Postawimy Valhallę

Wyprawy w nieznane i znane rejony, mające na celu ratowanie świata lub pogrążanie go w chaosie. Przygoda w Multiświecie to rzecz pewna.
User avatar
Satsuki
Posts: 1878
Joined: Fri Jan 02, 2009 11:06 pm
Location: Aaxen

Re: Postawimy Valhallę

Post by Satsuki »

WWW Peep…

WWWPeep peep…

WWWPeep peep peep peeeeeeeeeeeee…


WWWNajnowszy komunikator Agendy piszczał jak szalony, równocześnie serwując Satsuki światełka we wszystkich kolorach tęczy. Gdy w końcu sięgnęła po malutką broszkę w kształcie trójkąta – światełka zgasły a na powierzchni czerwonego, kryształowego oka pojawiła się krótka wiadomość.

WWW
J A D E D O B . – M
WWW- No tak, Mazoku I te jego szyfry. – Satsuki westchnęła tylko i sięgnęła po słuchawkę. – Przygotujcie mi jakiś krążownik. Może być HMS Pearl. – Zaczęła bawić się kosmykiem włosów. – Czekaj. Chcę jeszcze aby mi załadowano na niego ścigacz. – Chwila ciszy. – Tak, powietrzny. Tak, niebieski. Czemu wszystko muszę wam tłumaczyć! – Chwila ciszy. – I dopilnuj, żeby zapakować mi Em-czterdzieści-trzy. Tak. – Cisza. – Czterdzieści trzy. Nie, nie potrzebujemy żadnych pozwoleń. To mój projekt! Załatw to NATYCHMIAST. - Satsuki z trzaskiem odłożyła słuchawkę.

WWW***

WWW- Ty. – Ruda wskazała palcem na pierwszego lepszego elfa z koszar. – Ubierz się reprezentatywnie i za pół godziny masz być w Świecie Wrót. – Nie czekając na jakąkolwiek reakcję, Satsuki wyszła.

WWW***

WWW- Ty…. – Satsuki ponownie dnia dzisiejszego użyła techniki palca wskazującego. Tym razem wskazała jakiegoś napakowanego drowa w zamku Arii. Przekręciła głowę i wpatrując się w drowa przez chwilę. Był wysoki, umięśniony i jak to każdy drow w Złowieszczym Zamku – bardzo dobrze ubrany. – Za mną.

WWWWysokie obcasy stukały rytmicznie o ścieżkę z kocich łbów. Dosłownie.

WWW***

WWW- Doskonale. - Satsuki zlustrowała swoje dwa elfy od stóp do głów. – Nie było garniturów w normalnych kolorach? – Lekko skrzywiona machnęła ręką w stronę elfa w białym garniturze i czarnych butach.
WWW- Nie w Ry’leh Pani. – Elf skłonił się głęboko. Drow skrzywił się wyraźnie.
WWW- Trudno. – Satsuki głęboko się zamyśliła. – Ty! – Pstryknęła palcami w kierunku drowa. – Załatw sobie białe buty. – Przedostatnie słowo wyraźnie zaakcentowała. – Już. Meldunek na mostku HMS Pearl za pięć minut. I pamiętajcie o broni.

WWW***

WWWSatsuki była zadowolona jak nigdy. Dzisiejszy wieczór może zaczął się do niczego. Siedziała sobie zadowolona na mostku i machała jedną nogą. Na sobie miała krótką, skórzaną, czarną sukienkę bez ramion w kształcie litery A. Włosy związane w luźny warkocz spływały jej po lewym ramieniu a czerwone botki na niedużym obcasie iskrzyły się w blasku hologramów. Całości dopełniał krótki, czerwony żakiet. Przed Rudą stały dwa elfy: Drow – zadowolony i prosty jak struna; Elf – zagubiony, nie potrafił znaleźć swojego miejsca, z irytacją patrzył na towarzysza niedoli. Drow założył na nos lenonki z czarnymi szkłami i z wyższością spojrzał na elfa. Uśmiechnął się złośliwie. Satsuki przewróciła oczami.

WWW- Kapitanie. Kurs na Juno Dwa. – Satsuki uśmiechnęła się do stojącego obok niej mężczyzny. Był to starszy, brodaty Pan ubrany w tradycyjny mundur Agendy oraz wielki Kapelusz spotykany na morzach, nie w przestrzeni kosmicznej. – A wy… - Gdy spojrzała na dwóch przyszłych bodyguardów, nie miała już przyjacielskiego uśmiechu. Założyła ramię na ramię. – Jak się nazywacie?
WWW- Pani… - Elf już chciał coś powiedzieć ale Ruda machnęła na niego dłonią.
WWW- Nieważne. Od dziś jesteście moją strażą osobistą i nazywacie się Jing Jang.

WWW~ Skok w nadprzestrzeń za trzydzieści sekund. Przewidywany czas przylotu na Juno Dwa, Sześćdziesiąt osiem minut. Proszę usiąść wygodnie. Dziesięć… Dziewięć… ~ Głos w głośnikach trochę trzeszczał ale za to miał bardzo ładną barwę. ~ …ery… Trzy... Dwa... Jeden... Jump.


Dalsza część przygód Satsuki i przyjaciół znajduje się w lokacji Juno2, tutaj.
Last edited by Satsuki on Fri Sep 27, 2013 11:59 am, edited 2 times in total.
Avatar stworzony przez tego uzdolnionego Pana.
User avatar
Noire
Posts: 965
Joined: Fri Jan 02, 2009 9:28 pm
Contact:

Re: Postawimy Valhallę

Post by Noire »

Zdarzenia poprzedzające i następujące po skoku znajdują się tu > > > LINK



Pomieszczenie A000B83 było niczym innym jak wielką salą w której znajdowały się potężne maszyny do teleportacji na wielkie odległości. James stawił się na miejscu punktualnie.

- Intresujący nas statek logował się dziś w przestrzeni Świata Wrót, a jego następny sygnął został nadany z orbity planety Akreon Siedem – Noire odczytała dane z panelu znajdującego się przed nią.
- Czyli są poza zasięgiem naszej maszyny – skwitował niezadowolony James.
- Nie do końca – białowłosa poklepała go po kieszeni w której znajdował się tajemniczy list. - Ta rzecz jest.. dość nieustępliwa. Z pewnością wyczułeś dziwne zawirowania przestrzeni wokół listu.
- Transcendencja – dokończył zdumiony.
- Oczywiście, nie mogę zagwarantowaś, że będzie to gładki skok, ale powinieneś trafić na miejsce w jednym kawałku.
- Pocieszające. - mruknął pod nosem.
- Właź do środka – skinęła ręką na skomplikowane urządzenie do teleportu. Sama zaś pochyliła się nad panelem i wybrała opcję komunikacji ze statkiem DSS Llewellyn.
- DSS Llewellyn, tu link teleportacyjny A000B83-D513, Górne Ry'leh. Czy mnie słyszysz.
- A000B83-D513, Górne Ry'leh tu krążownik DSS Llewellyn. Słyszymy Cię wyraźnie.
- DSS Llewellyn za chwilę na pokład waszego statku zostanie wysłany agent James Grey. Kod misji 00003 z przesyłką dla Lorda Mazoku od .. #002366 .

Przez chwilę po drugiej stronie zapadła cisza pełna konsternacji.

- A000B83-D513, Górne Ry'leh. Obawiamy się, że tak duży skok nie jest możliwy. Znajdujemy się przy Akreon Siedem i..
- DSS Llewellyn, zdajemy sobie sprawę z tej dość nadzwyczajnej sytuacji. Dlatego prosimy o skoncentrowanie energii w waszym lokalnym teleporcie E002-K35498.
- A000B83-D513, Górne Ry'leh. Zrozumieliśmy. Podajemy koordynat. - odparł niepewnie głos z urządzenia.

Noire wprowadziła dane do maszyny i spojrzała niepewnie na Jamesa.
- Jak tak sobie myślę, to chyba za mało Ci płacę. - powiedziała z jakby nutą sympati w głosie. James tylko przełknął ślinę i zamknął oczy kiedy Pani Kanclerz wcisnęła wielki czerwony przycisk.

Rozbłysk błękitnego światła ogarnął całe pomieszczenie na ułamek sekundy i James zniknął z miejsca w którym przed chwilą się znajdował. Chwilę później nastąpiła głośna implozja i teleporter gwałtownie zapadł się w sobie, aż z sufitu i ścian posypały się elementy budowlane. Cisza zdawała się trwać w nieskończoność.
- DSS Llewellyn. Jaka jest sytuacja? - Noire niemal krzyknęła do głośnika. Przez chwilę nikt jej nie odpowiadał.
- A000B83-D513, Górne Ry'leh. Meldujemy, że skok zakończył się.. sukcesem. Agent James Grey jest z nami w jednym kawałku. - głos z głośnika nie ukrywał swojego zdumienia.
- DSS Llewellyn, dziękuję za wspólpracę. Bez odbioru.

Noire wyraźnie odetchnęła z ulgą i przetarła sobie twarz rękoma. Kiedy zaś palce odsłoniły jej wizje, spojrzała na ogrom zniszczeń głównego urządzenia z którego został wysłany James. Ulga z jej głosu ulotniła się natychmiast zastąpiona przez syk pełen niezadowolenia.
- Czy ktoś do cholery może mi zrobić raport szkód? Czemu jeszcze tu nikogo nie ma? Muszę to wszystko policzyyyyyyć. - krzyknęła w przestrzeń.
Conquered, we conquer.
User avatar
ShenHou
Posts: 5
Joined: Thu Mar 21, 2013 8:11 am

Re: Postawimy Valhallę

Post by ShenHou »

To z pewnością nie było proste. Nie, nie sama podróż. 'Władca Tysięcy Zaklęć' nigdy nie miał problemów z przemieszczaniem się ze świata na świat. Szczególny dar jaki posiadał, 'Tchnienie' sprawiał że nawet zaklęcie 'Wish' nie stanowiło dla niego przeszkody.

Nieskończenie większym problemem było znalezienie lokalizacji głównej siedziby Chaotic Alliance. Smoczy cesarz przez całe miesiące miotał się po Coddar w poszukiwaniu wskazówek dotyczących impertynenckiego rudowłosego oraz smoka-mazoku-wampira....czy czymkolwiek była ta abominacja.
Nikt nie depcze Smoka Czarnoksiężnika bezkarnie! Ale wymierzenie słusznej kary okazało się nie takie proste. Informacje o którymkolwiek z tej nieświadomej jego gniewu pary były bardzo skąpe. Nawet absorpcja całych umysłów osób o których było wiadomo ze mieli z nimi choćby przelotny kontakt nie dało satysfakcjonujących rezultatów.

Ostatecznie jednak Shen Hou znalazł właściwą poszlakę. Jedna a jakże wiele mówiąca nazwa - Chaotic Alliance.
A o tej organizacji mówiło się już dużo! CA miało opinię demonów i morderców (co Shen Hou uznał za wyjątkowo zabawne i ironiczne). Wprawdzie nie było żadnych poszlak by dziwna bestia która wylądowała na nim wcześniej miała z nimi coś wspólnego, za to z owym rudowłosym sprawa była jasna. Nie mając wystarczających informacji o bestii, Cesarz skupił się na szukaniu informacji o mężczyźnie zakładając ze co jak co on z pewnością będzie coś wiedział. Niestety standardowa metoda - przerabiania nędznych śmiertelników w śliniące się warzywa - przyciągała zbyt wiele uwagi. Fortunnie Czarnoksiężnik miał alternatywę. Każde drzewo było jego oczami, każdy kwiat doniczkowy uszami. Demon zebrał tym sposobem wiele 'potencjalnie przydatnych' informacji - w tym takich które powinny pozostać miedzy członkami Rady Khartum, dostarczane poprzez mentalne połączenie choćby ze storczykiem na parapecie. W tej chwili nie miały one istotnego znaczenia...z naciskiem na chwilę. Niestety członkowie rady wiedzieli o tajemniczym rudowłosym tyle co sam cesarz - czyli praktycznie nic. Jednocześnie jednak Shen dowiedział się on że członkiem CA był również niejaki 'Raflik', persona non grata w Khartum. Wkrótce inspektor Xavier dowiedział się że zdjęcie zbrodniarza znalezione w w rezydencji Ashley Shirley Hole wyparowało z archiwów sądowych. Zaś samo ciało nieżyjącej członkini Rady zostało 'ekshumowane' przez nieznanego sprawcę. Określenie tym bardziej trafne że z trumny nic nie zginęło.


Jednocześnie Smok-Demon rozpoczął okupację Głównej Biblioteki Planety. Jakież było zdziwienie Khartumczyków gdy pewnego poranka zastali imponujący budynek świątyni wiedzy otoczonym przez niezliczone pędy, gałęzie i korzenie tak szczelnie że nikt nie mógł zajrzeć do środka. Zielsko też nie dawało się w żaden sposób usunąć. Co gorsza taki stan rzeczy trwał przez blisko miesiąc. Gdy wreszcie kłopotliwe rośliny ustąpiły w środku nie znaleziono nikogo poza żałosnymi szczątkami Głównego Bibliotekarza. Nie zginęła też ani jedna książka - jednocześnie jednak, żaden z setek tysięcy woluminów nie tkwił na półce. Widoczne były dodatkowo ślady 'intensywnego użytkowania' na niektórych tomiszczach. Szczególnie zauważalnie na tych traktujących o nawigacji gwiezdnej....


* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Nie można było powiedzieć by efekt był imponujący. Żadnych eksplozji, piorunów, drgań powietrza czy innych robiących wrażenie efektów wizualnych. Po prostu w jednej chwili na ziemiach pod zamczyskiem zmaterializował się ponda pięciometrowy demon.

Shen Hou wyprostował się na pełną wysokość i wziął pierwszy dech nowego powietrza. Tak, podobało mu się to. Sama aura planety była podsycona podstępem, ciemnością i ogólnie pojętym skurwysyństwem. Pysk Smoka-Cesarza wyszczerzył się w grymasie będącym uśmiechem. Podobało mu się to. Oczywiście nowe oznacza nieznane, a nieznane oznacza niebezpieczeństwo. Tak więc pierwszą czynnością jaką zrobił Shen Hou było rzucenie na swoją osobę dwudziestu rożnych zaklęć ochronnych.
Następnie podniósł swoją gadzią głowę i zaczął węszyć. Istotnie, 'Chi' rudowłosego wciąż było wyczuwalne, wygląda jednak na to że rzezimieszek znów mu się wymknął! Czarnoksiężnik zacisnął pięści ze złości - całe miesiące mozolnych poszukiwań i zbierania strzępków informacji, wpierw na Codda a później na innych światach. Tylko po to by się dowiedzieć że po raz kolejny się rozminęli!

Shen Hou zdecydowanie nie był w nastroju by powtarzać cały proces od początku. Wprawdzie jego cierpliwość tak jak i mądrość, była niezmierzona - ale co za dużo to niezdrowo!
Zapach 'Chi' tego zuchwalca zdawał się dochodzić z zamczyska (wyjątkowo imponującego, musiał to przyznać nawet Cesarz.) znajdującego się za skalną rozpadliną przed która teraz stał.
Sytuacja była klarowna - najzwyczajniej w świecie wejdzie do środka i 'zapyta'.


* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Po krótkim spacerze Smok Demon stał przed tytanicznymi murami ponurego zamczyska. Pomimo skąpej jak na razie wiedzy na temat magii tego Wszechświata, Czarnoksiężnik potrafił rozpoznać kunszt z jakim w owe fortyfikacje zostały wplecione najwyszukańsze zaklęcia. Całość prawie dosłownie krzyczała 'Zapukaj i GIIIIIIŃ!' Zamczysko wydawało się nie do zdobycia. "Jednakże... - pomyślał - "...nie ma czegoś takiego jak niezdobyta forteca."

Na pierwszy ogień poszły rzeźby. Nikt rozsądny nie umieszcza dzieł sztuki jeśli nie miałyby służyć jakiemuś celowi bądź podkreślenia prestiżu. A biorąc pod uwagę mało reprezentacyjną powierzchnię planety, to drugie było wątpliwe.
Wyrzucając z palca wyładowania magicznej energii, rozsadził kamienne wyobrażenia fantastycznych bestii na tysiące kawałeczków.
Następnym problemem była masywna podwójna brama. Ale remedium i na ten problem było pod ręką. Wysuszone pędy, dziwacznych i śmiertelnie niebezpiecznych rośliny zdawały się czekać specjalnie dla niego. Kilka gestów i słów w języku nie z tego świata i wysuszone badyle odżyły, teraz posłuszne nowemu panu. Wyciągając się niczym macki jakiegoś morskiego potwora, pędy zaczęły się wciskać w każde najmniejsze nawet szczeliny. Nawet tak potężne wrota prędzej czy później ustąpią niezmordowanej sile matki natury.

W tym właśnie momencie dosięgły go pierwsze strzały. Trzeba to było przyznać minionom CA - pojawienie się pięciometrowego demona pod murami prawie dosłownie z znikąd zatkało ich tylko na chwilę. Nie cackali się też z kontratakiem i zaraz sięgnęli po broń rakietową. Jednak gdy przygasły płomienie eksplozji Smok-Cesarz dalej stał niewzruszony, może tylko odrobinę zirytowany że musiał na nich tyle czekać.

"Niespieszni jesteście w odpowiedzi, bando insektów. Prowadźcie mnie do kogoś z 'Chi' bardziej godnym uwagi! To, lub wejdę siłą by odbyć rozmowę którą przybyłem."
Last edited by ShenHou on Sat Sep 28, 2013 10:25 pm, edited 3 times in total.
User avatar
Caerth
Posts: 513
Joined: Sun Feb 22, 2009 9:44 pm
Location: Above

Re: Postawimy Valhallę

Post by Caerth »

Spotkanie z Ignis Caibre przeprowadził na wysokiej orbicie - tam gdzie upierdliwe własciwości zaklęcia położonego laską na systemie stykało się z teoretycznymi granicami magii. Co dawało planecie drogię hamowania liczoną w kilometrach. Kilku.

Czas jaki przywołane ciało niebieskie potrzebowało na pokonanie zadanego dystansu mianowany mimo woli generałem kilku organizacji lis poświęcił na pyt pytowanie w kierunku atmosfery. Orbita którą posiadał w chwili spotkania zapewniłaby mu krótki lot i solidny kontakt z glebą - na szczęście Ignis pojawiła się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie.

Planeta wyskoczyła z pseudowarpu jedynie częściowo poza wishem. Ta część globu chroniona przed wpływem zaklęcia zachowała swój kształt. Pozostała, większa, posłuszna fizyce, leciała dalej, nieco jedynie zmieniając kurs.

W efekcie Caibre pozyskał jedną dwunastą masy planetarnej, ponownie przemodelował biosferę wokół Zamczyska; pędzące z nadświetlnymi prędkościami strumienie plazmy zdarły górne warstwy atmosfery wraz ze wszystkimi okrętami widocznymi i zakamuflowanym, sondami, jednym zaskoczonym wielorybem, dwiema petuniami i jednym balonem metorologicznym.
Rudy w pierwszej kolejności powziął pewne próby powiększenia panowania nad swoim losem. Posiadając ograniczone informacje o wydarzeniach w okolicy (czytać: zerowe) postępował z godnie z ostatnim wytycznymi - dorwać lodzika i sprowadzić do domu.
Złodzieja złapie sie na spokojnie później.

O,jest i Raflik - fikuśny kabriolet znacząco ułatwił znalezienie delikwenta w czasie jaki zajął Ignis dotarcie przy pomocy grawitacji do powierzchni.

---


---

Rozległo się donośne THUMP! gdy Caibre wraz ze swoim lokum wylądował. Mniej więcej na opancerzonym kabriolecie. I, z racji pilotowania obiektu z własną geografią, również na Ponurym Zamczysku.

No, większości Zamczyska przynajmniej.

---


Shen Hou stał przed bramą, zza i ponad której nikt do niego nie strzelał. Jednakże smoczy demon niewiedzieć czemu był bardziej zirytowany niż w momencie detonacji przecipancernej głowicy penetracyjnej na twarzoczaszce. Zapewne związek z jego stanem ducha miał fakt iż miast siedziby rozległej organizjacji pełnej minionów z których można było wyciskać różne fajne rzeczy za wciąż zamkniętą bramą usadowił się metalowy krajobraz przypominający surrealistyczną wizję na prochach.

Nieco żarzącą się pomarańczowym blaskiem.

---

Caibre rozejrzał się po apokaliptycznym pustkowiu.

Ani śladu Raflika.

Ani śladu złodzieja. Ani śladu..z niejakim niepokojenm zauważył po zlustrowaniu horyzontu, Zamczyska.

-Ups.
My soul is still the same
But it has many names
User avatar
c914
Posts: 595
Joined: Sat Jan 03, 2009 10:30 am

Re: Postawimy Valhallę

Post by c914 »

Ślady podprzestrzenne doprowadziły Eris do tego miejsca, gęstego pasa asteroid w układzie znanym przez miejscowych jako Grawis. Wbrew pozorom i bajkom, które od tysięcy lat sprzedają pisarze sci-fi oraz twórcy holodram, pasy asteroid to naprawdę puste miejsca. Pojawienie się Czerwonej Skały nie zaowocowało żadnymi spektakularnymi skutkami, żadnymi kolizjami, czy też wyczyszczeniem dużego obszaru z planetoid. Jedyną oznaką bytności planety Zgromadzenia to drobne zachwiania w orbitach najbliżej jej obecności kosmicznych skał. I to te anomalie zwabiły Eris. W tym samym monecie całe piekło zwaliło się jej na głowę.

Teraz było już po wszystkim. Okręt był poważnie uszkodzony. Cały dziób dosłownie wyparował, a wraz z nim sekcja napędu podprzestrzennego i większość uzbrojenia choć Eris nadal mogła walczyć wykorzystując ostatnią pozostałą wyrzutnię torped oraz działający fading. Systemy autonaprawcze działały pełną para, lecz nim krążownik uzyska pełną sprawność bojowa minie wiele godzin - jeśli nie dni.

W całym obrazie sytuacji najgorsza była świadomość tego, że ktoś na nią czekał właśnie tutaj. Sukinsyn wiedział, że Zgromadzenie nie pośle całej floty bo po prostu jej nie posiadało. Gdyby nie pojawienie się trzech dodatkowych jednostek krążownik Eris byłby wspomnieniem. Należało jak najszybciej przeczesać cały obszar bitwy, chciała dowiedzieć się kim był przeciwnik, liczyła się każda drobna informacja. Jednak najpierw do rozwiązania pozostał jeden problem, widoczny pod postacią trzech obcych okrętów.
Eris nawiązała łączność z korwetą która jak uważała dowodziła cała eskadrą:
- Daj mi choć jeden powód dla którego nie miałabym roznieść twoich statków na atomy?
- Nie musisz dziękować, cała przyjemność po mojej stronie. - Krótko ostrzyżony mężczyzna po drugiej stronie posłał kształtny obłoczek dymu prosto w ekran - Podam Ci trzy.

Steiger nie był na tyle głupi, żeby marnować okazje. Zwłaszcza takie jak możliwość pertraktacji z członkami Zgromadzenia. Alternatywą był walka, a jej wynik – niepewny. Shivańska technologia okrętowa przewyższała konwencjonalne wytwory ludzkiej myśli technicznej niemal pod każdym względem. Pogawędka z hybrydą była dość miłym przerywnikiem po szwendaniu się po cudzych umysłach i strzelaniu do asteroidów.

- Po pierwsze dziób twojego okrętu, a konkretniej jego brak. Po drugie, matematyka jest po mojej stronie. Gdybyś miała problem z liczeniem, trzy do jednego. - Garret odrobinę blefował, bowiem gubiący atmosferę Hind był nad wyraz lichą kartą w negocjacjach. Miał zacząć wygłaszać trzeci punkt, gdy nagle okręt Roju przestał istnieć dla sensorów.


-Ocano, dawaj pełny ciąg. - ryknął Steiger - Manewry wymijające według wzoru Zulu Jeden. ECMy pełne zakłócenia! - Ze tez nie zobaczył tego wcześniej. Tyle lat w biznesie i jego instynkty niemal go zawiodły. Statek Roju był sprawny, i co najgorsze jego dowódca wierzył, że może wygrać.
- Kurwa! Jebany krążownik zniknął!
- Vikkta powiedz mi coś czego nie wiem! - Warknął Garret– Senony mamy coś, cokolwiek?!
- Nic!
Sytuacja stawała się nerwowa, mijały cenne sekundy Freya właśnie osiągała maksymalne przyspieszenie jednocześnie manewrując według autorskiego, wariackiego wzoru Steigera. Pozostałe dwa statki grupy najemników już zgłosiły gotowość bojową i na tyle na ile mogły zaczęły wykonywać własne sekwencje uników. Pokaż się skurczybyku, zadaj pierwszy cios... Steiger w duchu ponaglał okręt Roju.
- Szefie mam coś! Jeden impuls podprzestrzeni kierunek 332 271!.
W miejscu wskazanym przez Vikktę pojawił się jeden mały błysk, kilkaset kilometrów dalej rufę Peruna zasłoniła czarna sfera. Kula szybko zniknęła zapadając się w sobie, razem z nią całą sekcja napędowa fregaty. Nie tracąc dawnego przyspieszenia Perun ciągnął za sobą wianuszek odłamków, elementów wyposażenia oraz ciał wyssanych przez nagłą dekompresję.
- Utrzymujemy przyspieszenie. Vikkta, zaprogramuj zmiany sekwencji uników według losowego wzorca. - Steiger tłumiąc emocje skomentował dramat Peruna - Nic tu po nas, czas spieprzać. Przygotować napęd do skoku. Przekażcie załogom Hinda i Peruna rozkaz natychmiastowego opuszczenia okrętów. Ewakuacja do punktu E1, kod czerwony.
Garret wiedział, że w obecnej sytuacji fregaty są jedynie obciążeniem. Nowe okręty zawsze można kupić, ale dobrze wyszkolone załogi są bezcenne.
- Drugi impuls!
W tym samym monecie rufa Hinda podzieliła los Peruna.
- Wystrzela na nas jak kaczki! – Ocano nerwowo obserwował konsoletę.
Steiger szukał jakiegoś wyjścia z sytuacji, trzeci strzał będzie przeznaczony dla Freyi. A to oznacza koniec. Gdybym tylko wiedział gdzie jesteś hybryda... gdybym mógł jeszcze raz się skupić i.. Mam!
- Ocano, cała stop!
- Szefie?! - z niedowierzaniem w głosie spytał pierwszy oficer. Garret spiorunował go wzrokiem.
- Ciąg wsteczny, pełna moc, natychmiast!
- Aye Aye!
Steiger wiedział, co się zaraz stanie. Korweta szybko wytracała prędkość, a tuż nad nią w odległości zabójczo bliskiej pojawił się krążownik Roju z bronią pokładową gotowa do strzału.
- Mamy kolejny przekaz od hybrydy.
- Dawaj na ekran główny – mruknął - Chce rozmawiać... Jednak czegoś potrzebuje i to bardzo. Tak mocno, że musiała ostawić całą tą szopkę i zniszczyć dwa okręty. Tylko co to może być?
Wewnętrzne rozważania Garreta przerwała pojawiająca się na ekranie głównym twarz Eris.
-Nie pomyliłam się, jesteś telepatą. Nawet dobrym. A co ciekawe, jeszcze żywym. Imperium nie zainteresowało się Tobą?
- Kontaktujesz się żeby prawić mi komplementy w swoim popieprzonym shivańskim stylu czy po prostu chcesz coś? - oziębły styl Eris nie robił Steigerze wrażenia. Nie po stracie dwóch okrętów.
W odpowiedzi hybryda szeroko uśmiechnęła się. Najemnikowi w żaden sposób nie spodobał się ten nagły pokaz pozytywnych uczuć.
- Za piętnaście minut połączę oba nasze okręty i zejdę się na twój pokład. Wtedy wszystko wyjaśnię.
Po chwili wahania Steiger zgodził się na warunki Eris. Lufa przystawiona do skroni jest kiepskim partnerem w negocjacjach.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Czas szybko mijał, krążownik Eris ustawił się dnem do lewej burty Frei. Statek Roju dosłownie wtopił się w burtę okrętu najemników oplatając krystaliczna materią sporty fragment jego kadłuba. W tym czasie zewnętrzny dok krążownika Shivan opuściły setki dron. Ich celami były wraki Peruna, Hinda oraz miejsce gdzie do niedawna bytował Mag. Z każdym kursem puste komory ładunkowe wracały z jeszcze żywymi, rannymi załogantami obu uszkodzonych fregat oraz informacjami z pola asteroid.

Steiger w ciągu tego czasu kilkukrotnie wyjaśnił załodze by nie robiła niczego, ale to naprawdę niczego głupiego. Na tym etapie szansą na to, że pożyją jeszcze kilka godzin była współpraca z hybrydą.

O ustalonej godzinie przy głównej śluzie Frei pojawiła się Hybryda.
- Garret Stieger, wolny strzelec - skłonił się najemnik - Witam w moich skromnych progach. Z kim mam tą wątpliwa przyjemność?
- Eris – odparła krótko kobieta – prowadź na mostek!
Steiger wskazał dłonią kierunek marszu. Centrum dowiedzenia korwety nie znajdowało się zbyt daleko od śluzy do które przyłączył się okręt Roju. Podczas całej drogi nie spotkali nikogo z załogi. Dowódca Frei był wdzięczny losowi za ten wątpliwy zbieg okoliczności.

Oboje stanęli przed drzwiami mostka.
- Załogi Peruna i Hinda - powiedział mężczyzna, patrząc bez emocji przed siebie - Widziałem, że zostali zabrani na pokład krążownika. To wciąż są moi ludzie. Chciałbym wiedzieć, co z nimi.
- Dowiesz się w swoim czasie. – odparła Eris i pewnym krokiem weszła na mostek.
Drzwi do wnętrza centrum dowodzenia Frei z sykiem rozsunęły się. Obsada mostka obdarzyła hybrydę zimnym, długim spojrzeniem w którym jasno wypisana była chęć odwetu za Hinda i Peruna. Na hybrydzie nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.
- Jesteśmy na miejscu. - Garret stanął pewnie przed główną holomapą taktyczną – Może drinka? Nie? To może w końcu dowiem się, czego chcesz?
- Twojego okrętu!- Eris odwróciła się i posłała Steigerowi bardzo paskudny uśmiech. - Dobrze zauważyłeś, mojemu krążownikowi brakuje sporego kawałka dziobu, a co za tym idzie napędu podprzestrzennego. Skorzystam z waszej podwózki.
- A może tak dla odmiany odstrzelimy ci ten śliczny łeb, wyprujemy wartościowe bebechy z twojego okrętu i polecimy w swoją stronę?- Steiger uśmiechnął się równie serdecznie.
- Efektowne, ale bezcelowe. W momencie kiedy ja zejdę z tego świata, krążownik dokona natychmiastowej autodestrukcji. Taka standardowa procedura w bezpośrednich negocjacjach.
Hybryda rozejrzała się po okrągłym pomieszczeniu mostka. Zainteresowała ją konsola nawigacyjna.
- Czy to standardowa republikańska konsola nawigacji podprzestrzennej ZX 15?
- Obraża mnie... pani. - mruknął Steiger, zastanawiając się, czy to określenie jest poprawne w odniesieniu do hybryd z cyckami. Wyszło mu że tak, jeśli cycki są wystarczająco duże - Nie używam żałosnej republikańskiej elektroniki. To zupełnie inny model.
- Ah... - westchnęła hybryda - To i tak nie ma znaczenia.
Nim ktokolwiek zdołał ją powstrzymać, hybryda dotknęła panelu sterowania. Ekrany na mostku przygasły, a chwilę później oczom zaskoczonej załogi ukazało się ostrzeżenie o aktywacji napędu podprzestrzennego.

Lot połączonych okrętów trwał kilka godzin. Kiedy wrota podprzestrzeni zamkneły się za Freią oczom Steigera ukazała się czarna, jałowa planeta. Obiekt nazywał się Khaj’Litt i kiedyś był pełna życia, zieloną planetą klasy M. Trwało to do czasu przybycia Roju. Na orbicie geostacjonarnej globu wisiała potężna stacja zwana Scyllą. Stacja Shivan była jedną z tysięcy obiektów konstrukcyjnych Roju rozsianych po całym kosmosie. Podstawowe zadaniem stacji była budowa okrętów oraz ich zaopatrywanie. Niezbędne materiały do wykonania tego zadania Scylla pobierała bezpośrednio z otaczającego kosmosu. Los chciał, że akurat ta Scylla za cel swoje rabunkowej gospodarki wybrała Khaj’Litt. Tego jednak Steiger nie mógł wiedzieć, ogrom stacji przytłaczała go. Sto sześćdziesiąt kilometrów zwartej konstrukcji – nawet największe imperialne superdreadnaughty wyglądałyby przy niej jak pchły na jeżu. Podobnego widoku nie widział w ciągu całego spędzonego w przestrzeni życia.

Eris połączyła się z rdzeniem stacji. Obiekt żywo zareagował na pierwszą od lat formę komunikacji, wygaszone sekcje szybko przełączyły się na tryb aktywny. Scylla zapłonęła czerwonymi światłami i powoli przygotowywała się do działania. Pierwszym zadaniem stacji stało się wytworzeniem dwustu komór dostosowawczych. Tyle też ludzi znajdowało się we wnętrzach ładowni krążownika Eris. Dzieki modyfikacjom Roju wkrótce staną się pilotami Asherotów, dwustoma bezwolnymi żywymi maszynami gotowymi służyć i zginać dla Eris. Po sprawdzeniu, że polecenia są wykonywane Eris zwróciła się do dowódcy Frei.
- To tyle. Dziękuje za współpracę. - hybryda przerwała zajęła się analizowaniem spływających ze Scylli danych.

Steiger był gotów. Palcem wskazującym muskał niewielki, czerwony przycisk umieszczony w szczelinie w podłokietniku fotela. Bardzo specjalny przycisk na bardzo specjalne okazje. Takie, jak ta. Ta suka jeszcze nie wie, z kim zadarła.
- Co wiesz o okrętach ZCMu? - nagła zmiana tonu Eris zaskoczyła Steigera, ale już po chwili uśmiechnął się pod nosem. Przestał gmerać w zakamarkach fotela i sięgnął po fajkę.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Chwilę wcześniej z podprzestrzeni wyłoniła się sonda Roju. Pilny przekaz od Siergieja Zarova dotarł do celu.
Last edited by c914 on Thu Oct 03, 2013 7:55 pm, edited 1 time in total.
USS George Washington - 90 tysiecy ton dyplomacji.
User avatar
Satsuki
Posts: 1878
Joined: Fri Jan 02, 2009 11:06 pm
Location: Aaxen

Re: Postawimy Valhallę

Post by Satsuki »

WWWPoprzednia część losów Agendy tutaj.



WWWSatsuki z bólem zwaliła się na kanapę w swoim gabinecie. Przeźroczystość powoli ustępowała, ale wiadomo było, że w tym stanie demonica nie skrzywdzi nawet muchy. Prędzej zniknie.

WWW- Można? – Zza cicho uchylonych drzwi wychynęła głowa.
WWW- Wejdź Naiee. – Satsuki machnęła ręką. – Akurat miałam po Ciebie wołać ale nie miałam siły. – Ostatnie dwa słowa zostały wypowiedziane po chwili dramatycznego milczenia. Kotołaczka usiadła na skraju kanapy.
WWW- Wnioskuję, że moje zabawki się przydały?
WWW- Tak, bez niego HMS Pearl zostałby zniszczony, a tak ma półroczny przymusowy urlop w stoczni remontowej.
WWW- Czego nie można powiedzieć o DSS Lem.
WWW- No właśnie, skąd on się w ogóle wziął?
WWW- Hah, śmieszny zbieg okoliczności. Podobno sobie leciał, ale chyba nieoficjalnie wysłała go Noire. – Naiee bawiła się końcówką ogona. – Bardzo źle z Tobą?
WWW- Muszę naładować baterie. – Satsuki zaśmiała się cicho. – Ale przydałoby się coś, co pozwoli regulować przepływ energii. Twoje cudo bierze dokładnie tyle ile potrzeba na objęcie statku, ni mniej ni więcej. A HMS Pearl to nie wyścigówka tylko statek kosmiczny.
WWW- Mhmm.. Rozumiem. – Naiee przytaknęła. – Urządzenie jest ciągle w fazie testów ale nie mam pomysłu jak zrobić tę regulację. Już próbowałam przy Yellow Line. – Naiee zasmuciła się.
WWW- No nic. – Satsuki chciała klasnąć w dłonie ale w połowie drogi straciła energię. – Potrzebuję dekodera do Em-czterdzieści-trzy.
WWW- Hai! – Naiee wstała, wykonała salut i szybko wybiegła z gabinetu.

WWW***

WWWScena była bardzo podobna do poprzedniej, tylko między Satsuki a Naiee spoczywało niewielkie, srebrzyste pudełko. Odchodziły od niego dwa kabelki zakończone słuchawki – aktualnie będące w uszach obu kobiet.


WWW- Straszny szum informacji.
WWW- Tak. Na szczęście daje się filtrować.
WWW- O, tu coś było! Przewiń.
WWW- Oooo. To Windukind?
WWW- Tak. Sojusz z CA i tylko CA. Ciekawe. Wiadomo czy im też coś ukradziono?
WWW- Brak informacji. Wiemy natomiast, że mieli bardzo duży ruch w systemie i trochę latających planet.
WWW- Latające planety są chyba normalne?
WWW- Dopóki nikt nimi nie steruje to tak…


WWW- Ten Zarov – Naiee rozmarzyła się. – Brzmi jak prrrrrrawdziwy mężczyzna. – Kotołaczka zamruczała.
WWW- Tak, jest następny na mojej liście. Nie miałam jeszcze przyjemności z W Kupę Wziętymi. – Satsuki uśmiechnęła się wesoło. – W sumie to mam do Ciebie zadanie.
WWW- Tak? Cóż to za wspaniałe zadanie drrrroga Satsuki?
WWW- Przeleć się do Akademii i rozpytaj. Crow ma takiego podwładnego, nazywa się Asmodeusz. Myślę, że możesz roztoczyć wokół niego swój koci czar. – Zaakcentowała przedostatnie słowo.
WWW- Oh! Czekam z niecierpliwością.


WWW- MIAU! – Pisk jaki wydała Naiee mógłby wydać tylko kot. Kotołaczka cała się nastroszyła od czubków uszu po koniec ogona. – Wyłącz ten hałas! Wyłącz!
WWW- Naiee oni tylko szczekają. Jak to Psy. – Satsuki westchnęła i poklepała protegowaną po głowie. – Nie musisz dalej ze mną słuchać.
WWW- Niee… Będę dzielna. – Zwinęła się w kłębek i przytuliła do nogi demonicy.


WWW- Hmm… Wzmocnij przekaz. I przewiń mi 10 sekund.
WWW- Noire już to upubliczniła.
WWW- Tak?
WWW- Kilka godzin temu zarządziła wypuszczenie informacji o BOZie.
WWW- Ah… Może to i dobrze. Z drugiej strony oni nadal nie powinni wiedzieć tego tak szybko.
WWW- Szpieg?
WWW- Może. Ćśśśś…


WWW- Mam dosyć. Co za harlekin.
WWW- Windukind. The Womanizer. – powiedziała z pompą Naiee. Satsuki wybuchnęła śmiechem.
WWW- Tak, coś w tym jest. Ale komu w drogę temu czas. Leć do Akademii. Przy okazji podrzuć naszym specom zadanie. Niech skontaktują się ze Zgromadzeniem; konkretnie z panem Sergiejem Zarovem, statek Hara; i niech poproszą o spotkanie, w wybranym przez nich miejscu. Odzywał się Mazoku?
WWW- Nie.
WWW- No to let’s go bo czas ucieka.

WWWNaiee wyszła szybkim krokiem a Satsuki skupiła się na jedynej czynności, którą mogła teraz wykonywać – leżeniu na kanapie i umieraniu z przemęczenia. Niestety nie dany jej był spokój, dosłownie minutę później przed jej oczami zmaterializowała się błękitna koperta. Moi drodzy szpiedzy…

WWWSatsuki czytała a na jej obliczu pojawił się uśmiech, który rósł z każdą sekundą. Gdy doczytała notatkę do końca, złożyła ją dokładnie, włożyła z powrotem do koperty i zniknęła.

WWWDalsze losy Satsuki do przeczytania tutaj.

WWW***

WWWNaiee na pokładzie HMS Crystal mknęła przez podprzestrzeń w kierunku Akademii Omnes Artes Feminarum. W tym samym czasie najlepsi łącznościowcy Agendy starali się przesłać wiadomość do Sergieja Zarova. Czekali, czy odpowiedź nadejdzie….
Last edited by Satsuki on Sat Oct 05, 2013 2:01 pm, edited 2 times in total.
Avatar stworzony przez tego uzdolnionego Pana.
User avatar
Caerth
Posts: 513
Joined: Sun Feb 22, 2009 9:44 pm
Location: Above

Re: Postawimy Valhallę

Post by Caerth »

Caibre był w kropce. Fakt iż nikt nie opierniczał go za poczynione szkody oznaczał iż Chimerii nie było na planecie.
Nie wyczuwał również charakterystycznej kombinacji emo i wciekłości jaką rozsiewał wokół siebie Raflik, a gdzieś kątem oka widział przez bąbelkową zamieć na orbicie zdecydowanie znajomy okręt podejmujący na pokład balię Ligii.


Oznaczało to konieczność podjęcia pewnych działań. Tu rudy miał kilka alternatyw, ale skakanie z systemu do systemu przez całe multiversum uznał za mało praktyczne z marszu. Z pozostałych wybrał najrozsądniejszą opcję. Coś podpowiadało mu iż czasy które nadeszły nie są odpowiednie dla wioskowego idioty z miotaczem ognia. Niestety.

To co zostało z planety Ignis uniosło się bezgłośnie w niebiosa, pozostawiając Ponure Zamczysko nienaruszone pośród zdecydowanie naruszonego krajobrazu. Tam gdzie wcześniej królował zróżnicowany krajobraz, jak okiem sięgnąć ciągnęła się równina. Samo Zamczysko, chronione mieszaniną magii i technologii umieszczonych w murach przez oryginalnych panów tego świata niewzruszenie tkwił sześć stóp poniżej nowego poziomu gruntu.

Caibre siedział na efektownym tronie ze srebrnego metalu i rozważał zatrzymanie się po drodze na jakiejść stacji kosmicznej i zakup poduszki. To cholerne krzesło było zajebiste, a metal poddawał się każdej myśli lisa, tworząc ulotne a interesujące kształty - był jednak odporny na magię pośladków. Z drugiej strony, pomyślał, nieco zwiększając koncentrację by ustawić prowizoryczny okręt w taki sposób by nie spopielić planet w systemie - wytrzymam te dziesięć minut.


---

Niebo ponad Zamczyskiem zapłonęło blaskiem tysiąca słońc.

Określenie było mało precyzyjne - energia wyzwolona w chwili przyspieszenia Ignis do zdecydowanie nadświetlnej prędkości na dystansie do granicy Wisha przekraczała wyobraźnię narratora. Ale zapewniła, prócz efektu napędowego, niezwykłe kolory nieba w systemie Sojuszu przez najbliższą wieczność, gdy chmury naładowanej plazmy tańczyły poddane nieubłaganym siłom grawitacji.
My soul is still the same
But it has many names
User avatar
roevean
Posts: 314
Joined: Sat Jan 03, 2009 8:36 am
Location: Ninehell Sector

Re: Postawimy Valhallę

Post by roevean »

Image
ImageImage

ImageImage// ##/*##
ImageImage// układ CA, Pas Złomu, dzięwięć godzin świetlnych od gwiazdy systemu
ImageImage// granica Strefy Wolnolotnej || dop. WISH ||
ImageImage// czas 09/013/29_12.17.32
ImageImage// ruch wewnątrzsystemowy minimalny
ImageImage// na niskich orbitach planet komunikacja w trybie cyklicznym
ImageImage// [...]


ImageImageDane z sond napływały lawinowo. Podłączając się do rdzenia okrętu nie miałby żadnego problemu w ich analizie w czasie rzeczywistym. Ale wolał tylko pobieżnie przeglądać szybko wyświetlane rzędy liter i cyfr, resztę obróbki i korelacje z matrycą informacyjną lancryera pozostawiając systemom krążownika. Sirrah, aż dziw, była obecnie wyjątkowo cicho, wcześniej, kiedy wysyłali próbniki w ślad za oboma shiviańskimi statkami, w sposób drażliwy ofuknęła Roeveana tak po prostu bez powodu, wyłączyła nawet swoją wirtualną projekcję, czym poniekąd go zaskoczyła, ale nauczony doświadczeniem nie dociekał zbytnio dlaczego. Domyślał się, że z jednej strony dała mu czas na oswojenie się z sytuacją i dostosowanie do obecnych... warunków, a z drugiej miał wrażenie, że oddalenie od Dziewięciu Piekieł wpływa mimo wszystko nawet na sam jej umysł, zamknięty w systemach lancryera. Miał tylko nadzieję, że to chwilowe wachania nastrojów.
ImageSondy wysłane do systemu Chaotic Alliance, w liczbie sześciu, dostarczyły obrazów i filmów okraszonych dobrze znaną mężczyźnie telemetrią, wiadomościami geologicznymi, linkami międzyplanetarnymi, wartościami energetycznymi, danymi promieniowania tła, wszędobylskim szumem komunikacyjnym, fajerwerkami nad główną planetą organizacji, słowem pełne spektrum z oczywistym brakiem Czerwonej Planety, natomiast z wyciekającą informacją o dość tajemniczym statku próbującym opuścić orbitę i pobrzmiewający w komunikatach szept o jakimś zetceemie (co go zastanowiło, ale krótkotrwałe wrażenie minęło w chwilę później) z obrazami i dźwiękami promu Psiej Ligii... jednocześnie kątem oka notował obecność shiviańskiego okrętu orbitującego na skraju systemu...

ImageImage// [...]
ImageImage// shiviański juggernaut wykonał udany skok podprzestrzenny w kierunku głównej planety systemu
ImageImage// poprawka: mniej udany, rufa znajduje się w sferze buforowej Strefy
ImageImage// [...]


ImageAż nachylił się, obserwując poczynania przypominającego pająka statku. Komputer dostarczył potrzebne dane, wykresy załamań, wydatki energii, kąty nachylenia, wektory podejścia, promienie orbity, styczne i długości fal odcinków paralaksy optycznej wymaganych przy przesunięciu fazowym. Roevean zmrużył oczy. Polecił systemowi dokonanie potrzebnych obliczeń podając mu wartości lancryera. Po chwili komputer wyświetlił odpowiedź. Mężczyzna uśmiechnął się. Przekonwertował ciągi znaków na komendy sterujące, wysługując się personami trzeciego poziomu przetłumaczył je na język maszynowy i tak uzyskany funkcjonalny manewr dodał do bazy reakcji rdzenia okrętu oznaczając jego status jako ważny i do dalszego wykorzystania. Następ...
ImageJego uwagę przykuła pędząca, gdzieś we wnątrz układu, kula rozpalonych gazów. Przypominała kometę.

ImageImage// [...]
ImageImage// obiekt początkowo uznany za zupełnie obcy
ImageImage// i w zupełnie niewiadomy sposób poruszający się z z pseudonadświetlną prędkością w Strefie Wolnolotnej || dop. WISH ||
ImageImage// uderzenie w główną planetę systemu, zniszczenia || szacowanie ||
ImageImage// poprawka: obiekt zidentyfikowany, Ignis, pierwsza planeta układu
ImageImage// średnica: cztery tysiące kilometrów
ImageImage// planeta typu skalnego
ImageImage// [...]


ImageNawet już nie spoglądał. Wzruszył tylko ramionami. Jeśli chodzi o układ CA to nic nie mogło go już zaskoczyć. Po wybuchających z nagła asteroidach, okrętach latających na bąbelkach od szampana, ludziach, którzy potrafili strzelić sobie w kolano sprowadzajac cały system do epoki żaglowców i barek z węglem, statkach długich na pięćset kilometrów czy szklanych kulach wyskakujacych z pudełek, planeta, która zapragnęła być światłem nie robiła na nim już najmniejszego wrażenia.
ImageW międzyczasie shiviański okręt wykonał kolejny skok podprzestrzenny, tym razem poza obręb układu. Stosowne dane spłynęły do rdzenia diabelskiego krążownika; tłumaczone według przygotowanego wcześniej wzorca zostały dołączone do linii poleceń manewrowych. Odczyt kierunku skoku został jednakże zniekształcony przez granicę Strefy i sondy nie potrafiły podać nawet przybliżonego miejsca translacji. Roevean zaklął. Głośno. Polecił trzem próbnikom wracać do układu, w którym się znajdował, reszta przeszła w tryb pasywny kamuflując się wśród licznych w Pasie Złomu wraków. Złowił jeszcze kątem oka startujące szczątki Ignis rozświetlające przestrzeń układu CA tęczowymi liniami wyładowań, czyniąc z tego systemu iście przypominający paradę gejów-wampirów dom wariatów. Machnął ręką i przerwał połączenie dirakowe.
ImageCzuł rozdrażnienie. Liczył, że dane z systemu Chaotików rzucą jakieś światło na tajemnicze zniknięcie Czerwonej Planety, teraz natomiast sprawa stała się jeszcze bardziej pogmatwana. Zgromadzenie współpracujące z Chaotikami, promy Psiej Ligii, okręty floty CA, latające planety, fanfary, balony odpływające na zachód... I jeszcze ten tajemniczy statek... Zatkało go. Nie zetceem tylko ZCM, ta myśl uderzyła go z prędkością lecącej cegły, gdzieś już słyszał tą nazwę. Tak! Podczas jednej z wielu rozmów z Imperatorem. Gwałtownie machnął ręka przywołując panel wyszukiwania w przekowertowanej bazie danych Imperium. Tekst pojawił się po niespełna minucie.
ImageZaczął czytać.

ImageImageImage

ImageImageGdyby komuś udało się spojrzeć z wysokiego punktu ponad ekliptyką na wirujący system Czerwonej Planety poniżej i gdyby ten ktoś miał wbudowany zoom optyczny, udałoby mu się dojrzeć poruszajacy się po dość wydłużonej orbicie smukły okręt otoczony prawie niezauważalnie migoczącą mgiełką pola siłowego dziesiątej klasy, tworzącego swoistego rodzaju kokon przymykający wewnątrz staloworutylowy kadłub. Zobaczyłby biało-czarny, stylizowany krzyż umieszczony na górnych osłonach, pod krzyżem i bardziej z przodu dostrzegłby też zapewne wielkie litery układające się w słowa HSC "Temporis Semperrum" i przeczytałby wytłoczony na wierzchu sekcji doków napis U-531, być może domyśliłby się, że to nazwa kodowa okrętu po krasnoludzku, Untersternboot nummer 531. Zwiększając ogniskową mógłby policzyć stanowiska bojowe czy nisze startowe myśliwców naglarfar, dostrzec ciemnostalową fakturę poszycia, przerywaną gdzieniegdzie pulsującymi, tworzącymi sieć Blitzflugu liniami kryształów energetycznych, czy oślepnąć od jaskrawoniebieskich płomieni napędu azraela.
ImageAle nic takiego nie mogło się wydarzyć, bowiem okręt płynął przez przestrzeń w pełnym kamuflażu i nijak nie odróżniał się od otoczenia, system Czerwonej Planety, oprócz gwiazdy i kosmicznego śmiecia był całkowicie pusty, a ów domniemany obserwator dawno już umarł z braku tlenu zmrożony na kamień przez zimno kosmosu.

ImageImageImage

ImageImageNadeszły dane z pozostałych sond - aż podskoczył słysząc głos siostry. Nie pojawiła się jako wizualizacja, tylko jako cyfrowy zarys popiersia, na jej twarzy zobaczył wyraz zmęczenia, ale jednocześnie zacięcia. Chyba powoli wracała do poprzedniego stanu.
Image- Być może znaleźliśmy jakiś trop - odparł odrywając oczy od lśniącego zielenią tekstu. - U Chaotików fragmentarycznie wspominano o jakimś ZCM-ie, coś mi to mówiło, przypomniałem sobie, że Faroo kiedyś w Thellis opowiadał o jakiejś planecie...
Image- Khaj'lit.
Image- Tak właśnie. Zaraz, skąd...
Image- Przejrzyj dane.
ImageTym razem nie przywołał infodispleja, tylko wszedł w symtakt, dane spłynęły na niego niczym cyfrowy deszcz.

ImageImage// ##/*##
ImageImage// układ Gravis, Pas Asteroid, odległość trzydzieści minut świetlnych
ImageImage// studnia grawitacyjna gazowego giganta || niesklasyfikowany ||
ImageImage// czas 10/013/01_08.23.49
ImageImage// trzy jednostki nieznanego typu
ImageImage// wstępna analiza wskazuje na imperialne pochodzenie okrętów || wymagane potwierdzenie ||
ImageImage// klasy: korweta, fregata || prawdopodobieństwo 84% ||
ImageImage// zaawansowanie technologiczne: poniżej standardu
ImageImage// skan załogi: homo sapiens sapiens
ImageImage// jedna jednostka shiviańska
ImageImage// klasa: krążownik
ImageImage// jednostka nie występuje w bazie danych, możliwa modyfikacja kadłuba i uzbrojenia
ImageImage// [...]
ImageImage// zanotowano abnormalne zachowanie asteroid
ImageImage// [...]
ImageImage// [...]
ImageImage// osłony jednostek ludzkich osłabione
ImageImage// shiviański krążownik uszkodzony
ImageImage// poprawka: brak napędu podprzestrzennego
ImageImage// wejście w fading
ImageImage// [...]
ImageImage// [...]
ImageImage// imperialny tryb śledzenia fadingu zakłócony emanacją z Pasa Asteroid, korelacja pozycji negatywna
ImageImage// odpalenie torped dark star
ImageImage// zniszczenie dwóch ludzkich jednostek, załogi częściowo przejęte
ImageImage// [...]
ImageImage// połączenie krążownika z korwetą
ImageImage// odlot
ImageImage// [...]


ImageCiąg danych był dłuższy, ale Roevean przeskakiwał rzędy cyfr i liter szukając właściwych informacji. Siostra go w tym ubiegła.
Image- Sonda przesłała wartości dotyczące skoku obu jednostek, jednak interferencje Pasa Asteroid zakłóciły określenie dokładnych współrzędnych - jej głos brzmiał trochę metalicznie. - Chwilę później odnotowała uszkodzenie powłoki kadłuba i persona samobójcza przeprowadziła autodestrukcję. Druga sonda potwierdziła eksplozję dwustu gram AM6 i dokonała translacji na pokład "Temporis Semperrum". Znając naturę skoków podprzestrzennych...
Image- Ile systemów? - przerwał jej, chociaż sam mógł to sprawdzić.
Image- Cztery.
Image- I jednym z nich jest...
Image- ... Khaj'lit - dokończyła za niego.
Image- Jeśli to ten system, to będzie gorąco.
Image- Z dostępnych danych wynika, że albo shivianie popełnili zbiorowe samobójstwo, albo odeszli w cholerę...
Image- Ale jakieś niedobitki pozostały - Roevean podrapał się po głowie i uśmiechnął. - Mam wrażenie, że pakujemy się w paszczę lwa.
Image- Jest jeszcze ten ludzki okręt...
Image- Musimy to zrobić - spojrzał w jej cyfrowe oblicze i ponownie się uśmiechnął. - Jak to mówią, wyżej dupy nie podskoczysz. Ale przecież nie wiadomo wyżej czyjej dupy masz skakać.
ImageSpojrzała na niego z politowaniem i pokręciła głową.

ImageImageImage

ImageImageGdyby komuś udało się spojrzeć z wysokiego punktu ponad ekliptyką na wirujący system Czerwonej Planety poniżej i gdyby ten ktoś miał wbudowany zoom optyczny, udałoby mu się dojrzeć przyspieszający do punktu translacji smukły okręt, dostrzegłby, że statek mignął parę razy i zniknął po włączeniu napędu natychmiastowego.
ImageAle nic takiego nie mogło się wydarzyć, bowiem system Czerwonej Planety, oprócz gwiazdy i kosmicznego śmiecia był całkowicie pusty, okręt przyspieszał do punktu translacji w pełnym kamuflażu, a migotanie statku podczas uruchomienia napędu natychmiastowego było zupełnie niewidoczne dla oczu domniemanego obserwatora, który umarł z braku tlenu zmrożony na kamień przez zimno kosmosu.

Image
Last edited by roevean on Fri Aug 12, 2022 8:33 pm, edited 6 times in total.
'cos im the definition of the worst kind of mean
so... are you rebel?
User avatar
Mazoku
Posts: 333
Joined: Sun Jan 04, 2009 12:28 am
Location: Gdańsk

Re: Postawimy Valhallę

Post by Mazoku »

Mazoku przeglądał manifest DSS Llewellyna, siedząc wygodnie w fotelu w gabinecie swojej kwatery. Postanowił pozostawić Komandorowi Bensonowi jego apartament kapitański i zadowolił się nieco mniejszym, przeznaczonym dla gości.

Musiał przyznać, że admiralicja nie oszczędzała na wystroju pomieszczeń mieszkalnych. Ściany gabinetu były wykończone jasnym drewnem pochodzącym z gigantycznych drzew rosnących na pewnym odległym księżycu. Niska grawitacja pozwalała im osiągać wysokość kilku kilometrów. Proste, ale solidne biurko również było drewniane - tyle że w kolorze mahoniu. Pochodziło prawdopodobnie z Dolnego Ry'leh. Podłogę pokrywała gruba, miękka wykładzina w kolorze ciemnego wina z wyszytym złotym okiem wpisanym w piramidę.

Była godzina 0837 czasu pokładowego, kiedy ciszę przerwał dźwięk komunikatora. Mazoku oderwał wzrok od dokumentu i spojrzał na stojący na biurku terminal. Gestem dłoni odebrał połączenie.

Na ekranie pojawiła się blada i rudowłosa twarz technika pomieszczenia teleportacyjnego. Gdzie się znajdował można było stwierdzić jedynie po podpisie, gdyż poza nim nie było widać nic prócz dymu. Technik zakaszlał intensywnie.

- Eghm... Sir - rudzielec zaczął zduszonym głosem - Melduję, że właśnie odebraliśmy transport osobowy dalekiego zasięgu. Agent James Grey. Z Górnego Ry'leh.

Mazoku zaskoczony podniósł brew. Nie dość, że Świat Agendy był w niewyobrażalnej odległości, to jeszcze był to Świat Agendy - ze wszystkimi ograniczeniami teleportacji. Czyżby moc Pilaru słabła? Tak czy inaczej, transport musiał wymagać ogromnej energii; nic dziwnego, że pokładowy teleporter trochę ucierpiał. Nie chciał wiedzieć, jak wyglądała druga strona.

- Dotarł w jednym kawałku? - zapytał.

- Um... tak - w głosie technika było widać nutkę zawahania. - Poniekąd...

- Poniekąd?

Nagle spoza kadru rozległo się głośne "sqłiiii!" i na plecy technika wskoczyło coś, co przypominało wielką szarą ośmiornicę, z nieproporcjonalnie dużymi w stosunku do reszty ciała oczami. W jednej z macek ściskała niedużą kopertę z logiem Agendy.

- Sqłiiii! - rzuciła raz jeszcze radośnie ośmiornica, mrugając komiksowymi oczami i machając listem.

- Ugh - stęknął technik, próbując nie załamać się pod ciężarem stworzenia. - Wygląda na to, że matryca dotarła z lekkimi przekłamaniami i to najlepsza rekonstrukcja, jaką udało nam się uzyskać. Być może uda nam się ją odtworzyć...

- Sqłuu - mruknęła ośmiornica, patrząc z ukosa na rudzielca. "Mam nadzieję" - nie wymagało to tłumaczenia.

- ...ale będzie to wymagało czasu - dokończył technik. Wolna macka stuknęła go w ucho i wskazała na kopertę. - Tak, spokojnie, już o tym mówię... A więc wydaje mi się, że... er... agent Grey ma dla pana jakąś przesyłkę? Tak?

Spojrzał na ośmiornicę, która energicznie pokiwała głową - czyli właściwie całą sobą - wywołując u niego kilka bolesnych stęknięć. Z prawa zachowania masy i energii można było wywnioskować, że prawdopodobnie ważyła tyle, co dorosły człowiek, którym wcześniej była.

Mazoku potarł skronie dłonią wzdychając ciężko.

- Okay. Co to za przesyłka? - spytał.

- Chcieliśmy sprawdzić - odpowiedział technik. - Ale...

Jakoś wydostał jedną rękę spod macek i spróbował sięgnąć po kopertę. Na co ośmiornica zabulgotała głośno i nadmuchała się jak balon, patrząc groźnie na rudzielca.

- Do rąk własnych, rozumiem. - Mazoku pokiwał głową i pstryknął palcami. Koperta zniknęła i pojawiła się w jego dłoni. Ściekła z niej pokaźna kropla śluzu i skapnęła na idelnie czyste biurko. Demon spojrzał na plamę indyferentnie. - Dobrze, świetnie. Um, jak masz na imię żołnierzu?

- Aaron A. Aaronson - powiedział jednym ciągiem technik.

- Znakomicie, a więc... Naprawdę? Aaron A. Aaronson? Zatem, Aaron, zaopiekuj się proszę agentem Greyem. Ja muszę się przygotować do misji. Zobaczę, co da się z nim zrobić, jak tylko wrócę.

Ośmiornica zaczęła głośno protestować, podskakując i wymachując mackami, ale po chwili zniknęła z kadru. Aaron musiał w końcu nie wytrzymać i upadł pod jej ciężarem. Mazoku, nie czekając na odpowiedź, przerwał połączenie.

---

Chwilę później Mazoku skończył czytać nieco wilgotny od śluzu list, który - jak się okazało - był od samego Distanta. Musiał przyznać, że był nieco zaskoczony - ostatnimi czasy można by pomyśleć, że przywódcę Agendy do reszty pochłonęła transcendencja. Dobrze jednak, że Plan wciąż jest silny. Także zmiana przywództwa była szansą na wyciągnięcie organizacji z letargu.

Spojrzał w zadumie na złote oko Agendy patrzące na niego z wykładziny gabinetu. Tak, nadchodziły ciekawe czasy.

Zbliżała się godzina 0900, ale pozostawała jedna niecierpiąca zwłoki sprawa. Mazoku przymknął powieki i wykonał ręką gest, jakby łapał niedużą, niewidzialną kulę i podnosił ją na wysokość wzroku. Jego myśli pomknęły ku konstruktowi kafejki na krańcu istnienia.

---

Punktualnie o godzinie 0900 drzwi hangaru DSS Llewellyn otworzyły się z sykiem i wkroczył przez nie Mazoku. Swój zwykły ubiór zamienił na lekki skafander kosmiczny. Oczywiście czarny. Pod pachą trzymał nawet hełm. Nefeh nie wydawał się podzielać jego upodobania do pozorów i dreptał za nim bez żadnego dodatkowego wyposażenia.

Pomiędzy dwoma promami ekspedycyjnymi stało w dwuszeregu jedenastu wybranych członków załogi. Mazoku osobiście zatwierdził wcześniej skład. Niestety nikt na okręcie nie posiadał zbyt wielkiego doświadczenia, ale demon miał nadzieje, że przynajmniej udało mu się wybrać najbardziej uzdolnionych.

- Witam - zaczął raźnie. - Wszyscy znacie cel naszej misji. Pragnę tylko przypomnieć, że wszystko, co zobaczycie we wraku HMS Zuz jest objęte najwyższą klauzulą tajności. Poruczniku Hendricks?

Z pierwszego szeregu wystąpił wysoki, dobrze zbudowany oficer o idealnych rysach twarzy. Skafander leżał na nim jak idealnie dopasowany garnitur. Mazoku kątem oka dostrzegł, jak cztery obecne w ekspedycji kobiety (Gwiezdna Flota Agendy ceniła sobie parytet) wymieniają wesołe spojrzenia.

- Proszę wziąć prom B i rozpocząć przygotowania do lotu. Reszta jest ze mną.

- Tak jest, sir! - powiedział entuzjastycznie młody oficer i odmaszerował z grupą pięciu członków załogi do promu po lewej.

Mazoku popatrzył na pozostałych i wyszukał wzrokiem niskiego chłopaka w okularach, chowającego się w drugim rzędzie.

- Specjalisto Gogle! Co ty do cholery masz na sobie?

Wywołany spojrzał na swój strój. Nie było w nim nic niezwykłego - zwykły skafander, tylko że w odróżnieniu od pozostałych nie był cały ciemnoszary - jego górna część była czerwona.

- Um... - zająknął się. - Nie nazywam się Gogle. I to zwykły...

- Masz na sobie czerwień! - przerwał mu poirytowany Mazoku.

- Nie jestem wojskowym, tylko technikiem. Taki ubiór jest zgodny z regulaminem.

- Na mojej ekspedycji nikt nie będzie paradował w czerwonej bluzie, ani niczym nawet zbliżonym. Szczególnie ty, jesteś mi potrzebny. Masz pięć minut, żeby znaleźć normalny skafander.

Nieco ponad dwadzieścia minut później dwa promy oddalały się powoli od DSS Llewellyna i przemierzały kosmiczną pustkę w kierunku szczątków HMS Zuz.
Your favourite fearless hero.
User avatar
Noire
Posts: 965
Joined: Fri Jan 02, 2009 9:28 pm
Contact:

Re: Postawimy Valhallę

Post by Noire »

Jako pełnokrwisty demon James nigdy nie przepadał za używaniem teleportacji za pomocą technologii, zwłaszcza że miał pecha jeśli chodzi o.. znalezieniu się po drugiej stronie we właściwej postaci. Zawsze wolał stary, dobry rytuał przywołania, gdzie nagle nie zamieniasz się w nie wiadomo co tylko dlatego, że ktoś był na tyle niefrasobliwy i zostawił resztki swojego poprzedniego obiadu w urządzeniu. Tymbardziej nie był zadowolony, kiedy nagle dowiedział się, że misja kurierska do której został zobowiązany miała tak daleką odległość. Oczywiście zanim wszedł do maszyny w sali A000B83 paranoicznie sprawdził czy była sterylna, lecz zawsze najgorsze obawy miał o stan punktu odbioru w miejscu docelowym. W dodatku link D513 nie był formą teleportacji bezpośredniej i działał tylko jednostronnie, ze względu na ograniczenia świata Agendy, bo przerzucał podróżnika wprost w Pilar. Ten z kolei na podstawie tego jaki stopień zezwoleń posiadała dana jednostka mógł przenieść go dalej. Zazwyczaj używało się tej metody do szybkiego zrzutu pojedyńczych agentów do statków znajdujących się w pobliżu Świata Wrót. Tymbardziej przeniesienie się w pobliże Akreonu Siedem było niesamowicie abstrakcyjne.

W momencie kiedy Noire nacisnęła czerwony guzik poczuł tylko silne szarpnięcie, a sekunde później znalazł się w Pilarze. Z pewną dozą obawy wyjął z kieszeni tajemniczy list, który zaczął świecić coraz mocniej.

- Akreon Siedem – wypowiedział niepewnie czarnowłosy mężczyzna i po chwili znikął zupełnie.



Świat jawił mu się w czerwono-zielonkawych barwach, a jego wizja była całkowicie rozmyta. Nie był w stanie skupić wzroku, za to świetnie dawał sobie radę z dostrzeganiem najmniejszego ruchu w polu jego widzenia. Nie wiedział czemu, ale instynktownie chciał uciec. Uniósł ręce do twarzy, by przetrzeć sobie oczy palcami, lecz ku jego zdziwieniu poczuł jak coś puchatego ociera jego ruchliwy nosek.

- Aria, co robi królik w naszym lokalnym teleporterze? - zapytał dziwnie mu znajomy głos.
- Jaki królik? - odburknął drugi kobiecy głos.
- No ten kurdupel – znajomy głos zbliżył się do niego i uniósł w powietrze łapiąc go za uszy, a on mógł tylko bezradnie zamotać łapkami.
- Nie wiem, wrzuć go do dołu z wilkami.
- Mój nowy rekrut powinien się tu niedługo zjawić, może trzymają się go jakieś głupie żarty – odparł ponownie głos.

Po chwili poczuł jak małe, kruche ciałko wzbija się w powietrze i wylatuje przez okiennice, a następnie ląduje z impetem na twardej ziemi. Długie uszy natychmiast wyłapały warkot zbliżających się do niego bestii, rządnych jego puszystego ogonka. W pierwszej chwili chciał ulec panice, która ogarnęła przemienioną z powodu niesterylnego teleportu fizyczną skorupę, jednak opanował się i przekalkulował całą tą sytuację. Nowa szefowa już wcześniej stawiała go przed dziwnymi zadaniami, więc kto wie, może to jakiś kolejny ekstrawagancki test. Poprawił aksamitną łapką nieistniejące na nosku okulary, tupnął nóżką i skoczył przed siebie wprost na spotkanie białych zębisk. Wokół jego milutkiego futerka pojawiła się czerwona aura.
* * *
- Noire?
- Co.
- Co robi nagi mężczyzna w naszym Zamczyskowym dole z wilkami?


Kiedy w końcu odzyskał przytomność zdecydowanie nie można było powiedzieć, że czuł się najlepiej. Jeszcze chwilę stan świadomości przeplatał się z odległym wspomnieniem jednej z jego pierwszych misji. Stopniowo jednak wizja wyostrzyła się i zauważył wokół siebie mnóstwo dymu oraz coś na kształt pochylającego się nad nim człowieka. Ze zdumieniem stwierdził, że człowiek nie posiada żadnych kolorów i jawił się w odcieniach szarości. Spróbował unieść rękę, żeby się podeprzeć i wstać.

Plask.

O nie.

* * *

Gdy Mazoku wyszedł przeczytawszy list od Distanta, James zapowietrzył się ze złości i spojrzał gniewnie na Aaron A. Aaronsona, który wyraźnie usiłował przenieść go gdzieś indziej. Zwłaszcza, że wysoki poziom emocji jaki w nim wezbrał zapalił mu jednak czerwoną lampką w głowie i natychmiast zaczął rozplaskiwać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu dwóch rzeczy.

Gdzie są moje okulary.

Gdzie jest drugi list.

Technik starał się go w miarę opanować, ale kaskada czterech okładających go macek zdecydowanie mu to utrudniała. Szczęśliwie, dla siebie oraz dla innych członków załogi jego okulary leżały w osmalonym punkcie teleportu, a drugi list z pieczęcią Departamentu Liczb przykleił się wcześniej do jego kleistego ciała. Pochwycił je swoją przyssawką a następnie spróbował założyć je na swoje nieistniejący nos, co poskutkowało jedynie wsadzeniem sobie patrzałek w oko, więc zrezygnowany pochwycił je ponownie niby-kończyną.

Zresztą, nie było czasu do stracenia bo zasłyszał jak Lord Mazoku wspominał o udaniu się na misję, więc musiał szybko nadrobić stracony czas, bo miał do przekazania jeszcze jedną wiadomość. Łypnął złowieszczo podłóżną źrenicą na mężczyznę, który miał pecha znajdować się teraz tuż obok niego, a jego aura znów rozjarzyła się na czerwono. Zaskoczony pracownik DSS Llewellyn poczuł jak macki zaciskają się coraz ciaśniej wokół jego twarzy wpełzając do środka przez otwarte z szoku usta.

* * *

Aaron A. Aaronson wydawał się się swoim kolegom ze statku jakby wyższy i tęższy w budowie, kiedy mijał ich na korytarzu. Pośpiesznie udał się do doku skąd wylatywały promy i inne mniejsze pojazdy kosmiczne wchodzące w skład uposażenia DSS Llewellyn.

- Cześć Aaron – wymamrotał jeden z jego zaskoczonych kolegów znajdujących się tuż przy wejściu do mniejszej, bocznej śluzy.
- Cześc... Bob – odczytał technik niepewnie plakietkę znajdującą się na jego skafandrze.
- Co Ty tu.. - zaczął Bob, jednak nie dane było mu dokończyć, bo jedna z rąk Aarona uderzyła go w potylicę i stracił przytomność. Następnie niewymiarowy mężczyzna otworzył kodem masywne drzwi i wślizgnął się do środka wciągając za sobą ciało nieprzytomnego kolegi. Przerażające dźwięki, godne pewnego ziemskiego gatunku formy pornografii zawierającej twory ośmiornico-podobne, rozległy się w pomieszczeniu, gdzie znajdował się technik i jego kolega. A właściwie Agent James w przejętym przez niego organizmie Aaron A. Aaronsona, który teraz wchłonął kolejne ciało.

Chwilę później jedna ze śluz DSS Llewellyn otworzyła się z cichym sykiem, a jej środka wyskoczyła kosmiczna kałamarnica o masie trzech dorosłych mężczyzn. Pomknęła błyskawicznie w kierunku oddalających się niedawno wystrzelonych promów.

* * *

Mazoku przebywający na mostku kapitańskim spokojnie sączył z czarnej filiżanki Earl Greya o nieco silniejszej niż zwykle nucie bergamotki. Jego statek nieustępliwie zbliżał się w kierunku wraku HMS Zuz, więc korzystał z krótkiej chwili relaksu przed planowaną misja.
Głośne pacnięcie które rozległo się gdzieś na zewnątrz promu wybiło go jednak z zadumy.
- Lordzie Mazoku, mamy... Melduje, że biologiczna..hm, forma znajduje się obecnie na naszej przedniej szybie. – członek załogi wskazał na znajdujący się nieco ponad ich głowami rozpaćkany byt w którym znajdował się Agent James oraz otoczeni szlamem wyraźnie chroniących ich przed próżnią, nieprzytomni dwaj pracownicy DSS Llewellyn. Czarnowłosy mężczyzna wymachiwał nerwowo kopertą z pieczęcią Departamentu Liczb.

Konstrukt-kula, którą Mazoku zostawił do komunikacji z Kafejką zamigotał teraz gwałtownie, a z jego wnętrza wydobył się suchy, kobiecy głos.
- Lordzie Mazoku, zapewne powinieneś już jakiś czas temu wejść w kontakt z jednym z moich agentów. Wysłałam Ci go do pomocy przy misji wyśledzenia BOZu, reszta instrukcji jest zawarta w liście, który ma przy sobie. Cała Agenda liczy na Ciebie.
Last edited by Noire on Sun Oct 06, 2013 11:12 pm, edited 4 times in total.
Conquered, we conquer.
Post Reply