Juno 2

Charakterystyczne i często odwiedzane miejsca w Multiświecie.
User avatar
Windukind
Posts: 1125
Joined: Fri Aug 29, 2008 12:53 pm

Re: Juno 2

Post by Windukind »

Tuż za satelitą Juno 2, w osłonięciu od meteorów stacjonowała większość statków, które z jakiś powodów nie miały celu w opuszczeniu regionu. Kapitan flagowego okrętu Psiej Ligi nie był bohaterem. Prawdopodobnie dlatego właśnie go wybrano, aby dbał o życie pasażerów wliczając w to archonta. W tym jednak momencie nie odrywał wzroku od ekranów pokazujących rozczłonkowanie planetoidy i odłamki lecące w stronę planety. Całe życie liczył, że mimo wszystko nie będzie musiał podjąć tej decyzji. Czuł krople potu na skroni. Spojrzał na zebranych na mostku oficerów. U niektórych dostrzegł przerażenie w oczach. W końcu jednak po długich latach wspólnej służby rozumieli się bez słów. Pokiwali głowa w geście zrozumienia.
- Ogłosić alarm, drużyny na stanowiska ogniowe, spocznij – odczekał aż załoga się rozbiegnie i włączył nadajnik na wspólne częstotliwości – Tu dowódca Alfy i komandor floty Psiej Ligi. Podjąłem decyzje ochronie Juno 2 przed odłamkami zestrzelonych asteroid. Lecimy ratować życia i przyjmiemy każdą pomoc. Najemnicy otrzymają podwójną stawkę za wydarzenia specjalne.
Chwilę później nadeszła pierwsza odpowiedź:
- Tu agencja Tytanowa Straż, oszaleliście do kur… nędzy?!!! Traficie pod ostrzał floty CA i tyle z tego będzie.
- Wypróżnili już swoje rakiety i miny. Jesteśmy w stanie wytrzymać ostrzał lżejszej broni. Potrajam stawkę.
- Agencja Tarcza przyjmuje. Podświetlamy nasze dwie korwety.
- Grupa Czerwoni Kaperzy dołącza, miło znów robić interesy z Psią Ligą.
- Tu kapitan Feris z kontenerowca Orion, chcę tylko powiedzieć, że trzymamy za Was kciuki. Na powierzchni jest wielu moich chłopców.
- Odbiór, tu Flota Kanclerska Republiki Tyrtonu. Bierzemy na siebie CA. Wzywamy statki Federacji Une do wsparcia.
- Tu Kontradmirał Federacji Une, nie ma honoru w ataku na tą flotę. Nie są w stanie zmienić formacji, ich tarcze są już na skraju, a także nie mają już cięższego uzbrojenia.
- Tu Tyrton, nie ma honoru, ale zobowiązanie krwi za te wszystkie lata.
- Une uszanuje sojusz.
- Tytanowa Straż do usług.
Statki utworzyły formacje. Bliżej asteroid najemnicy i trzy fregaty Psiej Ligi. Po prawej floty lokalnego sojuszu. Okręt za okrętem odpalał silniki.. gdy przestrzeń rozjaśnił wybuch łez boga.

------------------------------------------------------------------------------------------------
- To co z tym stabilium? – spytała Chimeria.
Windukind w nocnej ciszy przyklęknął przy niej na jednym kolanie. Czuła jak swoim turkusowymi oczami studiuje dokładnie wszystkie reakcje jej ciała, od bielszy końcówek włosów, falujące od cięższego oddechu piersi, zacisnę te dłonie…
- Co robisz ? – nie wiedziała jak zareagować, więc pozostał gniew.
Rzucił jej świdrujące spojrzenie, po czym odgarnął swoje czarne, sięgające do ramion włosy, odsłaniając ucho. W końcu spogodniał.
- Muszę Ci podziękować –przekręcił głowę przyglądając się tętnicom na jej smukłej szyi- Zniszczenie tych meteorytów było spektakularne.
- Spadaj z tanimi trickami - wiedźma jednak nie mogła powstrzymać się od przełknięcia śliny.
- Twoi ludzie rzeczywiście nie doceniają Twojej siły. Co więcej, nie jesteś do końca taka, jaką siebie kreujesz. Jesteśmy tuż przy szczycie Shan Ho’ Ke. Ta góra odwzorowuje duszę i tym razem pokazała mi wiele.
Ciągle te enigmy.
- Możesz iść? Jesteśmy już przy wieży.
- Tak. Z lekką trudnością.
Półelf pomógł jej wstać i powoli ruszyli na wierzchołek. Archont szedł przodem wybierając ścieżkę między kamieniami.
- Nie odpowiedziałeś mi.
- Nie obchodzi nas autostrada.
Chimeria przystanęła.
Windu odwrócił się do niej.
- Czego się spodziewałaś? Jestem przywódcą organizacji zrzeszającej dyplomatów i kupców. Pierwsza oferta to tylko próba. Teraz wiem, że nie tylko macie cenę. Ale na dodatek taką, za którą mógłbym postawić pomnik kujący wszystkich generałów CA każdego dnia w oczy. Zgaduję też, że stabilium jest Wam potrzebne do Stabilium X. Czym jest to ostatnie?
- Technologią…
- Czym jest?
- Bronią!
- Psia Liga nie może tego poprzeć – w tym momencie chyba dostrzegł jej złość - jednakże widzę, że istnieje też inny środek płatniczy.
- Nie interesują nas pieniądze!
- Gdyby jakikolwiek z kamieni – Windu podniósł jeden z nich i obejrzał- znajdujących się na tej górze miałby dla Ciebie jakąkolwiek wartość, stałaby się pieniądzem. – rzucił jej pod nogi, po czym podszedł do ginącego w mroku wejścia do wieży i znów spojrzał w jej kierunku- Ale nie martw się, nie zaprosiłem Cię tu, aby marnować Twój czas – cofnął się w ciemność.
Przywódczyni Chaotic Aliance minutę później stanęła na szczycie. Przez chwilę ogarniała jeszcze raz niezwykły widok, po czym podeszła do wejścia wieży. Jej mury posiadały wnęki wypełnione ogromem małych figurek unoszących ręce w kierunku nieba. Wewnątrz zobaczyła iskry, a następnie ogień z pochodni rozpalanej przez Psio Ligowca. Stanęła za jego plecami, powstrzymując myśl o wykorzystaniu sztyletów schowanych w butach.
- Wybacz to przed chwilą. Wiem, że Twoja organizacja respektuje siłę. Chcę tylko byś wiedziała, że są różne jej punkty – zerknął na nią przez ramię i wskazał schody na wyższą kondygnację. Tam wśród kolumn postawiono potężny stos drewna – wybrałem to miejsce i ten czas, bo asteroidy oraz inne ewenementy zakłócają działanie satelit szpiegowskich. Również potężna magia tej góry staje się barierą chroniącą nas przed ciekawskimi.
Wyglądało na to, że dziewczynie przeszła już złość.
- Możesz nie wierzyć, ale Psia Liga jest nastawiona na uczenie się. Także od przeciwnego ekstremum, którym jest CA. Powiedziałaś, że chaos może być twórczy i mam zamiar z tego skorzystać. Ale najpierw pomóż mi zapalić ten stos – podał jej pochodnie. Początkowo się zawahała, jednak zrozumiawszy gest, wspólnie z Windu podpala stertę poukładanych bali. Kiedy ogień zajął się na dobre, archont zaprowadził ją niżej, do ukrytej w podłodze klapy. Za nią znajdowało się tajne przejście do pobliskiej wioski.
- Będzie to ostatnia rzecz, którą chciałbym Ci jeszcze przed blaskiem pokazać.
Chimeria rzuciła zaklęcie światła i rozejrzała się po systemie jaskiń. Czuć było lekki chłód i wilgoć, ale bła tam też uklepana ścieżka.
- Chyba najwyższa pora – rzuciła do Windu
- Tak. Słyszałaś, że agendzie ukradziono BOZa?
- Doszły nas takie wieści.
- Jest to potężna wpadka pokazująca jej destabilizację. Stracić Broń Ostatecznej Zagłady to nie przelewki.
- To chaos.
- Nawet wy nie będzie szerzyć chaosu, jeśli zostaniecie unicestwieni. Ciężej jest tak mówić, gdy jest się po drugiej stronie lufy – przecisnęli się przez wąską szczelinę - Z braku wyraźnego, silnego lidera agenda ropieje od pychy, manipulacji i mrocznych, wewnętrznych intryg, zatracając swój cel. Niestety w jej rękach znajduje się setka potężnych artefaktów i skoro stracono BOZa, reszta też może w końcu zniknąć. Sam rozkład w agendzie jest w stanie wywołać potężny kryzys w uniwersum. Zgaduję, że nie chcecie konkurencji w szerzeniu bezładu
- Raczej nie. Co planujesz?
- Jest w agendzie osoba nie przesiąknięta całym tym szambem. Świetny strateg, który nie traktuje innych jak marionetki, bez szacunku. Szukam sojuszników, którzy pomogli doprowadzić go do władzy. I w tym miejscu przydałaby się spora dawka chaosu. Coś co by wstrząsnęło agendą i obudziło ich ze śpiączki. To jest ofert właśnie dla Was. Zapłacę Wam możliwością odnalezienia swego sensu w samych światach Agendy. Zgaduję, że ciężko będzie znaleźć bardziej ekscytujące miejsce. To będzie intryga na potężną skalę idealnie w czas, kiedy oni będą skupieni na poszukiwaniach. Chaos, aby ustanowić nowy Ład . Coś co pierwszy raz połączy Psią Ligę i Chaotic Aliance. I z czego wszyscy skorzystamy.
- Rozumiem. Ale muszę wiedzieć, w takim wypadku kim jest ten wybraniec?
Zatrzymali się.
- Jeśli Ci zdradzę. Musisz przysiąc dotrzymania tajemnicy.
- Hm.. Masz moje słowo.
Windu pochylił się ku rodowłosej prawie ocierając policzkiem od policzek, zatrzymując się tuż przy wilczym uchu. Jego usta wypowiedziały imię.

-----------------------------------------------------------------------------------------
Sat niezadowolona, zresztą jak zawsze.Tylko tym razem powodem był zniszczony przez meteor, stojący na rynku ścigacz.
-------------------------------------------------------------------------------------------------

Na orbicie uderzenie boskich łez nie dało flocie CA już żadnych szans w starciu w sojuszem. Flagowcem generalimusa Raflika wstrząsnęła potężna eksplozja tuż przed tym zanim rozpadł się na dwie części. W tym samym momencie Psia Liga i najemcy rozbijali pozostałe resztki meteorytów lecące w kierunku planety.
Last edited by Windukind on Thu Oct 03, 2013 6:15 am, edited 11 times in total.
We do not sow


Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
User avatar
c914
Posts: 596
Joined: Sat Jan 03, 2009 10:30 am

Re: Juno 2

Post by c914 »

- Piękne show i lekcja podglądowa dla Orków. - Zarov mówił nad wyraz spokojnie, jakby nie wisiał kilka centymetrów nad ziemią przykuty do lodowych posągów dwójki kompanów. - Doczekałbyś się ode mnie oklasków ale krepują mnie więzy naszej przyjaźni.

Raflik nic nie odpowiedział. Czekał na ruch przedstawiciela Zgromadzenia.

- Obiecałem Chimerii nie robić bałaganu na Juno, ale widzę, że Psia Liga wyręczyło mnie w tym zadaniu. - Zarov wymownie spojrzał w górę. Na niebie co raz rozbłyskiwały małe punkciki światła. Sondy przekazywały mu pełny obraz rzeźni jaka teraz Psioligowcy zgotowali CA.
- Właściwe zastanawiam się czemu Chimeria jeszcze cie trzyma w szeregach Sojuszu.
- Bo jestem osobą niezbędna?
- Chyba O.Z.?
- Co?
- O.Z. Osoba zbędna. Komś kto nadaje się albo na obstrzał, albo do kopani żwirku na Mantamp 3. Swoją droga urocze miejsce, temperatura ogólna plus 35, klimat pustynny, silne promenowanie UV spodobało by ci się tam.
Jasne, jasne, teraz gadaj gdzie wiedźma, sprzedawczyku Psiej Ligi! - Raflik zacisnął dłonie gotowy w każdej chwili do ataku.
- Pozwól, że ci wyjaśnię kilka spraw... – nadzwyczaj spokojnie odparł Zarov i nie skończył gdyż komunikator Raflika rozpoczął nadawanie.
- Szefie straciliśmy Asghart i Junho, jest ich za dużo, Cała Psia Liga z przydupasami rzuciła się na nas. Nie damy rady... - Kontakt urwał się. Na niebie wyrosło drugie słońce zwiastujące zagładę flagowca CA. Raflik odruchowo spojrzał w górę.
A teraz pozwól, że wykaże gest dobrej woli w stronę CA i uratuje co się jeszcze da na orbicie. - Zanim generał zdążył zareagować po Zarovie zostało już tylko wspomnienie.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Już na powierzchni Sergiej ujrzał swoją szansę na to by przestać być postronnym obserwatorem i zacząć rozdawać karty w rozgrywce z Psią Liga oraz Chaotic Alliance. Usadowiwszy się na mostku Hary przeszedł do działania.

Juggernatu Shivan w hierarchii kosmicznych zabójców stał na szczycie łańcucha pokarmowego. Hara stanowiła ostatnie ogniwo ewolucji kosmicznej machiny wojennej Shivan. Istniało niewiele statków które mógłby się z nią równać, zwłaszcza gdy dowodził nią doświadczalny i zaprawiony w boju kapitan.

Sondy dawały Zarovowi pełen obraz sytuacji. Po stronie Psiej Ligi naliczyły około trzydziestu okrętów rożnych klas. Całość nie przedstawiała się za specjalnie. Sama drobnica, fregaty korwety kilka ciężkich krążowników. To wszystko czym mogły poszczyć się grupki najemników oraz włodarze maleńkich planetek jakim była Juno 2. W śród całej zbieraniny wyróżniał się jeden okręt który Hara zaklasyfikowała pod względem tonażu jako pancernik, prawdopodobnie należał do Psiej Ligi gdyż to z niego wypłynęły pierwsze komunikaty. W pobliżu strefy walki znajdowało się jeszcze kilkanaście statków o znaczącej sygnaturze napędów. Większość stanowiły ogromne transportowce, jednak kilka z nich musiało być jednostkami bojowymi, dobrze, wśród nich znalazł się także statek Agendy.

Hara oddalona od głównych wydarzeń rozgrywających się na orbicie Juno 2 miała masę czasu by dokładnie namierzyć poszczególne obiekty. Rdzeń okrętu pokazał Zarovowi dokładny plan ogniowy, oraz przybliżone wektory wyjścia oraz wejścia w strefę rażenia poszczególnych statków. Sergiej po krótkiej analizie informacji wydał rozkaz do ataku.

Juggernatu Shivan rozpoczął lot w kierunku pola walki i jednoczesne wystrzeliwanie torped. Ze względu na ograniczona liczbę wyrzutni Zarov postanowił nie spieszyć się. Ukryta w fadingu Hara co kilkanaście sekund wypuszczała salwę ośmiu głowic. Każda zaprogramowana tak by równała się prędkością z już wystrzelonymi.

Liczba torped rosła. Kiedy na jeden cel przypadało już trzy głowice, torpedy uruchomiły główne napędy. Cel takiego działania był jeden. Natychmiastowe precyzyjne uderzenie we wszystko co zdarzyła namierzyć Hara oraz sondy.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Komandorze mamy sygnał! Ponad 140 obiektów na kursie kolizyjnym. Odległość 6 milionów kilometrów, przyspieszają.
- Co do?! - Ponad setka obiektów, pojawiających się znikąd waląca prosto na nas. To nie wróży dobrze. - Przerwać ostrzał asteroid, wszystkie baterie skupić się na nowym celu!
- Komandorze nowe dane, obiekty zniknęły, poprawka weszły w podprzestrzeń.
- Dowódca flagowca chciał odetchnąć z ulga lecz doświadczenie podpowiadało mu coś zupełnie innego.
- Przygotwac się na ud... - nie dokończył gdy trzy przypisane do pancernika Psiej Ligi torpedy detonowały. Głowice DarkStar nie należały do broni niszczącej, ich zadaniem były precyzyjne chirurgiczne uderzenia w wybrane części obiektu ataku. Czarne sfery średnicy kilkudziesięciu metrów pochłonęły sekcje napędową pancernika oraz to co rdzeń Hary zaklasyfikował jako ważne podsystemy. Gdy tylko sfery zniknęły flagowiec Psiej Ligi pogrążył się w ciemnościach i rozpoczął dryf równoległy do ostrzeliwanych wcześniej planetoid, a co za tym idzie prosto w planetę Juno 2.

Pozostałe okręty floty Psiej Ligi również otrzymały identyczne ciosy. Nie zawsze celnie gdyż obiektów było za dużo jednak na tyle skutecznie by sparaliżować działanie całego zgrupowania.

Tuż za torpedami w zgrupowanie z ogromna prędkością zdejmując maskowanie wleciała Hara. Strumienie rozgrzanej do białości plazmy błysnęły z ramion Juggeruantua. Flota Psioligowców nie stała biernie. Te okręty które nie otrzymały śmiertelnych ciosów odpowiedziały ogniem. Osłony Hary ugięły się pod ostrzałem i opadły. Dwa z sześciu z ramion juggernatua shivan zostały rozerwane na strzępy.

Starcie trwało ułamek sekundy, Hara przeleciała przez flotę Psiej Ligi z prędkością jednej ósmej c. Wykorzystując studnie grawitacyjna Juno 2 wykonała zwrot i znalazła się w miejscu gdzie rozpoczęła swój atak na flotę Psiej Ligi i jej popleczników. Miejsce było dostatecznie odległe od planety i zasięgu borni resztek floty przeciwnika, ale także an tyle bliskie by pakiety głowic Dark Star dosięgły Psioligowców.

Uszkodzenia okrętu Zarova były poważne, jednostka straciła trzy czwarte zdolności bojowych oraz osłony. Mino tego Sergiej był bardzo zadowolony z uderzenia. Na polu walki nie pozostał żaden nie uszkodzony statek. Ucierpiał każdy od pancernika skończywszy na transportowcach, Wszystko co miało jakakolwiek wartość w tonażu otrzymało poważne obrażenia. Nie ominęło to także okrętu Agendy który z wyrwa w lewej burcie starał się przezwyciężyć ciążenie planetarne, jak na razie z marnym skutkiem. Część statków która nie straciła zdolności manewrowej także walczyła o cenne kilometry by jak najadaj znaleźć się od śmiertelnego niebezpieczeństwa studni grawitacyjnej Juno 2.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Z Hary nadszedł komunikat na kanale ogólnym:
- Tu mówi admirał Sergiej Zarov z Juggernatua Hara. Psia Liga dokonała bandyckiego ataku na naszych sojuszników z Chaotic Alliance za co została przykładnie ukarana. Wszystkie jednostki biorące udział w walce i posiadające zdolność manewrową, maja natychmiast udać się na orbitę parkingową księżyca Juno 2. Wszelka próba, powtarzam, wszelka próba zmiany kursu, uruchomienia aktywnych sensorów, napędów nadświetle czy też wystrzelenia jakiegokolwiek jednostki zostanie potraktowana jako kolejny akt agresji i spotka się ze stosowną odpowiedzią.
- A co z nami? - na główne łącze wszedł kapitan jednej z fregat Agencji Tarcza, jego okręt niebezpiecznie szybko dryfowała w stronę planety.
- Jeśli macie szalupy ratunkowe skorzystajcie z nich, to tyczy się wszystkich dryfujących jednostek. Drony z mojego okrętu przejmą was i przetransportują na pokład Hary. Zostaniecie moimi więźniami do czasu wyjaśnienia całej sytuacji. Jeśli nie macie szalup... cóż... płacicie za błędy waszych przywódców. Być może wasze rodziny i przyjaciele następnym razem pomyślą i zakwestionują decyzje waszych włodarzy. Zarov koniec przekazu!

Eter zapłonął setkami komunikatów roznoszonymi między poszczególnymi statkami rozbitej floty. Głownie dało się słyszeć słowo rzeźnik oraz morderca pod adresem Zarova!

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Władze Juno 2 wysłały w kosmos rozpaczliwe wołanie o pomoc! Być może jeszcze nie zdawali sobie sprawy ale planeta była skazana na zagładę. Nim ktokolwiek z zewnętrznych układów wyśle pomoc cywilizacja na Juno 2 zostanie wspomnieniem.

W ferworze walki kilkanaście planetoid zmieniło trajektorie lotu i zmierzało ku największemu źródłu grawitacji jakim była Juno 2. Do kosmicznych szczątków dołączyły także wraki biorących udział w walce okrętów. Pierwsze fragmenty statków pozbawionych napędu już wchodziły w wysokie warstwy atmosfery planety.

Na powierzchni zapanował chaos, ci którzy widzieli co działo się na orbicie usiłowali jak najszybciej dostać się do kosmoportu. Rozpoczął się wyścig z czasem.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Na mostku Hary bezpośrednio przed Zarovem pojawił się w błysku teleportu Syrgiusz. W dłoniach trzymał jeszcze niedopity drink.
- Co do?! - Krzyknął wystraszony.
Witam starego przyjaciela.
- Pan Zarov, ale jak... zadanie wykonałem! Przysięgam, to wiedźma spaliła różę! - Syrgusz nerwowo tłumaczył.
- Nie interesuje mnie to. Gdzie jest Chimeria z Windukindinem!
- Nie wiem!
- Nie była to odpowiedź której oczekiwałem. - ton głosu Zarova przybrał stalowa barwę.
- Na prawdę nie wiem. Miejsce spotkania dwójki przywódców było tajne, wiedziało o nim jedynie kilka osób. Reszta to tylko plotki.
Sergiej kiwnął ręka by przedstawiciel psiej ligi kontynuował. Akurat te plotki go interesowały.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kilka minut później zamaskowany transportowiec zwany przez członków Zgromadzenia trumną, z pełnym przyspieszeniem obrał kurs na powierzchnie planety. Zarov nie wiedział gdzie dokładnie przebywała Chimeria liczył na to że zauważy przelatujący nad głowa transportowiec Shivan i zainteresuje się nim.

Natomiast nieprzytomny Syrgiuszem już okupował pierwszy z kokonów krystalicznej materii. Pozostałe wkrótce miały zapełnić się rozbitkami z dryfujących wraków Psiej Ligi. Zarov obiecał Eris pilotów i właśnie miał zamiar pozyskać ich spory pakiet.
Last edited by c914 on Fri Oct 04, 2013 1:01 pm, edited 1 time in total.
USS George Washington - 90 tysiecy ton dyplomacji.
User avatar
Satsuki
Posts: 1878
Joined: Fri Jan 02, 2009 11:06 pm
Location: Aaxen

Re: Juno 2

Post by Satsuki »

WWW- A wtedy nieboskłon rozbłysnął feerią barw. Świat zniknął na zawsze… - Satsuki nagle przystanęła, przyglądając się niebu. – …I na powrót stał się dźwiękiem. – W jednej chwili obróciła się na pięcie i pognała na południe.

WWW***

WWWKiatis było opustoszałe. Większość mieszkańców prawdopodobnie zbierała się właśnie w wielkim pośpiechu z różnych miejsc w dżungli. Satsuki jako jedna z niewielu osób pozostała w mieście i była to jedna z lepszych decyzji, którą dziś podjęła. Zbliżała się już do kosmoportu, otoczona niedużą chmarą motyli a jej dwóch bodyguardów biegło zaraz obok. Gdzieś po swojej lewej poczuła znaną jej aurę chaosu i lodu, zwolniła zastanawiając się czy nie skręcić. Dobiegła do ścigacza Agendy.

WWW- Crap. – Z wściekłością spojrzała na malutki odłamek meteorytu wbity dokładnie w źrenicę wymalowanego oka. W tym samym momencie usłyszała szum z nadajnika.
WWW - Tu Kapitan Kraan. Czy mnie słychać?
WWW- Głośno chociaż niewyraźnie.
WWW - Pragnę powiadomić, że jesteśmy gotowi do startu. HMS Pearl stoi w północno-wschodniej części ziemskiego kosmoportu.
WWW- Oh! Takiej wiadomości mi brakowało!
WWW - Proszę o pośpiech bo jak tak dalej pójdzie, w ogóle nie wystartujemy. Bez odbioru
WWW- Just as planned.

WWWSatsuki uśmiechnęła się wrednie. Stanęła, złapała elfy za rękawy i z głośnym pyknięciem zniknęli. Sekundę później stali dwa kilometry od HMS Pearl. Pyknęło i zniknęli ponownie. Znaleźli się dokładnie pod wiązką ściągającą. Otoczył ich błękitny promień.

WWWMotylki już po raz drugi rozleciały się po okolicy. Właśnie traciły kontakt mentalny ze swoimi dwoma braćmi – od początku przebywającymi na włosach Satsuki.
WWWHMS Pearl wzbił się w niebo.

WWW***

WWW - URUCHOMIĆ WSZYSTKIE OSŁONY. PRZYGOTOWAĆ DZIAŁA. – głos Kapitana Kraana rozchodził się po całym statku, Satsuki zbliżała się ku mostkowi. – OGŁASZAM ALARM CZERWONY! POWTARZAM! OGŁASZAM ALARM CZERWONY!

WWWAutomatycznie drzwi otworzyły się bezgłośnie. Wchodząca na mostek Satsuki miała nieodgadnione spojrzenie.

WWW- Milady. Dobrze, że Pani przybyła. –Kraan mówił dwa razy szybciej niż normalnie. – Byłbym zobowiązany gdyby wzmocniła Pani nasze osłony swoją magią.
WWW- Oh. Doskonale. – Satsuki była zaskoczona. – Widzę, że Naiee sprezentowała Panu jej zabawki?
WWW- Miałem tę przyjemność, żeby przetestować działanie wynalazku na statku kosmicznym. – Kapitan w trakcie rozmowy wciskał różne kolorowe przyciski. Po kilkunastu sekundach z naramiennika fotela kapitańskiego wyjechała złota kula. - Shall we? – Kraan gestem wskazał Demonicy krzesło.
WWW- Oh, z przyjemnością! – Złota kula była już znana z wyścigu Yellow Line, znalazła się w dłoniach Satsuki już po chwili. Wszystko rozbłysło a Satsuki zamigotała, prześwitywał przez nią mostek.


WWWHMS Pearl został z zewnątrz otoczony czarnym i bardzo gęstym kokonem mgły. Dopóki leciały na niego mniejsze odłamki – statek był bezpieczny, czarny dym pochłaniał wszystko. Na granicy atmosfery, praktycznie cała czarna materia zniknęła a krążownik Agendy był cały poobijany a połowa dział była wyłączona z użytku. Najważniejsze, że leciał.

WWW- Kapitanie! Otrzymaliśmy sygnał od DSS Lem, proszą o wsparcie.
WWW- DSS Lem? A co on tu u diabła robi! – Kapitan z przerażeniem spojrzał na radar. – Są już pod wpływem przyciągania ziemskiego, nie damy rady ich uratować. Arkan, daj ich na głośnik.
WWW- Tak jest kapitanie!

WWW- TU DSS LEM. SPADAMY. POWTARZAM: SPADAMY. PROSZĘ O WSPARCIE.
WWW- Tu HMS Pearl. Nie mamy wystarczająco mocy, żeby wam pomóc. Jakie macie straty?
WWW- DZIAŁA JEDEN Z SZESCIU SILNIKÓW. PRZESTAJĄ DZIAŁAĆ CHŁODNICE. NA SKUTEK ZDERZENIA Z PLANETOIDĄ STRACILIŚMY TAKŻE POŁOWĘ LUDZI. DWIE Z TRZECH ŁADOWNI ZNISZCZONE.
WWW- DSS Lem. Podaję nasze koordynaty: Dwa-siedem-trzy pięć-cztery-siedem osiem-trzy-dwa. Teleporter będzie za trzydzieści sekund aktywny przez pięć minut, na dłuższy czas nie mamy wystarczającej mocy. W pobliżu spostrzegliśmy statek Zgromadzenia więc będziecie skakać na własną odpowiedzialność. Bez odbioru.

WWW- Kapitanie. Melduję gotowość teleportu. – Młoda, męska twarz wychyliła się znad hologramu. – Teleportowano już pierwszą osobę. Statek jest mały a załoga jeszcze mniejsza. Przewidywany czas transferu wszystkich : 2 minuty czterdzieści pięć sekund.

WWW***

WWWTrzy minuty później w DSS Lem uderzyła planetoida. W okolicy zderzenia pojawiło się kilka złotych wybuchów. Dogorywający statek nie miał żadnych szans, ale na mostku pozostała jeszcze jedna osoba. Jak wiadomo Kapitan nigdy nie opuszcza swojego statku. Są ze sobą złączeni na dobre i na złe. W chwili zderzenia wcisnął przycisk autodestrukcji całego statku.

WWWZ punku widzenia mieszkańców Juno – niebo wybuchło feerią barw.

WWWHMS Pearl zniknął. Skok w nadprzestrzeń zaprowadził go dokładnie na granicę Świata Agendy. Satsuki zniknęła także. Znienacka.


WWWDalsza część losów Agendy tutaj.
Avatar stworzony przez tego uzdolnionego Pana.
User avatar
Chimeria
Posts: 824
Joined: Fri Aug 29, 2008 7:28 pm

Re: Juno 2

Post by Chimeria »

Cisza była nieprzenikniona, nie przerywały jej nawet odgłosy oddechów.

Chimeria zastrzygła uszami słysząc wyszeptane przez Windukinda imię. Spojrzała na półelfa szeroko otwartymi oczami, w których przez chwilę zagościł chaotycznie zniekształcony obraz otaczającej ją rzeczywistości.
Po chwili uśmiechnęła się powoli.

-Powiedz mi Windukindzie… kiedy ostatnio twoja bezbronna szyja była tak blisko jakiegokolwiek Chaotyka? Chyba ostatnio kiedy spotkałeś się z Dzikiem. – rzekła nieco hipnotycznie zapatrzona w aortę Psioligowca.
-Jest znacznie przyjemniej niż ostatnio. – odpowiedział odchylając się do normalnej pozycji.
Otaczała ich pustka i cisza. Wstrząsy i wybuchy spłoszyły nawet podziemne robactwo. Nie było niczego, ani nikogo.

-Zanim przejdziemy do podejmowania decyzji chciałabym cię jeszcze wyprowadzić z błędu.
-Tak?
Ich kroki echem odbijały się po zimnym korytarzu. Co jakiś czas ze sklepienia spadała mała kropla, cicho rozbijając się o kamień, w którym rzeźbiła zagłębienie.
-Nie poznałeś naszej ceny. Poznałeś zaledwie cenę za usługę. – uśmiechnęła się w stronę turkusowych oczu - A to nie to samo. Cena zaś nie jest czymś złym. Ty także masz swoją. – zrobiła krótką pauzę, by sugestia trafiła do jej rozmówcy. - Łatwo oceniasz innych, a czy sam siebie potrafisz?
-Nie inaczej.
-Zbyt duża pewność siebie jest niebezpieczna.
-Jak wszystko w nieodpowiednich rękach. Jak Stabilium.
-Dobrze, że wracasz do tego tematu. – klasnęła w ręce, a odgłos poniósł się echem. – Idee ideami, ale bez materialnych zysków to szaleństwo się nie opłaca. A że najbardziej interesuje mnie stabilinum, to musisz sam ocenić czy jesteś w stanie tyle poświęcić.
-Jak mówiłem, Psia Liga nie może popierać produkcji broni. Prędzej czy później wykorzystacie ją przeciwko nam.
-Przewiduję pakt o nieagresji.
-Cóż za łaskawość. – Chimeria nie była pewna ile w tej odpowiedzi było ironii.
-Stabilinium nie będzie zwykłą bronią. – zaczęła powoli – Mam podejrzenia jak wykorzystali go ludzie, którzy ukradli BOZa… i wasze kryształy. I wiem jak chcę to wykorzystać.
Windukind nawet jeśli był zaskoczony jej wiedzą, nie dał tego po sobie poznać. Milczał.
-By istniał Ład, musi istnieć jego przeciwność. – wyszeptała.

-Możemy zaoferować ci nasz kryształ. – powiedział po chwili milczenia Windukind - Ale po sukcesie.
Wiedźma wybuchła niekontrolowanym śmiechem, aż echo od jej dźwięcznego głosu gwałtownie odbiło się od ścian, strącając kilka stalaktytów. Akurat mijali bardzo interesującą formę naciekową w kształcie głowy smoka. Pod wpływem drgań spadło z niej kilka kropel wody.
-Chyba żartujesz. – powiedziała nie traktując poważnie takiej oferty.- Mówiłam o udziale. – wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowo. –To znaczy, że chcę część z wydobywanych kryształów. A wasz kryształ oczywiście chętnie wezmę w ramach zaliczki. Chociaż jeszcze mogłabym dogadać się z samą Akademią… Może potrzebowaliby protekcji doświadczonych wojowników i monopolu… - zaczęła się głośno zastanawiać.
-Połowa to za dużo. – uciął Windukind – To w końcu nasze kopalnie.

Czyżby słyszała cień irytacji w jego głosie?

-Kopalnia sama nie powstanie. Potrzebujemy nakładu finansowego na rozbudowanie infrastruktury, ludzi do pracy… - ciągnął półelf.
-Mogę skołować ci kogoś lepszego niż ludzie. Moje orki obrastają w tłuszcz, a demony zaczęły uczyć się gry w szachy. – wiedźma machnęła ręką myśląc o tysiącach stworzeń, które bezczynnie siedzą na planetach, bo ilość podbojów zmniejszyła się w ostatnim czasie, a tylko najlepsze ekipy otrzymywały statki, by lecieć nimi w długą podróż na podbój innych ludów. – Dostaniesz trochę siły roboczej. Silnej i wiernej mojej żelaznej ręce. Będą grzeczni.
-W takim razie jedna trzecia. Co trzeci kryształ będzie wasz. Ale potrzebujemy udziału w gotowym wyrobie. Powiedzmy, że też chętnie weźmiemy pięćdziesiąt procent. – przywódca Psiej Ligi uśmiechnął się kącikami ust.
-Dużo żądasz, mało dajesz. – żachnęła się wiedźma. – Receptura też sama się nie zrobi. – Na to potrzebne są fundusze.
-Powiedz ile potrzebujesz.
-Poza samym opłaceniem laboratoriów, maszyn, transportu i technologii… stałego dopływu gotówki.

Windukind milczał chwilę kalkując układ. Nie do końca wygodny i niebezpieczny. Sympatia CA na pstrym koniu jeździła, lecz to był jeden z tych momentów, w których poświęca się coś, wierząc w zmienianie świata.
-Powiedzmy, że możemy się zgodzić na podobny układ. Handel z waszym układem będzie na bardzo korzystnych dla was warunkach.

Teraz Chimeria w ciszy rozważała propozycję.
-Na więcej niż 25% substancji nie mogę się zgodzić.

Idąc długim, skalnym korytarzem negocjowali jeszcze chwilę, aż zatrzymali się w sporej komorze skalnej gdzie woda wąskimi strużkami przeciekała przez szczeliny skrząc się magicznie w bladym świetle zaklęcia.

Tym razem wiedźma lustrowała przywódcę Psiej Ligi próbując wyczytać jego emocje. Walczyła z wewnętrznym poczuciem, że nie powinna się sprzymierzać z tą organizacją, że stawka jest za wysoka, a błędy mogą drogo kosztować. Z drugiej jednak strony już czuła posmak nadciągającego chaosu, w wir którego pragnęła dać się wciągnąć. No a przede wszystkim... miała swój cel i plan. Niezależnie od tego jakie kroki podejmie we współpracy z Psią Ligą, czy kimkolwiek innym priorytetem jest cel. Zdobyć to, co postawi organizację ponad wszystkimi i da im władzę absolutną. Prz tym BOZ faktycznie wydawał się być zabawką.
Ale o tym, półelf już nie musiał wiedzieć. Na razie liczył się rozwój. I trochę szaleństwa.

Wzajemnie analizując swoje reakcje stali po środku korytarza. Półelf i wiedźma. Podobni, a jednak zupełnie różni, jak odbici w krzywym zwierciadle.
Oddechy zamieniały się w parę, a niska temperatura powodowała ciarki na plecach. A może to nie temperatura?

Podziemny strumień szumiał lekko w tle.
-Słyszysz? – spytała wskazując wzrokiem na otaczające ich ściany.
-Ten szmer?
-To ich strach. – Chimeria uśmiechnęła się złośliwie, a Windukind natychmiast ją zrozumiał. – Już drżą.


Image


Półelf wspiął się na schodki i popchnął klapę w suficie. Odsunęła się z ciężkim skrzypnięciem i wpuściła słabe światło świata zewnętrznego.
Wyszli ponownie w las, który zaraz przerzedził się ukazując ukrytą w górach wioskę. Nie wiedzieli, że niedługo na powierzchnię planety spadnie kolejna dawka meteorów, wstrząśnięta, niezmieszana. Z szczątkami statków Chaotic Alliance i Psiej Ligii. Żaden z nich nie zakładało również, że bydlacki statek Zgromadzenia wzniesie się w powietrze.


***

Vhriz czekał cierpliwie. Nie wiedział tylko, że jego zadanie nie kończyło się na zdobyciu przepisu. Prawdopodobnie nie zgodziłby się na to zlecenie gdyby wiedział, że zostanie królikiem doświadczalnym. Ale czy to istotne?

Plan realizował się powoli nabierając rozpędu.
User avatar
Windukind
Posts: 1125
Joined: Fri Aug 29, 2008 12:53 pm

Re: Juno 2

Post by Windukind »

W wiosce Windukind i Chimeria napotkali na grupki istot w pogrążone w smutku. Ktoś łkał, ktoś przeklinał, ktoś rozpaczał. Nad wszystkimi stali pojedynczy mnisi ubrani w pomarańczowe szaty i odprawiali modły. Mijając je wymienili zaniepokojone spojrzenia. W centrum wioski przy prowizorycznym podeście przeznaczonym na nocne celebracje w świetle silnych reflektorów wyścigówki dostrzegli Tarietha, rozmawiającego ze starszym z mnichów. Jego obecność sama w sobie oznaczała złe wieści. Kiedy podeszli usłyszeli powtarzające komunikat dobiegający z potężnych głośników pojazdu.
„Okręty Psiej Ligi chroniące planetę przed spadającymi meteorytami zostały zniszczone bądź uszkodzonę przez flotę Zgromadzenia dowodzoną przez Sergieja Zarowa. Nadlatujące w kierunku naszej planety niezniszczone szczątki z dużym prawdopodobieństwie przyniosą zagładę wszelkiemu życiu. Rząd nakazał ewakuację”.
- Archoncie! – złodziei dostrzegł przybyłych – słyszałeś przekaz z radia?
- Tak. Co z Psio Ligowcami na planecie.
- Zarow – zasyczała prawie Chimeria – drań obiecał nie robić kłopotów.
- Szybko zrobiły się straszne korki do kosmoportu, ale zrobiły się straszne korki, więc wysłaliśmy wszystkich na prowizorycznie zrobiony terminal do rozładunku naszych kontenerowców. Dwa statki jeszcze tam stoją i zabieramy ich pokład kogo tylko się da.
- Zdążymy do niego dotrzeć? – wiedźma rozejrzała się po zebranych w wiosce turystach, mnichach i miejscowych. Wielu z nich skupiło uwagę na nowo przybyłych.
- Mam spory kawałek do przejechania, ale powinniśmy zdążyć na czas.
- W takim chyba nie mamy na co, czekać – dziewczyna ruszyła w kierunku pojazdu.
- Poczekaj – zawołał za nią Windukind - zostawimy na śmierć setki tysięcy istot, które nie zdążą.
Chimeria odwróciła się do niego, stali dziesięć metrów od siebie.
- Nic nie może z tym zrobić – stwierdziła.
- Możemy, przecież już to dzisiaj uczyniłaś. Uratowałaś rzesze istnień. To właśnie pokazała góra. W przywódczyni CA jest dobroć.
Prawie wszyscy na około słuchali .. To mogło zniszczyć jej reputację. Chociaż i tak zginą od meteorytów.
- Mylisz się. Ratowałam Ciebie i mnie.
- I możesz to zrobić jeszcze raz.
- Co mnie obchodzi los tej planety i mieszkańców. Nie przekonasz mnie niczym, więc lepiej ruszajmy.
Windukind spojrzała siedzących na około, jakby szukając rozwiązania…
- Ciekawi mnie, czemu Chaotic Aliance tak łatwo oddaje swoje zasoby.
- Co masz na myśli?
- Ta planeta leży tuż obok Waszego układu, wiele razy ją najeżdżaliście i jest dla Was źródłem, niewolników, dochodów oraz narkotyków. Wiesz, co zacznie się dziać, kiedy w eter wieść, że CA nie pilnuje swojego terytorium?
Wiedziała bardzo dobrze. Planety zaczną się zgłaszać po ochronę do i innych organizacji. Cholerny półelf miał rację.
- Nawet jeśli. To ile zostało jeszcze meteorytów.
- Tarieth? – Windu spojrzał na złodzieja- Który ostatnio przeleciał.
- Bard.
- Czyli jeszcze.. – przywódca PL przeszukał swoją pamięć- trzy planetoidy.
- Nie mam mocy – Chimeria założyła ręce piersi- aby rzucić odpowiednio silne zaklęcie. Ostatnie dosyć mnie wyczerpało.
- Czyli potrzebna nam będzie energia tysiąca ludzi. Bracie – archont zwrócił się do mnicha – gdzieś znajduje się najbliższa duża świątynia ze skupiskiem ludzkim.
- Jakieś siedemdziesiąt kilometrów stąd. W tym roku spodziewaliśmy się tam około pięćdziesięciu tysięcy osób. Kompleks zarządzany jest przez arcykapłanów i uznaje się go jeden z cudów z Juno2.
- Taka ilość energii… moje ciało może tego nie wytrzmać– Chimeria
potarła policzek.
- Mogę przyśpieszyć jej przepływ. W takim razie nie traćmy czasu. Bracie daj znać kapłanom w świątyni, aby zaczęli przygotowania – Windukind dał znać Tariethowi – Jjedziemy.
- Nie! – wiedźma sięgnęła do kolczyka - Polecimy!
------------------------------------------------------------------------------------

Świątynia nawet widziana z góry robiła wrażenie. Potężna schodkowa piramida wypełniona tysiącem posągów, przechodząca u wierzchołku w idealny kształt, czyli okrąg. Tuż u jej podnóży dostrzegli zebrane tłumy nucące jakąś lokalną pieśń. Wylądowali na szczycie i razem z grupą dwunastu kapłanów zabrali się za przygotowania. Chimeria mając doświadczenie z sabatów nakreśliła odpowiednie figury i ustawiła mnichów. Windukind wydał polecenie, aby rozpocząć inkantacje, który których kulminacyjny moment miał się zakończyć po trzech potężnego miedzianego dzwonu, następnie sam ustawił się naprzeciw wiedźmy, aby móc ją obserwować i przygotował własne zaklęcie.

Rozpoczęto nucenie, kapłani i krąg rozpoczęli powolnej jednak skupianie energii, przyśpieszając wraz z melodią.
Chimeria spojrzała w oczy Psio Ligowca.
- Nie zawiedź mnie półelfie.
- Miej pewność wiedźmo. Po tym wszystkim przyślę Ci kilku z naszych najlepszych ekspertów od SPA.
Zabrzmiało pierwsze uderzenie dzwonu. Dziewczyna poczuła jak jej ręce zaczynają drzeć.
Uderzenie zabrzmiało drugi raz. Windukind dostrzegł jak aorty na szyi Chimerii stają się widoczne, a jej oczach dojrzał przerażenie.
- Way Of Destruction- wykrzyczała - No. 23: Shot of Gods Tears.
Dzwon uderzył po raz….Windu zacisnął pięści i uderzył nimi o siebie.
Chimeria wrzasnęła, wypuszczając białe światło. Potężna fala rozeszła się powalając przewracając część pomników i powalając zebranych na ziemię.
----------------------------------------------------------------------

Raflik nie mógł tego nie dostrzec. Czar rzucany przez Chimerię musiał być widoczny z wielu tysięcy kilometrów.

-----------------------------------------------------------------------------
Potężne uderzenie rozniosło planetoidy na kawałki. Zniszczyło prawie doszczętnie większość z ciężko uszkodzonych okrętów oraz kilka barek ratunkowych. Hara nie posiadała już osłon. Uderzenie energii oderwało wszelkie skrzydła statku i wypaliło prawie do głębi krystaliczną materię. Potężny wstrząs ogromną siłą rzucił Zarova z głową prosto w pobliski ekran. Spotkał go i tak lepszy los niż część załogi i Psio Ligowca, podczas śmierci, którego odpalił się również ładunek. Razem z wybuchem przyleciały odłamki asteroid siatkując i dehermetyzując w setkach miejsc powłokę. Zasilanie zostało trwale uszkodzone.

------------------------------------------------------------------------------
Juno 2 zostało ocalone od meteorytów. Chimeria ocknęła się na kamiennej posadzce świątyni z ogromnym dudnieniem w głowie.
Last edited by Windukind on Sun Oct 06, 2013 9:01 am, edited 1 time in total.
We do not sow


Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
User avatar
Caerth
Posts: 513
Joined: Sun Feb 22, 2009 9:44 pm
Location: Above

Re: Juno 2

Post by Caerth »

Vhriz dyndał, nieco zapomniany. Przykurzył się nawet w załamaniach płaszcza.

Szczerze mówiąc, wisiało mu to i powiewało. Przynajmniej miał okazję wyspać się za wszystkie czasy.

Plan realizował się leniwym rytmie salsy i przytłumionych eksplozji.
My soul is still the same
But it has many names
User avatar
Raflik
Posts: 161
Joined: Sun Jan 04, 2009 4:43 pm
Location: #care

Re: Juno 2

Post by Raflik »

A teraz pozwól, że wykaże gest dobrej woli w stronę CA i uratuje co się jeszcze da na orbicie. - Zanim generał zdążył zareagować po Zarovie zostało już tylko wspomnienie…

Raflik warknął. Liczył bardziej na spektakularną walkę, lub w miarę spokojne przesłuchanie zaimmobilizowanego Zgromadzeniowca, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dowiedział się o możliwości abordażu statków bez potrzeby dokowania do nich – w sumie genialny w swojej prostocie pomysł, oraz uzyskał bardzo cenny materiał przeciwko jednemu jak na razie aktywnemu przedstawicielowi Z.
Generał podszedł do Zamrożonych orków, które po zniknięciu Zarova tkwiły w niezmienionej pozie, i klepnął jednego po ramieniu. Potworne zimno ukuło go w ręce, i gdyby był normalnym człowiekiem nie zdołałby oderwać już swojej ręki z powodu jej przymarznięcia do zmrożonej powierzchni. Raflik był jednak do takich rzeczy przyzwyczajony.
- Dobra robota. Przysłużyliście się chwale i potędze Chaotic Aliance. – powiedział, po czym z przegubów orków zeskrobał fragmenty naskórka z włoskami oraz niewielką ilość zmrożonej krystalicznej materii należące do uwięzionego niedawno jeńca. Doskonały materiał do badań i uzyskania przewagi jeśli znajdzie chwilę na analizę tych materiałów. Chuchnął jeszcze na krystaliczną materię, aby ta przypadkiem nie pomyślała o rozmrożeniu się i konsumpcji, po czym schował znaleziska do jednej z wewnętrznych kieszeni.

- Hyyym… Generale.. a co z nami? – powiedział jeden z 98 pozostałych przy życiu orków.
- Macie wolną rękę. Palcie, grabcie, rabujcie, bawcie się jak chcecie! – Odkrzyknął do nich generał. Nie miało sensu informować ich iż już nigdy nie zobaczą ojczystej ziemi, a tak będą mogli się jeszcze wyszaleć. Zadowolone orki już miały wznieść okrzyk radości, kiedy niewielki meteoryt uderzył w ich grupkę wzniecając tumany kurzu i odłamków i zabijając kilku z nich.
Kiedy orki powoli zbierały się do pionu po uderzeniu, meteorów, nim kurz opadł usłyszały okrzyk generała.
- Zmiana planów. Do kosmoportu! Abordujcie statek, wyrzynając wcześniej do niego drogę na czerwonym dywanie z wszystkich którzy staną wam na drodze! – Rozkazał Raflik, ciągle stojąc w niewzruszonej pozie, jak gdyby przelot kosmicznego fragmentu nie miał na niego żadnego wpływu.

Orki odczuwając lekki strach, rzuciły się do pobliskiego lądowiska, które powoli zaczynało przypominać mrowisko, a z racji tego iż większość uzbrojenia pozostawili przed imprezą w przygotowanych dla nich pokojach, porwali różne walające się fragmenty budynków, pojazdów i innych dosyć twardych i ostrych rzeczy.

Tymczasem Raflik spojrzał w niebo. Zdawał sobie sprawę iż utracił całą flotę, więc musiał zorganizować sobie inny transport. Z drugiej strony potężnie uzbrojone okręty CA zrobią znacznie więcej szkód planecie, niż puste kawałki skały. Zastanawiało go jednak co doprowadziło do destrukcji tych 7 stateczków jakimi dysponował. Z komunikatu wynikało iż flota Psiej Ligi weszła w bezpośrednie stracie, co nawiasem mówiąc było totalnie niemożliwe. Po pierwsze musieliby się przebijać przez pole asteroidów, stojące pomiędzy zjednoczoną flotą, a przebywającą w górnych warstwach atmosfery flotą CA, a po drugie ruszali swoje ociężałe tyłki z orbity księżyca. Odległości teoretycznie 100 razy większej niż odległość powierzchnia planety – statki CA. Prawdopodobnie zastosowane były działa daleko zasięgowe jakiejś nowej generacji, niemniej to nie flota PL była przyczyną opadania wyraźnie jaśniejszych fragmentów będących resztkami jego floty. Odszukał wzrokiem najbardziej niebezpiecznego fragmentu, jednostki napędowej statku który tymczasowo był jego flagshipem.
Wspomniał sobie rozmowę z technikiem na mostku tegoż okrętu… Brak żyznych złóż, siła ludzka mierna, brak artefaktów… ogólnie szary przeciętny systemik. Nic co dawałoby prawo łaski od strony CA, nie tylko dla tej planety, ale i dla całego systemu. Układów solarnych tego typu były tysiące, a polityka CA była zbyt rabunkowa aby na planetach potencjalnie interesujących mogła przetrwać jakakolwiek cywilizacja, chyba że postanowiła walczyć za wszelką cenę, jak to miało miejsce podczas pierwszego spotkania baz wydobywczych ówczesnego Anty-Wipu na Shiroue.
Nie… mógł spokojnie pozwolić upaść jednostce napędowej. Siła jej eksplozji spokojnie zmiecie sporej wielkości państwo. Teraz jednak pozostawało uciec odpowiednio daleko. Szczęśliwie Juno2 to nie Coddar, i wszystkie moce magiczne Raflika były dostępne. Przejście przez Astral – domenę zarezerwowaną dla Mazoku (ale na szczęście nie wyłącznie) powinni pozwolić mu uzyskać odpowiednią odległość. Wszak tylko fragment planety otrzymywał solidne razy z kosmosu. Po drugiej stronie globu słoneczko świeciło i mogły być odczuwalne najwyżej lekkie trzęsienia ziemii. Kiedy Raflik miał już wykonać magiczne przejście, Potężny pilar światła wydobył się zza horyzontu.
Dokładnie taki sam, który strącił flotę CA. Teraz widział go wyraźnie, i rozpoznał…
-Ty suko… - zaklął cicho pod nosem, a gdy szybko przeanalizował rozmiar i cel promienia zacisnął mocno pięści.
- O nie… nie myśl że…… - Ziemia wokół Raflika zaczęła trzeszczeć, i pokryła się szronem
-…spierdolisz to co zostało przygotowane… – Potężny wicher roztoczył się od Raflika, porywając drobne elementy, które zaczęły zamarzać w powietrzu.
-…Nie jesteś jedyna która może robić coś takiego…- W ręku Raflika uformowała się mała kulka, Na ziemi wokół niego zaczęły spadać lodowe odłamki – zmrożone powietrze ma dużo mniejszą pojemność pary wodnej, a ta wytrącając się z niego natychmiast zamarzała i uderzała o zmrożoną ziemię.
- Za tę zdradę to się policzymy! – Raflik wypuścił kulkę prosto w niebo.

Wszyscy przebywający w Kiatis poczuli nagłe uderzenie zimna. Kilka motyli unoszących się w przestworzach zamarzło i opadło na ziemię rozbijając się na tysiące kawałków. Kulka wystrzelona przez Rafilka zostawiała za sobą smugę powietrza, taką samą jaka jest widoczna przy wydechu w zimie. Leciała w stronę płonącej jednostki napędowej statku.
Raflik nie miał wspomagania pięćdziesięciu tysięcy osób, więc nie był w stanie zniwelować całkowicie ataku Chimerii, ale jeden fragment mógł być spokojnie ocalony. Oczywiście ten najgroźniejszy. Nim promień łez boga dotarł do pozbawionego już życia, śmiercionośnego palącego się kawałka plazmy, został spektakularnie zamrożony, tworząc formację, która każdego fizyka doprowadziłaby do obłędu – jak można zamrozić czystą energię. Z racji tego iż zjawisko takie było teoretycznie niemożliwe, lodowa błyskawica będąca jedną z odnóg łez boga rozpadła się na miniaturowe kawałeczki, które natychmiast wyparowały w kontakcie z rozpaloną plazmą jednostki napędowej.

-----------------------------------------------------

Z racji tego iż uszkodzone statki sojuszu znajdowały się znacznie bliżej planety niż Hara, przyjęły na siebie znacznie większą cześć energii od statku Shivan. Windukind w tym momencie miał zapewnione stanowisko wysokiego stratega CA, gdyż poświecił swoich towarzyszy w taki sposób, że spośród nich nie było żadnych świadków tego zdarzenia, a prawdziwym zeznaniom Zarova można przecież zarzucić kłamstwo. Jego statek również boleśnie oberwał, jednak wciąż utrzymywał się na stabilnej orbicie. Prawdziwym fuksem można nazwać przedostanie się jednego z promieni i uderzenie akurat w miejsce w którym przebywał Syrgiusz, zabijając go na miejscu. Zarov potarł bolesnego guza, jaki powstał na jego głowie. No cóż, więcej pilotów już raczej nie zbierze.

----------------------------------------------------------

Raflik opadł na kolana. Musiał rozsądnie gospodarować pozostałą mu energią. Wszak musiał jeszcze uciec z stolicy, i w nowym miejscu mieć wystarczająco siły na samoobronę. Skok astralny posiadał ogromne wydatki energetyczne, jednak był jedyną skuteczną metodą ucieczki w tej chwili. Niebieskowłosy spojrzał w górę. Jednostka napędowa znajdowała już się nisko nad horyzontem, za chwilę uderzy w strefę przybrzeżną oceanu. Zimna woda nagle zalewająca rozgrzane do czerwoności struktury spowoduje gwałtowne deformacje materiału i skurczenie się go, co poskutkuje niekontrolowanym wzrostem ciśnienia. Idealny przepis na inicjację lawinowej reakcji łańcuchowej. Raflik wiedział że jak pierdolnie, to głośno, więc nie tracąc czasu wykonał nacięcie w astralu i wpełzł w nie.
Gdy z niego wyszedł znajdował się w dżungli – małe pocieszenie jeśli chodzi o orientację, gdyż większość planety stanowiła dżungla. Dalej była noc, więc ciągle przebywał na tej samej półkuli. Jedyną możliwością orientacji w terenie było oczekiwanie na wybuch. Z trudem wstał z klęczek. Przez najbliższe godziny miał siły porównywalne z organizacyjnymi NPC-tami, więc musiał trzymać się na baczności i unikać konfrontacji. Nagły rozbłysk światła na horyzoncie pozwolił mu ocenić iż przeniósł się około 200 kilometrów od miasta, a po drugiej stronie majaczyła góra.
Fala uderzeniowa rozpoczęła swoją niszczycielską wędrówkę. Niemal tak samo jak w Vendingroth… miejscowości z Zaginionego ładunku.


Mała wioska leżała nad skrajem oceanu kilkanaście kilometrów od stolicy. Mieszkańcy wioski z całą pewnością mogli być określeni przez „syndrom orkadis”, z tej racji, iż wszyscy mieszkańcy byli wyznawcami sekty. Z pozoru prowadzili normalne życie, ale raz na sześćdziesiąt lat bunkrowali się w największym domu w miejscowości, będącym jednocześnie kościołem na modlitwie. Modlitwie o pomyślność planety, która mogła zostać zgładzona przez gęsto przelatujące meteoryty. Podczas modlitwy odbywało się czytanie świętej księgi i kazanie przywódcy duchownego. W tym właśnie momencie, po domu pełnego przerażonych wybuchami czy to meteorów na ziemii, czy to statków kosmicznych w przestworzach wyznawców rozniósł się potężny głos kaznodziei czytającego z księgi.
- I pojawi się na niebie wielki smok ognisty, mający siedem głów, a na głowach krosty które plują jadem. I ze złości smok splunie, i rzuci trzecią część gwiazd na ziemię. A wtedy bóg zapłacze, a łzy boga pokryją cielsko smoka, który śmiertelnie raniony upadnie na ziemię, wpośród gwiazd które zrzucił. I nastanie piekło na ziemi, gdyż ognisty smok zatruje wodę, skazi powietrze oraz rozsadzi glebę tak iż nie wyda już plonu. A wtedy skończy się czas ludzi, i tylko czyści zostaną zabrani przed oblicze boga… - Kapłan skończył czytać fragment i uniósł oczy na zebranych. – Dlatego módlmy się. Módlmy się bo być może dziś jest ten dzień. DZIŚ TEN DZIEŃ…. – nie dokończył kiedy fala uderzeniowa przetoczyła się przez budynek spopielając wszelką materię, wypalając gałki oczne zebranych i obracając ich kości w popiół.


Kiatis – miasto w średni sposób podziurawione przez pomniejsze fragmenty skał, czekało na swoje unicestwienie w ścianie ognia zbliżającej się od strony oceanu.
Last edited by Raflik on Sun Oct 06, 2013 11:36 am, edited 1 time in total.
User avatar
Chimeria
Posts: 824
Joined: Fri Aug 29, 2008 7:28 pm

Re: Juno 2

Post by Chimeria »

-Uhh…

Ciemność otaczała wiedźmę zewsząd, a dziwne, lekkie uczucie dryfowania w powietrzu uspokajało ją.
Co się stało? A tak, to cholerne zaklęcie. Było mocniejsze niż się spodziewałam.
Kobieta nie czuła rąk ani nóg, po prostu unosiła się w powietrzu.
Bycie medium takiej energii, wysysanej od tysięcy ludzi, w wypuszczanej, przerobionej i ukierunkowanej formie było wspaniałym uczuciem. Uczuciem, które rozsadzało od środka i obezwładniało, do tego stopnia, że teraz nie chciało jej się wracać do realnego świata. Ale trzeba było, nie wiadomo co w tym czasie Psioligowcy mogliby jej zrobić.

Otworzyła z trudem oczy, a delikatne światło było niczym shurikeny wbite w gałki.

-Argh! – przycisnęła zesztywniałe ręce do oczu i spróbowała się podnieść.

Z trudnością usiadła na kamienistej podłodze. Dookoła była cisza.

-Jak się czujesz? – spytał półelf podając jej rękę. – Właśnie uratowałaś całą planetę.
-Beznadziejnie. –warknęła – Boli mnie głowa.

Na razie nie miała ochoty wstawać, więc Windukind cofnął rękę i spojrzał w niebo.
-Nie wydaje mi się, żeby w swojej historii CA uratowało kiedyś tyle istnień. – rzucił w przestrzeń.
Bo i nie uratowało. Chaotycy znani z grabieży i morderstw nie należeli do tych co pochylają się nad bezbronnymi.
-Chaotic Alliance to nie tylko syndrom szarańczy. Powiedzmy, że kupiłeś ochronę Juno2. – powiedziała po chwili – Kiedyś trzeba się będzie rozliczyć.
-Nie wątpię.

Rozejrzała się dookoła. Było pusto. Jeden z cudów Juno 2 rozsadziło od środka pozostawiając fundamenty, kilka kolumn i zachodnią ścianę. Gruz sypał się zewsząd, a to co ocalało, groziło zawaleniem. Podobnie było z mnichami, gdyż część –zwłaszcza ta najmłodsza i najstarsza nie była w stanie udźwignąć w swym człowieczym ciele takiego ładunku magii, na dodatek przyśpieszonej zaklęciami Windukinda. Ich ciała leżały martwo rozrzucone w promieniu pół kilometra. Ci co przeżyli byli przerażeni, ale i podekscytowani rytuałem w jakim wzięli udział. Zapewne po raz pierwszy jak i ostatni.
Pomacała się po kieszeniach gdzie trzymała kilka flakoników. Cudem było, że nie popękały. W przeciwnym wypadku byłoby tu teraz mnóstwo hulających demonów. Nie zanotowała także aby zginęło coś z jej ekwipunku.

-Mam nadzieję, że to tyle jeśli chodzi o dzisiejsze atrakcje? – spytała powoli się podnosząc.
-Masz ochotę na więcej?
-Nie, mam ochotę zająć się wreszcie ważnymi sprawami.

Półelf podniósł pytająco jedną brew.

-Muszę ruszyć za BOZem. Liczę na twoją współpracę. – odnalazła rzuconą w kąt torbę i zaczęła w niej szperać. Po chwili podała półelfowi drobną, połyskującą w ciemnościach kuleczkę. – Przyda się. Komunikacja to podstawa. Mam też nadzieję, że Psia Liga będzie pamiętać o swoich zobowiązaniach.
Windukind przyjął podarunek i uśmiechnął się licząc na nowego sojusznika. CA zaiste się zmienia.
-Podejrzewam, że trudniej CA będzie wywiązać się ze swoich.
-Możesz spróbować nas nie docenić. Wracam do swoich obowiązków, gospodarz imprezy sprząta po zabawie. – uśmiechnęła się szczerząc kły.
-Też nie zamierzam tu długo zabawić.

Obydwoje spojrzeli w stronę wielkiego grzyba unoszącego się nad Kiatis. Może planeta była ocalona, ale stolica zamieniła się w popiół.
-Jakiś najbliższy kosmoport?- spytała Wiedźma.
- Reykjavik. Jakieś sto kilometrów na zachód.
- Świetnie. Lecisz?
-Tartieh zaraz tu będzie. Nie chcę już dłużej marnować twojego cennego czasu.
-Do zobaczenia w przyszłości w takim razie.- Chimeria usiadła powoli na miotle. Wszystkie błyskotki, które posiadała jarzyły się słabym światłem, oddając ostatnie zapasy energii.

-O tak. Przyszłość zapowiada się bardzo obiecująco. – rzekł podglądając na wiedźmę swoimi turkusowymi oczami.
Odlatując wiedźma widziała zbliżający się z zawrotną prędkością ścigacz.


*


Tymczasem planeta zaczęła zbierać śmiertelne żniwo. Fala uderzeniowa nie zostawiła w stolicy jednego istnienia wybijając również najtwardsze karaluchy. Zrównane z ziemią pogorzelisko dymiło roznosząc zapach śmierci, a dramatyczne kikuty spalonych budynków odstraszały nawet najodważniejszych śmiałków. Oślepiający blask rozdarł niebo oślepiając wszystkich dookoła. Ziemia jeszcze długo po wybuchu oddawała ciepło, a na dalsze rejony ruszyło ogromne tsunami.
Juno 2 może ocalało, ale straciło prawie wszystko. Meteory, które były atrakcją turystyczną, świątynię, główne targowisko, wspaniałą stolicę i pola uprawne w jej otoczeniu. A przede wszystkim wielu mieszkańców i zaufanie do przyjezdnych handlarzy. Ci co przeżyli nie wierzyli już w przyszłość. Rozpoczęły się plotki szkalujące Psią Ligę, jako organizację, za którą niczym cień podąża Chaotic Alliance z ich niszczycielską mocą. Dopiero później do głosu doszli mnisi, którzy przekazywali wieść o wydarzeniach w świątyni.

Juno 2 było pierwszym miejscem na którym zawiał wiatr zmian.


*


Zarov patrzył z góry na piękny poblask eksplozji.
-No proszę, a więc coś się przedarło. – stwierdził z zadowoleniem. Zaczął się już niecierpliwić.


*


Wiedźma leciała nad lasem, kierując się wskazówkami archonta. Na pustych przestrzeniach widziała tysiące ludzi uciekające przed zniszczeniami. W poszukiwaniu nowego życia musieli porzucić wszystko, by niespodziewanie udać się w nieznaną i niebezpieczną dżunglę. Nawet było ich jej żal, lecz wystarczająco pomogła planecie. Chociaż... i tak nie mieli nic do stracenia. A mogli być bardzo przydatni. Czas poświęceń, sztucznych uśmiechów i teatru miłej przywódczyni dobiegł końca.

Nie przerywała jednak lotu. Zanim zaświtały maleńkie dachy miasta poczuła uderzenie znajomej aury, przez którą o mały włos nie spadła z miotły. Z ogromnym zaskoczeniem zniżyła lot w poszukiwaniu jej właściciela.

-Co do jasnej…
Na wielkim kamieniu siedział błękitno włosy generał jej floty. Opierał się rękoma o swój miecz i ciężko oddychał.
Wiedźma zniżyła lot i z możliwie kontrolowanym hamowaniem wylądowała między drzewami.
-Co ty do jasnej cholery tu robisz?! – była nie tylko zaskoczona obecnością półwampira, ale i stanem w jakim był.
Raflik podniósł głowę i zamrugał z niedowierzaniem
-Mógłbym zapytać o to samo! – warknął nadal nie będąc pewien czy to Chimeria. Jego oddech przyśpieszył, a ręce zacisnęły się na rękojeści.
-Wracam z imprezy. – powiedziała ponuro. – Dlaczego nie zostałeś w układzie? Ścigać Vhriza, który z dziecinną łatwością ukradł ci przepis?
-Bo jakaś kokietka dała się porwać!
-Porwać? – Chimeria myślała, że nic jej już nie zaskoczy.
-Najpierw myślałem… myślałem…- wstał trzymając w jednej ręce Aquę, która zaczęła zachodzić szronem -… że to Zgromadzenie… potem, że to Windukind… widziałem jak zabierają cię do statku… - wykonał krok w stronę wiedźmy. - …ale potem się okazało… że CA przewodzi ZDRAJCA!

Z krzykiem rzucił się na Chimerię, która z trudem odskoczyła. Nie miała już więcej sił na kolejne walki, tym bardziej nie z własnym podwładnym. Miecz przeciął powietrze, a dziewczyna przeturlała się za drzewo.
„Kto by pomyślał, że właśnie w takiej okoliczności mi się przydacie…” – pomyślała gorzko wyciągając z płaszcza małą fiolkę.
-Jaki zdrajca, oszalałeś kretynie?! – krzyknęła dając jeszcze kilka sekund na opamiętanie się, ale Raflik nie chciał słuchać. Drzewo runęło, gdy Aqua przecięła pień tuż nad rudą głową.

Wiedźma rzuciła fiolkę w stronę generała. Błyskawiczny ice pick z dłoni Raflika rozbił szkło na tysiąc kawałeczków, a w powietrze uniosła się ciemnofioletowa mgła. Gdy opadła, wiedźmę od półwampira dzieliło dziesięć gotowych do walki demonów, napakowanych bardziej mięśniami niż mózgiem.
Ujrzawszy przed sobą Raflika zgłupieli. Podobnie zresztą jak Raflik.
-Masz jeszcze demony? Nie odebrali ci ich?
-Przecież mówię że nie zostałam porwana! – wykrzyczała już zza innego drzewa.
-Ale…
-Po Kiatis popierdalają moje orki, demony miałam przy sobie, byłam tu porozmawiać! – zauważywszy, że wreszcie do Raflika cokolwiek dociera wyszła zza drzew.
- Ale… widziałem te orki! – Raflik doznał nagłego olśnienia.
-Widziałeś je?! Od kiedy tu jesteś?
-Przyleciałem niedługo za tobą. Zresztą, nie muszę ci się tłumaczyć. Spiskujesz z Psią Ligą. – warknął wyciągając oskarżycielsko miecz.
-Na mózg ci padło? – Chimeria była zbyt oszołomiona, by zrozumieć o co mu chodzi. Demony w skrajnej niepewności wycofały się za drzewa. Wiedźma miała dość i była zmęczona. Podeszła szybkim krokiem, odepchnęła lodowaty miecz, od którego zapiekła ją ręka i złapała niebieskowłosego za krawędź zbroi po czym przyciągnęła do swojej wysokości.
-To ja się tu poświęcam, uśmiecham, przeprowadzam słodkie pogaduszki i ugaduję, aby odzyskać BOZa, przepis, zrobić dobry deal i przy okazji wpleść Psią Ligę w intrygę, na której skorzystamy, a ty przylatujesz i atakujesz mnie bezsensownymi zarzutami? Co robiły orki w Kiatis, wiesz że Zarov też tutaj jest, więc jeśli dwóch przywódców wrogich nam organizacji jest tutaj, a ja swobodnie latam nad lasem, to chyba nie jestem kandydatem na ofiarę. – syknęła przez usta patrząc głęboko w oczy półwampira. Szukała tam choć cienia zrozumienia sytuacji. – I na koniec obwołujesz mnie zdrajcą.

-Zniszczyłaś mi flotę. – jego oddech był niczym powiew lodowatego wiatru. – Bratasz się z psami.
-Ja… - czy naprawdę może być jeszcze więcej niespodzianek? - …jakbym wiedziała, że przyleciałeś to bym zestrzeliła tylko ciebie. Rozrzucasz swoje zabawki, to masz. A z układów nie muszę ci się tłumaczyć. A propo, od teraz mamy pakt o nieagresji z nimi.

Stali tak przez chwilę walcząc na mordercze spojrzenia.

-Jak chcesz.- Raflik stracił pewność co do teorii o porwaniu. - Ale udowodnię, że jesteś zdrajcą.
-Rób co chcesz, tylko nie właź mi w drogę. Przed CA stoją nowe możliwości i nie pozwolę, aby tępota, która ostatnio zapanowała w organizacji mi przeszkodziła. Chaos to nie tylko niszczenie wszystkiego dookoła. Jeśli mój plan się powiedzie, będziemy potężni jak nigdy dotąd. Ale tylko pod warunkiem, że odpowiednio ustawimy priorytety, a nie będziemy kręcić się w kółko napinając mięśnie.

Raflik miał dość i wyrwał się z uścisku wiedźmy. Nie podzielał jej wizji świata, a bardzo podobała mu się idea przywódczyni-zdrajcy.

-A teraz zawołamy transport. – Wiedźma wyciągnęła swoją srebrzystą kulę i skupiła się na nieco zaniedbanym towarzyszu.

-Zarov? – posłała telepatycznie wiadomość – Zarov, słyszysz mnie? Myślę, że mam coś co ciebie interesuje. – Potrzebuję tylko małego wsparcia.


Image
User avatar
c914
Posts: 596
Joined: Sat Jan 03, 2009 10:30 am

Re: Juno 2

Post by c914 »

- Żeby to jasna! - Zarov pocierał obolałe czoło. - Żyjemy, czyli nie jest źle. Żyjemy prawda?
Rdzeń Hary potwierdził, jednocześnie zalał umysł Sergieja falą informacji o zniszczonych oraz uszkodzonych systemach.
- Jest tego sporo, czy?
Nie!
- A może?
W żadnym wypadku.
- A to?
Okręt odpowiedział Zarovowi po raz trzeci negatywnie.
- Ok, ok... pokaż mi czy mamy coś co działa sprawnie.
Jednostka posłusznie wykonał polecenie i wskazał na jeden obiekt – był nim sam rdzeń. Dopóki na pokładzie została aktywna krystaliczna materia dopóty działał i mógł nawiązać łączność z innymi rdzeniami w okolicy.
- To ułatwia nam decyzje prawda? Rozpocznij procedurę alfa.

Krystalicznej materii która przetrwała uderzenie właśnie został zdjęty kaganiec. Nie kontrolowana przez rdzeń i Zarova poddała się podstawowej funkcji – pożerania i namnażania. Materiału do przerobu było pod dostatkiem. To co zostało z Hary stało się pożywka dla shivanskiego tworu. Wrak okrętu błyszczał od zachodzących w nim procesów.

Zamknięty w śmiertelnym na zewnątrz, a zarazem bezpiecznym dla niego w środku kokonie falujące materii Sergiej był praktycznie odcięty od wiadomości. Jedynie dzięki pośrednictwu rdzenia mógł odbierać informacje od sond oraz transportowca.
Znowu czary. - westchnął – Wszechświat byłby zdecydowanie lepszym miejscem gdyby się ich pozbyć...
Sergiej odebrał silny i mocny przekaz mentalny, prosto z powierzchni Juno 2 . I nadała go nie kto inny jak przywódczyni CA. Kiedy kobieta prosi nie należy odmawiać, zwłaszcza ta kobieta. Przekazał wiedźmie wiadomość, że kawaleria już jest w drodze i ponownie pogrążył się w rozważalniach nad magia i jej naturą.

----------------------------------------------------------

- Zgromadzenie? Chyba sobie żartujesz wiedźmo – Prychnął generał – nie potrzebujemy niczego od tej kosmicznej hołoty!
- Właśnie że potrzebujemy. Transportu. - krótko dparła przywódczyni CA
- Orki powinny zając się tym!
- Gdzie? W stolicy? - Wiedźma wskazała na odległa łunę.
- Może! - Raflik nie dawał za wygraną. - Wiesz jaką cenę przyjdzie Ci zapłacić? Zapomniałaś co zrobili Ci ostatnim razem?
- Nie – wiedźma odwarknęła, nie zapomniała. Pobyt w więzieniu Zgromadzenia był jedna z mniej przyjemnych etapów w jej długim życiu – Do tej pory Zarov wywiązał się z umowy.
- I zamierzasz mu zaufać?
- Ja nikomu nie ufam Generale! Nikomu!- Chimeria wysączyła przez zaciśnięte zęby ostatnie słowa.

Korony drzew nad przedstawicielami CA zafalowały kiedy czarny transportowiec Zgromadzenia bezszelestnie przesunął się nad nimi.

Rób co chcesz! Ja zamierzam wydostać się z tej planety jak najszybciej. - Chimeria podążyła za transportowcem który najwyraźniej szukał dogodnego miejsca do lądowania.

Raflik spojrzał jeszcze na oddalający się obiekt i pomaszerował za wiedźmą.


----------------------------------------------------------

Zarov analizował odczyty z pokładu transportowca. Tysiące istot ludzkich czaiło się pod baldachimem z drzew, ich odczyty termalne były doskonale widoczne na tle zimnego lasu. Los uśmiechnął się do niego ponownie, piloci jednak będą. Szybko znalazł też wiedźmę i obok niej nieproszonego gościa który w odróżnieniu od niej w podczerwieni wyglądał jak najzimniejszy obiekt na Juno 2.

Transportowiec zawisła kilkadziesiąt metrów nad leśną polaną i zapalił reflektory. Każdy w promieniu kilku kilometrów mógł dostrzec pełną iluminacje jednostki Roju. Przerażeni ludzie dostrzegli szanse na ratunek z kosmicznej pożogi jaka opanował ich rodzimą planetę.
- Na co on czeka? - stojąc na skraju polany Chimeira zadzierała głowę do góry – widzi nas jak na tacy.
- Może na nich?
Z cienia drzew na polanę zaczęły wychodzi setki ludzi. Większość mocno wystraszona jednak z nadzieja w oczach.

Jednostka Roju rozpoczęła procedurę lądowania. Kiedy tylko transportowiec osiadł cztery potężne rampy otworzyły się z sykiem. Zgromadzeni na obrzeżach lasu ludzie ruszyli. Chimeria z Raflikiem popatrzyli na siebie i również skoczyli w kierunku oświetlonej rampy. Jako nadludzi nie mieli problemu z dostaniem się do transportowca szybciej niż zwykli śmiertelnicy. Gdy tylko przekroczyli próg rampa zamknęła się za nimi. I nic się nie stało.
Zarov jesteśmy już w środku – Chimeria straciła cierpliwość i uderzyła pieśca w ścianę – ruszaj!
Żadnej odpowiedzi, jedynie chiche echo uderzenia roznoszące się po pustym przedziale ładunkowym.
I masz tu swoje zgromadzenie – Raflik prychnął.

Pozostałe trzy przedziały ładunkowe potrzebowały niespełna kilku minut by zapełnić się uciekinierami. Dwa tysiące istnień ludzkich poczuło ulgę kiedy transportowiec opuszczał powierzchnie Juno 2. Myśleli, że są uratowani.

----------------------------------------------------------

Zarov rozpoczął przygotowania na przybycie transportowca wraz z ładunkiem. Hara stała się teraz kilometrową sfera krystalicznej materii. Obiekt musiał być szybko gotowy do lotu między gwiezdnego. O standardowym napędzie nie było mowy, transportowiec nie posiadał na tyle energii by udźwignąć kilometrowa sferę materii. Natomiast podprzestrzeń to było coś innego. Wystarczyło wytworzyć odpowiednio duże i długo trwające okno by wyrwać się z orbity juno 2, z tym shivański napęd nie powinien mieć problemów.

Nagły przekaz oderwał Sergieja od pracy. Jedna z sond wyłapała wiązkę komunikacyjną płynącą na starej używanej jeszcze przez dawne zgromadzenie częstotliwości. Nadawała Agenda.
- A Ci czego chcą? - Zarov osobiście nie miał do czynienia z Agendą. Jednak ci chcieli rozmawiać, a dokładniej ich przedstawicielka Satsuki, to było bardzo interesujące i intrygujące. Sergiej uśmiechnął się.
- Kolejna osoba w grze, ciekawe czy to zwykły pionek czy może znacząca figura? - Tą sama droga która przybył komunikat Zarov nadał wiadomość zwrotną. Miejsce potkania wyznaczył na jedną z tysięcy kosmicznych pustek które rozdzierały galaktyki.


----------------------------------------------------------

Tymczasem transportowiec właśnie wlatywał do czerwone sfery która do niedawna była jeszcze Harą. Przebywający w ładowni przedstawiciele CA już od pewnego czasu czuli emanującą negatywna względem magi strukturę. Wlot do wnętrza podziałał na nich jak uderzenie obuchem. Potrzebowali chwili by dostosować się do nowej sytuacji w której ich magiczne zmysły zostały przytłumione.

Wewnętrzne sensory od momentu wejścia w sferę rozpoczęły monitorowanie gości z CA, z magia nigdy nic nie wiadomo. Nowe dane zasila zbiór wiedzy jaki już Zarov posiadł o ludziach z CA.
Na analizy i wnioski przyjdzie wkrótce czas.

Nim jeszcze Chaotycy w pełni doszli do siebie jedna ze ścian ładowni zaczęła topić się. W powstałym otworze w blasku czerwieni pojawił się Sergiej.
- Witam na pokładzie.. Chciałbym pogratulować zniszczenia ostatniego okrętu klasy Hara w znanym wszechświecie, tylko nie wiem komu. - Wymownie spojrzał na dwójkę Chaotyków.
Wiedźma tylko zdawkowo uśmiechnęła się.
- Jesteśmy w stanie wyrwać się z tego miejsca?
- Oczywiście. Potrzebuje tylko chwili na przemodelowanie transportowca, skorzystam z jego mocy by nas stąd zabrać.

Raflik milczał. Obserwował jedynie jak koleje segmenty ścian transportowca zmieniają się w płynną czerwona strukturę. Nie był tym widokiem zachwycony, czuł że siedzi w potrzasku.

Zatem gdzie kosmiczna taksówka Zgromadzenia ma zamiar was zabrać?
- Foorstin -dparła wiedźma.
Oczywiście, ale najpierw polecimy w jedno miejsce, będzie na nas czekał tam ktoś kogo obecność może was zainteresować. W międzyczasie odpowiecie na kilka moich pytań....


----------------------------------------------------------

Napęd transportowca z trudem jednak udanie wprowadził kilometrowa sferę w podprzestrzeń. Uwięzieni w toczonych przez krystaliczną materię ładowniach ludzie powoli rozumieli, że pozostanie na planecie mogło być znacznie lepszym wyborem.


----------------------------------------------------------

Tymczasem ci którzy wyrwali się z systemu Juno już dolatywali do pobliskich systemów, niosąc dramatyczne wieści. Fala chaosu rozlała się po kosmosie.
Last edited by c914 on Mon Oct 07, 2013 1:41 pm, edited 1 time in total.
USS George Washington - 90 tysiecy ton dyplomacji.
User avatar
Windukind
Posts: 1125
Joined: Fri Aug 29, 2008 12:53 pm

Re: Juno 2

Post by Windukind »

Ostatni Juno 2 opuszczali Psio Ligowcy. Użyczyli oni swoich terminali międzygwiezdnym armatorom. Wśród gwiazd kapitanowie statków zaczęli roznosić opowieść o niezwykłej, dramatycznej bitwie stoczonej na orbicie. O dzielnych załogach, które ginęły starając się ratować planetę, o przywódczyni CA, która powstrzymała ostateczną zagładę i o mordercy Zarovie, za którym posłano listy gończe.

Windukind udał się z delegacją w kierunku światów agendy. Tymczasem Tarieth otrzymawszy sygnał o dostrzeżeniu jednego z prototypów ZCM rozpoczął pościg. Psia Liga znając część parametrów statków dała wcześniej rozkaz swym jednostkom dodatkowo przeczesywać przestrzeń w miejscach, gdzie mogłyby zatrzymać się po zapasy. Flota handlowa docierając w o wiele dalej niż ktokolwiek inny nie musiała wreszcie trafić na uciekinierów.Teraz jeden z z najszybszych, nieoznaczonych stateczków, wypełniony dwiema drużynami Kłów pędził na odległą, lodową planetę.
We do not sow


Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
Post Reply