mógł wystartować i dolecieć w tym czasie, ponieważ zwyczajnie nie było wiadomo, że coś się dzieje.
Od chwili wybuchu do odlotu CA nie mogło minąć więcej jak kilka minut, co można określić po czynnościach, które zostały wykonane.
Oczywiście niezaprzeczalne jest, że Maczer gdy tylko dotarł do Khartum powiadomił kogo uważał za słuszne, jednak to wciąż nie eliminuje problemu odległości. Ponieważ do tej pory CA było już od dawna w drodze. A straż w Khartum nie dysponowała teleskopem Hubble’a, ani podobnym urządzeniem umożliwiającym obserwacje na takie odległości.
Dlatego spustoszenia można było sobie oglądać najszybciej dwa dni później, kiedy po CA nie zostało nawet śladu.
--------
Za to ponieważ informacje nawet te niemożliwe do uzyskania, w Khartum jakoś zawsze wychodzą, w społeczeństwie panowało poruszenie. Gdy dowiedziało się, o udziale członków CA w rozbiciu największego i najgroźniejszego z gangów w Khartum zaczęto na tą organizację patrzeć inaczej ‘pozbyli się go na dobre’, ‘wyzwolili nas’. Wcześniej chcieli stawiać pomnik Kuce, teraz okazało się, że to nie jakiś były gangster ale właśnie CA im pomogło.
A skoro i tak o informacjach mowa to zgadnijcie komu przypomniało się, że w zapale pracy, nie powiadomiła swoich przełożonych w inspektoracie o fakcie przebywania w siedzibie ZCMu? Tak, Kallain Midrane nie tylko poinformowała o tym, że żyje, ale też kto w zasadzie ich ocalił przed oskalpowaniem, następnie rozjechaniem…
‘Niestety’ informacja ta w końcu musiała wyciec. Cóż za zbieg okoliczności, ze akurat w tym samym czasie, gdy w mieście rozmawiano o CA w kontekście rozbicia gangu.
PL, powinna zwrócić uwagę, że ludzie nie lubią być okłamywani. Kto wcześniej podał, że to niejaki Kuka pokonał gangsterów? Zaufanie do tej organizacji po raz kolejny spadło.
- Słucham?
- Xavier?
- Fox?
- Co się do cholery u was dzieje!?! Dostałem list, co to za cyrk z wypuszczaniem obcokrajowców. Jakich obcokrajowców? Co za kretyn to pisał? Skąd mieliby się Ci obcokrajowcy wziąć, z powietrza? Na wjazd trzeba mieć specjalne pozwolenie, nikt się nie trudzi przechodzeniem przez procedurę, jeśli nie chce tu mieszkać. Od miesięcy nikt nie składał podań o przyjęcie do miasta. Ostatnią próbę osobiście odprawiłem, ten pieprzony mafioso baron Karatanu.
- Wybacz mieliśmy tu ‘tajne zebranie’ i najwyraźniej masz tego efekty, nie mam pojęcia co oni wyprawiają, nie wiem czy sami wiedzą. A tak w ogóle to ponoć są u was zamieszki?
- A u was ponoć pedofile chodzą po ulicach i jeszcze w mediach występują, promując to jako nowy styl życia.
Xavier westchnął od przybycia międzygwiezdnych organizacji mnożyło się problemów i zatarć. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Tak jest zawsze kiedy ktoś przybywa nagle i twierdzi, że wie lepiej jak rodowici mieszkańcy powinni żyć. Słyszał o czymś podobnym, na jakieś planecie było takie duże indiańskie plemię i przyjezdnymi byli…jak oni się nazywali… Hiszpanie! Właśnie oni też wiedzieli lepiej jak mają żyć ci Indianie.
- Jak się czuje Detta?
- Nic, to twarda sztuka, szykuje się właśnie do spotkania z ambasadorami.
Fox nie zamierzał informować w jaki sposób Detta i ścigani zostali oswobodzeni z paszczy Karmazilli, a Xavier nie zamierzał pytać. Zresztą przyjaciel nie odpowiedziałby mu, wiedział to ponieważ znali się jeszcze ze szkoły, ba z ulicy, a sam też nie wydałby swoich metod działania. Jednak kiedy mieszka się w miejscu położonym tak jak Orkadis trzeba umieć pozbywać się wyvern nie gorzej niż plemię Farron. Karmazilla nie była tu żadnym wyjątkiem, kwestią było tylko zebranie odpowiedniej ekipy.
- Poza Khartum?
- Wasi radni mieli randkę z trzema – mało znaczącymi, przyznaję, ale jednak przedstawicielami, więc chyba się nie dziwisz?
- Nie Khartum, ale przybysze, a konkretnie Psia Li…
- O nich nie chcę nawet słuchać! Przez nich mam tu największy burdel od początku swojej kadencji.
Xavier wiedział, że problemy Orkadis są spowodowane przez Khartum, za którego porządek on odpowiadał. Czuł się winny, że sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli. Jeszcze bardziej irytującym uczuciem była myśl, że powody tych problemów wcale nie leżą po stronie Khartumczyków, a organizacji opisanej jako zrzeszającej kupców, odkrywców, nawigatorów i przedstawicieli wielu wolnych zawodów, ponoć pokojowej. A jak na razie to nawet sam generał Raflik nie robił takiego zamętu jak właśnie przedstawiciele tej organizacji. Jego miasto do tej pory funkcjonowało, źle czy dobrze, ale funkcjonowało, teraz wprowadzane były zmiany i coraz bardziej wątpił czy w dobrą stronę.
Ludzie na ulicach zaczynali być bardziej aroganccy wobec obywateli innych miast. Biznesmeni wyzyskiwali ubogich jeszcze bardziej, oczywiście wszystko zgodnie z prawem, nie mógł więc interweniować. Słyszał sygnały, że fabryki, które szyły ubrania zatrudniały kobiety, aby te pracowały nawet po 20godzin dziennie. Jednak żadna z trzech prób niezapowiedzianej inspekcji niczego nie wykazała. Widział zmęczone twarze, ale karty pracy były czyste, podejrzewał, że ktoś ostrzegał przed inspekcjami, ale miał za mało ludzi, aby to sprawdzić.
Do tego młodzi wszczynali więcej bójek, zwłaszcza z obcokrajowcami, a z kartotek ewidentnie wynika, że to młodzież, która ostatnio chodziła często na wykłady organizowane przez przybyszów z Shiroue.
- Tak? – inspektor Xavier uprzejmie wyraził zainteresowanie, chociaż obaj wiedzieli, że każdy doskonale zdaje sobie sprawę z tego co się dzieje.
- A myślisz, że kto te brednie rozsiewa o nas, wywołali zamieszki, wiele wskazuje, że podpalili willę Ashley, a teraz dochodzi jeszcze spiskowanie.
- Benjaminie dowod…
- Nie pieprz mi tu o dowodach. Mamy tu jednego z nich, Kurt Lacko, znasz go?
- Tak, to jestem z przybyszów.
- No właśnie, rozpoznał prowodyrów tych jak to określiłeś ‘zamieszek’. To wasi… – odetchnął głęboko i ze smutkiem - …wasi studenci. Zostali złapani, wdarli się do miasta podczas dnia targowego, mieli pełno ulotek o tej psia mać lidze, które próbowali wszędzie i wszystkim wciskać. Kiedy poproszono ich o nie śmiecenie zrobili się agresywni. Wszystko jest na taśmach, sam to oglądałem! Ba! Ściągnęliśmy Moespoona. Wiesz co on potrafi - lepiej czyta z ust niż Ty czy ja słyszymy.
Xavier potwierdził mruknięciem, sam niejednokrotnie korzystał z usług Moespoona, żałował, że odszedł do Orkadis, ale twierdził, że chce w końcu odpocząć. Zresztą dorywczo pomagał ciągle, chociaż oficjalnie zakończył współpracę ze strażą w Khartum.
-A wiesz co jest najgorsze – mówił Fox wściekle - że sami pobili dziewczynę, która z nimi przyszła. Ta mała się przyznała. Matka chciała się przenieść, a młoda nie, w paczce była. Utrzymywała z nimi kontakt i po przeprowadzce osobiście wpuściła, dzień targowy rozumiesz?
Xavier rozumiał, w dzień targowy w Orkadis można było zwyczajnie bez większych problemów przejść przez bramę, jeśli się nie było kupcem – a tym samym nie przechodziło przez straż celną - potrzebne było tylko poświadczenie od mieszkańca. Zamknięta polityka, zamkniętą polityką, ale biznes biznesem. Targ kwitł sobie spokojnie, ponieważ Orkadis pod rządami Ashley było miastem absolutnie neutralnym i nikomu nie zabraniano wejścia pod warunkiem opuszczenia miasta następnego dnia, czego skrupulatnie pilnowano poprzez wykaz wchodzących i wychodzących.
- Kiedy stwierdziła, że jej się jednak u nas podoba – kontynuował Fox – i nie zamierza wracać pobili ją. Xavier nie wiem, o co tu chodzi, ale nie zamierzam odpuścić. Te gnoje są odpowiedzialne za wiele aktów wandalizmu, pobić, a wiele wskazuje, że również śmierć Ashley.
- Trzymasz ich razem z Lacko?
- Masz mnie za idiotę? Osobno i nawet nie w sąsiadujących pawilonach. Te szczeniaki ciągle wołali i wypisywali na murach ‘pomścimy Shiroue’, ‘hwdca’ i tym podobne. Banda nacjonalistów.
- To wszystko przez ten ich film…
- Też tak myślę, dzięki, że mi go wysłałeś.
- Niezbyt podobał mi się wydźwięk, bardzo jednostronny, ale nie sądziłem, że dojdzie do tego.
- Poślijcie ich na Księżycowe Wrota – mruknął bez cienia humoru.
- Słucham? – przerwał zaskoczony Fox – co takiego? Co to są ‘Księżycowe Wrota’?
- Heh – uśmiechnął się smutno Xavier – wasz ‘największy cmentarz, położony tuż za murami miasta i pełno na nim bezimiennych grobów’.
Benjamina Foxa na chwilę zatkało.
- Co Ty pierdzielisz? Jaki cmentarz? Przecież u nas tradycyjnie kultywuje się kremacje i rozsypanie popiołów na murach. Po co nam cmentarz? – Fox był tak niesłychanie zaskoczony, że zainteresował się tematem.
- Otóż mój drogi przyjacielu, aby chować w nim te wszystkie bezimienne ciała, sprzątane w nocy w białych rękawiczkach – mimo, że Xavier nie miał czarnego poczucia humoru, nieco bawiły go te niesłuszne oskarżenia.
- Na Boginię, niech zgadnę Tomas Herwig?
- Nie inaczej przyjacielu.
- Bogowie niech nas mają w opiece, przecież to wariat, to z nim się spotkali Ci Two…?
- Nie moi.
- Twoi goście, chciałem powiedzieć.
- Tak. Ponoć te ataki już mu minęły, więc znowu podjął się przedstawicielstwa w Zjednoczonych Miastach.
- Czy oni nie mają tam lepszych ludzi? Kto wie, jakie on ma wizje? Przecież jak znowu zacznie widzieć wokół siebie krasnoludki, to gotowy wypowiedzieć wojnę.
- Nie ma problemu ich obecna flota składa się z dwóch większych możliwie-wojennych statków w typie większego kutra rybackiego i kilku setek żołnierzy w wieku 12-17 lat, a także jednego sterowca, którym akurat przylecieli. Reszta ludzi nie nadaje się ze względu na – tutaj przerwał, ostrożnie dobierając słowa – stan zdrowia fizycznego. Północne Has ma bardzo restrykcyjne prawo jeśli chodzi o próby wyjazdu jak wiesz.
- Skąd… - Benjamin ugryzł się w język, czasami zaskakiwało go skąd jego przyjaciel wie to wszystko, ale człowiek tak wysoko postawiony w Khartum nie zostałby na szczycie tak długo, gdyby nie wiedział takich rzeczy. Znał to z własnego doświadczenia, niemniej szczerze podziwiał skuteczność przyjaciela.
- Ale Ben chciałbym zapytać, co z tymi ich kupcami? Ponoć były tam zaginięcia.
- Kupcami? Kupcy, jak z koziej dupy waltornia. Regularnie próbują się do nas dostać. Co ciekawe najpierw muszą zahaczać o Khartum, bo wyobraź sobie, że z waszymi prochami próbują się pchać. Gdzie indziej można dostać narkotyki ze Stabilinum?
Xavier milczał, zdawał sobie sprawę, że nie nad wszystkim panował, a rozwój narkotykowego biznesu niestety wywodził i rozwijał się w głównej mierze w Khartum.
- Radziłbym i Tobie mieć na nich, oko bo i dziwek i dawców organów szukają. Znikanie dzieci też możesz z nimi łączyć, mają wszechstronny biznes. Pamiętaj, że, ani Zjednoczone Miasta, ani Karatan nie maja określonej granicy między seksem, a gwałtem, ani tym bardziej nie mają ustalonego odpowiedniego wieku.
Inspektor Xavier dalej milczał, oczywiście nigdy nie udało się powiązać urzędujących przedstawicieli Zjednoczonych Miast z zaginięciami. Jednak schemat ich oficjalnych wizyt oraz nagłego wzrostu zaginięć powtarzał się, aż nazbyt wyraźnie. Dowody jednak kończyły się na granicy morza.
Xavier westchnął, czuł niemoc, ale nigdy nie postępował wbrew prawu, którego był przedstawicielem. Nie raz patrzył w gwiazdy, jego jedyne powierniczki i zastawał się czy to ma sens, ale jeśli nie on, to kto? Wiedział, że niewielu jest ludzi, którzy broniliby słabszych, a jeszcze mniej wstąpiłoby po nim na to stanowisko. Dlatego wciąż trwał na posterunku.
- Wiesz, że nie możesz działać wbrew praw…
- W Khartum macie swoje zasady, w Orkadis mamy swoje. Ale tak, jak ja nie wtrącam się w wasze prawo, Ty nie wtrącaj się w nasze. Prawo naszego kontynentu nie różni się od waszego, złapanie na gorącym uczynku, nie poddaje się dyskusji. Nasi obywatele nie są zastraszeni, nie boją się pomagać, jeśli uważają, że dzieje się coś złego to pomogą swoim sąsiadom, bo wiedzą, że w razie czego i im zostanie udzielona pomoc.
Xavier! Na bogów, oni handlują nawet dziećmi, w najlepszym razie na organy! Nie mają do nas wstępu! Chętnie zakopałbym ich zwłoki, ale trupy niestety zwabiają wyverny, a wiesz jak wiele ich żyje w dżungli dookoła. Nie możemy sobie pozwalać na ściąganie ich w pobliże głównych traktów. I tak walczymy, żeby zabezpieczyć pobliskie wioski i miasteczka, jeszcze mi tu cmentarza brakowało, żeby stołówkę tu kuźwa miały!
Psiej Lidze jak już wspomniano wcześniej, a także jak wiadomo od dawien dawna, brakuje umiejętności wywiadowczych Agendy. Gdyby je posiadali wiedzieliby, że na Coddar nie ma cmentarzy, zwłoki się pali ponieważ, świeży trup ściąga swym zapachem dzikie zwierzęta – w najlepszym wypadku zwierzęta. I nie ma znaczenia czy są to miasta, wsie, wioski czy nawet plemiona, takie działanie byłoby zbyt niebezpieczne.
Jedynym wyjątkiem od tego jest niewielka grupka ok. czterdziestu wysepek położonych na powierzchni 20 km kwadratowych – znana jako Zjednoczone Miasta Północnego Has (Północne Has jest to pas klifów na północno zachodniej części kontynentu Wschodniego sięgających prawie do centralnej części kontynentu). Teoretycznie należące do kontynentu nazywanego przez przybyszów Wschodnim, by być uczciwym należy jednak wspomnieć, że odległość od centralnego kontynentu jest niewiele większa. Kulturowo też bliżej im do kontynentu Centralnego – ponieważ znaczną większość mieszkańców stanowią wyrzutki z tegoż kontynentu. Tacy zacni biznesmeni jak handlarze sprzętu nieokreślonego pochodzenia, które np. całkiem przypadkiem wypadły z zamkniętego wozu, altruistów pytających w ciemnych zaułkach czy nie masz jakiegoś problemu, osobnicy przyjmujący dobrowolne datki w zamian za pilnowanie domów przed podpaleniem. Jak również kapłanów czy lekarzy oferujących posługę zmarłym lub ciężko chorym polegającą na zabraniu cennych rzeczy, aby nie ciążyły w życiu pozagrobowym - oferta musiała być bardzo odprężająca ponieważ chorzy zostawali już na lepszym świecie. Są też amatorzy genetyki usuwający z puli społeczeństwa niepożądane geny oraz wielu innych, którzy postanowili się tam przenieść z powodów sobie znanych, albo raczej z powodów znanych organom, które akurat ich tropią.
Nazwa wywodziła się oczywiście od idei, większość z wysepek posiadała swoje miasto – w największym z nich żyło aż 2000 osób. – jednak żadne nie chciało ustąpić, za to każde chciało być stolicą. Kompromis osiągnięto po wielu latach wojen domowych. Jednak są to odległe czasy, o których nie ma potrzeby w tej chwili wspominać. Za to warto wspomnieć, że ze względu na odległość od Centralnego Kontynentu mieszkańcy owych wysepek, mogli urządzać dowolne rytuały z zakopywaniem żywych czy martwych bez obawy przyciągnięcia przedstawicieli groźniejszej flory… Za wyjątkiem gigantycznych krabów, których średniego przedstawiciela spotkał pewien szaman podróżujący właśnie po Khartum z pewnym nieświętobliwym zakonnikiem.
Jaki interes w oszukiwaniu Psiej Ligi miał Edward Goodkin? Xavier jeszcze tego nie wiedział, ale się dowie. Goodkin wiedział przecież, że żadnych cmentarzy nie ma, a już zwłaszcza w pobliżu Orkadis, położonego w sercu dżungli. Wiedział to każdy, kto mieszkał na Coddar – w zasadzie wystarczyło przeczytać ogłoszenia zakładów pogrzebowych w gazecie w dowolnym mieście. Żaden nie oferował trumien, za to w tym sezonie modne były stosy w tylu hipsterskim – powinny przypominać górę losowo dobranych bezużytecznych gratów, taką losować za odpowiednio ‘okazyjną’ cenę (ze zniżką dla stałych klientów) oferowały wszystkie modne zakłady.
Zastanawiającym faktem było też, skąd Goodkin miałby mieć dostęp do archiwów cmentarza w Orkadis. Nie dość, że teraz nie było mowy o wjeżdżaniu do miasta, to Edward był tam persona non grata. Jeszcze przed objęciem stanowiska przewodniczącej przez Shirley Goodkin nie ukrywał nienawiści do mieszkańców, więc mieszkańcy nie życzyli sobie mieć z nim nic wspólnego, zakaz wstępu miał permanentny. Zwłaszcza po tym kiedy swoją osobę skierował do Północnego Hes.
To był bardzo interesujący trop, inspektor nie był może tak wyspecjalizowany jak Agenda, ale od razu zauważył tę sprzeczność w przeciwieństwie do wydawałoby się zainteresowanych.
- Niezależnie od tego co twierdzi Thomas Herwig sprzedawanie narkotyku ze Stabilinum zabronione. Wiesz, ile tego gówna trzeba było zutylizować przy ostatniej próbie, na którą zezwoliłem? Prawie 10 kg! Ukryte zabawna rzecz w dziecięcych misiach, to poniżej naszej godności. I teraz ciągle dostaję korespondencję od ‘jaśniepaństwa’ z Miast, czemuż to ich szacowny obywatel jest przetrzymywany. Bill Brownie wyobrażasz sobie? Ten przydupas Borygomosa…
- Myślałem, że już nie wyściubi nosa, my też go szukamy.
- Zaprosiłbym Cię do nas, ale chwilowo nie ma takiej opcji. Możesz tu przysłać kogoś z naszych zaufanych, może przekona tych złapanych kretynów do przyjęcia pomocy medycznej, zanim wda się zakażenie.
- Kto jest ranny?
- Ciężko ranny jest żołnierz – Fox usłyszał szuranie dokumentów po drugiej stronie - ale uparcie odmawiają przyjęcia pomocy medycznej, chcieliśmy go nawet operować, ale siłą go nie zmuszę, mam inne problemy na głowie, niż uparte dzieci.
- Lecz go siłą, wezmę to na siebie. Jutro wyślę do was kogoś. Chcę Cię również ostrzec, że baron Karatanu również uczestniczył w tym spotkaniu.
- I wpuściliście go na teren miasta?
- Był bacznie obserwowany.
- Ciekawe co na to Książę.
- Uważasz, że może nie wiedzieć?
- Nie wiem, zapytam jak tylko skończą spotkanie, ale po ty m dupku spodziewam się wszystkiego.
- Potrzebna wam pomoc? – spytał dla zasady, odpowiedź była oczywista.
- Wy się lepiej trzymajcie z daleka i tak zbyt wiele wątków prowadzi do Khartum.
Rozmowę zakończyli na czas, akurat rozpoczynało się spotkanie.
-----
Zgodnie z tradycją po dwóch tygodniach żałoby ponownie zaproszono ambasadorów, na spotkanie z nową przewodniczącą.
Chociaż może się to wydać dziwne, że tuż po pogrzebie miasto wydało zgodę na dzień targowy, a ambasadorów poproszono o odejście – nikt ich nie wyrzucał, jako ambasadorzy są zobowiązani znać lokalne tradycje i prawa. Targ odbył się to z najzwyklejszej prozaiczności.
Ludzie z czegoś żyć muszą, nie było czasu powiadomić kupców o odwołaniu, przecież nikt nie chciał, aby musieli wracać przez dżungle nocą. Jeszcze dzikie zwierzęta by ich zaatakowały i zniknęliby bez śladu. Dlatego targ się odbył w tygodniu pogrzebu, natomiast nie w następnych. Prawo w Orkadis w czasie żałoby narodowej nakazywało, aby obcy obywatele opuścili miasto, gdyż duch zmarłego nocą mógłby zagnieździć się w którymś z nich, a gdy ta osoba opuściłaby miasto duch odszedł by z nią.
Dlatego kupców na noc zakwaterowano w pobliskim miasteczku. Miało to tę dodatkową zaletę, że sprzedali oni dzięki temu więcej swych towarów, więc byli zadowoleni z takiego obrotu spraw.
Ambasadorzy, którzy wysilili się na tyle by poznać lokalne tradycje, nie mieli pretensji i wykonali prośbę wiedząc, że zostaną zaproszeni do miasta po odpowiednim czasie. Tak też i się stało.
W Sali było niezwykle tłoczno, zjawili się wszyscy przedstawiciele miast Wschodniego kontynentu, poza niezaproszonymi Zjednoczonymi Miastami oraz Republiką Terim. To ostatnie nikogo nie dziwiło, w żartach mówiło się, że Edward Goodkin, gdyby mógł wykopałby ten kawałek ziemi i przepchnął dołączając do Centralnego Kontynentu – w końcu Terim leży na północ od mostu, stosunkowo niedaleko – więc rzeka rozdzielająca kontynenty jest najwęższa. Nikt nie rozumiał czemu tak nienawidząc tego miejsca równocześnie uparcie się go trzymał. Za to co jakiś czas zakładano się kiedy zacznie kopać.
Ven Detta przedstawiała wszystkim swojego nowego doradcę.
- To jest James, on mnie uratował, przed tym wściekłym potworem! Zdajecie sobie sprawę, że to legendarna bestia?!
- To, że rzadko się tu pojawia nie znaczy zaraz, że jest legendarna
- Po prostu tereny łowieckie ma dalej
- Zapewne zabłądziła.
- Pozwolą Panie, że po raz kolejny przypomnę, że zasługa zabicia stwora leży po stronie dzielnego inspektora Foxa, który zorganizował nam ratunek, jego zdrowie – wzniósł kieliszek wina, a wszyscy pozowali przytaknęli – Za inspektora Foxa oraz najszybsze sterowce Coddar!
---
- Co zrobiono? Macie moje słowo, że żadne Pakty podpisane, przez tego człowieka nie będą brane pod uwagę. On nie ma takich praw, baron to najniższy z tytułów szlacheckich. Zajmę się tym natychmiast po powrocie.
- Dziękuję sir, to miłe słyszeć, że między naszymi miastami wciąż trwa współpraca.
- Benjaminie obaj zdajemy sobie sprawę, że Orkadis jako stolica i główny ośrodek kultury naszego kontynentu jest istotne, nie mamy się co oszukiwać w tej sprawie.
- Oczywiście książę, jednak ponieważ wasze księstwo Karatan leży w pobliżu granicy z kontynentem Centralnym, zdaję sobie sprawę, że i stanowisko Khartum jest dla was istotne.
- Tak jest w istocie, staramy zachowywać się poprawne stosunki z naszymi drugimi sąsiadami.
- A skro o sąsiadach mowa, to czy słyszał już książę, że Tomas Herwig wrócił na stanowisko ambasadora?
- Już wyzdrowiał? Co też Pan powie? - Charles! Podejdź tu! – do mężczyzn podszedł na około 12 letni chłopiec, ubrany w gustowną marynarkę, – Czy przedstawiałem już Panu mojego syna Charlesa?
Fox wiedział, że jest to szybka zmiana tematu, mimo to uśmiechnął się i z galanterią ukłonił.
- Witaj, sir. Młody następca tronu?
- Zgadza, chociaż musi jeszcze poczekać, aż się narządzę ha ha ha – zaśmiał się donośnie książę Karatanu
Benjamin też się uśmiechnął chociaż w doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie do końca żart.
- A może uda się przyłączyć jakieś nowe ziemie? Nie zgodzilibyście się Benjaminie na zaokrąglenie mojego państewka do tych 10km kwadratowych? Jesteśmy starymi znajomymi przecież.
- Zaokrąglić? Sir to jest ponad dwukrotna ilość waszych ziem. Ha ha – tym razem Fox udawał, że to żarcik – zresztą sir, jesteśmy tutaj by uczcić pamięć Ashley Hole, a także pogratulować Ven Dettcie.
------
Inspektor Xavier zdawał sobie sprawę z oszczerstw jakie padły pod adresem Orkadis na spotkaniu. Czworo radnych wyszło jawnie oburzonych ze spotkania. Nie kryli złości, ani przed inspektorem, ani przed dziennikarzami czatującymi pod wejściem.
Nikt nie twierdzi, że mają jakiś sentyment w stosunku do Orkadis, ale trzeba by być głupcem, żeby nie wiedzieć, że to się później odbije.
Khartum miało kryształy, jednak jeśli chodziło o jubilerstwo to rynek ten rozwijał się w tylko Orkadis. Tak jakoś na świecie jest, że geniusze lubią święty spokój, dlatego najlepsi rzemieślnicy jubilerstwa starali się dostać do Orkadis. Zawiedzeni wyłudzeniami gangsterów, zmęczeni ciągłą walką o środki do życia, prędzej czy później lądowali właśnie tutaj. Dlatego właśnie w Białym Mieście należało szukać najlepszych znawców kamieni szlachetnych, a także specjalistów obróbki kamienia.
Najpiękniejszą biżuterie wyrabiano właśnie tam. W przeciwieństwie do kontynentu Centralnego, na którym srebro czy złoto nie występowało wcale, na wschodnim było go dużo. Jednak złoża występowały jedynie w południowej części kontynentu.
Trzeba teraz dopowiedzieć, że kontynent wschodni z kształtu przypominał kształtem nieco mniejszą Afrykę bądź większą Austarlię, taką przekręconą literę ‘L’. I właśnie w tej ‘nóżce’ oddalone o dzień drogi sterowcem znajdowały się dwie największe kopalnie srebra, bezpośrednio podlegające Orkadis. Z jakiegoś powodu nie występowały one w ogóle w części północno zachodniej kontynentu.
Również należy wspomnieć, że mieszkańcy południowej części kontynentu żyli z Białym Miastem w pełnej zgodzie i współpracy. Tyczyło się to zwłaszcza siostrzanego miasta Orkadis, Saphirrii - w zasadzie trzeciego najważniejsze miasta planety, jednak ze względu na bycie terytorium zależnym Orkadis często pomijanego w wykazach.
W Saphirrii żyli ludzie, którzy nie lubili zgiełku miejskiego życia Orkadis. Powierzchniowo było nawet większe – składało się w zasadzie z hacjend z niewielkimi ogrodami, jednak liczba ludności, nie była nieco niższa. Niemniej średnio oba miasta były do siebie podobne, ich terytoria miały podobny zasięg.
Ciekawostką jest też, że oba miasta były ze sobą połączone niesamowitą kolejką sterowcową, jedyną taką na Coddar. Otóż niewielkie sterowce – specjalność Orkadis - były podłączone do sieci lin ciągnących się nad dżunglą zamiast wagoników, całość przypominała kolejkę linową. Dzięki temu podróż między miastami została niebywale skrócona i zabezpieczona, przed niezwykle ‘towarzyską’ fauną.
Dlatego rdzenni mieszkańcy nazywali je Białymi Bliźniętami Południa. Zasady panujące tu, nie były tak rygorystyczne jak w Białym Mieście, jednak myliłby się ten, kto przypuszczałby, że są inne.
Budynki w mieście w głównej mierze również były zbudowane z białego kamienia, gdyż i tutaj palące słońce nie dawało chwili wytchnienia, aż do zachodu.
Saphirria była położona w centrum południowej części kontynentu Wschodniego, akurat by była w równej odległości od 8 najbliższych kopalń, którymi zarządzała. Kopalnie te stanowiły miejsce pracy praktycznie całej tej części kontynentu. A dzięki temu, pobliskie miasteczka jeśli nie składały się z górników, mogły swobodnie prowadzić wymianę handlową, dzięki czemu obszar ten kwitł.
------
Niestety w związku z nadprzyrodzoną wiedzą niektórych jednostek, jestem zmuszona sprecyzować ich charakter.
Nikt z obecnych w sali nie mógł i nie posiadał informacji o planach zebrania armii i pójścia na Khartum przez CA, ze względu na fakt, że nie było tu przedstawicieli Ludu Farron - jedynych poinformowanych o tym założeniu.
Kolejnym problemem wartym uwagi jest informacja o starożytnych machinach bojowych, a także o pozostawieniu Ludu Farron poza ich standardowym terenem łowieckim – (chociaż jako, że to plemię koczownicze nie powinno dziwić, że się przemieszczają…no ale może ktoś ma problemy ze zrozumieniem idei). Gdybyż obecni na Sali posiadali informację o machinie i obecnej lokalizacji Farrończyków, musieliby równocześnie wiedzieć, że ekspedycja ratunkowa nie tylko ma się dobrze, ale Midrange osobiście zaprzeczyłaby kłamstwom o zamordowaniu tejże ekspedycji, a także członków plemienia, z którymi wszak nawiązała osobisty kontakt w trakcie pobytu.
Poważni przedstawiciele rady, nie chcieliby się na pewno ośmieszać podawaniem informacji o demonach i wampirach przekazanych im przez strażników w punkcie handlowym. Wynika to z prostego faktu, że informacja ta została przekazana, przez członków plemienia Ko.
Z logicznego punktu widzenia skoro lekarz – Kallain Midrange rozpoznała Lud Farron, znaczy, że w Khartum ludzie wiedzą o plemionach żyjących na południu. W związku z tym, że plemiona zawsze różnią się między sobą, swoimi barwami i strojami to podkreślając – nie ma problemu w rozróżnieniu. Osoby będące na posterunku, musiały umieć rozpoznawać plemiona, by wiedzieć, czy ich towar nie jest zatruty – wszak plemię Ko słynne jest ze swoich trucizn.
Dlatego jednym rozsądnym rozwiązaniem jest, że kiedy zobaczyliby resztki mundurów wyciągnęli słuszne wnioski, że to nie hipotetyczne demony – kto na Coddar by w coś takiego uwierzył? Przecież tu nie ma magii – a właśnie ci co przynieśli te rzeczy zabili ekspedycję – co nie jest szczególnie dziwne biorąc pod uwagę ogólnie znaną waleczność Żabera Ko.
Więc do miasta doszedłby raport brzmiący ‘ Ekspedycja ratunkowa została zabita przez plemię Żaber Ko, ludzi, którzy przynieśli pozostałości, złapano i potwierdzono przypuszczenia. Zwłoki spalono zgodnie ze zwyczajem.”
Kolejnym problem, który należy poruszyć jest nieszczęsny rzekomy helikopter, który mógłby widzieć spustoszenie w siedzibie gangsterów.
W związku z odległością siedziby Borygomosa, o dwa dni drogi od Khartum – dla Maczera i Kuki, którym zależało przecież na czasie! Nie ma możliwości, aby jakikolwiek helikopter coś widział na taką odległość, przecież to ponad 4 tysiące kilometrów. W związku z porą doby, można było zobaczyć co najwyżej łunę na niebie (a to dopiero w trakcie wybuchu), ale ponieważ tej nocy akurat była pełnia, noc była wyjątkowo jasna, jak już wspomniano.
Fakt powstania technologii umożliwiającej helikopterowi lot z prędkością większą niż 150km/h, nie mógł powstać w ograniczonym świecie Coddar. A i taki sprzęt nie może przelecieć więcej niż 700km. Do tego kryształy zapewne sprowadziłyby na ziemie w szybkim tempie niestabilne urządzenie jakim były pierwsze helikoptery.
Kolejnym punktem potwierdzającym bzdurność tej hipotezy jest fakt o jakim wspomniano siedziba, mianowicie, ze siedziba Borygomosa była czarną plamą. Nie udało się do niej przeniknąć żadnym szpiegom Xaviera, a sami gangsterzy w chwili ataku Chaotic Allience, zapewne mieli ciekawsze rzeczy do robienia niż dzwonienie pod 997 – nasuwają się jednak obawy, że nikt nie odebrałby od nich telefonu.
Dlatego ten wątpliwy helikopter nie mógł wystartować i dolecieć w tym czasie, ponieważ zwyczajnie nie było wiadomo, że coś się dzieje.
Od chwili wybuchu do odlotu CA nie mogło minąć więcej jak kilka minut, co można określić po czynnościach, które zostały wykonane.
Oczywiście niezaprzeczalne jest, że Maczer gdy tylko dotarł do Khartum powiadomił kogo uważał za słuszne, jednak to wciąż nie eliminuje problemu odległości. Ponieważ do tej pory CA było już od dawna w drodze. A straż w Khartum nie dysponowała teleskopem Hubble’a, ani podobnym urządzeniem umożliwiającym obserwacje na takie odległości.
Dlatego spustoszenia można było sobie oglądać najszybciej dwa dni później, kiedy po CA nie zostało nawet śladu.
--------
Za to ponieważ informacje nawet te niemożliwe do uzyskania, w Khartum jakoś zawsze wychodzą, w społeczeństwie panowało poruszenie. Gdy dowiedziało się, o udziale członków CA w rozbiciu największego i najgroźniejszego z gangów w Khartum zaczęto na tą organizację patrzeć inaczej ‘pozbyli się go na dobre’, ‘wyzwolili nas’. Wcześniej chcieli stawiać pomnik Kuce, teraz okazało się, że to nie jakiś były gangster ale właśnie CA im pomogło.
A skoro i tak o informacjach mowa to zgadnijcie komu przypomniało się, że w zapale pracy, nie powiadomiła swoich przełożonych w inspektoracie o fakcie przebywania w siedzibie ZCMu? Tak, Kallain Midrane nie tylko poinformowała o tym, że żyje, ale też kto w zasadzie ich ocalił przed oskalpowaniem, następnie rozjechaniem…
‘Niestety’ informacja ta w końcu musiała wyciec. Cóż za zbieg okoliczności, ze akurat w tym samym czasie, gdy w mieście rozmawiano o CA w kontekście rozbicia gangu.
PL, powinna zwrócić uwagę, że ludzie nie lubią być okłamywani. Kto wcześniej podał, że to niejaki Kuka pokonał gangsterów? Zaufanie do tej organizacji po raz kolejny spadło.
Last edited by Xellas on Mon Jul 01, 2013 11:31 pm, edited 3 times in total.
"Oh Xellas, bo przy Tobie nie idzie patrzeć na cycki, kiedy trzeba całą uwagę skupić na Twoich rękach i na tym, co aktualnie w nich trzymasz"
Satsuki
"To nie zjazdy robia sie do dupy. To wy normalniejecie na starość."
Korm
Satsuki
"To nie zjazdy robia sie do dupy. To wy normalniejecie na starość."
Korm
Re: Teoria Wzrostu
WWWStatek Sirocco wypłynął z Khartum dnia 16, niosąc na swoim pokładzie prawie całą załogę oraz większość wyposażenia HMS Azure. Zapomniany przez wszystkich pełne 6 dni spędził na pełnym morzu, sunąc powoli w kierunku bazy Agendy. Dopłynął dnia 21, i ten właśnie dzień zapoczątkował serię szczęśliwych zbiegów okoliczności.
WWWKopalnia Zły Wujek okazała się strzałem może nie w dziesiątkę, ale na pewno w mocną siódemkę. Pierwszym i najważniejszym argumentem było znalezienie kryształu po raptem tygodniu kopania. Drugim, równie wartościowym minerałem okazał się vespian – dzięki któremu w niedługim czasie unowocześniono połowę dostępnego sprzętu.
WWWTrzeci z mini cudów zgrał się w czasie z przypłynięciem Sirocco – znaleziono ogromne pokłady bardzo dziwnego grafitu. Grafit po odpowiedniej obróbce termicznej - zmieleniu na proszek w bardzo niskiej temperaturze a następnie ukształtowaniu w laski i utwardzeniu cieplnym – stawał się praktycznie niełamliwy. Laski co prawda musiały być odpowiednio cienkie i odpowiednio krótkie a żaden z obecnych w bazie specjalistów nie rozumiał dlaczego minerał zachowuje się tak a nie inaczej. Nie zmieniało to faktu, że wszystkich znalezisko ucieszyło.
WWWCzwarty z cudów dla odmiany nie pojawił się przypadkiem. Pewnego wieczoru trzech krasnoludów Agendy: Limli, Dimli oraz Gargal przystanęło przy jednej ścianie, podumało a następnie zarządziło, że tu teraz będziemy kopać, bo tu powinny być kryształy. Mięli rację, wystarczyło kilka metrów wgląd, aby zaczęły pojawiać się na ścianach pierwsze kryształy. Znaleziska kształtem przypominały trochę ametyst przyjmując jednakże kolory od lazurowego błękitu do bardzo ciemnego indygo. Natychmiast zasięgnięto opinii rdzennych mieszkańców Coddar, którzy zgodnie uznali, że takich kryształów co prawda nigdy nie widzieli… Ale Khartum też nie. Tego samego dnia wysłano kodowaną wiadomość do Satsuki:
WWW <<Znalezlismy prawdopodobnie nowy, nieznany nam mineral. Nie wiemy czy na Coddar go znaja. Przyslij kogos po probki.>>
WWWChwilę po wysyłce wiadomości, do Naiee dotarła informacja, że z Sirocco przyjechało kilku specjalistów, a jeden okazał się wielkim fanem kamieni. Znalezisko wziął pod lupę.
WWWOstatni już, a tak naprawdę najciekawszy ze znalezionych minerałów dla odmiany nie został znaleziony w kopalni, lecz na otaczających wioskę pagórkach. Naiee planowała oczyścić teren w celu rozbudowy bazy, a tu… Kamień. Kilofy sobie z nim nie radziły, inne sprzęty także. Dopiero następnego dnia przyszedł miejscowy staruszek a następnie zapiał z zachwytu. Następnie wziął w dłonie najcieńsze dłuto oraz młot. Przyjrzał się kamieniu dokładnie, przyłożył i delikatnie stuknął. Kamień szczęknął i odprysnął w równiutki plasterek. Wytłumaczył wtedy, że ten rodzaj kamienia jest na Coddar szalenie rzadki, UPIORNIE drogi i delikatnie mówiąc ekskluzywny. Nazywa się CAULI i jest najlepszym znanym im materiałem, za pomocą którego można zbudować jeszcze wspanialsze drogi. Po raz kolejny wysłano wiadomość do Satsuki:
WWW <<Slowo klucz: C a u l i. Potrzebujemy specjalistow od budowy drog.>>
WWW***
WWWBycie w Agendzie zobowiązuje. Godzinę zajęło Satsuki dowiedzenie się co to takiego to ~Cauli, kolejne dwie na zdobycie dwóch odpowiednich specjalistów, a gratisowo także jubilera. Akurat kończono załatwiać formalności przy załatwianiu miejsca na jednym ze statków kupieckich, gdy Satsuki otrzymała kolejną już w ciągu dwudziestu czterech godzin, wiadomość. Oczywiście jak poprzednie – zakodowaną.
WWW <<Nie uwierzysz co znalezlismy! Wpadaj na wakacje!>>
WWW***
WWW- Wiesz, że Psia Liga zaczęła bawić się teraz w dziennikarstwo? – Natienne zsunęła z oczu różowe okulary, przerywając czytanie kolorowego pisemka o wdzięcznej nazwie FokÓs. W kółeczku „ó” trwała piktogramowa, półnaga panna.
WWW- Tak? Co ciekawego napisali?
WWW- Arrain Volage, artykuł dotyczący tej afery z mięsem i wykupywania miasta. Chcesz przeczytać? – Satsuki była już wyłączona. W głowie zakiełkował jej PLAN.
WWW***
WWWSatsuki osobiście odprowadziła na statek trzech specjalistów a także jednego z inżynierów WZAiM. Kupiecki statek po drodze na południowy kontynent miał zahaczyć o Mohery i wysadzić całą czwórkę. Bardziej dla zasady i opinii publicznej pomachała białą chusteczką na pożegnanie i poszła… Wprost do Akademia Omnes Artes Feminarum. Postawiona przed obliczem rektora – uśmiechnęła się do niego słodko i wypaliła:
WWW- Skłonna jestem przeprowadzić zajęcia praktyczne na Pańskiej Akademii. – Tu na chwilę umilkła, pewnie w celu wywołania lepszego efektu. – Z artu!
WWWDobrą godzinę spędziła później u Crowa, ale co działo się w gabinecie może opowiedzieć sam Rektor.
WWW***
WWWTego samego wieczoru Satsuki widziano gdy wchodziła do jednej z większych stacji telewizyjnych Khartów, jednej z niewielu, nie kupionej jeszcze przez Psią Ligę (oficjalnie czy nieoficjalnie). Bez większych problemów dostała się do największej szychy i zaproponowała mu współpracę. Na szczęście tylko Satsuki była oficjalną przedstawicielką największej organizacji szpiegowskiej w Multiświecie, więc treść rozmowy z panem Zyziem Solorz-Kwa dla wszystkich pozostała tajemnicą.
WWWNastępnego dnia, Satsuki wraz obiecaną ekipą telewizyjną skierowali się ku centrum miasta.
WWW- Drodzy widzowie! – Krzyknęła Satsuki wesoło, patrząc się dokładnie w środek kamery. – Witajcie w kuchennych rewolucjach!
(…)
<dopiszę ciąg dalszy do „kuchennych rewolucji” rano. Aktualnie zmęczyło mnie doganianie fabuly .___. Bardzo proszę o ograniczanie się z atakowaniem mojego nowego programu telewizyjnego przynajmniej dopóki nie opiszę pierwszego odcinka, plx?>
WWWKopalnia Zły Wujek okazała się strzałem może nie w dziesiątkę, ale na pewno w mocną siódemkę. Pierwszym i najważniejszym argumentem było znalezienie kryształu po raptem tygodniu kopania. Drugim, równie wartościowym minerałem okazał się vespian – dzięki któremu w niedługim czasie unowocześniono połowę dostępnego sprzętu.
WWWTrzeci z mini cudów zgrał się w czasie z przypłynięciem Sirocco – znaleziono ogromne pokłady bardzo dziwnego grafitu. Grafit po odpowiedniej obróbce termicznej - zmieleniu na proszek w bardzo niskiej temperaturze a następnie ukształtowaniu w laski i utwardzeniu cieplnym – stawał się praktycznie niełamliwy. Laski co prawda musiały być odpowiednio cienkie i odpowiednio krótkie a żaden z obecnych w bazie specjalistów nie rozumiał dlaczego minerał zachowuje się tak a nie inaczej. Nie zmieniało to faktu, że wszystkich znalezisko ucieszyło.
WWWCzwarty z cudów dla odmiany nie pojawił się przypadkiem. Pewnego wieczoru trzech krasnoludów Agendy: Limli, Dimli oraz Gargal przystanęło przy jednej ścianie, podumało a następnie zarządziło, że tu teraz będziemy kopać, bo tu powinny być kryształy. Mięli rację, wystarczyło kilka metrów wgląd, aby zaczęły pojawiać się na ścianach pierwsze kryształy. Znaleziska kształtem przypominały trochę ametyst przyjmując jednakże kolory od lazurowego błękitu do bardzo ciemnego indygo. Natychmiast zasięgnięto opinii rdzennych mieszkańców Coddar, którzy zgodnie uznali, że takich kryształów co prawda nigdy nie widzieli… Ale Khartum też nie. Tego samego dnia wysłano kodowaną wiadomość do Satsuki:
WWW <<Znalezlismy prawdopodobnie nowy, nieznany nam mineral. Nie wiemy czy na Coddar go znaja. Przyslij kogos po probki.>>
WWWChwilę po wysyłce wiadomości, do Naiee dotarła informacja, że z Sirocco przyjechało kilku specjalistów, a jeden okazał się wielkim fanem kamieni. Znalezisko wziął pod lupę.
WWWOstatni już, a tak naprawdę najciekawszy ze znalezionych minerałów dla odmiany nie został znaleziony w kopalni, lecz na otaczających wioskę pagórkach. Naiee planowała oczyścić teren w celu rozbudowy bazy, a tu… Kamień. Kilofy sobie z nim nie radziły, inne sprzęty także. Dopiero następnego dnia przyszedł miejscowy staruszek a następnie zapiał z zachwytu. Następnie wziął w dłonie najcieńsze dłuto oraz młot. Przyjrzał się kamieniu dokładnie, przyłożył i delikatnie stuknął. Kamień szczęknął i odprysnął w równiutki plasterek. Wytłumaczył wtedy, że ten rodzaj kamienia jest na Coddar szalenie rzadki, UPIORNIE drogi i delikatnie mówiąc ekskluzywny. Nazywa się CAULI i jest najlepszym znanym im materiałem, za pomocą którego można zbudować jeszcze wspanialsze drogi. Po raz kolejny wysłano wiadomość do Satsuki:
WWW <<Slowo klucz: C a u l i. Potrzebujemy specjalistow od budowy drog.>>
WWW***
WWWBycie w Agendzie zobowiązuje. Godzinę zajęło Satsuki dowiedzenie się co to takiego to ~Cauli, kolejne dwie na zdobycie dwóch odpowiednich specjalistów, a gratisowo także jubilera. Akurat kończono załatwiać formalności przy załatwianiu miejsca na jednym ze statków kupieckich, gdy Satsuki otrzymała kolejną już w ciągu dwudziestu czterech godzin, wiadomość. Oczywiście jak poprzednie – zakodowaną.
WWW <<Nie uwierzysz co znalezlismy! Wpadaj na wakacje!>>
WWW***
WWW- Wiesz, że Psia Liga zaczęła bawić się teraz w dziennikarstwo? – Natienne zsunęła z oczu różowe okulary, przerywając czytanie kolorowego pisemka o wdzięcznej nazwie FokÓs. W kółeczku „ó” trwała piktogramowa, półnaga panna.
WWW- Tak? Co ciekawego napisali?
WWW- Arrain Volage, artykuł dotyczący tej afery z mięsem i wykupywania miasta. Chcesz przeczytać? – Satsuki była już wyłączona. W głowie zakiełkował jej PLAN.
WWW***
WWWSatsuki osobiście odprowadziła na statek trzech specjalistów a także jednego z inżynierów WZAiM. Kupiecki statek po drodze na południowy kontynent miał zahaczyć o Mohery i wysadzić całą czwórkę. Bardziej dla zasady i opinii publicznej pomachała białą chusteczką na pożegnanie i poszła… Wprost do Akademia Omnes Artes Feminarum. Postawiona przed obliczem rektora – uśmiechnęła się do niego słodko i wypaliła:
WWW- Skłonna jestem przeprowadzić zajęcia praktyczne na Pańskiej Akademii. – Tu na chwilę umilkła, pewnie w celu wywołania lepszego efektu. – Z artu!
WWWDobrą godzinę spędziła później u Crowa, ale co działo się w gabinecie może opowiedzieć sam Rektor.
WWW***
WWWTego samego wieczoru Satsuki widziano gdy wchodziła do jednej z większych stacji telewizyjnych Khartów, jednej z niewielu, nie kupionej jeszcze przez Psią Ligę (oficjalnie czy nieoficjalnie). Bez większych problemów dostała się do największej szychy i zaproponowała mu współpracę. Na szczęście tylko Satsuki była oficjalną przedstawicielką największej organizacji szpiegowskiej w Multiświecie, więc treść rozmowy z panem Zyziem Solorz-Kwa dla wszystkich pozostała tajemnicą.
WWWNastępnego dnia, Satsuki wraz obiecaną ekipą telewizyjną skierowali się ku centrum miasta.
WWW- Drodzy widzowie! – Krzyknęła Satsuki wesoło, patrząc się dokładnie w środek kamery. – Witajcie w kuchennych rewolucjach!
(…)
<dopiszę ciąg dalszy do „kuchennych rewolucji” rano. Aktualnie zmęczyło mnie doganianie fabuly .___. Bardzo proszę o ograniczanie się z atakowaniem mojego nowego programu telewizyjnego przynajmniej dopóki nie opiszę pierwszego odcinka, plx?>
Avatar stworzony przez tego uzdolnionego Pana.
Re: Teoria Wzrostu
- Ej ty muzykancie, słyszysz mnie?
Głos wyrwał Kurta ze stagnacji. Dotknął językiem warg. Był w więzieniu w Orkadis, w oddziale dla więźniów sumienia i niechcianych obiektów związanych z polityką. Był to przedsionek do Księżycowych Wrót. Usta były tak suche, że popękały. Od dawna nikt nie dostarczył wody ani żywności, jego organizm był wyczerpany. Musiała to być taktyka związana z przesłuchaniami.
- Co to za melodia? – głos dochodzący z sąsiedniej celi był natarczywy. Dwoje więźniów z naprzeciwka też mu się przyglądała. W ręku miał łyżeczkę, musiał nucić coś i grać nią na kratach półświadomie.
- Nie wiem.. – dziwne pierwszy raz czuł się zagubionu.
- Co zrobiłeś? – rozmówca musiał być starszym wiekiem. Chrypiał lekko.
- Nic, miałem podobno być świadkiem. Ale pytania drążyły w stylu czemu spaliliśmy dom jakieś przewodniczącej rady.
- Woh, no to mamy tu osobistość. Dobra rada, nie przyznawaj się. Będziesz żył tak długo dopóki tego nie zrobisz.
- Kim jesteś? -
- Profesorem probabilistyki. Właściwie przez Ciebie tu siedzę. Chcieli zrobić pokazowy proces i zadano mi pytanie czy to przypadek, że akurat przyjechaliście jak zginęła przewodnicząca. Powiedziałem, że nie ma przypadków. Ale nie należy przeceniać wpływu jednych zdarzeń na drugie. Heh. Pozwól, że Ci przedstawię Panowie w celi naprzeciwko to dziennikarz, który chciał napisać wydarzenia ostatnich dni Ashley, niestety dotarł za głęboko, a obok niego poeta, który wsadzono za orientacje homoseksualną.
- Cooo? Nie słuchaj go. Napisałem poemat o Avaku i królowej. Nie pasował do obecnych nastrojów w radzie. – młodzieniec, obruszył się. Kurt spostrzegł, że obcięto mu palce prawe dłoni pozwalające pisać.
- Czemu Ci to zrobili? – Psio Ligowiec znowu spuścił wzrok.
- Mój bohater był obcokrajowcem… prawdziwym mężczyzną.. takich jakich brakuje nam tu. Wyzwolił Stare Vossan spod panowania tyranicznej królowej, która pozbyła się swojej matki, aby móc panować. Długa historia o podstępach, odwadze i poświęceniu. Jednak nie poprawnie polityczna obecnie.
Zapadła cisza.
- Muzykancie, a czym ty się zajmujesz? - Zagadał dziennikarz
- Siedzeniem w więzieniu – Kurt próbował znaleźć dawny optymizm – jestem jednym z finansistów międzygalaktycznej organizacji, kwotami, którymi kiedyś operowałem można by było obalać despotyczne rząd niektórych planet.
- Woho.. brzmi epicko, niebotyczne sume, interplanetarne interesy, despotyczne rządzy, ostra rozgrywka. Dla mnie jesteś prawie jak Avak – widać poeta postanowił go pocieszać.
- Heh nie - Kurt przygryzł bolącą wargę- gdybym był nim, pomógł bym moim ludziom. Podobno skazano ich na sąd poprzez rzucenie dzikim zwierzętom – wziął wdech- to byli tylko adepci, jak mogłem puścić ich samych.
- Nie wiesz, że uciekli - wyszeptał dziennikarz - niestety mimo że przeszli próbę wrzucono ich znów do więzienia. Nie ma sprawiedliwości w Orkadis, jest tylko to czego życzy sobie władza.
- Nie ma sprawiedliwości. Żal mi tylko tego jednego. Strażniczki mówiły między sobą, że wyje ciągle przez ropiejące rany. Zakazano mu jednak pomagać, więc jedyne co mogą to go siłą uciszać –dodał młodzieniec z poucinanymi palcami.
- Są tu?
- Tak.
Kurt podniósł oczy. Dwa więźniowie naprzeciwko zamarli wpatrując w się w nie. W końcu pierwszy odezwał się poeta.
- Avak jednak się obudził.
-------------
Kolejny dzień delegacje przybyłych do Khartum ambasadorów spędziły w Forum. Przygotowano prelekcje na temat kultur, gospodarek, kuchni i samych obywateli. Orientalne kraje, nowe trendy, inne spojrzenie na świat, to wszystko przyciągało tłumy ciekawskich. Wieczorem Arrain zorganizowano kolację w najlepszej kameralnej, elegancko urządzonej restauracji w mieście, której szefem kuchni była Elżbieta Goodkin. Obecność dyplomatów i ministra spraw zagranicznych zrobiła na innych gościach restauracji niesamowite wrażenie. Podano już część dań i powietrze wypełniły zapachy soczystych mięs, wyśmienitych serów, win, sosów, egzotycznych warzyw. Baron Karatan dołączył do zebranych w tuż przed podaniem drugiego dania.
- Drogie Panie, Panowie proszę o wybaczenie, lecz miałem rozmowę telefoniczną z Księciem Albertem, jest w Khartum – ambasador usiadł przy stole i włożył serwetkę za kołnierz.
- W Orkadis – Thomas był najwyraźniej zdziwiony – odpowiedział na wezwanie Detty?
- Tak, Orkadis przestraszyło się mocno, najpierw popełnili fax paus. Wyrzucając nagle ambasadorów i karząc ich bez czekania na eskorty drałować przez środek dżungli. Wyobrażacie sobie? To jakby w nocy w hotelu kazano Wam wyjść i szukać nowego noclegu przez ciemne uliczki pełne lokalnych gangów.
- Tak, pamiętam moich dyplomatów, wrócili mocno przestraszeni, gdzieś w oddali widzieli stado wywern- Edward Goodkin nałożył Arrain kawałek kurczaka z estragonem. Ta odpowiedziała uprzejmym skinieniem głowy.
Baron kiwnął głową.
- Jednakże po naszej deklaracji nagle sobie przypomnieli, że przecież to taka tradycja, wpuszczamy handlarzy, bo coś im się stanie, ale delegacje muszą wrócić przez pół kontynentu do krajów, a teraz możecie wracać . Co więcej Benjamin Fox powiedział mojemu seniorowi, że przecież Książę przyjechał tu pogratulować Ven Dettcie.
Goodkin prawie się zakrztusił usłyszawszy ten okaz kompletnego braku manier.
- Tak właśnie- kara tańczyk ciągnął dalej- bez przeprosin. Książę Albert pewnie by nie wytrzymał i sięgnął po szable, ale wiedzcie, że jest on równie lwem jak i lisem. Trzeba było wyczuć nastroje innych Państw. Dlatego nie przyznał się do zgody na podpisanie umów i pojechał porozmawiać z ambasadorami. Widać jednak Orkadis tak jak wcześniej dyplomacja przechodzi ciężko przez gardło. Lepiej wyśmiewać publicznie wielkość innych Państw. Ven Detta chwaliła się historią, jak to wyrzuciła jakiś studentów na pożarcie wywernom i nieszczęśliwym wypadkiem prawie ją Karmazilla nie pożarła. Jakiś nieznajomy ją uratował, a mięso podano na spotkaniu. Jest trudne do przyrządzenia, a ciężko im znaleźć kogoś takiego jak Twoja Elżbieta Edwardzie – baron uśmiechnął się popijając winem – podsumowaniem wieczoru była niestrawność i obleganie wychodków.
- O dyplomacji Orkadis może nic nie wiedzieć – wtrącił Thomas – ale dalej mają armię. Jeśli są w takiej desperacji, Panowie chyba czas podziękować za miłe przywitanie i czas wracać do domów. Panno Arrain proszę przysłać nam Thirty Clicks, moja córka dużo by dała za ich koncert.
Następnego ranka delegacje opuściły Khartum.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Tak Adamie, z naszą nową kopalnią wszystko w porządku? Świetnie – Demuslim mruczał do telefonu - mamy gotowych ludzi i sprzęt, od długiego czasu czekaliśmy na to, dostałeś kilku z naszych brygadzistów, Kopalnia Fal 3 ma pracować pełną parą najdalej za trzy dni. Pamiętaj, o standardach. Teraz wybacz mam komendanta policji u siebie. Aha. Również. Do usłyszenia.
Taktyk odwrócił się do siedzącego siedzącego przy stole i popijącego kawę funkcjonariusza.
- Przepraszam, może Pan złożyć raport.
Ten kiwnął głową, wyciągnął gruby notes i zaczął go wertować.
- Po około godzinie od zawiadomienia udało nam się zebrać dwadzieścia osób. Trzy godziny później znaleźliśmy gospodarza, któremu ukradziono łódź wiosłową, dalsze przeszukania pobliskich wiosek pozwoliły nam stwierdzić, że ktoś widział go podejrzanego płynącego w dół rzeki. Po następnych ośmiu godzinach przed zapadnięciem zmroku udało nam się odnaleźć dryfującą łódkę. Złodziej obecnie może być gdziekolwiek w drodze, może do Khartum, ale opcji jest wiele, a jak widać jest był świetnie przygotowany. Górnicy mówią, że wspominał o zegarku zjedzonym przez wywerny ojca, ale zgadując, co obecnie ma raczej nie będzie go potrzebował – policjant wyciągnął z kieszeni falsyfikat kryształ – oddaję. Analiza pokazało, że pokryto go proszkiem, z którego były gang Borygomosa pod władaniem Raflika produkował narkotyk.
-No tak znowu CA – Demuslim włożył kryształ do specjalnej skrzyni - dziękuję za fatygę komendancie. – Nie będzie go Pan szukał? Nie macie tropicieli?
- Panie oficerze proszę się zastanowić. Przyleciałem na misję wydobywczą mając bardzo mały zespół. Z jakiej racji miałem brać ludzi z małego kasty na Shiroue, aby grzebali w ziemi. Poza tym 4000 km, się nie oszukujmy. Jest to jedna z moich największych porażek. – Demuslim ściągnął brwi na samą myśl - Złamano wiele przepisów w mojej bazie, dotyczących alkoholu, dostępu osób niestabilnych umysłowo. Moi ludzie nie potrafili nawet zapanować nad tłumem. Musiałem zwolnić kilka osób. To jest dyshonor. Ale płacą mi za liczenie, a nie pochopne dzielenie ludzi, pozostawianie kopalni i przeszukiwanie tysięcy kilometrów. Może Pan nie uwierzy, ale w tym zawodzie trzeba powstrzymać emocje, mimo że z chęcią bym go szukał dzień i noc.
---------------------------------------------------
„I wtedy zjeżył im się włos
Avaka usłyszeli głos
A jego wzrok…
- Cela nr 21 cisza! – strażniczka obijając tonfą o kraty doszła do celi poety – nie wiesz za co siedzisz? Nie żal Ci palców, chcesz stracić też język. Twój bohater Cię nie uratuje.
Młodzieniec zrobił zaskoczoną minę, ale on siedzi za Tobą.
- Co? - kobieta odwróciła się zobaczyła klęczącego na ziemi nieznajomego z opuszczoną jakby w ukłonie głową.
- Avek pogromca tyranów, chcesz mu spojrzeć w oczy, nie będziesz się bała, jeśli masz czyste sumienie – zachrypiał starszy profesor z celi obok.
Strażniczka się zawahała. Od zamkniętej w celi postaci biła jakaś siła, albo to jej wyobraźnia zaczęła sobie pogrywać. Jak każda dziewczynka w Orkadis, czytała o Avaku i marzyła o nim. Ten obcokrajowiec miał wiele z niego. Czyżby? Nagle Kurt podniósł głowę i rozkazującym tonem rzucił:
- Nie bój się!
Odskoczyła w tył i ze strachu złapała ręką za kratę celi poety nie odrywając wzroku od Avaka. Szybko objęły ją jakieś ręce i zatkały usta, aby nie krzyczała.
Strażniczkę zakneblowano i zamknięto. Zabrano klucze i rozpoczęła się ucieczka. Kurtowi zależało tylko, aby dotrzeć do Kła, przeniesionego obecnie do samotni z powodu jego wrzasków. Kiedy go odnalazł mężczyzn trząsł się z chłodu, a założone wcześniej prze Mara bandaże i opatrunki były brudne i mokre. Przyniósł mu wodę i wziął na pomógł wstać. W wolnym tempie doczłapali się do Sali głównej, gdzie zebrali się wszyscy więźniowie. Około 450 osób. Utopia Ven Detty wymagała eliminowania wichrzycieli, osób które nie pasowały, które myślały inaczej niż system, które zadawały pytania dlaczego, które mogłyby w jakkolwiek sposób zaburzyć stabilność lub dotarły do skrywanych przez nacjonalistów sekretów. Tłum stał bezruchu więc Kurt przecisnął się z Kłem do przodu.
Przed nim ukazało się drzwi wyjściowe z pawilonu. Jednak nad nimi na metalowej rampie stał długi szereg uzbrojonych w karabiny strażniczek.
- Ani kroku dalej, albo otworzymy ogień. Wracajcie do swych cel! – krzyknęła blodwłosa komendantka.
- Co zrobimy? – obok Psio Ligowca pojawił się poeta – rozstrzelają nas.
- Daj ja to zrobię – Kieł wyciągnął z lewej ręki poety klucze – i tak nie żyję – na trzęsących się nogach parę kroków do przodu po czym upadł. W sali zrobiło się cicho. Kieł spróbował się podnieść niestety mimo całego wysiłku skutek był mizerny.
- Ewa zastrzel go – rzuciła rozkaz dowodząca straży.
Wskazanej strażnicce zadrżała ręka.
- Strzelaj! – powtórzono komente
- Nie mogę! To są ranni, wychudzeni i okaleczeni ludzie! Nie mogę do nich strzelać
Kurt powoli podszedł i podniósł kolegę, a następnie spojrzał na wartowników.
- Posłuchajcie mnie uważnie. Zwą mnie Avak. Jesteście tak jak my ofiarami systemu. Robicie to, co robicie bo kazali Wam przełożeni, bo inaczej Was ukarzą. Jednak dokładnie w tym momencie macie świadomość tego i jesteście w pełni odpowiedzialni za własne czyny, w tym momencie możecie naprawić szkody i naprawić przyszłość swoich rodzin i bliskich.
- Daj mi otworzyć te drzwi – Kieł już prawie majaczył. Ruszyli obaj wolno w kierunku. Nikt nie zatrzymał już ich.
-Pani Komendant, co robimy? – zapytała jedna ze strażniczek.
- Znacie prawo Ven Detty, jeśli ich wypuściliśmy czeka nas to samo , co ich. Naszą jedyną szansą jest dołączyć i miejmy nadzieje, że to prawdziwy Avak. Dajcie im coś do jedzenia.
Łącznie z wszystkich pawilonów zebrano 450 więźniów sumienia, 340 obcokrajowców wliczając w to kupców, biznesmenów,240 więźniów politycznych oraz 80 strażników. Kurt nie prowadził nigdy protestów, ale wiedział dużo o organizacji. Kła wysłano do ambulatorium więziennego razem z innymi ciężko rannymi. Potem przyniesiono pościele , farby i rury i zrobiono sztandary.
- Czego chcemy? – krzyknął Psio Ligowiec do zebranych.
- Sprawiedliwości! Normalnych sądów. Prawa do obrony! – krzyczeli więźniowie. Sprawiedliwość dodano do sztandarów.
- Tolerancji. Równości! Końca segregacji! – padł głosy. Tolerancję dodano do sztandarów.
- Zakończenia przemocy, nie mordowania ludzi po cichu! Koniec tortur! – koniec z przemocą dodano do sztandarów. Kurt polecił strażnikom zostawić broń w schowkach. Kiedy Ci się zdziwili wytłumaczył.
- Nie mamy szans z siłami Orkadis i nie chcemy brukać rewolucji krwią. Tą walkę, którą stoczymy będziemy walczyć na innym polu. Pomyślcie i tak jesteśmy już martwi, a teraz walczymy o szansę do życia.
- Chcemy wolności słowa! Praw człowieka! – Prawa człowieka dodano do sztandarów.
- Na koniec chciałbym od Was i siebie braterstwa, abyśmy w czarnej godzinie nie opuścili kompanów i stali razem przeciwko złu. – Bratestwo dodano do sztandarów.
- Teraz uklęknijcie i przysięgnijcie przed sobą innymi wierność tym wartościom. Przysięgacie walczyć o sprawiedliwość?
- Przysięgamy!!
- O tolerancję?
- Przysięgamy!!!
- Zakończenie przemocy?
- Koniec z przemocą !!
- O prawa człowieka?
- Przysięgamy
- O braterstwo?
- Do chwili ostatniej!
- A więc powstańcie Avacy – Kurt usłyszał głosy zdziwienia – tak! Od teraz każdy Was ma prawo nosić to imię, Wasze decyzje czynią Was bohaterami, więc jeśli ktoś podejdzie do Was i zapyta, który z Was jest Avakiem, odpowiedzcie śmiało, że właśnie z nim rozmawia!
Następnie przyniesiono białe pościele, z których zrobiono białe płaszcze z kapturami dla wszystkich, aby ich do siebie ujednolicić. Następnie przydzielił grupom zadania. Kilku zebrania sprzętu muzycznego z miasta, innym patrolowania okolicy z dachów, jeszcze innym zebrania poparcia, jeszcze innym rozwieszania bannerów z ich ideałami, jeszcze innym z więzienia nadawania mylących wiadomości służbom porządkowym. W końcu po paru słowach radości ze spotkania z Markiem i resztą adeptów posłał ich do najbliższej przyjaznej ambasady. Wiedział doskonale, że ta rozgrywka jest zbyt ryzykowna dla nich. Wreszcie, po tej krótkiej organizacji protestanci, śpiewając "modlitwę wygnańca", ruszyli na znajdujący się kilkanaście przecznic dalej Biały Plac.
Głos wyrwał Kurta ze stagnacji. Dotknął językiem warg. Był w więzieniu w Orkadis, w oddziale dla więźniów sumienia i niechcianych obiektów związanych z polityką. Był to przedsionek do Księżycowych Wrót. Usta były tak suche, że popękały. Od dawna nikt nie dostarczył wody ani żywności, jego organizm był wyczerpany. Musiała to być taktyka związana z przesłuchaniami.
- Co to za melodia? – głos dochodzący z sąsiedniej celi był natarczywy. Dwoje więźniów z naprzeciwka też mu się przyglądała. W ręku miał łyżeczkę, musiał nucić coś i grać nią na kratach półświadomie.
- Nie wiem.. – dziwne pierwszy raz czuł się zagubionu.
- Co zrobiłeś? – rozmówca musiał być starszym wiekiem. Chrypiał lekko.
- Nic, miałem podobno być świadkiem. Ale pytania drążyły w stylu czemu spaliliśmy dom jakieś przewodniczącej rady.
- Woh, no to mamy tu osobistość. Dobra rada, nie przyznawaj się. Będziesz żył tak długo dopóki tego nie zrobisz.
- Kim jesteś? -
- Profesorem probabilistyki. Właściwie przez Ciebie tu siedzę. Chcieli zrobić pokazowy proces i zadano mi pytanie czy to przypadek, że akurat przyjechaliście jak zginęła przewodnicząca. Powiedziałem, że nie ma przypadków. Ale nie należy przeceniać wpływu jednych zdarzeń na drugie. Heh. Pozwól, że Ci przedstawię Panowie w celi naprzeciwko to dziennikarz, który chciał napisać wydarzenia ostatnich dni Ashley, niestety dotarł za głęboko, a obok niego poeta, który wsadzono za orientacje homoseksualną.
- Cooo? Nie słuchaj go. Napisałem poemat o Avaku i królowej. Nie pasował do obecnych nastrojów w radzie. – młodzieniec, obruszył się. Kurt spostrzegł, że obcięto mu palce prawe dłoni pozwalające pisać.
- Czemu Ci to zrobili? – Psio Ligowiec znowu spuścił wzrok.
- Mój bohater był obcokrajowcem… prawdziwym mężczyzną.. takich jakich brakuje nam tu. Wyzwolił Stare Vossan spod panowania tyranicznej królowej, która pozbyła się swojej matki, aby móc panować. Długa historia o podstępach, odwadze i poświęceniu. Jednak nie poprawnie polityczna obecnie.
Zapadła cisza.
- Muzykancie, a czym ty się zajmujesz? - Zagadał dziennikarz
- Siedzeniem w więzieniu – Kurt próbował znaleźć dawny optymizm – jestem jednym z finansistów międzygalaktycznej organizacji, kwotami, którymi kiedyś operowałem można by było obalać despotyczne rząd niektórych planet.
- Woho.. brzmi epicko, niebotyczne sume, interplanetarne interesy, despotyczne rządzy, ostra rozgrywka. Dla mnie jesteś prawie jak Avak – widać poeta postanowił go pocieszać.
- Heh nie - Kurt przygryzł bolącą wargę- gdybym był nim, pomógł bym moim ludziom. Podobno skazano ich na sąd poprzez rzucenie dzikim zwierzętom – wziął wdech- to byli tylko adepci, jak mogłem puścić ich samych.
- Nie wiesz, że uciekli - wyszeptał dziennikarz - niestety mimo że przeszli próbę wrzucono ich znów do więzienia. Nie ma sprawiedliwości w Orkadis, jest tylko to czego życzy sobie władza.
- Nie ma sprawiedliwości. Żal mi tylko tego jednego. Strażniczki mówiły między sobą, że wyje ciągle przez ropiejące rany. Zakazano mu jednak pomagać, więc jedyne co mogą to go siłą uciszać –dodał młodzieniec z poucinanymi palcami.
- Są tu?
- Tak.
Kurt podniósł oczy. Dwa więźniowie naprzeciwko zamarli wpatrując w się w nie. W końcu pierwszy odezwał się poeta.
- Avak jednak się obudził.
-------------
Kolejny dzień delegacje przybyłych do Khartum ambasadorów spędziły w Forum. Przygotowano prelekcje na temat kultur, gospodarek, kuchni i samych obywateli. Orientalne kraje, nowe trendy, inne spojrzenie na świat, to wszystko przyciągało tłumy ciekawskich. Wieczorem Arrain zorganizowano kolację w najlepszej kameralnej, elegancko urządzonej restauracji w mieście, której szefem kuchni była Elżbieta Goodkin. Obecność dyplomatów i ministra spraw zagranicznych zrobiła na innych gościach restauracji niesamowite wrażenie. Podano już część dań i powietrze wypełniły zapachy soczystych mięs, wyśmienitych serów, win, sosów, egzotycznych warzyw. Baron Karatan dołączył do zebranych w tuż przed podaniem drugiego dania.
- Drogie Panie, Panowie proszę o wybaczenie, lecz miałem rozmowę telefoniczną z Księciem Albertem, jest w Khartum – ambasador usiadł przy stole i włożył serwetkę za kołnierz.
- W Orkadis – Thomas był najwyraźniej zdziwiony – odpowiedział na wezwanie Detty?
- Tak, Orkadis przestraszyło się mocno, najpierw popełnili fax paus. Wyrzucając nagle ambasadorów i karząc ich bez czekania na eskorty drałować przez środek dżungli. Wyobrażacie sobie? To jakby w nocy w hotelu kazano Wam wyjść i szukać nowego noclegu przez ciemne uliczki pełne lokalnych gangów.
- Tak, pamiętam moich dyplomatów, wrócili mocno przestraszeni, gdzieś w oddali widzieli stado wywern- Edward Goodkin nałożył Arrain kawałek kurczaka z estragonem. Ta odpowiedziała uprzejmym skinieniem głowy.
Baron kiwnął głową.
- Jednakże po naszej deklaracji nagle sobie przypomnieli, że przecież to taka tradycja, wpuszczamy handlarzy, bo coś im się stanie, ale delegacje muszą wrócić przez pół kontynentu do krajów, a teraz możecie wracać . Co więcej Benjamin Fox powiedział mojemu seniorowi, że przecież Książę przyjechał tu pogratulować Ven Dettcie.
Goodkin prawie się zakrztusił usłyszawszy ten okaz kompletnego braku manier.
- Tak właśnie- kara tańczyk ciągnął dalej- bez przeprosin. Książę Albert pewnie by nie wytrzymał i sięgnął po szable, ale wiedzcie, że jest on równie lwem jak i lisem. Trzeba było wyczuć nastroje innych Państw. Dlatego nie przyznał się do zgody na podpisanie umów i pojechał porozmawiać z ambasadorami. Widać jednak Orkadis tak jak wcześniej dyplomacja przechodzi ciężko przez gardło. Lepiej wyśmiewać publicznie wielkość innych Państw. Ven Detta chwaliła się historią, jak to wyrzuciła jakiś studentów na pożarcie wywernom i nieszczęśliwym wypadkiem prawie ją Karmazilla nie pożarła. Jakiś nieznajomy ją uratował, a mięso podano na spotkaniu. Jest trudne do przyrządzenia, a ciężko im znaleźć kogoś takiego jak Twoja Elżbieta Edwardzie – baron uśmiechnął się popijając winem – podsumowaniem wieczoru była niestrawność i obleganie wychodków.
- O dyplomacji Orkadis może nic nie wiedzieć – wtrącił Thomas – ale dalej mają armię. Jeśli są w takiej desperacji, Panowie chyba czas podziękować za miłe przywitanie i czas wracać do domów. Panno Arrain proszę przysłać nam Thirty Clicks, moja córka dużo by dała za ich koncert.
Następnego ranka delegacje opuściły Khartum.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Tak Adamie, z naszą nową kopalnią wszystko w porządku? Świetnie – Demuslim mruczał do telefonu - mamy gotowych ludzi i sprzęt, od długiego czasu czekaliśmy na to, dostałeś kilku z naszych brygadzistów, Kopalnia Fal 3 ma pracować pełną parą najdalej za trzy dni. Pamiętaj, o standardach. Teraz wybacz mam komendanta policji u siebie. Aha. Również. Do usłyszenia.
Taktyk odwrócił się do siedzącego siedzącego przy stole i popijącego kawę funkcjonariusza.
- Przepraszam, może Pan złożyć raport.
Ten kiwnął głową, wyciągnął gruby notes i zaczął go wertować.
- Po około godzinie od zawiadomienia udało nam się zebrać dwadzieścia osób. Trzy godziny później znaleźliśmy gospodarza, któremu ukradziono łódź wiosłową, dalsze przeszukania pobliskich wiosek pozwoliły nam stwierdzić, że ktoś widział go podejrzanego płynącego w dół rzeki. Po następnych ośmiu godzinach przed zapadnięciem zmroku udało nam się odnaleźć dryfującą łódkę. Złodziej obecnie może być gdziekolwiek w drodze, może do Khartum, ale opcji jest wiele, a jak widać jest był świetnie przygotowany. Górnicy mówią, że wspominał o zegarku zjedzonym przez wywerny ojca, ale zgadując, co obecnie ma raczej nie będzie go potrzebował – policjant wyciągnął z kieszeni falsyfikat kryształ – oddaję. Analiza pokazało, że pokryto go proszkiem, z którego były gang Borygomosa pod władaniem Raflika produkował narkotyk.
-No tak znowu CA – Demuslim włożył kryształ do specjalnej skrzyni - dziękuję za fatygę komendancie. – Nie będzie go Pan szukał? Nie macie tropicieli?
- Panie oficerze proszę się zastanowić. Przyleciałem na misję wydobywczą mając bardzo mały zespół. Z jakiej racji miałem brać ludzi z małego kasty na Shiroue, aby grzebali w ziemi. Poza tym 4000 km, się nie oszukujmy. Jest to jedna z moich największych porażek. – Demuslim ściągnął brwi na samą myśl - Złamano wiele przepisów w mojej bazie, dotyczących alkoholu, dostępu osób niestabilnych umysłowo. Moi ludzie nie potrafili nawet zapanować nad tłumem. Musiałem zwolnić kilka osób. To jest dyshonor. Ale płacą mi za liczenie, a nie pochopne dzielenie ludzi, pozostawianie kopalni i przeszukiwanie tysięcy kilometrów. Może Pan nie uwierzy, ale w tym zawodzie trzeba powstrzymać emocje, mimo że z chęcią bym go szukał dzień i noc.
---------------------------------------------------
„I wtedy zjeżył im się włos
Avaka usłyszeli głos
A jego wzrok…
- Cela nr 21 cisza! – strażniczka obijając tonfą o kraty doszła do celi poety – nie wiesz za co siedzisz? Nie żal Ci palców, chcesz stracić też język. Twój bohater Cię nie uratuje.
Młodzieniec zrobił zaskoczoną minę, ale on siedzi za Tobą.
- Co? - kobieta odwróciła się zobaczyła klęczącego na ziemi nieznajomego z opuszczoną jakby w ukłonie głową.
- Avek pogromca tyranów, chcesz mu spojrzeć w oczy, nie będziesz się bała, jeśli masz czyste sumienie – zachrypiał starszy profesor z celi obok.
Strażniczka się zawahała. Od zamkniętej w celi postaci biła jakaś siła, albo to jej wyobraźnia zaczęła sobie pogrywać. Jak każda dziewczynka w Orkadis, czytała o Avaku i marzyła o nim. Ten obcokrajowiec miał wiele z niego. Czyżby? Nagle Kurt podniósł głowę i rozkazującym tonem rzucił:
- Nie bój się!
Odskoczyła w tył i ze strachu złapała ręką za kratę celi poety nie odrywając wzroku od Avaka. Szybko objęły ją jakieś ręce i zatkały usta, aby nie krzyczała.
Strażniczkę zakneblowano i zamknięto. Zabrano klucze i rozpoczęła się ucieczka. Kurtowi zależało tylko, aby dotrzeć do Kła, przeniesionego obecnie do samotni z powodu jego wrzasków. Kiedy go odnalazł mężczyzn trząsł się z chłodu, a założone wcześniej prze Mara bandaże i opatrunki były brudne i mokre. Przyniósł mu wodę i wziął na pomógł wstać. W wolnym tempie doczłapali się do Sali głównej, gdzie zebrali się wszyscy więźniowie. Około 450 osób. Utopia Ven Detty wymagała eliminowania wichrzycieli, osób które nie pasowały, które myślały inaczej niż system, które zadawały pytania dlaczego, które mogłyby w jakkolwiek sposób zaburzyć stabilność lub dotarły do skrywanych przez nacjonalistów sekretów. Tłum stał bezruchu więc Kurt przecisnął się z Kłem do przodu.
Przed nim ukazało się drzwi wyjściowe z pawilonu. Jednak nad nimi na metalowej rampie stał długi szereg uzbrojonych w karabiny strażniczek.
- Ani kroku dalej, albo otworzymy ogień. Wracajcie do swych cel! – krzyknęła blodwłosa komendantka.
- Co zrobimy? – obok Psio Ligowca pojawił się poeta – rozstrzelają nas.
- Daj ja to zrobię – Kieł wyciągnął z lewej ręki poety klucze – i tak nie żyję – na trzęsących się nogach parę kroków do przodu po czym upadł. W sali zrobiło się cicho. Kieł spróbował się podnieść niestety mimo całego wysiłku skutek był mizerny.
- Ewa zastrzel go – rzuciła rozkaz dowodząca straży.
Wskazanej strażnicce zadrżała ręka.
- Strzelaj! – powtórzono komente
- Nie mogę! To są ranni, wychudzeni i okaleczeni ludzie! Nie mogę do nich strzelać
Kurt powoli podszedł i podniósł kolegę, a następnie spojrzał na wartowników.
- Posłuchajcie mnie uważnie. Zwą mnie Avak. Jesteście tak jak my ofiarami systemu. Robicie to, co robicie bo kazali Wam przełożeni, bo inaczej Was ukarzą. Jednak dokładnie w tym momencie macie świadomość tego i jesteście w pełni odpowiedzialni za własne czyny, w tym momencie możecie naprawić szkody i naprawić przyszłość swoich rodzin i bliskich.
- Daj mi otworzyć te drzwi – Kieł już prawie majaczył. Ruszyli obaj wolno w kierunku. Nikt nie zatrzymał już ich.
-Pani Komendant, co robimy? – zapytała jedna ze strażniczek.
- Znacie prawo Ven Detty, jeśli ich wypuściliśmy czeka nas to samo , co ich. Naszą jedyną szansą jest dołączyć i miejmy nadzieje, że to prawdziwy Avak. Dajcie im coś do jedzenia.
Łącznie z wszystkich pawilonów zebrano 450 więźniów sumienia, 340 obcokrajowców wliczając w to kupców, biznesmenów,240 więźniów politycznych oraz 80 strażników. Kurt nie prowadził nigdy protestów, ale wiedział dużo o organizacji. Kła wysłano do ambulatorium więziennego razem z innymi ciężko rannymi. Potem przyniesiono pościele , farby i rury i zrobiono sztandary.
- Czego chcemy? – krzyknął Psio Ligowiec do zebranych.
- Sprawiedliwości! Normalnych sądów. Prawa do obrony! – krzyczeli więźniowie. Sprawiedliwość dodano do sztandarów.
- Tolerancji. Równości! Końca segregacji! – padł głosy. Tolerancję dodano do sztandarów.
- Zakończenia przemocy, nie mordowania ludzi po cichu! Koniec tortur! – koniec z przemocą dodano do sztandarów. Kurt polecił strażnikom zostawić broń w schowkach. Kiedy Ci się zdziwili wytłumaczył.
- Nie mamy szans z siłami Orkadis i nie chcemy brukać rewolucji krwią. Tą walkę, którą stoczymy będziemy walczyć na innym polu. Pomyślcie i tak jesteśmy już martwi, a teraz walczymy o szansę do życia.
- Chcemy wolności słowa! Praw człowieka! – Prawa człowieka dodano do sztandarów.
- Na koniec chciałbym od Was i siebie braterstwa, abyśmy w czarnej godzinie nie opuścili kompanów i stali razem przeciwko złu. – Bratestwo dodano do sztandarów.
- Teraz uklęknijcie i przysięgnijcie przed sobą innymi wierność tym wartościom. Przysięgacie walczyć o sprawiedliwość?
- Przysięgamy!!
- O tolerancję?
- Przysięgamy!!!
- Zakończenie przemocy?
- Koniec z przemocą !!
- O prawa człowieka?
- Przysięgamy
- O braterstwo?
- Do chwili ostatniej!
- A więc powstańcie Avacy – Kurt usłyszał głosy zdziwienia – tak! Od teraz każdy Was ma prawo nosić to imię, Wasze decyzje czynią Was bohaterami, więc jeśli ktoś podejdzie do Was i zapyta, który z Was jest Avakiem, odpowiedzcie śmiało, że właśnie z nim rozmawia!
Następnie przyniesiono białe pościele, z których zrobiono białe płaszcze z kapturami dla wszystkich, aby ich do siebie ujednolicić. Następnie przydzielił grupom zadania. Kilku zebrania sprzętu muzycznego z miasta, innym patrolowania okolicy z dachów, jeszcze innym zebrania poparcia, jeszcze innym rozwieszania bannerów z ich ideałami, jeszcze innym z więzienia nadawania mylących wiadomości służbom porządkowym. W końcu po paru słowach radości ze spotkania z Markiem i resztą adeptów posłał ich do najbliższej przyjaznej ambasady. Wiedział doskonale, że ta rozgrywka jest zbyt ryzykowna dla nich. Wreszcie, po tej krótkiej organizacji protestanci, śpiewając "modlitwę wygnańca", ruszyli na znajdujący się kilkanaście przecznic dalej Biały Plac.
We do not sow
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Re: Teoria Wzrostu
Stwierdzenie iż kryształy Stabilum śpiewały było najprostszą analogią. Było to podobne do stwierdzenia iż kosmiczne struny wibrowały. Kryształy funkcjonowały podobnie, choć na znacząco mniejszą skalę. W fizycznej przestrzeni przynajmniej.
Caibre poważnie rozważał ponowne pozbycie sie aktualnej powłoki fizycznej. Zasuwanie jako breloczek czy nieco teraz potarmoszonym Ehrenie miało szereg zalet których aktualna forma pożyczona od herszta bandytów nie mogła wyrównać. Z drugiej strony bezpośrednia ręka na pulsie też miała swoje zalety, a na planecie było dość "gadżetów reklamowych" by koordynacja lokalnych działań było możliwa i skuteczna.
Stabilum nie było jednak idealnym nośnikiem. Na pewno nie było kompatybilne z matrycą istnienia rudego , więc proste przeładowanie świadomości w mineralną matrycę i po prostu zrobienie wszystkim jesieni średniowiecza nie wchodziło w rachubę.
Inne działania jednak były jak najbardziej możliwe. Zlokalizowanie wszystkich kryształów wciąż w ziemi na przykład. Czy tych znajdujących się w biolektrycznym polu żywych istot. Czy też, nie wiedzieć czemu, trzech kryształów wiszących ponad Coddar w czymś co na pewno było satelitami i na pewno nie było satelitami lokalnej produkcji.
Ani Agendy. Ani ZCMu. Ani nawet, jakkolwiek prymitywne by nie były, Psiej Ligii.
Ciekawe.
Caibre kontynuował skomplikowany multitasking, przeskakując od jednego ogniska zainteresowań do drugiego. Na przykład, pomyślał, co teraz taki Raflik robi, hmm...
Caibre poważnie rozważał ponowne pozbycie sie aktualnej powłoki fizycznej. Zasuwanie jako breloczek czy nieco teraz potarmoszonym Ehrenie miało szereg zalet których aktualna forma pożyczona od herszta bandytów nie mogła wyrównać. Z drugiej strony bezpośrednia ręka na pulsie też miała swoje zalety, a na planecie było dość "gadżetów reklamowych" by koordynacja lokalnych działań było możliwa i skuteczna.
Stabilum nie było jednak idealnym nośnikiem. Na pewno nie było kompatybilne z matrycą istnienia rudego , więc proste przeładowanie świadomości w mineralną matrycę i po prostu zrobienie wszystkim jesieni średniowiecza nie wchodziło w rachubę.
Inne działania jednak były jak najbardziej możliwe. Zlokalizowanie wszystkich kryształów wciąż w ziemi na przykład. Czy tych znajdujących się w biolektrycznym polu żywych istot. Czy też, nie wiedzieć czemu, trzech kryształów wiszących ponad Coddar w czymś co na pewno było satelitami i na pewno nie było satelitami lokalnej produkcji.
Ani Agendy. Ani ZCMu. Ani nawet, jakkolwiek prymitywne by nie były, Psiej Ligii.
Ciekawe.
Caibre kontynuował skomplikowany multitasking, przeskakując od jednego ogniska zainteresowań do drugiego. Na przykład, pomyślał, co teraz taki Raflik robi, hmm...
My soul is still the same
But it has many names
But it has many names
Re: Teoria Wzrostu
Nikt tak naprawdę nie wiedział i prawdopodobnie nigdy się nie dowie, że prawdziwym zwycięzcą został właśnie Raflik, którego wystrzelono na początku całej przygody. Poturbowany trafił do zakonu Nimforytanek i został wyleczony, a także obsłużony jak gość. Nic dziwnego, skoro był jedynym mężczyzną w damskim gronie. Co dziwniejsze, okazało się że Nimforytanki mają dostęp do ogromnych złóż stabillum, a nie mając pojęcia o ich mocy nosiły ich rozłupane części jako biżuterię. Raflik dostał koronę z kryształów, chlał wino, macał cycki i miał wszystkich w dupie.
Re: Teoria Wzrostu
Mniej więcej to. Caibre uśmiechnął się szeroko i wrócił do oglądania nagich lasek noszących kryształy w ciekawych zakamarkach kobiecej anatomii.
My soul is still the same
But it has many names
But it has many names