Postawimy Valhallę

Wyprawy w nieznane i znane rejony, mające na celu ratowanie świata lub pogrążanie go w chaosie. Przygoda w Multiświecie to rzecz pewna.
User avatar
Satsuki
Posts: 1878
Joined: Fri Jan 02, 2009 11:06 pm
Location: Aaxen

Re: Postawimy Valhallę

Post by Satsuki »

WWWZ kręgu przywołań buchnął gęsty, czarny dym. Satsuki ze zgrozą zamachała dłońmi, nie pozwalając kłębowi czerni na dotknięcie jej świeżych ubrań. Śmierdziało siarką. W uszach nadal wibrował jej dźwięk odrzuconego przywołania.

WWW Nefeh co prawda wyglądał przez chwilę jakby jego Opiekun miałby się zmaterializować, ale widać nie miało to żadnego związku. Może przestraszył się czaru. Zresztą, co za różnica. Satsuki ze złością kopnęła jakiś samotny, sfatygowany kamyczek. Resztką woli tłumiła rosnącą w niej złość i frustrację na własną organizację.

WWW- Czy to działa? – Smok-klejnot zakaszlał, niestety został zignorowany.
WWW- Wiedziałam, że tak będzie. Jak widać kradzież BOZa to dla niektórych za mało! Nie wiem, co musiałoby się stać, żeby Jego Mroczność Lord Mazoku raczył ruszyć tyłek i... – Podskoczyła nagle na kilka centymetrów, czując wbijany w łopatkę PALEC. Odwróciła się błyskawicznie, aby stanąć oko w oko z męską klatką piersiową, seksownie opiętą czarnym jedwabiem. Podniosła głowę do góry. Zamrugała.

WWWZamrugała jeszcze raz.

WWW- Yo. Co tam? – stojący przed Satsuki Mazoku uśmiechnął się wesoło i poklepał koleżankę po ramieniu. – Dobrze wyglądasz Sat! Urosłaś?
WWW- Tak, w porządku. – Satsuki zamrugała ponownie, nie do końca wierząc w to, co widzi. Po chwili zastanowienia stanęła na palcach i złapała Mazoku za nos, skrzywił się lekko. – Nie no, prawdziwy. – Powiedziała z niejakim zaskoczeniem.
WWW- Ała? – Demon złapał się za nos. – Słyszałem, że masz kłopoty Satsuki, ale jak widzę chciałaś po prostu mnie zmacać. W takim wypadku chyba jednak wrócę na wakacje. – Już miał się odwrócić, ale został złapany za rękaw.
WWW- Z Agendy się wszyscy śmieją, że tu rączka rączkę myje, a poza tym wojna domowa. – Satsuki zaczęła głośno i wyraźnie, ale z każdym kolejnym słowem jej głos stawał się coraz wyższy i bardziej płaczliwy. – Noire z Arią chciały mnie nawet wyrzucić z Agendy, bo wzięłam udział w głupim wyścigu. Potem cały Multiświat poleciał na nową planetę zbierać Kryształy. – Satsuki wyraźnie się rozkręcała. - Oczywiście byłam jedyną osobą w Agendzie, która raczyła ruszyć tam dupę. Dopiero by mieli z nas uciesz, jakby na Codda nie pojawiło się nasze przedstawicielstwo. Udało mi się wyprosić GvSa o wysłanie mi statku i to by było na tyle. Nie załatwiłam oczywiście niczego, bo jak z takimi resource’ami i własnym teamem rzucającym Ci kłody pod nogi… – Ciągnęła tak jeszcze dobre pięć minut, a Mazoku grzecznie nie przerywał. – …I czy one w ogóle mają prawo mnie wywalić z Agendy?! – Powiedziała znienacka wracając do tematu wspomnianego na początku.
WWW- Hmm… - Mazoku zamyślił się lekko, opierając brodę na pięści. – A co z tym skradzionym BOZem?
WWW- Właśnie, BOZ. – Satsuki spojrzała wilkiem na Nefeha. Czyżby jednak pogadali? - BOZ jest w sumie kroplą w całej wielkiej rzece kłopotów. Z naszych informacji wynika, że skradziono także kilka innych, bardzo wartościowych rzeczy. Na szczęście nic więcej należącego do nas. – Satsuki nagle rozejrzała się wokół. – Chodźmy do Ry’leh. Pokażę Ci raporty.

WWW***

WWWDwadzieścia minut później Mazoku właśnie dopijał ostatni łyk Earl Greya, siedząc wygodnie w głębokim, skórzanym fotelu. Na podłokietnikach oraz blacie biurka przed nim leżało kilkanaście większych lub mniejszych kostek.

WWW- Tu masz ostatnią. – Satsuki podała tę samą kostkę, którą oglądała rano. – Dosyć niepokojący przekaz, zdecydowanie wymagający sprawdzenia.
WWW- Aha. – Mazoku skupił się na nagraniu. Po obejrzeniu go dwa razy, ponownie zabrał głos. – Pozwolisz Satsuki, że wybiorę się na wycieczkę.

WWW***

Image

WWWSatsuki otarła wyimaginowany pot z czoła. Jedyny kawałek pustej przestrzeni Outer Sanctum znajdował się pod jej pośladkami, reszta zajęta była przez pudła, pudełka i różne błyszczące przedmioty. Wszędzie było szaro, kurz unosił się w powietrzu, osiadał na skórze i z powrotem na pudłach. BOZa oczywiście nie było.
WWWNigdzie.

WWW- Satsuki, co robisz? – Zza jednej z niższych stert pudeł i pudełek wychynęła nagle złota głowa.
WWW- Szukam BOZa. – Satsuki spojrzała przelotnie na stojącą Arię a następnie po raz kolejny zajrzała do brązowego pudełka po butach, tak bardzo podobnego do opakowania Broni Ostatecznej Zagłady. – Zakładam, że w Inner Sanctum go nie ma, przejrzałam także raporty z ostatnich trzech miesięcy i nie ma żadnych informacji.
WWW- Przecież wysłaliśmy go dwa tygodnie temu na testy adaptacyjne do systemu Akraon Siedem. – Satsuki zapowietrzyła się.
WWW- Ktoś o tym wiedział?
WWW- Po co? Przecież to takie mało istotne. – Aria wzruszyła ramionami.

WWWSatsuki zaliczyła tak zwanego facepalma.

WWW***

WWWAkraon Siedem to błękitny, gazowy olbrzym o średnicy dwustu tysięcy kilometrów, który krąży wokół niedużej i bardzo jasnej gwiazdy zwanej A-czterysta trzydzieści siedem. Najbliższa forma życia znajduje się w promieniu piętnastu lat świetlnych.
WWWAkraon Siedem znajduje się na największym zadupiu Multiświata.

WWWOd niedawna na orbicie planety krążą szczątki statku. W jednym miejscu da się nawet zauważyć napis HMS Zuz. Szczątki iskrzą się w blasku gwiazdy.
WWWWyglądają prawie wesoło.
Last edited by Satsuki on Thu Sep 26, 2013 9:26 pm, edited 5 times in total.
Avatar stworzony przez tego uzdolnionego Pana.
User avatar
roevean
Posts: 314
Joined: Sat Jan 03, 2009 8:36 am
Location: Ninehell Sector

Re: Postawimy Valhallę

Post by roevean »

Image
ImageImage

ImageImagePadał kwaśny deszcz. Ciężkie krople z głośnym pluskiem uderzały w ściany budowli, zmywając wszedobylski pył, ginęły w szczelinach gruzowisk, zmywały z ruin zastały kurz, tworząc trującą breję, która potem wolno spływała w dół ku wielkim, betonowym bryłom zalegającym wszędzie dookoła. Rozbryzgiwały błoto i wodę w kałużach, zbierających się w setkach lejów. Parowały, z wolna zasnuwając okolicę bladym oparem.
ImageKarykaturalnie poskręcane, skamieniałe kikuty drzew, wraki porozrywanych, nadtopionych i wreszcie przerdzewiałych maszyn, porozrzucane wokół tysiące osmalonych i powyginanych szkieletów, niemi świadkowie, aktorzy, nie w pełni świadomi ról, jakie zaplanowała dla nich tragedia. Okrutny bilans setek splotów okoliczności, które doprowadziły do ognistego finału.
ImageAnyszum nie przetrwała wojny domowej, jaka wybuchła po zniknięciu Imperatora.

ImageImageImage

ImageImagePłonące bryły skalne śmigały wokół burt statku, który w co rusz zmieniał trajektorię lotu, unikając czołowych zderzeń, szarpał się z potężnymi przeciążeniami panującymi w wirującym z zawrotną prędkością tunelu. Wiązki wyładowań smagały nadwyrężone już osłony okrętu, spełzały w postaci błyskawic i niknęły w dali, feerią świateł zalewając już i tak rozświetlony wijący się korytarz. Za pulsującą, na wpół przeźroczystą i drżącą otoczką ścian warstwy skalne mieszały się napierając, chcąc zmiażdżyć. Eksplodujące płynną lawą narośla, strefy osobliwości wyskakujące w dość przypadkowych miejscach, ogniste podmuchy...
Lancryer jednak parł nadal przed siebie, pchany pełną mocą napędu.
Image[Skompensuj osłony], polecił mężczyzna obserwując displej symtaktu i zaciskając pięści na poręczach fotela. Trzy jednostki imperialne uparcie leciały jego tropem. Mimo, że powoli zwiększała się odległość miedzy nimi. Mimo, że ich tarcze przeszły z głębokiej czerwieni w stronę oślepiająco jasnego błękitu. Mimo, że jeden z nich zaczął właśnie koziołkować i po chwili rąbnął w pędzącą mu na spotkanie bryłę skalną. Mimo, że eksplozja reaktora rzuciła drugi imperialny okręt wprost na ścianę zamieniając go w stado płonących szczątków. Mimo to, ostatni statek z oznaczeniami Nowego Baatoru kontynuował pościg i ostrzał. I trafiał.
Image- Trzydzieści sekund do Bramy - damski głos rozległ się w wytłumionym pomieszczeniu. - Tunel traci stabilność.
Image[Pewnie Brama na Anyszum działa na resztkach energii], kapitan przełączył się na displej kierowania uzbrojeniem, ale nagle zawył kiedy lancryer zwinął się w gwałtownym piruecie i system podtrzymywania życia z ledwością zrekompensował przeciążenie. [Jasna cholera], zaklął obserwując lecące wprost na nich gigantyczne skalne bryły. Zacisnął jeszcze mocniej pięści i przygryzł wargę do krwi. Chciał wydać polecenie, ale persona pierwszego poziomu sterująca uzbrojeniem szybciej podjęła decyzję i ożyły przednie działa. Lancryer przeleciał przez deszcz odłamków, które odbiły się od osłon i eksplodowały.
Image- Tarcze na trzydzieści procent. Odległość od "Asyi", kilometr. Do Bramy piętnaście sekund.
Image[Przygotuj się na jej dezaktywację zaraz po wyjściu.]
Image- Przyjęłam.

ImageImageImage

ImageImageParadoksalnie jedyną budowlą, która mniej więcej oparła się ładunkom nuklearnym, którymi zarzucono powierzchnię Anyszum, był budynek Senatu. Sól w oku Imperatora. I równie paradoksalnym był fakt, traktowany kiedyś jako dość ponury żart, że Faroo umieścił Bramę do Piekieł w katakumbach właśnie tej struktury.
ImageSmukły kadłub diabelskiego okrętu na pełnej prędkości i w towarzystwie buchających płomieni przebił się przez gorejącą taflę przejścia, przy akompaniamencie dartego metalu i zgrzytu miażdżonych kamieni przebił się przez odległą o sto metrów grubą, betonową ścianę, utorował sobie drogę poprzez sufit i malowniczo wbił się w galeryjkę dla odwiedzających.
Image- Dezaktywacja Bramy, teraz - oznajmił damski głos, ale mężczyzna starał się w tym czasie powstrzymać zawartość żołądka, która podchodziła mu do gardła. Z marnym skutkiem. - Sprzątanie, później.
Image[Zamknij się], warknął ocierając usta. [Po prostu...], nie dokończył. W tym momencie imperialny pancernik rąbnął z całą swoją prędkością w taflę Bramy, która zadziała jak imadło. Eksplozja dziesiątej klasy rzuciła lancryerem, jak piórkiem, poza obręb Senatu. Na szczęście osłony wytrzymały.

ImageImageImage

ImageImageDobrze się czujesz? - spytała.
ImageNie, pomyślał. Jak na kogoś kto dwa lata był w śpiączce, ocknął się tylko po to, by załapać się na własną egzekucję, potem zostać załadowany w stazę, faszerowanym narkotykami, truciznami i jakimiś cholernymi medykamentami redcollarów, który ocknął się ponownie dzięki jakiemuś nie wiadomo skąd, cholernemu kryształowi i stwierdził, że jego ciało jest ciałem człowieka, którego w szaleństwie ogarniętego wojną Piekła zmuszono do szaleńczego...
Image[Bywało lepiej], odparł podnosząc się z kolan. Otarł twarz i odwrócił się. Szła tak jak zawsze, kołysząc biodrami.
Image- Nie musisz używać wszczepu - uśmiechnęła się. - Mam teraz doskonały słuch.
Image- Wolałem cię żywą - miał niski głos.
Image- Przecież ja żyję, głupku - obruszyła się. - Tam - machnęła ręką za siebie - w Piekle. To tutaj, to tylko persona pierwszego poziomu z pewnymi modyfikacjami. Technicy wykonali dobrą robotę. czuję, myślę...
Image- Sirrah, przestań, ja... - przerwał na chwilę. - Nie lepiej było mnie zostawić martwym?
ImageTrzepnęła go w twarz otwartą dłonią. Zatoczył się. Rzeczywiście technicy wykonali dobrą robotę.
Image- Ty nawet nie jesteś głupi, ty jesteś idiotą! - wrzasnęła. - Ty...
ImageUniósł rękę w pojednawczym geście. Zobaczył łzy w jej oczach.
Image- Dobrze, już dobrze. Przepraszam.
ImageObjęła go czule. Musiała się lekko schylić.
Image- Kocham cię, braciszku.
Image- Przepraszam, też cię kocham - przytulił ją. - Po prostu...
Image- Wiem.

ImageImageImage

ImageImageJesteś pewna, czy dane Luny są prawdziwe?
Image- Skan cybernetyczny jest stuprocentowo pewny. Nie martw się.
Image- Ale Luna? Odludek? Jakiś pustelnik? Sam się skazał na banicję? Nie mogę uwierzyć...
Image- Ja też. Nieprzytomnego przywieźli na Hellstorm i okazało się, że to nikt inny jak Imperator Faroo we własnej osobie - spojrzała mu w oczy.
Image- Dlaczego on jest taki ważny?
Image- Widzisz, Faroo razem z Querthem kiedyś byli zmuszeni ukryć całość, wiesz dlaczego... - kiwnął głową. Sirrah kontynuowała. - Potem Imperator zaginął, a Quertha stracili w Thellis, w podobny sposób, jak mieli stracić ciebie. Nikt inny nie wiedział, gdzie to ukryli, a dałoby to nam przewagę w wojnie. Ale Faroo jest nieprzytomny i musiałam zlecić skanowanie mózgu, żeby wydobyć potrzebne informacje. Nikt nie jest pewny, czy mu to nie zaszkodziło. To ryzyko, jakie jestem w stanie ponieść. A że sama nie mogę opuścić Piekła...
Image- Przecież... dlatego ta cała szopka? Żeby znaleźć... - machnął ręką wskazując wnętrze okrętu. - Przecież mamy teraz lepszą technikę...
Image- Roe - przerwała mu.
Image- Co?
Image- Roe - zawahała się. - Po prostu musimy - powiedziała z naciskiem.
ImageOtwierał już usta, żeby opowiedzieć, ale umilkł.
ImageLancryer podniósł się na silnikach belfegora i przełączając się na azraela wyprysnął w górę, po chwili osiągając orbitę. Sirrah skierowała okręt w stronę punktu translacji.
Image- Cholera - powiedział widząc współrzędne celu.
Image- Wiem.
Image- Raczej niezbyt miła perspektywa.
Image- Nie mamy wyjścia.
Image- I jeden okręt? Będziemy dawno pyłem, zanim w ogóle zbliżymy się do...
Image- Wiem. Ale ten statek jeszcze cię zaskoczy.
Image- Jak na dzień po wybudzeniu, już nic więcej nie jest w stanie mnie chyba zaskoczyć.
Image[Punkt translacji], diablica wprowadziła współrzędne uzyskane od Faraa i po chwili diabelski statek włączając napęd natychmiastowy zamigotał w pseudoruchu i znikł wystrzeliwując się w kierunku Czerwonej Planety, siedziby Zgromadzenia.

ImageImageImage

ImageImageGdzie oni się podziali? Sprawdziłaś dokładnie współrzędne? - głos mężczyzny wyrażał zaskoczenie. - Nie pomyliłaś się?
ImageOrbitowali jakieś półtorej roku świetlnego od słońca tutejszego systemu, w pełnej gotowości. Okręt miał opuszczone osłony, włączony kamuflaż, broń przygotowaną do użycia na najmniejsze skinienie i rozgrzane silniki. Bezzałogowe sondy z napędem natychmiastowym zbierały dane i dirakiem przekazywały do lancryera.
Image- Ja nie mogę pomylić się w takiej trywialnej kwestii. Podałam współrzędne Czerwonej Planety, wszystko się zgadza, to ten system, to ta gwiazda, z tym, że brakuje samej planety.
Image- Jak to nie ma planety? Rozwalili ją? Jakieś szczątki? Resztki flot? Cokolwiek?
Image- Nic.
Image- Żadnych Shivian? Xenów? Próbowałaś skanować tą ich podprzestrzeń? Ten fading czy jak to tam...
Image- Na samym początku, imperialne modyfikacje robią to niejako automatycznie. Nic - przerwała mrużąc oczy. - Moment, sonda wychwyciła ślady bytności dwóch jednostek. Weszły w podprzestrzeń, nie uwierzysz...
Image[Widzę sam], Roevean wszedł w symtakt. [Większy odleciał w stronę... układu CA... To się robi coraz bardziej...], przerwał. [Zaskakujące... A ta cholerna skała zniknęła...]
Last edited by roevean on Fri Aug 12, 2022 8:31 pm, edited 5 times in total.
'cos im the definition of the worst kind of mean
so... are you rebel?
User avatar
Mazoku
Posts: 333
Joined: Sun Jan 04, 2009 12:28 am
Location: Gdańsk

Re: Postawimy Valhallę

Post by Mazoku »

142. dzień dziewiczego lotu lekkiego krążownika Agendy DSS Llewellyn mijał spokojnie. Dowodzący statkiem komandor Benson popijał czarną jak przestrzeń międzygwiezdna kawę, obserwując ze swojego fotela załogę mostka, która z kolei - nieco znużona długą zmianą - wpatrywała się w ekrany swoich stanowisk. Jednostka była przydzielona do patrolowania bliskiej przestrzeni Świata Wrót - zadania, które co prawda nie pozwalało zapisać się złotymi literami w annałach Gwiezdnej Floty Agendy, ale z drugiej strony pozwalało dożyć spokojnej emerytury. Komandorowi Bensonowi to zupełnie wystarczało.

Pobudka o 7:00 czasu pokładowego, regularne posiłki, parę symulacji sytuacji taktycznych, żeby załoga się nie nudziła, wpis do dziennika wieczorem - tak powinien mijać każdy dzień.

Z pewnością nie było w nim miejsca na nagły alarm i wirujący stożek czarnej mgły na środku mostka.

- ...ci się trochę megalomanią? - odezwał się stożek i z cichym pyknięciem zmienił się w odzianego na czarno mężczyznę. - No wiesz, "Distant Space Ship"? - zwrócił się do siedzącego mu na ramieniu smoka.

Benson miał przeczucie, że dzisiejszy raport w dzienniku nie zamknie się w trzech zdaniach i dacie gwiezdnej.

- Niby tak - stwierdził smok, po czym dodał: - Ale musisz przyznać, że "Agenda Space Ship" nie skraca się najlepiej.

- Touché - zgodził się mężczyzna i płynnie zwrócił się do Bensona, który właśnie zaczął otwierać usta. - Komandor Benson, witam. Nazywam się Lord Mazoku i informuję, że pański okręt został wyznaczony do tajnej misji nadzwyczajnej wagi, pod moim dowództwem.

Póki-co-dowódca DSS Llewellyn nie był pewien, czy powinien zasalutować, czy wyciągnąć służbową broń.

- Naturalnie nie musi mi pan wierzyć na słowo - kontynuował Mazoku i zwrócił się w przestrzeń: - Komputer, autoryzacja. Poziom dostępu zero.

- Proszę czekać - odezwał się bezosobowy żeński głos głównego komputera. - Tożsamość potwierdzona. Poziom dostępu... zero. Witam na pokładzie, Lordzie Mazoku.

Wyjący od jakiegoś czasu alarm ucichł. Komandor zamrugał kilka razy, po czym energicznie podniósł się z fotela i stanął na baczność obok niego.

- Statek należy do pana - powiedział formalnie, starając się ukryć swoje zaskoczenie. - Nie wiedziałem, że istnieje coś takiego jak poziom dostępu zero. Myślałem, że najwyższy to jeden...

Mazoku tylko uśmiechnął się zagadkowo.

- Nie ma potrzeby, bym osobiście dowodził statkiem. Mianuję pana pierwszym oficerem. Proszę objąć stanowisko.

Benson usiadł, czując że robi mu się trochę głupio od tej całej szopki. Rzucił okiem na resztę załogi mostka, która póki co wymieniała jedynie zdziwione spojrzenia.

- Oto pańskie rozkazy: proszę ustawić kurs na system Chaotic Alliance, maksymalna... - Mazoku przerwał nagle i wyciągnął z kieszeni komunikator Agendy. Wpatrywał się w niego przez ułamek sekundy. - Zmiana planów. Proszę ustawić kurs na Akraon Siedem, system A-czterysta trzydzieści siedem, maksymalna prędkość. Engage!

Załoga mostka obróciła się w kierunku swoich konsol. Przez chwilę nic więcej się jednak nie stało. W końcu odezwał się młody oficer, który siedział przy stanowisku nawigatora:

- ...eee, hmm... - widać było, że nie może wymyślić, jak zwrócić się do swojego nowego dowódcy. - Sir, A-czterysta trzydzieści siedem leży w odległym sektorze Multiwersum. Dolecenie tam nawet przy maksymalnej prędkości zajmie nam... - przerwał, żeby zerknąć na swój ekran - przynajmniej kilka tygodni, nie mogę nawet obliczyć jeszcze dokładnej trajektorii.

Na mostku zapanowała cisza.

- Niekoniecznie - odezwał się Nefeh i na pół zeskoczył, na pół zleciał, machając krótkimi skrzydłami, z ramienia swojego pana.

W kilku skokach znalazł się na pulpicie pierwszego inżyniera, przyprawiając siedzącą przy nim kobietę - która nie mogła być starsza niż 25 lat - o lekki atak serca.

- DSS Llewellyn to jeden z pierwszych krążowników wyposażonych w eksperymentalny napęd dalekiego zasięgu 80MD.

Tym razem cisza zapadła wręcz namacalnie. Kilku członków załogi wyglądało, jakby zjedli właśnie przeterminowany mus z łososia. Rozległy się szepty.

- 80MD...? Myślałem, że admiralicja nie dopuściła go jeszcze do użytku... On nie był nigdy testowany przy żywej załodze...

- Okay, Nefeh, wiem że na pewno umieściłeś to w swoich raportach - odezwał się głośno Mazoku - Ale czym jest 80MD?

- To jeden z moich własnych projektów, który rozwijałem pod twoją nieobecność - zaczął Nefeh z nieukrywaną nutką dumy w głosie. - Pozwala skrócić wielotygodniową, a nawet wielomiesięczną podróż do kilku minut poprzez zagięcie czau narracji z wykorzystaniem rytmicznej energii pola...

- Znakomicie - uciął Mazoku. - Będziemy na miejscu szybciej. Akraon Siedem, napęd 80MD, maksymalna moc, engage!

Rozległ się dźwięk zbiorowego przełykania śliny. Komandor Benson wyglądał, jakby zapadł się nieco w swój fotel, ale kilkoma krótkimi rozkazami zmobilizował załogę do pracy. Kolorowe guziki zostały wciśnięte, stylizowane dźwignie przesunięte do oporu.

Mazoku odciągnął Nefeha na stronę.

- 80MD to skrót od czegoś, prawda? - spytał konfidencjonalnie.

- Kurs ustawiony. 80MD aktywowany - rozległ się spokojny głos komputera. Po nim z głośników poleciały głośno pierwsze takty Mr. Blue Sky Electric Light Orchestra.

- 80's Montage Drive - odparł Nefeh z tak szczerym uśmiechem, na jaki tylko pozwalała mu jego smocza fizjonomia.

- You gotta be kid...

W powietrzu zabrzmiał wokal.

- Sun is shinin' in the sky, there ain't a cloud in sight...

Gwiazdy na przednim ekranie rozpłynęły się w ferię barwnych smug i DSS Llewellyn pomknął w międzygwiezdną pustkę niczym wystrzelony z railguna.

---

Nikt z obecnej na pokładzie załogi nie umiałby opisać dokładnie, jak wyglądała podróż na Akreon Siedem. Było to bardziej jak doświadczenie, seria przesuwających się przed oczami, wyrwanych z kontekstu, zdarzeń, czy też raczej scen. Jakaś grupka ludzi wstawała energicznie z łóżek i w podskokach biegła na śniadanie. Inna tanecznym krokiem odkurzała korytarze. Oficerowie na mostku uśmiechali się do siebie, przekazując sobie dokumenty i poklepując się po plecach. W pewnym momencie widzieli chyba nawet nowego tajemniczego kapitana, Lorda Mazoku, jak ze swoim smokiem wskoczyli z mikrofonami na stół w kantynie po popołudniowej zmianie i zaczęli śpiewać karaoke...

---

Muzyka ucichła. Minęło ledwie nieco ponad 5 minut, od kiedy wyruszyli z systemu Agendy.

- System A-czterysta trzydzieści siedem - oznajmił komputer. - Za dwie minuty znajdziemy się na orbicie Akreon Siedem.

Na mostku zebrali się oficerowie, Komandor Benson oraz Mazoku i Nefeh. Wszyscy poza ostatnim wyglądali na mocno zmieszanych.

- ...hey there Mr. Blue... - nucił pod nosem smok.

- Eghm. Nefeh, przypomnij mi, że musimy później poważnie porozmawiać - mruknął Mazoku i spojrzał na główny ekran. - A więc, Akreon Siedem. - Zwrócił się do oficera taktycznego: - Sensory wykrywają cokolwiek?

Oficer taktyczny, też cholernie młody - Mazoku zaczął się zastanawiać, czy nie powinien poszukać bardziej doświadczonej załogi - skupił się na swoich instrumentach.

- Coś jest... - przyjrzał się małej kropce na ekranie konsoli. - Tak, to sygnał Agendy... Er... Sygnał ratunkowy, sir.

Mazoku podszedł do stanowiska taktycznego i pochylił się nad nim.

- HMS Zuz - powiedział powoli. - Oznaki życia?

- Żadnych, sir.

- Sygnatury wysokiej energii?

- Eee... - Oficer, lekko zaskoczony, zmienił ustawienia skanu. - Jest ślad implozji głównego reaktora, ale nic szczególnego poza tym. - Spojrzał na ekran w zamyśleniu. - Jakiej sygnatury szukamy?

Mazoku nie odpowiedział, zamiast tego wyprostował się i zwrócił do Bensona.

- Chcę, żeby landing party zameldowało się o godzinie 0900 na pokładzie lądowniczym - stwierdził rzeczowym tonem. - Weźmiemy dwa promy do eksploracji szczątków HMS Zuz. Proszę dalej skanować okoliczną przestrzeń.

Demon obrócił się i pospiesznym krokiem opuścił mostek, za nim podreptał Nefeh. Oczy pozostałych zwróciły się w kierunku rosnącej nieubłaganie na ekranie tarczy obco wyglądającej błękitnej planety.
Your favourite fearless hero.
User avatar
Chimeria
Posts: 824
Joined: Fri Aug 29, 2008 7:28 pm

Re: Postawimy Valhallę

Post by Chimeria »

Nad surową planetą CA dawno nie działo się tyle na raz. Ledwo Psia Liga opuściła orbitę, pojawiło się Zgromadzenie, szampan na niebie, lasery w powietrzu, zburzone wieże, iskrzący się krąg przywołujący, krzyki i ogólne zamieszanie… choć może to za mało powiedziane. Ogólny, wszechobecny chaos.

Chimeria zostawiła krąg taki jakim był, członkowie jeszcze jakiś czas będą mieli możliwość odpowiedzenia na wezwanie, tymczasem ona miała dużo ważniejsze rzeczy do załatwienia. Wróciła pospiesznie z orkiem do zamku i weszła do kontrol roomu. Na odbiornikach widać było ujęcia z różnych miejsc na planecie, odczyty z radarów kosmicznych, dużo dziwnych cyferek i innych informacji.

- Łącz z Zarovem. – rozkazała demonowi, który siedział aktualnie przy maszynach. Wcale nie miała wielkiej ochoty na spotkanie z przedstawicielem Zgromadzenia. Chyba jeszcze mniejszą niż z Windukindem. – Nudzi Wam się, że przywiało tutaj?! – warknęła w mikrofon.
Równocześnie patrzyła na niesamowitą faerie barw tworzonych przez wiązki laserowe. Na jednym z monitorów widać było gibający się lądownik, w którym Vhriz musiał teraz panicznie myśleć co ze sobą począć. Był jak na widelcu dla ogromnego statku Zgromadzenia, z czego Zarov miał zamiar zaraz skorzystać. Jego palce już muskały odpowiednie, wysłużone w boju przyciski.
Tymczasem przestrzeń niedaleko lądownika załamała się i wynurzył się z niej dziób ogromnego statku ZCMu. Nie kryli się nijak, więc ich obecność została zarejestrowana nawet przez najsłabsze detektory, czerwone lampki zapaliły się, sensory a alarm w centrum kontroli zaczął wyć.

- Co do… - Chimeria rozszerzyła oczy w niedowierzaniu i powoli opuściła rękę z mikrofonem.

Statek mienił się nienaturalną, kryształowo błękitną poświatą, od samego czubeczka, po ostatnią, trzymającą się na jednej zardzewiałej śrubie blachę. Powolutku sunął w przestrzeni kosmicznej, a po chwili wysunął ciężkie działo. Wystrzelił z niego jasny, żarzący się promień, który uderzył w lądownik prowadzony przez rudowłosego drowa i zaczął go ściągać w swoją stronę. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, promień ściągający wciągnął okręt do hangaru i… statek wykonał skok.

Przestrzeń dziko zafalowała, a próżnia która się wytworzyła zaczęła wchłaniać otaczające ją śmieci jakich pełno było w kosmosie, zassała się, pyknęła… i wszystko się uspokoiło.
Zamarznięty szampan co prawda został, coraz bardziej szatkowany i dziurawy, ale atak z planety nie osłabł.

*

Zarov zmarszczył brwi i zakręcił wąsem. Mógł spodziewać się wielu rzeczy, ale raczej nie tego złomu ZCMu. I na pewno nie zainteresowanego tym małym lądownikiem. Tym bardziej nie w WISHU.
-Wykonali skok? W Wishu? Tym kolosem? – był w większym szoku, niż chciał sam przyznać. Wymyślili sposób na obejście broni, którą postawił Yuby? Jego – samego Zarova – technologia, której nikt poza Zgromadzeniem nie rozumiał, była w tym momencie słabsza od nich. Ciężko było przełknąć tą gorzką pigułę, ale otwierało to również nowe możliwości. Istniało też duże prawdopodobieństwo, że to jednak nie Chaotycy stoją za kradzieżą Cholernej Planety.
Po chwili statek Zarova odebrał połączenie z planety, a mała, zabłąkana salwa laserowa uderzyła w lewą część jego statku.



Kto by pomyślał, że w odpowiednio przygotowanych warunkach, stabilinium błyszczy się w podobnie błękitny sposób.



Image
User avatar
c914
Posts: 595
Joined: Sat Jan 03, 2009 10:30 am

Re: Postawimy Valhallę

Post by c914 »

­Przestawienie które odegrał okręt Zakonu ukazało Zarovowi kolejny element układanki. Układanki której wzoru jeszcze do końca nie znał, a której nastepny fragment zamierzał pozyskać w układzie CA.

Ostatnie słowa w komunikacji z powierzchnia planety Chaotyków dowodziły że oni także nie wiedzą do końca co się stało. To była okazja którą należało wykorzystać. Zarov przygładził wąsy – pora na odrobinę starej dobrej dyplomacji w wykonaniu Zgromadzenia.

Dotarcie w pobliże powierzchni planety nie powinno nastarczać kłopotów zamaskowany statek dokładnie wskazał bezpieczne miejsce poza oddziaływaniem WISHa. Okręt Zarova przyspieszył by wejść w podprzestrzeń. Zanim jednak Juggernaut Shivan zalała niebieskawa poświata podprzestrzennego wiru od jego kadłuba oderwała się sonda. Malutki stateczek obrał kurs na miejsce w którym przebywała aktualnie Eris. Po kilku chwilach od odlotu okrętu Zarova dryfująca w próżni sonda zniknęła w wirze podprzestrzeni niosąc jako wiadomość dla hybrydy zapisy z ostatnich wydarzeń w układzik CA.

Nie minęły sekundy, a Zarov na pokładzie Hary zmaterializował się w miejscu gdzie do niedawna przebywał zamaskowany statek. Koordynaty były niepewne co dało się od razu odczuć w postaci braku kontaktu z rufową częścią okrętu. Jednocześnie widząc nowy cel wszystkie działa Chaotyków skierowały ogień wprost na Juggernauta.
Osłony! Status! - Warknął Zarov. Interkom pokazał całą serię informacji o stanie okrętu. Nie było źle. Osłony trzymały i już podjęły pierwsze próby adaptacji do prowadzonego ognia. Poza rufą tam oddziaływał WISH. Na szczęście ograniczenia dotyczyły też samych skutków ostrzału. Niestety zaistniały stan rzeczy nie pozwała na jakikolwiek formy sensowej komunikacji z powierzchnią planety.
- Cóż, podjedziemy trochę bliżej – mentalna komenda natychmiast dotarła do rdzenia okrętu Zarova.

Hara gwałtownie przyspieszyła, nie zważając na prowadzony ostrzał runęła w kierunku powierzchni planety. Ośmiokilometrowy kolos wdarł się w atmosferę siedziby Chaotic Alliance. Dwieście metrów nad powierzchnią globu gwałtownie wyhamował. Gwałtowna zmiana ciśnień spowodowana pojawieniem się tak dużego obiektu w atmosferze wywołała fale uderzeniową. Ta dosłownie zmiotła wszystko w promieniu kilkudziesięciu kilometrów.

Zanim jeszcze okolica uspokoiła się Sergiej stał już na powierzchni i od razu zebrało mu się na wymioty.
- Jak ja nienawidzę tej w dupę kopanej magi. Tu wszystko nią śmierdzi gorzej niż menel w Porcie kosmicznym Arctus! - krzywiąc się niemiłosiernie poprawił mundur oraz sprawdził stan energetyczny pistoletu przypiętego do pasa.

Okręt poinformował Sergieja iż Chaotycy wznowi bombardowanie, teraz jednak korzystali z artylerii polowej i wszystkie pociski eksplodowały na górnej osłonie Hary. Pestki baterii naziemnych w porównaniu z bronią orbitalna nie robiły za wiele szkód. Okręt Zgromadzenia mógł tkwić tutaj dosyć długo, do czasu aż ktoś nie zacznie używać bomb plazmowych i antymaterii.

Jednocześnie od zachodu w kierunku Zarova zblirzały się szybko trzy opancerzone ścigacze - Komitet powitalny Chaotic Alliance. Sergiej zignorował prośbę okrętu o otwarcie ognia, w końcu to maiła być pieprzona misja dyplomatyczna. Dodatkowe trupy nie pomogą w rozmowie. No chyba, że sami zaatakują, z czym znając charakter Chaotyków musiał się liczyć.

Nie pomylił się. Pierwsze strzały z broni dalekiego zasięgu padły zanim jeszcze dostrzegł na grupę powitalną. Szybki skok w fading i był w miarę bezpieczny. Chwile później ścigacze były już na miejscu, ich wieżyczki nerwowo przeczesywały okolicę w poszukiwaniu celu który jeszcze przed momentem był widoczny na radarze. Sprawnie, jak przystało na zaprawione w bojach oddziały, z wnętrza pancernych jednostek CA wydostało się ponad trzydzieści postaci. Każda uzbrojona po zęby, każda z rządzą mordu w oczach.
- Gnomy, Ludzie Dwarfy, Orki, jak matkę kocham brakuje jeszcze słoniokonia. -Niecałe sześćdziesiąt kroków od miejsca postoju ścigaczy Sergiej wyłączył maskowanie. - Przepraszam Panowie... i panie – po szybkiej lustracji żołdaków CA dodał pospiesznie Zarov – przybyliście może jako moja eskorta?
Cała banda niczym jeden mąż odwróciła się w kierunku Sergieja. Rosły Ork prawdopodobnie dowódca oddziału wziął głęboki zamach i rzucił Zarova z niebywała prędkością toporem który jeszcze przed momentem trzymał w łapie. Sergiej ledwo co zdołał odskoczył, wyostrzony refleks hybrydy mocno pomógł. Ostrze wbiło się w ziemie kila metrów dalej, katem oka Zarov dostrzegł, że cały topór żarzy się na czerwono.
- Jebana magia! - Nim skończył mówić powietrze zrobiło się geste od ołowiu. Pozostali chaotycy poszli za przykładem orka biorąc za cel postać Zarova.

O unikaniu pocisków nie było mowy, było ich zbyt dużo na zbyt małym obszarze. Osobiste osłony Sergieja płonęły wściekłą czerwienią za każdym razem kiedy odbijały kule. Pod naporem ognia szybko słabły. Zarov nie pozostał dłużny wystrzelił trzy razy z broni osobistej. Dla rozpędzonych do setek kilometrów na sekundę kul ciała nawet te w pancerzach nie stanowiły żadnej przeszkody. Tego typu pociski zatrzymać mogły jedynie pancerne burty ścigaczy i to te znajdujące się po drugiej stronie od kierunku strzału. Kilku żołdaków CA właśnie straciło kończyny. Chwile później przez cały plac boju przetoczyły się trzy fale eksplozji pochodzące do ścigaczy. Wykorzystując zamieszanie Zarov znów wszedł w fading.

- Myślisz gównojadzie ze się potrafisz ukrywać? - Krzyknął Ork dowódca podnosząc się z ziemi - Aisza zapal lampkę! - Odziana w skóry i mocno wybrakowany pancerz osobisty dziewczyna- człowiek wymamrotała pod nosem zaklęcie.

Zarov poczuł znajome mrowienie w momencie kiedy magia zaburzała strukturę podprzestrzeni. Prosty czar wskazujący żywa istotę nadawał się w sam raz gdy okolica przypominała pustynie. Nad głowami Chaotyków pojawiły się małe jasne kule. Nad Zarovem ukrytym częściowo w podprzestrzeni także zabłysł okrąg lecz znacznie słabszy. Shivanie nienawidzili czarów. Przyczyna była prosta - z własnej natury magia zaburzała rytm podprzestrzeni. By niwelować działanie magi Rój wyposażył każdego osobnika w genetyczny zestaw obronny wzmocniony działaniem krystalicznej materii. To że kula nad Zarovem z każda chwila nikła było właśnie efektem działania tego mechanizmu.

Słaby blask unoszący się nad gruntem wskazał żołnierzom CA obecność przeciwnika, ostrzał rozpoczął się na nowo. Nim kula nad głowa Zarova zgasła znalazł się wewnątrz oddziału Chaotyków. Zrobił jeszcze dwa kroki i zmaterializował się przed zielonoskórym dowódcą. Krwisto czerwone ostrze przebiło klatkę piersiową Orka.
- Stać! Nie ruszać. To są W Kupie Wzięci. Nie wróg! To są W Kupie Wzięci!– przez megafon darł się wniebogłosy gnom pędząc na złamanie karku w kierunku miejsca starcia ścigaczem. O dziwno walczący z Zarovem posłuchali i mocno zniechęceni odłożyli broń. Nastała cisza, przerywana tylko jękami rannych. Bombardowanie okrętu także ustało.
- Ty – Sergieja wskazał posłaniec – Nasza Pani chce widzieć cię w pałacu, natychmiast!

Zarov spojrzał tylko na truchło dowódcy oddziału które powoli pożerała krystaliczna materia.
- Dyplomacja kurwa mać!


Przywódce Zgromadzenia pod silną, nawet jak na standardy Chaotic Alliance eskortą doprowadzono do pracowni Chimerii. Stojąc w drzwiach Zarov skiną delikatnie kobiecie na powitanie.
- Wejdź – gestem dłoni przywódczyni Chaotic Alliance zaprosiła Sergieja do środka. - Słyszałam, że miałeś małe problemy na powierzchni.
-Drobne – kwaśno odparł Zarov.
- Stało ci się coś? A może masz uszkodzony okręt? - z udawana troską spytała wiedźma
- Nie!
- Szkoda. No ale dosyć gadki szmatki i kurtuazji. Mów co cię sprowadza w moje skromne progi.
- Interesy – odparł zwięźle Sergiej i dodał - Nie wiem czy zauważyłaś ale całkiem niedawno okręt ZCMu pojawił się w samym centrum WISHa.
- Takie rzeczy zdarzają się we wszechświecie Sergiej. Pogódź się z tym – ze wzruszeniem ramion odparła Chimeria.
Zarov ostentacyjnie westchnął. Przekomarzając się z przywódczynią CA do niczego nie dojdzie, a czas naglił, świeży trop powoli zacierał się.
- No więc... – Sergiej przerwał. - No więc...
- Więc co? Nie mam całego dnia na wysłuchiwanie twoich stęków. Jestem umówiona na spotkanie. Streszczaj się! - ostro rzuciła wiedźma.
- Właśnie zamierzam zdradzić jeden z głównych tajemnic Zgromadzenia. Nie jest to proste!
- A co boisz się rozstrzelania za zdradzę? - Widok postawionego przed plutonem egzekucyjnym członka Zgromadzenia wydał się Chimerii się bardzo zabawny.
- Więc – z naciskiem odparł Sergiej– Kilka godzin temu skradziono nam planetę i....
Wiedźma zaczęła głośno rechotać.
- A to peszek! - ledwo łapiąc powietrze odparła – Przykro mi.... nie właściwe to wcale nie jest mi przykro – i roześmiała się na całego.
- Już? - Zarov Spytał z kamienna twarzą.
- Prawie, ale mów mów, ktoś ukradł wam planetę – zatykając dłonią usta powstrzymała kolejny wybuch śmiechu.
- Tak, ktoś wyłuskał kawał naszej skały z orbity. Pierwsze podejrzenie padło na oczywiście na was. Nie dziw się i nie przerywaj – Sergiej gestem dłoni powstrzymał wiedźmę od komentarza – Twoja organizacja jest dostatecznie stuknięta by na taki akt porwać się. Wracając do tematu, sprawdzam pierwszy trop i co widzę? Totalny rozpiździaj w przestrzeni Chaotic Alliance wszyscy strzelają do statku Psiej Ligi i nagle w WISHu pojawia się okręt ZCMu który zabiera ze środka magiczne galarety uciekający transportowiec. Zakonnicy może i maja dobrą technologię ale pokonać WISHa, hej nawet my tego nie rozgryźliśmy! Wiec się pytam co zabrał wam ten stateczek i dlaczego mam ogromne przeczucie, że ma to związek z kradzieżą naszej planety?
- Wiem niewiele więcej niż ty. - Wiedźma odpowiedziała zgodnie z prawdą- przywódca Psiej Ligi już na mnie czeka, może on będzie znał odpowiedzi na Twoje pytania. Kiedy skończę z nim spotkanie odezwę się do ciebie. - Chimeria uznała rozmowę za zakonczoną.
- Gdzie masz spotkanie? - Zarov uśmiechnął się pod wąsem – Shiroue, czy inny kawałek skały? Mój okręt czeka na nas. Silniki rozgrzane gotowe do skoku wystarczy jeden rozkaz i będziemy w drodze.
-To moje osobiste spotkanie! – Chimeria mocno podkreśliła ostatnie słowa - muszę się przygotować! Odejdź!- Stanowczo dodała wiedźma cofając się o kilka kroków, coś w oczach Zarova nie spodobało się jej.
-Wyglądasz jak wyglądasz, lepiej nie będzie – stwierdził Zarov lustrując wiedźmę od stóp do głowy – Po co tracić czas? Idziemy?! - w dłoni Sergieja pojawił się mały nadajnik.
Last edited by c914 on Wed Sep 25, 2013 9:21 pm, edited 3 times in total.
USS George Washington - 90 tysiecy ton dyplomacji.
User avatar
Psychoo
Posts: 99
Joined: Mon Sep 06, 2010 7:12 pm

Re: Postawimy Valhallę

Post by Psychoo »

Kajuta kapitańska korwety pościgowej "Freya"
16.55 czasu pokładowego


"Freya", korweta klasy Zephyr unosząca się bezwładnie na orbicie parkingowej planety Charon Prime nie wyrózniała się na pozór niczym szczególnym. Ciemnografitowy, smukły kadłub pokryrt mozaiką wytłoczeń i sterczących tu i ówdzie luf z daleka przypominał pchłę uwięzioną na zawsze w lodowatej próżni. Pchła drzemała. Monotonny szum systemów wentylacyjnych, basowe buczenie generatorów oraz przytłumione odgłosy pracy wielu innych urządzeń składały się na okrętową ciszę. Załoga robiła to, czym zwykle zajmują się najemnicy w czasie wolnym - w większości spała, przepijała ostatnie kredyty lub wdawała się w bezsensowne bójki w barach. Jedynie Garret Steiger, kapitan i nieformalny dowódca jedosteki znanej jako Szpony siedział w fotelu wpatrzony w uspokajającą zieleń holodispleja. Ubrany był w typowy strój najemnika, dopasowany według złotej zasady "miej wszystko pod ręką". Stąd też zarówno spodnie jak i kurtka posiadały bliżej nieznaną liczbę schowków, kieszeni i zakamarków, z których przy okazji każdego kolejnego prania roztargniony dowódca wydobywał stosy zapomnianych drobiazgów. Wewnętrzna keszeń na lewej piersi była na stałe zarezerwowana dla fajki i przyborów do palenia - to do niej powędrowała dłoń kapitana. Kliknęła zapalniczka i po chwili w kajucie rozniósł się aromat przpominający zapach pomarańczy. Antyczny zegar odliczał sekundy, akompaniując sobie aksamitnym klekotem mechanizmu wahadła. Steiger oparł nogi o skraj biurka i czekał z fajką w zębach. Palenie zawsze wprowadzało go w stan przyjemnego rozleniwienia.

Holodisplej ożył niespodziewanie, jak to miał w zwyczaju. Fosforyzującą zieleń zastąpiło logo Szponów, a po nim - informacja o próbie nawiązania połącznia. Po sekundzie potrzebnej na stabilizację obrazu na ekranie pojawiła się twarz młodej kobiety o klasycznych rysach i bujnych, kręconych blond włosach opadających na ramiona.
-Dobry wieczór, kapitanie Steiger. Nazywam się Uwella Tar i reprezentuję interesy Korporacji Beltera. Zgodził się pan porozmawiać na temat zlecenia, które mój pracodawca chciałby zaproponować panu i pańskim ludziom. Nie muszę chyba przypominać, że szczegóły tej rozmowy są objęte klauzulą poufności i jakiekolwiek...

-Dobry wieczór panno Tar - Steiger poirytowany pokręcił głową, przerywając kobiecie monolog - darujmy sobie, szkoda naszego czasu.

-Wyraził pan zgodę na tę rozmowę, więc niejako także na wysłuchanie wszystkiego, co mam do powiedzenia - odparła niezrażona - Ale rozumiem pana i postaram się skrócić briefing do niezbędnego minimum.

Po chwili, której widocznie potrzebowała na przeformułowanie przygotowanej wypowiedzi, podjęła:
-Dwa tygodnie standardowe temu miał miejsce nieszczęśliwy incydent, na skutek którego Korporacja Beltera utraciła prototyp niezwykle ważnego... urządzenia. Jak udało nam się dowiedzieć, zostało ono wykradzione przez nielojalnego pracownika i przekazane konkurencji. Na szczęście sprawa nie zdążyła wypłynąć do mediów, a naszym agentom udało się odzyskać prototyp. Niestety, z pewnych powodów, które nie są dla pana w tej chwili istotne, nasi ludzie nie mogą sami dostarczyć nam skradzionego urządzenia. Powiedzmy, że nie są mile widziani w tej części Galaktyki. Potrzebujemy kogoś, kto przejmie ładunek gdzieś z dala od niepożądanych oczu i bezpiecznie dostarczy go nam.

Steiger zmarszczył brwi. Wyglądało to na zwykłą misję kurierską... kiepskie pieniądze i długi, monotoony lot. To już od dawna nie była jego liga.

-Domyślam się, że przed podjęciem decyzji pani pracodawcy poznali główny profil naszej działalności i zdają sobie sprawę, że nie są to misje kurierskie. Spodziewacie się kłopotów? Obawiacie się, że wasi ludzie wiozący przesyłkę mają ogon?

-Dopuszczamy taką możliwość - odparła dyplomatycznie kobieta - To naprawdę cenne urządzenie, panie Steiger. Można by powiedzieć.. rewolucyjne w swojej klasie. Szpieg, który je od nas wykradł, bez mrugnięcia okiem zabił ośmioro swoich byłych współpracowników. Ludzi, z którymi pracował przez lata. Skoro konkurencyjne konsorcja postanowiły pójść z z nami na noże nie mamy innego wyjścia jak podjąć wyzwanie. A to już jest bardziej pańska dziedzina.

-Jak poważnych kłopotów mogę się spodziewać?

-Nasi ludzie zdołali kilka razy zmylić pogoń - odparła, marszcząc skronie. Widać było, że starannie selekcjonuje co wolno jej powiedzieć, a czego nie - To dało im trochę czasu, więc podejrzewamy, że miejsce spotkania będzie spokone i sam transfer ładunku przebiegnie bez komplikacji. Obawiamy się jedynie drogi powrotnej.

-Jak bardzo się obawiacie?

-Oferujemy piętnaście milionów kredytów za dowiezienie ładunku do centrali na Charonie Prime.

Steiger zbyt długo pracował w swoim zawodzie, żeby dać dziewczynie przyjemność oglądania jego opadniętej szczęki i rozszerzonych źrenic. Ograniczył się więc do teatralnego otwarcia ust, po którym zacisnął wargi w oszczędnym uśmiechu. Zakładają, że nie wyjdziemy z tego żywi - pomyślał - wreszcie zaczyna robić się ciekawie. Zobaczmy, co jeszcze ta laleczka ma do powiedzenia.
-W tej cenie mogę pani doliczyć zamach stanu na dowolnej planecie Zewnętrznego Kręgu wraz z załatwieniem fotela prezydenckiego - stwierdził, wydmuchując fajkowy dym wprost w eteryczny obraz holodispleja - Co pani na to? Byłaby pani uroczym prezydentem.

-Niestety, czego bardzo żałuję - kobieta przekrzywiła zalotnie głowę - ta rozmowa może dotyczyć wyłącznie kwestii związanych bezpośrednio z zadaniem odzyskania naszego ładunku. Zakładam, że wynagordzenie odpowiada panu i pańskim ludziom. Lokalizację punktu spotkania oraz wszelkie dane zebrane w czasie pościgu przez naszych ludzi będę mogła przekazać panu dopiero po przyjęciu zlecenia. Take są wytyczne kierownictwa Korporacji Beltera.

-Pozwoli pani, że odpowiem wprost - Steiger skrzywił się, zauważywszy że fajka wygasła, po czym starannie wytrzepał zawartość do popielniczki - Nie znam reguł gry, ktróre wybrali pani zwierzchnicy, żeby sobie ze mną pogrywać. I strasznie mnie to irytuje. Na miejscu każdego szanującego się najemnika po usłyszeniu tej odprawy i zwłaszcza kwoty wynagrodzenia pownienem zerwać połączenie i trzymać się jak najdalej od interesów Korporacji Beltera. Prawdopodobnie jeszcze kilka lat temu sam bym tak zrobił. Ale dziś może pani powiedzieć swoim mocodawcom, że przyjmuję zlecenie. Tylko tyle.

Z zadowoleniem przyjrzał się zaskocznej minie Uwelli Tar. Widać było, że przygotowywała się na dłuższą batalię i jeszcze nie wyciągnęła z rękawa wszystkich asów. To tylko skłoniło go do rozmyślań, czemu właściwie do swoich knowań Koroporacja Beltera zdecydowała się wybrać akurat Szpony.

Panna Tar była profesjonalistką i jej milczenie trwało może pół sekundy.
-Doskonale - powiedziała, wciągając na twarz klasyczny, korporacyjny uśmiech numer trzy - Tak jak wspomniałam, koordynaty punktu spotkania i wszystkie inne szczegóły otrzyma pan szyfrowanym połączeniem niedługo po zakończeniu naszej rozmowy. Proszę się nie martwić gabarytami urządzenia. Dokładnie sprawdziliśmy pański okręt i nie byłoby tej rozmowy, gdybyśmy nie mieli pewności że bez problemu zmieści się w ładowni. Uprzedzając pańskie pytanie - nie wiemy, kto może ścigać nasz ładunek. Możemy jedynie podejrzewać wynajętych przez konkurencję podobnych panu najemników. Wedle naszej wiedzy korporacje z którymi rywalizujemy nie mają własnych sił paramilitarnych. Punkt spotkania znajduje się w systemie GXW-234X3, nasi ludzie mają pojawić się tam z ładunkiem za dwa dni standardowe.

-Czyli wszystko jasne - Garret odpowiedział dziewczynie identycznym wyuczonym uśmiechem - Mamy przejąć ten wasz skradziony skarb gdzieś w zapomnianym przez bogów systemie, następnie pobyć się z ogona dybiącej na nas armady, wylądować na Charonie Prime i zgłosić sie do was po piętnaście milionów. Coś pominąłem?

-W wielkim uproszczeniu właśnie tak to wygląda, panie Steiger.


-Zatem do zobaczenia za trzy dni. I proszę nie pomylić mojego numeru konta.

Pstryknął jeden z klawiszy i przerwał połączenie.



Mesa korwety pościgowej "Freya",
19:27 czasu pokładowego


-... a wtedy odbieramy ładunek i wynosimy się stamtąd - zakończył Steiger. Zgodnie z przewidywaniami, nowo przyjęte zlecenie nie spotkało się z burzą oklasków ze strony załogi.

Obłoczek dymu o zapachu pomarańczy opuścił główkę fajki i uniósł się leniwie, aż zassał go system klimatyzacyjny. Dwanaście osób zebranych przy plekstalowym stole wymieniło spojrzenia. Uważny obserwator wyczytałby z nich mieszaninę znużenia i ostrożności.

-Takie proste, huh? - Benedict Ocano, pierwszy oficer "Frei" omiótł wzrokiem zgromadzoną załogę. Chudy jak szczapa dwumetrowiec w czarnym kombinezonie zwieńczonym łysą czaszką wyglądał jak wcielenie śmierci lub przynajmniej stały pensjonariusz obozów koncentracyjnych. Jego przenikliwe spojrzenie zatrzymało się na twarzy Steigera, który rozparty w na fotelu skupił się na przyjemności palenia. - Ta korporacyjna laleczka uraczyła cię zadaniem odpowiednim dla ciężko upośledzonego orka w zardzewiałej kapsule, z wynagrodzeniem za które moglibyśmy przez rok bimbać na plażach Heres IV. Więc może oszczędź nam czasu i powiedz, gdzie jest haczyk.

-Nie trzeba mieć elfiego noska, żeby wyczuć jak mocno to zlecenie cuchnie - głos zabrała Vikkta Rimana, oficer taktyczny - Przekonamy się o tym dopiero kiedy wsadzimy tam głowę, ale wtedy będzie za późno. Warto?

Steiger wypuścił kolejną wełniastą chmurkę i z aprobatą odprowadził ją wzrokiem pod sufit.
-Gdybym wiedział na pewno, nie zwoływałbym tej odprawy tylko wyznaczyłbym kurs i pogonił was na stanowiska bojowe - powiedział spokojnie - Zakładam dwie opcje. Albo ktoś bardzo chce się nas pozbyć i w tym celu organizuje klasyczną pułapkę, albo ktoś poszukuje pionków do swojej partii i akurat padło na nas. Pierwsza opcja jest mało prawdopodobna. Gdyby ktoś chciał z nami skończyć, zaczęliby po kolei popodrzynać wam gardła w portach kosmicznych zamiast bawić się w chowanego. Ewentualnie "Freya" zaliczyłaby bliskie spotkanie z jakimś wrakiem na orbicie parkingowej. No i nie przypominam sobie, żebyśmy ostatnio szczególnie zapracowali sobie na czyjąś serdeczną nienawiść.

-A więc wariant numer dwa - podjął Ocano, chrupiąc pikantne umadańskie ciastko - Ktoś potrzebuje nas jako zasłony dymnej. Zlecenie to bajka która ma sprawić, że znajdziemy się w określonym miejscu i czasie. Brzmi całkiem prawdopodonbie, no i przerabialiśmy ten temat już kilka razy.

-I każdy z nich przekładał się na kolejne dziury w poszyciu "Frei" lub na trumny wystrzeliwane w stronę najbliższego słońca. - przerwała mu Vikkta - Ile oferowała ci ta ślicznotka? Piętnaście milionów kredytów, Garret. Góra szmalu, której nikt o zdrowych zmysłach nie zapłaci za misję kurierską. Nawet, jeśli byłby to przelot przez środek pola bitwy okrętem amunicyjnym. To góra z gatunku tych, które rozpruły Titanica. Moje zdanie jest takie, że nie powinniśmy ładować się w to gówno.

-Właśnie dlatego warto byłoby dokładnie zbadać tę sprawę. Nos mi mówi, że mamy szansę zebrania kolekcji haczyków na grube ryby i nie chciałbym tego zmarnować. Na początek musimy zrobić rozpoznanie miejsca spotkania. Z odpowiedniej odległości, zaczynając od rozstawienia sond zwiadowczych. W najgorszym razie stracimy trochę czasu i paliwa. Dobrze byłoby też dokładnie sprawdzić tę naszą zleceniodawczynię. Również po cichu.

-Nie wąptię, że interesuje cię dogłębne sprawdzanie ale myślałam, że wolisz kiedy jęczą - westchnęła Vikkta, przekrzywiając zalotnie głowę - Zawsze możesz ją zakneblować.

-Trzeba będzie skontaktować się z Callahanem z Sekcji Piątej - Garret zignorował uwagi dziewczyny - Stary skurwiel ma u nas dług wdzięczności, najwyższy czas żeby się do czegoś przydał. Nie wierzę specjalnie w skuteczność Wywiadu Republiki, ale może jego sługusy zwęszą jakiś ślad mocodawców tej blondyny. Jolie, ile zajmie nam dotarcie do punktu spotkania?

-Przynajmniej pięć godzin lotu w podprzestrzeni - młoda kobieta hebanowym kolorze skóry wystukała coś szybko na podręcznym displeju - To mało znany kawałek przestrzeni, sporo tam grawitacyjnych niespodzianek. Zresztą, spójrz na mapę sektora i obejrzyj sobie ten pierdolnik skał i anomalii.

-Prawda, że idealne miejsce na bezkonfliktowy transfer ładunku przez dwóch kurierów?
- kapitan westchnął, obserwując jak wyświetlana na displeju mapa kwitnie czerwienią ostrzeżeń nanioesionych przez Jolie Nesheim - Sama nawigacja między anomaliami dostarczy nam rozrywki, a przed nami pewnie jeszcze cała fura niespodzianek oczekujących na dobry moment do wyskoczenia z kapelusza.

-Zapowiada się ciekawie. Znacznie ciekawiej niż ostatnie dwa tygodnie eskortowania frachtowców z muflonami - Reid Nesheim, znany lepiej jako Kowal, z chrzęstem rozprostował kark - Kapitanie, wysłać wiadomości do Hinda i Peruna?

-Już to zrobiłem - odpadł Steiger - Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, obie fregaty powinny na nas czekać w kamuflażu, z kompletem danych o tym parszywym miejscu. Koniec wakacji, panie i panowie, robota czeka.



Punkt spotkania z kurierem Korporacji Belter
23:55 czasu pokładowego


To było kwestią czasu. Wszyscy najemnicy mieli nadzieję, że stanie się to jak najszybciej, żeby niepotrzebnie nie strzępić newrów i zająć się tym, co im wychodzi najlepiej. Kiedy sondy dalekiego zasięgu rozstawione przez zamaskowane fregaty złapały pierwszą sygnaturę skoku podprzestrzennego, oficerowie na mostku "Frei", odetchnęli z ulgą i skupili całą uwagę na holodisplejach. Nie minęło dziesięć sekund, nim w interkomie rozległ się chłodny głos Vikkty:

-Sądząc po rozmarach i tonażu mamy tu krążownik. Konstrukcja czysto shivańska. Struktura... bardzo dziwna. Coś jak karapaks rhakońskiego pancernika. Ciężko to będzie rozpruć, a jeśli nawet się uda, to nie wiem czy cholersto nie będzie się regenrować. Sygnatura energetyczna jak stąd do Capelli, czyli są potężnie uzbrojeni i niespecjalnie obchodzi ich czy ktoś ich zauważy.

-Skanują przestrzeń dookoła - uzupełnił Benedict Ocano wpartując się w koncentryczne fale, którymi nagle rozbłysł jego holodisplej - I to skanują dokładnie. Gdybyśmy byli kilkaset kilometrów bliżej, moglibyśmy mieć problem.

Garret stał przed swoim fotelem z rękami założonymi na piersiach i wpatrywał się w wizualizację dziwnej, obcej jednostki. Na pewno nie był to oczekiwany kurier. Tamten miał przybyć małym, cywilnym promem lub pinasą. Krążownik o parametrach małego pancernika zagłębiający się właśnie w plątaninę rdzawych skał mógł przewozić tylko jeden rodzaj ładnuku - pokaźny arsenał.

-Nie węszą w przestrzeni, ale... w skałach - Ocano ze zdziwieniem nastroszył brwi - Wysłali drony do zbierania próbek i prześwietlają każdy większy kawałek asteroidy. Nic więcej ich nie interesuje, nawet uzbrojenie wygląda na wyłączone.

-Mam kolejne sygnatury!
- ożywała się Vikkta - Cztery... pięć.. osiem małych jednostek, chyba myśliwców. Nabierają prędkości i.. cholera, zbliżają się!

-Wystartowały z krążownika?

-Chyba tak, ale nie mam pewności - oficer taktyczny była wyraźnie poirytowana brakiem informacji- W jednej chwili obszar był pusty, sekundę później już tam były. Może były przymocowane do kadłuba i aktywowały się? Diabli wiedzą...

-Kiedy będa na tyle blisko, żeby wyskanować nas mimo kamuflażu? - zapytał spokojnie Steiger, przyglądając się kolczastym sylwetkom które nagle pojawiły się na ekranie taktycznym.

-Lecą w dobrym kierunku, jakby nas, cholera, wyczuwali - odparła dziewczyna bębniąc palacami w klawiaturę - Trzy minuty i będą mogli nas wywęszyć, zakładając że mają dobre sensory. Pięć minut i zauważą nas, nawet jeśli mają sensory kilka generacji starsze. Dziesięć minut tym samym kursem i któryś z nich rozpieprzy się o naszą prawą burtę.

-Pozostajemy w kamuflażu. Uruchomić uzbrojenie i systemy śledzenia. Chcę mieć wszystkie te ptaszki na celowniku. Niech sondy porozrzucane przez Peruna i Hinda przełączą się w tryb lidarów artyleryjskich. Silniki stop, na razie udajemy, że nas tu nie ma.

-Chyba mamy problem - lodowaty głos oficer taktycznej po raz kolejny przeciął panującą na mostku ciszę - Krążownik przerwał skanowanie i zawraca w naszym kierunku. I chyba chce się przywitać... Emisja energetyczna podskoczyła o jedną trzecią.

-Jakieś próby nawiązania łączności? - spytał Garret bez większej nadziei.

-Nic, kapitanie. Jedynie mnóstwo zakłóceń.

Steiger zmrużył oczy. Zaczynało to wyglądać paskudnie, czyli jak zwykle. Co tu robi shivański krążownik? Po ostatnich zawieruchach najemnicy z rzadka napotykali pojedyncze shivańskie jednostki, obsadzone przez hybrydy. Z ekonomicznego punktu widzenia zupełnie bezużyteczne, jako niezdatne do użytku przez normalną załogę. Co za pech, że jedno takie cholerstwo musiało znaleźć się akurat tutaj... Rozmyślania przerwał jak zwykle lodowaty głos Vikkty:
-Myśliwce wejdą w zasięg artylerii za trzydzieści sekund... Uwaga, mam kolejne namiary! Dwanaście nowych jednostek za nami! To kolejne myśliwce!

Wyczuł to. Nie potrafił powiedzieć, czy to był efekt wyszkolenia psionicznego, czy zwykłe ludzkie przeczucie. Po prostu wiedział, że sekundę później zbliżające się myśliwce rzygną wiązkami laserów, a wystrzelone z nich białe smugi rakiet pomkną na spotkanie tarcz "Frei". Nie pomylił się.

-Wszystkie baterie, ognia! - rozkazał - Pełne zakłócanie ECM, pełna moc osłon. Niech Hind i Perun zajmą pozycje flankujące. Chcę mieć maksymalne pokrycie sfer ostrzału, jakie możemy uzyskać bez wchodzenia sobie w paradę. Najpierw zdejmiemy myśliwce, później rozbroimy sobie ten krążownik.

Przestrzeń w promieniu kikuset kilometrów wokół okrętów Steigera zamieniła się w bańkę, do której ktoś wrzucił garść odpalonych fajerwerków. Wiązki laserowe, strumienie plazmy i warkocze rakiet zlewały sie w pulsującą plątaninę kolorów i kształtów, oświetlając okoliczne asteroidy imponującą grą świateł.
Przez pierwsze dwadzieścia sekund wszystko wydawało się być w normie. Cztery wrogie myśliwce zakończyły lot w efektownych eksplozjach, a a kolejny zmienił się w chmurę szczątków i gruzu po spotkaniu z asteroidą. Najemnicy pracowali w milczeniu, automatycznie wykonując swoje zadania i porozumiewając się praktycznie bez słów.

Ale kiedy przez mostek przetoczyła się soczysta wiązanka pierwszego oficera, wszyscy wiedzieli, że gówno właśnie wpadło w wentylator.
-Hind melduje uszkodzenie poszycia. Mostek główny uszkodzony, przechodzą na zapasowy. Mają na pokładzie pożar. Na szczęście podsystemy bojowe nie oberwały.
Garret nie musiał pytać, wystarczyło szybkie spojrzenie. A potem spojrzał na ekran taktyczny, włączył maksymalne powiększenie i zrozumiał.
-Rozbijają się o nasze fregaty - stwierdził głucho - To jacyś pieprzeni kamikaze.

-Shivański krążownik się zbliża...! Cholera, łapię skok energii w sekcji... - nim Vikkta dokończyła zdanie, z dziobu obcego okrętu wystrzeliło rozgałęzione wyładowanie. Biała pajęczyna czystej energii pomknęła w kierunku formacji Garreta i w ułamku sekundy zniknęła w kosmicznej pustce. Pierwszy oficer zdawał się tego nie zauważyć i pracował jak w transie, odczytując dane ze swojego displeja i na bieżąco korygując działanie systemów obronnych okrętu.
-Mów do mnie, Ocano! - szepnął Steiger, przygryzając wargi ze wzrokiem utkwionym w ekran taktyczny.

-Nie jest dobrze, szefie. Dwa, może trzy trafienia z tej zabawki i nie mamy tarcz. Kolejne - i jesteśmy ugotowani, a "Freya" spalona na skwarek.

-Hind i Perun wytrzymają?

-Jeszcze mniej niż my. Fregaty mają grubszy pancerz, ale słabsze tarcze. Pancerz przeciwko tej broni w niczym nie pomoże. Poza tym Hind już nieźle oberwał... jedna taka błyskawica i po nich.

-Musimy zdjąć im tę pukawkę. Vikkta, znajdź mi jakiś słaby punkt tej konstrukcji. Eksponowane wieżyczki, węzły energetyczne przechodzące płytko pod pancerzem, słabo osłonięte systemy celowania, cokolwiek co wyłączy mi to z akcji na jakiś czas.


Kadłub korwety przeszył delikatny wstrząs. Niektóre ekrany zamigotały, a klimatyzatory splunęły obłokami kurzu.
-Pierwszy myśliwiec kamikaze przebił się do nas -szepnął Ocano - Perun też oberwał. Dwoma.

-Vikkta, do ciężkiej cholery, masz już coś na nich? Hind nie utrzyma się zbyt długo.

-Aye'! System kierowania ogniem. A przynajmniej coś, co wydaje się nim być. Umieszczony bardzo blisko stanowisk ogniowych, a dużo gorzej opancerzony. Jedna salwa naszych strumieniówek powinna dać radę.

-Pewnie mają zapasówkę.


-Pewnie mają, ale przełączenie się może im zająć trochę czasu, nie mówiąc o spadku skuteczności - wyjaśniła dziewczyna - Poza tym ten system jest naprawdę blisko jednej z największych baterii. Zniszczenie go w momencie kiedy działo jest naładowane rozerwie im dziób na pół. Teoretycznie.

-Przyznaj się, widziałaś to w jakiejś pieprzonej holodramie! - wtrącił się Ocano - Myślisz, że tak łatwo będzie strzelić w momencie, kiedy ładuje się ten cały piorunochron?

-Czekam na lepszy pomysł! - odparowała, nie przerywając koordynowania ostrzału myśliwców tańczących po ekranie taktycznym niczym rój szerszeni.

Przestrzeń niemal falowała od nadmiaru uwalnianej energii, kiedy Freya wysforowała się do przodu i zgrabnie wyminęła cztery myśliwce, które właśnie dołączyły do bitwy. Skąd do cholery oni biorą te statki - usilnie zastanawiał się Steiger - Nie mają żadnych sygnatur przeskoku, a aktywacja jest praktycznie natychmiastowa. Tak, jakby cały czas tu były...
Mimo zbliżania się do krążownika ostrzał jego baterii był wyjątkowo nieskuteczny. Kolczasty okręt w oczekiwaniu na naładowanie głównej broni pluł ogniem ze wszystkich chyba wieżyczek przeciwmyśliwskich, ale tylko kilka promieni drasnęło tarcze Frei.

-Strzelają jak ty po pijaku - podsumował Ocano, kreśląc skomplikowaną spiralę kursu. Okręt tańczył pod jego komendami jak mustang na prerii, ale ostatecznie znalazł się dokładnie tam, gdzie powinien.

-Mamy czysty strzał! - zameldowała Vikkta - Działo krążownika jest naładowane w osiemdziesięciu procentach!

Zamiast zwyczajowej komendy "Ognia!" Steiger spokojnie chwycił manetkę ręcznej kontroli ognia i nacisnął spust. Strumień skondensowanej plazmy ładował się przez sekundę, po czym zielona linia połączyła Freyę i czterokrotnie od niej większego przeciwnika. Półsekundową ciszę przerwało przeciągłę gwizdnięcie Steigera, kiedy na ekranie taktycznym wykwitła efektowna eksplozja i kilkudziesięciometrowy fragment shivańskiej jednostki postanowił na własną rękę rozpoczać eksplorację kosmosu.

Nagle wyczuł jakąś obecność... myśl. Krótką, zwięzłą i ... cudzą. Rozkaz. Urwany i niekompletny, jakby ktoś na chwilę zapomniał się i nagle przerwał w pół zdania. Znał ten rodzaj obecności jeszcze z czasów pracy w Wywiadzie i w tej chwili było to ostatnie, z czym miał ochotę się spotkać. Gdzieś w pobliżu znajdował się psionik albo mag. Zaklął siarczyście i zajął swoje miejsce w fotelu. Nie znosił babrać się w walki psioniczne. To było jak gra, w której przeciwnicy wymyślają sobie nawzajem zasady. Zawsze kończyło się zupełnym wyczerpaniem i dziesiątkami godzin potrzebnymi na regenrację. O ile w ogóle będzie co regenerować.

-Dobra, panienki - oznajmił, zajmując miejsce w swoim fotelu - Wyczuwam, że ktoś tu się bawi naszym kosztem, i nie damy rady załatwić go konwencjonalnie. Tak, Ocano, mamy tu pierdolonego maga. Wracamy na pozycję eskortową naszych fregat, a ja spróbuję się nim zająć. Kurwa, jak ja tego nienawidzę.

-Aye, kapitanie - odparł Pierwszy - Nie daj wypalić sobie nowych rowków w mózgu. W razie czego będziemy gotowi do skoku.

Spróbował się skupić, ale w głowie miał mętlik. Na początku należało rozpoznać typ magii lub oddziaływań psionicznych. Zastanowił się. Iluzja? Nie, lasery i samobójcze uderzenia tych myśliwców były aż nadto realne. Kontrola? To by nawet miało sens, po co przejmować się pilotami, skoro można sterować myśliwcami magią, albo używając do tego więzi takiej jak ta użwana przez shivański Rój... Nie, przecież przekazy świadomości Roju są dla człowieka zupełnie niezrozumiałe. Kreacja? Zbyt energochłonna... a może połączenie kilku szkół?
Koleny myśliwiec odnalazł drogę w pobliże kadłuba Frei. Garret spróbował dotknąć go swoją mocą. Bezskutecznie. Widział jego kształt, typową dla Shivan robaczą, kolczastą sylwetkę. Ale nie wyczuł połączenia. Wyczułwał za to odrobinę mocy iluzji, silną kontrolę... i coś jeszcze. Kształtowanie. Bardzo staranne. Wręcz artystyczne.

Steiger wnikał głębiej. Z czasem zaczął rozumieć myślowe rozkazy które otrzymywały myśliwce... zaraz, jakie myśliwce? Przecież to...

-Tracimy Hinda - podniesiony głos Vikkty z trudem przebił się do umysłu Steigera - Nie mają już silników i kontroli uzbrojenia. Przed chwilą meldowali awarię drugiego gene...

Kapitan zerwał się z fotela, chłonąc łapczywie kilka głębokich wdechów.
-Co za skurwysyn - wychrypiał - Prawie nas załatwił. Ocano, ostrzeliwujcie tylko myśliwce. Przełącz działka AAA z amunicji rozrywającej na kinetyczną. Tak naprawdę strzelamy do asteroidów. Cała ta pułapka to robota całkiem solidnego maga.

-Aye, zmiana priorytetów za trzy, dwa, jeden ... teraz. Co z tym krążownikiem? - zapytała Vikkta.

-Krążownik robi dokładnie to samo co my. - odparł już spokojniej - Jego dowódca jest święcie przekonany, że odpędza się od myśliwców. Dla odmiany, naszych. Ktoś się mocno postarał, Vikkta. Mamy tu idealnie odwzorowanie sygnatury energetyczne, parametry lotu - wszystko stworzone w litym kamieniu.

-A jakiś cwaniak schowany za skałą ma z tego nielichą zabawę! - warknął Ocano - Czas chyba nauczyć go szacunku dla gości. Namierzyłeś go?

-Tak dokładnie, jak tylko możesz sobie życzyć - odparł dowódca, z uśmiechem sadowiąc się z powotem na swoim fotelu. Tym razem założył hełm z wizjerem i ujął w dłonie dwie manetki na końcach obu podłokietników. Freya delikatnie szarpnęła, kiedy wszystkie funkcje sterowania korwetą zostały poddane dłoniom i woli Garreta Steigera.
Powodowany płynnymi ruchami okręt przeleciał między spiczastymi elementami shivańskiego krążownika i zgrabnie zawrócił, obracając dziób w stronę dość niepozornej czerwonej skały. Wrogie myśliwce natychmiast zmieniły cel i pognały w stronę korwety, ale były zbyt daleko, zajęte ostrzeliwaniem uszkodzonych fregat.
Sekundę później asteroida ustąpiła pod strumieniami plazmy, rozpadając się na kilkanaście skalnych odłamków. Dwie sekundy później zniknęła na zawsze w oślepiającym wybuchu.

-Szlag by to
- Steiger zrzucił z głowy hełm i przełączył okręt na klasyczne sterowanie wektorowe - Chyba kapkę przesadziłem. Celowałem w silniki.

-"Kurwa, zeszło?" - podpowiedziała Vikkta - Przynajmniej dzięki tobie myśliwce mamy z głowy. W momencie zniszczenia tego skurwiela magia się rozproszyła.

-Zakłócenia transmisji zniknęły - uzupełnił Ocano, nie przerywając pracy nad doładowaniem prawie zupełnie wyczerpanych tarcz - Chociaż nie wiem, czy jest się z czego cieszyć.

-Niech zgadnę... - Garret w końcu pozwolił sobie na odprężenie, z trzaskiem wyłamując palce - nasz czerwono-czarny przyjaciel, któremu przypudrowaliśmy nos, chce się z nami połączyć? A dawaj ich na kanał główny. Shivanie zawsze mieli coś ciekawego do powiedzenia.
User avatar
Chimeria
Posts: 824
Joined: Fri Aug 29, 2008 7:28 pm

Re: Postawimy Valhallę

Post by Chimeria »

Mówi się, że kobiety wybaczają, ale nie zapominają. Albo na odwrót. Chimeria w każdym razie ani nie zapomniała, ani nie wybaczyła Siergiejowi ich poprzednich perypetii. Zwęziła oczy w jadowitym spojrzeniu, które gdyby mogło, pocięłoby adamentium.

Orki stojące w drzwiach z rykiem ruszyły w stronę Siergieja, myśląc że shivanin się tu zaraz zdetonuje, lecz Chimeria szybkim ruchem ręki powstrzymała ich. Z jednej strony była zirytowana nagłymi wizytami, a z drugiej czuła, że chaos dzisiejszego dnia powodował u niej przyjemne mrowienie.

- Chyba musimy sobie wyjaśnić parę spraw. – Siergiej nie do końca wiedział czy wiedźma jest poważna, czy rozbawiona . – Po pierwsze, liczę, że organizacje multiuniwersum przestaną zachowywać się jak kretyni i wtarabaniać się na MOJĄ planetę bez uprzedzenia, bez zapowiedzi i bez umówienia się ze mną. Nie będą jej bombardować ani parkować ośmiokilometrowym klocem. – wycedziła przez zęby. – To nie szalet do jasnej cholery!
Orki, nie będąc pewnymi czy Chimeria nie krzyczy nie tylko na Zarova, położyły po sobie uszy i wycofały się w głąb wejścia.

- Po drugie, zaproszenie nie przewidywało osób towarzyszących Zarov. Więc, niestety możesz wrócić tam skąd przybyłeś razem ze swoją kupą złomu. Zresztą… czemu chciałbyś lecieć ze mną?
-Mam swoje plany. Jak już mówiłem. Szukam śladów po naszej planecie i mam pewne podejrzenia, które należy sprawdzić. Równie dobrze Psioligowcy mogli chcieć ją sprzedać, choć brzmi to jeszcze bardziej abstrakcyjnie niż CA porywające ją dla zabawy. – wzruszył ramionami - Ty też kogoś goniłaś, czy to standardowy rozpierdol na waszej planecie?
-Standardowe ćwiczenia. – Chimeria na razie nie zamierzała się dzielić informacjami, które posiadał tylko Raflik i ona. – A ostatnio nie często jest możliwość postrzelać sobie do lądownika Psiej Ligii. Ale na poważnie Siergiej. Przyznaję, pomysł zajebania Skały jest przedni, żałuję że to nie ja, bo na pewno pięknie prezentowałaby się w moim ogródku. Dlaczego nie popędziłeś za złomem ZCMu?
-Skoro już tu jestem, to warto było sprawdzić, co u Ciebie słychać i czy przypadkiem nie schowałaś Skały.
-Zgubisz ich ślad.
-Szczegóły. – rzucił lekceważąco Siergiej.
-Czyli nie zgubisz? – Chimeria zamyśliła się. Może warto skorzystać z ich umiejętności i wiedzy. – Ja… też mam pewną sprawę do załatwienia z zakonnikami. –zaczęła powoli – Ale! Mam dziś dobry dzień, a ty wygrałeś na loterii, możemy się dogadać. Wezmę cię ze sobą na Juno… - złapała niepewne spojrzenie shivanina -… twoim statkiem . Ja załatwię tam parę spraw i jeśli namierzyłbyś ślad za ZCMem, to chętnie wesprę cię w skopaniu im dupy. Nie patrz tak na mnie, w WISHU was ścisnęło, a te dupki sobie latają przez niego jak chcą. Nie można tego puścić płazem. Poza tym mają coś mojego.
- Więc jednak.
-Chciałabym tylko aby wróciło żywe. Szybka śmierć to zbyt dobry los dla niego.
-Pytanie, co możesz mi zaoferować?
- To czego nienawidzisz, full support w magii. Do tego trochę maszynek nienajgorszej jakości, sporo mięsa armatniego i ze dwa przepaki do pomocy. Plus, też mam swoje sposoby na tracking… - uśmiechnęła się pod nosem myśląc o znalezionym włosie Vhriza -… działa to na innych zasadach niż twój, ale mogą się uzupełnić. Jeszcze jeden warunek. Albo dwa.
-Tak? – westchnął Siergiej.
-Jeden: nie rób rozwałki na Juno. Pełna kulturka. Dwa: to nie jest byle jakie spotkanie, pragnę wziąć ze sobą moją obstawę. Ale bez nerwów! Bardzo skromnie. Parę wywern, 100 orków i 100 demonów, bardzo okrojona gwardia. A! I sloniokonia! Przecież nie będę wszędzie łazić pieszo.

Siergiej zasapał się, lecz może warto było skorzystać z dobrego humoru wiedźmy.

Zanim zdążył coś odpowiedzieć, minął go karzeł, który przyniósł Chimerii jej podróżną torbę. Miała z niej najważniejsze rzeczy potrzebne na taką wyprawę. Przede wszystkim możliwość bezpiecznego powrotu. Żywą.

Gdy część rzeczy pochowała w zarzuconej na siebie pelerynie, spodniach i milionie innych kieszonek oraz upewniła się o obecności odpowiedniej ilości fiolek, nici, sztyletów czy trucizn (Żodyn nie może być pewien wszystkiego. Żodyn.) zwróciła się do Zarova.

- No to co? Deal?


Image
User avatar
Raflik
Posts: 161
Joined: Sun Jan 04, 2009 4:43 pm
Location: #care

Re: Postawimy Valhallę

Post by Raflik »

Bieg po lodowej ścianie, która równie dobrze mogła być sufitem lub podłogą – w kosmosie ciężko o punkt grawitacyjny, był dosyć karykaturalny – długie susy z wykorzystaniem wszystkich czterech kończyn nadawały się bardziej dla wszelakich psowatych, których w najwyższym sztabie CA było zadziwiająco dużo – niż dla szlachetnego półwampira, który jednak nie miał czasu ustawiać ciała w ten sposób aby zawsze lądować na nogach i wykorzystując fakt, że jednak nikt nie widzi, pozwolił sobie na pełne ekwilibrystyki ruchy. Powoli i spokojnie zbliżał się do celu, gdy w jego głowie syknął głos przywódczyni. Poczuł również znamiona wezwania.

-Heh. Sprytne… - normalnie teleportacja w WISH-u byłaby niemożliwa, wymagania energetyczne znacząco przekraczają dozwolony poziom, ale w tym wypadku źródło energii znajduje się na planecie – poza polem ograniczającym. Wystarczy tylko odpowiedzieć na wezwanie, i Raflik znajdzie się z powrotem na planecie – to tak jakby dostał rozmowę na koszt dzwoniącego.
-… ale jeszcze nie teraz kochana, jestem za blisko celu… jeszcze dwa susy i ten asfalt pożałuje że zdecy…. Co jest? –
Sciana lodu od jakiegoś czasu stabilna, gdyż niemożliwe było jej skuteczne ostrzelanie z powodu ograniczeń zaczęła trzeszczeć i pękać. Nagle spod niej wyłonił się kadłub okrętu wielkością podobnego do Hary shivańskiej.
Raflik nie mógł zdecydować się pomiędzy podziwem, zdziwieniem a wkurwieniem na maksa gdy kręcił piruety w przestrzeni kosmicznej, gdyż gwałtowny wstrząs wysłał go nieco poza zasięg lodowej ściany, podczas gdy statek, na którym widniało logo ZCM-u, w pełni zachowując swoje zapotrzebowania energetyczne, mieniąc się błękitną poświatą. Potężne dysze silników jonowych nieustannie delikatnie pulsowały pchając kolosa naprzód. Promień ściągający gładko wymierzył w uciekający lądownik, i bez żadnych problemów ściągnął go na pokład. A następnie… okręt po prostu skoczył… Energia potrzebna do wykonania skoku takim kolosem równa była kilku eksplozjom termojądrowym… a oni zrobili to tutaj… w środku WISH-a…
Raflik krzyknął bezgłośnie – wiadomo, kosmos – a także spróbował rzucić zaklęcie. Lodowa lina która miała go połączyć z statkiem wystrzeliła z dłoni, jednakże po kilkuset metrach znieruchomiała z powodu niewystarczającego zaopatrzenia energetycznego…
Kiedy statek skoczył, niebieskowłosy nie miał już tu nic do roboty… Wyłapał świadomością resztki przyzywającego zaklęcia i runął na twardą posadzkę okręgu przyzwań. Chciał wstać, jednak nie mógł poruszyć żadnym mięśniem.

- Promieniowanie… urwa… - powiedział do siebie. No cóż. Po odbiciu od lodowej ściany Raflik został wystawiony na promieniowanie obu gwiazd… na ostro… bez zabezpieczeń. Są takie chwile kiedy człowiek żałuje bycia wampirem.

Kiedy po około godzinie w końcu doszedł do siebie, a organizm zregenerował się dostatecznie, wstał i spojrzał na krąg. Magia ulatniała się z niego szybko, a tylko dwie runy zostały zniszczone. Z włosem błękitnym i rudym.
- O… Cai… ciekawe co teraz psuje.

--------------------------------------
Wystrzelony pocisk wirował wściekle, z racji tego iż Caibrowi zabrakło takiego elementu jak martwe ciała do zniwelowania ruchu obrotowego. Kwestią sporną pozostaje czy przez małe okienko widział co się właściwie wydarzyło, niemniej faktem pozostawało iż znajdował się daleko,daleko w WISH-u i prawdopodobnie był wyłączony z zabawy na jakiś czas.
----------------------------------

Raflik, ciągle jeszcze osłabiony wszedł do zamku i złapał jakiegoś gnoma.
- Ty. Zarządź pełną gotowość flotylli CA. Musimy złożyć wizytę towarzyską pewnym kowalom. W sumie będzie niezła okazja zrewanżować się za najazd na wieżę Dzika.
- Ehm… Ta jest… ale poinformowanie i ściągnięcie tutaj statków zajmie…
- Nie ma czasu. Ile mamy dostępnych jednostek tutaj.
- Cztery krążowniki, dwa tarczowniki i kilka jednostek transportowych…
- Musi wystarczyć. Mają być jak najszybciej gotowe, nie ma czasu na zwłokę! – warknął generał i popatrzał się na ciągle stojącego przed nim goblina z tą zmianą, że ten miał teraz wielkie i maślane oczy. – Co tak się gapisz!? –
-Ojej.. bo to… takie… romantyczne.-
- CO?! –
- No bo Zgromadzeni porwali panią głównodowodzącą, i pan leci ją odbić.
-…. wait WHAT??!?-

----------------------------------------


Kiedy załadunek „eskorty” przywódczyni CA zakończył się sukcesem, pomimo pewnych małych incydentów – m.in. o ile orki mają zerowy wpływ magiczny na otoczenie, o tyle demony były już istotami wysoce magicznymi, i w ramach w miarę znośnych warunków podróży dla obu stron zdecydowano się na zamknięcie ich w butelkach. Kiedy w końcu praktycznie upewniono się iż Demony nie wywodzą się z jednej linii ewolucyjnej z dżinami, zdecydowano się siłowo rozwiązać ten problem. Ponadto stratedzy CA skrzętnie odnotowali fakt iż krystaliczna materia nie chce mieć absolutnie żadnej styczności z odchodami słoniokonia, co daje możliwości rozwoju nowej kategorii broni przeciwko Z. Kiedy wszystko było już na ukończeniu Zarov dostał wiadomość od okrętu
- Regeneracja krytycznych punktów zewnętrznych struktur zakończona, pełna regeneracja zostanie osiągnięta za 20 godzin, kolejne skoki w atmosferę o gęstości większej niż 0,1g/l niezalecane.
Sergiej zdawał sobie sprawę iż wskoczenie z wysokiej próżni do układu w którym musiał „powalczyć” o miejsce dla swojego 8-kilometrowego kolosa nie skończy się dla statku bez uszczerbku. Starał się wybrać najwyższe możliwe miejsce, o czym mogło świadczyć objęcie rufy przez WISH-a, jednakże w tym miejscu ciągle znajdowały się cząsteczki gazu złapane przez przyciąganie planety. Dodatkowo 8 kilometrowy kolos, który wyhamowuje praktycznie w miejscu wywołując falę uderzeniową zmiatającą wszystko wokół, narażony jest na niesamowite temperatury, zwłaszcza iż kilka chwil wcześniej znajdował się w lodowatej przestrzeni kosmicznej. Powiadają iż nawet Adamentium jest kowalne, a co dopiero krystaliczna materia. Być może przedstawicielowi Zgromadzenia chodziło o wywołanie efektu psychologicznego na miłujących siłę i wytrzymałość przedstawicielach CA, bo pod względem wojskowym ruch ten był zbyt ryzykowny aby był opłacalny.
Wąsacz uśmiechnął się lekko. Zdolności regeneracyjne jego okrętu były niesamowite, a cele planowanej wizyty w układzie CA zostały zrealizowane w 100%, teraz czekał go kolejny przystanek. Odwrócił się na pięcie i wyciągnął z gracją dłoń
- Pani pozwoli. – powiedział głębokim głosem stojąc na podeście do statku.
- Ależ oczywiście. – odpowiedziała Chimeria, podając swoją dłoń z lekkim rozbłyskiem w oku.

---------------------------------------

- I co? Masz ich? – Raflik siedzący w pojeździe przypominającym kabriolet, tyle że w standardach CA, czyli opancerzonym i uzbrojonym, niecierpliwie pytał się goblina majstrującego przy foto-wzmacniaczu przybliżającym, zwanym potocznie lornetką.
- Prawie.. trzydzieści pięć kilometrów to maksymalny zasięg, i trzeba toto dobrze ustawić.. o.. widze… widzę jak duży dziad trzyma naszą wspaniałą panią i wciąga do swego statku.
- Pokaż to już! – generał bezceremonialnie odepchnął goblina od okularów i sam przytknął swe oczy.

------------------------------------

Chimeria zrobiła pierwszy krok po schodkach, jednak krystaliczna materia okazała się tworem złośliwym, i z powodu silnego emanowania przez przywódczynię CA magią, usunęła się spod jej stopy. Wilkołaczyca już miała runąć do przodu, gdy ręka, ciągle trzymana przez Zarova mocno ją szarpnęła, a przedstawiciel Z chwycił ją z mocą w talii i przyciągnął do siebie, ratując ją przed spotkaniem z matką ziemią, pozwalając jej piersiom spocząć na swojej klatce piersiowej.
- Na za dużo sobie pozwalasz zboczeńcu! – odfuknęła Chimeria
- Ależ nigdy w życiu. – odpowiedział z błogim uśmiechem

----------------------------------------

- Kurde. Faktycznie ją wciąga z użyciem siły. - Raflik będąc świadkiem tak jednoznacznej sceny porwania opuścił lornetkę. Nie zauważył już tego iż Siergiej Zarov otrzymał siarczysty policzek od przywódczyni CA i powoli zbierał się ze schodów, podczas gdy wiedźma sama, z własnej woli weszła do wnętrza okrętu.
- Nie ma co teraz ich ścigać – zastanowił się Raflik. - Za chwilę wykonają skok co skończy się…
Gwałtowny wicher zerwał się, gdy w miejscu w którym przed chwilą był 8 kilometrowy statek powstała 8 kilometrowa próżniowa dziura. Ciężki pojazd przesunął się lekko. Lornetkę i goblina zwiało w stronę dziury, natomiast Raflik szybkim rzuconym zaklęciem przymarzł do fotela. Kiedy powietrze uspokoiło się, generał stanął przed kolejną mającą ogromne znaczenie decyzją. Lecieć klepać ZCM za tak jawne wrogie zagrywki, czy też ponownie ratować dupę przywódczyni…
Sięgnął po komunikator i nadał do bazy
- Tutaj generał Raflik. Przygotujcie statki na skok na te same koordynaty jakie pozostawił okręt Shivan. - Lecimy odbijać Chimerię. Ta pokraka życiowa dała się znów porwać, ale tym razem przeszła samą siebie... Jakim kretynem trzeba być, aby dać się porwać z własnej planety, wśród własnych ludzi. Nie mogę odejść nawet na chwilę. - Raflik westchnął i zrobił facepalma. - Okręty mają być gotowe kiedy wrócę. Bez odbioru.



-Baka. – powiedział cichutko do siebie.

(Kolejny post fabularny dot. Raflika znajduje się w JUNO2
Last edited by Raflik on Sat Sep 28, 2013 10:38 pm, edited 1 time in total.
User avatar
Caerth
Posts: 513
Joined: Sun Feb 22, 2009 9:44 pm
Location: Above

Re: Postawimy Valhallę

Post by Caerth »

Vhriz zwisał. I powiewał. Majestatycznie. do góry nogami.

Związany jak szynka na wędzenie.

No cóż, pomyślał. To też część planu.

Oby był nadal aktualny.

Vhriza swędział nos.

---

Caibre poważnie rozważał zamordowanie tego wszechświata i po prostu odnowienie znajomości z innymi wersjami uczestników tej zabawy - po krótkim namyśle zrezygnował z pomysłu jako opcji zbyt prostej. Miast tego podjął kroki mające na celu odzyskanie panowania nad środowiskiem w którym się znajdował.

Jako że Chimeria z obsługą i obstawą nie pokusili się o użycie pojazdu by wysłać swojego emisariusza do gwiazd, Cai miał doskonały, choć urywany z denerwującą regularnością widok na wydarzenia mające miejsce w przestrzeni powietrznej nad powierzchnią. Przerwy w audycji zakończyły się w miarę szybko, przy wykorzystaniu pół kilometrowej tyczki i mniej więcej mierzonych pulsów plazmowych które w odpowiednich warunkach zagotowalyby może wodę pod kociołkiem. Tyczka powstała z "drugiej skóry" lisa; psycho, ferro, cośtam metal, posłuszny sygnałom psionicznym uformował się we wspomnianej długości rurę. wytrzymałość tworu wystarczała na powieszenie na niej w ziemskich warunkach kaszalota bez zauważalnych a trwałych zmian, więc improwizowany mechanizm nawigacji kosmicznej sprawdził się znakomicie.
To rozwiązało kwestię obrotu wokół różnych osi, Caibre jednak dalej zapierniczał w stronę granicy Wisha - tej dalszej. Którą, nawet z założenim maksymalnego ciągu w zakresie działania zaklęcia, osiągnie w ciągu jakiś pięciu lat.
Niedopuszczalne.

Na nieszczęście dla otoczenia, ruda zaraza miała pewien pomysł.

---

Ignis znajdowała sie bardzo blisko apocentrum swojej orbity, daleko poza tym co zwyczajowo nazywano granicami układu słonecznego. W tym cyklu kompaktowa planeta z osobowością tsundere postanowiła również wynieść się daleko poza płaszczyznę ekliptyki, niemalże pod kątem prostym do pozostałych orbit. Sygnał który nadał Caibre, poruszał sie z prędkością światła i potrzebował około piętnastu godzin na dotarcie do ciała niebieskiego przypisanego do żywiołu ognia. Dwie sekundy po otrzymaniu rozkazu połowa powierzchni planeta przestała być widoczna spod ściany plazmy, gdy ogromne silniki rozpoczęły procedurę rozruchową a następnie przystapiły do pracy.

W odróżnieniu od innych organizacji i istot wykorzystujących mobilne platformy planetarne, Caibre polegał na znanej, lubianej i obłędnie prostej technologii napędowej - odpowiednia ilość materiału reaktywnego i poruszysz wszechświat. Oczywiście, ktokolwiek z odrobiną szkolnej wiedzy momentalnie wytknąłby w pomyśle dziurę rozmiaru...no, dużą, związaną z zapasami paliwa. I miałby rację. Niestety, rozsądek zwykle wysiadał w takich chwilach z imprezy; w tym konkretnym wypadku odpowiedzią były aktywne bramy teleportacyjne do piekła - służyły za zbiorniki paliwa do dysz napędowych. Mrożone dusze były bardzo kaloryczną substancją, a pozatym paląc się dawały taki śliczny srebrny płomień. W samych dyszach znajdowały się mniejsze portale, prowadzące do elementarnego wymiaru ognia- konkretnie, do jego najgłębiej połozonej części, składającej sie z wyjątkowo ciasno upakowanej materii w czwartym stanie skupienia.
Efekt był imponujący. Był też, w zwykle stosowanych skalach, totalnie bezużyteczny do zapewniania pojazdom stałego ciągu. w tym wypadku jednak Ignis weszła na kurs kolizyjny ze swoim właścicielem po pół godzinie walki z fizyką. I przyspieszała aż do granic zaklęcia oplatającego układ planetarny.

Planecie pokonanie dystansu którego pokonanie sygnałowi będącego właściwie falą elektromagnetyczną kilkanaście godzin, zajęło trzy.
My soul is still the same
But it has many names
User avatar
c914
Posts: 595
Joined: Sat Jan 03, 2009 10:30 am

Re: Postawimy Valhallę

Post by c914 »

Znajdowali się w jednym z przepastnych hangarów okrętu Roju. Wcześniej po brzegi wypełniony różnorakim sprzętem latającym teraz stał cichy, pusty i ciemny. Mrok rozświetlały jedynie wstęgi krystalicznej materii wijącej się na pokładzie i po ścianach pomieszczenia.
- To bolało! – Sergiej potarł policzek patrząc prosto na twarz wiedźmy - Ale było warto! Z dwóch powodów. - Jego oczy powędrowały nieco niżej - Drugim jest mały problem natury technicznej. - Spojrzał na masę orków która powoli zaczęła rozchodzić się po hangarze. Jeden z nich był żywo zainteresowany stróżką Krystalicznej Materii która płynęła mu pod stopami.
- Ej ty! - Krzyknął Zarov - Jeśli ci życie miłe nie dotykaj i nie zbliżaj się do czerwonej cieczy.
Sergiej zwrócił się ponownie do wiedźmy.
-Jak mówiłem mały problem techniczny. Statki Roju z natury nie lubią gości, zwłaszcza teraz w fazie zaawansowanej regeneracji. Prawie cała krystaliczna materia na pokładzie jest aktywna i wykonuje swoja robotę naprawiając uszkodzenia. Nie lubi gdy ktoś obcy jej przeszkadza. Efekty jej działania na już kilkukrotnie widziałaś więc nie będę opisywał.
- Dopiero teraz mi to mówisz?! - Chimeria nerwowo spojrzała na jedna czerwoną wić która jak na gust wiedźmy znajdowała się stanowczo za blisko.
- Pewnych rzeczy nie mogę przewidzieć. Reakcja Krystalicznej Materii na schodach też mnie zaskoczyła. Pamiętasz nadajnik który miałem przy sobie na planecie?
Wiedźma kiwnęła głową twierdząco.
- On miał umożliwić ci bezpieczne poruszanie się po statku, wystarczy przypiąć go do skóry. nadajnik prześle twoje sygnatury biometryczne do rdzenia, a ten będzie uważał was za obiekty neutralne.
I tylko tyle?! - Chimeria była mocno zdziwiona – Poczułabym się znacznie lepiej gdybyś zwyczajnie wyłączył tą czerwoną paćkę.
Nie mogę zrobić, taki generalny wyłącznik nie istnieje. Masz – Zarov wręczył wiedźmie nadajniki, ta z lekkim oporem ale przypięła urządzenie do nadgarstka. - Dla pozostałych Hara zaraz wytworzy duplikaty. A teraz zapraszam Cię na mostek. - gestem dłoni wskazał Chimerii wyjście z hangaru. W tym samym czasie na pokładzie przed każdym z przedstawicieli CA materializowały się małe urzadzenia. -Twoim ludziom powinno być tutaj dobrze. Poleciłem rdzeniowi wytworzenie kilku rzeczy które powinny ich zająć podczas lotu tak by się nie pozabijali i przy okazji nie uszkodzili mojego okretu.

Stojac przy wyjściu zwrócił się do orków i demonów którzy już mocowali urządzenia Zgromadzenia na łapach.
- Jeszcze jedna podstawowa sprawa. Nie dotykajcie wszystkiego co jarzy se na czerwono! Śmierć od pożarcia przez aktywna krystaliczną materie nie należy ponoć do przyjemnych. Nadajniki chronią was przed okrętem, ale nie przed krystaliczna materia w formie aktywnej. Zrozumieliście?! - żołdacy Ca typko.
- Mam nadziej ze tak – teraz ciszej Sergiej mówił bezpośrednio do wiedźmy. - Bez wsparcia Roju mam ograniczone możliwości kontroli KM na tak dużym obszarze jak Hara.

Mostek Jugernauta Shivan nie przypominał żadnego z tych które wiedźma miała okazje widzieć na okrętach CA. Całe pomieszczenie było jednym wielkim ekranem, który pokazywał obraz wokół okrętu. Teraz mostek zalewała błekitna feria barw podprzestrzeni przypominająca struktury fraktalowe w ciągłym ruchu. Centralnie w środku sfery obrazu stał jeden fotel, tuz obok z podłogi wynurzył się drugi znacznie nieco mniejszy i uboższy o urządzenia kontrolne.
- Zapraszam. - szerokim gestem dłoni Zarov wskazał wiedźmie mniejsze siedzisko. Sam natomiast zasiadł przy głównym. Ekrany umieszczone na podłokietnikach automatycznie zapaliły się.
- W systemie Juno 2 będziemy za kilkadziesiąt minut. Dam okrętowi trochę czasu na naprawy. Rdzeń zaakceptował w pełni Ciebie jak i twoich podwładnych. Co ciekawe z danych wynika, że przystosował się najlepiej do Orków – Zarov popukał palcem w jeden z ekranów.
Chimeria nie odpowiedziała odwrócona plecami do Sergieja patrzyła na obraz podprzestrzeni, nawet nie zbliżając się do przygotowanego siedziska.
- Jak myślisz kto to był? - spokojnie nie odwracając głowy spytała - nawet dla mnie technicznego analfabety jest jasne, że to co się stało w WISHu to stanowczo za dużo jak na możliwości ZCMu?
- Nie wiem. Bardziej martwi mnie to, że jeśli byli to ci sami ludzie którzy są odpowiedzialni za kradzież Skały sytuacja może stać się naprawdę paskudna.
Wiedźmia odwróciła się i popatrzyła prosto w oczy Sergieja, doszukując się jakiś emocji.
- Nie widzę byś był mocno przejęty tym co się stało.
W moim zyciu doświadczyłem już kilka wojen o których nawet wy Caotic Alliance powiedzieli byście brutalne. Przetrwałem kilka końców świata, ciezko mnie zdziwić i wystraszyć. Jednak kradzież Czerwonej Skały to poważna rzecz. - Sergiej twardo dodał.
- Dlaczego?
Przedstawiciel Zgromadzenia zignorował pytanie.
- Lepiej powiedz co wam ukradli, co było tak cennego, że niemal całe CA rzuciło się w pogoń do wnętrza WISHa?
Chimeria westchnęła, tego pytania nie mogła uniknąć, mogła za to zyskać odrobinę na czasie.
- Jeśli będziesz grzeczny na Juno dam ci odpowiedź.
- Sergiej już co nieco wiedział. Dane które zebrał w układzie CA przy pomocy Hary jak i starych systemów Zgromadzenia wskazywały na bardzo dziwne zachowanie przestrzeni w miejscu gdzie przebywał uciekinier oraz okręt ZCMu. Jednak żeby dwa dodać dwa dało cztery a nie pięć potrzebował kolejnej porcji informacji.
- Zgoda. A teraz powiedz mi co takiego ciekawego jest na Juno 2....


Hara zgodnie z planem wyszła z podprzestrzeni na wewnętrznej granicy obłoku Oorta systemu Juno. Okręt automatycznie wszedł w fading przy okazji wyrzucając kilkanaście także zamaskowanych sond. Przestrzeń systemu tętniła życiem, w każdym kierunku zmierzały wszelkiej maści statki kosmiczne, stacje jarzyły się błyskami świateł pozycyjnych, całość puchła od wysyłanych i nadawanych komunikatów radiowych. Jugernatu Shivan niczym rekin spokojnie wpłynął w całe to morze aktywności.
- Jesteśmy gotowi, systemy w pełni sprawne, możemy przenieść się na powierzchnię. - stwierdził Zarov.
Ruszajmy!

Oboje po chwili pojawili się w miejscu wskazanym na zaproszeniu Windukindina. Nie czekali długo gdy przybył przedstawiciel Psiej Ligi.
- Pani, jestem Syrgiusz Remik mam zaszczyt dotrzymać towarzystwa Pani przez najbliższe kilka minut do czasu spotkania z Windukindinem. - Syrgiusz wykonał pełny i głęboki dworski ukłon. Podnosząc się głowę zlustrował stojącego obok wiedźmy ubranego w biały mundur człowieka.
- A pan to? - Przedstawiciel Psiej Ligi zwęził oczy.
- Sergiej Zarov. Korzystam z gościny pani Chimerii która pozwoliła mi zabrać się razem z nią na przedstawienie. Słyszałem, że to jedna z tych rzeczy które każdy powinien zobaczyć chociaż raz w życiu.
Zaraz po tych słowa w miejscu teleportacji zmaterializowało się pozostali członkowie grupy Chaotic Alliance.
USS George Washington - 90 tysiecy ton dyplomacji.
Post Reply