Yellow line

Wyprawy w nieznane i znane rejony, mające na celu ratowanie świata lub pogrążanie go w chaosie. Przygoda w Multiświecie to rzecz pewna.
Locked
User avatar
Maczer
Posts: 523
Joined: Wed Jan 07, 2009 4:51 am

Yellow line

Post by Maczer »

Unosząca się w powietrzu mieszanka kurzu, opiłków metalu i woni lakieru była, mówiąc lekko, odpychająca. Dlatego też wysoki, ciemnowłosy mężczyzna starał się rozgarniać rękoma zbierające się kłęby przed każdym kolejnym krokiem jednak te zstępowały się niemal natychmiastowo. W świetle jednego z ogromnych reflektorów, zamieszczonych pod sufitem hali, zauważył, że biała chusta, którą założył przed wejściem, przybrała już rdzawy kolor. Jego euforia pchała go mimo wszystko do przodu.

Świszcząca na pełnych obrotach piła tarczowa opadła na metal i gdzieś po prawej iskry wystrzeliły w powietrze odbijając się od stołu i podłogi. W nastałym rozbłysku dostrzegł operatora maszyny. Okrągłe szkiełka umieszczone w jego masce ochronnej same w sobie nadawały diaboliczny charakter jej właścicielowi. Płomienne refleksy potęgowały ten efekt. Było to dla mężczyzny jednak bardziej fascynujące niż odstraszające. Poza tym miał tu biznes więc ruszył trochę pewniej w stronę pracownika wymijając spore metalowe urządzenia których przeznaczenia mógł tylko się domyślać. Być może za pewnie gdyż zanim dotarł do niego, potknął się o oparty o stół kawał solidnego pręta. Ten przewalił się i z łomotem odbił się kilkukrotnie od podłogi. Gdyby nie harmider pracujących maszyn echo dźwięczałoby jeszcze parę sekund.

Operator piły tarczowej wyłączył urządzenie i spojrzał na niezapowiedzianego gościa. Niewiele widząc przez maskę uniósł ją nad głowę ukazując twarz dorosłego orka.
- Czego? - Zapytał wpychając sobie do gęby zmiętolonego papierosa
- Szukam Trzaska - Odpowiedział mężczyzna - Miał się ze mną skontaktować dziś
- Ach... to Ty jesteś człowiekiem od Lancera - Wymamrotał z zaciśniętymi zębami, zapalając w tym samym czasie zapalniczkę. - Jest w hangarze numer trzy.





Wnętrze trzeciego hangaru było niemal puste a zatem i bardziej znośne. Mężczyzna od razu wypatrzył pojazd na którego skończenie czekał od dłuższego czasu. Wyglądał dość kanciasto, mocno inspirowany klasykiem - Lamborghini Diablo. Jednak posiadał dwie tylne pary kół a każde z nich miało średnicę jednego metra. Dodatkowa ich osłona w postaci metalowych klatek, tak ciasnych, że nie przeszłaby przez nie ludzka ręka nadawały całości bojowego wyglądu. Choć może nie tak bardzo jak małe obrotowe działko maszynowe na froncie. Nie zabudowany jeszcze tył ukazywał potężne maszyny z których mężczyzna potrafił rozróżnić tylko silnik. Trzask – główny mechanik tego przybytku – wyłonił się właśnie spod samochodu, efektownie wyjeżdżając położony na szerokiej desce na kółkach. On również był orkiem a jego poorane bliznami, umięśnione ręce mówiły, że mechanik samochodowy to raczej jego hobby niż prawdziwa profesja.
- Miałeś się do mnie odezwać wczoraj.
- Miałem się odezwać jak skończę. - Mechanik odpowiedział niezrażony. - Ale skoro już tu jesteś to nawet dobrze, wprawimy go w ruch i trochę potestujemy razem.
- Jutro, teraz muszę iść zarejestrować wszelką broń ofensywną jaką mi tu załadowałeś. - Mężczyzna zaczął chodzić dookoła Lancera prowadząc po nim lekko ręką.
- Jak mus to mus - Ork podniósł ramiona i sięgnął do szafy po dokumenty - To co widać z przodu to sześciolufowy obrotowiec. Zamontowałem go na stałe, bez przegubów, bo były zbyt awaryjne. Strzela zatem wyłącznie do przodu. Taśmy starczy na jakieś półtorej minuty ciągłego ognia. - Mechanik opowiadał bez okazywania emocji ale jasne było, że również był podekscytowany na samą myśl o przetestowaniu swojego dzieła. - Na każdym boku masz rakietę naprowadzaną na ciepło. Dodatkowe obudowy uniemożliwią ich postrzelenie przed odpaleniem.
Mężczyzna, bez przerwy słuchając, nacisnął parę razy od góry na pojazd próbując jego zawieszenie. Ork kontynuował - Z tyłu pod spodem masz jeszcze trzy miny przeciwpancerne.
- Coś jeszcze?
- Nie... - Ork zmarszczył brwi – Gdybyś przeczytał regulamin to wiedziałbyś, że dozwolone są maksymalnie trzy typy broni ofensywnej. W zasadzie – mechanik zmienił nagle temat – to w dziewięćdziesięciu procentach materiały pochodzą z powojennego złomu. Ale co do robocizny musimy się ponownie dogadać, wziąłem jeszcze dwóch do roboty żeby zdążyć na czas.
- Jasne, nie ma sprawy. Zawody przyciągną tłumy ludzi. To będzie spory zastrzyk gotówki dla całej planety. Mogę sobie pozwolić na to - Oczy mężczyzny zaczęły błyszczeć. Trzask pomyślał, że to od wspomnianej kasy. Gdyby znał mężczyznę lepiej, wiedziałby jednak, że to przez przemykające przed jego oczami wizje odradzającej się planety. Mężczyzna tymczasem kontynuował:
- Widzisz to w ogóle? Wszyscy myślą, że nasza planeta cały czas jest błotnistą kulką, dzięki takiemu wydarzeniu zobaczą wreszcie,że wszystko wraca do normy! Rajd co prawda wytyczony jest w partiach najbardziej zdewastowanych przez wojnę, z dala od ocalałych, najpiękniejszych fragmentów planety ale mimo wszystko to najlepsza promocja planety od nastania pokoju.

-Tiaa... - Ork machnął ręką – To wszystko zależy od tego kto jeszcze wystartuje w wyścigu.
-Ależ z ciebie pesymista, Trzask. Chodźmy lepiej przetestować tę machinę. Nie mógłbym spać w nocy gdybym tego nie zrobił. Brakuje mi tylko jednej, istotnej rzeczy.

Mężczyzna wypatrzył stojący w pobliżu aerograf. Chwycił końcówkę i po dłuższej chwili na obu bokach Lancera pojawiły się czarne skrzydła a na nich białą farbą wymalowane „888
Dalej sie uciec chyba nie dalo. Ale to i tak nie pomoglo =]
User avatar
Windukind
Posts: 1125
Joined: Fri Aug 29, 2008 12:53 pm

Re: Yellow line

Post by Windukind »

Sypialnia. Godzina dziesiąta rano. Promienie słońca wpadające przez niedokońca przekręcone żaluzje. W powietrzu unosi się zapach wina, perfum i potu.
Wstał z łóżka. Podszedł do okna i przecięgnął się dopóki coś w plecach nie gruchnęło.
- Która godzina? – naga dziewczyna w jego łóżku zawinęła się w kordłę.
- Chyba po dziewiątej – odpowiedział zerkają przez żaluzje.
- Tarieth, wracaj do łóżka....
- Nie mogę – rozejrzał się za ubraniem – mam treningi w nowym boilidzie.
- Pójdziesz po południu...-kusiła słodkim głosikiem
- Chciałbym, ale sponsorzy, media....i fani. Oni też potrzebują trochę miłości - uśmiechnął się.
- Ja jestem Twoją największą fanką, wskakuj do łóżka to Ci pokażę.

-----------------------------------------------
Kilka godzin później. Baza kontenerowa korporacji Shieldox ustawiona na płaskowyżu poza miastem. Biuro sponsoringu. Ruda kierowcznika uniosła oczy znad telekomu.
- Ostatni update mówi o 10 miliardach odbiorców. Panie Tarieth zanim pokażemu Panu boilid, proszę powiedzieć czy zapoznał się Pan z naszymi wskazówkami.
Psio Ligowiec zebrał się na pierwszą poważną minę. Nie w jego stylu, ale Ci ludzie chcą wiedzieć, że ich pieniądze zostały rozsądnie wydane.
- Punkt pierwszy prowokować pozostałych kierowców, punkt drugi odpierać ataki, punkt trzeci chronić pozostałych członków zespołu..... no i punkt czwarty dostać się do redline.
- Prosze pamiętać , to ma być show, a widzowie muszą zobaczyć, co potrafią nasze systemy obrone. A jeśli jest Pan tak kreatywny jak mówią, znajdzie Pan też ich zastosowanie w ataku - kierowniczka otworzyła szafę – M czy L?
- M – odebrał skórzaną kurtę z logiem Shieldox- Myślę, że czym szybciej wejdę do pojazdu, tym lepiej sobie poradzę.
- Wóz jest wart fortunę, ale jest to mały procent kontraktów, na które liczymy. Nie musi Pan go oszczędzać. Jest zwrotny, niestety nie jest też najszbyszą maszyną jaka weźmie udział w wyścigu.
- Proszę się nie martwić, Hequetai nie łamią umów – zerknął na wyświetlającą się na stole trasę wyścigu – Gdzieś tu, na odcinku wodospadu Płaczących Bogów i tu przy błotach powinienem zapewnić sobie miejsce w czołówce
- Liczymy na to.
Wreszcie dostał kluczyki.
We do not sow


Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
User avatar
Taii
Posts: 473
Joined: Thu Feb 17, 2011 12:20 pm
Location: Krak
Contact:

Re: Yellow line

Post by Taii »

Do zaciemnionego pomieszczenia przypominającego kuźnię weszła postać w słomianym kapeluszu, powolnym krokiem zbliżyła się do pracującego w pocie czoła mężczyzny.
- A czegóż to ode mnie chce wielki mistrz Zakonu Cienistego Młota – zapytał bez ogródek – ponoć twoi ludzie zaglądają nawet w najciemniejsze zakątki Multiwersum by mnie odszukać
Kowal przerwał pracę, odłożył młot i uniósł głowę spoglądając na przybysza:
- Witaj Taii, miałem nadzieję, że się zjawisz – mężczyzna podszedł do stolika, wysunął dwa krzesła, usiadł na jednym z nich, drugie wskazał ręką – proszę siadaj.
- Dziękuję postoję, do rzeczy proszę – odpowiedział samurai
- Od razu do biznesu co? – kowal nalał sobie jakiegoś płynu do kufla – Dobrze wiec. Jak zapewne słyszałeś za półtorej roku na jednej ze zniszczonych wojną planet ma odbyć się wielki wyścig, udział w nim może brać każdy, jednak oczywiste jest, że tak naprawdę tylko większe organizacje Multiświata będą się w nim liczyć, głównie ze względu na posiadane środki jak również i dobrze przeszkolonych „ludzi”. ZCM również chce wziąć w nim udział, dlaczego pewnie spytasz, odpowiedź jest banalna, nasze czasy świetności już dawno minęły, chciał bym byśmy znów zaczęli się liczyć w tym świecie jak za dawnych lat – mężczyzna upił łyk po czym się skrzywił.
- W takim razie powodzenia, lecz dalej nie widzę dlaczego mnie wezwałeś, zwykłego podróżnika poszukującego przygód. Nie jestem przecież rajdowcem.
- Potrzebuję przysługi – kowal zauważył cyniczny kształt uśmiechu na twarzy przybysza – a raczej mam ofertę pracy – szybko się zrehabilitował.
- Jednak spasuje wielki mistrzu, nie obchodzą mnie błahe zarobki.
- Myślałem, że jako dawny członek zakonu pomo…
- Jeśli nawet jest to prawdą, nie pamiętam tego okresu, przykro mi i żegnam – Taii odwrócił się w kierunku wyjścia.
- Zaczekaj, pomyśl o przygodzie jaka cię może spotkać, takie wyścigi niosą ze sobą wiele emocji, przekrętów i niezapomnianych wrażeń – Kowal wodził wzrokiem za odchodzącym przybyszem – Taii proszę cię odnajdź mi najlepszego kierowcę, ja mu dostarczę najlepszy pojazd, czy nie tym się zajmujesz podróżniku? Przemierzaniem Wszechświatów?
- Wzniosłe słowa jak na starego kowala.
- Pomożesz?
Taii opuścił pomieszczenie bez słowa.

***


Rok później

Na obrzeżach centrum miasta Sennea, stolicy planety Esteros II otoczony kamienicami stał niepasujący do otoczenia budynek jeszcze z czasów drugiej republiki. Sporych rozmiarów hala dawniej służyła jako miejsce pracy jednej z ekip filmowych, obecnie mieszkał tam i prowadził interesy Rygart Wells. Nie było wielu, którzy odwiedzali by ten przybytek, zazwyczaj jego klientami byli ludzie zdesperowani, lub zwyczajnie leniwi dając mu jakieś bzdurne zlecenia.
Tak się akurat składało, że Rygart leżał sobie wygodnie na kanapie i czytał jakieś świerszczyki gdy nagle krawędź drzwi wejściowych uderzyła w dzwonek zwiastując czyjeś nadejście
- Rygart Wells? - zapytał czyjś głos
Rygart aż spadł z kanapy, z wrażenia, czytany przed chwilą magazyn spadł mu na głowę.
- Zależy kto pyta – odpowiedział leżąc na podłodze
- Słyszałem, że lubisz się ścigać, i całkiem dobrze ci to wychodzi czy to prawda? – zapytał przybysz w słomianym kapeluszu
Wells pozbierał się z ziemi, strzepnął niewidzialny pyłek z ramion i popatrzył na nieznajomego.
- Podobno, wszystko zależy od konkurentów – ruchem ręki zaprosił przybysza na przeciwległą sofę – Pan siada i opowiada o co się rozchodzi.
- Dziękuję postoję, mam dla ciebie propozycję pracy – zauważył błysk w oku Rygart’a – dobrze płatnej pracy, konkretnie chodzi o wyścig który odbędzie się za pół roku.
- To odległa data, o jakiej zapłacie mówimy?
- Powiedzmy, że był byś w stanie wykupić wszystkie dziwki na tej planecie do swoich usług, albo nawet sfinansować swoje poszukiwania brata – przybysz zauważył przycinające podejrzliwe spojrzenie skierowane w jego stronę.
- Widzę, że odrobił pan pracę domową, panie…
- Zwą mnie Taii, lecz w tym świecie nic ci to nie powie… - nieznajomy uśmiechnął się tajemniczo
- Nie rozumiem…
- I nie musisz rozumieć, pytanie, czy wchodzisz w to?
- Ile mam czasu na decyzję?
Taii spojrzał na niego, po czym najchłodniej jak tylko potrafił powiedział
- Dziesięć sekund…
- Kiedy i gdzie mam się stawić?
- Dobra odpowiedź, bierz potrzebny sprzęt i wyruszamy, czeka nas daleka podróż i długi trening… - rzucił odwracając się do wyjścia Taii
- Słucham? – jęknął osłupiały Wells po czym zaczął pospiesznie zbierać swój sprzęt, widząc, że przybysz opuszcza jego siedzibę…

***


Wells dopinał swój motocykl i speeder pasami transportowymi w ładowni Shinigami, wielkiego krążownika należącego do Szkarłatnego Samuraja. Behemoth siedzący na jego ramieniu nie był zachwycony całą zaistniałą sytuacją.
- Co to do kurwy nędzy jest Multiswiat? – zapytał chłopaka – Czy tobie się już od tego alkoholu do reszty poprzewracało w głowie? Nawet nie wiesz kim jest ten facet…
- Spokojnie druhu, może i cała sprawa mocno śmierdzi, ale warto zaryzykować, jak to mawiał wujaszek „kto nie ryzykuje ten nie zyskuje”, a to cale gadanie o równoległym wymiarze to pewnie bujda…
- I właśnie dlatego nie powinniśmy słuchać tego gostka… pomyśl baranie, co jeśli to kolejny opryszek od twojego ukochanego dziadziunia? Co jeśli znów próbuje cię zabić?
- Gdyby tak było zrobił by to dawno temu… poza tym mój mały pyskaty przyjacielu, dawno nie mieliśmy okazji przeżyć ciekawej przygody…
Nagle z głośników w ładowni dało się słyszeć komputerowy głos:
- Panie Wells proszę się pospieszyć i wracać na mostek, już niedługo wykonamy skok podprzestrzenny, nie jest to przyjemne uczucie gdy, nie jest się bezpiecznie przypiętym do fotela.
- Jeszcze chwila Nemesis, dopinam ostatnie pasy – powiedział kończąc zabezpieczanie swoich rzeczy.

***

Wielki, sześciokołowy pojazd wychodził właśnie bardzo niezgrabnie z ostrego zakrętu przycierając lekko o blok skalny.
- Widzę, że nasza gwiazda robi postępy… - sarknął mężczyzna w słomianym kapeluszu.
- Nie będę przypominać kto tę gwiazdkę odnalazł… - odparł mistrz zakonu – Młody ma potencjał, problem w tym, że walczy z maszyną zamiast przelać w nią swoje emocje, traktować jak część siebie i stworzyć wspólny symbiotyczny organizm…
- Starcze, nie każdy ma takiego fioła na punkcie maszyn jak ty, daj mu trochę czasu
- Ha, nie od razu Irenicusa pokonano prawda. Jak myślisz samuraju, cyber-połączenie mogło by jakoś pomóc?
- Dlaczego Wielki Mistrz Zakonu Cienistego Młota pyta o zdanie wędrownego najemnika? - Taii westchnął głęboko – No dobrze… osobiście nie wiem, czy Rygart jest na to gotowy, dał bym mu jeszcze trochę czasu na oswojenie się z bolidem
- Nie mamy więcej czasu, wyścig już tuż tuż… - wszedł mu w zdanie, po czym zmienił temat – Samuraju , będę mieć dla ciebie kolejne zadanie. Za trzy dni zostaje zamknięta lista broni ofensywnej używanej w pojazdach i do tego czasu potrzebuję pewnego artefaktu, jest on niezbędny do układu zasilania wielu systemów. Bez niego będę musiał przebudowywać cały projekt. Nie powinieneś mieć większych problemów z jego odzyskaniem.
- Brzmisz albo jak bym wcale nie był potrzebny do tego zadania, albo jak byś najzwyczajniej w świecie kłamał… prześlij mi wszelkie dane na Shinigami – powiedziawszy to Taii odwrócił się i zaczął iść w kierunku stojącego na pobliskim płaskowyżu myśliwca
- Chodzi o iskrę…
Taii zatrzymał się w pół kroku
- Chyba nie chcesz, żebym się TAM udał? – oczy samuraja zaczynały zalewać się purpurą
- Uspokój się… tylko ty jesteś w stanie tam wejść i wrócić cało
Nagle dało się słyszeć głośne rąbnięcie czegoś wielkiego o skały. Obydwaj odwrócili się w stronę z której dobiegł dźwięk i ujrzeli rozbity bolid treningowy, z jego wnętrza właśnie wygrzebywał się Rygarth, a towarzyszący mu Behemoth siarczyście go przeklinał.
Last edited by Taii on Thu Oct 11, 2012 6:40 pm, edited 1 time in total.
"Chłop kopiący ziemniaki, to proza realistyczna; chłop kopiący pomarańcze to fantastyka (lub schizofrenia); ziemniaki kopiące chłopa to Sci-Fi"
R. Kot
User avatar
Taii
Posts: 473
Joined: Thu Feb 17, 2011 12:20 pm
Location: Krak
Contact:

Re: Yellow line

Post by Taii »

Myśliwiec powoli wchodził w atmosferę, systemy wspierające ten proces sprawdzały się doskonale, pancerz nawet nie przybrał kolorów. Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem. Taii skrzywił się z niesmakiem gdy spojrzał na monitory i oznaczony na mapie terenu punkt, wcale nie chciał tam lecieć. Czuł jak wnętrzności podchodzą mu do gardła... nie rozumiał tylko dlaczego.
Templar wypalał właśnie bujną roślinność swoimi silnikami w miejscu w którym lądował. Badania składu atmosfery potwierdziły, że jest bezpieczna. Taii nie spodziewał się innego odczytu. Po lądowaniu zebrał się w sobie, ubrał słomiany kapelusz i opuścił pojazd.
Klimat jak i biosfera planety były okropne, duża wilgotność oraz lekko wyższa niż przeciętna zawartość dwutlenku węgla spowodowały, że roślinność była bujna oraz ogromna. Taii zaczął się rozglądać po okolicy, aż w końcu to dostrzegł. Małą chatę po środku wielkich zarośli. Domek był w opłakanym stanie, cały porośnięty mchem oraz dziwnymi lianami. Stary szyld zwisał, częściowo zerwany, prawie całkowicie blokując wejście. Samurai pstryknął palcami, a w jego ustach pojawił się tlący papieros. Pstrykną jeszcze raz i w dłoni zmaterializował mu się kieliszek mocnego trunku. „Na odwagę” – pomyślał. Opróżnił zawartość szklanego naczynia, po czym powędrował do zrujnowanej chaty.

***

Rygarth dopalał właśnie papierosa, kiedy podszedł do niego jeden z mechaników.
- Panie Wells, znowu spaliła się skrzynia. Czy aby na pewno potrafi pan poprawnie sterować tym bolidem? – Zapytał kąśliwie.
- Staram się... – Odpowiedział szczerze. – W moim świecie, takie machiny to niecodzienny widok. Po za tym wielokrotnie wam zgłaszałem, że trzeba poprawić czułość sterowania. Nie sądzę, żeby jakakolwiek żywa istota posiadała odpowiednią zdolność, żeby poprawnie manewrować tą krową.
- Właśnie dlatego bez skutecznie staramy się pana przekonać do zrobienia sobie wszczepu, możliwe stało by się wówczas utworzenia cyberpołączenia, co zjednoliciło pański umysł z maszyną, a...
- Mam go ugryźć w kostkę, czy ty mu przywalisz, żeby sobie poszedł? – Wtrącił się nagle Behemoth.
Mechanik spojrzał na szczura z nienawiścią, rzucił jakąś obelgą w jego stronę i sobie poszedł. Wells dopalił peta, wyją i odpalił następnego.
- Może to wcale nie taki głupi pomysł, z tym implantem. – Powiedział do szczura. – Może faktycznie uda mi się dzięki temu wreszcie opanować bolid. Ten dziwny samurai mówił, że cyberpołączenie wszystko ułatwia, sprawia, że większością procesów maszyny steruję się umysłem, nie musiał bym tracić ułamków sekund na sprawdzanie wskaźników i kontrolek...
- Ty byś nawet kuchenki nie umiał obsłużyć umysłem, co dopiero taką machinę... A co jeśli sam wszczep sfajczy ci tę resztkę... tego co ci tam jeszcze zostało?
- Pieprz się szkodniku. – Rygarth kopnął w stronę szczura leżącą na podłodze hangaru dużą śrubę.
- Nie musisz od razu być wrednym chujem... Tylko się nie zabij. – To powiedziawszy szczur wbiegł w szczelinę, w ścianie.

***

Drewniane drzwi zaskrzypiały zdradziecko. Taii rozejrzał się w pośpiechu, na szczęście w pobliżu nie było nikogo, kto mógł by go usłyszeć. Wszedł do chaty. Wnętrze wyglądało strasznie, tony kurzu zatapiały wszelkie miksturki oraz magiczne składniki, leżące nietknięte od dziesięcioleci na półkach. Dzika roślinność włamywała się dość skutecznie do wnętrza. Pnącza oraz liany rozpościerały się po suficie, krzesłach, przyborach alchemicznych. Samurai poruszał się bardzo ostrożnie, spodziewając się pułapek. Jego uwagę przykuł słoik wypełniony gałkami ocznymi, zatopionymi w formalinie. Przystaną chwilę przy nich by im się lepiej przyjrzeć. Ohyda... Pomyślał. Miał wrażenie, że go obserwują. Gdy poszedł dalej źrenice gałek podążały za nim.
Wielka warstwa kurzu okazała się być bardzo przydatna. Taii zauważył na jednej z półek czaszkę wyglądająca jak gdyby była niedawno czyszczona, a na pewno dotykana. Podszedł bliżej i zaczął się dokładniej przyglądać czaszce. Po kilku chwilach, bez żadnej krępacji, złapał ja i uniósł w górę. Półka przesunęła się na bok z hukiem, odsłaniając za sobą spory tunel.

***

Bolid pędził z pełną prędkością po torze treningowym, Wells wciąż miał problemy z pełnym panowaniem nad maszyną, ale szło mu już coraz lepiej. W ciągu ostatnich stu kilometrów nie zrobił ani jednej rysy, tylko kilkukrotnie łapał pobocze, ale to zdarza się nawet najlepszym.
- Nie tak szybko kretynie... Pozabijasz nas! – Wrzeszczał przerażony Behemoth siedzący na specjalnym siedzeniu obok kierowcy.
- Przymknij się i patrz jak jeździ prawdziwy mistrz gryzoniu, albo za chwilę cię wyrzucę. – Powiedział spokojnym głosem Rygarth redukując bieg.
Bolid wszedł ostrym skosem w zakręt, zostawiając za sobą wielką chmurę pyłu z szutrowej nawierzchni. Kolejna prosta. Wells wiedział, że w tej treningowej rundzie mają zostać wykorzystane ruchome cele by przetestować jak sobie poradzi z równoczesną jazdą i walką. Na razie miał zamontowany tylko jeden system ofensywny, ale to miało mu w zupełności wystarczyć. Jedyne czego nie wiedział, to kiedy ów cele pojawią się na torze.
- Od samego początku powtarzałem, że branie w tym udziału to zły pomysł! – Piszczał Behemoth, gdy Wells wchodził ostro w kolejny zakręt. – Ale nie... Czy ty mnie kiedykolwiek posłuchasz?
- Czemu ty się zawsze tak wydzierasz jak ze mną jeździsz... i to ma być pilot? – Zaśmiał się Rygarth
- Bo cały czas mam wrażenie, że chcesz nas zabić... – Parsknął na niego szczur. – Uważaj!
W tym momencie wielki pocisk uderzył w bok bolidu zarzucając nim na lewo. Wells szybko skorygował pojazd z powrotem na tor. Za nim wyłonił się jeden z treningowych celów. Przy następnym zakręcie wyłonił się kolejny, tym razem przed pojazdem Wells’a.
- Mieliśmy szczęście, że treningowe rakiety zawierają ładunki nie mogące uszkodzić pancerza, bo byli byśmy martwi... gdzie ty masz oczy kretynie? – Wrzeszczał przerażony szczur.
- Zamknij się, nie zdążyłem włączyć systemu defensywnego, te pieprzone kontrolki są dość skomplikowane w obsłudze... – to mówiąc Rygarth puścił przeciągłą serię z podwójnego działka obrotowego zamontowanego na masce bolidu.
Wielka chmura kurzu uniosła się nad trasą, niestety żaden pocisk nie trafił. Pojazd trzymający się z tyłu przystąpił do kolejnego ataku, posyłając w kierunku Wellsa i Behemotha pocisk, kierowcy udało się go uniknąć. Rygarth zredukował bieg i znacząco przyspieszył, udało mu się dzięki temu dogonić zwalniającego właśnie, przed zakrętem, napastnika przed nim. Wjeżdżając w jego bok puścił kolejną, już dłuższą serię, która okazała się być bardzo skuteczna, cel treningowy odepchnięty impetem kul uderzył w wielką skałę znajdującą się na poboczu.
- Jednego mniej, tak trzymaj wariacie – Zapiszczał radośnie Behemoth
- Teraz kolej na tego trudniejszego skur... – Przerwał mu wilki wstrząs, chwila nieuwagi i kolejny pocisk od napastnika z tyłu zdołał dosięgnąć pancerza – Kurwa! Nie ogarniam co się dzieje... KURWA!
Bolid Wells’a nagle skręcił o sto osiemdziesiąt stopni, jak by kierowca użył hamulca ręcznego, jechał tyłem, cel treningowy numer dwa wystrzelił kolejną rakietę. Rygarth wypuścił w jej stronę długą serię z działek, eksplodowała. Wówczas poprawił w napastnika, przednia maska i szyba uległy gradowi pocisków, silnik uległ poważnej awarii a pojazd poruszał się już tylko dzięki uzyskanemu pędowi. Wells wykonał kolejny zwrot ustawiając maszynę we właściwym kierunku. Po chwili zjechał do najbliższego punktu kontrolno-serwisowego i zatrzymał bolid.
- Stary co się dzieje? – Zapytał szczur patrząc na ciężko zipiącego przyjaciela.
- Mam tego dość... W ten sposób na pewno się nie uda... – Powiedziawszy to Wells opuścił pojazd. Odwrócił się do biegnących w jego stronę mechaników i zawołał – Dawajcie mi tu oddział medyczny, niech mi wszczepią to pierdolone gówno!... Ale wcześniej muszę się napić.

***

Taii wędrował tunelem już od ponad godziny, cały czas pluł sobie w brodę, że nie zmaterializował do tej pory żadnego łazika, którym mógł by sobie podjechać, ale jego upartość cały czas podpowiadała mu, że już za chwilę dojdzie do celu, nienawidził się za to. Po drodze, co jakiś czas mijał człekokształtne szkielety w dziwnych pancerzach, większość miała na nich symbole ZCM’u. Raz zdarzyło mu się napotkać szczątki czegoś dziwnego, czego nie mógł do końca zidentyfikować, przypominało pegaza z rogiem jednorożca na czole. Przez cały czas miał wrażenie, że coś go obserwuje, wydawało mu się również, że momentami ściany się delikatnie poruszały.

***

- To bez wątpienia on! – Wykrzyknęła niska zielona postać, łapiąc przy tym ludzką czaszkę leżącą na stoliku nieopodal – Nasz mistrz wrócił! – Pełen euforii mówił dalej do trzymanej w ręku pozostałości dawno zapomnianego przybysza. – To musi być on, system labiryntu przepuszcza właściwą drogą tylko osobniki z DNA wprowadzonym do bazy danych. To musi być on. – Goblin odłożył czaszkę na miejsce i spoglądał podekscytowany na monitory śledzące mężczyznę w słomianym kapeluszu. W tym momencie nie wiadomo skąd koło niego zmaterializował się niewielkich rozmiarów łazik.

***

Samuraj przejechał na łaziku może dwieście metrów, zawierała się w tym krótka prosta i ostry zakręt. Zaraz za nim oczom mężczyzny ukazały się wielkie stalowe wrota.
- Kurwa... wiedziałem, że tak będzie. – Powiedział wysiadając z pojazdu i podchodząc do czegoś przypominającego niewielką kamerę.
Gdy tylko Taii się do niej zbliżył, urządzenie wystrzeliło w niego promieniem skanującym i sczytało, sobie tylko wiadome dane. Nagle zamek wrót zazgrzytał głośno, a one same zaczęły się rozsuwać. Z głośników dało się słyszeć syntezowany komunikat: „Witamy w laboratorium badawczym mistrzu Pico”. Taii pokręcił głową ze zrezygnowaniem i wszedł do środka. Iskra musiała być już niedaleko.
"Chłop kopiący ziemniaki, to proza realistyczna; chłop kopiący pomarańcze to fantastyka (lub schizofrenia); ziemniaki kopiące chłopa to Sci-Fi"
R. Kot
User avatar
Maczer
Posts: 523
Joined: Wed Jan 07, 2009 4:51 am

Re: Yellow line

Post by Maczer »

- Jaja sobie ze mnie robisz – Wysoki mężczyzna chciał zapytać z uśmiechem. Jednak chcąc przekrzyczeć rozkręcający się do maksymalnych obrotów silnik w hali trzynastej ton jego zabrzmiał raczej jak groźba.
- No nie – Ork mimo że był niższy o dobre trzydzieści centymetrów odparł bez cienia przejęcia. - Lista uczestników i sprzętu została utajniona i, za przeproszeniem, chuj. Nawet trasę zmienili.
- Jak to zmienili? - Maczer szybko pojął, że jego mechanik nie kroi mu wyrafinowanego dowcipu. Przestał się uśmiechać – Przecież nigdy nawet nie była do końca ustalona... Rany.. czekaj, czekaj.... Chcesz powiedzieć, że wyścig nie odbędzie się na Shiroue?
- Nie wiadomo – Ork nie podnosił głosu tak jak skrzydlaty a mimo dało się go usłyszeć pomimo szurającego obok pasa klinowego – Nic. Nie wiadomo. Będziesz siedział w swoim bolidzie i czekał na zielone światło i prawdopodobnie nawet wtedy nie będziesz wiedział kto stoi obok Ciebie.
- To jakiś dowcip. Idę pogadać z Gildią Kupców.
- Pocałujesz klamkę.
- Nie rozumiem, Trzask. O co w tym wszystkim chodzi?
- Gildia Kupców... cóż... zleciła organizację wyścigu zewnętrznemu ugrupowaniu. Niezwiązanemu z Psią Ligą tak więc nic z nimi nie wskórasz już. Czytałbyś czasem oficjalne obwieszczenia.
- No to nas nieźle zrobili w konia. -
Maczer pogrążył się w myślach – To kto jest teraz oficjalnym organizatorem wyścigu?
Trzask zawahał się chwilę, po czym machnął ręką wypowiadając jednym ciągiem - Academia omnes artes feminarum.

Trzask do końca swych dni opowiadał kumplom przy piwie jaką Maczer zrobił wtedy minę.
Dalej sie uciec chyba nie dalo. Ale to i tak nie pomoglo =]
User avatar
Crow
Posts: 2584
Joined: Fri Aug 29, 2008 10:51 am

Re: Yellow line

Post by Crow »

http://www.youtube.com/watch?v=ovnJ9e_cuWk

WWWW- Paaaaaanie i panowie – Zachrypnięty głos komentatora w stylu rodem z Las Vegas powitał publiczność. – Witajcie w ten gorący wieczór na pulsującej życiem planecie Shiroue.

WWWWPo latach zapowiedzi i długich miesiącach przygotowań wyścig w końcu się rozpoczynał. Stu zawodników, pochodzących głównie z najdalszych zakamarków Multiuniwersum, powoli ustawiało swoje pojazdy w obszarze startowym. Być może słowo pojazd nie jest tu najbardziej trafionym, gdyż pośród bolidów, samochodów i czołgów widownię właśnie powitał opancerzony jeździec dosiadający górującego nad większością przeciwników mamuta, blisko linii startowej usytuował się zaprzężony w cztery Unikonie rydwan, a smok Technoberranzan po trofeum sięgnąć postanowił używając jedynie własnej sprawności fizycznej.

WWWW- Witam na trybunach obserwatorów Agendy – nad jedną z lóż, całkowicie ukrytą za weneckimi lustrami zabłysnął neon w kształcie oka wpisanego w trójkąt – szacownych przedstawicieli Zgromadzenia, wszelkie pomioty, które przybyły z czeluści Triumwiratu, a także, ekhem, kiboli z Chaotic Alliance. – Przebrzmiewającemu głosowi zawtórował ryk tysięcy gardeł orków, goblinów i szturmowców z sektora oddzielonego od reszty publiczności solidnymi ścianami. – Witam również gospodarzy tej planety, Psią Ligę – jeden sektor bardziej przypominał malowniczy ogród, w którym elfy i wróżki spokojnie popijały herbatkę – oraz przedstawicieli organizatora dzisiejszego wyścigu, Academii Omnes Artes Feminarum.

WWWWGlidia kupiecka zleciła organizację wyścigu Yellow Line stosunkowo nieznanej w tych rejonach Multiświata organizacji. Akademia jest placówką naukowo dydaktyczną, zajmującą się kształceniem kobiet w sztukach wszelakich. Wpływowi rodzice wysyłają swoje pociechy już do przedszkoli prowadzonych przez Akademię, a studentki kończące którykolwiek z licznych wydziałów uczelni są cenionymi specjalistkami nawet w najbardziej zaawansowanych cywilizacjach. Rektorem akademii jest były działacz Psiej Ligi, niegdyś wieczny student, Crow, który teraz z rękoma splecionymi pod brodą zasiadał w loży honorowej, przeznaczonej dla najbardziej zasłużonych i wpływowych postaci Multiuniwersum. Ci z przywódców organizacji i znaczących ich działaczy, którzy nie zdecydowali się sami wziąć udziału w wyścigu, zasiadali w tym właśnie rejonie obiektu.

WWWW- Witam również najszybszych, najbardziej wściekłych i przede wszystkim najbardziej żądnych sukcesu mieszkańców Multiświata, którzy już w skupieniu oczekują na sygnał startowy. Przed nami długie dni najbardziej spektakularnego widowiska, które widziała nie tylko ta planeta, ale być może i całe MW.

WWWWZarówno start jak i meta wyścigu zlokalizowane są w zniszczonym wojną obszarze planety Shiroue. Na trasie wyścigu znajdują się jednak liczne portale prowadzące do innych uniwersów, na obszarze których odbędą się odcinki specjalne. Zwycięża osoba, która jako pierwsza dotrze na metę po pokonaniu wszystkich OSów.

WWWW- Mam nadzieję, że jesteście państwo gotowi, bo właśnie rozpoczęło się odliczanie… - Dalszą część wypowiedzi zagłuszył ryk rozgrzewanych maszyn. Po krótkim odliczaniu nad linią startu zapaliło się zielone światło i zawodnicy ruszyli w stronę pierwszego portalu.
User avatar
Taii
Posts: 473
Joined: Thu Feb 17, 2011 12:20 pm
Location: Krak
Contact:

Re: Yellow line

Post by Taii »

- Gotowy? – zapytał Rygarth szczura.
- Jeszcze jak! Jesteś pewny, że przeżyjemy?
- Ha Ha! Przyjacielu, tego nikt nie może być pewien, ale dzięki temu implantowi na pewno mamy większe szanse. – Wells rozejrzał się dookoła. – Tylko spójrz na to wszystko, to chyba największy i najdziwniejszy wyścig w jakim kiedykolwiek startowaliśmy.
- Oby nie ostatni. – Powiedziawszy to szczur wdrapał się po pancerzu do środka bolidu.
Wells jeszcze przez chwilę podziwiał monstrum które miał już za chwilę prowadzić. Przypomniało mu pojazd z filmu przy którym pracował jego ojciec. Jak on się nazywał... Batman! Pomyślał. Najważniejszą różnicą był na pewno rozmiar, pojazd był dwa razy większy, miał sześciokołowy napęd i na pewno o wiele grubszy pancerz, nie wspominając już o uzbrojeniu. Rygarth wyciągną paczkę papierosów, wyjął jednego i zapalił. Zaczynamy. Pomyślał. Po czym wsiadł do bolidu i ruszył w kierunku ustawiających się do startu pojazdów.

***

- Naprawdę nam się udało! – Krzykną radośnie do mechaników mistrz Zakonu Cienistego Młota chwilę po starcie. – Panowie, to jest dzień w którym pokarzemy na co stać naszą technologię, i dlaczego jest najlepsza w całym multiwersum. Do roboty! – Po czym zaczą się oddalać w kierunku swojej loży.
Przy wyjściu z punktu serwisowego czekał na niego mężczyzna w słomianym kapeluszu.
- Dobrze się spisałeś. Fakt, mogłeś dostarczyć nam plany troszkę wcześniej, ale dzięki iskrze którą przywiozłeś wmontowaliśmy system na czas. – Wielki Mistrz przystaną na chwilę. – Co do zapłaty, wystarczą kredyty, czy potrzebujesz czegoś innego?
- To zależy. – Powiedział samurai materializując płonącego papierosa. – Na pewno chcę by chata alchemika i przynależne do niej tereny zostały moje.
- One zawsze były twoje, nie masz się o co martwić. ZCM dostał już technologię w jaką inwestował latami.
- W takim razie co do zapłaty skontaktuję się z tobą za kilka dni. Musze wcześniej sprawdzić czego będę potrzebować. – Samurai kiwną głową do mistrza zakonu i udał się w kierunku swojego myśliwca.
- Szykujesz jakąś wyprawę? – Zapytał, ale nie dostał odpowiedzi. – To opowiedz chociaż jak udało ci się odzyskać iskrę, to musi być ciekawa historia!
- Innym razem. – Odpowiedział Taii i nie odwracając się machną ręką na pożegnanie.

***

Cztery dni wcześniej.

Pomieszczenie do którego wszedł samurai zatkało mu dech w piersiach, wielkością przypominało kilku poziomową fabrykę, wypełnioną dużą ilością superkomputerów, robo-manipulatorami, ogromnymi półkami z książkami, małą (w porównaniu z resztą wyposażenia) pracownią chemiczną oraz zautomatyzowaną kuźnią. Na każdym z trzech pięter znajdowały się po cztery drzwi do jakichś pomieszczeń. Na końcowej ścianie parteru, który był najwyższym z pięter, umiejscowione były kolejne wielkie wrota, bardzo podobne do tych pierwszych. Cały sprzęt wyglądał jak by nikt go dawno nie używał. Taii podszedł do półki z książkami i zaczął im się przyglądać. Większość była poświęcona przeróżnym rodzajom magii, sporo było również pozycji alchemicznych oraz technicznych. Było też kilka potężnych tomiszczy o czymś, o czym Samurai nigdy nie słyszał, multimagii. Nagle dało się słyszeć dźwięk rozsuwania automatycznych drzwi. Taii odwrócił się w stronę źródła dźwięku, pospiesznie łapiąc za rękojeść miecza i staną w pozycji bojowej.
- Witaj mistrzu! – Krzyknęła radośnie w jego stronę niska zakapturzona postać. – Cieszę się, że nareszcie wróciłeś do domu. Gdy opuszczałeś to miejsce ponad trzydzieści lat temu i pozostawiłeś mi je pod opieką, nie sądziłem, że tyle zajmie ci twa podróż.
- Tak, podróż była długa, ale i wyjątkowo owocna. – Odpowiedział mu Taii, tym samym postanawiając wykorzystać zaistniałą sytuację. – Nie obyło się niestety bez kłopotów. Widzisz gdy wróciłem do Multiwersum miałem całkowitą amnezję. Część wspomnień wraca każdego dnia, dzięki czemu udało mi się odnaleźć to miejsce.
- Doszły nas słuchy o twej utracie pamięci, dlatego jeszcze bardziej raduje nas to, że powróciłeś.
- Nas? – Taii skarcił się w myślach za to pytanie, ale nie przypominał sobie, żeby wyczytał w raportach o tym, że Pico kiedykolwiek mieszkał z jakimiś kompanami, nie licząc jego schizofrenicznych jaźni.
- Mnie i Hektora – To powiedziawszy tajemnicza istota zdjęła z głowy kaptur ukazując swoją goblinią facjatę i wyciągnęła z za pazuchy ludzką czaszkę. – Hektorze, to jest nasz mistrz Pico o którym tyle razy ci opowiadałem. Mistrzu, to jest Hektor, mój towarzysz. Dołączył do mnie jakieś dwadzieścia lat temu, po tym jak te bydlaki z ZCM’u gubiąc się w tunelach zeżarły twojego unikonia. Byłem bardzo samotny, a on wydaje się taki zadowolony. – Powiedziawszy to goblin z powrotem schował czaszkę pod płaszcz. – Zapewne masz mi wiele do opowiedzenia mistrzu. Pozwól, że zaprowadzę cię do twojej kwatery, odpoczniesz chwilę, a ja w tym czasie zaparzę herbaty.
Taii skiną głową potakująco. Zwiedzenie tego przybytku mogło być bardzo przydatne w procesie poszukiwań iskry, po za tym miał przeczucie, że może odnaleźć kilka innych ciekawych artefaktów. Gdy weszli do jednego z pomieszczeń, samurajowi od razu wpadł w oko wielki stół, na którym leżała cała masa prostych rysunków technicznych, zaawansowanych planów oraz wielu porozrzucanych notatek. Znajdował się na nim również dziwny sześciokątny przedmiot a obok niego gruby notes obleczony skórzaną okładką.
- To ja pójdę zaparzyć tej herbaty, proszę się nie krępować, może rzeczy tutaj pomogą ci przypomnieć sobie więcej. – To powiedziawszy goblin opuścił pomieszczenie.
Taii podszedł do biurka i wziął do ręki sześciokątny przedmiot, obrócił go kilkakrotnie w ręce i schował za kimono, to samo zrobił z notesem. Przeszperał również plany i rysunki, podsuną jeden z nich pod mocniejsze światło. Kurwa! Pomyślał. Plan przedstawiał schemat budowy krążownika, jego krążownika. Zaczął więc dokładniej wczytywać się w pozostałe porozrzucane rysunki.
Taii siedział w papierach dobre kilka godzin, dzięki nim dowiedział się wielu interesujących rzeczy na temat swojego krążownika jak i reszcie pojazdów wchodzących w skład jego wyposażenia. Goblin co chwilę przynosił mu ciastka i herbatę, czasem o coś spytał, czasem rzucił jakąś anegdotką i zawsze się dziwnie wpatrywał.
- Mistrzu może chcesz zobaczyć główny hangar? – zapytał trzymając w rękach tacę z kolejną porcją ciastek
Taii odniósł wzrok znad sterty papierów które właśnie wertował. Zgasił papierosa i wstał.
- Chodźmy więc. – odpowiedział
Wyszli z pomieszczenia i podeszli do wielkich wrót. Kolejny promień sczytał dane skanując Tajego. Drzwi odsłoniły kolejny, tym razem dziesięciokrotnie większy od poprzedniego pomieszczenia hangar. W jego wnętrzu stało kilka ogromnych opancerzonych transporterów orbitalnych, piętnaście myśliwców klasy Templar, takich samych jak ten którego używał samurai, było tam też coś sporych rozmiarów umieszczone na platformie przykryte płachtą i... iskra. Stała na stelażu, na samym środku czegoś co przypominało stanowisko testowe. Sama iskra nie wyglądała zbyt imponująco, był to niewielkich rozmiarów święcący na niebiesko sześcian. Taii podszedł bliżej, badając wzrokiem urządzenie. Były do niego poprzyczepiane przeróżne sensory, które za pewne służyły do zbierania odczytów z kostki. Na stoliku nieopodal było też to po co przybył, plany konstrukcji iskry. Taii podszedł bliżej i już miał je zabrać, gdy koło jego nóg fragment podłogi eksplodował. Samurai odrzucony impetem wyrżnął o krzesło, gdy się podniósł, przed nim stał goblin, a z jego dłoni unosił się jeszcze mały kłębek dymu.
- Nie tak prędko mistrzu. – Powiedział mały zielony stworek. – Myślałeś, że tak po prostu pozwolę ci się tu panoszyć?
- Nie rozumiem. – Taii wiedział, że jego fałszywy powrót pamięci nie mógł być zbyt długo dobrą przykrywką, ale postanowił jeszcze przez chwilę palić głupa.
- Nie rozumiem?! – Wrzasną kąśliwie goblin – To wszystko co masz mi do powiedzenia, po tylu latach? Czekałem, wykonywałem twoje dokładne polecenia, nawet poszedłem w twoje ślady i zacząłem studiować multimagię, wszystko po to by móc stać się twoim uczniem. – Goblin splunął. – Jedyne co cię interesowało po powrocie to pieprzone księgi i notatki... jak zawsze. Miarka się przebrała mistrzu, przewyższyłem cię znacznie w umiejętnościach magicznych, dziś nadejdzie dzień w którym to ja przejmę twoje prace i eksperymenty, zabiorę ci wszystko za te trzydzieści lat samotności. Razem z Hektorem uruchomimy tę dawno zapomnianą fabrykę ZCM’u i podbijemy multiwersum, a wszystko dzięki twojej głupocie!
- Słucham? – Samurai nie wiedział o co właściwie chodzi, ale wiedział, że zabawa się skończyła, czekał tylko na moment w którym może przeprowadzić atak.
- Ten hangar był jedynym miejscem do którego nie mięliśmy dostępu, ale dzięki tobie to się właśnie zmieniło. Zabiję ciebie i wszystkie tajemnice jakie skrywałeś przez lata należą do mnie. Posiądę wiedzę na temat iskry i jej potęgi, wyprodukuję najlepsze uzbrojenie i statki o jakich Multiwersum jeszcze nie słyszało! – Powiedziawszy to goblin zaśmiał się i zaczął kreślić w powietrzu dziwne gesty.
Samurai skorzystał z tej chwili, dobył katany i rzucił się szarżą na zieloną kreaturę. Nie dotarł jednak do celu. Gdy goblin zakreślił w powietrzu koło zmaterializował się dziwny magiczny symbol i wystrzeliło z niego setki drobnych kryształów. Taii sporą część odparował, ale niestety niektóre dość mocno poharatały jego ciało. Siła ataku odrzuciła go do tyłu. Podniósł się z ziemi i spluną krwią.
- Teraz się wkurwiłem... - Wymamrotał pod nosem.
Gdy uniósł głowę w kierunku przeciwnika, jego oczy świeciły purpurą. Rzucił się do kolejnego frontalnego ataku. Goblin już zdołał zmaterializować nad sobą dwie dziwne zielono szare kule, cisną jedną z nich w przeciwnika. Taii odskoczył w zadziwiającym tempie, kula uderzyła w ścianę robiąc w niej sporych rozmiarów krater. Samurai był już za przeciwnikiem, szybko rozgryzł palec wskazujący lewej ręki i przejechał nim po ostrzu miecza, zostawiając na nim purpurowy ślad. Katana rozbłysła czerwonym płomieniem. Taii odbił się od ziemi i leciał z wielkim pędem w stronę pleców goblina, ten zdążył się odwrócić i posłał w stronę napastnika drugą kulę, za późno. Samurai wykonując potężny zamach przeciął kulę w pół, świetlisty czerwony łuk wystrzelił przy tym z jego miecza i przeszedł przez goblina. Dwie połówki kuli leciały dalej przez pomieszczenie, jedna z nich trafiła w opancerzony bok transportera zostawiając na nim potężne wgięcie, druga uderzyła we wrota, lekko je osmalając. Taii szedł spokojnym krokiem do telepiącego się przeciwnika, gdy go mijał usłyszał jak by jęknięcie brzmiące ‘Jak?...’, po czym goblin rozpadł się na dwie części. Samurai podszedł do stolika, zwinął plany iskry i schował je za kimono.
- To też się może przydać. – Powiedziawszy to zabrał ze sobą świecący sześcian i udał się w stronę swojego łazika.
"Chłop kopiący ziemniaki, to proza realistyczna; chłop kopiący pomarańcze to fantastyka (lub schizofrenia); ziemniaki kopiące chłopa to Sci-Fi"
R. Kot
User avatar
Chimeria
Posts: 824
Joined: Fri Aug 29, 2008 7:28 pm

Re: Yellow line

Post by Chimeria »

-Długo jeszcze? - westchnęła kobieca postać ściągając gogle na szyję.
Pod dużym mechanizmem składającym się z dziwnej konstrukcji blach, świateł, połączonych trybików i rurek coś się poruszyło, chrząknęło i warknęło.
-Jak będzie gotowe to ci powiem, na bogów, daj mi spokój. - z niechęcią odpowiedział mężczyzna, który wygrzebał się spod kabli.
-To miało być skończone DZISIAJ.
-Ale nie jest. Bez obaw, będzie działać na czas.
-Nie rozumiemy się. - zaśmiała się nerwowo kobieta ukazując dwa połyskujące kły - Nasz... mój pojazd ma nie tylko działać. Ma również WYGLĄDAĆ. Potrzebuję go sprawnego wcześniej aby odpowiednio dopieścić detale, które pokażą wszystkim potęgę Chaticów. To ma być wejście, które zaprze wszystkim dech w piersiach...
-Wolę żeby wszystko zostało rozjebane. - mężczyzna złośliwie spojrzał spomiędzy błękitnych kosmyków włosów.
-Przypominam, że ja tu dowodzę i obiecałeś mnie słuchać... Przynajmniej do pewnego momentu. Mamy plan, pamiętasz? Wygrana...
-Ja zaś przypominam, że już ci mówiłem, że nie interesuje mnie wygrana, a odpowiednie potraktowanie innych uczestników tego kretyńskiego wyścigu. - fuknął mężczyzna.
Kobieta westchnęła z rezygnacją i spojrzała na mechanizm z rezygnacją.
"Otaczają mnie kretyni i nieroby. Dlaczego zawsze trzeba zrobić wszystko samemu aby wyszło dobrze..." - kobieta założyła gogle na oczy i kazała zrobić to samo swojemu towarzyszowi. Poruszając ręką w powietrzu przesuwała obrazy wyświetlane na monitorach zainstalowanych w szkłach.

-Ambitni przeciwnicy, widzisz? - przerwała irytujące milczenie mężczyzny, mając wrażenie że jest zbyt głupi by samemu podjąć rozmowę.
-Świetnie, wreszcie coś na czym będzie można się wyszaleć.

Powoli analizując posiadane informacje kobieta ponownie przedstawiła swój plan krok po kroku, aby domorosły mechanik na pewno go zrozumiał, choć nie dawało to gwarancji, że będzie się do niego stosował.
Zostawiając półwampira ze swoimi zabawkami wiedźma wyszła przygnębiona myślami o zupełnie innych priorytetach jakimi mieli kierować się w tym wyścigu.
User avatar
Raflik
Posts: 161
Joined: Sun Jan 04, 2009 4:43 pm
Location: #care

Re: Yellow line

Post by Raflik »

- A o kant dupy potrzyj se swój plan - warknął "mechanik" po upewnieniu się, że automatyczne drzwi szczelnie zasunęły się za przywódczynnią. Odruchowo zasłonił jedną ręką głowę, ale żaden atak nie nastąpił, i spokojnie opuścił ją. -Ostrożności nigdy nie za wiele... wtedy w męskiej toalecie też byłem przekonany iż nic mi nie grozi i dementowałem plotki o rzekomych majestatycznych kragłościach przywódczyni najbardziej zaufanym generałom... i co? Lekki dreszczyk przeszedł ciało półwampira na wspomnienie wydarzenia.
Spojrzał jeszcze raz na pojazd, co do którego dostał polecenie "upiększenia".
- I co ja ci tu mam jeszcze różowe firanki w oknach wstawić? - Zapytał retorycznie nieobecną kobietę odrzucając w bok klucz francuski, który wylądował na stercie żelastwa, na które składała się broń laserowa, ballistyczna, rakietowa, elektryczna, nuklearna, a także miecze, topory, różne magiczne laski, kopie a i uważny obserwator zauważłby wystający patyk z kupą-uroki posiadania ogromnie zróżnicowanych sług i armiii, które na polecenie dostarczenia najlepszej bronii z radością porównywalną tylko chyba do małych, ewidentnie upośledzonych piesków przynosili całe te tajarstwo kilka dni i nocy. To prawda, iż będąć w Chaotic Aliance nie mogło być mowy o jakimkolwiek problemie z uzbrojeniem, ale wyzwanie znalezienia dwóch takich samych kół stanowiło barierę nie do przeskoczenia, nie mówiąc o wszelakich układach chłodzących, sterowniczych i podobnych. Raflikowi przyświecał nawet pomysł stworzenia bomby na kółkach, która po najlżejszym nawet dotknięciu wybucha z siłą zdolną rozerwać pół planety, co przy zgromadzonym w hangarze arsenale nie stanowiłoby kłopotu, niemniej wtedy kwestia zwycięzcy byłaby dostyć sporna, co w sumie niezbyt go obchodziło, jednakże polecenia "z góry" wyraznie wskazywały na przekroczenie linii mety jako pierwszy w czymkolwiek co kwalifikuje się do wygrania wyścigu, co ewidentniekolidowało z planami "bomby", gdyż po jej użyciu nie byłoby czego "przekraczać".

Koniec końców udało zmontować się starszne cholerstwo, i nawet sam Raflik w głębi ducha przyznał Chi rację, iż wygląd pojazdu można bardzo delikatnie określić jako szkaradny. Jednak po co komu wygląd jak się ma pojazd, który wobec wszystkich wydarzeń w zewnętrzym świecie zachowuje się tak jak klatka faradaya wobec pola elektrycznego. Delikatny uśmiech przebiegł po twarzy młodzieńca, który przypinając miecz do boku spoglądał z dumą na swoje dzieło.
- No... czas przetestować maleństwo. - Rzekł robiąc pierwszy krok w stronę pojazdu, gdy coś zabrzęczało mu zza kolczugi. Z lekką dozą zdziwienia sięgnął za kołnierz i wyjął małe srebne urządzonko, na którym wściekle krwistą czerwienią majaczyły cztery zera. Spoglądał na nie przez chwilę zupełnie otępiałym wzrokiem i lekko otwartymi ustami, jednak brutalna prawda przygniotła go niczym obcas Ch.... kowadło z nieba
-... Fuck....


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ryki ruszających pojazdów o dziwo nie były w stanie zagłuszyć ryków dochodzących z trybun, pomimo pojawienia się pierwszych rakiet, promienii laserów i pojedyńczych wybuchów. Co bardziej narwanii kierowcy juz zużywali swoje magazynki, ale naprawdę wielkie ryby w zgdonym milczeniu ruszyły do przodu, zdając sobie sprawę iż ten wyścig zdecydowanie nie należy do krótkodystansowych i roztropne rozporządzanie amunicją może być kluczowe do wygranej. Wtem naprzeciw linii startu pojawił się niewielki portal, z którego na wprost uczestników wyskoczyło kilkumetrowe "coś" z wystającymi rurami, kopcące niczym parowóz, każdym kołem innym, i z dużą prędkością zbliżało się na czołowo z uczetsnikami wyścigu. Sporo kierowców potraktowało ustrójstwo jako pierewszy element planetarnego systemu obronnego i skierowało na nie swoje bronie, jednakże czas reakcji był bardzo ograniczony gdyż wszyscy pędzili z pełną szybkością, i tylko pojazd będący bezpośrednio na kursie kolizyjnym z furą zdołał wypalić ze swych laserów prosto w kabinę nowoprzybyłego. Ten wykonał delikatny zjazd w bok i wiązka przeszła po karoserii pojazdu delikatnie nadtapiając się. Można powiedzieć iż laserowi udało się zaledwie "zarysować" maskę, tymczasem kopcący pojazd wystrzelił spod prawego reflektora niebieską kulę, która trafiła adwesarza centralnie w maskę, który momentalnie zaczął zamarzać od maski aż do kabiny. Potężny silnik juz rozgrzany do czerwoności powstrzymał dalsze rozchodzenie się lodu, niemniej cały przód, łącznie z kabiną, a co za tym idzie kierowcą został zmrożony, i wtedy nastąpiło zderzenie pojazdów na pełnej szybkości....
... chociaż bardziej pasowałoby stwierdzenie uderzenia młota w lód. Kruchy metal roztrzaskiwał się na tysiące kawałeczków, nie powodując żadnych zmian w prędkości i kierunku nowego pojazdu, dopiero docierając do silnika półwampir poczuł odrzut uderzenia czołowego, które ustawiło jego pojazd bokiem. Z jego przeciwnika w zasadzie nie było już czego zbierać.
- Panie i Panowie - powiedział bardziej do siebie niż do wiwatujących z tak zwanej "first blood" mającej miejsce jeszcze na ich oczach publiczności - Chaotic Aliance wkracza do gry!



----------------------------------------------------------------------------------

- Uch jej, mam nadzieję iż nie jest to za bardzo seksy... co sobie ludzie pomyślą - Chi ostatni raz przeglądneła swój opinający się, skórzany kombinezon kierowcy nim weszła do hangaru w którym zostawiła współ... swój pojazd do wyścigu.
- Dobra Fagu, wyścig zacznie się lada chwila więc weź dupę w troki i.... - tylko echo odpowiedziało, a raczej powtarzało jej ostatnie słowa, a po pustym magazynie zdawałoby się przehulał zimny wiatr przetaczając okrągły krzak, ale tych zdecydowanie nie mogło być w magazynie.
- Zabije skurw..... - powiedziała mocno zaciskając zęby
User avatar
Crow
Posts: 2584
Joined: Fri Aug 29, 2008 10:51 am

Re: Yellow line

Post by Crow »

- Wyśmienicie. Nazywam się Len ‘Pani Gorzka’ Lochin
- A ja Kelly ‘Amsterdam’ ven der Cool i razem będziemy miały przyjemność komentować dla państwa ten fascynujący wyścig.
- Kelly. Może powiesz nam czego możemy się spodziewać w tej inicjalnej fazie rozgrywki.
- Z przyjemnością Len, ale musimy to pytanie odłożyć na chwilę, gdyż wyraźnie akcja na torze już nabiera tempa. Widzisz tamtą strugę dymu?
- To reprezentant Chaotic Alliance już rozpoczął eliminację konkurentów.
- Panie i Panowie, to jest właśnie styl Chaotików. Jeśli staniesz im na drodze, zginiesz. Jeśli jesteś leszczem, zginiesz. Latające fragmenty metalu, z przeciwnika nie ma czego zbierać, Chaotic Alliance wkracza do gry.
- Zdecydowanie tak. Na pewno zwycięstwo nie satysfakcjonowałoby reprezentanta CA, gdyby nie pozostawił za sobą dymiących się wraków i płonących zgliszczy.
- Pierwsza krew więc została utoczona i już widać, że wielu zawodników wybrało dłuższą trasę, byleby znaleźć się dalej od kopcącego niczym parowóz pojazdu.
- Trzeba jednak pamiętać, Am, że kto jak kto, ale reprezentant CA nie może liczyć na ciepłe powitanie na Shiroue
- O tak, może nie wszyscy z Państwa to wiedzą, ale mówi się, że swego czasu sama planeta zwalczała inwadujące wojska CA. Wróćmy może jednak do Twojego pierwszego pytania. Odcinek który dzieli obszar startowy od pierwszego odcinka specjalnego nie jest szczególnie długi, ale większość zawodników decyduje się na ostrożne jego pokonanie. Nikt nie che od samego początku zużyć całego nitro, czy zdradzić parametrów technicznych swojego pojazdu. Jak słusznie zauważyłaś, część zawodników wybrało dłuższe trasy, byleby znaleźć się od najbardziej agresywnych uczestników wyścigu.
- Rozmawiałem przed startem z jednym z zawodników, który twierdził, iż woli wjechać na odcinek specjalny na dalszym miejscu, by nie zostać przez nic zaskoczonym i móc zobaczyć jak zawodnicy z czołówki pokonują oczekujące na zawodników przeszkody.
- To może być dobra strategia. Zdradzę Ci jednak jaki pomysł na jeden z odcinków specjalnych miały koleżanki z wydziału konstrukcyjnego Akademii. Stosunkowo wąski, ale długi system połączonych w skomplikowany sposób mostów, z których każdy zawala się w momencie gdy przejedzie przez niego pierwszy pojazd. Z pomysłu w końcu zrezygnowano, ale czasem może się opłacić wjechać na OS jako pierwszym.
- Zobaczmy więc, jaką strategię przyjmą pozostali zawodnicy. Mam nadzieję, że Państwo są tak samo podekscytowani jak ja, gdyż zapowiada się prawdziwie spektakularne wydarzenie.
Locked