[Drugi Świt] Mega City, pieniądze i władza.

Wszelkie przygody, które nie stanowią integralnej części fabularnej forum.
Post Reply
User avatar
Farmazon
Posts: 329
Joined: Tue Jan 06, 2009 1:12 am
Location: Bezmiar Bezdroży Umysłu

[Drugi Świt] Mega City, pieniądze i władza.

Post by Farmazon »

WWWWLuter opryskał twarz wodą ze zlewu i podniósł się do lustra. Spojrzał sobie po raz kolejny w brązowe oczy. Nagle oprócz zwyczajowej niechęci do tego co widzi, poczuł coś jeszcze. Coś jakby rozbawienie.
Uśmiechnął się kącikiem ust i przetarł twarz ramieniem. Poprawił krawat pod szyją. Sekundę później przemierzał korytarz First State Financial kierując się do wyjścia.

WWWWLudzie jak co dzień przewalali się jedną z głównych ulic, przy której miał nieszczęście stać bank, w jakim pracował. Nie była to pora jego przerwy i zapewne to, że opuścił stanowisko już ktoś gdzieś odnotowywał a ktoś inny, pracowitą parą rąk zapisywał do akt, które posłużą do umotywowania jego zwolnienia gdy się już wypali. Tak jak inni w jego zawodzie w jego wieku, na przykład ten Hank z PRu. Biedny skurczybyk. Codziennie, gdy widzieli się w windzie śmiał się, że o ile doczeka następnej imprezy firmowej, to oni już się razem pointegrują nad szklanką Jacka Danielsa. I co? Nie doczekał. Wyrzucili go na zbity pysk za jakieś gówno. Szczegół na kontrakcie którego zapomniał drugi raz sprawdzić za idiotę który robił poprawki. Cholera - przecież pracował w firmie od początku, każdy go znał. Pięć osób przyszło na pożegnalną imprezę. Co za bezsens.

WWWWLuter przebijał się przez ciżbę płynącą ulicami MegaCity w godzinach szczytu. Skłębiona powódź zaaferowanych twarzy przewalała się od fasady do krawężnika. Jak cholesterol pełznący w górę przyciasnej tętnicy sterowany ulicznymi światłami. Cały ten spętlony tłum nad którym unosił się zapach potu, uciekający spod przyciasnych kołnierzyków poliestrowych koszul i szum prowadzonych jedną ręką rozmów telefonicznych.
WWWWSłużalcze „Tak, oczywiście. Rachunek doślemy pocztą na adres...” mieszało się z czyimś spazmem niedowierzania „Jak ona mogła tak postąpić? Co za dziwka!” oraz słodkim do zerzygania „Oczywiście, że cię kocham pomponiku.” brzmiącym na tle wyharczanego ”Jak to kurwa nie oddał? Piątek, kurwa, albo zrobię mu rzeźnię”.

WWWWLuter nie rejestrował twarzy mówiących, rozglądał się dookoła szukając wejścia do alejki. Była tuż obok. Przy jej wejściu stał zaparkowany tyłem suv na zachodnich numerach z odrapaną tylnią klapę. O suva opierał się cwaniak. Luter wszedł do alejki potrącając do ramieniem.

WWWW-Co jest, kurwa, koleś? – krzyknął cwaniak z wrażenia wypuszczając skręcanego papierosa do kałużę- Masz ochotę żeby ci matkę po kostnicach ciągali na rozpoznanie, frajerze?!
WWWW-Szukam gnata. A ty je sprzedajesz.- beznamiętnie odparł Luter.
WWWW-Może, a kto pyta? -spytał cwaniak zmieniając ton z agresji na nieufność.
WWWW-Trzysta kredytów pyta. Bierzesz czy nie?- Luter wyciągnął kartę z wyświetlaczem nastawionym na sumę.
WWWW-Dobra dobra, wyluzuj, robimy interes. Czego ci trzeba?

WWWWDwie minuty później Luter znowu włączył się do ruchu. Rękojeść czterdziestki piątki wystawała z kieszeni spodni ale nakrył ją połą marynarki. Rozglądał się uważniej.
WWWWTrzy przecznice dalej zauważył odpowiedniego fagasa. Fagas miał na ręce złotego Tajm-eksa, kieszenie wypchane, w ręce walizeczkę, spodnie w kancik ciągnący się do samej dupy. Na nogach miał buciki z frędzelkami, tak błyszczące, że pod kątem można w nich było dojrzeć odbicia majtek kobiet w sukienkach. Luter stanął tuż za fagasem gdy ten zatrzymał się na światłach.

WWWW-Bez ceregieli. –warknął Luter i odbezpieczył broń. -Wyjmujesz portfel z kieszeni i mi go oddajesz. Tak, to co wbija ci się w plecy to lufa wykurwiście dużego gnata. Nie odwracaj się! I nie rozdziawiaj tak mordy. To cacko może Cię zostawić z o wiele większą dziurą. Zrozumieliśmy się?

WWWWSmród potu. I skinienie głowy fagasa. Sięgnął powoli do kieszeni i oddał gruby portfel.

WWWW-Grzeczny chłopiec, a teraz spierdalaj i się nie odwracaj. Chyba, że masz ochotę wydłubywać ołów z nerek.

WWWWKilkanaście minut później Luter uśmiechał się łagodnie do sprzedawcy samochodowym. Chyba już po raz siódmy obchodzili błyszczącego Mercedesa. Najwyraźniej sprzedawca nie opowiedział mu jeszcze o „zupełnie rewolucyjnie-fenomenalnym” korku do chłodnicy czy „absolutnie-nieziemskiej i na światowym poziomie” sprężynie w bagażniku.

WWWWLuter poruszał ustami machinalnie, zadając w odpowiednich momentach pytania, które rzuciłby typowy nabywca. Sprzedawca brał jego zamyślenie za rozważanie szczegółów leasingu, zawieszenia, cylindrów, czy cholera wie czego i po cichu już zacierał ręce licząc prowizję z nowego Ex-ce-el-esa, którego wybierał bogaty naiwniak

WWWWLuter skinął głową i widząc, że szykuje się ósme kółko wokół wozu wyrwał się z rozmyślania.

WWWW-Jasne, rozumiem. –nie rozumiał i nawet nie miał zamiaru próbować. - A jazda próbna?
WWWW-Szanowny pan może wziąć auto nawet na cały dzień! W ramach wypróbowania rzecz jasna, wychodzimy do klienta. Zechciałby pan podpisać papiery już teraz czy po zakończeniu?

WWWWGłos sprzedawcy ociekał emfazą typową dla kobiet doznających nirwany na widok swoich czystych gaci w reklamach proszku do prania. Luter użył całej swojej siły woli aby nie złapać go za wsiarz i nie przebadać jego czaszką wytrzymałości przedniej „niespotykanie odpornej i niełamliwej” szyby w aucie. Wzdrygnął się, mimowolnie notując, że dzięki żelowi na łbie lizus pewnie odbiłby się i wyrżnął o przeciwległą ścianę.

WWWW-Po zakończeniu. – wycedził w końcu, z maksymalną uprzejmością na jaką było go stać.
WWWW-Tak, o… -najwidoczniej sprzedawcy udało się wyczytać coś niecoś z tej fantazji w twarzy Lutera. – W takim razie niestety będę zmuszony prosić, o zaliczkę. To absolutna formalność ma się rozumieć, cechujemy się…
WWWW-Ile? -uciął Luter wyciągając z kieszeni skradziony portfel.

WWWWKilka minut później Luter pruł już przez miasto ścinając zakręty i łamiąc jeden po drugim zakazy i nakazy. Na którymś ze skrzyżowań zerknął za zegarek. Za chwilę w pracy wypadał fajrant. Zapiszczał gumami i niemiłosiernie katując podzespoły wspomagania skręcił przy osiemdziesięciu pięciu w Westbridge Avenue. Wymusił pierwszeństwo i przeraził paru straganiarzy. Był już o parę ulic od First State Financial.
Musi być stąd jakieś wyjście. - Powiedział Błazen do Złodzieja. - Jest za duże zamieszanie. Nie mogę znaleźć ukojenia.
User avatar
Drahomir
Posts: 66
Joined: Thu Feb 19, 2009 10:45 am

Re: [Drugi Świt] Mega City, pieniądze i władza.

Post by Drahomir »

Przez mrok miasta rozległo się głośne wołanie my tu ......... i zaraz pozdychamy z nudy.
Post Reply