Opisy Postaci

Tu znajdziecie opisy niektórych lokacji Multiświata, opisy bohaterów, NPC, questów, a także charakterystyki samych forumowiczów.
User avatar
roevean
Posts: 314
Joined: Sat Jan 03, 2009 8:36 am
Location: Ninehell Sector

Re: Opisy Postaci

Post by roevean »

ImageImageImageImageImage

ImageImagerImageoImageeImagevImageeImageaImagen

ImageImageI. ogólne

Imageimię i nazwisko, tytuł: Roevean, dawniej Mephis Roevean
Imagerasa: obecnie człowiek, wcześniej devilis morlocus
Imagepłeć: mężczyzna
Imagewiek: tysiąc pięćset lat (licząc długość życia jego wcześniejszej postaci)
Imagemiejsce pochodzenia: Skalny Świat
Imagesiedziba: obecnie Hellstorm
ImageRodzina: siostra Sirrah


ImageImageII. wygląd

Image 1. wygląd zewnętrzny:
ImageTypowy trzydziestoparoletni człowiek, wysoki, o ciemnych włosach i lekko śniadej cerze. Oczy stalowo-niebieskie.

Image 2. ubiór:
ImageZbroja Auxilirie (zmodyfikowana zbroja bojowa Armii Hegemonii), aktywowana fragmentami pulsuje zielenią, hełm dopasowuje się do twarzy, oczy świecą wtedy również zielenią.


Image 3. cechy szczególne:
ImageZ poprzedniej postaci pozostał mu tatuaż na prawej ręce przypominający poczwórne ostrze oraz lekko spiczaste uszy.
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
ImageImageImageImageImage
ImageImageIII. charakter

Image 1. osobowość:
ImageCyniczny, ironiczny i sarkastyczny oraz czasem zrezygnowany.

Image 2. sposób postępowania:
ImageDuchem nadal pozostaje diabłem, także iście diabelski.

Image 3. gust:
ImageLubi dobre jedzenie, alkohol, piękne kobiety, ostrą muzykę.

Image 4. maksyma:
ImageQuergath anen maresh rebael ap vahto'en - (diabolique) w duchu zawsze pozostanę rebeliantem
ImageProu'dhe et honneur - (diabolique) duma i honor


ImageImageIV. cechy

Image 1. umiejętności:
ImageWalka wręcz, walka bronią białą (szczególnie dwoma mieczami), walka bronią palną i energetyczną.

Image 2. zdolności i modyfikacje:
ImageZwiększona percepcja słuchowa, wzrokowa i manualna, wynikająca z mutacji redcollarowej (diabolique roguecollierowej).
ImageCałkowita odporność na magię.
ImageTypowe modyfikacje diabelskie: wszczep komunikacyjny, implant symulacji taktycznej (symtakt), bezpośrednie przyłącze mózgowe, wzmocnienie kości.

Image 3. ułomności:
ImagePociąg do ryzyka.


ImageImageV. magia:
ImageCiało człowieka odziedziczyło diabelską amagiczność.


ImageImageVI. biografia:
ImageWypis #16, klaster 65a, siatka 8-9-1, subsiatka MR3, matryca Debora Bay, Hellstorm:
ImageImageImage>> czasy prehistoryczne

ImageRoevean rodzi się pięćset lat po „Wielkiej Pomyłce” (zniszczeniu Pozaświata, planety morloków). Rok później rodzi się jego siostra, Sirrah.
ImageOd najmłodszych lat studiuje sztuki walki oraz wiedzę wojskową.
ImagePodczas wojen Gharyghoul, w czasie Dominacji SI, gdy ma dwadzieścia dziewięć lat, awansuje do stopnia Barona Floty. Pięć lat później, podczas walnej bitwy o Pierścienie Sirillium giną jego rodzice (ojciec jest Wielkim Lordem Floty, a matka dowódcą Korpusu Medycznego). Ojciec umiera mu na kolanach, przekazując mu Anielski Kamień, talizman.
ImageÓwczesny Triumwirat Hegemonii przyznaje mu stopień Lorda Floty przekazując dowodzenie nad VI Flotą.
ImageWsławia się tłumieniem rebelii na Asylium i powstaniem poruczników na Queherze.


ImageImageImage>> czasy minione

ImagePo spotkaniu z C914-2711, NitopiRem i Fareem zakłada razem z nimi oraz Maćkiem, REnlerem i Sereusem organizację zwaną Zgromadzeniem, pakt polityczno-militarny, jako siedzibę obierając Czerwoną Planetę, zwaną również Tą Cholerna Skałą. W międzyczasie jego siostra dokonuje przewrotu na Skalnym Świecie i przekazuje mu władzę nad morlokami.
ImageMiesiąc później wraz ze swoimi siłami uczestniczy w wojnie Zgromadzenia z organizacją Chaotic Alliance, podczas której dowiaduje się o swoim pokrewieństwie z Haritsuke, co powoduje rozdźwięk w szeregach Zgromadzenia. Siły diabelskie odstępują od oblężenia układu CA, na Czerwonej Planecie C914-2711 zabija agenta Hegemońskich Sił Specjalnych, redcollar Arais Daerha, sądząc, że ma do czynienia z Sirrah. Po tym Roevean, razem z Fareem, występują z tej organizacji.
ImageJednocześnie dociera do niego informacja, że na Skalny Świat powrócił Haibane Aion, dawny wróg morloków. Wraz z Haritsuke starają sie powstrzymać demona. Ostatecznie Haritsuke, pod wpływem Ravena, Władcy Życzeń, zdradza. Podczas finału walki Skalny Świat zostaje zniszczony, Sirrah ginie, Roevean zapada w letarg, przenosząc się do miejsca zwanego Queherem, który stanowi megaserwer i bazę danych, zawierającą wszelkie informacje na temat morloków.
ImageUruchomienie megaserwera przywraca do życia skalną bryłę Queher, jedną z części Skalnego Świata. Błąd matrycy powoduje, że Roevean istnieje w dwóch postaciach. Jedna, jako Mephis, przenosi się na Baator, gdzie razem z Boklerem walczy z Tanaarii, demonami oraz ma "przelotny" kontakt z agentką Agendy, natomiast druga, właściwy Roevean, ląduje na świecie Advark i spotyka Crowa, Tarietha i Hiroku, przedstawicieli Psiej Ligii. Razem próbują pokonać strażnika Maleka, jeden z tworów stworzonych przez Ravena. Podczas potyczki na arenie dochodzi do połączenia obu osobowości diabła, strażnik przegrywa, ale Mephis nie może odejść z Advarku; przez pokrzyżowanie szyków Władcy Życzeń za karę trafia do pozbawionego powietrza kieszonkowego świata, skąd później Saovine, Śmierć, przenosi go do Alei Zmarłych.
ImageNastępnie już jako Mephis Roevean razem z Boklerem organizują bal, na który zapraszają Faraa, Morganę, Darkstara, Saovine, Nergala, Sereusa i Chimerię. Mephis zamyka Sereusa w jego własnym piekle. Obecność pozostałych służy temu, by ponownie zjednoczyć Trójcę: Boklera, Morganę i Mephisa. Trójca razem z Darkstarem, Fareem i Nergalem tworzy Triumwirat, organizację władającą Dziewięcioma Piekłami, których Baator i Queher stanowią część, odpowiednio Pierwsze i Drugie Piekło.
ImageW międzyczasie do Dziewiątego Piekła, Lodowego, trafia Yuby, z którego udaje mu się uciec Północną Bramą. Stanowi to dość poważny powód do wypowiedzenia wojny. Triumwirat atakuje Chaotic Alliance, do której należy Yuby. Wojna kończy się niepowodzeniem. Trójca, w Wieży Triumwiratu, zostaje zamrożona przez pana Złego, powstrzymuje go pan Dobry a w finale Mephis zabija najpierw Złego a potem Dobrego. Bokler odchodzi do swojego świata, Morgana znika nie wiadomo gdzie, Darkstar zatapia się w Limbo, Szóstym Piekle. Nergal obkłada Wieżę zaklęciem wiążącym, ale Mephisowi udaje się wydostać. Używając technologii diabelskich i tych z Imperium Faraa uruchamia główną matrycę Queheru, przywracając do życia całą Hegemonię, a Nergala zamienia w kamienną rzeźbę. Wszystkie przywrócone do życia diabły, w tym Sirrah, nie mogą jednak opuścić Piekieł.
ImageNastępuje pacyfikacja Baatoru.

ImageImageImage>> niepełne dane

Image// 1 stycznia 2009 roku z przyczyn nieznanych, zupełnie niewyjaśnionych,
Image// dochodzi do Upadku Serwerów, Dziewięć Piekieł pogrąża się w chaosie międzywymiarowym,
Image// a Mephis wyrzucony z właściwej ścieżki czasu trafia jako Joker na Senneę,
Image// na której przebywa chwilę,
Image// po czym jego osobowość zanika zupełnie.


ImageImageImage>> czasy najnowsze

ImageWłaściwa linia czasu zostaje przywrócona, Mephis Roevean odzyskuje świadomość. Okazuje się, że jego ciało przez dwa lata pozostawało w głębokiej śpiączce, Imperator Faroo zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach, Dziewieć Piekieł zmieniło się całkowicie po Upadku Serwerów, kiedy główna matryca, Queher, uderzyła w Baator. Władzę nad całością Piekieł próbuje przejąć Unia Nowego Baatoru, a Hegemonia musi oddać pola i zejść do podziemia, na Hellstorm, do Trzeciego Piekła.
ImageRoevean staje przed sądem Nowego Baatoru i zostaje skazany na śmierć za zbrodnie, które Hegemonia i Triumwirat popełniły przed Upadkiem Serwerów. Egzekucja prawie się udaje, jednak okręty Hegemonii dokonuja ataku na Thellis, stolicę Nowego Baatoru, żołnierze sił specjalnych wykradają okaleczone ciało diabła i przenoszą je na Hellstorm, zapakowane w stazę. Lekarze Hegemonii, Imperium i Konsorcjum Margavaire byli zgodni, szanse na powrót do życia Roeveana są minimalne. Sirrah jednak nie przyjmuje tego do wiadomości, zleca przeprowadzenie redcollarowej (diab. roguecollierowej) mutacji, która zmienia ciało diabła na ludzkie, ale mimo to Roevean nie odzyskuje świadomości. W międzyczasie Triumwir Hegemonii wysyła na skraj Południowej Puszczy oddział specjalny celem przeprowadzenia rekonesansu starych baz imperialnych. Rozpoznanie nie udaje się, oddział zostaje rozbity, imperialny transportowiec ratunkowy z ośmioma osobami, w tym pięcioma nieprzytomnymi, z ledwością ucieka przed ogniem okrętów Nowego Baatoru, które niespodziewanie pojawiają się nad lasem.
ImagePo przybyciu na Hellstorm jeden z nieprzytomnych okazuje się być Imperatorem Fareem we własnej osobie. Reszta to garstka, która pozostała po oddziale "Advent" oraz Yazon, północny elf; wszyscy wprowadzeni w stan śpiączki farmakologiczne ze względu na duże obrażenia ciała zewnętrzne, jak i wewnętrzne. Misja ratunkowa przywozi również tajemniczy kryształ, którego posiadaczem jest właśnie Yazon. Kryształ okazuje się być fragmentem Anielskiego Kamienia, który zginął Mephisowi podczas Upadku Serwerów, a teraz w sposób niewytłumaczalny przywraca go do życia.
ImageDiabeł, w ciele człowieka, ma tylko jeden dzień na przystosowanie się do nowych realiów, rusza bowiem z wirtualną Sirrah na misję. Od tej pory ponownie używa tylko imienia Roevean.

ImageImageImage>> koniec listingu
Last edited by roevean on Wed Mar 15, 2023 9:37 pm, edited 6 times in total.
'cos im the definition of the worst kind of mean
so... are you rebel?
User avatar
Psychoo
Posts: 99
Joined: Mon Sep 06, 2010 7:12 pm

Re: Opisy Postaci

Post by Psychoo »

Imię: Garret Steiger
Rasa: Człowiek (po treningu psionicznym)
Płeć: Samiec
Miejsce pochodzenia: Charon Prime, stołeczna planeta systemu New Charon, gdzieś na zadupiu Multiversum.
Wiek: Nieznany
Najbliższa rodzina: brak

Towarzysze i zwierzęta: Załoga korwety Freya, szczury w szybach wentylacyjnych.
Zawód: Były oficer Floty Republiki Charona, były pirat. Obecnie dowódca grupy najemników Szpony, parającej się wszystkim na czym można dobrze zarobić.
Traity i skille: Nałogowy pilot i pijak.

Resztę danych uzupełnię w wolnym czasie czyt. w pracy.
User avatar
Chimeria
Posts: 824
Joined: Fri Aug 29, 2008 7:28 pm

Re: Opisy Postaci

Post by Chimeria »

Imię i nazwisko:

Chimeria Quatro

Magia:
Szamanistyczna, eliksyiry i trucizny. Chimeria specjalizuje się w wywoływaniu iluzji i magii Voo Doo. Opanowała magię ognia, głównie destruktywną oraz teleportację. Trochę zna się na zastosowaniu magii białej, lecz zdecydowanie lepiej wychodzi jej "zdalne sterowanie" i poisoning.

Rasa:

Bliżej nieokreślona, gdyż jest genetyczną mieszanką różnych stworzeń.
Widać cechy charakterystyczne dla wilkołaków, oraz rasy ludzkiej zaś w walce przypomina żywiołaka. Po wielokrotnych śmierciach ciężko jednak określić, że przynależy do konkretnego gatunku.

Płeć:

Kobieta.

Wiek:

Seksowna trzydziestka.

Wygląd:

Dziewczyna, której dane było osiągnąć magiczny wzrost 163 cm. Rozpuszczone, kręcone włosy sięgają prawie do pasa mieniąc się różnymi odcieniami rudego. Nieuczesywalne. Jadowicie zielone oczy z brązową plamką na lewym oku zawsze czujnie obserwują otoczenie.
Znaki charakterystyczne dla wilkołaka: większe niż u człowieka kły i fluffy wilcze uszy.


Charakter:

Chaotyczny neutralny. Nie szuka zwady, lecz wkurzona lub niedoceniona potrafi zrobić krzywdę i wyrządzić sporo szkód.
Zdolna do poświęceń, lecz wspomnienia z piekła odcisnęły na jej psychice odpowiednie piętno, co przejawia się momentami bezwzględności, której u siebie nie cierpi. Frustrują ją braki w pamięci.

Wyposażenie:

- Latający płaszcz, otrzymany od rudowłosego drowa podczas poszukiwań Encyklopedii.
- Kryształowa kula po babce, której możliwości stale rozwija.
- Laleczki VooDoo
- Czerwona obroża ze szmaragdem, otrzymana od lisa w wyniku ratowania jej egzystencji (pamiątka)
- Klepsydry, klucze do Mgielni.
- Dwa sztylety schowane w butach
- Magiczny łuk - Galvaira, korzystający z energii, oparty na sile woli używającego, odwołujący się do wierzeń w Darkstara (broń otrzymała od samego w.w.)
- Eliksiry.
- Pudełko tradycyjnych ciastek z czekoladą na czas stresu.
- Szary, sterczący kapelusz.
- Miotła, która może się zmaterializować. Chimeria nosi ją w formie kryształowego kolczyka.
- W Mgielni ma pokaźną kolekcję przepięknych wiedźmowych kapeluszy.

Znaki charakterystyczne:

Brązowa plamka w lewym oku oraz znamię na lewej łopatce.
Wilcze uszy i ogon raczej nie spotykane u ludzi. Zazwyczaj poznawana po burzy włosów na głowie.


Pochodzenie:

Jej dusza została sprowadzona do Mgielni przez tajemniczego maga i tam też otrzymała po śmierci nowe ciało. Póki nie znajdzie sobie stałej rezydencji uznaje, że jest z Mgielni.
Obecnie stacjonuje w układzie planetarnym Chaotic Alliance starając się uporządkować ten burdel.

Sława:
Do momentu przejęcia władzy w Chaotic Alliance była kompletnie nieznana, ot szara wiedźma pałętająca się między nogami. Obecnie znana każdej istocie w Multiświecie jako przywódczyni agresywnej organizacji oraz trendsetterka najlepszych kapeluszy.

Historia:

Chimeria była jedną z tych istot, które z biologicznego punktu widzenia nie miały prawa istnieć. A jednak, z jakiegoś powodu ta hybryda zawitała na świecie.

W wieku dość buntowniczym, pod wpływem młodzieńczych uczuć i chęci uniezależnienia się opuściła dom rodzinny, co spotkało się ze skrajnie różnymi reakcjami domowników.

Podczas licznych podróży odkryła wady i zalety bycia wilkołakiem, odbyła praktyki u wiedźmy z Roosbone, trafiła do Piekła gdzie została przyjęta do Zakonu Czerwonych Sióstr i tam spędziła kilka dobrych lat ucząc się magicznego rzemiosła. Miała tam okazję spotkać demonicę Axe, która z jakiegoś powodu była więziona przez ówczesną zwierzchniczkę tamtego miejsca – Arcy. Z początku wiedźmę i małą demonicę połączył wspólny cel: wydostanie się z Piekła. By tego dokonać zmuszone były połączyć się paktem dusz, który niósł ze sobą pewne korzyści, ale i ryzyko. Gdy owy eksperyment się odniósł sukces, były wolne. Nie mogły jednak rozejść się własnymi drogami i zapomnieć o sobie nawzajem. Pakt zobowiązywał. Zapowiadało się na to, że spędzą ze sobą resztę, jak się później okazało, nie tak długiego, ziemskiego życia.
Z biegiem dni, prócz więzi magicznych, Chimeria i Axe połączyły się nićmi dość wybuchowej i niezupełnie tolerancyjnej przyjaźni.

W wieku 17 lat Chimeria umarła po raz pierwszy.

Naturalnymi dla niej drogami ‘szczęścia’ w niewyjaśniony sposób, jej dusza zawędrowała w odległe i mroźne miejsce, do opustoszałej, mrocznej krainy. Po długim, samotnym błądzeniu spotkała demona, który został wyrzucony ze swojego klanu. Samotny, otrzymał od litościwego i znudzonego krainą poprzedniego właściciela klucze do tego miejsca.
Do Mgielni.
Chimeria była uwięziona, toteż starała się nawiązać kontakt z demonem. Była zbyt towarzyskim stworzeniem, by samotnie snuć się po Mgielni. Nawet po śmierci.

Po kilku dniach spędzonych w Mgielni, i zawiązaniu bliższej znajomości z demonem o imieniu Ranee otrzymała od niego klucze do krainy. Sam już nie chciał w niej przebywać, gdyż było to dla niego zbyt przygnębiające. W momencie jego śmierci, wszystkie klucze znalazły się w rękach Chimerii.
Gdy udało się jej opuścić Mgielnię, trafiła do strzeżonego ośrodka należącego do jej przełożonej – Arcy. Przy pomocy przyjaciół powróciła na ziemię i po przygodzie z poszukiwaniem Mrocznego Boga zerwała kontakty z Piekłem. Jedyne, co ją odtąd łączyło z ty miejscem była Axe.

Po rocznym odpoczynku napatoczyła się na grupę ludzi podążających za pewnym złodziejem, którego głowa była na tyle cenna, by owe persony włożyły wysiłek i zdrowie w pogoń za nim. Wówczas też spotkała kolegę po ‘byłym’ fachu, Baatezu ze swoim kocim towarzyszem.
A wszystko to spowite mglistą historią o magicznej Encyklopedii.

Następnym przystankiem w życiu wiedźmy była kraina zasypiającego słońca, gdzie praktykowała jako chwilowa nauczycielka młodej czarodziejki, którą targała żądza zemsty.
Jednak w połowie drogi do celu, Chimeria została przeniesiona w odległe miejsce, gdzie z kolei dowiedziała się, iż istnieje jej klon. Co pozostało jej poza ruszeniem na jego poszukiwanie?

Dziwnym biegiem wydarzeń spotkała tam Caibra i Xellas.
Wypadki z klonem, o wdzięcznym imieniu Byon potoczyły się szybko, nieoczekiwanie i co gorsza, niekontrolowanie.
Wówczas to, po spotkaniu ze starym przyjacielem Jackiem Drake-Stone’m, w plątaninie zdarzeń i w wyniku błędów, została najpierw zastrzelona i utopiona przez pracowników wyżej wymienionego, a następnie spalona przez nadgorliwego Caibra. Spalenie ciała wykluczyło możliwość jakiejkolwiek regeneracji i powrotu do życia.

Jednak jej dusza uparła się i pozostała na ziemi. Nie mogła dopuścić, by klon zajął jej miejsce. Nie dotarła do Pieczary przybranej matki.
Tymczasem Jack odpowiednio zajął się o Byon, zabierając ją w podróż z biletem w jedną stronę, na Marsa. Dopiero wtedy rozpoczęła się prawdziwa Pogoń.
Dusza Chimerii trafiła na statek Lisa, stwarzając swoją obecnością wiele, niezamierzonych problemów. Jej dusza powoli nikła, więc Lis, kopnięty czyjąś dobrotliwą nogą, poświęcił jedno ze swoich żyć dla utworzenia Chimerii nowego ciała. Sam zaś umarł, zostawiając duszę w błyskotce, która stale zdobi dekolt wiedźmy. Obecnie błyskotka jest pamiątką.

Sama zainteresowana, z pomocą Axe, przeniosła duszę do ciała sekretarki Jacka - Ann, by pomówić z nim o ostatnich wydarzeniach.
Po krótkiej rozmowie i przyjęciu kondolencji od staruszka udało im się dojść do porozumienia. Miał ją zabrać do wspólnego znajomego, który był w stanie dać Chimerii o wiele więcej niż nowe ciało. Tak też się stało. Klon zaś został brutalnie zabity przez Jacka.

W końcowym efekcie Chimeria odzyskała materialna formę. Jednakże, w efekcie pewnych komplikacji, po przywróceniu wszystkich cech i nadania nowych, w pamięci Chimerii pojawiły się dziury.
Poza powrotem do siebie, została uczennicą mistrza Darkstara i prócz nowych umiejętności otrzymała od niego broń, której szukała od czasów poszukiwania Mrocznego Boga. Była niezmiernie szczęśliwa, gdy w jej rękach zadomowił się przepotężny łuk.

Z czasem dołączyła do Chaotic Alliance, gdzie szybko odnalazła sobie miejsce w top tierze wojowników organizacji. Kiedy doszło do śmierci mistrza Yubiego - przywódcy Chaotyków - Chimeria nie pozwoliła na przejęcie władzy przez żądnego krwi generała Raflika. Wdawszy się w morderczą walkę z lodowym półwampirem, cudem wygrała starcie i została nowym przywódcą. Tak rozpoczął się najbardziej chaotyczny i pełen utrapień okres w jej życiu.


[SHORT STORY]

Zbliżał się świt, lecz zanim pojawiły się pierwsze promienie słońca Chimeria otworzyła oczy i stanęła w oknie. Otuliła się szczelniej szlafrokiem i domknęła okno, bo zmroziło ją niczym Wieniawę w świątecznej reklamie Apartu. Stała i kontemplowała widok. Noc przyniosła wnioski, które zdecydowała się wprowadzić w życie.

Obecna stagnacja była iluzoryczna i wcale nie prowadziła do pokoju w Multiświecie. Wiadomo było, że ukryte przed ciekawskim wzrokiem obserwatorów organizacje działały, by prężnie się rozwijać i uderzyć w najmniej spodziewanym momencie.

Chimeria westchnęła. W kuluarach krążyła plotka, że Agenda posunęła się do spłodzenia dziedzica. Był to odważny ruch w tym dziwnym świecie, ale może niegłupi? Dlaczego sama na to nie wpadła? Może dlatego, że nikt z CA nie nadawał się do stworzenia związku?

- Z drugiej strony...- Chimeria uniosła brew. Od kiedy do posiadania dzieci potrzebny jest związek? - Potrzebne byłyby tylko właściwe geny i autorytet. Pozycja. Z resztą sobie poradzę...

Rozpoczął się pęd myśli, a nieśmiały świt rozjaśnił oczy wiedźmy. Odwróciła się gwałtownie do interkomu i wstukała wiadomość.

„Potrzebuję twojej pomocy. To pilne.”

Przygryzła palec niecierpliwie, zanim wampirzyca wstanie będzie co najmniej czternasta. Ale przygotowania może zacząć bez niej. Zanim jednak to, czas wybrać jakiś świetny kapelusz.

*

- Yawn... Czy coś się stało? - Xellas przeciągnęła się wchodząc do gabinetu wiedźmy.
- Tak. - odpowiedziała Chimeria zza monitora. - I tylko ty mi możesz pomóc. Potrzebuję… potrzebuję dawki nasienia od każdego z top tieru CA. - powiedziała szybko, niemal zlepiając słowa w jeden ciąg.
- Słucham? - Wampirzyca zastanawiała się czy jeszcze śpi i czy to całkiem dziwny erotyczny sen.
- Na pewno masz jakieś tajne próbki. A jeśli nie to na pewno wiesz jak je zdobyć. W przeciwieństwie do mnie. - Chimeria mówiła nie wychylając się zza monitora i nie patrząc Xellas w oczy. Po chwili jednak wyjrzała. - To ważne. I nikt się nie może dowiedzieć. Na razie.
Gdyby wampirom można było zrobić zdjęcie, mina Xellas byłaby warta uwiecznienia i wklejenia do albumu rodzinnego.

*

Parę miesięcy później Xellas zamaszystym ruchem wkroczyła do laboratorium Raflika. Generał był na misji już kolejny miesiąc i jego lab został bez jego wiedzy opanowany przez Chimerię.
- Długo jeszcze? Jak idzie? Zagrzybiejesz tu. - powiedziała unikając dotykania mokrych ścian.
- Cóż… idzie trudniej niż zakładałam. - Chimeria ściągnęła kitel i sięgnęła po notatki. - Połowa inkubatorów wybuchła...
- Uh… to kiepsko… może nie warto...
- Ale! - Chimeria przerwała Xellas zanim ta zdążyła skrytykować całe przedsięwzięcie. - Mam wyniki! Za mną!

Wiedźma poprowadziła Xellas ku gigantycznym stołom, do których stały rzędy połączonych grubymi rurami inkubatorów. Świeciły zimnym, ostrym światłem. Wokoło walały się kawałki szkła, kabli i organicznych próbek podejrzanego pochodzenia.

- Rozmnożenie chaotyków graniczy z cudem. - westchnęła wiedźma i rozpoczęła wyliczankę - Płody Lockwooda zaprzestają rozwoju po dwóch tygodniach. Płody od Ch4osa zamiast płynów ustrojowych mają alkohol i umierają jeśli nie są stale podłączone do procentów. - kobiety mijały rzędy inkubatorów z dziwnymi zawartościami - Plemniki Ryjka są większe od komórki jajowej. Plemniki Hariego tną komórkę jajową ogonkami – są bardzo agresywne. Płody Yubiego są… zielone i na tym poprzestańmy. Z nasienia Samuela wychodzi grzyb, a płody po Golasie rozwijają się… na lewą stronę. - ostatni inkubator był owinięty materiałami – Lepiej nie patrzeć.
- I ty to nazywasz… efektami? - Xellas zmarszczyła twarz z najwyższą odrazą.
- Cierpliwości! Czemu nikt tu nią nie grzeszy? - zaperzyła się Chimeria - Słuchaj dalej! - uśmiechnęła się szerzej. - Wszystkie inkubatory, które wybuchły były efektem próby zapłodnienia plemnikami Caibra. Za każdym razem dochodziło do eksplozji, więc… to się raczej nie uda. - rudowłosa przewróciła oczami. Liczyła, że z tego połączenia mogą wyjść ciekawe wyniki. Z drugiej jednak strony obawiała się, że może to zaowocować kompletnie niekontrolowalną istotą.

Xellas spojrzała wzrokiem „nie zdziwiona, nie rozczarowana” zmieszaną z „bogom niech będą dzięki”. Cierpliwie czekała na ciąg dalszy.

- Ostatecznie udało mi się uzyskać jeden płód, który spełnił wszystkie moje oczekiwania! - Chimeria podeszła i odsłoniła dodatkowy inkubator. Mocne światło uderzyło Xellas w oczy. W wypełnionym płynem inkubatorze pływał zwinięty w kłębek człowieczek, nie większy niż ludzka dłoń, najzwyklejszy na świecie. Zawieszony na elastycznej pępowinie spokojnie spał kompletnie nie sprawiając wrażenia potężnej istoty, zlepku zabójczych genów.

- Rozpoczynamy nowy rozdział w historii. - Chimeria objęła dłońmi inkubator. Światło sprawiało, że jej wyszczerz wyglądał demonicznie. - Pozwól, że przedstawię ci perfekcyjnego dziedzica Chaotic Alliance.

- Syna generała Raflika.

Więcej szczegółów i kolejne perypetie tutaj: https://www.deviantart.com/chimeria/art ... -862217238Komiks nie jest częścią tekstu konkursowego, to radosna, dalsza twórczość.
(jest więcej niż jedna strona xD)




Image
Image
Dzika
Posts: 16
Joined: Mon Sep 10, 2012 12:39 am

Re: Opisy Postaci

Post by Dzika »

Karta postaci:

1. Dane osobowe:

Imię: A. Nikt inny nie mówi inaczej, niż A. Ewentualnie krzyczą “ej, ty”, jak nie wiedzą, z kim mają do czynienia.
Płeć: Hermafrodyta. W zależności od potrzeb i tego, na kim ma wywrzeć dobre albo wręcz przeciwne wrażenie, podkreśla cechy męskie lub żeńskie.
Rasa: Pół człowiek-pół wampir
Wiek: Prawdopodobnie pochodzi z początku wieków, ale nie wie tego na pewno.
Miejsce pochodzenia: planeta Ziemia, celtycka wioska o nazwie Ryleigh.
Siedziba: Ziemia
Najbliższa rodzina: nieznana.
Towarzysze i zwierzęta: smok-modliszka o imieniu Cailín.

2. Wygląd:

Wygląd zewnętrzny: Ma wielkie, jarząco zielone oczy i krótkie, zupełnie białe włosy. Jak się zirytuje (czyli prawie zawsze), to widać jedynie białka. Biała skóra wygląda, jakby nigdy nie poczuła promieni słonecznych, ale nie błyszczy się w nich. Wysoka, szczupła i zwinna sylwetka.

Styl: Prosty - głównie czarne, znoszone ciuchy, które pozwalają na wygodną walkę i bezproblemową teleportację. W zależności od pory roku lubi otulające wełenki i chłodzące jedwabie. Nosi wypolerowane na błysk buty z ostrymi czubami na gigantycznych obcasach, które bezpardonowo wykorzystuje podczas walki z wyjątkowo upierdliwymi delikwentami, wbijając je prosto w klejnoty rodowe.

Cechy szczególne: Długie kły i szpony, za którymi znajduje się DNA wielu przeciwników.

3. Charakter:

Osobowość: Popada w skrajne nastroje w zależności od pogody i nieznanych czynników, mimo to lubi towarzystwo, chociaż odzywa się tylko wtedy, kiedy musi, bo ma coś do zakomunikowania albo potrzebuje się czegoś dowiedzieć. Nie rozumie świata, ale ma dużo współczucia dla zwierząt i przyrody, trochę mniej dla ludzi.

Sposób postępowania: Działa samodzielnie, mało mówi, stara się wyrządzać jak najmniej szkód. Należy tłumaczyć powoli i spokojnie jak małemu dziecku, odpowiadając wiele razy na podobne pytania. Gdy już druga strona będzie chciała użyć młotka, wtedy prawdopodobnie przyzna rację (jeśli uzna, że argumenty mają sens). Bo jak nie ma sensu, to i młotkiem nic się nie zdziała.
Jak ktoś nadepnie na odcisk, odwdzięczy się z nawiązką z zaskoczenia – żeby bardziej bolało.

4. Cechy:

Umiejętności: Całkiem nieźle posługuje się bronią białą, a jeszcze lepiej palną, chociaż najbardziej lubi walki wręcz. Potrafi też wziąć nogi zapas, gdy sytuacja tego wymaga.

Zdolności: Potrafi rzucać kulami ognia i teleportować się siłą woli, z natury widzi w ciemności i ma wyostrzone zmysły węchu i słuchu. Ze względu na bycie pół człowiekiem, nie ma problemu z wychodzeniem na światło dzienne, gdy nie jest zbyt silne – dlatego wioska Ryleigh jest perfekcyjna, gdyż pory roku są dwie – ciemno i ciemniej, a Słońce prawie nigdy nie jest w stanie przebić się przez chmury, które wydają się wisieć nad samą głową.
Potrafi unosić ważące kilkadziesiąt kilogramów przedmioty jedną ręką, szczególnie, gdy się zirytuje.
Porozumiewa się ze zwierzętami, głównie z kotami, psy ignoruje z wzajemnością. Swobodnie porusza się po wszelkiego rodzaju powierzchniach, niezależnie od kąta nachylenia.
Rany goją się samoistnie, jednak gdy jest ich dużo, może nie wystarczyć czasu na regenerację.

Ułomności: Brak odporności na ogień (parzy i pali) i silne światło słoneczne (osłabia).
Gdy otrzyma dużą ilość obrażeń, potrafi niechcący teleportować się w losowe miejsce. Po intensywnej walce zapada w głęboki, długi sen, z którego wybudzanie może trwać wieki.


5. Magia:
-
6. Ataki:

- kanonada kul ognia
- atak zatrutymi kulami ze Smith and Wesson Volcanic (małe, ale groźne, antidotum jest krew A.)
- atak mieczem (również z zatrutym ostrzem)
- atak szponami i butami (jak już brak pomysłu albo przeciwnik jest wyjątkowo wkurwiający i chce go udusić gołymi rękami)

7. Ekwipunek:

- nieduży tytanowy miecz przewieszony przez plecy
- nieduży pistolet w kaburze przy pasku
- gigantyczne szpilki z ostrymi czubami

8. Inne:

Sława: stara się nie zwracać na siebie uwagi.
Poziom socjalny: introwertyk i samotnik, wiecznie szuka swojego miejsca w Multiświecie. Raz na jakiś czas gdzieś przystanie, zadzierzgnie nić porozumienia z innym wędrowcem, po czym rusza dalej.
Dobra materialne: wielki, trzypiętrowy dom z kilkudziesięcioma hektarami pola i wzgórz gdzieś w jakiejś wiosce na Ziemi. Do tego quad.
Transport: teleportacja, czasem lata na Cailín, ale nie lubi wysokości.

9. Notka biograficzna:

A. nie zna swojej historii. Po prostu, pewnego dnia wieki temu oczy A. otworzyły się, a do świadomości dotarło, że posiada niespotykane dotąd moce. Nie wiadomo skąd pojawiła się również wiedza o innych, zamieszkanych przez masę dziwnych stworów, planetach. Głównym uczuciem, które towarzyszyło wtedy A. było zdezorientowanie, które po jakimś czasie zmieniło się w bierną akceptację zaistniałej sytuacji. Był to moment przełomowy, gdyż wtedy rozpoczęła się wielka wędrówka A., która trwa do dzisiaj.
Pewnego dnia drogi Cailín i A. przecięły się, gdy ta pierwsza, jeszcze młoda, odgryzała głowę innemu smokowi. Podczas całej sytuacji wzrok A. był wlepiony w młodą smoko-modliszkę, a później, gdy nie wiadomo jak i kiedy znaleźli się naprzeciwko siebie, Cailín ocierała się, mruczała i poddawała głaskom, aż wreszcie wskoczyła A. na ramię i natychmiast poszła spać.
Od tamtego momentu są wiernymi towarzyszami podróży - gdy trzeba, Cailín potrafi odgryźć komuś głowę, zaatakować przeciwnika szponami bądź machnąć w delikwenta ostro zakończonym ogonem. Niestety, nie potrafi ziać ogniem – płomień jest delikatny i słaby, ale mimo to wielokrotnie ratował A. z opresji, szokując i oślepiając delikwenta.


Short story:

A. obudziła się w wyjątkowo paskudnym humorze – z kretyńskich snów wybudziły ją napieprzające w okno deszcz i fale, które sprawiały, że cały dom się trząsł. Za oknem w dali Niebo zlewało się z morzem, nie było wiadomo, gdzie jedno się kończy, a drugie zaczyna, mewy od wiatru szybowały tyłem do przodu, a kruki i szpaki schroniły się w jakichś niemożliwych dziurach i schowkach. Należące do niej hektary pola zmieniły się w bagna i A. zastanawiała się, czy żaden niezapowiedziany gość nie utopił się w nich ostatnio.

Zmęczenie dawało się jej we znaki od powrotu z długiej podróży. Przez ostatni tydzień siedziała w domu w dresach, albo spała albo czytała książki w wannie. Ewentualnie chodziła z Cailin na długie spacery i wcale nie zamierzała tego zmieniać.

Przez jakiś czas turlała się z boku na bok, walcząc z lenistwem i sennością, aż w końcu zwlokła się z łóżka, by zaparzyć sobie poranną kawę. Mamrocząc wymacała w szafce puszkę z resztką kawy i zastanowiła się, na co ma ochotę. Ekspres? Drip? Chemex? Klęska urodzaju… Aeropress! Tak, mordercza kawa z aeropressa, po której serce bije jak po dzikim orgaźmie, to było to, czego potrzebowała w tej chwili najbardziej.

- Och tak – uśmiechnęła się do siebie pod nosem, dumna, że teraz już potrafiła składać ten sprzęt z zamkniętymi oczami. W końcu co to za filozofia, poskładać dwie plastikowe tubki z sitkiem i zakrętką. Zagotowała wodę, z uśmiechem przypominając sobie jak kilka razy zdarzyło jej się poskładać tę przecież prostą „maszynę” na odwrót, zaczęła nalewać… Ale coś było nie tak.
- KUUUURWA!!! - wykrzyknęła, patrząc, jak woda zalewa kawę, blat, cieknie na podłogę… Cailin zerwała się na równe nogi i machnęła ogonem, z hukiem strącając z ławy rozwalone książki. A. zasłoniła uszy, odskakując od wrzącej cieczy, która parzyła jej bose stopy. Smoczyco-modliszka spojrzała na nią z dezaprobatą – bardzo nie lubiła przekleństw.
- Kurwa… - A. westchnęła, tym razem spokojniej. Wcale nie chciała wychodzić z domu i znowu z kimś gadać, ale… Może by jej się przydało, zanim znowu zdziczeje i zacznie syczeć na niespodziewanych gości? No i słownik jej się ostatnio trochę skurczył – doszła do cierpkiego wniosku. Spojrzała na siebie krytycznym wzrokiem – rozciągnięte dresy nie dodawały jej animuszu. Może powinna się ładnie ubrać i porozmawiać ze swoim ulubionym sprzedawcą z ulubionego sklepiku z kawą, winem i czekoladą?
Na tę myśl A. uśmiechnęła się. Wskoczyła do wanny na długą kąpiel, wyszorowała się i wytaplała w bąbelkach, na twarz nałożyła kolorowy makijaż.
- Cailin, idziemy!
Chowaniec jak kot zakręcił się wokół własnej osi i rozpłaszczył na podłodze, żeby A. mogła na nim usiąść. A. zamknęła oczy, wyobraziła sobie ulubiony sklepik, jak zwykle podczas teleportacij poczuła jak się rozpada i „składa” w całość już w sklepiku.
- Kurwa… - wymamrotała pod nosem, gdy zamiast ulubionego sprzedawcy zobaczyła jego jędzowatą matkę. Stara baba przeszyła ją wzrokiem.
- Kawa się skończyła? - baba zapytała obcesowo z mocnym zaciągiem.
- … - A. nawet nie otworzyła ust, żeby odpowiedzieć.
- Nam też.
- Co k…
- Nie przeklinaj, młoda damo!
„Jestem starsza od ciebie co najmniej o jakieś 1000 lat, jędzo…”
- Co się skończyła, jak to? - A. zapytała mało gramatycznie, usiłując sobie przypomnieć, jak powinno się składać zdania i rozmawiać z ludźmi.
- No skończyła, chłopcy przyjechali na wycieczkę i całą kawę na pamiątki wykupiły…
- Chłopcy? Pamiątki? Kawy?
Gadanie staruchy nie miało żadnego sensu.
- Przyjechała ekipa. Z tej planety, gdzie kawy ni ma. Dałam im, żeby spróbowali i wszystko wykupiły.
- No tak, to wiele wyjaśnia – A. kilka razy znalazła się na planetach bez kawy i zazwyczaj szybko się z nich ewakuowała – dzięki.
Już zamknęła oczy, żeby przenieść się do ulubionej kawiarenki z piękną sprzedawczynią.
- Czekaj! A może czekolady, młoda damo?! - A. usłyszała zanikający krzyk staruchy.
„Może nie…” - pomyślała.
- Do widzenia! - krzyknęła już częściowo w locie.


Wraz z Cailin wylądowały przed pięknym wejściem w stylu Art Noveau. Podziwiały misterne żeliwne wzory, otaczające witrażowe sceny. Stały tak przez chwilę, wgapiając się w dzieło sztuki.
- Kuuuuuuuurwa – A. westchnęła z zachwytem.
Chowanica machnęła ogonem z dezaprobatą.
- Sorry. - A. wymamrotała Cailin do ucha i podrapała ją po karku – poczekasz tu?
Cailin skinęła głową, skręciła się wokół własnej osi i położyła, obserwując spod przymkniętych powiek toczące się wokół niej życie. Lejący deszcz przyjemnie chłodził jej łuski.
A. otworzyła ciężką bramę, wciągnęła w nozdrza zapach świeżo palonej kawy i…
…zamiast swojej ulubionej sprzedawczyni dostrzegła markotnego, wrednego menedżera, który zawsze jej dokuczał. Witki jej opadły.
Kuuurwa – zamruczała pod nosem.
- Proszę, proszę, kogo zaniosło w nasze progi? Dawno pana… pani nie widzieliśmy, drogi A.
„Kurwa”.
A. powstrzymała się od komentarza.
- Czyżbyś liczył… liczyła na spotkanie z piękną Aoife – ciulowaty menedżer nigdy nie przegapił okazji, by wyśmiać zauroczenie A. oraz jej niejasną płeć. A. tolerowała go tylko dlatego, że nie chciała robić Aoife rozróby w pracy.
- Przykro mi, że muszę zawieść twoje oczekiwania, ale musi ci wystarczyć MOJA SKROMNA OSOBA. A przy okazji, zapraszam na kawę, ale skończyły nam się opakowania detaliczne. Tych wielkich szef mi nie pozwala sprzedawać. Nawet tobie.
A. spojrzała sfrustrowana na egocentrycznego menedżera, zastanawiając się, czy ten przypadkiem nie kłamie, ale półki za jego plecami ziały pustką. Westchnęła ciężko, powstrzymując się resztką sił od zrobienia mu awantury. Obróciła się na pięcie, zaciskając mocno usta.
- Dziękujemy za skorzystanie z naszych usług!
Odpowiedzią na jego krzyk był uniesiony wysoko środkowy palec. A. usłyszała za sobą rozbawiony śmiech.
A. zastanawiała się, czy złośliwość gościa nie wynikała przypadkiem z niezdrowej fascynacji jej osobą. Albo może z zupełnie zdrowego zauroczenia, do którego nie chciał się przyznać przed samym sobą? Kto go tam wie. A. wzruszyła ramionami i podeszła do stworka.

- Cailin… - Cailin spojrzała na swojego towarzysza podróży i zabuczała współczująco. A. położyła się na niej, drapiąc ją w szyję i bezmyślnie przyglądała się przechodzącym ludziom i innym stworom.
Przez deptak przejechał szlachcic na pegazie. Oczy czarnego kota zaświeciły się po to, by po chwili zniknąć w ciemnym zaułku.
A. spojrzała na siedzącego po turecku żebraka, zawiniętego w kilka warstw ciepłych koców. „Inni mają gorzej” – pomyślała smętnie. Tęsknie spojrzała na złączone ręce przechodzącej obok pary. „A inni lepiej… A ja nie mam kawy”.
Westchnęła głęboko, nie czując lejącego jej się na kark deszczu i nie widząc ani otaczającej ją szarości ani próbującego wychylać się nieśmiało zza chmur Słońca. Najbardziej frustrowała ją ogromna ilość sklepów i kawiarni, które zwyczajnie nie miały dobrej kawy. Jej kawa musiała być idealna, ani za mocna, ani za słaba. Żadne kwasiury z nutami mandarynek, jagód, czy rodzynek, które gryzły ją w gardło. Gorzkie jak życie też nie wchodziły w grę. Wyobraziła sobie idealną kawę z orzechowym posmakiem i ewentualnymi nutami gorzkiej czekolady, miodu i wanilii… Poczuła gorący smak rozpływający się po podniebieniu, a przed oczami stanęła jej dwójka ulubionych sprzedawców. Westchnęła głęboko, a Cailin poruszyła się niecierpliwie.
- Co?
Cailin podniosła się powoli i spokojnym krokiem zaczęła iść w sobie tylko znanym kierunku. A. czasem była pewna, że jest między nimi magiczna nić porozumienia i Cailin potrafi czytać w jej myślach. Szły dość długo, przechodziły przez bramy, mijały parki wielkości lasów, wąskie uliczki, aż wreszcie dotarły do placu zamkowego. Cailin minęła bramę i okrążyła budynek. Znalazły się na paskudnych tyłach zamku, który wyglądał jak z klocków Lego, ale nos A. poczuł znajomy zapach, a po podniebieniu rozniósł się smak, który dopiero co sobie wyobrażała. Spojrzała zszokowana na swoją towarzyszkę, która niewzruszona rozpłaszczyła się na ziemi, by A. mogła z niej zejść.

Nigdy wcześniej tu nie były.

W ścianie pomalowanej na obrzydliwy sraczkowaty kolor znajdowały się drzwi, które prowadziły do dziury w budynku… Na końcu wąskiego korytarza znajdował się stół z maszyną do kawy, na ścianach różne sprzęty, a uśmiechnięty starszy sprzedawca rozmawiał z dwójką ludzi.
A. stała przez chwilę w drzwiach jak sparaliżowana.
- Aoife? Ruadhiri?! Co wy tu robicie?!
Aoife i Ruadhiri odwrócili się jak na komendę.
- Co to za pytanie w ogóle? - pierwszy odezwał się chłopak. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Co miesiąc mamy tu spotkanie z ojcem, uczy nas o kawie.
- Jakie uczy? Z jakim ojcem?! - A. przez jakiś czas w wyraźnym szoku przenosiła wzrok z chłopaka na dziewczynę, a następnie na starszego pana. Wreszcie dojrzała podobieństwo, na które wcześniej nie zwracała uwagi i spłonęła rumieńcem. Postanowiła nigdy więcej w życiu nie przyznawać się nawet przed samą sobą, że fantazjowała o nich obojgu... Na raz.. Bleh.
- Ale… Wasza mama…?
Starszy pan uśmiechnął się.
- Jesteśmy małżeństwem tak długo, że im dalej od siebie pracujemy, tym lepiej.
A. patrzyła w podłogę, sfrustrowana całą sytuacją.
- Nigdy mi o tym miejscu nie powiedzieliście. Jakby nie jakieś magiczne moce Cailin, to bym w życiu tu nie trafiła. No i nigdzie nie ma kawy – coraz bardziej zirytowana powoli zaczęła podnosić głos.
- Sama mówiłaś, że nie lubisz chodzić w nowe miejsca, więc ci nic nie proponowaliśmy.
„No kurwa, oczywiście”.
A. poczuła jak opada z niej cała energia.
- Ale właściwie, pomijając magiczne moce Cailin, to dlaczego tu jesteś?
A. zasiadła na ławie i westchnęła ciężko. Ojciec podał jej szklankę wody, filiżankę podwójnego espresso, które pachniało orzechami i karmelem i czekoladkę z waniliowym nadzieniem. Podobnie jak smoczyca, miał magiczne moce rozpoznawania potrzeb swoich klientów.
A. powoli wypiła wodę, delektowała się kilkoma łykami kawy i zagryzła czekoladką.
- Dzisiaj rano… - zaczęła swoją opowieść.

Image
Last edited by Dzika on Sun Dec 20, 2020 5:53 pm, edited 1 time in total.
User avatar
c914
Posts: 595
Joined: Sat Jan 03, 2009 10:30 am

Re: Opisy Postaci

Post by c914 »

Image

KARTA POSTACI:

Pod naporem białego światła Karia odruchowo zamknęła oczy. Kiedy znów je otworzyła była już zupełnie w innym miejscu. Jasno oświetlone zdobienia ścian siedziby Archonów ustąpiły krystalicznej strukturze lekko skrzącej w półmroku.

Zanim oczy kobiety przyzwyczaiły się do nowego otoczenia, dopadł ją nagły atak mdłości i wszechogarniające poczucie przytłoczenia. Jak gdyby została zamknięta w małym metalowym pudełku i odcięta od wszelkich doznań sensorycznych.
- Wszystko w porządku pani A'kazz? - Z pólmroku dobiegł wyraźnie męski głos.
- Tak, jestem lekko zdezorientowana.
- Transport pod przestrzenny dla nie wprawionych bywa problematyczny. Proponuje coś mocniejszego na złagodzenie mdłości. Mam tutaj Błękitnego dżina Agnedy, Palce Zakonnika oraz Szaloną Wróżkę prosto z gorzelni CA.
- A co Zgromadzenie ma w ofercie?
- Tradycyjnie czystą wódkę z lodem.
- Jeśli to możliwe poproszę tylko o wodę.
- Oczywiście. - Zarov podał kobiecie szklankę z wodą. - Cały sprzęt jest rozstawiony i gotowy do transmisji zgodnie z przesłaną specyfikacją. Jeśli pani chce możemy teraz przeprowadzić inspekcję.
- Nie sądzę by była taka potrzeba znając Zgromadzenie i wasze oko do detali. Nie przypuszczałam, że nasze spotkanie nastąpi tak szybko. Zwłaszcza po tak nagłej propozycji zmiany miejsca przeprowadzenia wywiadu.
- Myślę że pani widzowie zasługują by poznać Zgromadzenie oraz jego przedstawiciela bliżej, w jego naturalnym środowisku. Zwłaszcza że spotykamy się z powodu tak niefortunnych wydarzeń które mogą wzbudzać niepokój wśród mieszkańców Cyntii. Moim osobistym celem jest rozwianie wszelkich wątpliwości i zapewnienie że Zgromadzenie jest dalej przyjacielem Cyntii.
Gdy tylko skończymy wywiad udam się do pałacu Archonów by omówić wraz z wszystkimi Arch Megosami szczegóły tragicznej śmierci Eris, oraz możliwe działania by w przyszłości nie doszło do podobnej tragedii. Jeśli pani jest gotowa możemy zaczynać.

Karia A’kazz: Drodzy widzowie, szanowni słuchacze, dzisiejszego poranka mam zaszczyt dla was przeprowadzić wywiad z wysokiej rangi przedstawicielem Zgromadzenia Admirałem Sergiejem Zarovem Na samym początku czy mógłby pan Admirale powiedzieć gdzie się znajdujemy?
Sergiej Zarov: Jesteśmy na pokładzie okrętu Zgromadzenia klasy Hara który aktualnie przebywa na orbicie Cyntii. Wprawne oko naszych widzów z półkuli południowej bez problemu wypatrzy nas na nocnym niebie tuż powyżej gwiazdy którą wy nazywacie Wielkią Wilczycą, a która jest słońcem macierzystego układu Chaotic Alliance.

Dziękuje Admirale za tak wyczerpującą odpowiedź.
Sprawy związane z przestrzenią między gwiezdną to moje oczko w głowie, praktycznie całe moje dorosłe życie jest z bezpośrednio z nią związane. Przeszedłem wszystkie szczeble kariery marynarza floty począwszy od kadeta, a skończywszy na radzę wielkiego admirała.

Czy mógłby pan powiedzieć coś więcej na temat siebie?
Jak zwykły człowiek znalazł się w takim miejscu jak ten okręt? Technicznie jak i architektonicznie nie przypomina on żadnych humanoidalnych konstrukcji?
Nie jestem w pełni człowiekiem. To co pani widzi to jedynie fizyczna powłoka. Ten okręt jak i ja jesteśmy tym samym. Przez cały czas naszej rozmowy jestem z nim w ciągłej komunikacji. Widzę i czuje jego sensorami obiekty w promieniu kilku lat świetlnych od nas. Grawitacyjne drżenie planety pod nami. Podprzestrzenny szept resztek krystalicznej materii rozsianych w tym układzie.

Czy mógłby Pan powiedzieć nieco więcej na temat tej tajemniczej krystalicznej materii?
Krystaliczna materia to spoiwo które łączy mnie okrętem. Dzięki niej wszystko co pani tutaj widzi istnieje. Pozwala ona Zgromadzeniu tworzyć i wpływać na rzeczy w mikro skali jak choćby manipulować polami kwantowymi. Ale też w makro skali.

Dla naszych słuchaczy, nad dłonią Admirała właśnie pojawiła się niewielka kula się czerwono czarnej substancji.
Ta sfera wystarczyłaby aby każdą planetę w przeciągu kilku dni całkowicie przetworzyć w dowolny obiekt o podobnej masie. Dzięki niej jestem w stanie dokonać rzeczy do których normalny człowiek nie miałby dostępu nawet przy użyciu zaawansowanej technologii.

Możliwość przetrwania w późni bez skafandra, natychmiastowe pola siłowe, czy choćby kieliszek dobrej wódki. To wszystko mam dostępne na wyciągnięcie ręki. I nie są to żadne imitacje tylko prawdziwe twory. Wódka jest dobra i smaczna tak jak kiedyś. Pani zdrowie.

Oczywiście ogranicza mnie moc potrzebna do przetwarzania i formowania wzorów udostępnianych krystalicznej materii. Im bardziej skomplikowany twór tym więcej czasu i energii wymaga proces formowania. Nawet przy pomocy rdzenia tego okrętu to co jestem w stanie tworzyć to tylko kuglarskie sztuczki. Prawdziwa potęga i możliwości krystalicznej materii odeszły wraz z Shivanami.

Jak to się stało że pana drogi splotły się z tak obcym nam istotami pod względem fizjonomii jak i zachowań jak Shivanie?
Poczucie obowiązku, desperacja i determinacja. Wszystkie z nich razem jak i każde osobno uzasadniało podjęcie decyzji o przyłączeniu się do Roju.

Mój pierwszy kontakt z Shivanami mógł być moim jak i całej ludzkości ostatnim. Shivanie pojawili się znanej nam przestrzeni nagle i równie szybko zaczęli siać zniszczenie, poczynając o naszych macierzystych planet. Dzięki ogromnemu poświęceniu udało nam się ich pokonać.

Zwycięstwo było okupione wielkimi stratami, utraciliśmy nasz dom, kolebkę naszej cywilizacji nie wspominając już o niezliczonych ofiarach.

Pokonaliście Shivan to zdumiewające i wielkie osiągnięcie.
Tylko pozornie, to z czym mierzyła się cała ludzkość było jedynie flotą zwiadowczą. Krótko po ustaniu walk zdałem sobie sprawę że nasza odyseja do piekła jeszcze się nie skończyła. Niestety polityczni przywódcy pozostali głusi na moje apele, woleli walczyć o wpływy i władzę nad pozostałymi resztkami cywilizacji.

Wraz z ocalałymi admirałami zawiązałem Rade Ocalenia i rozpocząłem kampanię unifikacji rozbitej po inwazji Shivan ludzkości. Podczas procesu spotkałem pozostałych przedstawicieli Zgromadzenia, Nitopira, Faroo oraz Renlera. Ramie w ramie walczyliśmy o przyszłość ludzkości.

Kiedy opadł kurz i proces unifikacji prawie dobiegł końca okazało się, że Rada Ocalenia nie jest już jednym jednomyślna. Gdzieś po drodze między mną a pozostałymi członkami doszło do pęknięcia, które przerodziło się w twardy rozłam. W momencie gdy Faroo ogłosił się Imperatorem jednego z sektorów, postanowiłem ratować to mogłem i starać się utrzymać jak najdłużej pokój.

Nastąpił wieloletni okres zimnej wojny między dawnymi członkami Rady. Został on brutalnie przerwany przez pojawienie się tworu który nazwaliśmy Bestią. Biomechaniczny wirus, zdolny do rekombinacji dowolnego materiału lub materii organicznej do rozprzestrzeniania swoich komórek.
Po raz kolejny całą znaną ludzkości przestrzeń wypełnił chaos wojny. Stare sojusze zostały odbudowane. Walczyliśmy z Bestą która mimo naszych wysiłków cały czas rosła w siłę. Druga wizja unicestwienia rasy ludzkiej była jeszcze bardziej wyraźna niż podczas inwazji Shivan.

Kiedy okazało się, że nie może być już gorzej, pojawili się Shivanie. Tym razem jednak nie zaatakowali. Być może nasza determinacja w obronie pozwoliła nam otworzyć furtkę do porozumienia z Niszczycielami. Osobiście podjąłem pierwsze negocjacje i próby kontaktu. Ich wynikiem było zainicjowanie sojusz między Shivanami a ludzkością. Sojusz na bazie którego przyszłość mojej rasy miała zostać zabezpieczona i pewna.

Jedyną możliwością by uratować ludzkość było jej całkowite oderwanie od zaawansowanej technologii. Musieliśmy się pozbyć wszystkiego co w najmniejszym stopniu umożliwiało podróże międzygwiezdne. Dawni członkowie Rady Ocalenia byli nastawieni negatywnie do tego planu jak i sojuszu z Shivanami. Postanowiłem działać sam.

W dniu ukończenia projektu, przez naciśnięcie jednego guzika cofnąłem rozwój technologiczny całej cywilizacji o setki lat. Nitorpi, Renler oraz Faroo postawieni przed faktem dokonanym postanowili uciec.

Ludzkość została uratowana i nadeszła pora na wyegzekwowanie mojej części umowy. Ceną jaką miałem zapłacić za ocalenie ludzkości było moje pełne podporządkowane woli Roju. Zostałem pionkiem w wielkiej grze jaką prowadzili Shivanie. Wraz z setką moich najzagorzalszych zwolenników zostaliśmy hybrydami.

Pan poświęcił wszystko, a co w zamian otrzymali Shivanie, jaką nagrodę otrzymali za pomoc?
Dwie największe. Wolność i możliwość zemsty. Wraz z pozostałymi hybrydami staliśmy się czynnikami które utorowały drogę do wolności Shivan. A także dały Rojowi możliwość zemsty na jego twórcach.

Shivanie zostali stworzeni przez istoty które nazwały się Pierwszymi. Według dostępnej mi wiedzy mienili się pierwszymi istotami rozumnymi które zrodził multiświat. Uważali się za bogów i jako tacy potrzebowali boskich narzędzi. Shivanie mieli być emanacja ich mocy.

Czy Shivanom udało się osiągnąć oba cele?

Myślę że tak, jeszcze żyjemy i rozmawiamy, a wszechświat wokół nas nie wypełnia się eksplozjami miliona supernowych napędzanych gniewem Pierwszych.

Wróćmy zatem do Pana historii.
Ucieczka moich dawnych sojuszników doprowadza nas do niedawnych wydarzeń które miały miejsce w części multiświata w której teraz jesteśmy.

Nasze ponowne spotkanie dla żadnej ze stron nie było przyjemne. Lata uprzedzeń, krwawego konfliktu pozostawiły rany który trudno było zagoić. Ponowna unifikacja Rady i stworzenie Zgromadzenia było długim procesem. Połączyły nas wspólne interesy, wizja postrzegania świata, a także zagrożenia jakie płynęły ze strony sił zamieszkujących ten fragment multiświata.

Pojawienie się Zgromadzenia wywróciło do góry nogami cały balans sił. Obrazy setek okrętów pojawiających się tam gdzie kiedyś walczyli pojedynczy bohaterowie były traumatycznym doznaniem dla wielu. Zanikł mit bohatera i jego epickich zmagań oraz dramatów które przeżywał.

Śmiem się z panią nie zgodzić. Powiedziałbym raczej że ewoluował. Czy miała Pani okazję kiedykolwiek brać udział w walce w kosmosie?

Nie miałam nigdy okazji.

Powinna pani uważać się zatem za szczęśliwą osobą.
Doskonale pamiętam moją pierwszą bitwę kosmiczną. Do dziś odgłosy tej walki nawiedzają mnie.

Drżenie kadłuba okrętu po wystrzale z dział strumieniowych.
Obrzydliwy odgłos pocisku gaussa przeszywającego ludzkie ciało.
Krzyki marynarzy próbujących ugasić pożar.
Ciche modlitwy ludzi którym za chwile zabraknie tlenu w skafandrach.
Wszystkie te dźwięki wciąż odbijają się echem w mojej głowie, jakby sama śmierć składała je wszystkie w muzykę.
Rytm śmierci.
Symfonia wojny.

Każdej walce w kosmosie towarzyszą setki tysięcy dramatów, aktów heroizmu rozgrywających się w ciągu kilku minut. A potem następuje cisza. Niestety wiele osób jest głuchych i nie słyszy okrutnej symfonii wojny tylko widzi zimne bezosobowe liczby.

Być może pana słowa zmienią postawę chociaż kilku osób. Proszę mnie poprawić jeśli się mylę ale z pana wcześniejszych wypowiedzi wnioskuje że Zgromadzenie przeszło gwałtowne zmiany po odejściu Shivan.
Ma pani rację. Jednak pogłoski o naszej śmierci są przedwczesne. Na ruinach starego imperium wykuliśmy nowy sojusz którego na razie głównym celem jest ochrona spuścizny po Roju. Aktualnie domykamy sprawy z nimi związane. Jednak nie to jest powodem mojej wizyty na Cynti.

Wszyscy wiemy, że zjawił się Pan Admirale tutaj by wyjaśnić śmierć Eris. Jednak mógłby pan nam przypomnieć dlaczego ona znalazła się u nas w pierwszej kolejności?
Chciałbym zostać dobrze zrozumiany. Wyjaśnienia Archonów dotyczące śmierci Eris wraz ze zniszczeniem całej infrastruktury Zgromadzenia z rąk Orkowskiej floty w pełni przyjmuję i ich nie podważam. Jestem tutaj po to by zapewnić lud Cynti o dalszej gotowości współpracy ze strony Zgromadzenia i ponowić zaproszenie do Ligi Światów Niezrzeszonych.

Oczywiście Admirale. Nie sądzę by ktokolwiek z nas wątpił w pana intencje. Infrastruktura o której pan wspomniał z tego co wiemy miała być wymierzona w Chaotic Alliance.
Dokładnie tak. Kotwica rzeczywistości była wycelowane bezpośrednio w system Chaotic Alliance i wraz pozostałymi instalacjami tego typu miała złamać działanie Wisha.

Mógłby pan wyjaśnić naszym widzom szerzej to zagadnienie.
Postaram się. Na samym początku musimy mieć pewne podstawy teoretyczne.
Magia jest dysfunkcją rzeczywistości. Każde działanie magiczne zaburza naturalny dla całego wszechświata proces jakim jest dążenie wszystkich cząstek do jak najniższego stabilnego stanu energetycznego. Nazywamy go stanem próżni. Nie ma on nic wspólnego z prawdziwą próżnią. Po prostu naukowcy są kiepscy w nazywaniu zjawisk fizycznych.

Przykładowo jeśli weźmiemy szczapę drewna ma ona w sobie skumulowaną energię która może oddać pod postacią spalania w ciepło. Powstały w tym procesie popiół ma już zgromadzona mniejszą energię, nie wykrzesany z niego ognia. Magia natomiast pozwala to zrobić, zaburza działanie pól kwantowych i powoduje spontaniczne tunelowanie do innego stanu energetycznego cząstek.

Czy ja panią zanudzam?

Ależ skąd. Proszę kontynuować. To co pan mówi jest fascynujące.
Kotwice rzeczywistości powodują lokalny i wektorowy zanik możliwości tunelowania stanów kwantowych na które bezpośrednio wpływa Wish.

Działania orkow zaprzepaściły to przedsięwzięcie i Wish ma się dobrze. Sporo osób uważa Orki za stosunkowo proste istoty kierowane prymitywnymi instynktami, a jednak znalazły się tutaj i zniszczyły tą konkretną infrastrukturę Zgromadzenia. Wszechświat potrafi zadziwiać.

Każdy kontakt z nimi to zupełnie nowa fascynująca przygoda?
Dokładnie, jeśli pani pozwoli przytoczę jedną z nich która myślę, że przypadnie do gustu widzom jak i Pani Kario.


(Proponuje przeczytać teraz opowiadanie i po skończeniu wrócić do wywiadu).



A teraz Arch Magosie Kario A’kazz odpowiedz mi na jedno pytanie.
Cato był twoim bratem czy synem?
- Ty.. Ty…
Zarov chwycił mocno dłonie Kairy. Nie pozwalając jej się ruszyć.
- Nie wysilaj się wiedźmo, twoje magiczne sztuczki nie pomogą Ci. Pamiętaj gdzie jesteś.
Cienkie strużki krystalicznej materii zaczęły oplatać złączone dłonie.
- Nie! - Przerażona Keira wyrwała się z uścisku Zarova, próbowała jeszcze coś krzyczeć lecz z jej usty nie wydobyły się już żadne dźwięki. Bezwładnie opadła na podłogę.

Zarov przez chwilę obserwował jak ciało kobiety pokrywa siateczka czerwonych nici, następnie zwrócił się w stronę kamer.
- Mieszkańcy Cynti, zostaliście oszukani przez waszych przywódców. Potajemnie zawarli układ z CA zdradzając Zgromadzenie. Za co przyszło im teraz zapłacić. Pozostali Ach Megosi właśnie teraz podzielają los Keiry. Zgromadzenie nie żywi do was uczciwych mieszkańców Cynti żadnej urazy, jedynie ma nadzieję iż w przyszłości bardziej uważnie dobierzecie przywódców.

- Zgromadzenie pragnie też dalej honorować tak brutalnie przerwana przez zdradę umowę. Zgodnie z jej zapisami będzie potrzebowało nowej planety na budowę Kotwicy. I właśnie wybrało Cyntię jako nową kandydatkę.

- W przeciągu 2 godzin na orbicie waszej planety pojawią się transportowce które zabiorą was do Nowej Cynti. Gdy już proces przesiedleńczy dobiegnie końca Ligia Światów Niezrzeszonych ponownie tym razem pozytywnie rozpatrzy wasza petycję o przyjęcie.Do czasu zakończenia wysiedlenia mój okręt pozostanie na orbicie by zapewnić wam ochronę, a także nadzorować sprawny proces załadunku.
- Dziękuje za uwagę i życzę miłego dnia w nowej rzeczywistości.







OPOWIADANIE

Wszystko zaczęło się źle. Chaotiki zapomnieli albo woleli przemilczeć problemy z zanikającym Wishem i wektorami wyjścia z podprzestrzeni. Mój okręt zaliczył twarde lądowanie gdzieś na obrzeżach stolicy CA. Było tak twarde, że musiałem skorzystać z kapsuły ratunkowej. Szybko! Jak na kąt wejścia w atmosferę za szybko. Kolejne twarde zderzenie z rzeczywistością Chaotic Alliance zaliczyłem już w kapsule.

Było tak mocne, że obudziłem się na zamkniętym placu pełnym złomu którego wejściowej bramy pilnowały dwa zielonoskóre olbrzymy. Wyraźnie nie byli zainteresowani zawartością złomowiska. Obaj porykiwali i wskazywali toporami na wielką kopułę w oddali. Z jej wnętrza dochodziły przytłumione odgłosy walki coraz przerywane gromkim Waagh!
- Panowie!
- Głupi! My nie panowie, my bracia. To jest Gog, a ja jestem Magog!
- Bardzo mi miło. Ja mam jestem Sergiej Zarov przedstawiciel Zgromadzenia, mój okręt rozbił się o waszą planetę i muszę teraz…
- Wiemy! - ten który przedstawił się jako Gog przerwał mi ostro. W jego ryku wykryłem nutkę zniecierpliwienia, jego cała postawa mówiła że chciałby być teraz zupełnie gdzie indziej.
- Złom Zgroma… ech jako oni się nazywali ..aa Zorganizowani co jakiś czas spada. I wrzucamy go tutaj, ty też spadłeś jak reszta śmieć więc tu jesteś.
Wracaj na kupę złomu i nie przeszkadzaj nam w pilnowaniu. - Dodał Magog.

Na tyle na ile mogłem poznać zachowanie Orków on również nie był zadowolony z zadania które im powierzono.
Przy tak twardej sile słownych argumentów popartej równie agresywną postawą nie pozostało mi nic innego jak tylko czekać. W Pałacu w końcu ktoś zauważy gigantyczny krater na peryferiach stolicy i puste miejsce przy stole negocjacyjnym. Zresztą i tak miałem w planach spóźnić się.

Zwróciłem się w kierunku składowiska i porozrzucanych tam artefaktów. Gog nie mylił się cały plac wypełniały resztki sprzętu Zgromadzenia. Moją uwagę natychmiast przykuł charakterystyczny sześcian zaopatrzony w cztery szprychowe kołach. Rozpoznałem go natychmiast - to była zaginiona trójka. Ostatni z serii saturatorów* Zgromadzenia stał na złomowisku CA. Wizja wielogodzinnego oczekiwania na reakcje ze strony przywódczyni Sojuszu nagle przestała być taka długa i nudna. Miałem saturator i dwóch kompanów. Wystarczyło ich tylko przekonać.

Do serca Orka prowadzą dwie drogi. Prosta przez klatkę piersiową albo dłuższa od wątrobę pod górę. Artefakt Zgromadzenia dał właśnie mi szansę na skorzystanie drugiej opcji.

///

Chimeria siedziała przed ogromnym lustrem i poprawiała kapelusz kiedy do jej komnaty wbiegł szambelan.
- Pani mam wieści.
- Powinien już tu być! Powinien na mnie grzecznie czekać. To ja miałam się spóźnić.
- Pani twój plan może okazać się trudniejszy do wykonania niż założyłaś. Okręt Zarova zaliczył twarde lądowanie.
- Ktoś do niego strzelał?
- Z tego co wiem nie, statek miał problemy zaraz po wyjściu z podprzestrzeni. We wrakowisku nikogo nie znaleźliśmy. Gnomy z pobliskiego Manufactorium poinformowały nas że widziały kapsułę ratunkową szybująca w kierunku Orkowskich siedlisk.
- Tego można było się spodziewać. Shivańską zarazę trudniej ubić niż karalucha. Odszukajcie go i jak najszybciej sprowadźcie do pałacu. Całego.
- Pani pozwoliłem już się tym zająć. Wysłałem Arch Megosa Cato A’kazza.
- Arch Megos czy to jest jakiś jego oficjalny tytuł?
- Oczywiście, to nasz najnowszy nabytek. Bardzo utalentowany mag, syn przywódczyni Cynti. Pomogliśmy im jakiś czas temu ze Zgromadzeniowymi pokurczami.
- Dobrze niech się nie spieszy z szukaniem, odrobina Orkowskiej gościnności tylko może zaszkodzić Zarovowi. Na co liczę. Możesz odejść i sprowadź do mnie Zwijkę.
- Ach bym zapomniała - Szambelan zatrzymał się przy wyjściu .
- Powiedz mi proszę czy poinformowałeś Zarova o problemach z podprzestrzenią na orbicie naszej planety.
Twarz szambelana pobladła.
- Tak pani, to jest tak nie do końca, transmisja była utrudniona, mieliśmy problemy z połączeniem.
- Dowcipniś. Nie zapominaj kto jest tutaj szefową. Inicjatywę to możesz mieć w doborze prasówki w toalecie, a nie w tym jak, a zwłaszcza kiedy mam przyjmować posłów. Dwadzieścia cztery godziny żabozy dla Ciebie!
Chimeria pstryknęła palcami. Komnatę wypełnił zapach ozonu. W miejscu gdzie stał szambelan pozostała tylko sterta ubrań której wnętrze rezonowało cichym kumkaniem.
- Zwijka. Zwijka!
- Już biegnę pani! - do komnaty wbiegła korpulentna elfka.
Zapakuj szambelana do słoika żeby go nam gnomy nie zeżarły i przynieś z garderoby większy kapelusz. W tym wyglądam jak byle wiejska guślarka klepiąca kobyły żeby lepiej cieliły.

///

Przygotowanie saturatora do działania było banalnie proste. Naciśnięcie jednego guzika, dwa kopnięcia i jedno przekleństwo obudziło uśpioną maszynę. Teraz wystarczyło dostarczyć materiału do przetwarzania. Tego akurat na złomowisku nie brakowało. Kilka minut po uruchomieniu szukałem już czegoś na kształt naczyń by nalać gotowy produkt.

- Gogu Magogou może odrobina piwa do złagodzenia nastrojów i zbudowani naszej relacji od nowa?
- Piwo. - Magog zaczął rechotać - W tym waszym zgromad… Zorganizowaniu macie dziwne nazwy. Na szczyny Raflika mówić piwo. Dobre i głupie.
- Ech szczyny Raflika tom my dostajemy na co dzień. A dziś święto, a tam - Gog wskazał na kopułę - wielka gra, wiele krwi i spirytusu się przelewa.
- Taa.. krwi i spirytusu. - dodał Magog gwałtownie smutniejąc.
- Tu też moglibyśmy przelać kubeł spirytusu, ale saturator ma swoje ograniczenia. Ze złomu zrobi tylko szczyny. Gdybym tak miał jakiegoś maga, albo choćby wampira. To bym wam przygotował bimber tak mocny jak chłodziwo do reaktora.

Jak na zawołanie tuż przed wejściem na złomowisko otworzył się magiczny portal. Z wnętrza którego wyłonił smukły mężczyzna o wyraźnych arystokratycznie elfikcich kształtach.
- Jestem Arch Megos Caato A’kazza przysłała mnie tu nasza władczyni bym dostarczył tego jegomościa do pałacu.
- Dobra dobra. Najpierw pytanie. Gog!
No czego bracie.
Zadaj mu pytanie tempy toporku.
- No już mowie no. Ty jesteś ee… czarnowidzem?
Echem - nieśmiało wtrąciłem - Czarownikiem, albo wystarczy magiem dla uproszczenia.
Tak jak Zgromadzeniowiec gada. Magiem jesteś?
- Oczywiście że tak zielonoskóry debilu, najlepszym w całej zapyziałej okolicy. Przecież portal przez który wyszedłem sam się nie zrobił.

Orkowie czasami potrafią dodać dwa do dwóch. Czasami też w tak zaawansowanych obliczeniach matematycznych zamiast pięciu wychodzi im cztery. Szybki cios obuchem topora pozbawił życia Arch Megosa. Chwilę później radosne rzężenie saturatora oznajmiło koniec przetwarzania ciała maga w bimber. Orcze nozdrza zaczęły poruszać się coraz szybciej wyczuwając woń wysokoprocentowego alkoholu.
- My ci nie ufamy jesteś mendą Zorganizowaną. Pij pierwszy.
- Tak pij pierwszy, tylko nie za dużo!
- No dobrze. Gog, Magog. Wasze zdrowie, na pohybel skurwysynom i tą stroną do wroga!
Tak donośnego Waagh! wydobywającego się tylko z dwóch orczych gardeł nie słyszałem nigdy wcześniej.

Kolejne godziny pamiętam jak przez mgłę. Nie wiem jak i dlaczego znalazłem na ruchomym tronie otoczonym przez morze orków. Pamiętam za to bardzo dobrze i coraz bardziej przytłaczające skandowanie. Prorok Waagh! Prorok Waagh! wydobywające się z orczych gardeł po każdej wypitej przez mnie szklance bimbru serwowanej przez nieustająco działający saturator.

///

Chimeria popukała palcem w wieczko słoika.
- I gdzie ten Magos z Zarovem? I czemu czuje nieprzyjemne pulsowanie skroni, jakby cały świat zamierzał zawalić się na moją głowę?
Niestety szambelan nie był skory do odpowiedzi. Za to przebierająca pod oknem ubrania Zwijka jak najbardziej:
- Pani! Orki, Orki idą do pałacu!
- To normalne Zwijka jesteśmy na planecie CA.Tu są wszędzie Orki. - znudzona odpowiedziała Chimeria
Zwijak otworzyła okna komnaty. Całe pomieszczenie wypełniło dudniący ryk - Prorok Waagh! Prorok Waagh!
- Ale nie aż tylu.
- Słysze. I czuje - Ból w skroniach Chimerii nasilił się się. Podeszła do okna by je zamknąć ale w morzu zielonoskórych cielsk dostrzegła coś co z dystansu przypominało orczą wariacje na temat ruchomego tronu. A na nim…
- Zarov! - Ból nasilił się.

Nie minęła minuta i Chimeria stała już na zewnątrz przed ścianą orków. Ryki powoli cichły. Skandowanie Prorok Waagh było dalej słyszalne jednak tylko jako ciche pomruki. Zielonoskórzy rozstąpili się by przepuścić maszynę z tronem.
Zarov czy mógłbyś się wytłumaczyć, co to za przedstawienie?
- Sześć piee - ik - kna! Jaki chujowy kapelutek masz! Jusz siepsze z tłumaczeniem - przedstawiciel Zgromadzenia wstał z tronu. Poprawił mundur i nieco chwiejnym krokiem zaczął iść do Chimerii. Nie uszedł za dalego gdyż nagle całą uwaga skupił na pasku od spodni.
Hmpf…a czo to sie tu staneło - ku Zdziwieniu Zarova pasek był odpiety.
- Nawet nie próbuj bliżej podchodzić. Ciągnie od ciebie tanim bimbrem i… moczem? Obszczymurku jeden nie podchodź!

Niestety Zarov nie dosłyszał ostrzeżenia. Multitasking nie był jego mocną stroną. Poprawianie paska, chodzenie i słuchanie było zbyt dużym wyzwaniem dla już i tak obciążonego bimbrem umysłu. W efekcie czego potknął się o własne nogi i wpadł w ramiona przywódczyni CA. Ta z uzasadnionym obrzydzeniem odwróciła głowę i próbowała go odepchnąć.
-Jestem tfurco potwora! Jesli ci żyć nie zbrzydła proponuje abyś umykała czym prędzej. - a potem Sergiej stracił przytomność.

///

Co działo się potem niestety już nie wiem. Pamiętam tylko jak obudziło mnie jasne światło komunikatora. Byłem na statku Zgromadzenia.
- Zarov! Shivańska mordo zapita. Szukaliśmy cię trzy tygodnie.
- Co?
- Jajco!
- Też się cieszę że cię widzę Nitopir. Czy twoje xenomorphy mogłby tupać troszeczkę ciszej!
-Powiedz nam lepiej jak udały się twoje negocjacje z Chimerią, czemu Chaotiki mają pełne Orkowskie powstanie na swoich planetach? I najważniejsze. Skąd masz ten chujowy kapelusz?

*Saturator: Artefakt Zgromadzenia o którym pierwsze wzmianki pojawiają się w przekazach słowach i wideo już w połowie XX wieku na ojczystej planecie ludzi zwanej Ziemią. Z tych przekazów dowiadujemy się że pierwotnie saturator służył do wzbogacania wody o gaz zwany dwutlenkiem węgla. Kolejne wzmianki wspominają już o jego użycia w walce z plagą wampirów nawiedzającą środkową Europę. A także metodami przetwarzania magicznego eteru w fizyczny metanol. Status kultowego zyskał w XXIII wieku podczas pierwszej inwazji Shivan jako najlepsze źródło spirytusu który to Vasudańscy piloci lali w dopalacze by uzyskać jak najlepsze osiągi.
Last edited by c914 on Mon Dec 21, 2020 8:25 am, edited 5 times in total.
USS George Washington - 90 tysiecy ton dyplomacji.
User avatar
korm
Posts: 408
Joined: Wed Jan 28, 2009 7:07 pm

Re: Opisy Postaci

Post by korm »

1. Dane osobowe:
- imię, nazwisko, ksywa, tytuł : Janusz Gawosz Wpierdol
- rasa: POLAK
- płeć: dziki mężczyzna
- miejsce pochodzenia, siedziba: Rzeczpospolita pod przewodnictwem litościwego serca bozi
- wiek: 420 blaze it faggot
- najbliższa rodzina: umarła umęczona przez germańskich najeźdźców i oprawców z SB
- towarzysze i zwierzęta (zazwyczaj towarzyszące w podroży) : dwójka siedmiolatków odziana w skóry i trzymana na łańcuchu

♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂

2. Wygląd:
- wygląd Zewnętrzny : gargantuiczny umięśniony humanoid o obecnie już zsiwiałych blond włosach i błękitnych oczach (cechy typowe pośród rasy polakowej)
- Cechy szczególne nietypowe dla rasy pochodzenia: 1. Bioniczne prawe oko połyskujące złowrogą czerwienią. Posiada specjalną aparaturę, która pozwala na lokalizowanie dzieci do lat 6 przez ściany. Prawdziwe oko Janusz Gawosz Wpierdol utracił na skutek nieudanego zamachu na życie przeprowadzonego przez lewaków oraz skorumpowany zwalczający prawdziwą polskość rząd. 2. Mechapenis. Janusz Gawosz Wpierdol był niezadowolony z swego naturalnego przyrodzenia o rozmiarze typowym dla wszystkich prawdziwych bojących się bozi polaków - 19 cm w zwisie. Postanowił więc zastąpić swej średniej jakości dar natury specjalnym mechanizmem przywodzącym na myśl pałkę teleskopową. Mechapenis osiąga długość do 45 centymetrów, posiada specjalne oprogramowanie umożliwiające FISTING. Należy dodać, iż cała powierzchnia mechapenisa jest perforowana a w zagłębieniach znajdują się miniaturowe haczyki. Bozia raz rzekła - stosunek płciowy, który nie ma na celu spłodzenia potomstwa jest bezwarunkowym złem i należy za nie cierpieć. Papa wszystkich polaków wziął sobie słowa bozi do serca. Mechapenis posiada napęd hybrydowy - tak jest ekologiczniej. Ma swastykę wytatuowaną na karku.
- styl ubierania : biała sutanna oraz piuska. Pod sutanna - skórzane odzienie, którego by się nie powstydził VanDarkholme.

♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂

3. Charakter:
- Osobowość : NAJLEPSZY POLAK JAKI KIEDYKOLWIEK STĄPAŁ PO ZIEMI, lubi dzieci. Jest libertarianinem (choć woli nazywać się liberałem) czyli posiada poglądy prawicowe. Uważa, że Synod Starej Prawicy posiada wspaniałe pomysły dotyczące ekonomii.
- Sposób postępowania: godny reprezentant najświętszej bozi (bóstwa polaków) na ziemi. Zawsze stara się zlokalizować najbliższe skupisko dzieci w celu zapoznania ich z siedmioma błogosławieństwami bozi. W przypadku ich braku idzie się do piekła. Na samo dno. Do smoły. Serio.
- Gust : Lubi : 7 latki, Adolfa Hitlera, Polskość, bozie, duże słowa nienawidzi: 14 latków (i starszych dzieci), lewaków, Niemców, nieprawdziwych polaków, kulek analnych.
- maksyma, cytat oddający charakter postaci : Fuck You ♂

♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂

4. Cechy:
- Umiejętności : wykrywanie dzieci w kompletnej ciemności na 100 metrów, znajomość prawa kanonicznego, znajomość wszystkich przywilejów jakie mu się należą przez sam fakt bycia POLAKIEM, krycie pedofilii, umiejętność kierowania tłumem polaków.
- Zdolności: Promieniowanie polakością, wrodzona nienawiść do lewaków, tradycjonalizm, skłonność do alkoholu, umiłowanie bozi, kłótliwość, hipokryzja, nieumiejętność przyznania się do błędów (wszystkie te cechy są niezwykle cenione pośród rasy polskiej i cechują największych polaków!)
- Ułomności: Niechęć do dzieci powyżej 14 roku życia, POZA TYM ŻADNE. JAK PAPA MOŻE MIEĆ UŁOMNOŚC TO PRZECIEŻ ŚWIĘTY CZŁOWIEK. JAKIŚ PEDAŁ, ALBO LEWAK WYMYŚLIŁ TĄ RUBRYKĘ, JUŻ DZOWNIE PO WIEŚKA I IDZIEMY SZUKAĆ TEGO KTO TO WYMYŚLIŁ. MA WJAZD NA CHATĘ NA 102. POGANIN.
- Odporności i Słabości Rasy Postaci na obrażenia różnej natury : +10 do penetracji anusa, +10 do obrażeń powodowanych batem, pejczem, palcatem, +666 do otrzymanych obrażeń mentalnych powodowanych przez logikę i zdrowy rozsądek (pewien austriacki uczony dowiódł eksperymentalnie, że polak wystawiony przez długi czas na działanie zarówno logiki jak i zdrowego rozsądku imploduje)

♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂

5. Magia:

To dzieło belzebuba, niech wypierdala. DADDY DOES NOT LIKE.

♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂

6. Ataki:
- nie magiczne wynikające ze zdolności, umiejętności : penetruje wszystkie dziury, kundel bury, kundel bury...
- style walki (tu tez umiejętności w posługiwaniu się bronią) : Każdy wie, ze polak to mistrz wszystkiego i zawsze wie najlepiej.

♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂

7. Ekwipunek:
- posiadane przedmioty : dwójka siedmiolatków trzymana na skórzanej smyczy
- strój : papieska sutanna, piuska, skórzana s&m bielizna pod sutanna
- broń : 45 cm jakie każdy chciałby mieć w sobie

♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂

8. Inne
- sława : Co drugi polak posiada jego portret w domu, próby żartów z Janusza Gawosza Wpierdol zawsze skutkują oburzeniem i agresja z strony polaków.
- poziom socjalny : Jest papieżem może wszystko. Każdy prawdziwy polak i patriota marzy by Janusz Gawosz Wpierdol zapiął go w dupę. Niestety w większości przypadków dany członek rasy polaka jest za stary.
- dobra materialne : Zarządza jako feudał całym kościołem bozi.

♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂


9. Notka biograficzna

Jako dziecko zrozumiał, że światem rządzi żydowski oprawca, co chce w głowach grzebać śrubokrętem. W dodatku wciąż miał w pamięci jak członkowie wrogiej rasy esbeków mordowali polaków w Wyłyniu. Przebudziło to w nim pokłady polskości i zmotywowało do odbycia nauki w seminarium. Jako młodzieniec odkrył, że dla ludzi z jego wykształceniem nie ma godnej pracy w kraju przez co usiał opuścić Rzeczpospolitą pod przewodnictwem litościwego serca bozi. Na emigracji próbował założyć knajpę jednak z powodu braku większych sukcesów zabrał się za gwałcenie dzieci (w tym celu zcybernetyzował swego penisa). Zwrócił tym na siebie uwagę hierarchów kościoła bozi, którzy widząc jego szerokie zasługi postanowili mianować go papieżem.

♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂

10. Szkic postaci.

NADCHODZI

♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂♂
give her the dick
User avatar
Golas
Posts: 8
Joined: Wed Oct 14, 2009 6:46 pm

Re: Opisy Postaci

Post by Golas »

1. Dane osobowe
- Damian Gola - szerzej znany jako Golas - tytułów nie liczył nie pamięta nie obchodzą go, czasami nazywany Mistrzem Zakonnym (who cares?)
- pierwotnie człowiek - obecnie do końca nie wiadomo
- mężczyzna
- pierwotnie ziemia
- nieznany - po eksperymentach kulinarno-bimbrowniczych Jakuba Wędrowycza i Semena Korczaski zatrzymał się fizycznie względnie przed 30'tką
- najbliższa rodzina? towarzysze? - Zakon Cienistego Młota

2. Wygląd
- często gęsto widywany odziany w czerwony płaszcz sięgający aż do kostek, skórzane buty na miękkiej podeszwie, skórzane rękawice i nieodłączne... pomarańczowe okulary o zakrzywionych ramkach
- stojące naturalnie do góry ciemne blond włosy i niebieskie oczy, wysoki, dobrze zbudowany i wyćwiczony
- zwykle spokojna twarz niezdradzająca emocji w najmniej niespodziewanych i odpowiednich momentach wykrzywia się w grymasie... uśmiechu?
- cholernie wrzynający się w mózg przenikliwy wzrok

3. Charakter
- niepoprawny optymista skrzyżowany z sarkastycznym chłodnym hedonistą
- ogólnie spokojnej natury jednak nieraz wychodzi z niego chodzący tajfun - ma dziwne układy z bogami z krainy NORN
- o gustach się nie dyskutuje (chyba, że przy Wigilijnym stole)
- Zabijaj od razu, rękami, zębami, nogami, napluj mu w oczy, zabijaj czymkolwiek.

4. Cechy
- wielorakie umiejętności nabyte podczas wieków podróży i wojaczek
- stwierdzona w boju telepatia i telekineza, skutki uboczne testów na ludziach na Braxis oraz pomieszanie zmysłów w NORN skutkują innymi często dziwnymi przypadłościami dającymi zaskakujące zdolności - niekiedy bojowe
- eksperymenty na Braxis pozostawiły swoje piętno - pała chęcią skrócenia męk mutantów

5. Magia
- moce psioniczne pozyskane podczas eksperymentów na Braxis
- dziwne układy z bogami z krainy NORN (nieraz ginął i tam był wskrzeszany)

6. Ataki
- preferuje wykorzystanie sił Zakonu
- mistrzowsko posługuje się bronią białą wszelkiej maści
- nie skąpi od dużej siły ognia broni palnej

7. Ekwipunek
- wielowymiarowe kieszenie skrywają nieznane nikomu wynalazki i sprzęty ("Ale po cholerę Ci teraz samowar? Oo - Lockwood")
- zazwyczaj na widoku posiada pistolet .50 - zmodernizowana pamiątka z czasów wczesnych podróży w oddziałach Terran Dominium
- nieodłączne okulary z zakrzywionymi oprawkami

8. Inne
- Mistrz Zakonu Cienistego Młota
- wszelakie dobra ruchome jak i nieruchome są własnością ZCMu - jako, że jest w nim najwyższą władzą teoretycznie wszelakie dobra przypisane są jemu

9. Notka biograficzna

Urodzony w roku 1987 czasu ziemskiego, narodowości Polskiej na lubelszczyźnie...
W młodości przyjaciel bimrownika i egzorcysty-amatora Jakuba Wędrowycza oraz ukraińskiego oficera jeszcze z czasów I Wojny Światowej.
Pewnego razu Jakub przyrządził jakiś specyfik, a przez przypadek Golas wypił go, stając się... odpornym na działanie czasu. Z tego powodu przeżył sam nie wie ile już lat.
W dwudziestym którymś wieku wstąpił do wojska UED [United Earth Directorates - Zjednoczone Rządy Ziemi], został pilotem Wraight'ów. Później na planecie Braxis, gdy zaczęto eksperymentować na ludziach, Golas mimowolnie stał się obiektem badań nad DNA, zyskał wiele nowych zdolnośc tj. telepatia i telekineza.
Z jego też DNA stworzono oddział specjalny, 12 żołnierzy doskonałych, lecz ze wzg. na agresywność wszyscy zostali zabici, prócz jednego, który podczas ich ostatniej akcji, przeszedł na stronę Zerg'ów, co spodwodowało utratę największej bazy UED na Braxis i ewakuację planety.
Po opuszczeniu planety dwa Battlecrusiery i trzy Carriery oraz statek flagowy UED Aleksiej [na cześć pewnego bohatera wojennego] zostały wciągnięte przez dziwną anomalię [ciapoprzestrzeń] wymiarową.
Trafili do jakiegoś regionu MultiŚwiata, na planetę z techniką na poziomie dorównującym Terranom. Golas pod dowództwem majora Miles'a przystał do czterech kompanii Marines i pracował razem z nimi, jako najemnik.
Po kilku latach odleciał szukać nowych przygód - trafiłał na wiele planet, podczas podróży nauczył się wszystkich znanych mu teraz umiejętności, spotkał dwóch szermierzy natchnionych - Hekkego i Achaję - oraz człowieka ogromnego sprytu - Krótkiego, sam także po latach treningu i wojen został szermierzem natchnionym.
W dalszych podróżach spotkał się poraz kolejny z caipoprzestrzenia, został wessany do świata NORN.
Niezliczone lata lub wieki [czas jest tam względny] nauczył się sztuki kowlaskiej i poprawił jeszcze swe umiejętności. Kapłani tamtejszych bogów z którymi się zaprzyjaźnił (sporo dało zapamiętanie kilku recept 'eliksirów' Jakuba) zawarli z nim układ na mocy którego, jako przyjaciel kultu Siriusa - przewodniczącego bogom, zostanie wskrzeszany za każdym razie gdy zginie. Niewątpliwie wyszło mu to na zdrowie - wzamian za naukę pędzenia samogonu praktycznie ze wszystkiego kapłani z NORN wielokrotnie sprowadzali go po smierci - jednak za każdym razem odmienionego, jak gdyby brakowało mu cząstki siebie.
Spotakł także w NORN samego Ciapciaka - nieśmiertelnego technologa i zarazem wariata, nauczył go on opanowania cipoprzestrzeni, jego własnego tworu którym podróżować może niemal wszędzie, a tajemnicę jej pełnego działania sam Ciapciak zapomniał eony temu.
Po wielu latach powrócił do świata w którym wylądowali poraz pierwszy uciekając z Braxis. Spotkał tam wyrzuconych z ciapoprzestrzeni zarówno protossów jak i terran. Przez długi okres czasu pobierał nauki u Dark Templarów.
Spotkanie strego znajomego Majora Miles'a zaowocowało całą serią wydarzeń, które doprowadziły go do skierowania się w obecne strony Multiświata, gdzie spotkał Mistrza Seymour'a i wielu innych...
Dalsze jego losy spisywane są rękami wielu których wiedza nieraz ratowała lub zabijała miliardy istnień - ot jak za psytrknięciem palca...


Image
Oryginalny obrazek znaleziony w odmętach internet'ów - fire FX & reshade by mua
User avatar
Caerth
Posts: 513
Joined: Sun Feb 22, 2009 9:44 pm
Location: Above

Re: Opisy Postaci

Post by Caerth »

Rada



– W ten sposób nie podejmiemy decyzji przed termiczną śmiercią tego wszechświata - głos Numeru 800123 przebił się ponad szumem tłumu zgromadzonemu poniżej. Numer 1311 zmarszczył brwi. Kolejna z niezliczonych cykly Rada zebrała się, by debatować nad wyborami mającymi wpływ na światy, galaktyki, lecz, jak zwykle, poza naprawdę wyjątkowymi sytuacjami, konsensus był chyży i oddalał się z każdym zabierającym głos. Niemniej..
1311 – Nie pierwszy raz zbieramy się by wspólnie debatować nad tym konkretnym problemem. Sięgnijmy więc po…
-Mów za siebie – Numer 99999999943281876261901101 wymamrotał pod nosem tonem wydawałoby się niesłyszalnym dla nikogo prócz niego samego, lecz fenomenalna akustyka sali sprawiła iż wszyscy debatujący usłyszeli te słowa.
-Słucham? - 1311 przerwał wywód i uniósł krzaczastą brew w pytającym geście. Lewą.
99999999943281876261901101 przeklnął, tym razem mentalnie i powstał. Sala rekonfigurowała się automatycznie tak by wszyscy mogli go widzieć
-Em, chciałem tylko zwrócić uwagę iż dla niektórych z nas doświadczenia nad którymi debatujemy są świeże. Ja i moi koledzy,-99999999943281876261901101 wskazał na grupę podobnie odzianych indywiduów usadowionych w pobliżu swojego miejsca – chcielibyśmy mieć wpływ na podejmowane decyzje.
-Cywilizowani, nieprawdaż – kpiący głos numeru 3069 przebił się przez wzrastający szum rozmów po poprzedniej wypowiedzi – słuchajcie, sprawa jest prosta. Możemy debatować do faktycznego końca tej rzeczywistości, a i tak dojdziemy do tych samych wniosków co zawsze – 3069 zamaszystym gestem aktywował ekran wizyjny, na którego powierzchni ukazał się przedmiot aktualnego dylematu- nowe zmienne niewiele zmieniają w kwestii naszych opcji.
1311 pokiwał głową z aprobatą. 3069 był dupkiem, ale jak przysłowie w wielu światach po spotkaniu któregoś z członków rady, „naszym dupkiem”
-Dokładnie- podjął na głos – marnujemy nasz czas i..
-Jaki czas? - 5981234 zakrzyczał, przerywając wywód, który, jak widział z doświadczenia, potrafił zając więcej czasu niż faktyczna debata. 1311 miał talent do lania wody, o ironio – czyżby czcigodnego przedwiedczego jednak demencja dopadła? Czas tutaj – zamaszystym gestem objął całe pomieszczenie – jest nie tyle względny, co dawno temu wziął urlop i poszedł uprawiać ogród.
-Fakt, pomidory w tym roku przed wejściem obrodziły zacnie – wtrącił 90210.
-Nah, to 512 wrócił do ogrodnictwa.
-Ah.
-Panowie, odbiegamy od tematu – 1311 zaczął stukać szklanką w pulpit, próbując ponownie przekrzyczeć rosnący hałas gdy miliony głosów rozpoczęły niezliczone debaty nad uprawą warzyw, gotowaniem, użyciem pomidorów jako zamieników kartofli w działkach pneumatycznych – kilku randych dziarskim truchtem opuściło nawet salę, znajdując empiryczne obserwacje wspomnianej uprawy bardziej zajmującymi niż rodzący się chaos.
A tego przybywało. Setki tysięcy rzędów siedzeń wypełniało niezdefiniowaną przestrzeń sali, miliony głosów przedstawicieli zdołało jednak zapełnić przestrzeń jeśli nie hałasem, to absolutnie nieprzebijalmym murem dźwięku. Który rósł z każdą sekundą. Tu i tam podniosły się krzyki.
Ktoś w końcu wyrwał z podium krzesło i rzucił nim w sąsiada.
Debata rozpoczęła się na dobre, gdy strzępy ubrań, rudego futra, fragmenty ciał, okazjonalna gałka oczna i inne przedmioty których opis wymagałby konta 18+ wypełniły przestrzeń wokół dyskutantów.
Numer 02 spojrzał wymownie na 01. 01 uśmiechnął się niewinnie.
-przynajmniej szybko pójdzie tym razem. Herbaty?


Caibre zatrzymał się przed stoiskiem. Oczy zaświeciły mu niczym para szmaragdów w słońcu na widok zawartości gabloty. Tyle piękności, taki wybór.
Ale.. Chimeria znowu poskąpiła wypłaty. Spokojne czasy Multiświata oznaczały iż wszyscy odczuwali spowolnienie ekonomiczne. A ogrodnictwo ekstremalne było interesującym zajęciem, codziennie coś nowego wymagało wyplewienia, preferencyjnie ogniem – problem znikał, pozostawiając żyzne prochy. Ale o czym to my.. a tak. Stragan. Caibre poprawił na ramieniu tobołek z zakupami, gmerając w kieszeni w poszukiwaniu waluty. Akurat zostało mu dość reszty na jednego. Tylko jednego, ale, przecież, nie będziemy kraść w biały dzień. To domena Psiej Ligii, uśmiechnął się do swoich myśli, wygrzebując jednocześnie garść monet niskich nominałów.
-Szanowny pan sobie życzy – straganiarz zauważył iż niewysoki mężczyzna wyraża silne zainteresowanie oferowanymi towarami i przeszedł w tryb angażowania klienta. Czasy były ciężkie, a takie jasełka faktycznie sprawiały iż jego sprzedaż wzrastała. Długouche dranie i ta ich ekognomia czy coś.
-Mamy szeroki wybór, co sobie szanowny pan zażyczy!
Caibre potrząsnął dłonią z pieniędzmi, dźwięcznie . Sprzedawca oblizał nerwowo kąciki ust.
- Sam nie wiem. Z lukrem czy w czekoladzie?
Sprzedawca westchnął w duchu – cholera, kolejny neofita. Co złego w nadziewanych konfiturami.

---
Sala rady eksplodowała. Ok, to nie oddaje chaosu, zniszczenia jakie nastąpiło przed, po i w trakcie eksplozji. Istotnym jednak nie jest opisywanie tu glorii zniszczenia, nie jesteśmy opłacani od słowa.
Starczy wspomnieć iż z gruzów tytatnicznych wymiarów budynku wypełza jedna postać. W poszarpanym odzieniu, z ewidentnimi brakami w anatomii, jednak triumfalnie uniosła w górę pięść w geście zwycięstwa i w ciszy której tłem był tylko trzask ognia gorejącej Sali, zakrzyknął
-Z lukrem!

Ah. Konsensus.




1. Dane osobowe:
- Caibre Greyblade
- rasa Vulpes Ignis
- płeć -jest. przeważnie.
- miejsce pochodzenia, siedziba Myyrt, erratyczna planeta Ignis w systemie Chaotic Alliance
- wiek – 636 lat w opisywanej formie
- najbliższa rodzina – siostra, progenitura, alter ego
- towarzysze i zwierzęta - /’;………….p………. <kot Salem na klawiaturze>

2. Wygląd:
- wygląd Zewnętrzny – niewysoki <163cm> humanoid o szarej skórze, ogniście czerwonych włosach, drobnej budowie ciała.
- Cechy szczególne nietypowe dla rasy pochodzenia- myyrtańskie tatuarze, w formie błekitnych pręg na powierzchni całego ciała, symetrycznie
- styl ubierania – preferencja do odzienia nie ograniczającego ruchu, zwykle luźno dopasowane elementy garderoby. Tendencja do wybierania barw stonowanych, zwykle niebieskich, szarych.
Mundur polowy Agendy.
Opancerzone ogrodniczki i pleciony z nanorurek kapelusz przeciwsłoneczny.

3. Charakter:
- Osobowość – osobowość Caia jest wypadkową wielu zmiennych, zależną od czynników zewnętrznych w takim samym stopniu jak i uwarunkowaniami historycznymi.
- Sposób postępowania – konsensus wielu.
- Gust (- zimna woda
- maksyma, cytat oddający charakter postaci
„Ups”

4. Cechy:
- Umiejętności -
- Zdolności (zdolności wynikające z przynależności do danej rasy...) -
- Ułomności – główna jednostka wykazuje obniżoną efektywność poniżej temperatur uznawanych przez bazową rasę ludzką za „tropikalne”
- Odporności i Słabości Rasy Postaci na obrażenia różnej natury (nie wiem jak to w skrócie nazwać)

5. Magia:
- Moc ( Jak potężną magia potrafi władać, najlepiej podać dla poszczególnych rodzajów magii (np. magia oparta na manie czy magia oparta na mocy wyciąganej z astralu jak w Slayersach to w zasadzie różne typy magii. Tak samo psionikę można wtedy uznać za typ magii tylko ze moc jest pozyskiwana skądś indziej) – zdolność bezpośredniego wpływu na materię i energie, baza telekinetyczna.
- Aura – jasna.


6. Ataki:
- Tak
- nie magiczne wynikające ze zdolności, umiejętności-
- style walki

7. Ekwipunek:
- Adamantytowa motyka, szpadel i grabie
-para kryształowych sejmitarów
-Wiatr Zmian.

8. Inne
- poziom socjalny – grodnik na umowie o dzieło w Ponurym Zamczysku
- dobra materialne - Ignis

9. Notka biograficzna

10. Szkic postaci.

Image
Last edited by Caerth on Wed Dec 23, 2020 4:15 pm, edited 1 time in total.
My soul is still the same
But it has many names
User avatar
Saovine
Posts: 712
Joined: Fri Jan 02, 2009 10:51 pm
Location: Anywhere safe

Re: Opisy Postaci

Post by Saovine »

To die, to sleep; To sleep, perchance to dream—ay, there's the rub, for in that sleep of death what dreams may come when we have shuffled off this mortal coil...

Byt snuł się po Korytarzu bezgłośnie, w głębokiej i niczym niezmąconej ciszy. Nie chciał pominąć żadnego zakątka, żadnego wspomnienia. Musiał mieć pewność, że nic mu nie umknęło przed podjęciem decyzji, od której nie będzie już odwrotu. Znów trafił na skrzyżowanie – to tutaj korytarz na chwilę się pomnażał. To dzięki trafieniu na nie po raz pierwszy Byt utwierdził się w przekonaniu, gdzie jest, po co tu jest i dlaczego to tak ważne, żeby chłonąć każdą znalezioną wskazówkę.

Znaleźć się na Korytarzu to wielki zaszczyt. Niestety, to też znak, że doszło zaburzenia porządku znanego nam świata. Ktoś właśnie przetasował jego talię kart i szykuje się do kolejnego rozdania. Kształt świata formuje się na nowo. Byt zatrzymał się na samym środku Korytarza. W tym wyjątkowym miejscu wszystkie myśli i emocje porządkują się – jak w czasie snu. To tutaj wszystko staje się jasne i wybrany Byt dokonuje wyboru. Przynajmniej tak to wygląda w opowieściach przekazywanych z pokolenia na pokolenie przez wyznawców Nieskończonych w różnych zakątkach Multiświata. Tak to wygląda w czytankach dla dzieci, w powieściach, poematach, pieśniach, wierszach, w komiksach...

- KURWA – wyrwało mu się. Był wyraźnie wzburzony, zażenowany i zawstydzony jednocześnie. Także za życia niezdecydowanie nastręczało Bytowi mnóstwa problemów...Ale przecież trzeba myśleć pozytywnie. Przynajmniej tak zawsze powtarzali mu rodzice. Dzięki temu przetrwał 88 lat. Zbudował trwały związek, urodził dzieci, bawił wnuki, czuł się spełniony mimo wszystko. Miał to, czego potrzebował, choć niekoniecznie to, czego początkowo chciał.

Jak na zawołanie zmaterializowało się przed nim miłe wspomnienie ze swojego minionego już życia.
- Nie ma problemów, córeczko - są tylko wyzwania! - Zaśmiał się serdecznie wysoki, szczupły Rehańczyk. Emanował ciepłem i spokojem.

Przy nim Byt zawsze czuł się lepiej, nabierał odwagi i odzyskiwał wiarę w siebie. Wiarę, którą tracił w starciu ze swoim charakterem i odziedziczonej po prababci wysokiej wrażliwości.

- Tato...nie mogę wybrać. Muszę wybrać, ale tym razem nie potrafię. To już trzecie okrążenie! To mnie zwyczajnie przerasta... - Byt w akcie rozpaczy szukał wsparcia w kimś, kto nigdy wprost nie dawał mu rad, nie narzucał się, ale za to potrafił bezbłędnie skierować na dobre tory. Byt zawsze wjeżdżał na nie samodzielnie. Był ojcu ogromnie wdzięczny, że go nie wyręczał w myśleniu.
- Ubrałaś dwa różne buty! - Ojciec z niemałym zdziwieniem, ale i z uśmiechem, patrzył na Byt, który z bezkształtnego obłoku przemienił się w jasnowłosą dziewczynkę ubraną w lekką, falbaniastą sukienkę w kolorze bławatka i dobrane do stroju balerinki– jedną złotą, drugą czarną.
- To mi nie pomaga, tato! - Dziewczynka rozpłakała się i tupnęła drobną nogą, kiedy ojciec kucnął przy niej i pogłaskał ją po policzku. Patrzył na nią ze zrozumieniem, a po jego dłoni przetoczyła się jej łza. Zanim opadła na podłogę – zniknęła, a wraz z nią ten wysoki, serdeczny blondyn.

Byt został sam. Zniknęła sukienka i drobne ciało kilkulatki.

- Destiny, Dream, Death, Despair, Destruction, Desire, Delirium…

Tylko ich miał do wyboru. Tylko i aż. Strach pomyśleć, co by było, gdyby miał wybierać z większej puli. Siedem to nie tak źle! Tak sobie powtarzał. Spędził tu już jednak bardzo dużo czasu. Miał wrażenie, że minęły setki lat i że może to jednak jego prywatne piekło, a nie pętla Nieskończonych. Zdążył na szczęście zawężyć wybór na wstępie odrzucając to, co przerażało go za cielesnego życia najbardziej.

It is right it should be so
Man was made for Joy & Woe
And when this we rightly know
Thro the World we safely go
Joy & Woe are woven fine
A Clothing for the soul divine



Przypomniał sobie te wszystkie chwile, kiedy Rozpacz trzymała go w swoich objęciach. Zimna, zmarnowana, ponura, ale przy tym tak niewyobrażalnie silna i opanowana. Pamiętał, jak położyła swoją wielką, szorstką dłoń na jego ramieniu, kiedy umarł jego ukochany dziadek. Na pogrzebie nie potrafił się ruszyć, żeby położyć własną dłoń na świeżym grobowcu w akcie pożegnania. Rozpacz mu to odebrała. Nigdy nie chciał stać się jej częścią, ale wiedział, że jest nieodłączną częścią życia.

Some say the world will end in fire,
Some say in ice.
From what I’ve tasted of desire
I hold with those who favor fire.
But if it had to perish twice,
I think I know enough of hate
To say that for destruction ice
Is also great
And would suffice.


Bardzo burzliwie wspominał też młodzieńcze lata – jeszcze zanim zakochał się szczęśliwie po uszy w swoim przyszłym mężu. Pożądanie nie dawało mu spokoju, kiedy rozpoczął naukę na Rehańskiej Akademii Dźwięku. Natura nie poskąpiła mu urody, co spowodowało wzmożone zainteresowanie płci przeciwnej jego osobą, w tym niestety nauczycieli. To była przytłaczająca szkoła życia. Musiał zmierzyć się ze skandalem i znieść ponadprzeciętną uwagę społeczeństwa, kiedy wraz z rodziną zdecydowali się nagłośnić sprawę napastującego dyrygenta. Gardził wtedy Pożądaniem. Wyeliminowanie go z wyboru było proste przy jego doświadczeniach. Nie chodziło już tylko o uciechy cielesne. Pożądanie i zazdrość napawały go wstrętem, ilekroć ich doświadczał w codzienności. Długo z nimi walczył. Zawsze był typem obserwatora. Przyglądał się otaczający go ludziom, wyobrażał sobie, że nimi jest, że ma to, co oni, że przeżywa to, co oni. „Po co mi o tym opowiadasz, Nan’Yori. Przecież z Tobą jest wszystko w porządku!” - zwykł odpowiadać jej ukochany dziadek, kiedy ze łzami w oczach porównywała się z koleżankami z grupy muzycznej.

Miał cudowną, wspierającą rodzinę, ale mimo tego długo zajęło mu pojednanie się ze sobą, bo poza rodziną miał w życiu styczność z innymi, niekoniecznie zdrowo wychowywanymi ludźmi. Dzięki pracy nad sobą i wsparciu najbliższych wyszedł na emocjonalną prostą.

Na zawsze pozostał za to niezdecydowany. Często chciał mieć ciastko i zjeść ciastko.

To see a World in a Grain of Sand
And a Heaven in a Wild Flower
Hold Infinity in the palm of your hand
And Eternity in an hour


Korytarz był wypełniony wspomnieniami wszystkich wybranych dusz, które złączyły się z Nieskończonymi. Jego wspomnienia miały zasilić to miejsce. Dusza Nan’Yori, teraz niematerialny bezkształtny Byt, nie mogła jednak dokonać wyboru. Wiedziała z opowieści rodziny, że może mieć wpływ na to, jak Nieskończeni będą traktować żywych. Wierzyła w to nawet wtedy, kiedy jej znajomi śmiali się z jej wiary.

- Nie ma czegoś takiego jak Przeznaczenie, a po Śmierci trafiasz do piachu, a nie grasz z nią w karty. Za to ten piasek Snu brzmi spoko, ale proszę Cię...Wpływ na sny ma tylko twoja pokręcona psychika. Potrzymaj mi lepiej skrzypce, Nan. Ta trema mnie wykończy.

Byt nie mógł chwycić skrzypiec. Wspomnienie z występów szkolnych rozmyło się równie szybko, jak się pojawiło.

Sen nigdy nie przynosił Bytowi spokoju, ale go fascynował. Zastanawiał się, dlaczego tak jest. Wszystkie jego sny za życia były bardzo intensywne, nierzadko męczące bardziej niż zmagania z życiem na jawie. To było dla niego niepojęte, jakie rzeczy ma w podświadomości i wierzył mocno, że to wpływ Snu, a nie tylko jego własne wytwory. Zawsze chciał mieć władzę nad tym, o czym śni lub nie śnić w ogóle. Zdarzały się jednak sny, które potrafiły nim na tyle mocno potrząsnąć, że stawały się dla niego siłą napędową. To był prawdziwy rollercoaster. Pobudka po takim śnie zawsze kierowała jego oczy w stronę klepsydry z piaskiem – pamiątki z pierwszych udanych wakacji z przyjaciółmi.

Sen jednak konkurował mocno ze Śmiercią. Po tym, jak odszedł dziadek Nan i jak po dłuższym czasie otrząsnęła się po tej stracie, zaczęła intensywnie zgłębiać temat. Babcia prosiła Śmierć o łagodne traktowanie duszy męża, prosiła dla niego o możliwość odwiedzenia dzikiego ogrodu i o spokojną dalszą podróż, a kiedy myślała o swoim odejściu, zawsze powtarzała, że chciałaby, żeby ktoś ukształtował śmierć tak, żeby odsunąć ją od rozpaczy, żeby się z nią nie bratała, żeby zabierała z tego świata łagodnie z jak najmniejszą ilością przykrych reperkusji. Mrzonki. A może nie?


Mogę założyć dwie różne baleriny.
Mogę mieć ciastko i zjeść ciastko.
Mogę mieć woreczek z piaskiem i mogę coś łagodnie zakończyć.

Mogę być klepsydrą.

Wszystko jest możliwe.


***

Dane osobowe

- Imię i nazwisko: Saovine
- Zawód: Śmierć

- rasa: Endless
- płeć: żeńska
- Siedziba: Willa z dzikim ogrodem położona w wymiarze Endlessów. Można ją odwiedzić po śmierci lub posiadając specjalne zaproszenie od właścicielki, chroniące przed szaleństwem.

- Wygląd:

wzrost: 1,65 cm
waga: 60 kg
kolor oczu: brązowe; lubi je podkreślać makijażem w kolorach brązu i złota.
włosy: czarne, średniej długości, zazwyczaj rozpuszczone i potargane.

Zarys ogólny postaci: Saovine została dwunastą śmiercią po przeżyciu 88 lat jako Rehanka zamieszkującą Ziemię w innym niż znanym nam wymiarze. Każdy opisze Śmierć inaczej i każdy zrobi to z uśmiechem, gdyż niesie ukojenie i nie drażni oczu umierających przed ich dalszą drogą.

Ma też swój własny wizerunek: postać stosunkowo młodej kobiety, po 30-stce, względnie szczupłej, noszącej wygodne, niekrępujące ruchów stroje w kolorach kojarzących jej się z przemijaniem (brązy, czerwienie, zgniła zieleń, ale też czerń i biel). Umierający mogą zobaczyć ją też w tej formie.

- Znaki szczególne:
Mały palec u lewej ręki dziwnie zrośnięty.
Jak chodzi na bosaka, okazjonalnie strzelają jej kości.

- Coś o sobie:

* jest pierwszą Wysoko Wrażliwą Śmiercią
* Lubi antykwariaty i pchle targi - co wymiar, to inne osobliwości!
* Uwielbia gorzką czekoladę, daktyle, orzechy włoskie, orzechy Irugijskie i sok z owoców z ogrodu swojego alterego - Snu.

- Towarzysze i zwierzęta:

Mo - miniaturowy brązowy smok ( wysokość ok 35 cm, waga ok 2 kg); zdolności: telepatia i zmiennokształtność. Lubi przemieniać się w przerośniętą mysz o rudawej sierści i tak się kamufluje wśród żywych.

Or - miniaturowy zielony smok ( wys. 40 cm, waga ok. 2 kg); zdolności: niewidzialność (po dotknięciu Ora, za jego pozwoleniem, można korzystać z niewidzialności przez 3 godziny, przy czym w dowolnym momencie można to przerwać) oraz zdolności Mo. Lubi przemieniać się w wilgę i śpiewać w lasach.

- Akcesoria:

Medalion Śmierci (koło średnicy 3 cm otoczone ośmioma nie przylegającymi do niego ząbkami-trójkątami)

Medalion Ankh (krzyż koptyjski) - ok 7-centymetrowy symbol zawieszony na czarnym sznurku)

- Charakter:

Ze względu na świeżo nabytą wysoką wrażliwość dużo intensywniej niż poprzednie wcielenia reaguje na swoje otoczenie. Szuka drugiego, trzeciego, setnego dna i zdarza jej się zaniedbywać obowiązki ze względu na silnie przeżywane emocje - spadek po najnowszym wcieleniu. Może to czasem opóźnić czyjś zgon od kilku dni do kilku lat.
Nie ma z tego powodu wyrzutów sumienia, bo zazwyczaj nie jest to dla żywych czas spędzony w cierpieniu.

- Maksyma:

'Wszystko jest względne' i 'zależy od kontekstu.' Ponadto z przykrością zauważa, że 'każdy dobry uczynek zostanie ukarany'.

- Umiejętności:

- posługiwanie się Kosą, halabardami sztyletami, ale robi to rzadko. Głównie w czasie wojen i w stosunku do zimnych dowódców,
- komunikacja w każdym języku,
- gra na skrzypcach (zdolność od ostatnio nabytej duszy),
- jazda konna (j.w.).

- Zdolności i Magia

- międzywymiarowa teleportacja,
- wybiórcza niewidzialność,
- telepatia,
- przemiana w mgłę,
- przebywanie w bardzo wielu miejscach jednocześnie z równoczesnym zachowaniem indywidualnej świadomości każdej ze swoich form (od czego czasem dostaje potwornej migreny, ale rzadko),
- ostrzeżenie w trzech stopniach - pierwszy to przenikające całe ciało mrowienie, zatrzymujące się w okolicach skroni, po czym przechodzące w wolne pulsowanie. Przeważnie uruchamia się niezależnie, np. gdy ktoś bez pozwolenia lub uprzedzenia dotknie Śmierć. Przy drugim stopniu - czyli przy dłuższym niechcianym kontakcie fizycznym - pulsowanie w skroniach rozchodzi się po ciele, dobiera się do wszystkich zmysłów ( osłabia wzrok, słuch, zmysł powonienia, smak, a nadgarstki atakuje tępy ból - wszystko to jest czasowe, a po ustąpieniu ataku, symptomy znikają). Ostatni stopień to zanik wzroku i słuchu, brak czucia w rękach, tępy ból głowy. Po trzecim stopniu bezpośrednio następuje wizja najgorszego momentu. Może być to np. wizja swojej śmierci, np dla Caibre'a - topienie się; albo np. jeśli ktoś ma arachnofobię, będzie miał wizję otaczających i oblegających go paskud ;> Dla niektórych traumatycznym przeżyciem może być spotkanie z mamusią),
- iluzje (głównie chodzi o wizerunek dostosowany do estetyki dusz umarłych),
- unieruchomienie,
- czarne depesze - pisemne informacje, które znikają po ich zrealizowaniu.

- Strój:

Górę stanowi zazwyczaj ciemna bluzka z absolutną swobodą szyi (z racji wady postawy [tak, śmierć ma skoliozę!] zazwyczaj spod bluzki wydobywa się lewe ramię). Nosi ciemne, dopasowane spodnie. Na całość bywa narzucony miękki ciemnozielony lub czarny płaszcz z głębokimi kieszeniami i bordowy lub czarny szal. Do tego czarne lekkie kozaki na średnim obcasie. Lewą rękę zdobi srebrna, delikatna bransoletka (podarek, często jest schowany, z racji dużej wartości sentymentalnej), a szyję Medalion Śmierci bądź Ankh. Włosy są rozpuszczone, zaplecione w warkocz francuski lub spięte niedbale drewnianą spinką.

- Broń:
Kosy, halabardy, sztylety

- Inne:

Nie należy do żadnej grupy czy frakcji, sama jest przełożoną swojej śmiercionośnej paczki:
podwładni:

3 Mojry - Kloto, Lachesis i Atropos. Mojry opiekują się 'żyłami życia', dbają o ich, że się tak wyrażę, czystość i informują Śmierć o nieoczekiwanych zmianach.

8 Cieni - cienie pilnują porządku w Willi (w miejscu, gdzie dostają się czasem niespokojne i konfliktowe dusze).

Sandra Yun Merver - Beastmistress, opiekunka w głównej mierze Cerbera (psa wyglądającego jak doberman, tylko o trzech głowach), mieszkającego w ogrodzie, ale i innych zwierząt.

- Szkic postaci

Może kiedyś :D
My boy builds coffins, he makes them all day
But it's not just for work and it isn't for play
He's made one for himself, one for me too
One of these days he'll make one for you
For you
For you
For you
User avatar
KptKenji
Posts: 216
Joined: Mon Jan 04, 2016 10:14 pm

Re: Opisy Postaci

Post by KptKenji »

(Not so) Short Story (Zawiera lokowanie produktu)

Na granicy Chmurnych Szczytów i Wężowego Lasu, z dala od wytyczonych przez karawany i amnijską armię szlaków, grupa poszukiwaczy przygód wspinała się na skaliste wzgórze. Prowadził ją potężnie zbudowany mężczyzna w pełnej płytowej zbroi. W jednej ręce niósł rogaty, stylizowany na demoniczną czaszkę hełm, a w drugiej trzymał rękojeść zarzuconego na ramię dwuręcznego miecza. Wspinaczka zauważalnie dawała mu się we znaki, gdyż po jego ogolonej, wytatuowanej głowie ciurkiem spływał pot.

Tuż za nim dziarsko maszerował opancerzony od stóp do głów krasnolud. W przeciwieństwie od jego przywódcy, wędrówka przez trudny, górzysty teren nie sprawiała mu najmniejszego problemu. Nie zwracając uwagi na ciężar swojego ekwipunku, dziarsko wymachiwał toporem, podśpiewując pod nosem ułożoną przez siebie piosenkę o dekapitacji i wypruwaniu wnętrzności. Raz na jakiś czas przerywał ten makabryczny recital, by tęgo pociągnąć grogu z manierki.

W środku formacji kuśtykał czarodziej w charakterystycznych jaskrawych szatach Czerwonych Magów z Thay. Raz po raz opierając się na swoim kosturze, piskliwym głosem mamrotał skierowanego do nie wiadomo kogo skargi na swoje otoczenie i towarzyszy.

“Bezwłose małpy… to nie jest miejsce dla osoby o mojej posturze…” - zajęczał, potknąwszy się na kamieniu.

Za magiem z godnością kroczyła mroczna elfka, w kolczudze i lekkim napierśniku. Pomimo filigranowej postury, bez problemu przemieszczała się z tarczą na plecach i cepem bojowym o kilku głowicach w dłoni. Nie chcąc wąchać odoru spoconych w trakcie marszu naziemców, drugą ręką zakrywała jedwabną chustką usta i nos.

Pochód zamykało dwóch pochodzących z dalekiego Kara-Tur mężczyzn. Jeden z nich, poznaczony bliznami łotrzyk z długimi włosami związanymi w koński ogon, zabezpieczał tył ekspedycji. Rozglądał się na wszystkie strony, wypatrując pułapek i zaczajonych w zasadzce przeciwników. Drugi cudzoziemiec z widocznym trudem dotrzymywał reszcie kroku. W ręku trzymał złożoną w pół szatę czarodzieja i podpierał się niepozornym kosturem. Do pasa przytroczone miał kilka tub na magiczne zwoje. W swoim niepozornym, miejskim odzieniu zdecydowanie nie pasował do reszty drużyny. Nie wyglądał też na zbytnio na zadowolonego ze swojej sytuacji, ale mimo zmęczenia i podejrzanego towarzystwa, powstrzymywał się od narzekania.

Sarevok, bo tak zwał się prowadzący drużynę wojownik zatrzymał się nagle, unosząc trzymającą hełm dłoń, dając znak drużynie by też stanęli. Zmrużył oczy spoglądając na skaliste, omszałe zbocze piętrzące się kilkadziesiąt metrów przed nim.

“To musi być tutaj. Loch Agartha jest tuż przed nami…”

Drużyna stłoczyła się tuż za nim, również mrużąc oczy, bądź chroniąc je od słońca dłońmi. Nikt nie odpowiedział Sarevokowi. To on żelazną ręką przewodził drużynie, przyjmował zlecenia i planował każdą wyprawę.

Zlecenie na zbadanie tajemniczego lochu na północnych rubieżach Amn przekazał Sarevokowi Gaelan Bayle - rezydent Gildii Złodziei w Athkatli. Za jego pośrednictwem drużyna otrzymała od zleceniodawcy kopię mapy prowadzącej do celu i wskazówkę aby skonsultować się z Kenjim Makkai-Ihousha - archeologiem i badaczem starożytnych ruin z tego samego okresu co loch Agartha.

“Naprzód” - warknął nie znoszącym sprzeciwu tonem Sarevok. “Rozbijemy obóz przed wejściem do Agarthy!”

Drużyna, zachęcona perspektywą odpoczynku, energicznie ruszyła za wojownikiem. W mgnieniu oka dotarli do otoczonych skałami wrót do lochu. Nie odzywając się do siebie ani słowem łotrzyk i krasnolud rozeszli się w poszukiwaniu drewna na opał, a wyczerpany czarodziej oparł się plecami o skałę i oddychając głęboko, osunął do pozycji siedzącej. Mroczna elfka ignorując wszystko i wszystkich, przysiadła z gracją na kamieniu, wyciągnęła z podróżnej torby lusterko i puderniczkę i zajęła się poprawianiem makijażu.

Przywódca drużyny stanął na wprost drzwi i, wbijając ostrze miecza w glebę, oparł dłonie na rękojeści, nadal łapiąc oddech.

“Jak Ci tam było, niedojdo? Kenji? Bierz się za otwarcie tych wrót” - rzucił do archeologa.

Kenji, wiedząc już bardzo dobrze, że Sarevok nie ma zwyczaju powtarzać swoich poleceń, wydobył z podróżnej torby kilka pędzelków i szczotek z końskiego włosia. Bez zwłoki przystąpił do oczyszczania wyrzeźbionych w kamiennych odrzwiach run. Usunięcie pyłu, skalnych okruchów, mchu i innych zanieczyszczeń z całej inskrypcji nie zajęło mu więcej niż godzinę.

W międzyczasie poszukiwacze przygód rozpalili ognisko i zaczęli podgrzewać nad nim swoje podróżne racje. Podczas gdy Kenji przeglądał swoje zwoje, tłumacząc treść wyrytej w drzwiach magicznej formuły, drużyna Sarevoka napełniła żołądki i zaczęła raczyć się winem z puszczonego w obieg bukłaka. Wyjątkiem od tego był krasnolud, który wulgarnie odmówił picia ‘elfich szczyn’, jak to określił i ukontentował się swoim grogiem.

Nikomu nawet nie przeszło przez myśl by poczęstować archeologa jadłem, bądź napitkiem. W oczach Sarevoka był tylko cherlawym, nic nie znaczącym bakałarzem, którego groźbą przymuszono do towarzyszenia drużynie do Agarthy i przeprowadzenia jej przez labirynt.

Kenji szybko uwinął się z przetłumaczeniem inskrypcji i rozszyfrowaniem klucza do wrót Labiryntu. Chyląc głowę, podszedł do ogniska i powiedział:

“Poproszę o odrobinę czarodziejskiej mocy… Skierowanej na te runy, w tej właśnie kolejności.” - mówiąc, przekazał Czerwonemu Czarodziejowi skrawek papieru.

“Zwracając się do mnie, używaj tytułu ‘Wielmożny Magu Odesseiron’, ty małpo” - wycedził czarownik, wyszarpując Kenjiemu instrukcję otwarcia wrót.

Sarevok, uśmiechnął się kącikiem ust, słysząc ten komentarz i bez słowa kiwnął głową w kierunku kamiennych drzwi.

Czarodziej nie zwlekając podniósł się i zaczął przykładać kryształ osadzony na czubku swojego kostura do run, aktywując je w kolejności rozpisanej przez Kenjiego. Kiedy ostatni z wyznaczonych znaków rozświetlił się naładowany magią, wrota do Agarthy rozsunęły się bezgłośnie. Drużynę Sarevoka owionęło lodowate, stęchłe powietrze uciekające z zamkniętego przez wieki lochu, lecz żadne z nich nawet nie mrugnęło.

Z głębi prowadzącego do środka korytarza rozległo się złowróżbne powarkiwanie. Sarevok, otarł rękawem usta i podniósł się do pionu, mówiąc:

“Nikt chyba nie myślał, że ten loch będzie opuszczony? Zwykła formacja: Korgan na szpicy, ja za nim, Viconia i Yoshimo na flankach, Edwin i archeolog niech się trzymają z tyłu.

***

Trzy godziny później Sarevok i jego drużyna dotarli na najniższy poziom Agarthy. Tkanka mózgowa, pokruszone czaszki i wnętrzności wciąż spływały z tarczy krasnoludzkiego wojownika torującego drogę przez hordy koboldów i gnolli. Reszta, z wyjątkiem trzymających się z tyłu formacji Edwina i Kenjiego, również była zbryzgana krwią potworów od stóp do głów. Wszyscy biorący udział w walce dyszeli ciężko, ale na ich twarzach powoli zaczęła pojawiać się ulga.

Po drugiej stronie pomieszczenia, bardziej przypominającego jaskinię usianą głazami, widać już było ich cel: kilka solidnych drewnianych skrzyń, wypełnionych, według ich tajemniczego zleceniodawcy, skarbami i magicznymi artefaktami. Jedynym co dzieliło ich od łupu, była posadzka z kwadratowych kafli o boku długości jednego metra. Na każdym z nich wypalone były przeróżne runiczne inskrypcje.

Yoshimo - pochodzący z Kara-Tur łotrzyk, poklepał swojego rodaka po ramieniu i zapytał:

“Czy to jest to o czym myślę, Kenjiro-kun?”

“Tak, zdecydowanie tak.” - odparł archeolog.

“Czy raczysz nas oświecić, plugawy naziemcze?” - po raz pierwszy tego dnia odezwała się mroczna elfka Viconia, wyraźnie zirytowana grą zaimków w rozmowie Yoshimo i Kenjiego.

“To dość prosta, acz bardzo skuteczna bariera, mająca na celu wyeliminowanie potencjalnych szabrowników, którym udało się tu dotrzeć. Większość kafli została zaczarowana by eksplodować w płomieniach pod naciskiem stóp. Przez całą posadzkę biegnie tylko jedna, prawdopodobnie bardzo kręta, ścieżka złożona ze zwykłych kafli.” - wyjaśnił archeolog.

“To na co jeszcze czekasz? Bierz się za znalezienie bezpiecznej ścieżki. Przecież po to ciągniemy Cię ze sobą! - prychnęła Viconia.

Kenji, nie czekając aż polecenie powtórzy Sarevok, przystąpił do inspekcji najbliższego rzędu kafli. Nad każdym z nich, spędził co najmniej kwadrans, tłumacząc runiczne znaki i skrupulatnie zapisując swoje obserwacje w oprawionym w skórę notatniku. Po przeanalizowaniu wszystkich inskrypcji przejrzał swoje zapiski jeszcze raz i odwrócił się w stronę reszty z pytającym spojrzeniem.

“Chyba kpisz, niedołęgo.” - powiedział Sarevok. “Nikt z moich ludzi nie będzie sprawdzał na własnej skórze, czy Twoje tłumaczenie jest dokładne.”

Kenji, nie odpowiedział tylko podszedł do krawędzi kaflowej posadzki. Cała drużyna wstrzymała oddech, kiedy robił pierwszy krok, ale nikt nie odetchnął z ulgą kiedy Kenji nie stanął w płomieniach. Archeolog, bez słowa przystąpił do dalszej pracy. Nie musiał już analizować run w całym rzędzie, tylko na tych sąsiadujących z bezpiecznych kaflem, więc w ciągu kilku godzin udało mu się wytyczyć bezpieczną trasę.

Yoshimo, uważnie obserwował swojego rodaka przy pracy, zapisując bezpieczną trasę przez posadzkę. W każdym innym miejscu to on, jako specjalista od rozbrajania pułapek i otwierania zamków, odpowiadałby za wytyczenie i otwarcie drogi do celu, w Agarthcie czuł jednak ulgę, że nie przypadło mu to niewdzięczne zadanie.

Gdy cała drużyna Sarevoka znalazła się już po drugiej stronie posadzki, łotrzyk z Kara-Tur skupił się na otwieraniu skrzyń ze skarbami. Sarevok i Korgan pogrążyli się w rozmowie na temat zamieszkujących ten loch potworów, a Viconia i Edwin, bez słowa usiedli jak najdalej od siebie.

Kenji ponownie wydobył swój komplet archeologicznych narzędzi i, ignorując resztę zaczął oczyszczać inskrypcje na końcowej ścianie pomieszczenia. Raz po raz oglądał się za siebie obserwując drużynę Sarevoka. Będąc pewnym, że nikt mu się nie przygląda, skierował dłoń w kierunku schodów po przeciwległej stronie posadzki i wyszeptał szybką inkantację, po czym, niezauważony przez nikogo wrócił do oczyszczania inskrypcji z kurzu.

Minęło kilka uderzeń serca, po czym wszyscy usłyszeli dobrze znany każdemu poszukiwaczowi przygód głos - piskliwy wojenny okrzyk goblina. Potworek, przywołany czarem Kenjiego stał, oddzielony od Sarevoka i jego drużyny eksplodującą posadzką i w najlepsze lżył ich w swoim języku, zarazem wygrażając pięściami.

“Do broni!” - zakrzyknął Sarevok - “I kryć się za czym się da! Te zielone wypierdki mają też łuki!”

Korgan i Viconia chwycili za swoje tarcze, Edwin zajęczał boleśnie padając plackiem na podłoże a Yoshimo i Sarevok kucnęli za głazami. Kenji zanurkował za jedną otwartą już skrzynię.

Łotrzyk sięgnął po łuk i strzałę z kołczanu i w błyskawicznej sekwencji płynnych ruchów strzelił w goblina, trafiając go w klatkę piersiową. Potworek padł na posadzkę rzężąc i tocząc krwawą pianę z ust. Sarevok i jego drużyna ostrożnie powychodzili zza improwizowanych osłon uważnie rozglądając się na wszystkie strony. Trzymając się jak najdalej od siebie nawzajem podeszli z powrotem do krawędzi posadzki, nie zwracając uwagi na Kenjiego.

W międzyczasie, archeolog wyciągnął z chroniącej go skrzyni przedmiot po który przybył do lochu Agartha. Była to para niepozornych skórzanych bransolet z wypalonymi na nich runami. Niezauważony przez nikogo szybko naciągnął je na nadgarstki. Karwasze zniknęły, jakby zaabsorbowane w przedramiona archeologa, pozostawiając na jego skórze same znaki, rozjarzone słabymi fioletowym światłem.

“Czy jest już bezpiecznie?” - zapytał Kenji płaczliwym tonem.

Sarevok, dalej obserwując przeciwległą stronę pomieszczenia, odpowiedział:

“Tak, możesz wyjść! Czy te inskrypcje które znalazłeś po tej stronie mówią coś o ukrytych przejściach? To tłumaczyłoby…” - jego głos urwał się. Wojownik poczuł jak pomiędzy płytami pancerza chroniącymi jego plecy wbijany jest sztylet. Sarevok na moment sparaliżowany magią Jadowitego Kła czuł jak Kenji wyszarpuje ostrze i celnym kopniakiem w zadek posyła go prosto na zaminowaną posadzkę. Urok paraliżu nie zdążył rozpłynąć się na czas i Sarevok, Dziecię Bhaala, boga Mordu stanął w płomieniach wyjąc z bólu.

W ułamku sekundy Kenji odskoczył do tyłu i stając w lekkim rozkroku uniósł przed siebie swoje zaciśnięte pięści. Runy na jego przedramionach zaczęły pulsować tym samym fioletowym światłem co wcześniej, a po jego skórze przemknęły wyładowania magicznej energii.

Podwładni Sarevoka, widząc, że ich przywódca płonie żywcem, błyskawicznie zwrócili się w stronę Kenjiego, bynajmniej nie z chęci zemsty, lecz z troski o własną skórę. Yoshimo jako jedyny był na tyle szybki, by odrzucić łuk i sięgając po rękojeść katany skoczyć w kierunku archeologa, lecz i on zastygł w bezruchu, widząc pół tuzina pół-materialnych, pół-magicznych ostrzy wycelowanych w jego kierunku.

Cała czwórka otoczona była przywołanymi przez Kenjiego duszami zamieszkujących Agarthę potworów. Lśniące złowrogim zielonym światłem gnolle celowały w nich grotami włóczni, a mniejsze koboldy trzymały sztylety przy ich żebrach. Korgan zazgrzytał zębami, ale nie ruszył się ani o milimetr. Pomiędzy stopami Edwina szybko rosła spowodowana strachem kałuża. Viconia, z kamiennym wyrazem twarzy wpatrywała się w Kenjiego.
Cichy i strachliwy badacz, którego Sarevok groźbą zmusił do współpracy stał przed nimi pewny siebie uśmiechając się od ucha do ucha. Jego oczy błyszczały dziką satysfakcją z wygranej.

Yoshimo wypuścił z rąk rękojeść miecza i uniósł obie dłonie do góry.

“Czy wyjaśnisz nam tę zdradę Kenjiro-kun?”

“Czy pająk który pochwycił muchę w swoje sieci wyjaśnia jej co się dzieje?” - zaśmiał się archeolog. - “Cała wasza misja, miała na celu doprowadzenie mnie do Bransolet Rozerwanego Całunu. To ja jestem waszym zleceniodawcą! Od samego początku, wasz poprzedni przywódca, ponoć pół-bóg, był prowadzony jak dziecko za rękę, tak długo jak był mi potrzebny.”

Mroczna elfka Viconia wzdrygnęła się na samą wzmiankę o pająkach i zapytała:

“Poprzedni przywódca? Czy mam rozumieć, że od teraz ty tu dowodzisz?”

“A kto, szykując się na podbój Faerunu, przepuściłby taką okazję? Najgorsi z najgorszych, zebrani w jednej drużynie… Puszczenie was wolno, byłoby marnotrawstwem! - odpowiedział Kenji - “Szczerze wierzę, że wszyscy przysłużycie się mojej sprawie, jakby wasze życie od tego zależało.” - zaśmiał się z własnego żartu.

“A teraz czekam na szczere i głębokie deklaracje lojalności wobec waszego nowego wodza…” - powiedział.

Czwórka poszukiwaczy przygód milczała jednak, z szeroko otwartymi ustami wpatrując się w ścianę za plecami Kenjiego. Archeolog, skonsternowany nieprzewidzianym biegiem wydarzeń, szybko zacisnął pięść na piersi rzucając na siebie czar Duchowy Pancerz i, odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni.

Jego oczom ukazał się portal, za którym widniał fantastyczny krajobraz innego świata, nie przypominającego nic o czym Kenji miałby chociaż skrawek wiedzy. Fakt, że nie przewidział, że Bransolety Rozerwanego Całunu umieszczono w Agarhcie jako pieczęć zamykającą portal był dla niego bardzo bolesny. Próbując nie okazać zdenerwowania uniósł pięść do góry i powiedział:

“Podbój Faerunu może zaczekać. Naprzód marsz!”

Karta Postaci

Imię i Nazwisko: Kenji Makkai-Ihousha (zapisywane: 真赤い-異邦者, jeśli kogoś to interesuje)
Rasa: Człowiek
Płeć: Męska
Wiek: 28 lat
Miejsce Pochodzenia: mityczny zachodni kontynent Kara-Tur
Siedziba: wynajmuje pokój w tawernie ‘Pod Miedzianym Diademem’ w Athkatli.
Najbliższa rodzina: brak.
Towarzysze i zwierzęta:
Korgan - krasnolud, berserker uzbrojony w magiczny topór i pawęż
Viconia - mroczna elfka, kapłanka bogini nocy Shar, uzbrojona w buławę i tarczę
Yoshimo - łowca nagród i skrytobójca, tak jak i Kenji pochodzący z Kara-Tur, uzbrojony w magiczną katanę ‘Furia Niebios’
Edwina - szowinistyczny czarodziej Edwin, zaklęty w ciele kobiety. Specjalizuje się w wysokopoziomowej magii przywołań

2. Wygląd:

Kenji, pomimo swojego egzotycznego pochodzenia ma dość bladą karnację. Spędzanie wielu godzin dziennie w bibliotekach i archiwach nie sprzyja naturalnie zdrowej cerze. Pomimo młodego wieku ma już sporo zmarszczek wokół oczu. Za grubymi szkłami okularów lśnią z niezdrową ciekawością szare oczy. Jasne blond włosy, dla wygody podgolone od boków wiąże w top-knot, bądź niedbałego kuca. Na jego twarzy często gości trzydniowy zarost. Rysy twarzy Kenjiego są zdominowane przez majestatyczny nos i szlachetnie zarysowane brwi. Pomimo spędzania większości czasu przy książkach, jest dość wysoki (1.88m) i nieźle umięśniony. Z tłumu wyróżniają go runiczne tatuaże na obu przedramionach, dwa proste kolczyki w uszach i jeden piercing w dolnej wardze.

Kenji preferuje wygodną i praktyczną odzież. Na co dzień nosi ciemne płócienne spodnie, białą lnianą koszulę i prostą szarą kamizelkę z wszytym do środka pancerzem, chroniącym serce i inne wewnętrzne organy. Na wierz zarzuca długą i luźną szarą szatę z kapturem, nadającą mu wygląd typowego czarodzieja.

3. Charakter:

Kenji z natury jest dość flegmatyczny. Stoicko i bez entuzjazmu obserwuje rozgrywające się wokół niego wydarzenia. Niewiele osób wie, że za tą maską spokoju i braku zaangażowania kryje się patologiczny manipulator uwielbiający pociągać za sznurki z ukrycia. Obsesyjnie planuje wszystkie swoje przedsięwzięcia, analizując każdy potencjalny przebieg wydarzeń który przyjdzie mu do głowy. Dzięki temu pozostaje spokojny w niemalże każdej możliwej sytuacji.

Jego głównym motywem jestem paląca go od środka ciekawość. Pragnie poznać historię wszystkich znanych mu światów i zrozumieć reguły które nimi rządzą. By posiąść pożądaną wiedzę, nie cofnie się przed popełnieniem zbrodni. Wykorzystując innych, w tym swoich zaufanych towarzyszy, nawet nie mrugnie. Jego prawdziwa osobowość wychodzi na jaw tylko w momentach absolutnego triumfu. Jego obsesja na punkcie planowania jest też jego piętą Achillesową. Każdy zwrot sytuacji, którego nie przewidział, bądź nie zaplanował, jest dla niego ryzykowny.

Tym co lubi najbardziej jest cisza, pozwalająca mu oddać się lekturze. Cierpi w głośnym środowisku, wśród krzykaczy i pieniaczy - mieszkanie w karczmie nie jest dla niego łatwe.

Jego ulubioną sentencją jest:

Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również w nas... Niech spogląda. I drży ze strachu

4. Cechy:

Umiejętności: szybkie czytanie, pamięć absolutna, krytyczna analiza informacji, szczegółowe planowanie, katalogowanie informacji, ekskawacja i techniki archeologiczne, znajomość psychologii, programowanie neurolingwistyczne (NLP), zdolności aktorskie

Zdolności: brak specyficznych zdolności przynależnych ludziom

Ułomności: krótkowzroczność, słaby kręgosłup

Odporności i słabości: brak specyficznych odporności i słabości przynależnych ludziom

5. Magia:

Kenji na co dzień posługuje się prostymi zaklęciami ze szkoły Magii Przywołań. Dobrze opanował czary takie jak Magiczny Pocisk, Duchowy Pancerz i Przywołanie Potwora. Do rzucania bardziej zaawansowanych czarów brakuje mu zarówno magicznej mocy, jak i znajomości inkantacji.

Szczegóły:

Magiczny Pocisk - przywoływany poprzez wypowiedzenie inkantacji i wskazanie palcem celu - Dzięki niemu mag tworzy z magicznej energii do 5 pocisków, które wylatują z jego palca i bezbłędnie trafiają w wybrany cel. Kenji opanował czar na tyle by przywołać dwa pociski

Duchowy Pancerz - przywoływany przez wypowiedzenie inkantacji i zaciśnięcie pięści na piersi - Czar ten pozwala rzucającemu na stworzenie magicznego pola siłowego, które działa jakby było pełną zbroją płytową. Czar ten nie ogranicza zdolności poruszania się, nie zwiększa obciążenia i pozwala rzucać zaklęcia.

Przywołanie Potwora - potwory przywoływane są poprzez wypowiedzenie inkantacji i wskazanie dłonią miejsca w promieniu 40 metrów od rzucającego. Czar przywołuje jednego bądź dwa potwory najniższej rangi, na przykład gobliny.

Ekwipunek

Magiczne Bransolety Rozerwanego Całunu. Najpotężniejszy przeklęty artefekt w arsenale Kenjiego. Bransolety wniknęły w przedramiona Kenjiego (widoczne są jako wytatuowane runy) i mogą być ściągnięte tylko przez rzucenie czaru Zdjęcie Klątwy. Pozwalają mu na przebijanie się przez barierę między światem doczesnym i pozagrobowym i przywoływanie dusz zmarłych. Przywoływane dusze mogą zostać wykorzystane w kilka różnych sposobów:

Pozyskanie informacji - przywołane dusze mogą podzielić się znanymi im za życia informacjami o miejscu w którym zmarły i rodzaju śmierci, bądź wiedzą nabytą za życia
Walka - przywołanie dusze wojowników, bądź żołnierzy ze świata w którym obecnia znajdują się bransolety. Ich moc i jakość uzbrojenia zależy od wiedzy przywołującego na ich temat
Przywołanie duszy bohatera - zamiast oddziału, bądź armii przywołuje się jednego historycznego bohatera, którego imię, dokonania i sposób walki są doskonale znane przywołującemu.

Magiczny Sztylet ‘Jadowity Kieł’ - 20 centymetrowy sztylet typu kaiken, zaczarowany by na 10 sekund paraliżować dźgniętą nim osobę.

Kostur Maga - prosty dwumetrowy kostur z osadzoną na jednym końcu szklaną kulką. Pozwala bez ograniczeń rzucać czar “Światło”. Świetnie sprawdza się w słabo oświetlonych wnętrzach, jak biblioteki i lochy.

Kolczyki Translatora - dwa kolczyki w uszach za pomocą Magii Poznania tłumaczą noszącej je osobie obce języki a piercing w wardze pozwala (z pewnymi ograniczeniami) wypowiadać się zasłyszanych językach.

6. Ataki:

Ore no dorei! Ore no tame ni, kisama no inochi wo sasage!” - Mamrocząc w swoim rodzinnym języku tę niepotrzebną inkantację, Kenji, za pomocą Bransolet Rozerwanego Całunu, materializuje oddział wojowników, bądź żołnierzy którzy otaczają go ochronną formacją i walczą do upadłego w jego obronie.

Ore no dorei! Ore no tame ni, mo ikkai shine!” - przywołanie grupy rozszalałych berserkerów którzy w bojowym szale rzucają się na przeciwnika

Ore no dorei! Ore no tame ni, tatakae!” - przywołanie mniejszego niż w poprzednich dwóch inkantacjach oddziału żołnierzy, dowodzonego przez duszę doświadczonego oficera.

Eiyuu-sama! Ore no tatakiagari no tame ni chikara wo karitamae!” - zmaterializowanie duszy bohatera by walczył dla Kenjiego.

Poza atakami używającymi Bransolet Rozerwanego Całunu, Kenji potrafi posługiwać się w walce swoim kosturem. Znajomość wrażliwych miejsc na ciałach humanoidów pozwala mu też zmaksymalizować obrażenia zadane sztyletem, jeśli uda mu się zaskoczyć przeciwnika.

8. Inne

Sława: wśród czarodziejów i bibliotekarzy w Zapomnianych Krainach Kenji ma reputację dobrze zorganizowanego badacza i skrupulatnego archeologa.

Dobra materialne: Strzeżony przez golemy dom w miasteczku Beregost służący jako archiwum i osobista biblioteka Kenjiego..

Transport: Kenji przemieszcza się konno, bądź na wynajętym wozie, w zależności od celu podróży.
Last edited by KptKenji on Wed Dec 23, 2020 10:25 am, edited 1 time in total.
"You are trying to understand madness with logic. This is not unlike searching for darkness with a torch."
Post Reply