Opisy Postaci

Tu znajdziecie opisy niektórych lokacji Multiświata, opisy bohaterów, NPC, questów, a także charakterystyki samych forumowiczów.
User avatar
Raflik
Posts: 161
Joined: Sun Jan 04, 2009 4:43 pm
Location: #care

Re: Opisy Postaci

Post by Raflik »

Imię: Raflik
Tytuł: Generał
Rasa: Pierwotnie człowiek, następnie hybryda człowieka i wampira (pozbawiona kanonicznych wad tej drugiej rasy), aktualnie do tej mieszanki doszły wszczepy pochodzące od lodowych demonów.
Płeć: Męska
Miejsce pochodzenia: Nieznane
Siedziba: „Kibel” w układzie słonecznym Chaotic Alliance
Wiek: nieznany, jednak bliskim prawdy będzie powiedzenie, iż jest jednym z najstarszych oldfagów.
Rodzina, Towarzysze i inne zwierzęta: Aktualnie brak, niegdyś smok-klejnot Tarsis jednak więź psychiczna została zerwana

Wygląd Zewnętrzny:
Raflik według kanonów ludzkich jest średniego wzrostu człowiekiem o raczej chudej, by nie powiedzieć wprost, mizernej posturze ciała. Błękitne włosy średniej długości opadające swobodnie na czoło. Twarz gładka z charakterystycznym wystającym drobnym kłem z ust. Przy pierwszym wrażeniu może wydawać się niewinnym „chłoptasiem”, jednakże dla wielu jest to ostatnie błędnie pierwsze wrażenie w ich życiu. Raflik jest w rzeczywistości istną „maszyna do zabijania”, która bez mrugnięcia okiem wypruwa flaki przeciwnikom. Ostatnie, co mogą zauważyć jego ofiary, poza oczywistym mieczem wystającym z ich punktów witalnych, mogą być jego błękitne oczy. Jak mawia stare powiedzenie „oczy są oknem duszy”, jednakże w oczach Raflika duszę zastąpiła pustka… i lód.

Styl ubierania:
Długie przewiewne spodnie koloru błękitnego o prostym kroju i bez ozdób, oraz podobna do spodni koszula to najczęstszy ubiór Raflika. Czasami można zauważyć emblemat Anty-WiP-u, dużo częściej jednak ozdobione są krwią wrogów. Na te ubrania, wykonane z specjalnego, bardzo wytrzymałego materiału Raflik zakłada kolczugę wykonaną z stopu mithrylu i adamentu, która daje wystarczającą ochronę przed bronią oraz czarami, a jednocześnie jest lekka i nie krępuje ruchów.
Kolejnym stałym elementem opancerzenia są naramienniki z opisanego powyżej stopu. Resztę rynsztunku stanową nagolenniki oraz nałokietniki spiczasto zakończone odpowiednio nad kolanami i za łokciami, które również stanowią element arsenału Raflika, zgodnie z zasadą, iż „najlepszą obroną jest atak”
Do pasa jest przypięty jego miecz, będący starożytnym artefaktem ze świata, z którego się wywodził - AQUA. Miecz przytroczony jest bez żadnej pochwy, jednak nikt nigdy jeszcze nie widział, aby tak, niby fatalnie zabezpieczony, miecz uszkodził elementy ubioru Raflika, nawet podczas wykonywania najdziwniejszych figur akrobatycznych.

Cechy szczególne:
Krew płynąca w jego żyłach jest całkowicie inna od wszelkich rodzajów krwi. Jest bardzo zimna, a jej kolor jest niemal błękitny. Krew absorbuje więcej tlenu oraz składników odżywczych, dzięki czemu skuteczniej dostarcza składników odżywczych do komórek ciała (w końcu mimo bycia nie-umarłym, a do tej klasy zaliczamy wampiry, jego ciało nie gnije, a wręcz wykazuje nadnaturalną zdolność do regeneracji). Efektem ubocznym jest bardzo niska temperatura jego ciała.

Charakter:
Dosyć prosto określić całość charakteru Raflika. Chaotyczny Zły, jednak w tym chaosie istnieją pewne zasady. Owszem, uwielbia kopać staruszki i zabierać lizaki dzieciom i robi niemal wszystko w celu manifestacji swojej siły i zdolności. Uwielbia walkę, oraz pojedynki, więc walczy, z kim tylko może, jednakże właśnie w tym aspekcie ujawniają się jego „zasady”. Owszem, kopnie leżącego, a raczej wbije mu miecz po sam sztych, ale nigdy nie ośmieli się zaatakować nieświadomej ofiary, więc nie stosuje ataków z zaskoczenia. Woli, aby jego przeciwnik wiedział z czyich rąk ginie. Kiedy wie ze nie ma szans wygrać, tworzy sojusze i układy, ale zrywa je natychmiast, kiedy zagrożenie mija. Czasami jednak ma dziwne, nienaturalne wręcz dla niego, momenty rezygnacji i apatii. Najprawdopodobniej jest to sprawka jakiegoś diademu – diademu wszechrzeczy, ale nie ma o tym żadnej informacji w głównym nurcie fabularnym.
Nienawidzi sprzeciwu, oraz silniejszych od niego (aczkolwiek takich mało, ale istnieją), lubi wygrywać, maltretować innych i posyłać ich na bezsensowna śmierć.

Cechy:
Umiejętności:
Walka mieczem oraz magia wody i lodu to jego „podstawowe” metody walki, które opanował w stopniu arcymistrzowskim.
Badania laboratoryjne: Kiedyś, kiedy miał dużo wolnego czasu potrafił przeprowadzić kilka dosyć „ciekawych” oraz krwawych eksperymentów. Aktualnie bardzo rzadko przesiaduje w pracowni, ale zna się co-nieco na tej pracy.

Zdolności:
Widzenie w ciemnościach: Nie perfekcyjne, ale wystarczy światło gwiazd, aby zauważył bardzo ostre kontury przedmiotów, które go otaczają.

Odporności i słabości
Zwiększona odporność na zimno i ataki wodą lub lodem: Skoro zostały mu wszczepione fragmenty lodowych demonów, to, co mu mogą takie ataki zrobić? Dodatkowo może przebywać i normalnie funkcjonować w środowisku o bardzo niskiej temperaturze.

Zmniejszona odporność na ogień. Z kolei ogień znajduje się na przeciwnym biegunie jego naturalnych rasowych odporności.

Obrzydzenie na „Świętość”: Z powodu tego, iż nadal jest półwampirem, nie za bardzo lubi jak ktoś wymachuje mu błogosławionymi przez bogów rzeczami przed nosem. Przedmioty te nie wyrządzają mu żadnych dodatkowych obrażeń, ale powodują pewnego rodzaju obrzydzenie u Raflika.

Magia:
Woda… Jest niemal panem tego żywiołu. Dosyć dobrze opanował jej arkana i często jego ataki opierają się o ten żywioł. Zaklęcia działają na dwa różne sposoby. Albo tworzą one wodę wokół celu, lub korzystają z dostępnych źródeł wody(nawet tej podziemnej).
Modyfikacją szkoły magii wody jest lód, który to szczególnie przypadł do gustu Raflikowi. Tutaj również osiągnął perfekcję, objawiającą się zdolnością do uzyskania temperatury zera absolutnego.

Aura:
Niebieskawa silna aura, z wyczuwalnym złem

Ataki Magiczne:
Zależnie od sytuacji, przeważnie lodowe, jednak przeciwko ogniu wodne, zgodnie z znaną wszystkim zależnością
„ogień topi lód, lecz woda gasi ogień”.

Walka wręcz i fechtunek:
Raflik nie ma stałego stylu, jego ataki są połączeniem przytłaczającej siły i szybkości. Osoba z zewnątrz mogła by stwierdzić iż brak w nich techniki, jednakże techniki walki mieczem zostały wymyślone po to, by zrekompensować niedostatki siły lub zwinności osoby dzierżącej miecz i zrekompensować ludzkie słabości. Raflik natomiast takich słabości nie posiada.
Ekwipunek
Miecz Aqua.
Kolczuga

Inne:
Sława. No cóż. Niemal każdy słyszał o Rafliku. Niemal każdy, który przeżył najazd wojsk Anty-Wipu. Inni nie mieli prawa o nim słyszeć, gdyż jego ataki są szybkie i zdecydowane. Za to wśród swoich cieszy się ogromnym posłuchem. Każdy próbuje mu się przypodobać, bo wie, co się stanie, jeśli Raflik uzna go za nic niewartego.

Poziom socjalny:
Generał najokrutniejszej i najbardziej zawziętej armii, która jest w Multiświecie.

Inne:
Miecz Auqa
Ten miecz należał do rycerza smoczego władcy wody, który to smoczy władca był bóstwem opiekuńczym broniącym świata przed rasą Mazoku. Raflik zdobył miecz bynajmniej nie w pokojowy sposób. Z racji tego iż miecz był manifestacją „dobrego” bóstwa, aby tak zła istota jaką jest Raflik mogła dzierżyć ten miecz, no cóż… bóg musiał zostać zabity. Miecz ten dożywotnio przywiązuje się do właściciela, i nie daje się nikomu innemu dzierżyć. Miecz wspomaga zaklęcia wodnego elementu, i jest jednym z ośmiu boskich mieczy, które połączone dają zaklęcie niewyobrażalnej potęgi. Raflikowi jednak zbytnio nie zależy na odnalezieniu siedmiu pozostałych, wiedząc, iż jeden z nich należy do jego byłego mistrza… Final-kun’a.


------------------------ SIDE STORY -------------------------------


Ciężkie kroki rannego odbijały się echem w przyciemnionym futurystycznym pomieszczeniu. Jedyne źródło światła stanowił pulpit migający w oddali. Postać krok za krokiem przybliżała się do niego, chwiejąc się i z trudem łapiąc oddech. Krew powoli kapała z niesamowicie poranionego ciała, pozostawiając ścieżkę niknąca w mroku… Kolejny krok…
…Zraniona noga, ciężko postawiona na metalowej podłodze, pomimo ochraniacza na łydce, nie zdążyła się zagoić po oberwaniu zaklęciem żywiołów. Widać było na niej ślady regeneracji, a teraz podtrzymywała chwiejne ciało, które podążało w stronę pulpitu.
Kolejny krok. Nagle posoka trysnęła z niezagojonej rany na klatce piersiowej. Ranny zachwiał się chwilę, ale jego pusty wzrok skupiony był niezmiennie na pulpicie. Zdawało mu się, iż pulpit zaiskrzył, niczym….
… Upadł na czworaka i zwymiotował krwią. Spojrzał na swoją klatkę piersiową...
… Krew sączyła się z otwartej bruzdy wzdłuż klatki piersiowej. Zarówno kolczuga jak i koszula w tym miejscu zostały przecięte, a skrzepy na klatce piersiowej puszczały i sączyły się w proteście przeciwko gargantuicznemu wysiłkowi. Druga dziura, powstała od pchnięcia mieczem w dolnej części podbrzusza również nie wyglądała najlepiej. Ranny miał duże szczęście, że to przeżył. Teraz ostatnimi siłami woli był skupiony jednak na dotarciu do pulpitu. Podniósł się z klęczek z wyraźnym trudem. Czucie powoli opuszczało jego ciało, jednak on niestrudzenie, krok po kroku parł do przodu…
… Już tylko parę kroków dzieliło go od konsolety. Odruchowo chciał wyciągnąć lewą rękę, ale ta zwisała bezwładnie, z śladami ciężkich odmrożeń. Koniuszki palców wręcz same odpadały z powodu martwicy. Beznamiętnym wzrokiem spojrzał przelotnie na bezużyteczną kończynę. Ciągle nie zdając sobie sprawy z bezcelowości poruszenia martwej ręki próbował zgiąć palce…
… znowu bezwładnie się osunął, jednak tym razem konsoleta zamortyzowała jego upadek. Z niemym stęknięciem zebrał w sobie ostatnie siły i podciągnął się na jedynej sprawnej ręce. To co wydawało się pulpitem, w rzeczywistości okazało się gablotą z różnego rodzaju arsenałem bardzo zaawansowanej technologicznie broni białej. Martwym wzrokiem przebiegł po wyposażeniu, i drżącymi palcami uchwycił sztylet plazmowy. Poczuł opór. Czyjaś wola próbowała zatrzymać jego rękę, kiedy zaciskał palce na rękojeści, jednak był silniejszy. Bardzo powoli podnosił artefaktyczny sztylet, jednocześnie kierując jarzące się bladym światłem ostrze w swoją stronę.
Opór cudzej woli nasilał się, ale jak na istotę wszechbytu czy ucieleśnienie idei był niezmiernie słaby, gdyż nie potrafił zatrzymać ręki poważnie rannego pół-wampira, napędzanego przez najbardziej z przyziemnych pragnień - zemsty.
Dłoń ze sztyletem znalazła się na wysokości skroni, z ostrzem gotowym do zatopienia się w żywej tkance, a na apatycznym obliczu chaotika zagościł lekki złośliwy uśmiech.

- ..to koniec… Distant… - wyszeptał.

Sztylet wbił się w głowę, a raczej powinien, gdyby nie to, że na czole nałożony był diadem z sześcioma klejnotami. Ostrze idealnie weszło w jeden z klejnotów, rozłupując go.
Każdy inny przedmiot nie zrobiłby nic diademowi wszechrzeczy, zwłaszcza, kiedy znajdowało się w nim już 6 klejnotów, jednak Statek-Wrota należący do agencji ISCA nie był miejscem gdzie można znaleźć zwykłe rzeczy.
Rozbity klejnot stracił blask, tajemnicza siła starająca się blokować jego ruchy natychmiast zniknęła. Ten szybko wyciągnął sztylet z klejnotu na czole i odrzucił go w bok. Nim którykolwiek z aspektów postanowił zabawić się czasem, chwycił za największy młot, jaki był na pulpicie…

***

Na ziemi spoczywał Raflik, młot leżał obok. Plama krwi służyła mu za dywan, resztki diademu za wieniec. Dwa klejnoty straciły kolor i pękły, jednak Raflik nie przejmował się tym, czy Caibre zrobił to z nudów czy czystej złośliwości. Miał otwarte oczy, oczy szaleńca, jednakże nie było w nich żalu… były pełne dzikiej furii i satysfakcji…
User avatar
Yoru
Posts: 11
Joined: Sun Aug 23, 2020 9:01 pm

Re: Opisy Postaci

Post by Yoru »

Karta Postaci:

Imię:
Przedstawia się najczęściej jako Yoru. Posługuje się wieloma pseudonimami (podobnie z resztą jak obliczami), w zależności od tego, w której części Wieloświata zechce się pojawić.

Płeć:
nieznana

Rasa:
nieznana

Charakter:
chaotyczny neutralny.

Wygląd:
Jest zmiennokształtna. Nigdy nie objawia swojej prawdziwej, materialnej formy, choć trudno powiedzieć czy w ogóle taka istnieje. Porusza się najczęściej jako smuga cienia, jeśli przyjmuje jakąś fizyczną postać, może się nadal nie wyostrzyć i rozwiewać jak dziwaczna esencja cienia i nocy.
Jeśli decyduje się na bycie widzialną dla oka (przynajmniej ludzkiego), zwykle przyjmuje postać wysokiej, młodej kobiety o dostojnej aparycji i bladym jak księżyc obliczu. Mimo androgynicznych rysów twarzy, sylwetka Yoru jest na wskroś kobieca, z wdzięcznym wcięciem w talii i niewielkim biustem. Długie za łopatkę włosy w kolorze roztopionego złota, układają się w subtelne fale. Jej oczy w zależności od nastroju lub kaprysu, potrafią być jak dwa obsydiany, to znów mogą przybrać nieco cieplejszą barwę ciemnego brązu podszytego szkarłatnym blaskiem, a czasem rozgorzeć jak płynne złoto.
Poza postacią humanoidalnej kobiety lubi przybierać postać czarnego wilka lub kruka, które łączy ten sam złoty blask ślepi i zmieniający swoją ostrość zarys sylwetki, nieustannie rozwiewający się w eter.
Jeśli ma ochotę bawić się w skrytobójcę i wybrać sobie zlecenie, to strój do pracy będzie dopasowany, obcisły i zapewni swobodę ruchów, choć nie ma to aż takiego znaczenia, biorąc pod uwagę, że Yoru rzadko porusza się jak człowiek, szczególnie, jeśli jest w trakcie zlecenia na czyjś łeb.
Prywatnie ubiera się jak na dziedziczkę rodu przystało – ekstrawagancko, z przepychem i wiktoriańskim pazurem lub bardzo klasycznie, w stroje, które będą eksponować jej talię. Preferowane przez nią kolory to czerń i szkarłat lub czerń i złoto.

Umiejętności:
- zmiennokształtność, choć ciężko określić granice możliwości jej przemiany, szczególnie nie znając tego, czym Yoru tak naprawdę jest, choć wydaje się, że jest silnie związana z kosmicznymi ciemnościami i pustką
- w ramach zmiennokształtności i niejasnych powiązań z nocnym nieboskłonem, może poruszać się niezwykle szybko, szczególnie przy ograniczonym świetle lub jego braku, najczęściej w postaci smugi cienia. Potrafi się teleportować, ale nie ma danych na temat tego na jaką odległość, przynajmniej jeśli chodzi o miejsca nasłonecznione. Czasem zamiast teleportacji lubi se z pompą zajechać gdzieś jakom karocą kosmiczną, a co
- zajebiście gotuje, jest bogiem kuchni i mordu, waifu materiał bardzo
- magie różne zna, bo umie czytać mądre i magiczne księgi, a manipuluje mocą nie gorzej niż radzi sobie w kuchni, ale drogi swych machinacji ma niejasne i nieodkryte, więc nie wiadomo, co tam umie dokładnie, a w czym jest gała i sobie nie radzi. Ale wiadomo, że lubi czasem coś lub kogoś podpalić (czyli piromancja +666, prognoza: piekło w twojej głowie), telekinezy umi jak to czarodziejka z kosmosu, gadać umysłem a nie gębą też. Będąc szarą eminencją Wieloświata, można zaś założyć, że łeb ma jak forteca chroniony i trudno taki widmowy bastion magią lub sprytem sforsować, jak taki nieuchwytny i niewidoczny, bo w cieniu ukryty. No i skoro o cieniu mowa, to głównie posługuje się manipulacją światła i cienia, światło zdaje się wręcz pochłaniać i absorbować w swoją mroczną materię
- jako skrytobójca posiada szeroki arsenał możliwości uśmiercania swoich ofiar, preferuje dobre ostrza, a jak jej drgnie rączka przy obiedzie to i trucizna wejdzie gdzie powinna. Ma jednak swoje granice, np. nie zabije kogoś silnie stężonym środkiem na przeczyszczenie, bo niby zasłużona gówniana śmierć, jak ktoś jest robakiem, ale z drugiej strony, to i widok, i zapach przykry, mało powiedziane. A śmierć to winna być poezja i kunszt artyzmu!
- ano właśnie, profesje traktuje jak hobby artystyczne, jest perfekcjonistką, więc zbrodnia musi być doskonała i piękna

Słabości, ułomności:
- jak jej się nie chce, to Balthazar odkręca jej słoiki. Właściwie zawsze jej to robi, bo nigdy jej się nie chce
- a, że jej się nie chce, nie ma weny, pomysłu ani chęci
- kosmiczne migreny, wtedy bierze urlop i może macierzyńskie, a jak dają to i tacierzyńskie weźmie
- jebać groszek, groszku w kuchni nie używa. I gardzi też brukselkami, tylko najwięksi zbrodniarze kuchenni używają tego warzywnego pomiotu szatana
- skłonności do melancholii, jak u starej panny z globusem. Stara pewnie jest, ale panna to już nie bardzo, choć zdecydowanie miewa globusy. Gdy ją ta czarna żółć dopadnie, wtedy najczęściej każe sobie zrobić KĄPIEL, MASAŻ, a potem szuka sensu życia w serialu o wdzięcznym tytule „FRIENDSHIP IS MANLY”. Czasem wpadnie na to, że można zadzwonić i pogadać z drugiego końca kosmosu z best psiapsiółami lub zwalić im się na chatę
- niby odporna na zimno, jak to ktoś, kto kiedyś połknął na śniadanie czarną dziurę, ale jednak stópki marzno i musi spać w skarpetkach, jak się zaszywa w tych cielesnych postaciach.
- jak nie jest idealnie, to nie jest wcale i OCD INTENSIFIES, ale chodzi na terapie i jest lepij
- zawsze odmówi, jeśli ktoś proponuje jej bycie nawigatorem, dlatego, że jest ofc świetnym pilotem, kierowca bombowca pierwsza klasa, ale PRAWDA jest taka, że po prostu nie rozróżnia lewej od prawej… przynajmniej nie na szybko.


SHORT STORY (świąteczna edycja):

Yoru oglądała w najlepsze przygody swoich ulubionych m a n l y bohaterów, gdy dobiegł ją skrzek kołatki mówiącej „Witaj w krainie, w której obcy ginie!”. Kąciki jej ust ściągnęły się w dół, z zażenowania: „Ona serio gada takie rzeczy… to było śmieszne w poprzednim stuleciu… a może nawet milenium. Pora w końcu pomyśleć o nowej kołatce, może takiej z głosem wszechpotężnego Etyzera…”.
- Zaszła jakaś pomyłka – usłyszała głos Balthazara, swojego wiernego majordomusa. – Nie zamawiałem 88 sztuk wibratorów firmy Bad Dragon… z resztą, z tego co wiem, to robili zawsze tylko dildosy.
- Panie, podpisuj pan pokwitowanie. Niech pan nie będzie taki sztywny, he he. Wstydu nie ma – odezwał się głos na w pół zniecierpliwionego, na w pół rozbawionego kuriera.
- Ale co pan… - zaperzył się majordomus. – Nie zamawiałem niczego podobnego, proszę to odesłać.
Niczym deus ex machina, z za pleców Balthazara wyłoniła się niespodziewanie wysoka kobieta w powłóczystej, czarno-szkarłatnej szacie:
- Odbierz przesyłkę, Balthazarze, to do mnie. Zamawiałam na szybko i musiałam klepnąć twoje dane… przez przypadek. Pewnie zapomniałam ubrać binokle – stary lokaj nie musiał patrzeć, czuł jak postaci za jego plecami rośnie na twarzy specyficzny rodzaj uśmiechu.
Kurier zamrugał podwójną parą oczu, gdy kobieta za plecami majordomusa zniknęła, jakby rozpłynęła się w powietrzu.
- No, to podpisze pan to w końcu? Chce jeszcze zdążyć na premierę Cyberfunka 2137 – rzekł z przekąsem dostawca.
- A to mnie akurat najmniej obchodzi – wycedził Balthazar, który poczuł ukłucie zazdrości, że taki byle pizdonosz ma czas na gierki, a on, szanujący się majordomus… i jeszcze te sztuczne kutasy na jego nazwisko.
Drzwi posiadłości zamknęły się kurierowi przed nosem. Dostawca miał już gasić e-kajet z pokwitowaniami, gdy zerknął mimowolnie na podpis odbiorcy… i zobaczył tam pokaźny humor zeszytów szkolnych.

***

- Miłomściwa Pani – Balthazar czekał przed drzwiami jednej z komnat, których było tutaj przynajmniej tyle co dni w terrańskim roku kalendarzowym. Kiedyś czytał, że podobną ilość pokojów i komnat miał, umownie tylko nazywany zamkiem, pałac w miejscowości Moszna, w bardzo odległej galaktyce o nazwie Droga Mleczna. – Kolacja wigilijna już czeka.
- GOODBYE JOJO! – zaryczał głośnik za ścianą.
Kątem oka zauważył jak spod szczeliny w drzwiach łypie na niego z cienia para złych, gorejących czerwonym blaskiem oczu. Szykował się na uderzenie z dołu, jednak ofensywa dosięgnęła go na wysokości lewego ucha.
- Nie lubię jak się mi przerywa JoJosy… chyba, że jest to jedzenie… jak ty mnie dobrze znasz – powiedział głos, a zaraz za nim zmaterializowała się jego właścicielka, w przepysznej karmazynowej sukni, gotowej przyjąć na siebie atak wszystkich potraw Wieloświata. - Chodźmy zatem biesiadować, Balthazarze!
Balthazar patrzył jak kolejne półmiski znikają w mrocznych trzewiach dziedziczki i mimo tego nie przestawał być zadziwiony jej nienasyconym apetytem. Majordomus przypomniał sobie legendę o tym jak Yoru połknęła rodzonego brata, który przekształcił się milenia lat temu w czarną dziurę. Sam nie wiedział ile z tej historii było prawdą a ile bajdurzeniem, nigdy z resztą nie pytał, bo wiedział, że próżno szukać poważnej odpowiedzi.
- Czas na coś na co czekam cały rok – powiedziała Yoru, idąc w stronę okazałej choinki, pod którą leżały stosy pakunków. – To jest: rozczarowanie nietrafionymi prezentami od tych kosmicznych bufonów, od których umizgów dostaję migreny… O, popatrz Balthazarze, tutaj jest prezent dla ciebie!
Paczka niewielkich rozmiarów spłynęła majordomusowi w dłonie, unoszona przez chmurę czarnego dymu wijącego się w fantasmagorycznych kształtach.
Balthazar przełknął ślinę. Pudełko mogło pomieścić nośnik danych do najnowszej gry CD DREAD PROJECT. Myśl o wieczorach, które spędzi grając w grę, która śniła mu się po nocach sprawiła, że zaschło mu w ustach.
- Dz-dziękuję, Wasza Miłości – rzekł, starając się nie zdradzić drżenia głosu. Słyszał jak pudełko mówi do niego „Wake the fuck up, Li Mu Bai”. Rozwiązał misternie zawiązane pudełeczko. Dopiero teraz zauważył, ze jest ono w kształcie serca i mimowolnie się zarumienił. Otworzył wieczko i… - C o t o j e s t ?
- No, wibrator z Bad Dragon, najnowsza edycja – i usłyszał ton, którego powinien się spodziewać, a jednak dał się oszukać, znowu. To był ten jej cholerny deadpan, pod którym goreje starożytne, potwornie uśmiechnięte zło, a jeśli naziści istnieli naprawdę, to nazywaliby je Schadenfreude.
Przez dłuższą chwilę milczał, sromotnie znokautowany. I usłyszał siebie pytającego:
- Po co mi wibrator? – i wiedział, że to pytanie może sprowadzić na niego apogeum starożytnej magii pewnej loży.
- Na zewnątrz czeka na twoich podkomendnych pozostałe 87 wibratorów. Zróbcie z nich użytek – Yoru zaczęła się nieznacznie uśmiechać, jakby nie była zdecydowana czy wywołać nim efekt złowróżbny czy efekt ciepłej zachęty.
Balthazar myślał tak intensywnie, że aż się spocił.
- W… w jaki sposób?
- No, normalnie, zakopujecie w ziemi na odpowiedniej głębokości i odpalacie wibracje. Pamiętasz jeszcze, że moje wspaniałe ogrody nawiedziła plaga mgławicowych nornic? Starszy ogrodniczy wiedział co mówił, a ty żeś myślał, że on głupi i żartuje.

***

Balthazar usypiał, gdy poczuł coś twardego pod poduszką. Przez chwilę wydawało mu się, że góruje nad nim jakaś postać i poczuł gwałtowny niepokój. Zamrugał kilka razy i majaki ustąpiły, jednak twardość pod poduszką wręcz przeciwnie, wbijała mu się boleśnie w głowę.
Zerwał się i zapalił lampkę nocną, nieufnie spoglądając na wybrzuszoną pościel.
- Co do diabła – mruknął i poderwał poduszkę do góry. To co zobaczyły jego oczy było tak nieprawdopodobne, że uśmiechnął się do siebie z przekąsem, nie dając wiary zmysłom. „Czy to naprawdę limitowana edycja Cyberfunka 2137?!
Attachments
(c) Phobs, morda Saurona
(c) Phobs, morda Saurona
morda saurona.png (243.56 KiB) Viewed 2523 times
User avatar
Aria
Posts: 399
Joined: Tue Jan 20, 2009 8:06 pm

Re: Opisy Postaci

Post by Aria »

Aria

1. DANE OSOBOWE:
Imię:
Aria
Rasa:
Demon
Płeć:
Przeważnie kobieta, choć lubi eksperymentować!
Pochodzenie/Siedziba:
Złowieszczy Zamek Zizabodaladaladaboinboinfritta w Świecie Wrót
Najbliższa rodzina: Siostra: Noire, Brat: Zizabodaładaładaboinboinfritt, Ojciec: Papa Distant

2. WYGLĄD:
Drobna kobieta o długich blond włosach. Kiedyś nosiła się jak młoda rockowa buntowniczka, teraz jak każdy starzejący demon lubi się obwieszać złotem i zwiewnymi szatami. Zawsze przy sobie ma naszyjnik z oczkiem Agendy.

3. CHARAKTER
Nie chcesz spotkać Arii na swojej drodze, jest niemiła i roszczeniowa, do tego agresywna. Traktuje innych zawsze z góry. Całe szczęście całkiem możliwe, że jej nie spotkasz, ponieważ nie opuszcza swojego zamczyska w Świecie Wrót.
Lubi magazynować wokół siebie bogactwa, czuje się wtedy bezpieczniej, jak Smaug.
Aria ma bardzo małą grupę osób której ufa i ceni sobie ich zdanie. Jest to jej najbliższe rodzeństwo, bardzo ich kocha, ale nigdy im tego nie powie, nawet za cenę śmierci!
Aria jest córką Distanta, jest wierna swojej organizacji, chociaż nie jest aktualnym władcą Agendy, czuje się za nią odpowiedzialna.

4. CECHY
Aria żywi sie negatywnymi emocjami, im więcej ich wokół tym jest silniejsza, sama generuje dużą aurę nienawiści.
Zdolności:
czary ognia
umiejętność walki byleczym
iluzje
teleportacja
szybka regeneracja
zwinność

5. Magia:
Najsilniejszym atrybutem Arii jest ogień.

6. Posiadana własność:
Wielki G, jej osobisty bodyguard.


Wielki G

1. DANE OSOBOWE:
Imię:
Gilgamesh /Gilgamesz/ Wielki G
Rasa:
Demon
Płeć:
Samiec
Pochodzenie/Siedziba:
Złowieszczy Zamek Zizabodaladaladaboinboinfritta w Świecie Wrót
Najbliższa rodzina: brak

2. WYGLĄD:
Gilgamesz jest 2,5 metrowym, wielkim, potężnie zbudowanym brzydkim demonem. Jego skóra jest brązowa , z jego łysej głowy wystają wielkie beżowe rogi a pod tymi rogami ma długie uszy. Ręce i nogi ma zakończone długimi szponami, dlatego tez nie nosi butów. Generalnie stroni od ubrań! Jego temperatura ciała jest wyższa niż u człowieka i jest mu ciepło, jego wielkie mięśnie nie pozwalają mu też poważnie wyglądać w ubraniach które się dzisiaj nosi. Albo ja tego nie umiem normalnie narysować.

3. CHARAKTER
Gilgamesz jest wściekły, ale stara się myśleć logicznie . Niestety czasami gniew bierze górę i wtedy posuwa się do przemocy, która nie zawsze mu się opłaca.

4. CECHY
Ogromna siła fizyczna. Wielkie gabaryty.
Zdolności:
berserk
walka wręcz
regeneracja
5. Magia:
brak
6. Posiadana własność:
majtki z zamkiem

Opowiadanko

Złowieszczy Zamek Zizabodaładaładaboinboinfritta był zbudowany zgodnie z ówczesną modą w stylu neogotyckim. Świat idzie do przodu a surowe mury zostają, tylko teraz napakowane technologią i kamerami przemysłowymi. Miejscem, które dokładnie przedstawiało takie nietypowe połączenie była mała cela Gilgamesza ,w której urządził sobie profesjonalny monitoring stalkują.. dbający o bezpieczeństwo jego Pani.
Gilgamesz pierwotnie trafił do zamku by kontrolować i szpiegować Arię dla jej paranoicznego ojca, który się obawiał zamachu stanu ze strony swoich dzieci. Po kilku przyspieszonych kursach , w lochach, z regeneracji paznokci, a potem całych kończyn, Wielki G zrozumiał, że Arii nie trzeba nigdzie raportować. Wielki G uważa, że w tamtym lochu urodziła się jego przyjaźń z Panienką Arią. Aria to nazywa syndromem sztokholmskim. Panienka ma poczucie humoru.
G rozsiadł się wygodnie przed swoim setem monitorów. Przygotował się na tą sesje, miał nawilżacz, chusteczki, deskę serów i do popity spirytus ratyfikowany, bo demony mało co z ludzkich trunków kopało. Zapowiadał się miły wieczór. Cyk, pooowwww.. odpaliły się z retro trzaskiem monitorki. Obraz z jasnego- ściemniał, w końcu było widać komnatę Arii i wejścia do niej z każdej możliwej strony. Jego Pani była w swojej komnacie i była podobnie przygotowana jak on, nawilżacz, deska serów i trunki. Czyli tą noc też spędzą razem. Chociaż ona o tym nie wie... kiedyś, KIEDYŚ się dowie! I kiedyś naprawdę będą razem!

Bo oni naprawdę do siebie pasują! Ona jest okropna i agresywna a on jest silny i uległy, dobrze znosi ciosy i upokorzenia. On jest wielki a ona mała, on by ją mógł chronić! Nawet jak ona tego nie potrzebuje. Ona ma włosy on jest łysy, nie dość, że do siebie pasują, to jeszcze się uzupełniają. Im dłużej o tym myślał tym lepiej mu się to wszystko składało w logiczna całość.
Nagle coś obcego przykuło uwagę G. G to drapieżnik, predator, od razu reaguje na ruch i widzi:

Mężczyznę. Drowa.

To zawsze psuje ich wspólne wieczorki , a G zawsze jest zaskoczony, bo to wypiera. Ah czemu oni jej się tak narzucają, ona przecież potrzebuje czasu dla siebie.
Aria wita drowa zaplatając mu ramiona na szyi. Drow fryzurą i posturą przypomina Zize. Ten fakt Wielkiego G jakoś podwójnie bardziej złości. Tak jakby ten Ziza nie potrafił tak do końca zniknąć z tego jebanego zamku. Aria całuje elfa. Kurwa to tak naprawdę jego wina! Zizy!
G wstaje gwałtownie z krzesła, nie będzie tego dalej oglądał. Idzie to załatwić po męsku.

A Mroczny elf miał za sobą naprawdę miły wieczorek. Był dość mocno upity spirytusem, ale też przyjemnie najedzony zakąskami, którymi pasła go Aria dla lepszego wigoru. Drow był cały w skowronkach. Naprawdę udany dzień. Czuł że się spisał, bo demonica mu nie ukręciła głowy po.

To Wielki G mu ją ukręcił.

Image
Image
User avatar
Mazoku
Posts: 333
Joined: Sun Jan 04, 2009 12:28 am
Location: Gdańsk

Re: Opisy Postaci

Post by Mazoku »

1. Dane osobowe:
Lord Mazoku,
Rasa: demon,
Płeć: identyfikuje się jako mężczyzna,
Wiek: przedwieczny,
Miejsce pochodzenia: pogrzebane w otchłani czasu,
Siedziba: brak (poprzednio: Platforma Eden w Świecie Agendy),
Rodzina: brak,
Towarzysze: smok-klejnot Nefeh.

2. Wygląd:
Mazoku istnieje jako czysto magiczny byt w przestrzeni astralnej. W językach istot postrzegających rzeczywistość w skończonej liczbie wymiarów brakuje pojęć, którymi można by opisać "wygląd" podobnych mu demonów. Sama próba percepcji prawdziwej formy Mazoku z łatwością generuje ilość informacji przekraczającą możliwości obliczeniowe superkomputerów kwantowych, o białkowych umysłach nie wspominając.

Chociaż inne demony zwykłe są zgodnie twierdzić, że "wygląda trochę jak stożek". Cokolwiek to znaczy.

Na potrzeby kontaktów w świecie fizycznym Mazoku przyjmuje najczęściej postać wysokiego, humanoidalnego mężczyzny w młodo wyglądającym wieku. Przy każdej manifestacji ten korporalny awatar tworzony jest jednak na nowo z dostępnej w pobliżu materii i energii. A ponieważ Mazoku nie przywiązuje do nich większej uwagi, szczegóły jego wyglądu potrafią się znacznie różnić.

To, co na ogół pozostaje niezmienne, to monochromatyczność - blada, prawie biała, cera kontrastująca z włosami i odzieżą w różnych odcieniach czerni. Przynajmniej w świetle widzialnym. Istoty widzące ultrafiolet dostrzegą na ubraniu liczne, z pozoru chaotyczne wzory. Dla większości jednak jedyny wyróżniający się element koloru to oczy - intensywnie fioletowe.

W kwestii elementów i kroju ubioru Mazoku kopiuje strój typowy dla świata, w którym się znajduje - we wszystkich jego aspektach za wyjątkiem, naturalnie, koloru. Dba też o to, by przyjmować rysy twarzy, które szybko ulatują z pamięci.

3. Charakter:
Dla istot istniejących dłużej, niż śmiertelnicy potrafią sobie wyobrazić, naturalną postawą życiową jest daleko idący nihilizm. Także i Mazoku nie wierzy w celowość istnienia czy reguły rządzące multiświatem, zdążył po wielokroć wyzbyć się tego typu złudzeń. Sam za swoje powołanie przyjął bycie obserwatorem zdarzeń. W końcu czy o rzeczywistości, której nikt nie obserwuje, można powiedzieć, że w ogóle istnieje? Mazoku postanowił wielkodusznie przyjąć tę misję dla znanych mu wszechświatów, choćby miał pozostać ich ostatnim obserwatorem.

Nie oznacza to jednak dla Mazoku wcale, że musi pozostawać obserwatorem bezstronnym. Wręcz przeciwnie. Chociaż stroni od bycia w centrum wydarzeń, odznaczanie się na marginesach, adnotacjach czy nawet pomiętych notatkach wetkniętych pomiędzy karty historii jest dla niego źródłem nieustannej rozrywki i osobistej satysfakcji.

Między innymi z tego powodu stara się okazywać życzliwość innym bytom w multiświecie i współpracować z nimi, jeśli dostrzeże w coś mogącego przykuć jego ciekawość. Potrafi się nawet zatracić w czyichś planach na tyle, że można okazjonalnie na nim polegać.

Mazoku nie potrzebuje pożywienia ani napojów do egzystencji. Jednakże w niewiadomy sposób nabawił się uzależnienia od kofeiny, które zaspokaja poprzez picie herbaty. Jego ulubioną jest Earl Grey.

4. Cechy:
Mazoku posiada głęboką wiedzę o wszelkich aspektach multiświata. Żadna umiejętność czy zdolność nie jest poza jego zasięgiem, może być jedynie kwestią czasu potrzebnego na jej opanowanie. Chociaż jeśli trening wymaga czasu liczonego w mileniach czy eonach - jest wysoce prawdopodobne, że mógł nie znaleźć cierpliwości.

Zdarza się też, że problemem jest samo przypomnienie sobie potrzebnej wiedzy. Mazoku posiada perfekcyjną pamięć. Ale nie perfekcyjny umysł. Skala przechowywanych doświadczeń i informacji sprawia, że wydobywanie ich z pamięci długoterminowej może w ekstremalnych przypadkach wymagać od demona tysięcy lat głębokiej medytacji. Tymczasem Mazoku preferuje, zamiast w pałacu umysłu, spędzać czas w rzeczywistości.

Pod względem słabości postać fizyczna jest dla Mazoku, naturalnie, jak rękawiczka jednorazowa. Odtworzenie jej w przypadku uszkodzenia czy zniszczenia nie stanowi dla demona żadnego problemu. Natomiast jego postać astralna jest podatna na ataki magiczne czy odcięcie od źródeł many. Całkiem skuteczne, choć niełatwe do przeprowadzania, mogą też być ataki psychiczne, na przykład schwytanie jego świadomości w alternatywnej czy iluzorycznej rzeczywistości.

5. Magia:
Mazoku nie postrzega magii w ten sam sposób, jak większość istot. Dla niego manipulowanie rzeczywistością jest równie naturalne, jak dla żywych oddychanie. (Mazoku w fizycznej postaci stara się oddychanie udawać, ale czasem się zapomina.)

Z drugiej strony Mazoku postrzega i operuje magią na znacznie bardziej elementarnym poziomie, co może być zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Przykładowo tam gdzie ludzki czarodziej może wyobrazić sobie z grubsza płonącą piłkę, wypowiedzieć wyuczoną formułkę i powołać do istnienia kulę ognia, demon musi w umyśle zaplanować precyzyjnie tunelowanie kwantowe potrzebnej materii i energii oraz nadzorować zagięcie prawdopodobieństwa wymagane do transportu jej i eksplozji w pożądanym miejscu.

W przypadku kul ognia i innych efektów na ograniczonym obszarze, przewaga zdolności i praktyka pozwalają Mazoku "rzucać czary" równie efektywnie, jak najlepsi czarodzieje. Ale złożoność rośnie wraz ze skalą i magia naprawdę wysokiego poziomu może stanowić dla Mazoku wyzwanie i wymagać użycia więcej energii, niż gdyby mógł po prostu wypowiedzieć zaklęcie.

6. Ataki:
Wobec powyższego można by podejrzewać Mazoku o koncepcyjnie proste i efektywne pozbywanie się przeciwników w fizycznym świecie, np. przez skupienie wszystkich ich atomów w jednym punkcie albo nadanie im prędkości dźwięku w kierunku najbliższej powierzchni. Ale nic bardziej mylnego.

Dla Mazoku starcie w przestrzeni fizycznej to przede wszystkim dobra zabawa. Dlatego, o ile nie musi walczyć na serio, lubi wymyślać kreatywne sposoby użycia magii. Fajerwerki, dym, błyskające światła... Liczą się punkty za styl.

Natomiast konieczności walki na serio Mazoku stara się przede wszystkim unikać. Astralna postać demona jest otoczona licznymi konstruktami - barierami i pułapkami - obliczonymi na zmylenie i spowolnienie potencjalnych adwersarzy na tyle, by pozwolić ukryć się lub wycofać. Demon zdaje sobie sprawę, że istnieją istoty potężniejsze, a może przede wszystkim - bardziej zdeterminowane, na walkę z którymi szkoda czasu i ryzyka.

7. Ekwipunek:
Mazoku może tworzyć potrzebne mu przedmioty za pomocą magii. Nie posiada ekwipunku jako takiego.

8. Inne:
Choć Mazoku stara się unikać rozgłosu, stowarzyszenie z Agendą przysporzyło mu pewnej rozpoznawalności. Co prawda jego dokładna rola w Planie nie jest znana, ale przed zamknięciem Świata Agendy posiadał siedzibę na platformie Eden. Oaza na pustynnym świecie była, według pogłosek, miejscem badań nad zaawansowaną magią.

Transport nie jest dla Mazoku problemem. O ile jakiś obszar multiświata nie jest dostatecznie zabezpieczony jakąś formą astralnej bariery, wystarczy jego wola, by natychmiastowo się w nim znaleźć. Jeśli jednak pośpiech nie jest wymagany, lubi czerpać przyjemność z podróżowania lokalnymi środkami transportu. Najbardziej fascynują go światy zawierające pociągi.

9. Notka biograficzna:
Mazoku nigdy nie wspomina o swojej przeszłości, twierdząc że istnieje w multiświecie od zawsze. Ale nie jest to prawda. Na długo przed Erą Organizacji, w odległym zakątku multiuniwersum istniał pewien wszechświat. Zamieszkiwała go cywilizacja, której zrozumienie magii i technologii wykraczało daleko poza granicę tego, co nawet obecne organizacje uznają za możliwe. Choć jego mieszkańcy zaczynali jako zwykłe istoty biologiczne, z czasem udało im się przenieść swoją świadomość w przestrzeń astralną na stałe. Innymi słowy - przemienić się w demony.

Nie była to jednak przemiana na lepsze. Eony pokojowego rozwoju zostały zaprzepaszczone przez pychę przywódców nowej rasy. Zniewolili oni swoich pobratymców poprzez geasy uniemożliwiające nieposłuszeństwo i, każdy przeświadczony o swojej potędze i nieomylności, rozpętali między sobą wojnę na niespotykaną skalę. Zamieszkane planety przemieniane były w kule plazmy albo pozbawione jakiegokolwiek ciepła pustkowia, słońca w supernowe, a ciskane niczym pociski czarne dziury były w stanie w jednej chwili niszczyć całe galaktyki. Kiedy wyczerpywały się teatry wojny, konflikt nieubłaganie przeniósł się na samą strukturę rzeczywistości - czas i przestrzeń straciły jakiekolwiek znaczenie, aż w końcu lordowie demonów sprowadzili na siebie zagładę. Ich wszechświat, dłużej niemożliwy do opisania jakimikolwiek prawami, po prostu przestał istnieć, zamknięty na wieki w niedostępnej szczelinie multiświata.

Czy Mazoku miał kiedyś fizyczne ciało, czy został stworzony na potrzeby konfliktu - nie wiadomo. Sam też nie wie, czy był jedynym demonem, któremu udało się złamać swój geas. Wie tylko, że odkrył jedną rzecz, której lordowie demonów na szczęście nie poznali - że ich wszechświat nie jest jedynym. I nie miał zamiaru dzielić się tą wiedzą.

Po ucieczce do szerszego multiuniwersum Mazoku postanowił odciąć się od swoich korzeni. Swoje prawdziwe imię postanowił na zawsze zataić, w obawie przed ponownym zniewoleniem przez geas. Przyjął imię magicznych istot opisywanych w kulturze jednego ze światów, które odwiedził, i które wydało mu się adekwatne. Pozostawił sobie tylko tytuł używany przez upadłych władców jego świata. W końcu będąc ostatnim, mógł równie dobrze być i lordem - Lordem Mazoku.

Not so freakin' short story

Gromki śmiech znad stołu oficerskiego wybił się ponad jednostajny gwar rozmów w kantynie na Kaede.

- Co za historia, Mark - pochwalił kolegę w grafitowo-czarnym mundurze jeden z zebranych, ocierając z kącika ust krople wyplutego przed chwilą bezwiednie trunku.

Pokryta lasem planeta Kaede znajdowała się daleko od zgiełku multiświata. Jej nieistotne strategicznie położenie, skąpe surowce naturalne i brak natywnej populacji plasowały ją zdecydowanie poza kręgiem zainteresowań organizacji. Niemniej, znajdowała się na niej placówka wydobywcza Agendy ze szczątkowym kontyngentem militarnym.

Stacjonujący w niej żołnierze nie spodziewali się móc napisać do domu o niczym więcej, poza specyficznym czerwonym kolorem liści porastających ją drzew, którym zdaje się zawdzięczać swoją nazwę. Oprócz zamknięcia się w koszarach z prywatnym terminalem, jedyną inną dostępną rozrywką były długie wieczory spędzone na piciu i wspominaniu historii z wcześniejszej służby. Nawet jeśli były one opowiadane poraz setny.

Ten wieczór był jednak szczególny, gdyż na planecie zatrzymała się załoga statku zaopatrzeniowego. A nowe twarze to nowe historie.

- Ale wszyscy wiemy jak to jest być kadetem - ciągnął dalej oficer, walcząc chusteczką jednorazową z większą liczbą kropel plamiących jego marynarkę. - Każdy z nas był w Akademii...

- Tak, Akademii Pierdzenia w Stołki, patrząc jak skończyliśmy - zażartował inny.

Kolejna lawina śmiechu przetoczyła się wśród zgromadzonych. Oficer zlustrował gęsto zastawiony stół w poszukwaniu miejsca na odłożenie chusteczki. Zatknął ją zwiniętą w szyjkę pustej butelki.

- Ha, ha - zbył wtrącenie i zwrócił się ponownie do poprzedniego rozmówcy. - Ale, Mark, sprawdzałem twoją kartę personelu i wiem, że mógłbyś nam opowiedzieć coś ciekawszego.

- Tak? A cóż to takiego? - spytał niewinnie Mark, popijając z kubka.

- Ponoć byłeś członkiem... Zaginionej Załogi.

Zebrani ucichli, wyczekując.

- Zaginiona Załoga? Co za romantyczna nazwa. - Mark wydawał się nie poruszony dramatyczną pauzą. - Nigdy nie było czegoś takiego, jak Zaginiona Załoga.

Przybysz wychylił do dna swój napój.

- Nie próbowałem dodać do tego rumu - spróbował zmienić temat gestykulując pustym naczyniem. - Muszę przyznać, że ma całkiem zabawny smak.

- Mark. Wiemy, że "nigdy nie było czegoś takiego, jak Zaginiona Załoga" - nie ustępował oficer z uplamionym mundurem, symulując cudzysłowy zgięciem palców. - Ale byłeś jej członkiem, prawda? Spotkałeś Lorda Mazoku?

Mark odchylił się na krześle bez odpowiedzi, zbierając myśli.

- Słuchaj, postawię ci jeszcze raz to samo. Nie daj się prosić.

- OK - ustąpił, prostując się. - No więc...

***

Byłem wtedy tuż po mianowaniu na młodszego chorążego. Mój trzeci albo czwarty przydział w życiu. Statek XIII Floty Badawczej "Roanoke", nieuzbrojony. Rutynowa misja eksploracyjna. Przeskanować sektory, zaktualizować mapy, nuda. Ale...

Niecały tydzień po rozpoczęciu misji byliśmy cały czas w hiperprzestrzeni - nie miałem wtedy zmiany, ale kolega mi opowiedział - ktoś pojawił się nagle na mostku. Przedstawił się jako Lord Mazoku i powiedział, że chciałby "bez żadnego trybu nadzorować misję". Tak po prostu. Mieliśmy dodatkowego pasażera.

Następnej doby pokładowej miałem wachtę na stanowisku nawigatora, dalej w czasie hiperprzestrzennego tranzytu. Byłem ciekaw - myślałem, że może sam zobaczę tego "Mazoku". Niestety zdaje się, że omawiał coś z kapitanem. Trudno. Wkrótce i tak miałem mieć znacznie większe zmartwienia.

Ostatnia godzina wachty, już trochę przysypiałem, kiedy nagle... Symulacje w Akademii przygotowują cię na wiele rzeczy, ale nie na coś takiego. Moja konsola w jednej chwili rozbłysła na czerwono. "Anomalia". "Nieuchronna kolizja". Zdążyłem tylko spojrzeć w rozszerzone panicznie źrenice mojego C.O. Sekundę później przebijałem głową główny ekran mostka.

Ocknąłem się patrząc na brezentowy sufit namiotu medycznego. Byłem sam, więc jak w transie wyczołgałem się na zewnątrz, w blask słońca. Byliśmy na powierzchni jakiejś planety. Wokół mnie prowizoryczny obóz, w oddali okrutnie powyginany wrak i sznur ludzi niczym mrówki transportujących z niego cokolwiek się dało.

Podobno miałem szczęście, z obecnych na mostku przeżyłem jako jedyny. Ale w ogólnym rozrachunku większość załogi uszła z życiem. Był to jednak dopiero początek naszych problemów.

Nigdy nie byłem dobry z astrofizyki, ale na tyle, na ile zrozumiałem - nasz wypadek spowodowało zderzenie z niezmapowanym "pęcherzykiem" czasoprzestrzeni. Trafiliśmy do czegoś na kształt kieszonkowego wszechświata. Bez możliwości kontaktu z resztą multiuniwersum. Uwięzieni.

Nie wiedzieliśmy co robić. Czekaliśmy. Oficerowie dniami i nocami deliberowali nad czymś z tym całym Lordem Mazoku. Aż w końcu okazało się, że mają plan. Czy też raczej on ma plan. Szalony plan.

Na planecie nie byliśmy sami. Okazało się, że zamieszkuje ją bardzo prymitywna cywilizacja. Na etapie wczesnej metalurgii i pierwszych większych miast. I ta rasa miała być naszym biletem do domu.

Mazoku zebrał nas wszystkich i zaczął gadać o, czajcie to, "sile wiary". Jakoby wiara mogła kształtować rzeczywistość i choć wiara jednostek nie ma znaczenia, to jakby ukierunkować wiarę setek tysięcy... Dla mnie to było czyste voodoo. Mieliśmy przekonać natywną populację, że Mazoku jest wysłannikiem bogów, a my jego prorokami. To był nasz plan.

Wierzcie mi, miałem wiele pytań. Ale początek był prosty. Na nasze szczęście tubylcy byli humanoidalni, więc odrobina makijażu wystarczała, żeby się wtopić. Ich język też nie stanowił problemów dla AI automatycznego tłumacza. Jedyne, co trzeba było dalej robić, to cuda.

Mazoku miał swoją magię, więc dla niego cuda były proste. Ale "każda wystarczająco zaawansowana technologia..." - jak to mówią. Podzieliliśmy się na oddziały. W moim ja zostałem "prorokiem", a reszta organizowała cuda. Naszym głównym m.o. było uzdrawianie. Nanobotami medycznymi przywracaliśmy słuch głuchym, wzrok ślepym, 7 dni w tygodniu. Z czasem chłopaki mieli też bardziej odjechane pomysły - mieliśmy drony do kontrolowania pogody, replikatory pokarmu, ktoś zsyntetyzował wino w proszku... Był też plan, żebym założył hydrofobowy strój i chodził po wodzie, ale coś się się popsuło i prawie się utopiłem.

Na oszałamianiu gawiedzi minęło nam kilka miesięcy. Muszę przyznać, że zacząłem się całkiem dobrze bawić. Ale naszym celem był "Dzień Wstąpienia". Mazoku miał wystąpić przed ludem i "wejść do niebios". To wszystkim "prorokowaliśmy".

W końcu Dzień Wstąpienia nadszedł. W największym mieście na kontynencie zgromadziliśmy miliony pielgrzymów. Nie chciało mi się, he he, wierzyć. Było idealne, bezchmurne popołudnie - zadbaliśmy o to.

Mazoku wyszedł przed tłum, zaczął przemawiać i... Widywałem w życiu magików i ich czary, ale nigdy magii na taką skalę. Niebo... Niebo się dosłownie rozstąpiło, ukazując portal - słup jaśniejszego od słońca złocistego światła od ziemi po zenit. Wiara zgromadzonego tłumu, ukierunkowana, naprawdę zmieniła rzeczywistość. To było coś niesamowitego.

Ale wtedy, wtedy... Mazoku. Mazoku. Zamiast skończyć przemawiać... Pamiętam jego dalsze słowa do dzisiaj.

- Bracia! Patrzcie! To dzięki wam brama do niebios została otwarta! Tak, właśnie dzięki wam. Nie mnie, nie bogom - wam. Bogowie nie istnieją, a ja nie jestem ich wysłannikiem. Ja i moi towarzysze pochodzimy ze świata dla was niewyobrażalnego. Ale nie jest to świat bogów. To świat ludzi, takich, jak wy - rozwijających technologię, rozwijających magię, rozwijających siebie. Świata, którego wy może nie zobaczycie, ale który być może zobaczą wasze pra-, pra-, po wielokroć pra-, wnuki. Dlatego nie wierzcie w każdy zabobon, a czeka was świetlana...

W tym momencie musiał przerwać, bo słup światła nagle zgasł, a portal zamknął się z druzgocącym hukiem. Mazoku nie docenił, jak szybko ludzie potrafią stracić swoją wiarę. Zebrało mu się na pieprzony humanizm.

***

- To... jak wróciliście? - zapytał nieśmiało jeden ze słuchaczy po długiej chwili ciszy.

- Cóż, cała akcja spowodowała zaburzenia astralne, które zostały wychwycone z dużej odległości przez drony Agendy. Kilka tygodni później kolejna misja badawcza zabrała nas do domu - odpowiedział lakonicznie Mark.

Godzina zrobiła się późna, a zebrani oficerowie musieli przyznać, że tej historii nie przebiją. Niedługo później rozeszli się do koszar.

Mark wyszedł na taras kantyny, by popodziwiać krajobraz obcej planety.

- Czy ta historia jest w ogóle prawdziwa, "Mark"? - spytał głos obok jego prawego ramienia.

Mężczyzna zwrócił oczy - dwa błyszczące fioletem punkty w ciemności - na siedzącego na barierce miniaturowego smoka o łuskach ciemnoczerwonych jak kolor liści lokalnej flory w słabym świetle dwóch księżyców.

- Czy to ważne? To dobra historia. Zresztą... w multiświecie wszystko jest możliwe, nie?

- Roll credits... - odmruknął cicho smok.
Last edited by Mazoku on Wed Dec 23, 2020 1:01 pm, edited 1 time in total.
Your favourite fearless hero.
User avatar
Crow
Posts: 2584
Joined: Fri Aug 29, 2008 10:51 am

Re: Opisy Postaci

Post by Crow »

1. Dane osobowe:

- imię / ksywa - Crow
- rasa - Człowiek
- płeć - Męska
- miejsce pochodzenia - Ziemia
- siedziba – Akademia Omnes Artes Feminarum
- wiek - 38 lat
- najbliższa rodzina - mieszka gdzieś na Ziemi
- towarzysze i zwierzęta - brak

2. Wygląd:


- wygląd zewnętrzny

Sto osiemdziesiąt dwa centymetry wzrostu i osiemdziesiąt parę kilogramów wagi sugerują, że Crowa należy określić jako człowieka o przeciętnej budowie. Ciekawe jest, że część osób zapamiętuje go, jako nieco niższego, a część, jako wyższego. Tych pierwszych myli postawa - często chodzi zamyślony, wpatrując się w ziemię pod własnymi stopami. Ci drudzy natomiast dają się zwieść znajdującym się w wiecznym nieładzie kilkunastocentymetrowym brąz włosom Crowa. Jego oczy mają przyjemny, ciemny odcień zieleni, chociaż on sam zwykł nazywać go zgniło-wodorostowym. Oczywiście przyglądając się twarzy Crowa nie sposób nie zwrócić uwagi na okulary. Podłużne prostokątne ramki są często nieco zsunięte z nosa, natomiast szkła przyciemniają się wraz ze wzrostem oświetlenia. Cechą charakterystyczną jego twarzy jest też widoczna jedynie z bliskiej odległości, niewielka blizna nad prawą częścią górnej wargi. Ślad psiego kła.

Twarz Crowa jest na co dzień poważna i skupiona, jednak często rozjaśnia ją szczery uśmiech. Przyglądając mu się przez pewien czas, można zaobserwować dwa charakterystyczne gesty. Pierwszym z nich jest poprawienie dwoma palcami prawej ręki, okularów (zwłaszcza, gdy zastanawia się nad treścią własnej wypowiedzi), a drugim – nieudana próba poprawienia nieładu na głowie.


- styl ubierania

Zdominowane przez kolor czarny ubranie Crowa jest często wzbogacone o akcenty w podstawowych kolorach – niebieskim, zielonym a przede wszystkim czerwonym. Swobodnie czuje się w koszulach i marynarkach. W miarę możliwości – długi prochowiec, albo przynajmniej laboratoryjny kitel. Do tego nieodmiennie czarne dżinsy ze skórzanym paskiem, oraz wygodne i praktyczne półbuty.

Crow ubiera się na czarno, ponieważ uważa ten kolor za praktyczny, oraz elegancki. Nie ma jednak żadnych powodów, dla których nie miałby od czasu do czasu ubrać się w inny sposób. Należy jeszcze zaznaczyć, że poza szczególnymi okazjami nie przywiązuje nadmiernej wagi do swojego wyglądu.


3. Charakter:

- Osobowość

Wielu znajomych zarzuca Crowowi nadmierny spokój i brak okazywania emocji. Sam zainteresowany nie zgadza się z tą opinią, jednak rzeczywiście – rzadko się zdarza, by na kogoś krzyczał, czy walnął pięścią w stół. Stara się być osobą bezkonfliktową i pomocną. W stosunku do nieznajomych życzliwy, wrogów traktuje z szacunkiem, jednak w stosunku do przyjaciół czasem zbyt bezpośredni i wymagający. Potrafi płakać nad rozlanym mlekiem przez długie dni, jednak zawsze wyciąga wnioski tak z własnych, jak cudzych, błędów. Typ wszędobylskiego obserwatora i marzyciela.

- Sposób postępowania

Crow wierzy, iż każdy człowiek, a także większość istot, jest w głębi dobra. Nie zabija nikogo, jeśli nie jest to konieczne, zawsze raczej stara się naprowadzić na właściwą, w swoim mniemaniu, ścieżkę. Jest przekonany, że jeśli sam postąpi dobrze (nawet w wyjątkowo naiwny sposób), to w ostatecznym rozrachunku wyjdzie to na jego korzyść. Zawsze stara się wyciągnąć do każdego pomocną dłoń.

- maksymy

„Za marzenia się nie płaci”
i nieco bardziej praktyczne
„Wszystko w życiu jest kwestią doświadczenia”


4. Cechy:

- Umiejętności / zdolności

Większość umiejętności, którymi dysponuje Crow może się wydawać, porównując do szerokiej gamy morderczych technik pozostałych mieszkańców Multiuniwersum, nieprzydatna. Przyczyna jest prosta – nie są związane z walką. Potrafi grać na gitarze i pianinie, bardzo szybko czyta, grywa w tenisa stołowego i w go. Umiejętnie obsługuje aparat fotograficzny. Potrafi układać zabawne rymowanki i ma żyłkę do rozwiązywania zagadek. Jest dobrym słuchaczem, a zdolności analitycznego i logicznego myślenia pozwalają często pomóc rozwiązać czyjeś rozterki.

- Cechy specjalne

Szczęściarz - Crow urodził się w niedzielę i przyznać musi – ma szczęście. Nie wspomaga go ono w sposób absurdalny, ale nie raz pomogło mu wyjść cało z opresji.
Pojętny uczeń - Crow bardzo szybko przyswaja sobie wszelką wiedzę. Dotyczy to zarówno materiału przekazanego ustnie, obejrzanego jak i doświadczonego.
Niepozorność - Niby taki sobie człowieczek, a jednak może podskoczć smokowi, czy demonowi.

- Odporności i Słabości

Jako przedstawiciel rasy ludzkiej Crow nie jest w żaden szczególny sposób odporny na fizyczne uszkodzenia. Wspomnieć należy, że ma mocną głowę, ale słaby żołądek – ciężko go upić, ale po większej dawce alkoholu po prostu źle się czuje.

5. Magia:

- Moc
Niegdyś Crow poznał podstawy magii przywołań. Podczas prowadzonych badań odkrył jednak, iż te w znaczący sposób zmniejszają jego witalność. Od tamtego czasu używa przywołań tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Dysponuje za to zaawansowaną magią onmyouji.

- Aura

Oczywiście niezwykle słaba, ze względu na niewielką moc, ale bardzo charakterystyczna. Kolor szaro-biały.

- szkoły magii


Onmyouji

Zaklęcia z tej szkoły zapisywane są na niewielkich (5-10 x 10-25 cm) kawałkach papieru. Czas potrzebny na zapisanie zaklęcia jest oczywiście proporcjonalny do mocy zapisywanego zaklęcia i waha się od kilku sekund do kilkudziesięciu godzin. Dodatkowe efekty można uzyskać wykorzystując specjalny papier, bądź atrament.

Używam terminu ofuda, dookreślenia wszelkiej maści talizmanów. Crow potrafi tworzyć przede wszystkim ofudy leczące i oddziałujące na istoty o złej esencji (za pomocą takiej ofudy rzuca na przykład zaklęcie odpędzające siły nieczyste ‘Akuryou taisan!’, czy egzorcyzm pochodzący z odległego kontynentu Rune-Midgard ). Do jego dyspozycji są również ofudy percepcyjne, ochronne , zabezpieczające, ofensywne i kilka innych.
Talizmany mogą być użyte również do przywołania istot zwanych Goho. Goho może posłużyć jako zwiadowca, czy posłaniec. Może również być wykorzystywany w walce. Ich wygląd jak i rozmiar zależą od inwencji rzucającego zaklęcie. Goho są tworzone z esencji przywołującego i ich zniszczenie osłabia zaklęćmistrza. Talizmany wykorzystane do przywołania Goho nazywam czasem zamiennie jufu.

Przywoływania

We wcześniejszych opowiadaniach Crow korzystał często z zaklęć przywołujących. Gdy odkrył jak dużo kosztują go witalności, przestał z nich korzystać. Sam obecnie nie wie, czy zaklęcie tej kategorii by zadziałało.
Poza fabularnie – przyzwania były zaczerpnięte żywcem z 3x3 Eyes (Tou Chao, Ching Kuu, Tso Urin, Kuang ya), więc w obecnej iteracji usuwam je z opisu. Referencyjnie do starszych historii – opis w forowych archiwach.

6. Ataki:

- magiczne

W czasie walki (jeśli ta jest nieunikniona – Crow stara się raczej unikać walk )Crow przede wszystkim będzie używał ofensywnych i defensywnych ofud. Rozrzucone, wirujące ofudy będą formować pentagramy ochronne. Ofensywne będą rzucane, w zależności od przeciwnika, albo pojedynczo, ale z mocą, albo w ilościach dużych, o sile słabszej.

- fizyczne
Swoich zaklęć Crow nie waha się wesprzeć bronią palną. Szczególnie ceni sobie poręcznego Walthera P99. Jest również stosunkowo wprawnym szermierzem, choć pod względem szybkości czy siły nie może się równać z większością awatarów.

7. Ekwipunek:

- posiadane przedmioty
Często podróżuje z plecakiem zawierającym kilka ‘niezbędnych’ przedmiotów. W środku na ogół znajdują się : baterie, latarka, scyzoryk, zapalniczka, śrubokręty, kilka agrafek, klamerka, centymetr, niewielka kłódka wraz z kluczykiem, kostki do gry, magnetyczne szachy i warcaby, karty, kilka długopisów, ołówków i piór, kilka czystych kartek

Rzadko rozstaje się z lekkim lecz uniwersalnym laptopem.

8. Short

Nie widziałem jej od czasu ceremonii rozdania świadectw. Gdy mimo nocnych już godzin uchyliłem drzwi swojego gabinetu, rozpoznałem ją dopiero po kilku chwilach. Kruczoczarne włosy i podkreślony gładką cerą arystokratyczny rys twarzy pozostały bez zmian. Niewinna dziecięca uroda zaczęła jednak ustępować miejsca surowej pewności siebie, a bogaty bukiet życiowych przeżyć nadał jej więcej charakteru. Kropla deszczu leniwie ściekła wzdłuż jej długiego płaszcza i kapnęła na kamienną posadzkę. Wylądowała tuż koło niewielkiej podróżnej walizki, wciąż ozdobionej zieloną lotniskową etykietą.

- Crow... – zwracając się do mnie bezpośrednio przerwała w końcu niezręczne milczenie. Pamiętałem ją jako typ dziewczyny, który nawet nie spojrzałby w stronę nerda bawiącego się jakimiś magicznymi kartami. Nie spodziewałem się, że będzie pamiętać moje imię.

Oczywiście nie kazałem jej długo stać na korytarzu. Po wymianie uprzejmości oraz nieco nietrafionych wspominek, a także po kilku łykach herbaty, przeszła do wyjaśniania swej niespodziewanej wizyty.

- Słyszałam, że wciąż interesujesz się... – szukała odpowiednich słów – mistyką. Zjawiskami... ciężkimi do wyjaśnienia.

Droga od szkolnego zainteresowania do założenia Akademii goszczącej w swoich progach największe autorytety światowej okultystki była długa i pełna przygód. Dla niewprawnego oka, nasza ziemska placówka nie różniła się jednak specjalnie od budynków sąsiedniego kampusu uniwersyteckiego. Skinąłem więc tylko głową, czekając na dalszy ciąg opowieści.

- Przywiozłam ostatnio z podróży…
- Podróży dokąd? – przerwałem. Spodziewając się gdzie zaprowadzi nas ta rozmowa, chciałem odnotować jak najwięcej wskazówek.
- … z Chin. Kolorowy wisiorek, który zapewni szczęście, dostatek i zdrowie. Nie minęło jednak kilka dni, kiedy zaczęły się dziać... dziwne rzeczy.
- Skąd przekonanie, że związane z tą pamiątką?
- Nie potrafię tego wytłumaczyć – była wyraźnie strapiona, choć jednocześnie czułem w jej głosie pewną ulgę. Być może po raz pierwszy ktoś słuchał jej opowieści bez żartobliwego cytowania Szóstego Zmysłu. – na początku słyszałam coś jakby niewyraźne szepty. To był jednak dopiero początek.

Później odgłosy kroków, syczące na coś koty, poczucie bycia obserwowaną. Dalej fizyczne manifestacje, sen przerwany przez dotyk chłodnych palców na kostce, czy gasnące na kilka minut światło. Klasyczne objawy zaawansowanego, choć niekoniecznie potężnego nawiedzenia.

- Jaki masz teraz na sobie kolor bielizny? – Dobra, byłem na prawdę zaangażowany w rozwiązanie problemu, dopiero gdy usłyszałem sam siebie dotarła do mnie dwuznaczność tego pytania. – Jutro pojedziemy na zakupy, musisz na razie chodzić cała odziana w biel. Na tę noc znajdę jakąś koszulę w swojej szafie, jeśli nie masz nic jednolicie białego do snu.

Kontynuowałem bardzo szybko, choć z krótkiego grymasu na jej twarzy i delikatnego uchylenia ust zdążyłem wyczytać, że jest na prawdę zdesperowana. Byłem jednak już zbyt senny, by pozwolić aby ta obserwacja nadmiernie zaprzątnęła moje myśli. Odległe echo uderzenia stojącego w holu starego zegara nieubłagania przypomniało, iż noc już niemłoda. Mnie tymczasem czekało jeszcze sporo pracy z naniesieniem zabezpieczających kręgów, rozpaleniem ochronnych kadzi i wypisaniem ochronnych ofud.

***

Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, co dokładnie mnie obudziło. W panującym półmroku przez kilka oddechów wpatrywałem się w chimeryczne kształty, cienie rzucane na sufit przez stojącą na dziedzińcu wierzbę. Dopiero po dłuższej chwili mój niepokój wzbudził ledwo słyszalny odgłos. Wyobraziłem sobie, iż tak brzmiałby krzyk osoby pozbawionej tchu. Zdecydowanym krokiem wyszedłem z sypialni. Czujnik ruchu nie zadziałał. Pozbawiony okien korytarz powinien zostać automatycznie oświetlony, jednak w panującej ciemności musiałem zatrzymać się w połowie kroku. Ktoś mógłby stanąć na wyciągnięcie ręki ode mnie, a ja nie byłbym tego świadom. Wróciłem do pokoju. Tu oczywiście odrobina światła pochodziła z podświetlającej wierzbę latarni, ale nawet ta zdawała się tej nocy dawać mniej blasku.

Po kilku nerwowych ruchach wymacałem w szufladzie latarkę. Nabity trzykrotnie święconymi kulami pistolet oraz kopertę z kilkoma obronnymi ofudami znalazłbym nawet po omacku. Wziąłem jeszcze łyk zimnej kawy, a jej gorzki smak przegonił resztki snu.

Pokoje gościnne znajdują się po drugiej stronie kilkunastometrowej galerii. W punktowym świetle przyozdabiające ją rzeźby zdawały się odprowadzać mnie wzrokiem a ja, mimo iż nic tak na prawdę się jeszcze nie wydarzyło, praktycznie już biegłem.

Drzwi były lekko uchylone. Leżała na łóżku, wciąż odziana w moją koszulę. Jej ręce były wyciągnięte w stronę sufitu, ni to coś chwytając, ni to drapiąc powietrze. Dopiero na tle jej bladego przedramienia zauważyłem zwisające czarne włosy a wyżej humanoidalną sylwetkę. Bang! Nie czekając na dalszy rozwój wypadków, wystrzeliłem w stronę lewitującego kształtu. Spudłowałem. Napastnik nawet nie zareagował. Drugi strzał i znów kula utkwiła w przeciwległej ścianie. Nie mogłem chybić po raz drugi, czymkolwiek był cel, musiał być niewrażliwy. Odłożyłem pistolet i sięgnąłem do koperty z ofudami. Tu popełniłem błąd, kierując strumień światła w inną stronę. Uniosłem szybko latarkę, ale ujrzałem już tylko czarne kły, po czym z dużą siłą uderzyłem o przeciwległą ścianę.

Upuszczona latarka potoczyła się po podłodze, podświetlając rozszarpane magiczne kręgi. Dopiero teraz dotarło też do mnie, iż zamiast słodkiego zapachu umieszczonych przeze mnie kadzideł, w powietrzu unosił się gryzący zapach palonego oleju. Nie bez trudu podniosłem się z podłogi. Cisnąłem trzy ofudy. W locie zmieniły się w czarne ptaszyska. jednak przed uderzeniem w zjawę obróciły się w popiół. Bez żadnego uprzedzenia grzmotnąłem o sufit, tracąc na moment orientację przestrzenną. Wyraźnie natomiast poczułem drewno rozrywające moje plecy. Resztki komody, na którą spadłem. Czułem metaliczny smak w ustach. Zdezorientowany, sięgnąłem ponownie do koperty, lecz natychmiast ją upuściłem, gdy ta stanęła w błękitnych płomieniach.

To nie miało sensu. Przełamane zaklęcia, niewrażliwość na srebro, monstrualna siła. Wszystko to na bazie małego talizmanu? Z trudem wyłapywałem mętne myśli, zgadując czym lub kim jest mój adwersarz. Leżąca na łóżku kobieta jęknęła, zwijając się w kłębek. Przykryła głowę kołdrą. Ten gest był brakującym elementem układanki.

- To Aoandon ! – krzyknąłem, nawet nie wiem czy w myślach czy na głos.

Półprzytomny rzuciłem się w stronę płonącej koperty z ofudami. Błękitny ogień palił moje ręce, ale same zaklęcia w dużej mierze były ciągle nienaruszone. Desperacko wygrzebałem ostatnie, na które miałem jeszcze siłę. Lewą dłonią przyciskałem skroń, starając się ustabilizować rozmywający się przed oczyma obraz, prawą wymierzyłem. Moja ofuda przemieniła się w purpurowy kwiat lawendy, po czym pomknęła w stronę celu. Nie w kierunku szalejącej zjawy, a w kierunku zwiniętego na łóżku kłębu pościeli. Tym razem zaklęcie zadziałało. Moja protegowana, niczym Julia w trzecim akcie, opadła na łóżko. Jej ręka zawisła bezwładnie.

Aoandon, błękitna latarnia która żywi się ludzkim przerażeniem, zatrzymała się na moment. W niebieskawym blasku ognia mogłem w końcu zobaczyć jej rogatą twarz. Przysiągłbym, że wzruszyła delikatnie ramionami, po czym zniknęła, zapadając się w ciało kobiety. Teraz, gdy nie mogła wzbudzić większego strachu w swojej żywicielce, marnowanie energii nie miało sensu. Widać nie uznała mnie za wystarczająco duże zagrożenie. Zakładała, zgaduję, iż zawsze może się ze mną rozprawić jutro, gdy jej ofiara ponownie się przebudzi. Nie wiedziała, że nie zamierzam do tego dopuścić.

***

- Tak więc, panie inspektorze, to prawda, że zaginiona Magdalena S po raz ostatni była widziana gdy przekraczała mury tej placówki. Z technicznego punktu widzenia, mogę nawet zgodzić się z sugestią, iż jej ‘ciało’ znajduje się w piwnicy pod moją posiadłością. Magdalena S nie jest jednak martwa. Od tygodni utrzymuje ją jedynie w stanie magicznego letargu, w czasie gdy sam szukam jakiegoś sposobu na pokonanie Aoandona. Nie, zaginiona Magdalena S. nie przebywa na terenie tej placówki jak to pan inspektor ujął ‘zgodnie z własną wolą’, ale ja nie zamierzam pozwolić by rozwścieczony moim ... drobnym trikiem Aoandon rozniósł mnie, a może i całe to miasto, w proch. Jednocześnie pragnę przypomnieć, iż cały kampus Akademii Omnes Artes Feminarum ma charakter eksterytorialny, a moją dzisiejszą opowieścią podzieliłem się jedynie ze względów kurtuazyjnych. Na wszelkie przyszłe pytania z przyjemnością odpowiem, zwłaszcza jeśli zostaną zadane w nieco innym tonie, jednak na dziś nasz czas minął. Moja asystentka może jeszcze oprowadzić pana po publicznej części Akademii. Polecam panu inspektorowi skosztować kawy z południowej kafeterii.
User avatar
USAGI
Posts: 1895
Joined: Sat Jan 03, 2009 9:16 pm
Location: yume
Contact:

Re: Opisy Postaci

Post by USAGI »

Ataraksja.
Przydomek: póki co brak.
Rasa: nie wiadomo, wygląda na człowieka.
Płeć: wygląda na kobietę, ale śmigieł nie ma.
Siedziba: tu i tam, garaż też spoko.
Wiek: nieokreślony, wygląda na ok 20-25.

Około 166 cm wzrostu. Skóra blada jak śmierć, cera bez przebarwień, oraz blizn czy znamion, na rękach i ciele nie widać żył. Budowa ciała w normie, zgodna ze wskaźnikiem BMI, zdecydowanie wysportowana, jej ruchy są lekkie i płynne niczym powietrze. Kruczoczarne, długie, proste włosy spięte w kucyk. Zgrabny nosek, krwisto czerwone usta milczą bez wyrazu. Oczy zapewne mają jakiś kolor, lecz zakrywają je okulary ze szkłami ciemnymi niczym smoła. Mimo wszystko bardzo wyraźne rysy twarzy, krzaczaste gęste brwi i prawdopodobnie duże głęboko osadzone oczy. Mimo wyglądu na młody wiek, twarz robi wrażenie zmęczonej życiem choć bez żadnych zmarszczek.

Gdy używa magii po jej ciele podróżuje tatuaż wyglądający jak wygłodniały, umierający tygrys poszukujący jedzenia.

Niczym główna aktorka z Hollywood - jej ubranie jest zawsze nieskazitelnie czyste, niepogniecione oraz niezniszczone jakby nie stawiało oporu materii tego świata, tylko współgrało z nią przenikając się wzajemnie. Fryzura również w idealnym stanie, makijażu nie stwierdzono.

Całość jej ubrania ogranicza się do czerni, która dobitnie kontrastuje z bladą cerą. Długi płaszcz ze skóry idealnie dopasowany do jej figury, niczym druga skóra skrywa lekko luźną bluzę z kapturem bez wzorów, oraz bojówki. Całości nie uzupełniają seksowne kozaki ze skóry, lecz matowe, czarne glany na 14 oczek i czrno-czarna w czarne wzory arafatka owinięta na szyi i bandama przewiązana na lewej ręce.

Jest jak kamień, bez emocji. Czasem można odczuć coś na kształt aury smutku, żalu, bólu, strachu i zagubienia lecz jest to jedynie przeczucie unoszące się w powietrzu, dostrzegalne przez osoby o głębokiej empatii. Czasem w zupełnie niezwiązanych ze sobą momentach po jej policzkach spływają pojedyncze łzy, lecz twarz nie ukazuje żadnych emocji a głos pozostaje spokojny.

Postępuje chaotycznie, wedle swojego porządku praw i zasad, jednocześnie nie do końca widać czy są to jej zasady, czy tylko dopasowuje się do danej sytuacji, tak by osiągnąć swój cel. Nie wyznaje żadnego B_O-G_A, lecz szanuje życie każdej istoty nie mając jednocześnie oporów przed łamaniem kości czy torturowaniem. Po broń sięga jedynie, gdy zagraża to jej istnieniu lub, aby bronić środka do osiągnięcia jej celu.

Zamiast kolczyków, jej uszy zdobią duże, zewnętrzne słuchawki, których nigdy nie zdejmuje. Nikt nigdy nie widział, aby włączała lub wyłączała odtwarzacz, który skrywa gdzieś pod ubraniem. Nikt również nie widział, aby wymieniała lub ładowała w nim baterie...

Na szyi zawieszony nieśmiertelnik.

Umiejętności:

Temperatura nie ma na nią żadnego wpływu.
Brak światła czy jego nadmiar nie mają dla niej żadnego znaczenia.
Przeszkody materialne nie stanowią dla niej problemu.
Potrafi poruszać się z wiatrem.
Nie ranią jej fizycznie broń ani czary.
Umiejętność walki jedną lub dwiema katanami na poziomie mistrzowskim.
Walka i rzucania nożem.
Strzelania z łuku.
Podstawowa obsługa pistoletów.
Walka wręcz przypominająca bardziej czyste napierdalanie połączone z łamaniem kości, ale w finezyjny i płynnie zwinny sposób.
Jej walka kataną/katanami jest jak taniec z bronią. Robi bardzo płynne i przemyślane ruchy jak gdyby tańczyła do tylko sobie znanej i słyszalnej muzyki, niczym liść tańczący na wietrze.

Dwie katany na plecach, nóż wojskowy i Glock na udzie, Desert Eagle przy pasie.
Łuku nie ma, ale szyje z niego jak krawcowa z wieloletnim doświadczeniem.

Hokus pokus:
Light my fire. Potrafi czasem chaotycznie stanąć cała w płomieniach a wtedy jej skóra nagrzewa się do takiej temperatury, że robi się jeszcze bardziej biała, włosy również stają się białe przy czym ubranie nie staje w płomieniach.
- Roe, co robisz?
- Już dwie godziny czekam na autobus przy zmywaku.
- Roe, nadal zmywasz?
- Nie, rysuję talerze.
- Roe, pomóc ci zmywać?
- A masz wyższe?
- Nie.
- To nie możesz zbliżać się do zmywaka.
User avatar
Maczer
Posts: 523
Joined: Wed Jan 07, 2009 4:51 am

Re: Opisy Postaci

Post by Maczer »

1. Dane osobowe:
- Imię: Maczer / Leriel.
- Rasa: Upadły anioł nocy, zespolony z człowiekiem.
- Płeć: Mężczyzna.
- Siedziba: Shiroue, Główny Zamek Psiej Ligi.
- Wiek: Pod trzydziestkę.

2. Wygląd:

Oczy: Wielokolorowe z przewagą zielonego.
Włosy: Czarne, średniej długości. Grzywka zachodząca na jedno oko. Czasem nosi kilkudniowy zarost na brodzie.
Cera: Blada.
Wzrost: 192 cm

Posiada skrzydła koloru czarnego. Są symbolem banicji Leriela, w związku z czym zazwyczaj skrywane są pod specjalnie wykrojonym płaszczem.

Ubiera się praktycznie, w odcieniach czerni, szarości i stonowanych zieleni. Im więcej kieszeni tym lepiej. Ulubiony płaszcz, w których chodzi na “akcje”, ozdobiony jest metalowymi klamrami I podobnymi ozdobami, które w niewyjaśniony sposób nie hałasują ani nie błyszczą, kiedy Maczer chce poruszać się cicho. Zawsze pozostaje rozpięty niezależnie od okoliczności.
Ciężkie buty ze wzmacnianymi czubami.

3. Charakter:
Cichy i spokojny. Nie daje się łatwo wyprowadzić z równowagi. Często kończy dyskusje zwykłym „hm” albo enigmatycznie wypuszczając powietrze nosem.
Pod wpływem adrenaliny potrafi jednak popaść w stan niekontrolowanej euforii, rzucając okrzykami bojowymi i nazwami używanych technik. W skrajnym przypadku desynchronizacji Maczera i Leriela, może dojść do berserka.

Zależy mu na niewielu rzeczach, ale za te nieliczne odda wiele.

Szanuje życie i dokonuje starań aby go nie odbierać bez powodu.

Ma szczególne zapędy paladyńskie przy osobnikach płci żeńskiej.

Lubi wysokie miejsca.

4. Cechy:
Jako Shadowrunner z zawodu, porusza się cicho, niezależnie od tego co ma na sobie, a każdy przedmiot w zasięgu ręki jest potencjalną bronią. To co zostało zaprojektowane umyślnie jako broń nie jest Maczerowi obce ale nie jest też mistrzem żadnej z nich.

Mimo wielu lat prób, nie opanował nigdy do końca sztuki latania na skrzydłach. Potrafi się wzbić i łagodnie opaść ale nie potrafi przemierzać dłuższych dystansów. Co za tym idzie, upada ze znaczących wysokości bez większej krzywdy.

Jako anioł nocy, ciemność jest równie, jeśli nie bardziej, naturalnym środowiskiem niż dzień. Ma znaczącą odporność na szkoły magii opierające się na ciemności. Ze względu na pióra, jest bardziej podatny na ogień i wodę (Nie posiada gruczołów natłuszczających skrzydła).

5. Magia:
Zna parę bazowych czarów-sztuczek opierających się na cieniu i świetle.

Aura dość czytelna i zależna od nastroju. Osoba czytająca ją może usłyszeć klubową muzykę albo poczuć się jak w zimną, wietrzną noc. Neutralna aura to odczucie przesiadywania w ciemnym pokoju i wsłuchiwania się w krople deszczu, bijące rytmicznie w szybę.

6. Ataki:
Używa magii do dezorientacji przeciwnika, niż jako bezpośrednich ataków. Często wykorzystuje w walce otoczenie.
Z broni dystansowej preferuje jednoręczne pistolety maszynowe i miotacze kołków przeciwpancernych ale nie wzgardzi żadną inną.
W zwarciu używa topora energetycznego albo specjalnych rzutów typu „Backdrop (rzut przeciwnikiem poprzez wykonanie mostka) czy „Bodydrop(spadnięcie na przeciwnika ze znacznej wysokości).
Posiada autorską technikę o nazwie „Wyciągnij_niespodziewanie_shotguna_spod_płaszcza_i_wypal_w_zaskoczonego_przeciwnika”

7. Ekwipunek
Zawsze wydobędzie z jakiejś kieszeni linijkę albo sznurek. Uważa, że zawsze może się przydać.
Podobnie może się przydać pistolet maszynowy Ingram.
Posiada włócznię, przekutą z „Miecza Aleksandryjskiego, który może przeciąć każdy węzeł”, przez samego mistrza ZCM-u. Broń ta potrafi zniszczyć magiczne artefakty i ze względu na swoją moc, spoczywa zamknięta w bezpiecznym miejscu na Shiroue.

8. Sława
Piastuje funkcję najwyższego kapłana Psiej Ligii.
W samej hierarchii organizacji (od najwyższej):Hequetai, Telestai, Archarios, wzbił się na tą środkową.


Opowiadanie:

“Kto to jest:
Wysoki, ma czarne skrzydła i ponad wszystko nie cierpi pracy biurowej?”

-------

- Mamy pozwolenie na lądowanie? - Żartobliwe słowa asystenta wyrwały Maczera z zamyślenia. Spojrzał na stojącego nad nim elfa i podniósł brew. Od niezliczonych dni siedział w swoim gabinecie wgłębi zamku na Shiroue. Nie pamiętał kiedy odbył ostatni lot kosmiczny i nie bardzo rozumiał pytania.

W panującym półmroku mocno odznaczały się biało-zielone, urzędowe togi obu mężczyzn, które leniwie mieniły się od zgrupowanych na biurku świec. Światło podkreślało też stertę papierów, trzymaną przez asystenta. Maczer w końcu zarejestrował ten fakt. Wypuścił energicznie powietrze przez nos w niemym śmiechu, rozczesując ręką czarne włosy. Druga ręka powędrowała wzdłuż blatu, zagarniając wszystko po drodze, robiąc miejsce na dodatkowe dokumenty. Nic jednak nie spadło na podłogę. Biurko było sporych rozmiarów. Mogło przyjąć wiele. A na pewno więcej niż siedząca za nim osoba.

Po wyjściu asystenta, Maczer legł na obitym oparciu rzeźbionego krzesła. Od zniknięcia Windukinda, doświadczał znacznego wzrostu pracy jako Najwyższy Kapłan Psiej Ligi.

- Kapłan? No nie wiem... - Westchnął we wspomnieniu Maczer.
- Owszem. Psia Liga potrzebuje kapłana – Windukind miał zawsze plan na wszystko. Kontynuował więc wówczas bez chwili zawahania. - Nadasz się.
- Doprawdy? A niby jakiego wyznania...?


Płomienie świec zatańczyły gdy Maczer wstawał z krzesła, i kiedy kierował się w stronę biblioteczki. Zatańczyły też kiedy ta bezszelestnie odkryła zawartą w sobie kolekcję broni ręcznej, jak to kapłan określał, “ze starych dobrych czasów biegania po cieniach”. Przytulne światło świec zostało jednak przyćmione przez blade, zielonkawe podświetlenie ledowe. Dźwięk ładowanej broni był czymś czego biuro nie uświadczyło od dawna.

- Nie patrz na to przez pryzmat znanych Ci religii. - Windukind nie zniechęcił się sarkastycznym i wyzywającym tonem nowego członka Psiej Ligi. Kapłanem może być każda osoba oddana konkretnej sprawie lub idei. Sprawdź sobie później w słowniku. - Po chwili dodał – Twoim zadaniem będzie wskazanie zagubionym drogi. Będziesz ich przewodnikiem i tarczą. Blaskiem nadziei w największych ciemnościach.

Maczer skrzywił się na wspomnienie swojej pierwszej rozmowy z przywódcą Psiej Ligi. Zabezpieczył opróżnioną biblioteczkę mamrocząc pod nosem - Do jasnej anieli Windu! Od miesięcy, jedynym i największym zagubionym człowiekiem to jesteś TY sam jeden!

-------

“Jest nim tak naprawdę jednak upadly anioł, Maczer”
Dalej sie uciec chyba nie dalo. Ale to i tak nie pomoglo =]
User avatar
Kayoko
Posts: 7
Joined: Sun Nov 08, 2009 10:40 pm

Re: Opisy Postaci

Post by Kayoko »

1. Dane osobowe:
- Kayoko Hika
- Człowiek
- Kobieta
-
- 23
- kayoko została wychowana w królestwie zwierząt i fantastycznych kreatur
- dlatego też ma wielu towarzyszy tego rodzaju. jej towarzyszem oraz rumakiem jest duży łysy kocur ChikChik

2. Wygląd:
- wygląd zewnętrzny:
color włosów: #c423a7
oczy: #0fbaac
wzrost: 162cm
malutkie cycuszki, ale kształtny tyłeczek
- styl ubierania: podrasowany tradycyjny ubiór japoński (edytowane)


3. Charakter:
- Osobowość: pełna ironii, a jednocześnie super empatyczna
- motto w każdej beznadziejnej sytuacji: na to się nie umiera


4. Cechy:
- Umiejętności: tworzenie eliksirów leczniczych oraz ulepszających

5. Magia:
- Moc: leczenie, które opanowała będą samoukiem.
Attachments
dbembnh-b82841ef-222e-4d6d-a2b3-7cd72b07694d.png
dbembnh-b82841ef-222e-4d6d-a2b3-7cd72b07694d.png (200.96 KiB) Viewed 963 times
Nie masz brody , nie masz jaj .

http://kayoko-hika.deviantart.com/
Post Reply