Postawimy Valhallę

Wyprawy w nieznane i znane rejony, mające na celu ratowanie świata lub pogrążanie go w chaosie. Przygoda w Multiświecie to rzecz pewna.
Post Reply
User avatar
Crow
Posts: 2584
Joined: Fri Aug 29, 2008 10:51 am

Postawimy Valhallę

Post by Crow »

WWWCichy bieg ogłaszany jest na pokładzie łodzi podwodnej w czasie rejsu po wrogich wodach. Nawet upadający przedmiot czy głośniejszy krzyk może zostać wyłapany na sonarze przeciwnika. Statki kosmiczne szczęśliwie nie mają podobnego problemu i na pokładzie lecącego nieco niestandardowym kursem okrętu heavy metalowa muzyka grzmiała na pełny regulator.

WWW- ELEKTRYKA! – przeciągłemu growlowi akompaniowały ostre gitarowe dźwięki – ELEKTRYKA!.

WWWOdziana w pieszczochę ręka przesunęła dźwignię ciągu i oznakowany barwami Zakonu Cienistego Młota pojazd rozpoczął wchodzenie w atmosferę błękitnej Shiroue.

-----------------------

WWWLata świetlne dalej inny okręt zakonników zbliżał się do planety o średnicy blisko połowę mniejszej od świata Psioligowców. Czarny, porowaty glob wyglądał jakby nie jedno już przeszedł. Jego powierzchnia usiana była tysiącami kraterów i bruzd. W środku struktury, nieco zapomniana i zakurzona, znajdowała się komnata z siedmioma siedziskami. Teraz opuszczona i nieco zapomniana, nadal jednak pamiętająca dni podbojów i chwały.

-------------------------

WWWPowierzchnia dziewiątej planety układu Chaotic Alliance nie była co prawda równie jałową pustynią, lecz wszelka wegetacja musiała walczyć o każdy skrawek przestrzeni. Nie dotyczyło to oczywiście ogrodu, w który niegdyś Ponure Zamczysko przemienił Caibre. Niestety, żółtawo-zielony pęd, pokryty drobnymi, jeszcze nierozwiniętymi kolcami, próbował złapać kilka promieni jednej z dwóch gwiazd układu wzdłuż skalnej ścieżki prowadzącej do siedziby Chimerii. W starciu z metalowym butem generała Raflika nie miał najmniejszych szans.

WWW‘Zabunkruj się dobrze i pilnuj, żeby nikt nam tego nie zawinął’. Słowa wiedźmy wciąż brzmiały w głowie półwampira. Nie wiedział, czy bardziej irytowała go insynuacja niekompetencji, czy sugestia, że powinien zamknąć się w bunkrze jak mięczak. Wyrzucił bezwartościową kartkę, którą przyniósł na spotkanie z przywódczynią. Najważniejsze aspekty receptury były zapisane na dyskach komputerów zamkniętych w pilnie strzeżonych pomieszczeniach jego laboratorium.

WWWGenerał tęsknił za czasami glorii i chwały bitewnego pola. Do niszczenia światów i torturowania niewolnic. Odkąd jednak cały układ planetarny był pogrążony w tym przeklętym WISHu, nie dało się nawet wystawić porządnej floty.

--------------------

WWW- Ellanie! – powitał dziewczynę, która właśnie weszła do jego gabinetu, Crow. Odstawił kubek na biurko i uśmiechnął się pogodnie. – Jak idą przygotowania?

WWWEllanie Dot była niewysoką brunetką o filigranowej figurze. Włosy ścięte tuż nad linią ramion, nieco krótsze z tyłu, linią cięcia zrównywały się z podłużnymi srebrnymi kolczykami. Przypominające liście paproci ozdoby stanowiły nieodłączny element skromnej pod innymi względami biżuterii kobiety. Lubiła małe espresso i kwiaty słonecznika. Po terenie Akademii przechadzała się zazwyczaj pospiesznym krokiem, okryta o pół numeru za dużym laboratoryjnym kitlem. Choć odbierało to jej odrobiny powagi, nie wynikało z braków magazynowych na półce opisanej jej niewielkim wzrostem. Ellanie twierdziła, iż jego falujące przy każdym kroku białe połacie są nieodłącznym atrybutem każdego szanującego się szalonego wynalazcy. Zaiste, dziewczyna od trzech lat pełniła funkcję adiunkta na katedrze fizyki stosowanej, a zadane przez rektora pytanie dotyczyło przygotowań do prezentacji prototypu jej najnowszego wynalazku – promienia pomniejszającego.

WWW- Wyśmienicie – odpowiedziała beztrosko, siadając na krześle i zakładając nogę na nogę. – Eksponat jest już zamontowany w sali konferencyjnej, a goście bez przeszkód dotarli do swoich hoteli i powinni za kilka godzin zacząć przyjeżdżać do centrum.

WWW- Psio Ligowcy też się zjawili?
WWW- Pracownicy hotelu mówią, że jeden z nich zachowuje się bardzo dziwnie – dziewczyna rozłożyła ręce – ale z Shiroue przybyło nawet więcej gości, niż się spodziewaliśmy. W czasie prelekcji kilku zostało posadzonych w pobliżu baronowej Catharine Cztery Popioły z CA, ale nie powinno dojść do żadnych scysji.

WWWMężczyzna pokiwał głową. W nagrodę za zasługi Baronowa Catharine otrzymała we władanie Uhl-7, mało znaczącą planetkę podbitą przez Chaotic Alliance. Podobnie jak na większości światów, które miały wątpliwą przyjemność gościć armie sojuszu, zostały tam jedynie rozrzucone na cztery strony świata prochy i popioły. Wbrew licznym przeciwnościom Catharine udało się rozwinąć całkiem przyzwoicie prosperującą kolonię. Fundamentom, na których ją postawiła, zawdzięcza swój obecny przydomek. Rok temu, na jej zaproszenie, na terenie liczącej już blisko sto pięćdziesiąt tysięcy osadników stolicy Uhl-7, otworzona została placówka Akademii.

WWW- W najgorszym wypadku Vilemo będzie miała ich na oku – dokończyła Ellanie.
WWW- Cieszę się, że masz wszystko pod kontrolą – odpowiedział rektor poprawiając lekko zsuwające się okulary. – Niestety – kontynuował – dziewczyny ze stacji przeprowadzają dziś kolejną próbę odtworzenia połączenia z Coddar, przy której muszę być obecny. Będę mógł do Ciebie dołączyć dopiero w czasie bankietu.

WWWEllanie przytaknęła. Nie była to ani pierwsza, ani zapewne ostatnia konferencja, którą miała poprowadzić sama. Z treścią jej wystąpienia Crow był zapoznany od dawna i wygłoszenie go było już tylko formalnością. Rozmawiali jeszcze chwilę, ustalając ostatnie szczegóły.

WWW- Ok – powiedziała w końcu krótko Ellanie, zbierając się do wyjścia – na mnie powoli już czas.
WWW- Oczywiście – rektor odprowadził dziewczynę do drzwi – powodzenia na prelekcji. Do zobaczenia wieczorem.
WWW- Tak, do wieczora.

WWWZa Ellanie Dot niespiesznie zamknęły się drzwi gabinetu.

--------------------

WWW- ZCM-cztery siedem siedem jeden, tu wieża kontrolna Tir Tuered.

WWWTir Tuered niegdyś było elfickim miastem. Teraz jednak należało głównie do ludzi. Przesiedleńcy z Vendigroth przez wiele lat systematycznie opuszczali slumsy, które stworzyli zaraz po przybyciu na Shiroue wokół pięknych elfickich domów. Dziś, na centralnym placu stoi pomnik przedstawiający skrytobójczy atak Ceresa, przywódcy Desolatorów CA, na Lilly Meliand. Tir Tuered było najważniejszym skupiskiem cywilizacji w tym rejonie, z własnym lądowiskiem, systemem nasłuchu i ośrodkiem szkoleniowym Kłów.

WWW- ZCM-cztery siedem siedem jeden, poruszasz się po zbyt płaskiej trajektorii. Skoryguj kurs o zet minus cztery.

WWWOd czasów wojny z AntyWiPem, Psia Liga prowadziła regularną wymianę handlową z zakonnikami. Tym razem jednak na wezwania jednego z rutynowych połączeń odpowiadała radiowa cisza.

WWW- ZCM-cztery siedem siedem jeden, przy tej prędkości…
WWW- ELEKTRYKA! – eter w końcu wypełnił potępieńczy wokal.

WWWPrzedłużone ostatnie A zlało się z dźwiękami agresywnej gitarowej solówki. Pojazd przeleciał nad Tir Tuered nawet nie myśląc o zbliżeniu się do lądowiska. W rytm jazgotu szarpanych strun na fortyfikacje znajdujące się czterysta kilometrów na południe od miasta poleciały pociski.

--------------------------------

WWWW pustej sali Zgromadzenia zawirował kurz. Chwilę później, kilka odłamków zastygłej Krystalicznej Materii posypało się z sufitu, by po krótkim locie roztrzaskać się na zaniedbanej posadzce. Planeta, pierwszy raz od lat, wprawiana była w ruch. Nie za pomocą wbudowanego napędu podprzestrzennego, czy prostego systemu grawitacyjnego, modelującego strukturę czasoprzestrzeni wokół globu. Masywna skała została wzięta na stary, dobry hol. Planeta bezradnie obróciła się wygrawerowany w okolicach równika napisem „Na pohybel skurwysynom. Tą stroną do wroga” - w nie tą stronę co trzeba i posłusznie ruszyła za szybko oddalającym się pojazdem.

---------------------------------------

WWW- JESTEŚMY ATAKOWANI! – zawodzący głos jednego z orków przywitał Raflika przed ostatnim zakrętem.

WWWGenerał odepchnął biegnącego w jego stronę zielonoskórego i przyspieszył kroku. Niepozorna latryna była już kilka metrów przed półwampirem, gdy niczym wystrzelony z katapulty wyskoczył z niej odziany w kolorowe barwy drow. Połacie imponującego płaszcza przesłoniły na moment światło jednej z gwiazd systemu.

WWW- Virtz – Raflik, przekręcając jak zwykle imię postaci, spojrzał w górę, przygryzając zęby

WWWSpojrzenia obu mężczyzn spotkały się na obezwładniająco długą sekundę. Generał odruchowo sięgnął po przypięty do pasa miecz. Wtedy zwaliła go z nóg potężna eksplozja.

-------------------------------

WWWOd pierwszych minut konferencji przykuwał uwagę. Odrobinę niedogolony, ubrany w biały garnitur, przybył na prelekcję w towarzystwie dwóch wysokiej klasy eskort. Między wewnętrzną kieszenią marynarki a dłonią mężczyzny regularnie kursowało misternie zdobione akcesorium i już po pół godzinie wszyscy goście rozmawiali o ‘mężczyźnie z cygarnicą’. Jego prawdziwe imię brzmiało Adam Lockhart i gdy sabotażyści rozpoczęli swoją akcję, doskonale wiedział, co robić.

WWWW czasie, gdy zmniejszeni do kilkunastu centymetrów goście wzywali pomocy, próbowali zeskoczyć na ziemię, lub uciec przed szalejącym w pomieszczeniu kotem, Adam Lockhart ukrył się za leżącym na srebrnym półmisku niedojedzonym kurczakiem. Spokojnie czekał, gdy odziany na czarno mężczyzna - jedyna w tej chwili postać na sali nie będąca miniaturowym karzełkiem – wgniótł w powierzchnię stołu wymachującego muskularnymi ramionami mistrza Graffengena z Zakonu Cienistego Młota. W końcu, gdy odziany na czarno mężczyzna kończył rozlewać w pomieszczeniu benzynę, Adam Lockhart zaczął rozglądać się za Ellanie Dot.

WWWGdy udało mu się ją wypatrzeć, Adam zgrzytnął swoimi idealnie białymi zębami. Adiunkt szybko zorganizowała wokoło siebie miniaturowych gości konferencji i prowadziła grupę w kierunku punktu ewakuacyjnego. Na tym samym stole, co Adam, zostało dwóch Psio Ligowców, jakieś dwie kobiety, pewnie skojarzone z Akademią i Baronowa Catherine, wraz z niespuszczającym ją z oczu mężczyzną o imieniu będącym chyba parodią filmu z końcówki lat osiemdziesiątych. Baronowa sprawnie zdarła pół niepraktycznej sukni i upięła za pomocą materiału długie, kasztanowe włosy. Trzeźwo stwierdziła, że największe szanse na przeżycie mają trzymając się jak najdalej od prowadzonego przez Dot korowodu.

WWWTo nie było po myśli Adama, który chwilowo potrzebował niechcianych kompanów. Nim udało mu się ich skłonić do porzucenia planu baronowej, grupa Ellanie dawno już opuściła pomieszczenie. Dogonić ją udało się dopiero wiele godzin później, po forsownym marszu przez przypominający teraz tropikalną dżunglę ogród przed centrum konferencyjnym. Prosta przeprawa przez niewielki strumyczek nieomal skończyła się tragicznie dla jednej z towarzyszek Lockharta. Przejście w pobliżu niewielkiego mrowiska było już prawdziwie niebezpieczne, a w czasie spotkania z czerwoną osą Adam musiał zdradzić się ze swoim militarnym przygotowaniem.

WWWEllanie z ulgą przyjęła ofertę pomocy. Prowadziła ocalałych w kierunku pomieszczenia laboratoryjnego. Za pomocą drugiego prototypu mogła odwrócić efekt sabotażu. Na jej nieszczęście, w czasie próby sforsowania drzwi budynku, w końcu pojawiła się okazja, na którą Adam czekał. Gdy wraz z Ellanie udał się na rekonesans, obezwładnił ją za pomocą przechowywanego w cygarnicy anestetyku. Przerzucił bezwładne ciało przez ramię i w przeciągu pół godziny, nim ktokolwiek się zorientował, przywrócony do normalnego wzrostu Adam Lockhart znajdował się w drodze na orbitę.

-------------------------------

WWW- To nie dla Ciebie, złodzieju.

WWWTylko te słowa usłyszała ukryta pod kwiecistym rondem kapelusza postać, nim poczuła silny uchwyt na sięgającej po kryształ Stabilinum ręce. Przecież była w tym pomieszczeniu sama! Teraz jednak, w panującym w sali mroku wyraźnie dało się dostrzec sylwetkę, należącą do jakiegoś olbrzyma. Nie, to tylko rozłożone czarne skrzydła dodawały wysokiemu mężczyźnie monstrualnych rozmiarów. Spróbowała się uwolnić, jednak uchwyt Psioligowca był jak z żelaza. Rozpoczęła się szamotania, lecz złodziejka z każdą chwilą słabła. Przy kolejnym szarpnięciu kapelusz zsunął się z jej głowy. Surowy wyraz twarzy anioła uległ zmianie, gdy ich spojrzenia się spotkały. Jego oczy rozszerzyły się nieco, jakby nawiedziło go jakieś wspomnienie, powrócił jakiś demon przeszłości. Kobieta nie mogła przepuścić tej okazji. Niezbyt mocne kopnięcie pozwoliło jej zbić Maczera z nóg i oswobodzić w końcu rękę. Pozostawiając za sobą kryształ, kapelusz i szybko szykującego się do pościgu upadłego pobiegła w kierunku wyjścia.

WWWW innym pomieszczeniu Hiroku Bakabajashi leżał w szybko rosnącej kałuży krwi. Stojący nad nim mężczyzna powoli wysunął język i oblizał pokrytą życiodajnym płynem pieszczochę. Na pomalowanej trupobiało twarzy został czerwony ślad. Uniósł do góry rękę układając dłoń w cornę, po czym zakręcił kilkukrotnie głową. Ostatni raz kopnął podbijanym żelazem glanem leżącego samuraja, po czym wrzucił drugi z kryształów Psiej Ligi do przyozdobionej czerwoną nicią czarnej, skórzanej sakwy.

-------------------------

WWWJeden z niewielu w pełni funkcjonalnych okrętów Zgromadzenia zakończył skok. Pokrywa pojedynczego fotelu na mostku uchyliła się z cichym sykiem. Siergiej Zarov, zwany Pierwszym Sekretarzem ze względu na pełnioną niegdyś funkcję w Związku Socjalistycznych Planet, otworzył gorejące czerwonawym fioletem oczy. Wszystkie systemy pracowały normalnie, a komputery pokładowe nie zgłaszały żadnego niebezpieczeństwa, więc Zarov niespiecznie uniósł się na jednej z dwóch par rąk.

WWWMierzące ponad dwa metry ciało Sekretarza było tworem hybrydowym. Po części ludzkim, po części należącym do przedstawiciela rasy zwanej Shivanami. Poza odziedziczonymi po tym drugim gatunku, uzbrojonymi w potrójne szpony czterema kończynami górnymi i monstrualnym wzrostem postura Zarova z grubsza przypominała mieszkańców Ziemi. Prawie cała była pokryta pancerzem, mieniącym się różnymi odcieniami czerwieni.

WWWNiegdyś Zarov przemawiał w imieniu całego Shivańskiego roju. Wtedy znany był pod jeszcze jednym imieniem – c914-2711. Teraz jednak Shivan w tej części Multiuniwersum nie było. Po odpieczętowaniu Punktu Zero uwolnili się spod wpływu pradawnej rasy Pierwszych i zamknęli we własnym wszechświecie. W czasie tego wydarzenia, zwanego przez członków zgromadzenia Etemaki, prawie wszystkie artefakty pozostałe po Shivanach zostały wchłonięte przez czarną dziurę. Na orbicie odległej planety Khaj’Litt istnieje jednak konstrukcja zwana Scyllą, a w jej pobliżu jeszcze kilkanaście pustych gniazd daremnie oczekujących na powrót swych gospodarzy.

WWWC914 (mimo odłączenia od roju przyzwyczajony był do tego imienia) z lekkim zdziwieniem spojrzał na monitor komputera nawigacyjnego. Nie mogło być mowy o żadnej pomyłce w koordynatach skoku, a jednak w punkcie przestrzeni gdzie powinna znajdować się była siedziba Zgromadzenia nie było nic. Wysłany z pokładu próbnik nie wykrył nawet odłamków skalnych, które musiałyby by pozostać, gdyby Ta Cholerna Czerwona Skała została zniszczona. Konkluzja mogła być tylko jedna.

WWWNitopir, Roevean, Maciek, REnler, Sereus i Faroo. Nieco później Arek Helionis. Część z nich już dawno martwa. Część odwróciła się od Zgromadzenia w czasie rozłamu który powstał gdy na jaw wyszło pokrewieństwo Roeveana z zbrodniarzem wojennym z Chaotic Alliance – Haritsuke. Reszta, po zakończeniu Etemaki i zainicjowaniu nowej cywilizacji w świecie Nomad odeszła w swoje strony. Czy ktokolwiek z nich podniesie rzuconą im prosto w twarz rękawicę? Atak na ich dawny dom? Na pomnik będący świadectwem minionej chwały?

WWWPrzed rozłamem w szeregach militarna potęga Zgromadzenia nie miała sobie równych w Multiuniwersum. Bitwa o układ Chaotic Alliance zakończyła się co prawda zwycięstwem obrońców, lecz było to zwycięstwo Pyrrusowe. Mistrz Yuby, ówczesny przywódca sojuszu, pogrążył świat CA w zaklęciu WISH, uniemożliwiającym uwalnianie w międzyplanetarnej przestrzeni układu energii o mocach wyższych niż wystrzał z pistoletu laserowego. Choć straty po stronie Zgromadzenia były znaczące, od tego dnia nie było w Multiuniwersum floty mogącej stawić im czoła.

WWWTak było aż do Etemaki, które oznaczało koniec dominacji wojsk Zgromadzenia. Praktycznie wszystkie okręty Shivan i Xenomorphów, stanowiące trzon floty organizacji, zostały unicestwione. Kilka okrętów bio-roju pozostało uśpionych w pobliżu planety Shiroue, a wiele artefaktów należących do pozostałych zaprzyjaźnionych z nimi nacji nadal jest porozrzucane po różnych częściach Multiuniwersum. W pełni sprawnych statków Zarov miał do dyspozycji jedynie garść i to będzie musiało starczyć, by odpowiedzieć na agresję z nowej, nieznanej strony.


------------------------------------

WWWRaflik obracał przez moment w ręku kawałek drewna z stylowo wyciętym serduszkiem. Kibel stał na straży jego laboratorium jeszcze w czasach poprzedzających przybycie generała do tej części Multiuniwersum. Teraz jego sanktuarium zostało naruszone. Nie przez wszarzy z Psiej Ligi. Nie przez przepakowaną Krystaliczną Materię. Nie przez sodomitów z Agendy. Tylko przez …

WWWKawałek drewna zamienił się w lodową rzeźbę chwilę przed tym, jak Raflik zacisnął trzymającą go pięść. Teraz porachunki były osobiste.

-------------------------------------

WWWCrow, obecny rektor i założyciel Akademii Omnes Artes Feminarum, zdecydowanym ruchem ręki zaciągnął żaluzję, gdy kolejny raz ostry promień szperacza omiótł pomieszczenie. Na zewnątrz, pomimo panujących ciemności, nadal trwała akcja ratunkowa. Do świtu pozostało dwadzieścia godzin, więc oczekiwanie na naturalne oświetlenie rozległego ogrodu mogło dla części miniaturowych postaci okazać się zbyt długie.

WWWOprócz ubranego w mocno już wymięty stój wieczorowy w pomieszczeniu siedziała również Baronowa Catharine. W przeciwieństwie do pozostałych uratowanych ofiar ataku kobieta była zrelaksowana i zdawało się wręcz - spełniona. Traumatyczne dla pozostałych naukowców przeżycie dla doświadczonego członka Chaotic Alliance było niedzielnym spacerkiem i miłą okazją do rozruszania kości.

WWW- Nie wiem, kim był mężczyzna z cygarnicą – odpowiedziała na kolejne pytanie. – Wiem za to, że okręt naszych przyjaciół z ZCMu, oprócz portu na planecie, ostrzelał również oczekującego na orbicie Flamefarera. Miną tygodnie, nim moja załoga będzie mogła odwieźć mnie do domu.

WWWAtak na planetarne lądowisko Crow opisał Baronowej wcześniej. Praktycznie wszystkie lądowniki, pinasy i jednoosobowe myśliwce należące do gości konferencji zostały unicestwione jedną salwą z nowoczesnego okrętu w barwach zakonników. Raporty o uszkodzeniach z orbity nadal spływały. Przez uchylone drzwi do pomieszczenia wleciało ptakopodobne Goho, jedna z magicznych pseudoistot wysłanych przez rektora. Goho wylądowało na wysuniętej dłoni mężczyzny, po czym zmieniło się z powrotem w skrawek pergaminu, z którego zostało stworzone. Mężczyzna poprawił okulary, zanotował coś na kartce, po czym wrócił do rozmowy z Baronową.

WWW- Rzecz jasna już szykujemy Ci jeden z naszych statków do lotu na Uhl-7. – Rektor może nie należał do grona najbliższych przyjaciół Baronowej, niemniej od kilku lat był na tyle bliskim znajomym, by w odosobnieniu zwracać się do niej per ty.
WWW- Szczerze mówiąc – Baronowa oparła głowę o palce ułożone w literę L – liczyłam na transport w nieco inne miejsce. Crow, widziałam jak mężczyzna z cygarnicą walczył, jak się poruszał. To był zawodowiec. Ktoś z rodzimych żołdaków na pewno będzie nam w stanie go zidentyfikować.

WWWUżyta liczba mnoga nie umknęła uwadze rektora. Wiedział również dobrze, które rejony Multiuniwersum Catharine określała jako rodzime strony. Nie skomentował tego jednak.

WWW- Tak – Baronowa wyłapała jego spojrzenie – liczę na transport i towarzystwo do samego serca układu Chaotic Alliance.
WWW- Jeśli nie zestrzelą nas zanim w ogóle nawiążemy łączność radiową na granicy WISHa– odpowiedział w myślach Crow, układając krótką listę spraw do załatwienia przed lotem.

--------------------------------------

WWW- Najlepsi specjaliści Zamku w Chmurach dają Hiroku 20% szans na przeżycie – Satsuki beztrosko mówiła w stronę niewielkiego urządzenia - Zgromadzeniu skradziono całą siedzibę, w CA skaczą sobie do gardeł, prześcigając się w kolejnych oskarżeniach o zdradę. Wszystko z pokładów eksperymentalnej linii okrętów skradzionych ZCMowi. Bez nich dział R&D zakonników ogłosił opóźnienie 82% projektów o kilkanaście lat.

WWWSatsuki przechyliła kubek, popijając spokojnie herbatę. Sztuczne słońce Dolnego Ry’leh przyjemnie grzało, a powierzchnia Księżycowego Jeziora była wyjątkowo spokojna. Księżycowe smoki z pewnością tej nocy rozpoczną swój taniec. Demonica westchnęła, karcąc w myślach małą kreatywność dawnych zoologów. Przyszła jednak pora na mniej przyjemny aspekt rozmowy.

WWW- Co więcej – kontynuowała, bawiąc się wisiorkiem na szyi – napastnicy weszli w posiadanie BOZa.
WWW- Ukradli nam BOZ? – po raz pierwszy odezwał się zaskoczony głos z ekranu.
WWW- Wysłowiłam się chyba dość wyraźnie – odpowiedziała z przekąsem. - Weszli w jego posiadanie.

WWWMachnęła ręką.

WWW- Wszystko rzecz jasna zgodnie z planem. Teraz z resztą ten stan zmienimy.

WWWPoczekała aż przekaz dotrze do postaci po drugiej stronie połączenia.

WWW- Widzisz, BOZ to w Agendzie moja działka. Po jego zdobyciu otrzymałam we władanie Dolne Ry’leh, lecz każdy przywilej wiąże się z odpowiednimi obowiązkami. Szykuj się do drogi!

WWWSatsuki fikuśnie posłała buziaka w stronę monitora, po czym przerwała połączenie.

------------------------

WWWKryształ Stabilinum, BOZ, receptura Stabilinum X, Ta Cholerna Czerwona Skała oraz inne łupy przemierzały międzygwiezdną pustkę na pokładach (lub na holu) skradzionych okrętów. Rozproszona flota kierowała się w stronę punktu zbiórki. Pod Valhallę zostały podłożone fundamenty.
User avatar
Caerth
Posts: 513
Joined: Sun Feb 22, 2009 9:44 pm
Location: Above

Re: Postawimy Valhallę

Post by Caerth »

Landara Ligii w najlepszych sytuacji nie była statkiem kosmicznym godnym nazywania statkiem. Ani kosmicznym. W warunkach systemu planetarnego z nałożonym odgórnie embargiem na wyzwalaną lokalnie energię krowiasta jednostka zachowywała się niczym lodówka poddana działaniu grawitacji, na zboczu góry. W drodze w dół, ino odwrotnie.

Osiągnięcie orbity zajęło jednak niezgrabnemu tworowi zadziwiająco niewiele czasu - Vhriz nie cackał się i popchnął manetki ciągu do oporu, daleko poza czerwone pola. W efekcie znalazł się poza bezpośrednim oddziaływaniem pola grawitacyjnego w niecałe dziesięć minut, za to z pustymi zbiornikami paliwa. Asfaltowy astronauta amator miał jednak całkiem niezła alternatywę do wbudowanego układu napędowego.
Zajumana z piwniczki szefowej CA skrzynka szampana nadała się idealnie.

---

Orbita, którą posiadał ukradziony statek, nie była stabilna. Po kilku obrotach pojazd zamieniłby się w efektowny choć krótkotrwały pokaz pirotechniczny na niebie, lecz została wyliczona w taki sposób by posłać złodzieja wraz z łupem w żwawym tempie poza granice zaklęcia. Tam napęd nadprzestrzenny mógłby zostać użyty zgodnie z przeznaczeniem, a Vhriz spotkać się ze zleceniodawcą i przekazać zdobycznego fanta.

Potrzebna była tylko delikatna korekta kursu...


---

Vhriz z zadowoleniem związał razem dwa ostatnie końce liny. Dwadzieścia butelek szampana tkwiło przymocowanych na wszelkie możliwe sposoby do kadłuba - liny cumownicze, taśma klejąca, guma do żucia, uszczelniacz kadłuba, melasa z mesy - efekt był mało estetyczny, ale nowy system napędowy trzymał się całkiem nieźle i był gotowy do użycia. Vhriz, w niedopasowanym kombinezonie kosmicznym, który nadawał mu wygląd miałego ludzika Michelina, z satysfakcją podziwiał swoje dzieło - bez problemu dojrzał więc pierwsze oznaki pościgu.

Nie żeby można je było przeoczyć.

Sojusz Chaosu nie był organizacją słynącą z rozwiązań finezyjnych czy eleganckich. Nie oznaczało to iż takowych w arsenale członków nie było, miały one jednak tendencję do bycia "przygaszonymi" przez działania posiadające zdecydowanie więcej, większych, efektów ubocznych.

Jednym z eleganckich rozwiązań problemu podrózy międzyplanetarnych była budowa na planetach układu długich na kilometry szybów kopalnianych. Były one, wbrew wszelakiej logice sztuki proste jak strzała, wyposazone w rozmieszczone co kilkaset metrów sferyczne komory, jak również wzmocnione tak, by były zdolne znosić gwałtowne wzrosty ciśnienia. Caibre, będący oryginalnym pomysłodawcą tego rozwiązania, tak jakoś jednak zapomniał o tunelach, korzystając raczej do latania z efekciarskich żagli słonecznych. Zapomniane tunele nie zostały jednak zapomniane, a jakiś zapobiegliwy minion wykorzystał większość z nich jako wygodne składy amunicyjne - wydawały się wręcz stworzone z myślą o tej roli.

Minion nie mylił się zbytnio.

---

Raflik, wraz z pomagierami, siedział przypięty do jednego z foteli ustawionego w wąskiej, a długiej komorze ładunkowej wehikułu. Maszyna, ochrzczona przez twórcę Verne, konstrukcyjnie była prostsza od budowy cepa: cylinder z podstawą grubości prawie pięćdziesięciu metrów, solidne scianki i stożkowaty dziub opisywały w zasadzie cała maszynę. Magia służąca do rozpędzenia całego pakietu wraz z pasażerami miała miejsce poza wahadłowcem.

---
Na rozkaz generalismusa w kontroli lotu wciśnięto przycisk kontrolujący zapłon. W efekcie wydarzyło sie kilka rzeczy.

Na dnie szybu pierwszy ładunek miotający eksplodował, a powstałe ciśnienie pchnęło pocisk z Raflikiem i towarzyszami na pokładzie w górę. Nastepnie kolejna eksplozja dołożyła swoją energię, kolejna, i tak działo w systemie Tausendfusler rozpędzało pocisk do prędości orbitalnej.

Po minięciu drugiego punktu napędowego pocisk natrafił na wyżłobienia w ścianach tunelu, jego pasażerowie odkryli znaczenie pojęcia "stabilizacja żyroskopowa".


Pocisk opuścił tunel z wystarczającą prędkością by dogonić statek złodzieja, poruszając się, ku pewnemu zaskoczeniu ekipy w centrum startowym, nawet na kursie zbieżnym.
Zaskoczenie nie trwało jednak długo - potężna porcja gazów wylotowych rozsadziła ostatni segment tunelu, zmiatając wszystko w promieniu kilkunastu kilometrów od stanowiska startowego, w tym centrum kontroli. Pomure Zamczysko otrzymało jedynie niewielkie przemodelowanie zewnętrznej elewacji, powstała też konieczność wymiany kilku okien.

I zawaliła się jedna z wież.

Ta Chimerii.
---

Vhriz z zainteresowaniem śledził lśniący punkt wyskakujący na fali eksplozji ponad atmosferę. Punkt bardzo szybko przestał się porusząć ponad horyzontem, za to zyskiwał na jasnośći w alarmująco szybki sposób. Drow jednak spokojnie dokończył kreślenie mistycznych znaków na kadłubie zdobycznego statku, wsunął stopy w odpowiednie zagłębienia w panelach poszycia i strzelił palcami.

Dwadzieścia korków szampana wystrzeliło w ciszy z idealną synchronizacją. Magia, wariacja runicznej szkoły Iranahla, związała się z alkoholem wewnątrz butelek, tworząc most pomiędzy wymiarami. Zaklęcia, każde w pojedynkę, było sztuczką godną co najwyżej ucznia wioskowego sztukmistrza - wieczna fontanna była zwykle używana do zabawiania gawiedzi na jarmarkach lub w trudnych czasach, do nawadniania pól. Vhriz jednak pracował nad formułą tej sztuczki przez naprawdę długi czas. Nikt normalny nie przepuszcza tak banalnego zaklęcia przez pięć kręgów magii, prawda?

---

Za uciekającym statkiem Ligii rozwinął się lśniący potok srebra. Zamarznięty szampan stworzył gęstą chmurę drobinek lodu, przesłaniającą drowowi planetę poniżej, pościg, a nawet sporą część nieba.

---

Raflik rozwiązał kwestię wirówki wyrzucając pomagierów przez luk na dziobie tak długo aż ruch obrotowy ustał. Gdyby posiadał sumienie, fakt iż większość z nich była już martwa w momencie startu zapewne by pomógł - a tak logika pozbycia się martwego ciężaru była jak najbardziej na miejscu. Błękitnowłosy stał teraz na szpiczastym dziobie swego wehikułu z mieczem w dłoni i...

Uderzył w ścianę. Lodu.



Co może i byloby dla niego przyjemne, gdyby nie prędkości które wchodziły w grę w czasie spotkania.

Efekt był podobny do uderzenia w ścianę. Która płonęła.
I musowała. Kulkami plazmy.
Last edited by Caerth on Sat Sep 21, 2013 10:06 pm, edited 2 times in total.
My soul is still the same
But it has many names
User avatar
Chimeria
Posts: 824
Joined: Fri Aug 29, 2008 7:28 pm

Re: Postawimy Valhallę

Post by Chimeria »

Chimeria ze złością patrzyła na prześwit, który został po wieży. Obserwując szkliste niebo zdjęła z siebie bańkę ochronną. To nie był jednak właściwy czas, aby martwić się o stare komnaty. Wiedźma zakręciła się na pięcie i pędem ruszyła do laboratorium. To nie mógł być przypadek, że akurat dziś złodziej wdarł się do ich siedziby. Biegiem minęła kilka chłodnych korytarzy, po czym dopadła do dobudowanego przez siebie przejścia prowadzącego do laboratorium. Wchodzenie przez wychodek nie sprawiało jej takiej radości jak Raflikowi. Po drodze spotkała biegające orki zderzające się w chaosie™ z wargami, wywernami i demonami szukającymi okazji do spuszczenia wpierdzielu. Złapawszy jednego za kark wycedziła jadowicie:
- Do dział kretyni, ostrzelać mi to gówno na niebie!
- Pani, generał Raflik atakuje uciekniera. - jeden z bardziej ogarniętych ogrów wskazał w niebo.
- Sam poleciał, to sobie musi radzić, ROZWALIĆ MI TO. Nastawcie działa, odpalcie obronne platformy orbitalne, macie zdjąć ten lądownik!- popchnęła kopniakiem demona i gdy upewniła się, że miniony CA z radością ruszyły do rozwałki, pobiegła w swoją stronę.

Dobiegła do korytarza, którego podłoga była przeszyta mieczem uciekiniera. Z przerażeniem stwierdziła rozdarte wejście do laboratorium, skąd Vhriz wiedział, że akurat to - jedno z tysięcy - pomieszczeń, jest właśnie tym, w którym przechowywali dane. Peszek.
Po wstępnym rozeznaniu stwierdziła, że pozostałe pomieszczenia są nienaruszone, Vhriz doskonale wiedział, po co przybył. Nie tylko ukradł dane, ale i zniszczył komputer.
Stojąc pośrodku pustego korytarza Chimeria zastanawiała się jak dobrać się do dupy rudzielca. Przez szczeliny w ścianie dochodziły do niej odgłosy wystrzeliwanych pocisków, a mrugająca nerwowo lampa odbijała jadowite refleksy na rdzawych włosach wiedźmy.
Chimeria wyciągnęła miecz z podłogi i dokładnie go obejrzała. Klęknęła i zaczęła muskać dłońmi spękany kamień w podłodze.
-Oj Wgryz, chyba mnie nie pamiętasz. - powiedziała czule podnosząc coś z ziemi. Upewniwszy się magią, że nie są przefarbowane, zacisnęła między palcami cenne znalezisko. Obracała w nich kilka rudo iskrzących się kosmków włosów drowa.


Image
User avatar
Satsuki
Posts: 1878
Joined: Fri Jan 02, 2009 11:06 pm
Location: Aaxen

Re: Postawimy Valhallę

Post by Satsuki »

WWW- Wszystko rzecz jasna zgodnie z planem. Teraz z resztą ten stan zmienimy. – Satsuki poczekała aż przekaz dotrze do postaci po drugiej stronie połączenia. - Widzisz, BOZ to w Agendzie moja działka. Po jego zdobyciu otrzymałam we władanie Dolne Ry’leh, lecz każdy przywilej wiąże się z odpowiednimi obowiązkami. Szykuj się do drogi! Cmok! – Posłała buziaka w stronę monitora, po czym przerwała połączenie.

WWWPogodny i entuzjastyczny nastrój ustąpił nagle z twarzy Satsuki, jakby ta pod maską szczęścia ukrywała wzrastającą ciągle migrenę. Złapała się za głowę i powolnymi, kołowymi ruchami zaczęła masować skronie. W myślach kłębiło jej się mnóstwo pytań i wątpliwości a najważniejsze z nich brzmiało Jak?
WWW Jak ktoś mógł wydostać BOZ ze świata Agendy?

WWWW którymś momencie zaczęła wątpić w fakt, że BOZ w ogóle przebywał w rękach Agendy. Zbierała się właśnie w sobie, żeby wstać i sprawdzić inne platformy – Twierdzę w Chmurach, Outer Sanctum oraz oczywiście przepytac Pilar - gdy do gabinetu ktoś zapukał.

WWW- Proszę. – odpowiedziała głośno i wyraźnie, równocześnie prostując się w swoim fotelu ze smoczej skóry.
WWW- Pani. – Młody, zielonowłosy elf dygnął lekko i skinął na leżący na tacy sześcian. – Przynoszę ważne informacje.
WWW- Dobrze. – Satsuki wskazała czysty kawałek biurka. – Przynieś mi kawę i poinstruuj nową pokojówkę, że Ja. Nie. Pijam. Herbaty. – Ostatnie słowa Satsuki już wysyczała. Elf dokładnie wiedział co to znaczy, więc szybko postawił sześcian na biurku i ulotnił się z gabinetu.

WWWGdy tylko drzwi zamknęły się za elfem, Satsuki z zapałem rzuciła się do sześcianu i jak kostkę Rubika, przekręciła dwa razy w lewo. Sześcian na jej oczach rozłożył się na płasko i zaczął wyświetlać trójwymiarowy hologram. Na obrazie była znana jej dobrze twarz. Postać mówiła szybko i zwięźle, w pośpiechu. Obraz niestety rwał się.

WWW Raport numer siedem pięć trzy osi… ery dwa. Poselstwo Psiej Li……… rowało się w stronę świata CA. Na pokładzie lądownika znajduję się przyna…………. Óch posłów PL. Z moich informac….. ika, że Lord Windukind planuje zaprosić Wiedźmę Chimerię na ur…………… otkanie. Brak dokładnych informacji o innych celach jego wizyty. Z dodatk….. ódeł wiem, że Windukind zamierza pojawić się na Juno Dwa. <w tym momencie twarz na hologramie wykrzywiła się znacząco> Zamierza oglądać jakieś meteory. Prawdopodobnie tam nastąpi spotkanie wielki……….. Bez odbioru.

WWWSatsuki obejrzała nagranie jeszcze dwa razy a w jej głowie krystalizował się PLAN. Co prawda koncepcja, w której Psia Liga kradnie BOZ aby sprezentować go Liderce CA wydawał się bardziej jak głupi. Z drugiej strony Windukind ostatnimi czasy zachowywał się równie dziwnie i nieprzewidywalnie jak sam Caibre. Kto wie co wpadło mu do tej ludzkiej główki… Sprawa ewidentnie wymagała sprawdzenia. Z drugiej strony Satsuki się nie rozdwoi* i potrzebuje wsparcia.

WWW- Sprowadźcie do mnie Jehaloma. – Powiedziała natychmiast do interkomu.

WWWGabinet Satsuki został doskonale wygłuszony – nie działała nawet wewnętrzna komunikacja między Smokiem Klejnotem a jego Opiekunem, co nie jest wcale proste do wykonania. Jak wiadomo więź pomiędzy obojgiem jest rzeczą nierozerwalną, głęboką i na zawsze związaną przeznaczeniem.

WWW***

WWWSmok Klejnot był towarzyszem Satsuki od wielu lat. Wiedział doskonale, że jeśli sama zainteresowana nie pofatygowała się do niego osobiście, to znaczy że sprawa jest ważna. W pięć minut później wleciał do Gabinetu przez okno.

WWW- Satsuki.
WWW- Jehalom. – Uśmiechnęła się do smoka serdecznie i rozłożyła ręcę. Smok natychmiast wleciał jej w ramiona i przytulił się do piersi. Resztę rozmowy przeprowadzili telepatycznie.
WWW - Musisz skontaktować się z Nefehem.
WWW- Nefehem? Nie ma go w Edenie?
WWW- Prawdopodobnie. Ale Eden jest duży a ja mam do niego pilny romans. Powiedz mu, że w ciągu 10 minut będę w Edenie i proszę o rozmowę.


Image

WWW***

WWW- Eden. – Sekundę później Satsuki stała już na skraju pustyni. Dosłownie 20 centymetrów od jej twarzy widniał pysk. – Nefeh, dziękuję za przybycie. – Satsuki wystawiła rękę a smok gładko wylądował jej na ramieniu.
WWW- W czym problem Satsuki? – Smok-Klejnot należący do Mazoka, nie silił się na uprzejmości i od razu przeszedł do konkretów.
WWW- Mam romans do Mazoku.
WWW- Mój opiekun jest na wakacjach.
WWW- Doskonale wiem, że jest na urlopie. Niestety nie wiem gdzie. – Ostatnie słowo mocno zaakcentowała.
WWW- No to jest nas dwoje.
WWW- Na Bogów Nefeh, nie utrudniaj mi tego. – Satsuki westchnęła głośno. – Przecież możesz się z nim skontaktować.
WWW- Mazoku niezbyt chce odpowiadać na moje wiadomości.
WWW- To ważne. Załatwię Ci trochę grillowanych Smoków Księżycowych z mojej platformy.
WWW- Zrobię co w mojej mocy, nie musisz mnie przekupywać.
WWW- Ah, to dla mnie przyjemność! – Satsuki przybrała swój typowy ton. – Myślałam też, czy nie spróbować go przywołać?
WWW- Cóż, w Edenie na pewno nie da rady.
WWW- Wiem, wiem. – Machnęła ręką. – Po prostu przydałaby mi się jakaś błyskotka, która do niego należy. – Uśmiechnęła się słodko do smoka.
WWW- Ekhm.. – Smok skrzywił się. - Znaczy się ja?
WWW- Czytasz mi w myślach! Super, że chcesz mi pomóc! – w tym momencie uśmiech Satsuki wygladał identycznie, jak ten należący do jej ojca. – Świat Wrót! – Krzyknęła głośno, robiąc krok w pilar.

WWW***

WWWNiewielki smok w kolorze burgunda siedział niezadowolony na ziemi. Znajdował się dokładnie w środku wydrapanej, pięcioramiennej gwiazdy. Obok smoka kucała Satsuki, skupiając się na wydrapaniu drugiego, większego kształtu – także pięcioramiennej gwiazdy, tylko w kółku. Przy każdym z boków wydrapane były malutkie obrazki, nierozpoznawalne dla zwykłego śmiertelnika. Wszystko miało miejsce na szczycie niedużego klifu z widokiem na dżunglę.

WWW- Przyniosłam mu Earl Greya. – Satsuki pokazała smokowi tytanowy imbryczek. Nagle imbryk cały poczerwieniał a z jego wnętrza zaczęła wydobywać się gorąca para. - Świeżo parzony! – A tu mam filiżankę! – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej a Nefeh spojrzał na nią z rosnącym despem.
WWW- Na Twoim miejscu wlałbym do zwykłego kubka. Im większy tym lepszy. Masz cukier?
WWW- Oczywiście. – Wyciągnęła z torby srebrną cukiernicę. – Ile słodzi?
WWW- Dwie. Co z tym kubkiem?
WWW- Jakiś się znajdzie. – Satsuki wyciągnęła z torby swój nowiutki kubek z logiem Agendy, logiem Multiworldu oraz niebieskim wnętrzem. – Mam nadzieję, że mi go nie potłucze…

WWWSatsuki postawiła na ziemi kubek, wlała wrzącą herbatę, posłodziła, zamieszała a następnie dwoma ruchami przecięła sobie palca i domknęła okrąg płynem, który na upartego można nazwać mazoczą krwią.

WWWLinie zamigotały, wypełniły światłem a po chwili zaczęły mrugać na fiołkowo. Wokoło rozszedł się zapach parzonej herbaty….


*mogłaby się co prawda rozdwoić, ale już kiedyś testowała technikę klonowania. Multitasking nie działa za dobrze, gdy klony rozprzestrzeniają się po odległych od siebie światach.
Last edited by Satsuki on Fri Sep 27, 2013 10:04 am, edited 3 times in total.
Avatar stworzony przez tego uzdolnionego Pana.
User avatar
Raflik
Posts: 161
Joined: Sun Jan 04, 2009 4:43 pm
Location: #care

Re: Postawimy Valhallę

Post by Raflik »

Bardzo często konsekwencje decyzji zdawałoby się słusznych i racjonalnych, chwilę później z całym impetem kopią w dupę osobę, która je podjęła. Doświadczyli tego w tym momencie na własnej skórze Raflik, Vhriz i Psia Liga….


……………………………………………………….
Raflik po wytraceniu momentu obrotowego swego pocisko-statku poprzez porzucenie „martwego” balastu nie był na tyle głupi aby stać na zewnątrz całej konstrukcji. Zauważył jednak lodową zaporę zbyt późno, aby zdać sobie sprawę z niesamowitej przewagi jaką w dosyć prosty sposób utracił. Pocisk łudząco podobny do stosowanej przez wiele prymitywnych ras broni typu „ice pick” przestał być wiertłem, które mogło przeszyć niebiosa rozdzierając lodową ścianę jak Korm rozdziera normalną ludzką psychikę, a stało się gigantycznym klinem, który jednak pomimo pomysłowego napędu nie posiadał wystarczającej energii aby dosięgnąć lądownika Psiej Ligi. Spiczasty dziób zaczął rozpychać drobinki lodu powstałe z zmrożonego w przestrzeni kosmicznej szampana, a wzmocnione ściany wahadłowca skutecznie torowały sobie dalszą trasę, ścierając się niemiłosiernie i powodując nieszczęsną już utratę pędu. Kolejne zwały ciągle powstającego lodowego musu przygniatały coraz wolniej poruszającą się konstrukcję, a Raflik potrzebował mimo wszystko ją jakoś opuścić. Ostry jak brzytwa miecz przeciął gładko ścianę statku jak i tak dziwną substancję jaką był zmrożony Château de obscura Château. Wykonał to w idealnym momencie gdyż zdeformowany dziób statku przestał spełniać swoją funkcję rozdzielacza, a cała konstrukcja zaczynała powoli faktycznie przypominać coś co zderza się ze ścianą, tyle że w zwolnionym tempie.

Wyjście w przestrzeń kosmiczną nie było dla półwampira zbyt miłe. Mimo wszystko pomimo możliwości kroczenia za dnia, dawka promieniowania świetlnego jaką przyjąłby w kosmosie mogła być dosyć… szkodliwa. Szczęśliwe słońce przesłonięte było lodową masą, i z ulgą stwierdził iż na zewnątrz jest dosyć znośnie i rześko. Mógł jeszcze zawrócić, ale wtedy straciłby bezpowrotnie szansę złapania złodzieja jeszcze w strefie CA, a lodowa droga wiodąca do skradzionego statku skrzyła się tak zachęcająco… Nagle promień lasera przeszył Psioligowy lądownik, a kolejne zaczęły kruszyć powłokę. Również wyczuł wydobywające się dudnienie od spodu, po czym nagle z jego lewej strony potężna wiązka plazmowa wystrzelona z planety przebiła się i poszybowała wysoko w górę, kiedy jednak osiągnęła powierzchnię WISH-a zdezintegrowała się zgodnie z normami panującymi w przestrzeni kosmicznej. Raflik miał niewiele czasu zanim cała chmara CA poszatkuje ten lodowy pomost wraz z stateczkiem złodzieja. Ruszył więc dziarsko naprzód.

...........................................................

O tym, że coś jest nie tak Vhriz przekonał się kiedy kurs jego prowizorycznego statku zaczął się samoistnie zmieniać i zataczać, początkowo niewidoczny, jednak z czasem coraz większy łuk z powrotem w kierunku mniej-więcej planety. Zadziwiony tym zjawiskiem postanowił wejść z powrotem do sterówki aby unieruchomić zbuntowane systemy sterowania. Tutaj przekonał się jednak, że porywanie statku Psiej Ligi nie było najlepszym pomysłem, gdyż to co chciał wykonać, zostało już zrobione, tyle że nie po jego myśli.

Owszem, upewnił się iż nie była to ani pułapka ani nikt nie zdecydował się pilnować tego niepozornego stateczku. Zrobił jednak jeden błąd. Nie myślał jak Psia Liga….
Wszystkie monitorki w sterówce świeciły się bladym światełkiem. Na wszystkich monitorkach były wyświetlone mniej więcej te same informacje. Drow szybko przebiegł wzrokiem po znaczkach, starając jak najlepiej zorientować się w sytuacji. Z poszczególnych linii wyczytał tylko niektóre wiadomości…
----- Lądownik planetarny Typ P.S.P 2x
------ Niedopełnienie protokołów startu:
x błąd w sygnaturze 3 – brak zapięcia pasów bezpieczeństwa
x błąd w sygnaturze 18 – zużycie rezerw paliwa
x błąd w sygnaturze 24 – brak nadania sygnału do statku-matki po starcie
x błąd w sygnaturze $1732 – klapa od toalety pochylona pod kątem niezgodnym z normą SSO 233132:105 „o nachyleniu klapy od muszli klozetowych podczas misji dyplomatycznych”
x błąd w sygnaturze 189990 – niezidentyfikowane obiekty na poszyciu statku.
Blokada systemu. Aktywacja protokołu E213 – wszystkie systemy poza systemem podtrzymywania życia wyłączone – kurs na statek matkę w celu podjęcia procedur naprawczych.

- Statek matka? To mają ich tu więcej? I czemu do cholery wszystko jest zablokowane - Myśl o tym iż tylko ów Statek-Matka był jedynym zdolnym obiektem Psiej Ligi znajdującym się w systemie CA do wykonania skoku nadprzestrzennego zaczęła świtać w Drowim móżdżku, gdy laserowa wiązka, spełniająca nakładane przez zaklęcie blokujące warunki energetyczne, trafiła w jedną z butelek, powodując gwałtowne szarpnięcie zwalające złodzieja z nóg i tymczasową totalną destabilizację kursu, który system z uporem maniaka starał naprowadzić się z powrotem na planetę.

....................................................................


Psia Liga oprócz Honoru stosowała zawsze jeszcze jedną taktykę. Była to podejrzliwość.
Posłany na planetę lądownik typu Planetary Shuttle Pod był najprostszym możliwym stateczkiem, którego strata była czymś wkalkulowanym w tego typu operację. Psioligowcy pamiętali gdzie wysyłają pojazd, więc pozbyli się z niego wszelakiego zaawansowanego oprogramowania, systemów nawigujących, i innych urządzeń które nie powinny wpaść w niepowołane ręce, a także zabezpieczyli się na możliwość wypełnienia ich własnego statku materiałami wybuchowymi i wysłania go wprost do zamku na Shiroue. W tym celu lądownik spełniał tylko i wyłącznie zadanie windy planetarnej, a prawdziwy statek znajdował się na orbicie planetarnej ukryty w technologii Cloak. W jaki sposób niezauważenie wskoczył poniżej zaklęcia, które na cały system solarny rzucił ówczesny przywódca Chaotic Aliance – wielki mistrz Yuby, służące do ochrony przed… trzeba to przyznać… przeważającym nawet nad CA w bitwach kosmicznych Zgromadzeniem – niewiadomo. Teraz jednak, kiedy lądownik został uprowadzony, zawarte w nich systemy bezpieczeństwa zaczęły nadawać rozpaczliwe sygnały niczym zagrożony pisklak do swojej matki. Dziwne zanikanie w pewnym punkcie przestrzeni owych fal radiowych zostało szybko wyłapane przez systemy radarowe typu DETECTOR UNIT będące na stanie CA, i pozycja statku została szybko ujawniona.

Rozkazy wydane przez Chimerię zostały wykonane w oka mgnieniu, gdyż w gotowości do bitwy miniony CA nie mają sobie równych. Uruchomiono w pełni sprawne działa planetarne, oraz zakurzone już nieco platformy orbitalne, których czasy świetności przypadały na okres sprzed WISH-a, gdyż później znalazły się w jego zasięgu i ich możliwości bojowe znacząco się zredukowały, niemniej co wiązka laserowa, to wiązka laserowa.
Cel zasadniczo jeden – lądownik Psiej Ligii, rozmnożył się błyskawicznie na „każdy możliwy element tej cholernej lodowej ściany, która przesłania nam widok” (no cóż… Chaotic Aliance jest dosyć drastyczne jeśli chodzi o własnych członków, i nie ma tutaj taryfy ulgowej dla przywódców. Albo jesteś twardy, albo giń.) oraz na świeżo zlokalizowany statek-matkę zgodnie z zasadą: Bijemy Psią Ligę. Dowództwo na nim mogło wykonać awaryjny skok, zwłaszcza że znajdowali się na orbicie planety gdzie Wish jeszcze nie obowiązywał i w idealnej pozycji do bycia ostrzelanym przez działa wielkiego kalibru umieszczone na planecie, lub poczekać na uprowadzony lądownik znajdując się pod ciężkim ostrzałem z planety….
Last edited by Raflik on Sun Sep 22, 2013 3:54 pm, edited 1 time in total.
User avatar
c914
Posts: 596
Joined: Sat Jan 03, 2009 10:30 am

Re: Postawimy Valhallę

Post by c914 »

To co pokazywały wewnętrzne ekrany było bardzo niepokojące. Prócz okrętu Sergieja w promieniu kilkunastu godzin świetlnych nie było nic, czysta niczym nie zmącona próżnia. Gdzie podziała się Cholerna Skała? Dryf wywołany falami grawitacyjnymi? Pojawienie się super masy w okolicy? Te i jeszcze kilka innych pytań dręczyły Sergieja. Sekundy mijały, sfera odbieranych informacji o przestrzeni wokół okrętu rosła, po kilku minutach kiedy sensory objęły zasięgiem obszar roku świetlnego nasuwał się jeden wniosek. Kawał skały o średnicy 7 tyśiecy kilometrów po prostu wyparował. Obiekty w próżni ot tak nie znikają nie zostawiwszy po sobie choćby odrobiny śladu, wszechświat tak nie działa. Pogoniony mentalnym rozkazem Sergieja rdzeń okrętu zaczął szczegółowe badania tkanki czasoprzestrzeni oraz struktury lokalnej podprzestrzeni.

Od ścian pustej sali mostka dobiło się echem soczyste „Noż Kurwa!”, w momencie kiedy pierwsze analizy dotarły do Zarova. Dane nie pozostawiały wątpliwości Czerowna Skała po prostu odleciała. Implikacje tego faktu stanowiły poważny problem dla Zgromadzenia. Nikt ot tak nie kradnie całych planet! Sergiej potrzebował pomocy. Po stworzeniu dla Roju osobistego multuniwersum wszyscy członkowie Zgromadzenia rozdzielili się, cześć z nich nie żyła część przeniosła się na nieznane tereny mulituniwersum. Na miejscu pozostały jedynie hybrydy którym do wykonania postało ostatnie zadanie – strzec tajemnic Shivan dopóki czas ostatecznie nie zatrze obecności roju w tym wszechświecie. Najbliżej Zarova była hybryda o imieniu Eris tak tez do niej wysłał priorytetową wiadomość.

Odpowiedź w postaci wyłaniającego się z błękitnego dysku podprzestrzeń okrętu nadeszła szybko. Równie sprawnie na pokład Hary przeniosła się właścicielka nowo przybyłej na miejsca kradzieży jednostki.
- Miło cię widzieć ponownie Eris. - nie zachodząc z fotela dowodzenia Sergiej przywitał odzianą w czarny płaszcz kobietę. - Nic się nie zmieniłaś od naszego ostatniego spotkania.
- Serigej... - kobieta hybryda pokręciła ze zrezygnowaniem głową - Przestań pieprzyć i mów po co mnie wezwałeś.
Myślałem że herbatki się razem napijemy – od niechcenia Zarov machnął ręką – Wiesz jaki jestem szamoty na tym pozbawionym życia ośmiokilometrowym kolosie.
- Zarov!
Ton głosu Sergieja momentalnie przestał być zabawny.
- Ktoś podprowadził nam Czerwoną Skałę. Przeanalizuj te dane – wskazał na jedne z ekranów na mostku.

Eris wnikliwie przyjrzała się zebranym przez czujniki okrętu Zarova informacjom.
-To nie byli Pierwsi. Widzisz te ślady wektorowe w podprzestrzeni są słabe ale dowodzą, że przy przesunięciu masy Skały brała udział siła zewnętrzna prawdopodobnie z mniejszego obiektu, którego śladów już nie widzimy. Nie sadze żeby nasi pradawni przyjaciele bawili się w takie duperele ja holowanie planety zwłaszcza ze to oni stworzyli Shivan i wiedzieli jak Rój pracuje. - Technologia Roju była bardzo zaawansowana. Miała tylko jeden mankament by działać w sposób efektywny potrzebowała mentalnego wsparcia w postaci samego Roju. Zarov jak i Eris byli hybrydami i bez Roju mieli ograniczone możliwości kontroli Krystalicznej Materi jak i rdzeni ich własnych statków. Ktoś wytrącając z orbity Czerwoną Skałę użył brutalnej siły i najwidoczniej nie wiedział jak posługiwać się sama planetą Zgromadzenia.
-Zatem otwartym pytanie pozostaje kto to zrobił?
-Sergiej myślę że lista kandydatów jest dosyć długa.

Zgromadzenie przez lata działalności narobiło sobie w multiswiecie całkiem pokaźna grupę wrogów których nienawiść balansowała między możliwością zabicia członka Zgromadzenia natychmiast albo zabicia po kilku eonach tortur.

-Nie przesadzajmy lista nie może być aż tak długa. Ko mu ostatnio zaszkodziliśmy? - Zarov w zamyśleniu potarł podbródek.
-Wyliczać?
-Cicho tam, niektórzy tutaj próbują tutaj myśleć. Komu ten kawał skały byłby potrzebny...
-Czyżbyś wieszczcie skorzystał z rdzenia Hary zamiast własnej mózgownicy – wtrąciła kąśliwe Eris.
- Chaotic Alliance. - Nie zwracając na uwagi pod własnym adresem odpowiedział z przekonaniem Zarov. Zanim Eris spytała czemu uważa Chaotyków za pierwszych podejżanych dodał - Bo mogą, bo chcą, bo tak!. Bo w dzieciństwie mamusia ich nie kochała. I są na tyle stuknięci by zwalić sobie na głowę kilkaset trylionów ton Krystyalicznej Materii.
- A ZCM? Chłopaki używają jeszcze prymitywnych stoczni do składania stateczków ale są łasi na nowe technologie niczym Agenda na nagie fotki szefostwa Chaotyków.
- Wątpię, kontrola planetki to za wysokie progi na zakonników bose nogi. - odparł Zarov. - Polecę do Chaotyków i rozejrzę się po okolicy, a ty w tym czasie w ramach dbania o nasze spokojne sumienie prześledź wektory podprzestrzeni i zobacz jak daleko odleciał nasz skarb.
- Moment! - stanowczo odparła Eris – dlaczego to Ty rezerwujesz całą zabawę dla siebie?
- Bo jestem starszy, bardziej doświadczony, i cholernie miły w obyciu, a ta misja wymaga odrobiny sprytu oraz szeroko zakrojonej sztuki dyplomacji, a nie rozpieprzenia całego systemu gwiezdnego.
- Zarov! Miałeś nie czepiać się tego małego incydentu z Imperium. - Małym incydentem było wysłanie Eris na Czerownej Skale do pacyfikacji floty Imperium Gwiezdnego Dam Kavash. Hybryda zabrała się tak ochoczo do pracy, że jej efekty pod postacią supernowej odczuła cała lokalna gromada gwiazd. - gdybym jeszcze tak miała kilka tysięcy Aserotów to poszło by jak spłatka.
- W czym problem, po prostu zbuduj je - Odparł Sergiej jakby to co powiedział było najoczywistsza rzeczą we wszechświecie - przy Khaj’Litt został jeszcze jedna Scylla.
- A piloci? Asheroty bez pilotów to mało inteligentne maszynki, ich rdzenie potrzebują wsparcia do efektywnej pracy.
Sergiej wzniósł oczy ku górze i westchnął.
- Dać Ci palec to od razu zarządasz całej ręki razem z królestwem. Skup się na tych wektorach podprzestrzennych, resztę zostaw mnie. Będą Asheroty to i piloci się znajda, mniej lub bardziej chętni do współpracy. - W oczach Zarova błysnęły małe ogniki - A teraz z łaski swojej spieprzaj z mojego okrętu i zajmij się robotą!

Kilka minut później oba statki odleciały z miejsca gdzie jeszcz do niedawna tkwiła planeta Zgromadzenia. Ogromna Hara z Zarovem na pokładzie skierowała się na układ Chaotic Alliance, znacznie mniejszy statek Eris zanurzony w podprzestrzeni niczym pies goćzy zaczął tropić ślady pozostawione przez Czerowna Skałę.

...........................................................

Juggernaut Zarova wynurzył się z podprzestrzeni w bezpiecznej odległości od układu Chaotic Alliance. Okręt automatycznie wszedł w faze fadigu i stał się niewidzialny zarówno w normalnej przestrzeni jak i podprzestrzeni. Ostrożności nigdy za wiele w duchu pokrzepiał się Sergiej i rozpoczął intensywne przeszukiwania zaginionej planety. Zadanie było proste, na dalekich orbitach układu zostało jeszcze kilka ledwo działających sond Zgromadzenia, reliktów dawnej wojny. Pchnięte pierwszym od wielu lat impulsem rozkazu przesłały na pokład okrętu Sergieja potrzebne dane.

Zarov był mocno zawiedziony, Czerona Skała nie pojawiła się w układzie Chaotyków . Za to na orbicie jednej z planet działo się coś ciekawego. Wszystko co potrafiło wytworzyć jakąkolwiek energię strzelało do jednego miejsca w kosmosie. Krotka analiza wskazywała na obecność zamaskowanego tam statku. Zaczęło robić się ciekawie, bardzo ciekawie. C914 złamał cisze radiową i nawiązał kontakt z planetą Chaotic Alliance.
- Czegom? Nie widzi żem som zajęci!- w interkomie pojawiła się twarz Orka
- Nie poznajesz mnie?
- Eee... a winienem? - drapiąc się po głowie odparł Ork
- No raczej ale nie przegrzewaj mózgownicy tylko łącz bezpośrednio z pałacem i szefową i powiedz jej, że Zgromadzenie w imię wspólnych interesów z chęcią pomoże przechwycić to co zaraz jej ucieknie.
Sergiej miał nadzieje że Ork zrozumiał tak skomplikowany rozkaz i przerwał połączenie by za moment znów nadać tym razem w inne miejsce. Wiązka kierunkową nadał sygnał do zamaskowanego statku z pytaniem czy nie potrzebują aby pomocy wyrwaniu się spod ostrzału Chaotyków.
Last edited by c914 on Sun Sep 22, 2013 9:25 pm, edited 1 time in total.
USS George Washington - 90 tysiecy ton dyplomacji.
User avatar
Windukind
Posts: 1125
Joined: Fri Aug 29, 2008 12:53 pm

Re: Postawimy Valhallę

Post by Windukind »

Kapitan statku kupieckiego należącego do jednego z podwykonawców Psiej Ligi, nie latającego jednak pod jej banderą, załamywał ręce.
- Czy do jasnej ciasnej zawsze musi tu być taki burdel. Nie mają już prawie floty, ale czemu nie skorzystać z dział planetarnych uh... Jeszcze kto u licha leci lądownikiem A32? Bo raczej nie ludzie, których tu przywiozłem - uderzył zaciśniętą pięścią w konsolę. Na mostek właśnie wpadł pierwszy oficer.
- Sir CA odesłało nam jednego z dyplomatów. Kazał nie martwić się A32 tylko, odlatywać.
- Sam umiem dojść do takich wniosków.
Jednostka bez dalszych ceregieli wykonała skok.
Last edited by Windukind on Sun Sep 22, 2013 10:52 pm, edited 2 times in total.
We do not sow


Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
User avatar
Chimeria
Posts: 824
Joined: Fri Aug 29, 2008 7:28 pm

Re: Postawimy Valhallę

Post by Chimeria »

Chimeria teleportowała się do swojej pracowni, szybkim machnięciem ręki zrzuciła graty zalegającej na mosiężnej skrzyni i błyskawicznymi ruchami palców zdjęła magiczną blokadę. Zgarnęła ze środka kilka sakiewek i fiolek, zatrzasnęła nogą klapę i zniknęła teleportując się na odległy, zamkowy plac, który kazała wybudować z racji częstego przywoływania istot, które potencjalnie mogłyby zniszczyć jej pracownię. A przynajmniej osmalić.

Ogromny, brukowany plac, okryty różnymi rodzajami zaklęć obronnych, przeciwpożarowych, antykormowych czy kretynoodpornych nosił ślady użytkowania. W przygotowany krąg Chimeria wrzuciła zawartości sakiewek, które uzbierała po przejęciu przywództwa. Niby lider nie musi, ale zawsze warto pomóc zaklęciom.
Na kamiennym stole z wyrytymi runami wylądowały rude włosy Caibra, błękitne Raflika, białe do Haritsuke, a nawet jakaś biedna resztka czupryny Lockwooda. Znalazły się tam również włosy innych członków, zebrane mniejszym lub większym podstępem.
Jednak smętnie wyglądające kłaki, w rękach wiedźmy miały ogromną moc.
Na ten moment to powinno ich wystarczyć, choć cholera wie, kto z nich odpowie. Może umarli w otchłani starości i opieki nad dziećmi.
Wiedźma wyjęła jeszcze z kieszeni swoją kryształową kulę, którą upgrejdowała od jakiegoś czasu. Teraz mogła szybko zorientować się, co dzieje się w konkretnych partiach zamku, a nawet na całej planecie. Miniony, te głupsze i te bardziej inteligentne świetnie się bawiły puszczając w nieboskłon salwy wiązek laserowych. Raflik zaś tańcował na orbicie. Skoro dzieci były zajęte, Chimeria postawiła nad sobą ogromne zaklęcie ochronne, aby nic nie przeszkodziło jej w masowym przywołaniu.

- No chodźcie darmozjady. – mruknęła i skupiwszy się rozpoczęła inkantację zaklęcia przywołującego. Krąg magicznie zamigotał, bordowo złote światło pulsowało ze stołu, na którym przedmioty zafalowały. Powietrze zagięło się i zatańczyło, a silny wiatr rozwiał włosy przywołującej. W tle brzęczały przytłumione wybuchy.

***

Caibre, wygrzewający dupsko na słońcu nie planował na razie żadnych podróży. Sącząc marchewkowego drinka westchnął cicho. Nagły, głośny i znany mu głos przerwał sielankę, brutalnie wyrywając go z półsnu. Zaś dziwne światło zaczęło pulsować wokół jego kocyka w kotuliki.
-Ruszaj dupsko rudy, są tu drowy, psioligowcy i dużo innych atrakcji. – głos Chimerii, mimo że zachęcający i zapraszający, nie uznawał sprzeciwu. – Teraz.

***

Podobne światło otoczyło generała, który zostawił los swojemu biegowi.
- Nie baw się sam. Tu trzeba posprzątać po gościach. – syknęła mu w głowie dając furtkę do powrotu na planetę.

***

- Sigh. – westchnęła, a w oddali widziała wąskie paski laserów tnące lodową czapę. – Zobaczymy.
Siadła i skupiła się na utrzymaniu summona. Błogie wsłuchiwanie się w buczenie magicznych płomieni przerwał stłumiony dźwięk zbliżającego się ścigacza. Ork siedzący za sterami zatrzymał pojazd przed kopułą, zsiadł ciężko i zadowolony krzyknął do Chimerii.
- Szefowo, nie bijcie! -jego donośny głos przebił się delikatnie przez ochronną ścianę, lecz wrażliwe uszy wiedźmy słyszały go doskonale. - Odebroł żech pewno rozmowa. Jacyś Zgroma… Zgromy… Zgromu… W Kupie Wzięci chcą pomóc! Jądrówką ich czy zwykłym laserem? - zapytał szczerząc w uśmiechu dawno niemyte kły.

Chimeria chwilę trawiła przekazaną informację przekładając z prymitywnego na nasze.
- Co za plaga. – powiedziała uśmiechając się krzywo, z jeszcze większym uporem patrząc roziskrzonymi oczami w okrąg. Ręką upewniła się, że ma przypięty do pasa swój skarb otrzymany niegdyś od Darkstara. Oby nie musiał się przydać. Naprawdę. Chociaż... – Najpierw bezczelna Psia Liga, potem zawszony Wgryz, a teraz Zgromadzenie…




Image
User avatar
Caerth
Posts: 513
Joined: Sun Feb 22, 2009 9:44 pm
Location: Above

Re: Postawimy Valhallę

Post by Caerth »

-Ustalmy jedno - Cai wyciągnął rdzeń z marchewki i był w trakcie przerabiania pomarańczowego cylindra na cybuch - ten asfalt obrobił Raflika, zrobił z niego idiotę, całkiem skutecznie uciekł, a teraz stawia opór przy aresztowaniu? -Mniej więcej - zniecierpliwiona Chimeria zaplotła ramiona na piersi, wiedząc jaki efekt to wywoła u tego napalonego samca. Nie myliła się.
-Em..o czym to ja.....a. To mam go uratować?
-Tak!
-Którego?
-Obydwu! Bym mogła ich sama zamordować!
-I tylko dlatego przerywasz mi rozkoszne nic nierobienie?
-nie masz wyboru. Wolisz wykręcanie uszu? Poza tym zawitało do nas Zgromadzenie. Nie chcesz się przywitać?
-...hmm - rudy w zamysleniu wgryzł się w ustnik i pstryknął palcami nad marchewką - jeśli tak stawiasz sprawę.
: - Rudy. Nao. Spiesze sie na spotkanie z Windukindem, ktos tu musi zabawic nam gosci.
-O? Myślisz że zaprosili by i mnie? Na grilla czy coś? - lis zaczął gramolić się z leżaka. Ręczniczek, do tej pory spoczywający w okolicy jego bioder chwilę dramatycznie powiewał, nim ostatecznie odpadł od ciała i smętnie pozostał na plaży, gdy Cai w całej okazałości zmaterializował się przed szefową.
-Oh god, aby chociaz w slipkach!
-Czym?
-Listek figowy chociaż?
-Fajnie się palą, ale dym gryzie gardło. Dlaczego zrobiłas się purpurowa?
-obiecuje wiecej nie brac do czarow Twoich wlosow lonowych,juz tylko te z glowy
-To jakaś różnica jest między nimi? Dlaczego ten ork robi się niebieski? Coś zjadł nie tego?
-Bo dawno nie widziałam tak przykurczonego - fuknęła.
-Ty oszczędzasz na ogrzewaniu, nie ja.
Konwersjacja trwała przez całą drogę na lądowisko. Wspomniany ork, po przejściu przez spektrum od naturalnej zielieni po królewską purpurę i na odwrót, popędził do baraków i wrócił z wywieszonym jęzorem i kompletem mundurowym w rozmiarze "gobliny i dzieci, Caibre Greyblade". Ciuchy pasowały, jakby na miarę szyte.

-Nadal nie mam za bardzo konceptu jak się na tą imprezę dostać - rudy wskazał palcem niebo, na którym szczególnie większa eksplozja dosięgła statek matkę Ligii, w chwili gdy ten dokonywał skoku. Znaczy, większa część statku skok wykonała, sądząc po chmurze złomu szybko rozprzestrzeniającej się na orbicie - mam tam pobiec?

-O, myślę że nie bedzie to dużym problemem. Yorg!
Zmaltretowany psychicznie ork zasalutował i wydał z siebie jednosylabowy dźwięk potwierdzający wykonanie poleceń.
-Doskonale. Cai - Chimeria uśmiechnęła się uroczo i nachyliła nieco w stronę szaroskórego - ja..
-Tak, Chi? - Caibre z zaskoczeniem obserwował zmianę zachowania wiedźmy. Wielkie, lśniące oczy, duże....uszy, dzięcięca niepewność w głosie - co się stało?
-Ja? - Chimeria zarumieniła się i niewinnie spuściła wzrok- bo ja zawsze chciała....zrobić...to!
-Tak? Tak!?- Cai natychmiast wyczuł szansę. A jednak wciąż działa, pomyślał w duchu z szelmowskim usmiechem, ten dziecięcy urok szoty..
- Tak. I...z Tobą...i wogóle..
-TAK?!
-Tak - w głosie wiedźmy pojawił się lód.
A stopa największej suki Multiversum wystrzeliła z impetem w głąd między nogi napalonego futrzaka.

Dalej poszło już z górki. Ork z ulgą wrzucił rudą kuleczkę bólu i cierpienia do identycznej sztolni jak ta z której nieco wcześniej skorzystał Raflik - tym razem jednak ilość amunicji w niej upchanej była zdecydowanie większa.
Chimeria, z zębatym usmiechem wdusiła przycisk i z niejaką satysfakcją śledziła lot swojego agenta do zadań specjalnej troski. Następnie zarządała teleskopu.


Image
Last edited by Caerth on Tue Sep 24, 2013 12:06 am, edited 3 times in total.
My soul is still the same
But it has many names
User avatar
Mazoku
Posts: 333
Joined: Sun Jan 04, 2009 12:28 am
Location: Gdańsk

Re: Postawimy Valhallę

Post by Mazoku »

Tymczasem w spokojniejszej części Multiświata...

Ianthe była niezwykłą planetą. Ponad 88 procent jej powierzchni pokrywał głęboki ocean, a suchy ląd występował jedynie w postaci fragmentarycznych wysp i wysepek powstałych na skutek aktywności podwodnych wulkanów. Rozrzucone po całym globie tropikalne archipelagi pokrywała jedyna lokalna forma życia - kwiaty ianthe - którym świat ten zawdzięczał swą nazwę. Rosły we wszystkich rozmiarach: od miniaturowych pączków, mieszczących się w dłoni, po olbrzymie okazy wielkości drzew. W odróżnieniu od większości organizmów w Multiświecie, nie były oparte na związkach węgla, lecz krzemu - przypominały zatem bardziej kryształy, niż rośliny. Ich rozłożyste, niczym u orchidei, płatki były koloru ciemnego fioletu, w słońcu mieniły się jednak wszystkimi barwami tęczy.

Niezliczone długie i piaszczyste plaże Ianthe znane były inteligentnym rasom zamieszkującym pobliskie światy. Nieliczni jednak mieli okazję doświadczyć ich unikalnego, dziwnego piękna na własne oczy. Okoliczną przestrzeń kontrolowała bowiem wielbiąca pokój i ekologię gwiezdna cywilizacja, która ogłosiła całą planetę parkiem krajobrazowym i nie dopuszczała niemal nikogo na jej powierzchnię.

Niemal, gdyż na jednej z wysp, na skąpanej w prażącym słońcu plaży, nad brzegiem rozległej błękitnej laguny rozłożony był czarny parasol.

Pod nim na leżaku siedział młodo wyglądający mężczyzna - najwyraźniej niewzruszony upałem, gdyż odziany w sięgające kostek szaty w przeróżnych odcieniach czerni. Równie czarne były jego włosy, sterczące we wszystkich możliwych i niemożliwych kierunkach, jakby dopiero co wyszedł z wody i wytarł je nazbyt pospiesznie ręcznikiem. Ciemnofioletowe, niczym kwiaty ianthe, oczy wodziły leniwie po stronach trzymanej w dłoni książki.

Co ciekawe, po jego dziwnie bladej skórze nie spływała nawet kropelka potu. Bowiem, choć wyglądał z grubsza jak człowiek, nie był człowiekiem. Nie był także istotą żywą; jego ciała nie budowały ani białka, ani krzem, ani właściwie żadna inna fizyczna substancja - było jedynie manifestacją istniejącej w wymiarze astralnym woli.

Był demonem z pradawnych czasów, który uciekł z własnego świata i przemierzał Multiświat. Nazywał siebie Lordem Mazoku, choć nie było do końca jasne, czego był lordem.

Cóż, dzisiaj na pewno nie Lordem Ciemności... - pomyślał, podnosząc wzrok znad książki i wpatrując się w bezchmurne aż po widnokrąg niebo. Ciemność miała jednak najwyraźniej inne zdanie, gdyż dokładnie w tym samym momencie na horyzoncie pojawiła się czarna linia burzowych chmur.

Poruszały się nienaturalnie szybko. Wydawało się, że dostrzegł je ledwie parę sekund temu, a już tworzyły grubą kreskę i zbliżały się coraz bardziej, rzucając złowieszczy cień na ocean. Zerwał się wiatr, wzburzając nawet spokojne wody laguny.

- Okay... - mruknął pod nosem Mazoku i obserwował uważnie zbliżającą się Ciemność.

Nie minęła minuta, kiedy warstwa chmur przesłoniła niebo nad nim i pomknęła do przeciwległej strony widnokręgu, docierając do niej niedługo potem. Światło słońca zgasło, jakby ktoś wyłączył prąd - przez zasłonę obłoków nie przedostawał się żaden promień. Rozświetlał je jedynie od spodu fioletowy blask bijący z lasu kwiatów ianthe za jego plecami (akurat zupełnie naturalny - rośliny te były fotoluminescencyjne).

Mazoku rozejrzał się po drastycznie odmienionej okolicy i wstał w końcu z leżaka, wyglądając ponad krawędź parasola.

- ... - kontestował, patrząc do góry. - NAPRAWDĘ?!

Dokładnie nad jego głową lśnił żółty symbol wyglądający, jakby był rzucany na chmury przez jakiś odległy reflektor. Na okrągłym jasnym polu widniała sylwetka imbryka.

Przez myśli demona przemknęło kilka sarkastycznych komentarzy, które mógłby wypowiedzieć. Zanim jednak zdążył się zdecydować, poczuł znajomą obecność. Dawno nieużywana telepatyczna więź zmaterializowała się w jego umyśle z intensywnością przypominającą trzaśnięcie bicza.

- Nefeh! - powiedział w myślach oraz, ponieważ i tak nie było świadków, na głos Mazoku. - Jesteś właściwym smokiem-klejnotem na właściwym miejscu. Czy mógłbyś mi wyjaśnić... co u licha?

- Hm - zaskoczony głos Nefeha zabrzmiał metalicznie. Psychiczna więź była silna, ale wciąż musiała pokonać olbrzymią międzywymiarową odległość. - Nie wiem do końca. Eden to duża platforma, a Agenda nie do końca pozwala mi szpiegować... Ou. Masz na myśli "co u licha?", jak w "co do diaska?", "co do kroćset?", "ki...

- ...diabeł? Tak. - Przerwał mu Mazoku.

W odpowiedzi ukazała mu się wizja tego, co widziały oczy Nefeha. Patrzył ponad lśniącymi fiołkowo liniami kręgu przywołań na zastawę z herbatą i stojącą nad nią w skupieniu Satsuki. Rzecz jasna nie mogła usłyszeć ich myślowej wymiany zdań, a Nefehowi udało się zachować pokerową twarz (co nie było szczególnie trudne - smoczy pysk nie jest zbyt ekspresywny). Nie wiedziała więc jeszcze, że czar zadziałał.

- Satsuki. - Demon przyjrzał się oczami smoka przywołującej go postaci. - Czemu nagle chce się ze mną skontaktować?

- Nagle? - Nefeh zamyślił się. - Czy ja wiem, że nagle? Te wszystkie pisma w sprawie wydobycia stabilinum...

- Wydobycia czego?

- Eee... Kryształ o niezwykłych właściwościach odkryty na świecie Coddar?

- Aaa, tego kryształu. Co to były za niezwykłe właściwości?

- Zaginanie prawdopodobieństwa. Ogłoszono jego odkrycie wkrótce po zakończeniu Yellow Line na jednej, jedynej planecie w Multiuniwersum. Sporo przepychanek między organizacjami. Opisywałem szczegółowo wszystko w moich raportach.

Mazoku pokiwał ze zrozumieniem głową.

- Zgubiłeś mnie przy Yellow Line...

Smokowi zaczęła widocznie drżeć powieka, co było czuć nawet poprzez więź. Satsuki spojrzała na niego z zainteresowaniem.

- CZY TY CZYTASZ COKOLWIEK, CO DO CIEBIE PISZĘ? - wybuchł Nefeh. Na szczęście wciąż niewerbalnie.

- Spokojnie, spokojnie. Przeglądam. - Mazoku uniósł ręce w niewinnym geście. - Co się dzieje tym razem?

Nefeh poświęcił kilka sekund, żeby się opanować.

- Zaginął BOZ.

Zapadła dłuższa cisza. Nienaturalny wiatr na Ianthe zawiał silniej, powodując że szaty Mazoku załopotały złowieszczo.

- Pamiętasz BOZ? - zaczął ironicznie Nefeh. - Broń...

- ...Ostatecznej Zagłady, pamiętam - dokończył Mazoku z całkowitą powagą na twarzy. - Sprawy przybrały gorszy obrót niż myślałem. Nie ma czasu do stracenia. Przybędę bezzwłocznie.

Drobnym wysiłkiem woli przerwał połączenie i stał przez chwilę w zamyśleniu, patrząc na mroczny krajobraz. Po czym skinął dłonią i pogoda momentalnie wróciła do normy - wiatr przestał wiać, a chmury rozpłynęły się w powietrzu przywracając rajski blask słońca.

Mazoku uśmiechnął się z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku i wrócił na leżak, sięgając po kieliszek złocistej mrożonej herbaty. Pływał w niej jakiś tajemniczy czerwony owoc wielkości oliwki, z wbitą na wykałaczkę tekturową parasolką. Wziął łyk, po czym ściągnął parasolkę z wykałaczki, aby chwycić ją i włożyć owoc do ust. Smakował słodko i soczyście.

Otworzył książkę i wrócił do lektury, trzymając dalej wykałaczkę w zębach, bawiąc się nią. Przez parę minut czytał. Spojrzał na ocean. Spuścił wzrok z powrotem na książkę. Podniósł znowu, żeby popatrzeć w przestrzeń.

- Wzdech - wzdychnął.

W mgnieniu oka Mazoku, leżak i parasol zmieniły się w wirujący stożek czarnej mgły, podrywając z plaży piasek i tworząc małe tornado. Stożek zalśnił od środka oślepiającym światłem i zniknął z cichym pyknięciem. Po gościu na Ianthe nie pozostał ślad, nie licząc wykałaczki, która poszybowała lotem parabolicznym i wbiła się parę metrów dalej w ziemię pod dramatycznym kątem.

---

Krąg przywołań, w którym siedział Nefeh, zaczął przygasać. Zabłysł jeszcze kilka razy, jak dopalająca się świeca, i zgasł zupełnie. Z lini buchnął ciemny dym. W powietrzu zabrzmiał przeciągły, opadający dźwięk, przypominający wyłączany silnik odrzutowy.

Smok zakaszlał. - Czy to działa?

Satsuki spojrzała z konsternacją na efekt swojego zaklęcia. Co prawda Nefeh wyglądał wcześniej przez moment, jakby dostał apopleksji, ale trwało to tylko przez chwilę i chyba nie miało żadnego związku z przywołaniem.

- Wiedziałam, że tak będzie. Jak widać kradzież BOZa to dla nie których za mało! Nie wiem, co musiałoby by się stać, żeby Jego Mroczność Lord Mazoku raczył ruszyć tyłek i...

Podskoczyła nagle na parę centymetrów czując lekkie dźgnięcie palcem w plecy. Obróciła się błyskawicznie, żeby stanąć oko w oko z uśmiechniętym niewinnie Mazoku.

- Yo. Co tam?


Image
Your favourite fearless hero.
Post Reply