[Drugi Świt] Sennea - stolica Esteros II

Wszelkie przygody, które nie stanowią integralnej części fabularnej forum.
User avatar
Windukind
Posts: 1125
Joined: Fri Aug 29, 2008 12:53 pm

[Drugi Świt] Sennea - stolica Esteros II

Post by Windukind »

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię.
Ziemia zaś była zamętem i bezładem, a ciemność nad otchłanią;,
a duch Boży unosił się nad powierzchnią wód.
I rzekł Bóg: „Niech się stanie światło!”
I stało się światło.
I widział Bóg światło, że było dobre; i rozdzielił Bóg między światłem a ciemnością.


- Mój panie, wierzysz w te słowa? - Zera przykręcił gałkę radia w kabinie. Znajdowali się na pokładzie potężnego liniowca lecącego w stronę Sennei, największej metropolii na Estoros 2. ViP-om przysługiwała osobna niż dla reszty pasażerów kajuta, tak więc oprócz Zery i Leonarda znajdowała się tam tylko stewardesa.

Pytanie było niebezpieczne, za złą odpowiedź nie jeden już cierpiał nieziemskie męki. Leonard stał przy oknie, obserwował piękno niebieskiej planety i chowającej się za nią gwiazdy. Jego twarz nie zmieniła wyrazu, choć gdzieś wewnątrz odczuł niepokój, słysząc słowa ochroniarza. Zera mógł się nudzić podczas długiej podróży, ale nie powinien zachowywać się lekkomyślnie. Nigdy nie wiadomo, gdzie prowadzą ludzkie języki.
- Słyszę w nich mądrość – widok za oknem zapierał dech w piersiach, czuł się czysty w sercu - w dużej mierze to piękno oraz majestat natury i całego wszechświata spowodowały, że człowiek zaczął poszukiwać istoty wyższej i doskonałej, Stworzyciela – baronet zerknął na skonsternowanego ochroniarza i posłał mu uśmiech.

Prosimy pasażerów o powrócenie na swoje miejsca i zapięcie pasów, za dziesięć minut rozpoczniemy zejście w atmosferę.

Leonard usiadł na wygodnym, rozkładanym fotelu i zapiął pasy. Z każdy minutą kiedy gwiazda chowała się za planetą czuł rozchodzący się po ciele chłód. Włączył, wysuwany z oparcia siedzenia, monitor i zaczął przeglądać informacje o planecie. Czemu Imperator Alexus wybrał dziewczynę właśnie stąd? Z małej planety, znajdującej się na granicy znanych światów. Bez znaczenia politycznego, strategicznego czy militarnego. Czyżby nudziły go rozpuszczone księżniczki z innych rodów? W porównaniu z nimi dziewczyna z takiej planety musiała wydawać się aniołem. Imperatorze, imperatorze próbujesz uniknąć intryg wysokich rodów? Chcesz pokazać, że dbasz nawet o najbardziej odległe planety? Co siedzi w głowie najdostojniejszego z Hawkwoodów. Cokolwiek to jest, wkrótce na Esteros II powinny zjawić się Maski, aby opisać ten niezwykły romans. Książka szybko okaże się bestsellerem, a dla wielu przedstawicielek płci żeńskiej stanie się obowiązkową lekturą. Wprawdzie jeszcze rok do ślubu, ale na pewno będzie o czym pisać. Pogrzebał jeszcze chwilę w katalogach myślącej maszyny. Dopiero pięć lat temu namiestnik planety otworzył Gwiezdne Wrota. Encyklopedia Imperium nie zostało uzupełniona o tyle niezbędnych informacji. Jak wyglądała córka namiestnika, jak miała na imię? Postukał w ekran dotykowy maszyny. Pozostał więc tylko najciekawszy sposób zaspokojenia chęci poznania, doświadczyć osobiście.

Kiedy omijali metropolie szerokim łukiem, widział łuny i czarny dym unoszący się z wielu części miasta. Koniec z nadziejami, że przynajmniej na początku będzie łatwo.

Kiedy otworzyły się grodzia, jego służba już czekała. Flagi rodu Al Malików i donośny głos heralda oznajmiały przybycie szlachetnie urodzonego. Zszedł po rampie w kierunku czekającej na niego delegacji od namiestnika. Z daleka słyszał głos straży krzyczącej do pozostałych pasażerów, aby zachowano spokój i nie opuszczano portu.
- Witamy syna Iagana Al Malika na Esteros II – odezwał się najstarszy z urzędników, miał śmieszną czapeczkę na głowie i bardzo długą brodę – niestety namiestnik nie mógł przybyć , bo…
Nie odpowiadamy sobie rangą, więc podesłał swych urzędników. Przeszło przez głowę Leonarda.
- Wybaczcie panowie, ale widziałem łuny nad Senneą…
Najstarszy z urzędników pośpieszył z odpowiedzią.
- Panie, doszło dziś w nocy do zamieszek …
- Kto je wywołał? – zapytał Leonard.
Nikt nie kwapił się odpowiedzieć, więc powtórzył pytanie:
- Kto…?
Urzędnik pokręcił głową.
- Nie noś urazy panie, ale Esteros II długo była odcięta od imperium…. I że tak powiem zachowała dużo zwyczajów Drugiej Republiki…
- I ludziom nie podoba się, że …
- …od pięciu lat na planetę zjeżdżają się pomniejsi szlachcice i przedstawiciele kościoła starając się wprowadzać nowe prawa… szczególnie teraz gdy rozeszła się wieść o zaręczynach, ludzie obawiają się intensyfikacji tych zmian, nie każdy widzi światło nowych praw....
- Rozumiem, w takim razie chciałbym się udać do pałacu namiestnika.
- Panie, w mieście jest zbyt niebezpiecznie, zostań w pobliżu portu, znajdziemy jakiś nocleg.
- I ja komuś przysięgałem lojalność, zostając tu złamał bym tą przysięgę. Zostawię w porcie sporą część służby oraz eskorty i spróbuję przekraść się do pałacu.
We do not sow


Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
User avatar
ARek
Posts: 216
Joined: Sun Jan 04, 2009 8:22 pm

Re: Sennea - stolica Esteros II

Post by ARek »

Sennea, przedmieścia miasta

Drgawki w końcu ustąpiły, nieboszczyk ostatecznie pogodził się z tkwiącą w jego mózgu kulą. Ciemnoskóry mężczyzna leżał w zasłanej śmieciami alejce między „Sklepem Nata” a kamienicą mieszkalną, z rozpostartymi ramionami i nogami ułożonymi w literę V. Z tyłu jego głowy i ust ciekła krew, zbierając się w małą kałużę. Nieruchome, stygnące ciało łatwo wtapiało się w panującą w tym miejscu ciemność. Gdyby nie skórzany, pozbawiony oznaczeń mundur, można by go wziąć za zmożonego snem (lub alkoholem) bezdomnego.

Nikłe światło padało znad balkonu, który kończył alejkę. Teren pod nim gwałtownie się obniżał, co najmniej o kilkanaście pięter. Zapewniało to widok na spory kawałek miasta Sennei, nad którym zapadał właśnie wieczór. Czarno-niebieskie budynki zasłaniały horyzont, wyrastając setkami z ziemi jak toksyczne, martwe rośliny. Część widoczna z balkonu dawała widok na przedmieścia, które łączyły się z dzielnicami handlowymi i wielkim bazarem. Ta część miasta stanowiła dom dla dziesiątków tysięcy mieszkańców, zarówno ludzi jak i Xenos.

Słońce rzucało swe ostatnie, purpurowe promienie dzisiejszego dnia. Jednak blask zachodzącej gwiazdy konkurował z innymi światłami rozpościerającymi się w mieście; pomiędzy budynkami można było dostrzec fioletowe i ogniste łuny, tych pierwszych było więcej. Znad ognisk pożarów unosiły się kolumny dymu, nadając powietrzu w zasięgu wielu kilometrów charakterystyczny, nieprzyjemny zapach .

Powietrze stopniowo się ochładzało, niosąc Devilgrinowi przyjemne poczucie ulgi po ostatnich sześciu godzinach jakie spędził w pracy. Stał przy żelaznej barierce z trupem za plecami, czekając aż tamten w końcu przestanie szaleć w swych przedśmiertnych drgawkach. Wpatrywał się od dłuższego czasu w Siennę, śledząc pojawianie się kolejnych ognisk pożarów. Przypadki podpaleń w stolicy planety były ostatnio coraz częstsze, odzwierciedlając buntowniczy nastrój obywateli. Zamieszki wybuchały jednak zdecydowanie rzadziej, co ukazywało faktyczny stosunek do władz: rosnąca niechęć była wciąż tłumiona przez strach przed rządzącymi.

Mężczyzna oderwał wzrok od krajobrazu i odwrócił się do ciała. Był ubrany w prosty, brązowy płaszcz z kapturem narzuconym do połowy głowy. Podszedł do zwłok i zrzucił z ramienia plecak. Wydobył z niego złożony, matowy wór, którym potrząsnął kilka razy. Rozwinięty worek miał około dwóch metrów wysokości i miał szerokość barczystego Gannaka. Następnie przystąpił do spakowania ciała.

Niechęć w mieście rosła, jednak Arkarius pojął tego dnia, że jakiekolwiek kroki przedsięwzięte przez ludność miały być szybko stłumione. Protesty protestami, jednak sama obecność Imperatora zapewne zmniejszyłaby jakiekolwiek przejawy agresji w stosunku do władz; nawet instynkt zbiorowy przegrywał w starciu ze strachem jaki niosło ze sobą czułe Oko Imperatora, które wskazałoby gdzie jego gwardia ma uderzyć z całą mocą. To i Inkwizycja z pewnością wystarczyłoby na prosty lud, stanowiący większość obywateli.
W rzeczy samej, Inkwizycja.

Arkarius zdał sobie sprawę z tego, iż był namierzany przez kogoś od ostatnich dwóch miesięcy. Rejestry na jego temat jego przykrywek w większości bazach danych były wielokrotnie przetrząsane. Dwoje z jego kontaktów z grupami przestępczymi zginęło, a ponadto wielu ludzi z „branży” zaczynało znikać bez śladu na ulicach Sennei i innych dużych miast. Nawet Goth City nie ustrzegło się przed takimi przypadkami. Ktoś namierzał pomniejszych gangsterów, niezależnych piratów i najemników, którzy znikali bez śladu.

Zdał sobie z tego sprawę gdy dowiedział się, że szukają Marty’ego Gecko; była to jedna z jego fałszywych osobowości, pasera i ściągacza długów. Z czasem jednak zaczęli znikać także nieco poważniejsi gracze, potwierdzając krążącą plotkę o istnieniu jakiejś nowej grupy egzekutorów w mieście. Działali we wszystkich dzielnicach, przez co wywołali falę wzajemnych oskarżeń i pomniejszych odwetów.
Wkrótce doszło do konfrontacji między nimi i Devilgrinem, co dało mu pewność co do tożsamości przeciwników. Walka skończyła się jednak, nim którakolwiek ze stron odniosła jakiekolwiek straty… poza mocnymi poparzeniami u samego Arkariusa. Mimo tych obrażeń, udało mu się odkryć namiary kryjówki tej grupy. Było to, ku jego szczeremu zdumieniu, drużyna złożona z pięciu Avestian.

Nigdy nie słyszał o uciekających się do stosowania tak skrytych taktyk Avestiananach, co nakazywało mu sądzić, iż była to jedynie przykrywka dla innej grupy lub organizacji. Ich broń, sposób walki, dobór celów, mowa, gesty jasno wskazywały jednak na przedstawicieli tej Świątyni. Ogniści inkwizytorzy mordowali potajemnie pomniejsze grupy terrorystyczne oraz komórki przestępcze, a wszystko to całkowicie incognito. Udało mu się także potwierdzić imię sterującego tą grupą: Edgar Bach. Nazwisko średnioznanego inkwizytora z paskudną reputacją jeśli chodzi o Ur Ukarów, u których odpowiadał za ściganie i brutalne egzekucje na tym ludzie.
Sprzedał te informacje Ahmarowi, który znalazł z kolei dla niego skromnego przedsiębiorcę, gotowego zapłacić parę groszy za okazanie zainteresowania zatroskanej społeczności i pozbycie się tych szkodników. Arkarius nie dał się długo namawiać.

Cztery ładunki termiczne, jeden budynek zrównany z ziemią. Bach i trzech jego popleczników zginęło momentalnie, wyparowując do swego cholernego świętego nieba z całkiem sporym kawałkiem ich kamienicy. Jedyny ocalony starał się zbiec niepostrzeżenie i ukryć między uliczkami, jednak łowy z oszołomioną, ciężko ranną zwierzyną nie nastręczyły Arkariusowi wielu problemów. Sennea była wolna od Inkwizycji.
Na razie. Na wyjątkowo, żałośnie krótko. Zamachowiec wiedział, że te chłopaki prawdopodobnie były jedynie forpocztą dla większej grupy Inkwizycji, mającej bronić nadciągającego Alexiusa i jego pokornego ludu przed złem, zepsuciem i technologicznymi nowinkami w postaci laserowych otwieraczy do puszek. O zgrozo!
Oni oraz cała reszta smutasów z wyciszoną bronią i bardzo ostrymi nożami.
W alejce pojawiła się kolejna osoba. Podstarzały Ur Ukar, kompletnie łysy nie licząc zwisającego mu z tyłu głowy warkocza, podszedł do zapinającego ostatnie klamry Arkariusa. W ręce trzymał srebrną, mała walizkę. Ahmar przez dłuższą chwilę przyglądał się ciału, które w worku przypominało całun. Człowiek zapiął ostatnią klamrę i podniósł się z klęczek.
- Szybki był – stwierdził cicho weteran. Arkarius kiwnął jedynie głową.
Ahmar postawił walizkę na ziemi.
- Jak wyjdziesz stąd to chłopcy zabiorą ciało. Nikt go prawdopodobnie nie znajdzie, chyba że tamci planują je wysłać jego rodzinie – stwierdził Ur. Arkarius nie odpowiedział, dając do jasno do zrozumienia , że gówno go obchodzi co nim zrobią. Większą wagę przywiązał do walizki, obok której ukląkł. Ahmar wyjął z kieszeni marynarki kluczyk i podał go swemu towarzyszowi. Tamten otworzył z trzaskiem pojemnik. Krótka kontemplacja zawartości. Zadowolony uśmiech. Trzask zamykanego zamka.
- Chłopcy z Bavy będą wściekli, że ich ubiegłeś. Słyszałem, że paru szykowało się na długie i upojne wieczory z tymi facetami. Noce z czułym dotykiem obcęg i ciepłym sykiem palników.
- Przekaż im moje wyrazy współczucia – mruknął, prostując się.
- Nie mam zamiaru. Pieprzę ich. I tak znajdą sobie zaraz inne cele, zwłaszcza z tym całym szałem jaki mamy dookoła, zwłaszcza z ilością emigrantów – stary Ur wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki własnoręcznie robionego papierosa i go zapalił.

Szef ochrony Panoramy był tutaj jedynie pośrednikiem między Arkariusem a jego faktycznymi pracodawcami. Nie działał rzecz jasna bezinteresownie, zyskiwał na tym dokładnie 10% wartości zarobku swego podopiecznego. Niejednokrotnie pomagał mu w zdobyciu najlepszej ceny za dane zlecenie, czując do Arkariusa swoiste zawodowe zaufanie. Nie miał do czynienia z słabym, miękkim człowiekiem. Nie był ćpunem, alkoholikiem, fanatykiem lub socjopatą, z którymi często Ukar musiał mieć do czynienia. Był silny, co czyniło go jednocześnie groźnym wobec Ahmara. Nie sądził, aby kiedykolwiek musiał skrzyżować z Devilgrinem ostrza, jednak przewidywał także taki scenariusz. Byłoby to przykre. Zabicie takiego ewenementu wśród tak nędznej rasy z pewnością zmartwiłoby go przez parę chwil.

Arkarius Mahd opuścił szybkim krokiem alejkę i ruszył ulicami miasta do swojej kryjówki.
Screw you guys, I'm going home!
User avatar
REnler
Posts: 72
Joined: Sat Jan 03, 2009 5:42 pm

Re: Sennea - stolica Esteros II

Post by REnler »

..........Pomieszczenie było ogromne. Jego kroki ginęły gdzieś w mroku.
Nienaturalna cisza i mrok większy niż kiedykolwiek widział. Gęsty - Cisnęło mu się na język.
Posadzka wykonana była z jakiegoś dziwnego kamienia. Wydawało się, że stąpa się po cienkim lodzie tuż nad bezdenna otchłanią. Jednak gdzieniegdzie pod tym lodem migały światła, a może to odbicia? Płomienie? Błyskawice?
Kroki stawiał ostrożnie. Wolno posuwał się do przodu.
Po co właściwie tu przybył?
Wchodząc do środka pod strzelistym portalem widział jeszcze nad głową niebotyczne wieże katedry. Jednak w środku świat jak by stracił swoją materialną powłokę.
Zatrzymał się.
Tuż pod podłogą, wokół jego nóg uformował się okrąg. Płomienie?
Błysk.
Ciemność.
Pod powiekami wypalił się obraz świetlistych promieni. Siatki z błyskawic.
Spojrzał jeszcze raz pod nogi. Nic. Tylko otchłań.
-Kurwa – syknął. Sięgnął do pasa po latarkę. – Ta ciemność otumania.
Zapalił.
-Co was tu sprowadza?
Z zaskoczenia niemal wypuścił przedmiot z ręki.
Nie dalej jak pięć metrów przed nim stała wysoka postać. Bury habit w całości okrywający sylwetkę. Głęboki kaptur całkiem zakrywający twarz. Wspierał się na długim kosturze trzymanym przed sobą.
Światło latarki lekko drżało. Cienie jakie rzucało za postacią przyjmowały niepokojące kształty.
-Czego szukasz? – beznamiętny głos nienaturalnie mocno odbił się echem od niewidocznych w ciemności ścian.
Poczuł jak dłoń poci mu się na rękojeści miecza. O nim też dopiero teraz sobie przypomniał...a może nieświadomie wyjął przed chwilą?
Mimo to znajomy ciężar dodał mu otuchy.
Postawił pierwszy, niepewny krok. Potem kolejny. Postać nie zareagowała.
Zbliżył się na długość ostrza.
-Kim jesteś? – Tym razem to on zadał pytanie.
-Jakiż to obyczaj, że przychodzisz do MEGO przybytku z obnażoną bronią? Nie raczysz się przedstawić, czy nawet odpowiedzieć na MOJE pytania. – Słowa odbijały się echem i powracały niczym młot. Czuł je całym ciałem. - Nie musisz nic mówić jednak. Przybywasz w tym samym celu co inni. Co wszyscy przed tobą. Chciałeś zobaczyć światło. – podniósł głowę.
Światło latarki nadawało twarzy upiornego wyrazu. Wychudzona, pociągła, poorana siatką zmarszczek <czy może blizn?>.
-Ujrzałeś światło. Czy chcesz również ujrzeć Sieć Życia?
Nie mógł się odezwać. Myślenie przychodziło mu z trudem. Z tyłu czaszki czuł znajome swędzenie.
-Dobrze zatem. - Postać rozłożyła na boki ramiona. Otworzyła oczy.
Ciało zareagowało samo.
Pod uderzeniem ciężkiego wojskowego buta starzec poleciał jak szmaciana lalka. Upadł i sunął po kamieniach jeszcze parę metrów. Jednak pod habitem zaczęło się coś kotłować.
Nagle wystrzeliły z pod niego kolce, stawiając postać do pionu.
-I tak wszysssscy zgiiiinieciee. – syknęła niewyraźnie. Z ramion i dłoni wyrosły jej kolce. Za plecami rozkładały się kościane ramiona.
Huk strzału odbił się od ścian jak grzmot.
Głowa symbionta eksplodowała.

-Spalcie to ścierwo – powiedział odwracając się do wyjścia. Obok przeszło kilka postaci z miotaczami ognia i karabinami.



-Warta zapamiętania opowieść Panie. – Powiedział starzec. Znoszone, wielokrotnie łatane ubrania mogły by opowiedzieć niejedna historie. Gdyby tylko dać im parę dni spokoju by mogły wykształcić narządy mowy. Świadomość już chyba miały... i to niejedną.
-To może teraz Wy mi coś opowiecie? – zapytał Romus - Chciał bym się dowiedzieć czegoś innego[\i] o planecie.
-Znamy wiele opowieści. Chętnie się nimi podzielimy, jednak w swoim czasie. To chyba wasz prom. – wskazał głową na niewielkie okienko na ścianie. Za nim na tle gwiazd poruszał się powoli szary, osmalony kadłub.
-Tak. Czas na mnie. Mam nadzieje, że gdy będę wracał wciąż będziesz na stacji.
-Chciał bym, aby było inaczej, jednak raczej nie odejdę za daleko od tego miejsca.
-Bywaj więc.
-Bywaj Panie.
Podniósł torbę i skierował się w stronę śluzy. Starzec odpychając się rękoma przemieszczał się na niewielkiej desce z kółkami w stronę sąsiedniego przejścia. Za wózkiem ciągnęły się dwie krótkie, obszarpane nogawki.

..........Przejście przez atmosferę ze stacji orbitalnej trwało parę minut.
Było całkiem łagodne, jeśli nie liczyć przyziemienia.
-Kurwaaa! – krzyknął jakiś starszy mężczyzna w bogatych szatach. – Wylądowaliśmy, czy nas zestrzelili!?

..........Zmierzchało już. Słońce powoli chowało się za odległymi górami. Kluczył ulicami Senei już od ponad godziny. Miał znaleźć bar, którego nazwę zapomniał i tam poczekać na „przyjaciela” którego nie znał. Tyle przynajmniej zapamiętał zanim kartka spłonęła mu w dłoniach.
Pieprzeni Jacobini. Dać im jakąś nowinkę techniczną, a zrobią z tego narzędzie udręki.
Przerwał rzucanie klątw w momencie gdy zobaczył wypalony neon.
Chwile zajęło zanim udało mu się odczytać napis.
-Co to kurwa znaczy Hajduk? – warknął wchodząc do knajpy.
User avatar
ARek
Posts: 216
Joined: Sun Jan 04, 2009 8:22 pm

Re: Sennea - stolica Esteros II

Post by ARek »

Devilgrin odrzucił na zdobiony fotel swój ciężki płaszcz, po czym przyjrzał się lewemu przedramieniu. Odwinął szary opatrunek, szczelnie owinięty od nadgarstka aż po biceps: jasną skórę pokrywały zgrubienia, zniekształcone linie i zmarszczki charakterystyczne dla ciężkich poparzeń. Przez dłuższą chwilę doglądał swojej świeżej rany. Regeneracyjny narkotyk jaki zażył dwa dni temu przestawał działać, jednak odbudowana tkanka dawała sprawiała pozytywne wrażenie. Oderwał resztę ciężkiego opatrunku i rzucił go na pufiasty dywan. Stary bandaż wyglądał wyjątkowo nie na miejscu w pokoju 377 hotelu Panorama, podobnie zresztą jak jego właściciel. Wysoko położony, apartament był swoistą kawalerką, przeznaczoną dla bogatych którzy zapisali się sami, jednak mogli później przyprowadzić towarzystwo (dziwkę albo dilera). Ściany pokrywała drewniana boazeria. Sufit był pomalowany na czerwono, kolor identyczny z grubym dywanem.
Apartament był trzypokojowy, Arkarius znajdował się w sypialni. Na szerokim, drewnianym łóżku rozłożył część osobistą swojego sprzętu i z pochmurną miną dokonywał w głowie kalkulacji.

Nie była to jego stała kryjówka, jednak terrorysta często korzystał z apartamentów Panoramy. Przychylny mu zarząd i bezpieczeństwo dawały mu to wolne pole do popisu, przynajmniej dopóki nie pojawiał się w swym bojowym rynsztunku w salach na dole. Nie przeszkadzało mu to specjalnie. Z kasyna nie korzystał, z burdelu skorzystał podczas swojego całego pobytu na planecie zaledwie trzy razy, a jadał głównie na mieście. Jego gęba była widoczna jedynie na "specjalnych" piętrach oraz salach wyznaczonych na spotkania.

Mężczyzna potarł wytatuowany, poraniony podbródek. Dwa pasy ze sprzętem, amunicja i broń rozłożył na pościeli łóżka, jednak był zmuszony przyznać, że większość kieszeni i uprzęży była pusta. Dwa rewolwery leżały na poduszce, smoliście czarne, rzygające śmiercią relikty z dawnych lat; pod nimi, od najmniejszego do największego, leżały noże i sztylety; trzy granaty dymne i cztery świetliki leżały wzdłuż prawej strony łóżka; dwa pasy, jeden na amunicję, zajmowały największą część łóżka, jednak były żałośnie puste. Dwa kanistry z gazem Montoy'i, ostatnia blaszana puszka z narkotykiem regeneracyjnym Reggie, kilka bandaży oraz haker elektroniczny znajdowały się w jednym pasie. W drugim, tym na amunicję, pozostały trzy zapasowe magazynki do beretty i mniej niż trzydzieści sztuk amunicji do rewolwerów.

- Kurważ mać... - mruknął Devilgrin. Jedyne na czym mu nie zbywało to antytoksykanty.

Wiedział, że z pewnością udałoby mu się odnaleźć ersatze do środków medycznych i amunicji, jednak nie mógł liczyć z pewnością na ich jakość. To co leżało przed nim, była to większość tego co przywiózł ze sobą do tego systemu, poza paroma innymi drobiazgami w jego prawdziwej kryjówce. Jednak tamte też były na wykończeniu, lub nie bylo ich już wcale (jak choćby amunicja do boltera).
Największy kłopot stanowiła właśnie amunicja. Broń palna była powszechnie znana, lecz nie stosowana. Znalezienie dobrej ilości amunicji odpowiedniego kalibru będzie cudem, a takiej która nie groziłaby wybuchem w twarz - łaską Bożą. Podobnie było z materiałami wybuchowymi, jednak te mógł do pewnego stopnia skonstruować sam. Miejscowe medykamenty to były w większości śmieci, jednak handel z przemytnikami i piratami na pewno pomoże.

Przez chwilę jeszcze kontemplował ekwipunek. Ogień w kominku na przeciwko łóżka rzucał drgające światło na pokój i zamyślonego starego Psa. Zaczął czuć mrowienie w lewej ręce. Prawdopodobnie do jutrzejszego zachodu słońca skóra będzie taka jak przedtem. Avestiański wynalazek dał mu nieźle popalić.
Słońce poranka powoli wynurzało się spomiędzy budynków; okolica, z której unosiły się wciąż pojedyncze smugi dymu, wydawała się znacznie spokojniejsza niż zeszłego wieczoru. Najwyraźniej miejscowe, zbrojne ramię władzy uporządkowało ulice... na razie. Spokój był chwiejny, jednak z każdym dniem coraz bardziej stabilny. Krzykacze z pochodniami mieli być wkrótce zastąpieni przez znacznie cichszych chłopców, tych którzy działali nożami. Mimo swego braku w zaopatrzeniu, budziło to u Devilgrina szczere rozbawienie.

Obejrzał się i przez chwilę z uśmiechem oglądał panoramę miasta ze swego okna. No i kto powiedział, że poranek nie jest symbolem nadziei?

Ta wesoła myśl sprawiła, że nabrał ochoty na drinka. Barek znajdował się w salonie, do którego skierował swoje kroki. Mocne wino z Estoriańskim spirytusem i Gannakańską; to da mu miłego kopa na początek dnia... to chyba miało jakąś nazwę. Kadak? Karak? Coś w tym stylu...
Myśl o alkoholu przerwał widok żółtej koperty, wsuniętej przez szparę w drzwiach. Arkarius przystanął i stężał.
Światło słońca wpłynęło do pokoju. Dzwonki ostrzegawcze w głowie mężczyzny nieco ucichły, jednak nie całkiem. Podszedł do drzwi i pochylił się nad kopertą.
Posłaniec musiał wsunąć ją gdy spał. Jednak musiałby być to ktoś z obsługi, główny lokaj tej sekcji lub choćby ochroniarz, a któryś z nich z pewnością by go obudził. Do niego na pewno nie wpuszczono by zwykłego posłańca... do cholery, nawet gdyby sama Cesarska Jego Mość tutaj postanowiła by wkroczyć, to ktoś z dołu by go o tym dyskretnie powiadomił.
Tak czy inaczej, hotel stracił nagle na swojej renomie w jego oczach.

Uniósł żółtą kopertę do ust. Była brudna, tłusta, z pewnością przeszła przez wiele dłoni zanim trafiła do niego. Powąchął ją, jednak jego zmysły nie wyczuly jakiejkolwiek pułapki. Gdy pomacał opakowanie, dało się wyczuć drugą kopertę.
Podniósł się z klęczek i wrócił do sypialni. Podszedłszy do kominka, otworzył żółtą kopertę, z której wypadła druga, mniejsza. Biały, drogi papier, z pewnością wart majątek na przedmieściach. Koperta zalakowana była pieczęcią, na której była odbita stylizowana litera "H".
Wojownik otworzył kopertę i przeczytał znajdujący się w niej list.
Godzinę później papier zmienił się w popiół w kominku, a pierwsi sprzątacze przyszli usunąć wszelkie ślady obecności nieobecnego już Arkariusa.
Screw you guys, I'm going home!
User avatar
Windukind
Posts: 1125
Joined: Fri Aug 29, 2008 12:53 pm

Re: Sennea - stolica Esteros II

Post by Windukind »

Kolumna samochodów wioząca Leonarda Al Malika nie zdążyła dotrzeć do miasta przed świtem. Pojazdy zdążyły się dwa razy zepsuć i dopiero kwadrans po wschodzie słońca, wjechali na brukowane aleje śródmieścia. Ulice były jeszcze puste, mknęli przez nikogo nie zatrzymywani, aż nie dojechali do małego placyku, na którym stały dymiące jeszcze ruiny kościoła św. Piotra. Szlachcic kazał zatrzymać pojazd i zarzuciwszy czarny, jedwabny kaptur, wyszedł na placyk.

Devilgrin szedł w kierunku ulubionej restauracji, analizując w myślach swój następny cel. Arthur Von Moiss. Przywódca opozycji zatrzymany wczoraj przez straż miejską. Obecnie przetrzymywany w miejskich lochach, prawdopodobnie pod dwudziestoczterogodzinną obserwacją. Z powodu jego aresztowania wczorajszej nocy wybuchły zamieszki i dzisiejszej pewnie jeszcze się nasilą. Arthur, liberał, antyrojalista, członek jednej z największych rodzin w mieście ma zginąć jeszcze tej nocy. Czyż nie godne wyzwanie?
Leonard przyglądał się uważnie ruinom, starając się zebrać myśli. Spalenie świątyni nie zostanie przeoczone przez górę, w obroty ruszy koło przemocy, napędzające się z każdy kolejnym aktem i odpowiedzią. Każdy kolejny obrót będzie oddalał strony od znalezienia rozwiązania. Już nie jeden świat tak skończył i nie jeden skończy.

Wojownik właśnie wchodził na plac kiedy spostrzegł postać w czerni stojącą przed zniszczonym kościołem. Coś kazało mu się na chwilę zatrzymać. Ciekawość? Czy obstawa uzbrojona w pistolety maszynowe i tarcze energetyczne, mówiąca tym samym, że ma przed sobą kogoś znacznego? Postać machnęła ręką na żołdaków i wszyscy razem zapakowali się do samochodów z rządowymi insygniami. Kolumna niezwłocznie ruszyła, pozostawiając pusty plac i żadnych odpowiedzi.

Wreszcie dojechali do pałacu Namiestnika. Dziedziniec wyglądał jak po bitwie, ktoś powyciągał ciężkie kamienie z bruku i porozrzucał je na około, metalowy płot odgradzający podjazd od ulicy, został w kilku miejscach powalony na ziemię. Wszędzie było sporo śmieci, szkła, jakiś prętów. Główne wrota obstawione było przez rycerzy z Drużyny Feniksa. Opuszczając pojazd Leonard usłyszał komentarz jednego z Hawkwoodów.
- Widzisz sępy zaczynają się już zlatywać – na ten brak ogłady i etyki Al Malik uniósł pytająco brew.
- Siedź cicho głupcze – drugi z rycerzy cisnął towarzyszowi przez pół zamknięte usta.
- Mieliście wczoraj koszmarną noc jak widzę – rozpoczął Leonard.
- Zaczęło się po tym jak zamknięto jednego z liderów opozycji– odparł starszy z rycerzy.
- Kretyni nie rozumieją, że Imperium może zaoferować im same dobro, ochronę i normalny system społeczny, gdzie człowiek nie musi się bać o przyszłość. Żyją tylko bajkami o dawnej republice…
- Zamknij się, powiedziałem… - starszy z rycerzy nasil ton głosu.
- Trudno oduczyć się tego, co wpajano nam w dzieciństwie – wzrok Al Malika tylko na chwilę zatrzymał się na świeżej ranie znajdującej się na policzku młodszego z towarzyszy drużyny, który najwyraźniej nie umiał powstrzymać języka.
- Mówisz o nich?
Leonard się nie odezwał.
- O nas?
Baronet dalej nie wyrażał żadnych dodatkowych emocji, które mogłyby posłużyć za wskazówkę.
- Tak to jest z Al Malikami, nigdy nie wiadomo, co tak naprawdę macie na myśli. Potraficie tylko zwodzić ludzi tymi pseudo dyplomatycznymi wypowiedziami.. – młodszy rycerz splunął, po czym zauważył złowrogie spojrzenie starszego kompana i ugryzł się w język.
- Namiestnik i wybranka Imperatora są cali? – zagadnął Leo.
Starszy rycerz skinął głową.
- Przed wieczorem przeniesiemy ją do pałacu letniego.
- Jak ma imię – Al Malika cały ranek męczyło to pytanie.
- Magdalena.

- Pokażecie mi drogę do pokojów gościnnych – baronet zaspokoiwszy pierwszą ciekawości, przypomniał sobie, że organizm domaga się odpoczynku po podróży.
- Mamy rozkaz, aby nie akomodować tu żadnej szlachty – rzucił stanowczym głosem starszy z rycerzy – pobliski hotel ma obecnie remont, ale niedaleko jest Panorama. Kierowca będzie wiedział gdzie.
We do not sow


Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
User avatar
roevean
Posts: 314
Joined: Sat Jan 03, 2009 8:36 am
Location: Ninehell Sector

Re: Sennea - stolica Esteros II

Post by roevean »

WWWWWWWWAanum, port kosmiczny Senneii

WWWWCentrum kontroli lotów Aanum, jedynego portu kosmicznego Senneii, było dośc przestronne, mimo, że pracowało tutaj maksymalnie dwudziestu kontrolerów podczas dziennej zmiany. Ale na nocnej zmianie, kiedy niebo nad stolicą Esteros 2 było spokojne, przy monitorach czuwało tylko trzech ludzi, pomieszczenie wydawało się ogromne. Rzędy monitorów, w większości wygaszonych ustawiono równolegle do podłużnego ekranu, na którym w postaci symboli, linii ciągłych i przerywanych prezentowała się przestrzeń powietrzna i kosmiczna nad rejonem Wybrzeża Senneańskiego, wypełniona nielicznymi o tej porze statkami i satelitami.
WWWW- Hej Kas - powiedział starszy mężczyzna. - Słyszałem, że byłaś na dziennej, jak ten dupek z Imperium przyleciał.
WWWWKas prychnęła tylko.
WWWW- Taa, Maq, wyleźli z tego swojego liniowca rzucając na lewo i prawo te swoje "panie", "szlachcicu", "nie jestem godzien", "masz za niską rangę"... - upiła łyk kawy. - I te oczojebne kolory, jakby w Imperium panowała moda na tęczę wyrzyganą przez różowego smoka.
WWWW- Heh, pompatyczne dupki - podsumował trzeci z mężczyzn, Reg. Wcisnął parę klawiszy na konsoli. - ISF 8/23 skoryguj trajektorię. Masz za duży kąt natarcia - mruknął do mikrofonu.
WWWW- Zupełnie nie rozumiem czemu tak nagle Imperium sobie przypomniało o E2 - Maq wyciągnął się na fotelu. - Bo w tę bzdurę o ślubie jakoś nie chce mi się wierzyc.
WWWW- Jakiś dupek siedzi sobie na Centralnym i nagle doznaje olśnienia, że na E2 znajdzie żonę... - Kas spojrzała na ekran i potem na Rega. - Masz go?
WWWWKontroler kiwnął głową.
WWWW- Co jest? - Maq spojrzał w monitor. - Co ten dupek robi?
WWWW- Właśnie nie wiem - Reg włączył sąsiedni monitor. - ISF 8/23, lecisz zbyt szybko.
WWWW- Daj na głośnik - Kas przełączyła ekran radaru zbliżeniowego.
WWWW- Uszk... stab... pręd... kilom... kur... mac - zaskrzeczało i transmisja się urwała.
WWWW- Co do... - zaklął Maq.
WWWW- Stracił stabilizację lotu - Kas odczytywała dane napływające do komputera. - Za chwilę wpadnie w wibracje.
WWWW- Czy właśnie urwało mu oba tylne silniki?
WWWW- Powiadom służby ratunkowe, Reg. Kas, włącz alarm.
WWWW- Ile mamy statków na płycie?
WWWW- Osiem, w tym dwa liniowce.
WWWW- Kurwa.
WWWWZapaliły się lampy alarmowe.
WWWW- Jeśli trafi w...
WWWWDwa kilometry powyżej, kadłub imperialnego frachtowca ISF 8/23 rozpoczął niekontrolowany wirujący lot ku płycie portu kosmicznego.
WWWWTrzydzieści sekund później, przez jazgot syren alarmowych przebił się huk potężnego uderzenia, pękającego betonu i skręcanych konstrukcji, po chwili eksplozja rozświetliła okolicę niczym miniaturowe słońce, po niej nastąpiły wtórne wybuchy naziemnych zbiorników z paliwem. Po dłuższej chwili eksplodowały zbiorniki jednego z dwóch liniowców, a podmuch zrównał z ziemią większośc infrastruktury portu. Południową częśc stolicy planety zalaną jasnopomarańczowym światłem zasnuły kurz i kłęby czarnego dymu, które niespodziewany wiatr znad morza zaczął tłoczyc w stronę pozostałch dzielnic Sennei.

Image

WWWWWWWWFrachtowiec "Aqui", oznaczenie FF12-490, lot transportowy CENT573/E2-6432, orbita parkingowa Esteros II

WWWW- Kapitanie, Aanum zgłasza problemy. Port został zamknięty do odwołania. Cały główny ruch spoza planety został przekierowany do portów w Goth i w Mega City, pozostałe są zbyt małe.
WWWW- Szlag jasny... - zaklął kapitan. - Równie dobrze moglibyśmy wodowac na środku cholernego oceanu.

Image
'cos im the definition of the worst kind of mean
so... are you rebel?
User avatar
Windukind
Posts: 1125
Joined: Fri Aug 29, 2008 12:53 pm

Re: Sennea - stolica Esteros II

Post by Windukind »

Leonard dotarł do Panoramy. Tam czekał już na niego czerwony dywan i służba ustawiona w rzędach po obu jego stronach. Baronet był mocno zmęczony po ciągłej po długiej podróży. Szybko poinformowano go, iż czeka na niego zarezerwowane całe jedenaste piętro. Ku wielkiemu zaskoczeniu Leonard zdecydował się na wynajęcie tylko dwóch apartamentów. Właściwie nigdy nie kochał tłumów, ale samotność nie była dobrym sposobem na szybką aklimatyzację w mieście. Zera dostał polecenie rozstawienia ochrony oraz znalezienia jakieś akomodacji dla pozostałej części świty.

W zrzuciwszy płaszcz baronet włączył Telecom. Media nadawały o wczorajszych zamieszkach, a potem przerywnik poinformował o katastrofie i pożarze w porcie kosmicznym. Zamknięcie tymczasowe portu oznaczało iż Leonard dostał więcej czasu niż się spodziewał. Tym czasem nikt nowy z innej części uniwersum nie pojawi się w mieście, ani nikt z niego nie ucieknie w kosmos. Fantastycznie. Parę godzin snu tym bardziej, że lepiej jest się przespać z większymi problemami. Wystarczyło jeszcze tylko umówić wcześniej z pewnym kupcem na spotkanie.
We do not sow


Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
User avatar
Crow
Posts: 2584
Joined: Fri Aug 29, 2008 10:51 am

Re: Sennea - stolica Esteros II

Post by Crow »

WWWW Ctrl+x, Ctrl+w. Ctrl+x, Ctrl+c. taskset –c 5-7 –j 3 make. Enter.

WWWWZnajdujący się w pomieszczeniu serwerowym siedziby głównej Sententy superkomputer, zwany pieszczotliwie ‘monster’, rozpoczął wykonywanie kolejnej serii instrukcji. Dla doktora Lucasa Torwimdulla oznaczało to kilkanaście minut przerwy. Popijając zimną już kawę gestem ręki przesuwał na ekranie projekcyjnym krzykliwe nagłówki, spisane ręką lokalnych dziennikarzy. O zamieszkach na Esteros II, o trwającym remoncie w porcie kosmicznym i przede wszystkim – o nabierających tempa przygotowaniach do wizyty tak imperatora, jak i znaczniejszych przedstawicieli wysokich rodów.

WWWW - Co sądzisz o tym wszystkim, Mark – zapytał w myślach obecnego w pokoju podwładnego.
WWWW - Na pewno będzie ciekawie – Odpowiedziało znajdujące się jedynie w wyobraźni Lucasa wyobrażenie Marka – Harkwoodowie nie oddadzą łatwo pola, Decadosi uznają zaistniałą sytuację za wyśmienita okazję do działania, a Al Malikowie wyciągną łapska po kolejnych pare zer. Zastanawiam się, na ile całe zamieszanie może nam zaszkodzić.
WWWW - W niewielkim stopniu. – Lucas kontynuował monolog – Można by wręcz rzec, iż bez wydarzeń najbliższych miesięcy realizacja naszych planów nie byłaby nawet możliwa.
WWWW - Inkwizycja, Oko Imperatora i co najgorsze – całe rzesze najemników i poszukiwaczy przygód, którzy zjawią się na planecie, nie może oznaczać nic dobrego
WWWW - To również dla nas szansa – odpowiedział w myślach Lucas po czym w końcu odezwał się na głos – Być może uda się znaleźć i takich, którzy będą mogli wesprzeć Sententę.

WWWW Mark, pozbawiony jak na przyzwoitego obywatela przystało zdolności telepatycznych, spojrzał zaskoczny na dyrektora. Ten jednak zakończył już dialog z samym sobą i wywołał połączenie przez intercom.
WWWW - Alicjo, chciałbym żebyś zajęła się rekrutacją nowych pracowników do działu operacyjnego. Zamieśćcie ogłoszenia w prasie i poproście o pomoc łowców głów z Menażerii. Z co bardziej obiecującymi kandydatami chciałbym się spotkać osobiście.
User avatar
Noire
Posts: 965
Joined: Fri Jan 02, 2009 9:28 pm
Contact:

Re: Sennea - stolica Esteros II

Post by Noire »

To światło jest irytujące. Czy słońce musi mi świeci prosto w oczy? Nie może zrozumieć, że moja głowa chce leżeć na poduszce w tym miejsu i musi mi wszystko psuć tymi oślepiającymi promieniami? Dobra.. w sumie najważniejsze jest to, że mnie grzeje i jest ciepło.
Zmrużył swe zielone ślepia. Refleksy światła zatańczyły na jego lśniącym rudym futrze gdy przeciągał się leniwie. Jego kocie ucho nadstawiło się w kierunku zbliżających się doń kroków, aczkolwiek reszta ciała nie drgnęła ani trochę. Przyjazna dłoń delikatnie poczochrała jego głowę i podrapała pod brodą. Gdzieś tam u góry rozległ się melodyjny głos:
-Wasilij, Wasilij wyglądasz tak, jakbyś całą noc ciężko pracował - powiedział pieszczotliwie ów głos.
Należał on do hrabiny Vienny Solidago, która w tej chwili przechadzała się w koszuli nocnej po jednym z apartamentów Panoramy. Pochyliła się nad swym ulubieńcem i cmoknęła go głośno w głowę - ten zaś tylko skrzywił się jakby spotkała największa kara na świecie.
- Pani, śniadanie czeka. - powiedziała młoda, rudowłosa służąca, która weszła właśnie do pokoju.
- Tak, dobrze, dziękuję. Przygotujcie mi wyjściowe ubranie, bo mam ochotę na spacer po Sennei skoro już w końcu udało mi się wyrwać z mojej rodowej siedziby. Powiadom resztę służby by również przygotowała się do wyjścia.
- Tak Pani, coś jeszcze?
- Dowiedzcie się, czy nie odbywają się w mieście jakieś interesujące wernisaże. Mam ochotę rzucić okiem na tutejszą sztukę.
Conquered, we conquer.
User avatar
Crow
Posts: 2584
Joined: Fri Aug 29, 2008 10:51 am

Re: Sennea - stolica Esteros II

Post by Crow »

Doktor Lucas Torwimdull mknął przez ulice Sennei w eleganckiej limuzynie. Wyskakujące z pod kół puszki i kawałki rozbitych skrzynek uszkadzały nienagannie zadbany lakier pojazdu, gdy szofer przejeżdżał wąskimi uliczkami, przeznaczonymi raczej do użytku pieszych mieszkańców ubogiej dzielnicy miasta, niż dla samochodu tej klasy. Skrót pozwalał jednak ominąć kilka zatłoczonych skrzyżowań, a Lucasowi zależało na pośpiechu. Co prawda mogło się okazać, iż ma ponownie do czynienia z fałszywym alarmem, ale gdy tylko było to możliwe sprawdzał osobiście co bardziej obiecujące doniesienia. A tym razem czuł, że trop musi być prawdziwy.

Galeria sztuki współczesnej „Balaria” mieściła się w trzypiętrowym post-modernistycznym budynku w górnej części miasta. Nie była to może najbardziej znamienita placówka kulturalna w stolicy, ani pewnie nawet nie znalazła by się w pierwszej pięćdziesiątce, ale gildia Masek lubiła organizować tam spotkania nieco bardziej kameralne niż w obszernych i wiecznie zatłoczonych holach Neo-Luvru. Doktor Torvimdull oddał płaszcz w szatni, poprawił frak i okulary a następnie zamienił kilka słów z czekającym na niego kustoszem. Skrzywił się, gdy do jego uszu dotarł wydobywający się z wiszących pod sufitem głośników głos Lady Gagi, występującej w kolejnym kiczowatym przeboju. Podziękował proponującemu mu kieliszek szampana kelnerowi i szybkim krokiem ruszył w kierunku schodów na ostatnie piętro.

Na górze było dużo ciszej, gdyż wernisaż odbywał się jedynie na dwóch dolnych poziomach galerii a tu znajdowała się stała ekspozycja malarska, którą większość zaproszonych gości nie była w chwili obecnej zainteresowana. Szczęśliwie wyłączono tu również nagłośnienie więc upiorne gaganie nie mąciło atmosfery nieco opuszczonej ale wciąż majestatycznej galerii. Bez cienia wahania ruszył w stronę pomieszczenia położonego najdalej od schodów. Do niewielkiego pokoiku prowadził wąski korytarz, który bardzo łatwo było wziąć za przejście dla personelu. Tylko co bardziej ciekawscy zwiedzający mieli okazję rzucić okiem na niezbyt ambitny obraz zatytułowany „Wieża Hannoi”. Zazwyczaj po to, by wzruszyć ramionami i udać się w poszukiwaniu ciekawszych eksponatów.

Wieża Hannoi była obrazem dość abstrakcyjnym. Na błękitnym tle środek obrazu brutalnie przecinała namalowana białą farbą prosta linia. Przechodziła ona przez środek siedmiu różnokolorowych dysków z których każdy kolejny, patrząc od dołu, posiadał mniejszą średnicę, niż poprzedni. Dyski znajdowały się w równej od siebie odległości i miały idealnie gładką powierzchnię. Prostota i symetryczna konstrukcja obrazu rzadko zatrzymywała czyjś wzrok na dłużej. Ona wpatrywała się jednak w płótno od przynajmniej piętnastu minut.

- Czy lubi Pani kolor niebieski? – Doktor Torwimdull zadał pytanie tonem, jakby dyskutował z rozmówczynią od kilku minut. Dopiero gdy zobaczył jej zszokowane spojrzenie zorientował się, iż cały dialog w którym się przedstawił, poznał imię kobiety i wymienił należyte uprzejmości odbył jedynie we własnych myślach. Odchrząknął, szybko rzucił okiem na dłonie nieznajomej, po czym zaczął raz jeszcze.

- Mademoiselle. – ukłonił się energicznie – doktor Lucas Torwimdull, baron Li Halan, do usług.
Post Reply