Górne Ry'leh - Departament Liczb

Charakterystyczne i często odwiedzane miejsca w Multiświecie.
User avatar
Noire
Posts: 965
Joined: Fri Jan 02, 2009 9:28 pm
Contact:

Górne Ry'leh - Departament Liczb

Post by Noire »

Czwarta platforma: Górne Ry'leh
Czwarta platforma unosi się wyżej niż Dolne Ry'leh. Cały obszar wielkości Irlandii pokryty jest jednym wielkim technicznym miastem a'la Coruscant. Obszar ten był pod opieką cyborga tilka. Prowadzono tu badania nad najnowocześniejszymi technologiami, albo raczej na odkrywaniu i dostosowywaniu planów wielu technologii Starożytnych na dzisiejsze między-wymiarowe potrzeby. Tu również mieści się potężne centrum obliczeniowe i holodekowe pozwalające ćwiczyć agentom różne warianty działań. Platforma była na tyle daleko od powierzchni hiper-sfery, aby wykluczyć jakikolwiek wpływ magii na badania. Żadne moce próbujące zachwiać prawa fizyki nie są w stanie tego zrobić na tej wysokości.
Gęsta siatka futurystycznych struktur rysowała się na horyzoncie nigdy nie zasypiającego miasta Górnego Ry'leh. Zaawansowane technologicznie pojazdy co rusz przemykały obok siebie, a ich pracujące silniki wydawały z siebie ciche, nieinwazyjne dźwięki. Mimo tak gęstego natężenia statków powietrznych oraz ludności ulice były czyste i schludne dzięki nowoczesnym technologiom wprowadzonych tu przez Agendę. Spora część mieszkańców była pracownikami tej organizacji i właśnie zdążała do poszczególnych departamentów na kolejną zmianę - jednym z owych miejsc był Departament Liczb.

Był on umiejscowiony na północno-wchodniej części platformy, która była jedną ze starszych partii tej metropolii. Sam budynek nie przedstawiał się jakoś szczególnie wybitnie, choć można powiedzieć, że wyróżniał się architektonicznie na tle wspaniałych, przeszklonych drapaczy chmur. Był wysokim, ciemnym prostopadłościanem z wyglądu dość surowy i pozbawiony jakichkolwiek uwypukleń czy wklęsłości. Nie posiadał nawet okien, a jedyną rzeczą jaka rzucała się w oczy na jego powierzchni były ciężkie wrota z wyrytym nad nimi topornymi literami napisem "Departament Liczb".

Kiedy jednak weszło się już do środka to okazywało się, że grube i niemal czarne okalające mury budowli były od tej strony zupełnie przeźroczyste. Samo wnętrze było urządzone dość prosto i schludnie, jednak nie sprawiało wrażenia aż takiej surowości jak jego fasada. Większość pracowników mających akurat przerwę wypoczywało wspólnie na placu umieszczonym w samym sercu obiektu. W jego centrum znajdował się wysoki słup wody, o średnicy kilku metrów nieograniczony w żaden sposób inną materią. Można było do niego zwyczajnie podejść i dotknąć, przy okazji podziwiając zamieszkałe w nim wodne stworzenia z różnych części wszechświata.

Jednak kiedy przerwa się kończyła wszyscy szybko wracali do czekających na nich obowiązków.
Conquered, we conquer.
User avatar
Noire
Posts: 965
Joined: Fri Jan 02, 2009 9:28 pm
Contact:

Re: Górne Ry'leh - Departament Liczb

Post by Noire »

To była męcząca misja, jednak dopiero teraz czekała go najgorsza część całego przedsięwzięcia. Niemniej wiedział, że nie bardzo ma wpływ na to co może się stać, więc po prostu poprawił swój mundur, szybkim krokiem udał się przed siebie i przeszedł przez masywne wrota Departamentu Liczb.

Zanim w końcu przybył na miejsce musiał oczywiście jakoś wydostać się z planety Coddar. Na szczęście pojazd należący do Ehrena nadal nadawał się do użytkowania i po załadowaniu się na pokład wraz z Xellas, Dominą i ich przybytkiem odlecieli w siną dal. Po przekroczeniu bramy i osiągnięci bezpiecznej odległości na orbicie, drogi Jamesa i jego współtowarzyszek się rozeszły. One przesiadły się z rozklekotanego statku do swojego okrętu, a James odleciał nim w kierunku znajdującego się nieopodal Salema. Jakimś cudem 'statek' wpuścił go na pokład, jednak kiedy zobaczył, że jego właściciela nie ma w pojeździe dość znacząco okazał swoje niezadowolenie. Agent Agendy spędził trochę czasu na uspokajaniu 'maszyny' i w końcu udało mu się to obiecując mu wielki kłębek wełny, czekający na niego w miejscu do którego mieli się udać.
Gdy już w końcu dotarli do świata Agendy, James i Salem rozstali się w Świecie Wrót. Nietypowy okręt zmienił się w wielkiego, czarnego kota i został tam wraz z obiecanym mu wielkim zwojem sznurka. Dopiero wtedy mężczyzna udał się dalej pilarem do Górnego Ryleh, gdzie musiał spotkać się ze swoją przełożoną.

Skinął głową w kierunku przechodzącego obok współpracownika i wszedł do niewielkiej, dźwiękoszczelnej windy, a następnie wcisnął jeden z przycisków odpowiedzialny za konkretne piętro. Kiedy wyszedł na zewnątrz kroki maszerujących w te i wewte ludzi zdawały się kilkunastokrotnie głośniejsze w kontraście do ciszy w jakiej przebywał ostatnią minutę. Maszerował wymijając zwinnie wiecznie spieszących się innych pracowników Agendy, skręcając przy tym kilkukrotnie w przeróżne korytarze. Im dalej szedł, tym mniej ludzi spotykał po drodze aż w końcu dotarł do części kondygnacji gdzie nie było żywej duszy. Bezdźwięk, który panował w tym miejscu był mrożący krew w żyłach, ale zwykłe czarne drzwi jakie stały przed nim były jeszcze gorsze. Nie ociągał się jednak i wszedł do pomieszczenia, jakie się za nimi znajdowało.

O ile wewnątrz budynek departamentu wydała się być znacznie bardziej przyjazny niż z zewnątrz, tak ten pokój uderzał w identycznie surową nutę jak fasada budynku. Jedynymi meblami jakimi można było uświadczyć w tym biurze, to czarne biurko oraz masywne fotel na którym siedziała kobieta o białych jak pergamin włosach. Kiedy tylko usłyszała jak wszedł do środka oderwała oczy znad świetlistego panelu wyświetlonego na blacie, a z chwilą zamknięcia się drzwi z jej ust padło suche pytanie:

- I jak?
- Wszystkie wytyczne misji zostały wykonane - podszedł spokojnie do biurka i położył na niej grubą teczkę opatrzoną słowem "Raport".
- Nadal używasz papieru? - w końcu na jej ustach pojawił się ledwie zauważalny grymas, coś na kształt uśmiechu.
- Pod pewnymi względami jestem beznadziejnym tradycjonalistą, Pani - uśmiechnął się i odrobinę rozluźnił, kiedy tylko zobaczył, że jego szefowa jest dziś w dobrym humorze.

Noire otworzyła teczkę, przejrzała kilka kartek i przeczytała zawarty na nich tekst. Tym razem zdecydowanie można było powiedzieć, że się uśmiechnęła.
- Wykonałeś wszystko i jeszcze kilka nadprogramowych zadań. Doskonała robota.
- Dziękuję, ale dość szalony sposób prowadzenia ekspedycji przez kapitana Ehrena dał mi tak szerokie pole do manewru. Inaczej nie byłbym w stanie tyle zdziałać - odpowiedział jednym tchem. Kątem oka zerknął na dane wypisane na blacie biurka, nad którymi wcześniej pracowała jego przełożona. - Czy to projekt finansowy nowej jednostki?
- A tak - odparła kobieta - poprawiam go i wprowadzam własne poprawki.
- Cały budynek jest pełen specjalistów, którzy mogą to zrobić, ale Pani i tak zawsze się uprze..
- No, nie spoufalaj się - odpowiedziała chłodno, a mężczyzna zamarł. Kiedy tylko zobaczyła jego przerażoną twarz jej oblicze znów się rozjaśniło. - Zawsze macie takie śmieszne miny. No już, nie będę na Ciebie dzisiaj krzyczeć. Świetnie się spisałeś, więc możesz mi dzisiaj towarzyszyć, bo właśnie skończyłam wszystko co miałam na dziś do zrobienia.
- W czym? - spytał zaciekawiony James.
- W Igrzyskach Śmierci.
Conquered, we conquer.
User avatar
Windukind
Posts: 1125
Joined: Fri Aug 29, 2008 12:53 pm

Re: Górne Ry'leh - Departament Liczb

Post by Windukind »

- Jesteś Smoczym Jeźdźcem ? –mały chłopiec zadał pytanie i zamarł z otwartymi ustami w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Mhm.

Był. Jednym z młodszych i utalentowanych. A co za tym idzie również dobrym pilotem.

- Latałeś na czarnych smokach?
- Na smokach się nie lata. One Cię ze sobą zabierają.

A żaden czarny smok nie wybrał go. Dlatego tu go przysłano. Zamiast trenować, miał spędzić miesiąc tym dziwnym miejscu. Szarym i ponurym. Codzienne mijane na ulicach istoty na ulicach nie wyrażały żadnych emocji na twarzach, a ich ubiory były bez polotu, jakby tylko po to, aby wtopić się tłum. Ale czy mogło być inaczej w miejscu, gdzie nietrudno był uzyskać dostęp do wszelkiej technologii i podsłuchów. Gdzie prywatność jednostek była znikoma? Nigdy nie było wiadomo, czy ktoś z nieprzyjaciół właśnie nie podsłuchuje i nie nagrywa. Gdzie trzeba było ostrożnie i z namysłem wykonywać każdy krok. Paranoja sama się nakręcała. I jeszcze to sztuczne jedzenie, suplementy diety, soja, tofu… Brakowało mu też gwiazdy i jej ciepła.

- A kim jest ta chuda dziewczyna w drugim pokoju?
- Ekspertem od zabezpieczeń.

Nie do końca wiedział kim jest Erin Volage. Wiedział, że pochodzi z potężnego, lecz ekstrawertycznego rodu, który przybył kilkanaście lat temu na Shiroue. Jej siostra Arrain Volage była genialną negocjatorką. Kiedy jednak zapytał dziewczynę o sukces na Coddar, ta odrzekła iż cieszy się, bo bała się iż Arrain nie nadrobi braku rodzinnego talentu. Nie miał pojęcia, o co chodziło. Erin za to miał jakiś dziwny wpływ na wszelką elektronikę. Na dodatek ubierała się prosto, bez żadnych ozdób czy makijażu. Dnie przesiadywała zamknięta w pokoju pełniącym funkcje biura, potem wychodziła i wskazywała urządzania śledzące. Wszystkie były już przepalone. W przerwach jadła sporo słodyczy. Poza tym obecność w tym świecie ją również męczyła.

- Kim jest ten Pan, który rozmawia z mamą?
- Dekoratorem wnętrz. Chyba całkiem rozchwytywanym.
- Czy mój tata Was wynajął?
- Tak.

Ojciec tego siedmioletniego chłopca,który właśnie zadawał tą długą serię pytań, był jakąś ważną szychą w Departamencie Liczb. Po kilku latach małżeństwa sprowadził żonę i syna do Górnego Ry'leh. Jednakże jego ukochanej nie przypadło to miejsce do gustu. Zażądała dekoratora wnętrz, który będzie w stanie nadać życia ich dwupoziomowemu apartamentowi oraz eksperta spoza agendy, który usunie podsłuchy. Smoczy jeździec miał być tylko pomocnikiem i dodatkiem, który pozwoli oderwać syna od comlinku.

- Jakie są Twoje statystki?
- To znaczy?
- Np.: prędkość. W grze jeźdźcy mają pięć.
- W jakiej skali?
- Od jeden do sześciu.
- Przebiegam sto metrów w dziesięć przecinek cztery sekundy. Jednak to nie jest najważniejsza cecha Jeźdźców.
- A jaka jest?

Dobre pytanie. Jett, smoczy jeździec i rekrut Kłów nie był w stu procentach pewien. Może właśnie, dlatego go tu wysłano. W towarzystwie tej dziewczyny.
We do not sow


Oh, the places you will go! There is fun to be done. There are points to be scored. There are games to be won.
User avatar
Noire
Posts: 965
Joined: Fri Jan 02, 2009 9:28 pm
Contact:

Re: Górne Ry'leh - Departament Liczb

Post by Noire »

* * *
Drobna kobieta z wściekłością godną rozjuszonego byka kopnęła swój futurystyczny pojazd, który postanowił odmówić jej dziś posłuszeństwa. Akurat jak zmierzała na ważne spotkanie w swojej pracy w Departamencie Liczb.

- Świetnie! Po prostu świetnie! - wykrzyczała łamiącym się głosem.
- Czy potrzebuje Pani pomocy? - zapytał przechodzący nieopodal mężczyzna wyraźnie zaskoczony zachowaniem kobiety.
- Co? Oo, nie, nie. Przepraszam. Po prostu czeka mnie ciężki dzień w pracy a to gów.. ten szmelc musiał się dzisiaj zepsuć.
- Mogę Panią podrzucić. Jadę w tamtym kierunku więc to dla mnie żaden kłopot.
- Byłabym niezmiernie wdzięczna – odpowiedziała wyraźnie ucieszona i podążyła razem z nieznajomym w kierunku jego środka transportu znajdującego się ulicę dalej.

Po drodze mijali stylowe, modernistyczne budynki mieszkalne i handlowo-usługowe. Oczywiśnie nie każda część miasta wyglądała tak reprezentatywnie, w końcu w każdej aglomeracji znajdą się gorsze i lepsze dystrykty. Jednak dziewczyna bardzo lubiła Górne Ry'leh, ponieważ zdecydowanie było to miejsce pełne możliwości i wyzwań, a jednym z nich była praca w Departamencie Liczb. Miejsce to nie wyróżniało się może jakoś szczególnie na tle innych placówek Agendy, a sami tubylcy nie do końca wiedzieli czym dokładnie zajmują się pracownicy tego przybytku. Jedyną pewną rzeczą było to, że jeśli chciało się być kimś w Agendzie i pracować nad wymagającymi projektami, trzeba było w pewnym punkcie swojej kariery przewinąć się przez to miejsce.

- Jak Ci na imię?
- Słucham? - wymamrotała wyrwana ze swoich przemyśleń kobieta.
- Jestem Jake Arnott. Jak się nazywasz? - mężczyzna serdecznie powtórzył swoje pytanie.
- Gdzie moje maniery. Noriko Yui.
- Nic się nie stało – uśmiechnął się – Wyglądasz na zestresowaną. Praca?
- Poniekąd – odparła zmęczonym głosem – Bardziej trudna przełożona, bo zespół w którym pracuje jest bardzo fajny.
- Nie ma nic gorszego niż wredni szefowie – pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Moja styczność z nią na co dzień jest znikoma. Wczoraj wieczorem dostałam informację, że chce przedyskutować ze mną mój projekt.
- To chyba jeszcze nic złego?
- I tak, i nie...
- Dlaczego?
- Ona wszystko sprawdza, liczy i kalkuluje sama. Sama! Jakby nie mogła tego oddać sztabowi ekspertów i po prostu siedzieć na tym swoim szefowskim krześle patrząc na wszystkich z góry i popijać drinki.
- Popełniłaś jakieś błędy w swoim projekcie?
- Nie, wydaje mi się, że nie.. Sprawdzałam wszystko po sto razy, żeby mieć pewność bym nie miała kłopotów w razie wyrywkowej kontroli.
- To nie masz się czym przejmować – odpowiedział kojącym głosem – Na pewno wszystko pójdzie dobrze.
- Po prostu nie chcę stracić swojej pracy – odparła smutno – Stanowisko w Agendzie to był wielki skok w jakości życia. Dla mnie i dla mojej rodziny, nie chcę ich zawieść.
- Na pewno sobie poradzisz. O, chyba jesteśmy już blisko. Gdzie mam Cię wysadzić?
- W sumie tutaj będzie dobrze. Przejdę się kilka minut i pozbieram myśli. Bardzo dziękuję za pomoc.
- Drobiazg. Powodzenia w pracy.
Noriko skinęła głową na pożegnanie i opuściła pojazd swojego dobroczyńcy, a następnie z ciężkim sercem skierowała się w kierunku miejsca swoich trosk. Miał rację, że denerwowała się niepotrzebnie, bo naprawdę nie miała żadnych zastrzerzeń co do swojej pracy. Wzięła kilka głębokich wdechów, poklepała się po twarzy i narzuciła sobie spokojniejsze tempo chodu. Właściwe spotkanie w sprawie programu miało zacząć się dopiero za kilka godzin, więc postanowiła, że do tego czasu po prostu rzuci się w wir zadań i nie będzie sobie tym zaprzątać głowy.

Nagle świat przed jej oczami gwałtownie zawirował i gdyby nie to, że zdążyła się oprzeć o znajdującą się nieopodał ławkę z pewnością upadłaby z łoskotem na ziemię. Wizja otoczenia wokół niej stała się nienaturalnie świetlista i jasna, aż zrobiło się jej od tego niedobrze. Miała wrażenie, że wiatr przyniosł ze sobą dziwne szepty, jednak kiedy otrząsnęła się kilka sekund później z tego stanu nie pamiętała zupełnie nic z tego co jej przekazały.

Miała tylko jeden cel w głowie.

Musi natychmiast zobaczyć się ze swoją szefową.

* * *

Subtelny sygnał dźwiękowy oznajmiający wybicie 14:00 rozległ się z biurka, którego blat był jednocześnie wielkim dotykowym ekranem nad którym siedziała w skupieniu Noire przerzucając najróżniejsze dokumenty.

- W końcu przerwa – burknęła pod nosem i przeszła w inną część pomieszczenia. Ze ściany przy której stanęła wysunął się czarny prostopadłościan, który po chwili zamienił się w wygodną kanapę.

Usiadła na niej opierając się plecami o jedno z bocznych oparć, a na drugie zarzuciła swoje nogi i wyciągnęła z nano-ściany starego, wyświechtanego, papierowego harlequina Sally Wentworth " Echa przeszłości". Z podłogi zmaterializował się mały stolik na którym była postawiona filiżanka herbaty oraz imbryk. Absolutnie nikt nie miał prawa jej teraz przeszkadzać, to było tak oczywiste, że nie zanotowala w świadomości kiedy drzwi jej gabinetu otworzyły się bez pukania a do środka weszła młoda kobieta o ciemnych włosach i brązowych oczach.

- Pani Kanclerz, musimy pilnie porozmawiać.
- Czytam.
- To bardzo ważne.
- Czytam.

Wróć.

- Co Ty tutaj robisz? - zapytała spokojnie białowłosa nie odrywając spojrzenia znad książki.
- Mam kilka pytań dotyczących wewnętrznych spraw organizacji.
- Nie o to chodzi. Którą godzinę mamy według Ciebie?
- Jest godzina 14:02. To nieistotne, bo..
- Nieistotne. Rozumiem. Moja przerwa jest nieistotna. - Noire spokojnie odłożyła harlequina na blat i usiadła prosto z uwagą przygladając się swojej podwładnej. Skinęła na dziewczynę, aby podeszła bliżej. Ta zrobiło to o co ją poproszono, a pod jej nogami nieoczekiwanie wyrosło proste krzesło, na które opadła zaskoczona.
- Słucham uważnie, jakie masz do mnie pytania Noriko. – chociaż nie była to pracownica, z którą Noire miała jakiś szczególny kontakt, to pamiętała jej niesamowity projekt, który miała omówić z nią dziś wieczorem, a potem zaproponować awans.
- Co z BOZem, dlaczego Pani nie reaguje? - zapytała dość bezpośrednio.
Białowłosa przechyliła lekko głowę w zdumieniu. Nie dość, że został zakłócony jej czas wolny to osoba przed nią była na tyle nierozważna, żeby pytać o ważne sprawy tonem oczekującym odpowiedzi. Nie była już zła, była po prostu zdumiona.
- Dlaczego powinnam? - zapytała spokojnie.
- W końcu to niebezpieczna broń! Co się stanie jeśli dostanie się w niepowołane ręce? Powinniśmy działać wspólnie by go odzyskać.
- Broń Ostatecznej Zagłady, hmm.. - zamyśliła się. Awans już nie wchodził w grę.
- Pani Kanclerz powinna zareagować – ton Noriko zawierał w sobie cień stanowczości.

Chyba, że awans w zaświaty.

Noire przyjrzała się opieszale swojej podwładnej, która niedługo przestanie istnieć. Skoro jednak doszło do tej sytuacji, to postanowiła dalej prowadzić z nią tą bezsensowną dyskusję.

- BOZ jest dla nas ważny, owszem. Jednak jedynie jako pamiątka z dawnych lat. Po przeprowadzeniu wszelakich testów okazał się dość.. archaiczny i nie aż tak potężny jak wszyscy go opisują. Owszem, jest zdolny zniszczyć planetę i jest to dość silny artefakt, ale w związku z jego przestarzałą technologią można uwolnić jego pełen potencjał jedynie raz. Przyzam, że mieliśmy co do niego większe oczekiwania. Zwłaszcza, ze posiadamy przedmioty, które znacząco go przewyższają i są lepiej rozwiązane technologicznie. - białowłosa wygłosiła długi monolog. Noriko zamyśliła się i odparła po chwili.
- Nadal stanowi on duże zagrożenie. Ktoś powinien się tym zająć.
- Zajmują się, zajmują.
- Kto?
- Satsuki Joan Eileth Amber Heather Aeline Hira'min Kyasuminerai oraz Lord Mazoku.
- Przecież.. przecież Satsuki była wściekła po ostatniej próbie wydalenia jej z organizacji i nie będzie działaś na korzyść naszego departamentu! To my musimy coś zrobić, my!

Noire wyraźnie osłupiała. Na początku miała wrażenie, że Noriko jest po prostu zuchwała, ale teraz było wyraźnie widać, że dostała pomieszania zmysłów.

- Nie było żadnej próby wydalenia Satsuki z organizacji i nikt tego nie zrobi, a na pewno nie ja.
- Co? Przecież czyny Pani Kanclerz podczas Yellow Line mówią zupełnie co innego. - Noriko była wyraźnie wzburzona.
- Yellow Line było pierwszym ważnym wydarzeniem w historii, gdzie Akademia Omnes Artes Feminarum pojawiła się obok innych organizacji. Satsuki jest doświadczoną agentką, powinna wiedzieć, że była figurą na podstawie, której potrzebowaliśmy określić zamiary rektora Akademii. To jak to zinterpretowała i jak postanowiła to później wszystko przedstawić przed innymi jest jej sprawą. Jestem pewna, że gdyby poczuła się tym faktem dotknięta otrzymałabym od niej stosowną informację.
- Wszyscy teraz mówią, że w Agendzie jest wojna domowa i bitwa o schede po Distancie. Tak nie może być, trzeba coś z tym zrobić.
- Niech mówią. Żadnej bitwy o schedę nie ma, pełnia władzy nad Agendą została przekazana Arii do momentu powrotu Distanta. Jeśli pewna grupa zainteresowanych osób rozprzestrzenia plotki o rozłamie, to działa nam tylko i wyłącznie na ręke.

Noriko ucichła na moment by wstać i nalać sobie trzesącą ręką herbaty ze stolika obok Pani Kanclerz. Ta zaś zadumała się na chwilę i zestawiła fakty. Przede wszystkim agentka Yui nie powinna być w ogóle w stanie wejść do jej gabinetu podczas przerwy, bowiem dostęp do biura jest wtedy zablokowany. Ponadto jej uwagę przykłuło zawirowanie przestrzeni obok prawej kieszeni szalonej kobiety.
- Co tam masz?
- Gdzie? - kobieta była wyraźnie zaskoczona pytaniem.
- W prawej kieszeni, daj mi to.
- Ale ja nic.. - dziewczyna sięgnęła posłusznie do ubrania – Och? - w jej dłoni znalazła się koperta świecąca słabym, błękitnym blaskiem. Ona sama była wyraźnie zaskoczona tym niezwykłym znaleziskiem.

O nie.

- Daj mi to – Noire wyciągnęła ręke po świstek papieru i otworzyła go z niepokojem. Szybko przeczytała informacje, która zawarta była w liście i natychmiast się odetchnęła z ulgą.
- To nie do mnie.

Całe dziwne zachowanie Noriko nagle nabrało sensu. Nic dziwnego, że pogubiła się emocjonalnie po chwilowym spotkaniu z wyższym, transcendentalnym bytem, bowiem zwykły śmiertelnik nie jest w stanie objąć go swoimi zmysłami. Noire przywołała do swojego biura Jamesa i innych, bezimiennych na razie pomocników.

- Odeskortujcie tą Panią Noriko do naszego uzdrowiska i zapewnijcie najlepszą opiekę. Powinna odzyskać w pełni władzę umysłową za kilka dni bez naszej pomocy, jednak chce jej zrekompensować nieprzyjemności jakie musiała ostatnio napotkać. Wyślijcie też na jej konto ekwiwalent finansowy za przymusowy urlop.

Bezimienni pracownicy zasalutowali i oddalili się z biura wraz z poszkodowaną agentką.

- James.
- Tak Pani.
- Mam dla Ciebie misję kurierską.
- Tak jest. - zasalutował czarnowłosy agent. Już miał opuścić pomieszczenie, kiedy Noire zatrzymała go w progu.
- Oprócz tego przekaż wszystkim, że odtajniam informację o skradzeniu BOZa. Można o tym rozmawiać publicznie, na przyjacielskich plotkach, pogaduszkach – gdziekolwiek.
- Rozumiem, zajmę się tym. A co z informacjami o dobrach skradzonym innym organizacjom?
- Również odtajniam.
- Tak jest.
- Spotkaj się ze mną za godzinę w pomieszczeniu A000B83.

* * *

Pomieszczenie A000B83 było niczym innym jak wielką salą w której znajdowały się potężne maszyny do teleportacji na wielkie odległości. James stawił się na miejscu punktualnie.

- Intresujący nas statek logował się dziś w przestrzeni Świata Wrót, a jego następny sygnął został nadany z orbity planety Akreon Siedem – Noire odczytała dane z panelu znajdującego się przed nią.
- Czyli są poza zasięgiem naszej maszyny – skwitował niezadowolony James.
- Nie do końca – białowłosa poklepała go po kieszeni w której znajdował się tajemniczy list. - Ta rzecz jest.. dość nieustępliwa. Z pewnością wyczułeś dziwne zawirowania przestrzeni wokół listu.
- Transcendencja – dokończył zdumiony.
- Oczywiście, nie mogę zagwarantować, że będzie to gładki skok, ale powinieneś trafić na miejsce w jednym kawałku.
- Pocieszające. - mruknął pod nosem.
- Właź do środka – skinęła ręką na skomplikowane urządzenie do teleportu. Sama zaś pochyliła się nad panelem i wybrała opcję komunikacji ze statkiem DSS Llewellyn.
- DSS Llewellyn, tu link teleportacyjny A000B83-D513, Górne Ry'leh. Czy mnie słyszysz.
- A000B83-D513, Górne Ry'leh tu krążownik DSS Llewellyn. Słyszymy Cię wyraźnie.
- DSS Llewellyn za chwilę na pokład waszego statku zostanie wysłany agent James Grey. Kod misji 00003 z przesyłką dla Lorda Mazoku od .. #002366 .

Przez chwilę po drugiej stronie zapadła cisza pełna konsternacji.

- A000B83-D513, Górne Ry'leh. Obawiamy się, że tak duży skok nie jest możliwy. Znajdujemy się przy Akreon Siedem i..
- DSS Llewellyn, zdajemy sobie sprawę z tej dość nadzwyczajnej sytuacji. Dlatego prosimy o skoncentrowanie energii w waszym lokalnym teleporcie E002-K35498.
- A000B83-D513, Górne Ry'leh. Zrozumieliśmy. Podajemy koordynat. - odparł niepewnie głos z urządzenia.

Noire wprowadziła dane do maszyny i spojrzała niepewnie na Jamesa.
- Jak tak sobie myślę, to chyba za mało Ci płacę. - powiedziała z jakby nutą sympati w głosie. James tylko przełknął ślinę i zamknął oczy kiedy Pani Kanclerz wcisnęła wielki czerwony przycisk.

Rozbłysk błękitnego światła ogarnął całe pomieszczenie na ułamek sekundy i James zniknął z miejsca w którym przed chwilą się znajdował. Chwilę później nastąpiła głośna implozja i teleporter gwałtownie zapadł się w sobie, aż z sufitu i ścian posypały się elementy budowlane. Cisza zdawała się trwać w nieskończoność.
- DSS Llewellyn. Jaka jest sytuacja? - Noire niemal krzyknęła do głośnika. Przez chwilę nikt jej nie odpowiadał.
- A000B83-D513, Górne Ry'leh. Meldujemy, że skok zakończył się.. sukcesem. Agent James Grey jest z nami w jednym kawałku. - głos z głośnika nie ukrywał swojego zdumienia.
- DSS Llewellyn, dziękuję za wspólpracę. Bez odbioru.

Noire wyraźnie odetchnęła z ulgą i przetarła sobie twarz rękoma. Kiedy zaś palce odsłoniły jej wizje, spojrzała na ogrom zniszczeń głównego urządzenia z którego został wysłany James. Ulga z jej głosu ulotniła się natychmiast zastąpiona przez syk pełen niezadowolenia.
- Czy ktoś do cholery może mi zrobić raport szkód? Czemu jeszcze tu nikogo nie ma? Muszę to wszystko policzyyyyyyć. - krzyknęła w przestrzeń.

* * *

Ta część miasta nie należała do najbardziej zadbanych ani przyjemnych. Rdzewiejące hangary i opuszczone szkielety niedokończonych budynków nadawały temu miejscu specyficzny klimat porzuconych i zdeptanych marzeń. Mimo wszystko nie było ono zupełnie wyludnione i różne typy spod ciemnej gwiazdy znalazły tu swoje schronienie.
Jednym z takich budynków był magazyn numer 16 z którego dochodziły teraz mrożące krew w żyłach krzyki. Pomimo to żaden z przechodzących obok mieszkańców zdawał się nie zwracać uwagi na to co może dziać się w środku.
- Nie, nie, nie! Powiem wszystko! Wszystko co chcesz! - krzyczał anonimowy mężczyzna.

Drugi męski głos tylko roześmiał się w odpowiedzi. Potem dało usłyszeć się dźwięk przebierania pośród metalowych narzędzi jednak czynność ta została przerwana przez pukanie do drzwi.
- Szcześciarz – śmiejący się wcześniej mężczyzna podszedł do drzwi i zajrzał przez wizjer. Po krótkiej chwili odryglował drzwi i wpuścił do środka kobiecą postać.
- Cofam to! Jednak nie! - odrzyknął zadowolony w kierunku torturowanego.
- Co my tu mamy Panie Locker? - zapytała białowłosa.
- Nic wielkiego. Quest poboczny.
- Nie powiedziałabym, że to nic wielkiego – Noire spojrzała zaciekawiona na siedzącego na krześle, zakrwawionego mężczyznę. Jego lewe kolano było przetrącone tak, że kość wyraźnie wystawała spod rozszarpanych włókien mięśniowych. Całe ciało było poprzypalane stalowym prętem, który leżał teraz niedbale rzucony na palenisko w gotowości na kolejne zadania. Tuż obok znajdowała się kocia łapka, która również była dziś używana, na co wskazywał brak skóry na torsie nieszczęśnika. Skrawki ciała zwisały obok wielkiej otwartej rany.
- Ale ominąłeś punkt – kobieta wskazała na paznokcie torturowanego. Mężczyzna otworzył oczy szeroko ze strachu.
- Moja klientka życzyła sobie by zostawić je w spokoju, lubi delikatne dłonie.
- A stopy?
- Punkt dla Ciebie – z zadowoleniem pochwycił na wpół wypalone cygaro i płynnym ruchem wyjął z pudełka wielki rozkuwacz do lodu i młotek.
- Mały palec również zasługuje na specjalną uwagę.
- Nie ma to jak konsultacje ze specjalistami.
- Proszę! Litości! Przyznaje się do wszystkiego!
- Chyba się nie zrozumieliśmy – odpowiedział Pan Locker przykładając szpikulec pomiędzy mały, a średni palec u stopy a następnie wykonał potężne uderzenie młotkiem. Można było usłyszeć dźwięk pękającej kości i następujący po nim krzyk.
- Tortury są dla torturujących. - uśmiechnął się paskudnie.
- Ucisz go, błagam Cię. – Noire skrzywiła się wyraźnie rozdrażniona płaczem siedzącego mężczyzny. - A najlepiej pozbądź się go stąd, przyszłam porozmawiać.

Pan Locker zadowolony z siebie podszedł do skazanego i odpiął przytrzymujące go pasy po czym rzucił mu stare, drewniane kule.
- No już, zmykaj – machnął na niego ręką. Przez sekunde w oczach mężczyzny pojawiło się niedowierzanie jednak zorientował się, że to może być jego jedyna szansa na przeżycie. Błyskawicznie pochwycił kije do podparcia się i wstał tak szybko jak tylko mógł. W międzyczasie okrutny getleman nalał do dwóch szklanek po herbacie starej whisky i podał jedną z nich swojej odwiedzającej.
- Puszczasz go?
- Moja klientka jest po prostu zła, ale mimo wszystko kocha swojego niewiernego męża. - stuknęli się szklanicami z Noire– W takich momentach zawsze się cieszę, że jestem kawalerem. Mogę sobie spokojnie pójść do prostytutki i nikt nie będzie miał mi tego za złe. Stasznie mu współczuję tak zajadłej partnerki. Ale co robić! Praca to praca.

Torturowany upadł z łoskotem na podłogę. I tak kilka razy zanim w końcu opuścił ten niegościnny dla niego przybytek.

- To o czym chciałaś porozmawiać? - zapytał z zainteresowaniem mężczyzna o krótkich, rozczochranych blond włosach.
- Mam dla Ciebie misję, Vidar.
- Co z Panem w białych rękawiczkach? - parsknął kpiąco.
- James już ma swoją misję, możliwe, że spotkacie się w trakcie.
- Wycieczka, świetnie – z zadowoleniem dolał sobie sobie kolejnego drinka.
Conquered, we conquer.
User avatar
Noire
Posts: 965
Joined: Fri Jan 02, 2009 9:28 pm
Contact:

Re: Górne Ry'leh - Departament Liczb

Post by Noire »

Cisza jaka panowała w gabinecie mogłaby wydawać dla wielu istot złowieszcza i niegościnna, jednak dla białowłosej kobiety pracującej przy biurku, była ona czymś niezwykle cennym i luksusowym. Zwłaszcza teraz, kiedy w Multiświecie znów zaczynało robić się gorąco i trzeba było być szczególnie wyczulonym na działania innych organizacji.

Teraz zajmowała się raportem zniszczeń w sali teleportacyjnej A000B83, chociaż zdecydowanie mógł za nią to zrobić kto inny. Ziewnęła znużona, lecz zadowolona mozolnym liczeniem i spojrzała w pustkę przed siebie by dać trochę odpocząć swoim oczom.

Zamarła.

Dokładnie przed nią zawisła połyskująca błękitnym blaskiem koperta, taka sama jak ta, którą poleciła dostarczyć Lordowi Mazokowi. Sięgnęła po nią z nadzieją, że to kolejne polecenie, które będzie mogła zrzucić na innego członka Agendy.

Nie tym razem.
Distant Traveller wrote:Moi drodzy szpiedzy.
Gdy odszedłem na wyższy poziom egzystencji szukać nowych możliwości istnienia wydawało mi się, że zostawiam organizację w dobrych rękach i w dobrym stanie. Niestety widzę, że Plan został zapomniany a najwyżsi oficjele zajęli się piciem drinków z parasolką na dalekich plażach, ruchaniem loli albo sztychowaniem się władzą w swoim zamczysku. Ponieważ przyczyna i efekt nie mają teraz dla mnie znaczenia widzę jakie warianty przyszłości was czekają. Jak niekontrolowane przez nikogo siły zbyt wcześnie uzyskują dostęp do środków zdolnych zniszczyć całą rzeczywistość. Przypominam wam, Plan jest najważniejszy. Musi istnieć aspekt kontroli. Do tej misji zostaliście wyznaczeni. Dlatego też podejmuje następujące środki:
- Mojemu synowi Zizie wprowadzam zakaz oglądania formuły 1 obowiązujący od zaraz, i nakazuję go zakopać pod piramidą Licza.
- Ze stanowiska mojego materialnego Namiestnika odwołuję Arię i wysyłam na długi wielu-milenialny urlop na Zamczysku.
- Na stanowisko Materialnego Namiestnika Agendy powołuję Noire Ighaan, która jako jedna z niewielu pozostała w pełni wierna ideałom organizacji i posiada do tego odpowiednie kwalifikacje
- Na jej zastępczynię i Lewą Rękę powołuję albo i raczej przywracam Satsuki. Satsuki również czynię odpowiedzialną za egzekucję i dowodzenie frontalnymi działaniami operacyjnymi. Swoimi czynami w pełni odpowiada jedynie przed Noire i podlega wyłącznie jej poleceniom.
- Na jej zastępczynię i Prawą Rękę powołuję Mazoku. Zbyt długo Mazoku pozostawał bez awansu. Mazoku również otrzymuje pieczę nad działaniami infiltracyjnymi. Mazoku podlega Satsuki i ze swoimi czynami w pełni odpowiada oraz wypełnia polecenia Noire i Satsuki.
- Wszystkich członków 1 stopnia zobowiązuje do złożenia lojalek wobec nowego pionu dowodzenia w trybie natychmiastowym na specjalnie zorganizowanej konferencji astralnej w konstrukcie pewnej kafejki, którą na tą okazję stworzę. Zaproszenia otrzymują:
Aria, Zizabodaładaładaboinboinfritt, Gvs, Korm Pendragon, Ryuzoku, Satsuki, Mazoku, Noire Ighaan, Tilk, Crack
- Nie pojawienie się na konferencji skutkuje pozbawieniem statusu członka 1 stopnia i odesłaniem na emeryturę
- Zaznaczam, że ze względu na niestabilność multiświata i szkodliwe działania Psiej Ligi będę zmuszony powrócić w bliżej nieokreślonej przyszłości
- Moją wolą utrzymuję blokadę na dostęp do Inner Sanctum wszystkim członkom Agendy, a dostęp do Outer Sanctum pozostawiam Noire i Satsuki

Hail Disu,
Kiedy przeczytała treść listu oklapła zaskoczona na swoim siedzeniu, bo było to coś czego zdecydowanie się nie spodziewała. Jeszcze przez chwilę posiedziała w swojej samotni, ciesząc się ostatnimi bezdźwiękami jej prywatnej ciszy. Potem jednak wstała i spojrzała pełna determinacji na list trzymany w ręce, a następnie rzuciła go przed siebie. Krąg światła zalał bielą całe pomieszczenie i zniknął tak szybko jak się pojawił.

Razem z nim zniknęła też Noire.
Conquered, we conquer.
User avatar
Caerth
Posts: 513
Joined: Sun Feb 22, 2009 9:44 pm
Location: Above

Re: Górne Ry'leh - Departament Liczb

Post by Caerth »

Świat Wrót, olbrzymia skała unosząca się w prywatnym wszechświecie Agendy, drgnął.
Statek, większy niż Irlandia, nie zmaterializował się przy platformie wejściowej jak robiły to w zasadzie wszystkie przybywające w gościnę jednostki. Behemot, otoczony świetlistym płaszczem zjonizowanego gazu zawisł ponad miastem możliwości niczym chmura burzowa - jednak żadna chmura nie poruszała się tak szybko.

Ani nie świeciła sama z siebie.

Caibre poświęcił czas jaki zajęła podróż z systemu Sojuszu do Wrót Agendy na poprawienie imidżu. Ignis nie wyglądała już jak zmaltretowany kawałek krajobrazu - teraz długa na setki kilometrów forma utrzymywała zasadniczo wrzecionowaty kształt. Zasadniczo, gdyż kształt wynikał z chwilowego układu myśli właściciela. Co też tłumaczyło efektowny neonowy blask całości - ciągły ruch cząsteczek składających się na kadłub rozgrzewał tą zarazę wystarczająco by blask był nieznośny dla mieszkańców platformy poniżej.

Nie czekając na reakcję władz - i tak nie miał pod ręką nawet najprostszego radia - Caibre popchnął Ignis w stronę świetlnego filara stanowiącego jedyną drogę do celu.

fsafsd winda stała otworem. Caibre spojrzał na panel wyboru piętra i delikatnie nacisnął "Górne Ry'leh"

===

Czarny kot spoglądał w niebo za znikającym w Pilarze statkiem hipnotyzujaco zielonymi ślepami. Futrzak zastrzygł uszami i porzucił kilka razy większy od siebie kłąb wełny by długimi susami pomknąć za niezwykłym nawet jak na ten świat gościem.

===

Pracownicy mający akurat przerwę nie zapomnieli widoku do końca swoich żywotów.

To co zobaczyli wszyscy po tym jak pierwszy krzyk skierował ich spojrzenia w niebo było imponujące, choć nieco nudne.

Swietlisty prostopadłościan zawisł ponad Departamentem Liczb w absolutnej ciszy.

I tak pozostał.

===

Caibre chrząknął nieśmiało i delikatnie zapukał w ciężkie wrota.

-Przepraszam, zastałem Noire?

Cisza.

Czyżby dywersja okazała sie zbyt skuteczna?
My soul is still the same
But it has many names
User avatar
Noire
Posts: 965
Joined: Fri Jan 02, 2009 9:28 pm
Contact:

Re: Górne Ry'leh - Departament Liczb

Post by Noire »

Kiedy pojawiła się na placu przed Departamentem Liczb zastała widok, którego zdecydowanie się nie spodziewała. Całe jej piękne niebo zajmował jakiś dziwaczny, metalowy statek unoszący się majestatycznie nad miastem. Przed chwilą otrzymała promocję na Materialnego Namiestnika Agendy, a już zaczęła się przed nią piętrzyć góra problemów. Dosłownie.
Ruszyła do budynku zdecydowanym krokiem, lecz zatrzymała się gdy tylko zobaczyła przed wrotami bujną, rudą czuprynę.

- Przepraszam, zastałem Noire?

Adresatka owego pytania zatrzymała się, spojrzała jeszcze raz na przesłonięte sklepienie a następnie powróciła wzrokiem na niskiego mężczyznę. Wszystko nabrało sensu.

- Czego chcesz? - ostatecznie z jej ust padło krótkie, szorstkie pytanie.
Conquered, we conquer.
User avatar
Caerth
Posts: 513
Joined: Sun Feb 22, 2009 9:44 pm
Location: Above

Re: Górne Ry'leh - Departament Liczb

Post by Caerth »

Bez odwracania się uśmiechnął się szeroko do siebie. W końcu ktoś z kim można po ludzku pracować.

-Informacji - Caibre odwrócił się i z lekkim pokłonem udzielił odpowiedzi na zadane pytanie - ewidentnie sporo się dzieje, a jak zwykle nikt mi nie mówi nic. Gdzie jest Chimeria? I czy będziemy tak rozmawiać na schodach czy...
Lis przechylił głowę tak by spojrzeć poza kształtną sylwetkę Noire.
-Skąd się tu wziął mój kot?
Istotnie. Czarny kocur pędził aleją prowadzącą do majestycznie nudnego budynku - w ekscytacji zapomniał jednak o kompresji formy. I tak miauczący statek kosmiczny długimi susami biegł w stronę właściciela.
My soul is still the same
But it has many names
User avatar
Noire
Posts: 965
Joined: Fri Jan 02, 2009 9:28 pm
Contact:

Re: Górne Ry'leh - Departament Liczb

Post by Noire »

Zmrużyła oczy obserwując wnikliwie jak wielki kot biegł zwinnie w stronę swojego właściciela. Z sekundy na sekunde jednak zaczął gwałtownie maleć, a zanim dobiegł do swojego właściciela był już rozmiaru przeciętnego dachowca. Lis nieco zszokowany podniósł głośno miauczącego futrzaka. Zanim zdążył zapytać się co u Licha stało się z jego statkiem niebo rozbrzmiało groźnie nad ich głowami.

Behemot, który przed chwilą spokojnie dryfował nad miastem zaczął stopniowo kołysać się i blednąć. Rozległy się dźwięki przypominający burzę, a wiatr wzmógł się porywając ku górze pył. Oślepiający błysk ogarnął na chwilę całe miasto i po chwili olbrzymi środek transportu po prostu...

Znikł.

Caibre stał z rozdziawioną gębą spoglądając ku górze, dopóki nie odezwała się Noire.

- Nie zaprzątaj tym swojej ślicznej główki.
- Ale..
- To zasady, tego nie zrozumiesz. - złapała lisa za łokieć i pociągnęła w kierunku wrót budynku.
- …
- Nie martw się, zaparkowałam Twój statek przed Światem Wrót. Przechodzimy dogłębną restrukturyzację i na ten czas nakazałam Pilarowi wprowadzić blokady bezpieczeństwa i pewne ograniczenia.
- .. kazałaś? - Caibre w końcu wyrwał się ze stanu otępienia – Przecież tylko Papcio Distant może to zrobić.
- Zaszły pewne zmiany – odparła spokojnie, kiedy przeszli już do środka budynku Departamentu. - Aktualnie przydzielono mi funkcję Materialnego Namiestnika Agen.. - natychmiast ugryzła się w język, ale już było za późno.

Wszyscy pracownicy, którzy znajdowali się na tyle blisko by usłyszeć te słowa natychmiast zwrócili się w jej kierunku. Na ich twarzy początkowo malowało się zaskoczenie, które błyskawicznie zostało zastąpione przez szczere wzruszenie.

- Awans na MNA! Serdecznie gratuluje Pani Kanclerz – pewnien mężczyzna podbiegł i uścisnął jej dłoń. Noire spróbowała się sztucznie uśmiechnąć, ale wyglądało to bardziej jak grymas obrzydzenia.
- Pani Kanclerz, to zaszczyt z Panią pracować – z drugiej strony podeszła do niej zapłakana kobieta i nie wiadomo skąd wręczyła jej kwiaty. Białowłosa płynnym ruchem wcisnęła je w ręce Lisa.
- Tak, dziękuję – odburknęła – Nie mam teraz czasu na świętowanie..

I nigdy nie będę miała.

- ...dlatego proszę abyście wszyscy wrócili do swoich obowiązków, niedługo wydam stosowne dyspozycje.
- Nie mogę się doczekać! Rozkazy od Szefowej Agendy. Czy byłoby z mojej strony niestosowne gdybym poprosił o zdjęcie?
- Tak, byłoby.

Tłumek podwładnych wokół Noire zaczą stopniowo gęstnieć, więc Rudy tylko odsunął się i głaskał Salema znajdującego się na jego rękach razem z bukietem.

- Pani Kanclerz, czy...
- Dość.
- Pani Kan..
- Dosyć! To że dostałam nowe stanowisko nie znaczy, że cokolwiek się tu zmieni! - wybuchnęła w końcu, aż tłumek odsunął się od niej o krok – Nie macie się z czego cieszyć, policzę wam wszystkie raporty tak, że popamiętacie! Wyprowadzę takie wzory, że jeszcze pożałujecie, iż pracujecie w tym Departamencie.

Zbiorowisko natychmiast rozpierzchło się i wróciło do swoich zajęć nie czekając na kolejny krzyk Noire. Niemniej pracownicy nadal wydawali się być podekscytowani i żywo dyskutowali między sobią.
- Może powinnam zrobić tort? Mamy jakieś balony? - szepnął ktoś w oddali.

- Ktoś tu ma problemy ze złością – szepnął Caibre do Salema, ale natychmiast się skulił kiedy kobieta groźnie łypnęła okiem.
- Za mną. – wybulgotała w jego kierunku i posłusznie podreptał za nią w kierunku windy.

Gdy dojechali na odpowiednie piętro białowłosa dotknęła mikro komunikatora znajdującego się przy jej kołnierzu.
- Chcę Ciebie widzieć w moim gabinecie, jak najszybciej.

* * *

Caibre wszedł potulnie do jej biura i wypuścił kota z ramion, a kwiaty położył na prostym biurku.
- Gdzie kładziesz to... Nieważne. – zrzuciła pewnym gestem bukiet ze swojego mebla i usiadła na fotelu. Machnęła ręką i z podłogi wyskoczyło mniejsze krzesło na które opadł niczego nie spodziewający się rudzielec.
- Dlaczego uważasz, że powinnam Ci podać lokalizację Chimerii?

Caibre pokazał czarny kłębek z zielonymi ślepiami i włączył spojrzenie „Zbity Psiak nr 3”

- Ekhem....zgubiła mi się..
- Proszę? Głośniej, nie słyszę.
- Zgubiła mi się!- wybuchnął- szukając Raflika i tego..jak mu tam. Wgryza. Wzięła się i wyniosła.
- Jesteś pewien że nie zamknęła się w wieży czy lab.. - obserwowała jak Cai się wewnętrznie miota, bo sama już znała odpowiedź na jego pytanie.
- Absolutnie.
- O? A skąd ta pewność?
- Widziałaś ostatnio Zamczysko?
- Tak. No i? - spojrzała zaciekawiona na Rudego, bo całkiem niedawno czytała raport w tej sprawie.
- Teraz jestem tutaj. I nudzę się. - po chwili namysłu dodał - I mam kota.

Noire westchnęła i oklapła na fotelu, bo dobrze wiedziała, że nie ma większej klęski żywiołowej niż nudzący się Caibre. Lewą ręką przesunęła niedbale po panelu wyświetlającym na blacie jej biurka.
Chwilę później wyłonił się hologram ukazujący schematyczny widok układu wokół Juno 2.

- Z moich informacji wynika, że ostatnio była widziana o tutaj, z szefem Psiej Ligi - wskazała palcem na planetą - A chwilę później, jakby to ująć żebyś zrozumiał... - zamyśliła się na chwilę.
- Tak?
- Nastąpiło wielkie BUM z udziałem jej aury, które ocaliło planetę od niechybnej zagłady. - kontynuowała.
- …. - Caibre przestał głaskać trzymanego na rękach kota. - Ukatrupiła Windukinda?
- Niestety, karaluchy są zdolne przeżyć wybuch bomby atomowej. W każdym bądź razie informacje zebrane przez szpiegowskie urządzenia wystrzelone z DSS Lem nim został zniszczony, zarejestrowały jej słabą aurę. Osobiście myślę, że jest cała i zdrowa, w końcu ktoś komu udało się przejąć dowództwo nad siłami CA tanio skóry nie sprzeda. - przesunęła ręką hologram, by pokazać lisowi inny obrazek.
- Ale jeśli chcesz osobiście porozmawiać z Windukindem, to wiedz że zarejestrowaliśmy ostatnio jednostki Psiej Ligii zmierzające w naszym kierunku. Kto tam jest i czy dotrze do nas w jednym kawałku, nie mam jeszcze pojęcia. - skończyła swój monolog i spojrzała na Caibra.
- Hmm? - Lis skupił się na chwilę na wyciąganiu z kociego futra kawałka jakiegoś nieokreślonego śmiecia- Z rudą tu lecą? Cudnie!
- Tego nie mogę Ci potwierdzić w stu procentach, ale jeśli zdecydujesz sie zostać moim gościem jeszcze przez chwilę, zapewne będziesz się dobrze bawił.

Rozległo się ciche pukanie i chrząknięcie za drzwiami gabinetu.
- Wejdź.
- Bry. - w drzwiach stał mężczyzna o rozczochranych blond włosach trzymający w dłoni koszyk jabłek.

Był troche zdumiony, kiedy zobaczył w gabinecie niskiego rudzielca, zwłaszcza, że nie nosił na sobie munduru Agendy i nie licząc tego, że byl skulony to siedział z Noire niemal jak równy z równym. Nie zastanawiając się zbyt długo rzucił owocem w strone lisowatego. Caibre złapał pocisk z łatwością i z pewnym zaskoczeniem obmacał jabłko.

- Ok- przeniósł spojrzenie ze zdobyczy na nową szefową Agendy - To nie podpada czasem pod przekupstwo?
- Ależ skąd, to tylko drobny prezent dla jednego z ojców moich dzieci.

Tutaj Noire zrobiła pauzę i spojrzała groźniej na lisa. Vidar wyraźnie żałował, że nie ma ze sobą popcornu.

- ..który przechulał wszystkie pieniądze z alimentów na bojowe zabawki i .. inne rzeczy. Nie tłumacz się nawet, mam wszystkie rachunki.
- Nic mi nie udowodniono - gdy trzeba było, rudy umiał zachować powagę i pokerową twarz - O ile pamiętam sama oddałaś je Liczowi na przechowanie.
- Chciałam, ale gdzieś je wsiąkło i pewnie chulają teraz jak tata daleko poza Multiworldem.
- Miałem je zakopać? - tu Cai zrobił znaczącą przerwę i spojrzał na Noire.
- Oczywiście! Tak postępują wszyscy odpowiedzialni rodzice. Teraz nie napiszą do mnie nawet 'Nienawidzę Cię' na Dzień Matki. Tak je wychowałeś.

Gdyby miał wolne ręce, Caibre zrobiłby facepalma. Wobec braku odpowiedniej kończyny z właściwą swobodą ruchu ograniczył się do wzniesienia wzroku ku powale.
- Ok. Szefowo - dodał z przekąsem - Jaki mamy plan skoro już zostaję.. - rudy zerknął na wciąż stojącego w wejściu mężczyznę. - ..na herbatkę?
Vidar niemal zakrztusił się kawałkiem jedzonego jabłka, kiedy Lis wybił go z pozycji obserwatora nietypowej niesnaski.
- I miseczkę mleka, bardzo proszę - Caibre pogładził niesfornego kota po łbie- Z dużą ilością rtęci.
- Czekamy. A w międzyczasie ten uroczy Pan szykujący napoje, pomoże Ci sie zaklimatyzować na mojej platformie - Noire wróciła do swojego rzeczowego tonu. - Akutalnie transport pomiędzy platformami oraz dostęp do Świata Agendy jest zamknięty. Miałeś szczęście bo przybyłeś tu w ostatnim momencie, reszta gości jest teraz podejmowana przed naszym progiem. W razie czego wydam wam stosowną przepustkę.
- Jeśli dobrze rozumiem, jesteś teraz najwyższą szychą w cyrku Papy Smerfa? - Rudy namyślił się przez chwilę.
- Niestety tak. Lecz jeśli zrobi się gorąco to i Mój Szacowny Ojciec zstąpi z niebios.
- I Psowata Liga tu leci?- pewien pomysł kiełkował mu w głowie.
- Takie mamy wstępne informacje. - Noire zmrużyła oczy i skupiła się na rysach twarzy lisa - O czym myślisz?
- Ja, myślę? Żartujesz, prawda? - Caibre uśmiechnął się z dziewiczą niewinnością dziecka nieznającego zła tego świata - Masz kody do magazynów Agendy, prawda?
- Mam do nich personalny dostęp. Nic Ci stamtąd nie dam. Jeszcze.
- Ah, napoje - Lis z radością powitał zamówioną herbatę i mleko podaną mu ze ściany biura przez blondyna. Salem z entuzjazmem przystąpił do konsumpcji połyskującego metalicznie mleka, a Cai wrzasnął - Ziołowa?!

Noire tylko na sekundę pozwoliła swoim mięśniom twarzy na uśmiech.

- Następnym razem - Caibre nie mówił do nikogo konkretnego z ponad parującego kubka - Za taki numer wykastruję wykonawcę polecenia tępą łyżeczką. Wracając do meritum Nu, nie potrzebuję całego skarbca. Potrzebuję prezentu powitalnego dla naszych - uśmiechnął się niewinnie - Szacownych gości.
- Masz coś konkretnego na myśli? Nie zezwolę na użycie niczego śmiercionośnego, dopóki nie poznam ich zamiarów- uniosła brew wyczekując odpowiedzi swojego gościa.
- Powiedzmy, że mam. Ale nie przy świadkach. Chyba że kolega jednak chce spróbować tej łyżeczki..
- Nie mam żadnych obiekcji - uśmiechnął się z uznaniem Vidar - Uważam, że to jedno z lepszych narzędzi tortur. Genialne w swojej prostocie i skuteczne.
- Ah, koneser- Caibre ucieszył sie.
- Może zostać, w końcu będzie Ci służył pomocą – westchnęła, a mężczyzna tylko promiennie uśmiechnął się w kierunku lisa.
Last edited by Noire on Tue Oct 08, 2013 1:54 am, edited 8 times in total.
Conquered, we conquer.
User avatar
Caerth
Posts: 513
Joined: Sun Feb 22, 2009 9:44 pm
Location: Above

Re: Górne Ry'leh - Departament Liczb

Post by Caerth »

Aklimatyzacja przebiegła nad wyraz sprawnie. Vidar pokazał swoją imponującą kolekcję łyżeczek. Caibre odwzajemnił się nożami do masła. Od tego momentu poszło już z górki i zajęcia integracyjne wypełniały czas gościa na przemian z momentami desperackimi pogoniami za kotem.
Last edited by Caerth on Tue Oct 08, 2013 8:53 am, edited 1 time in total.
My soul is still the same
But it has many names
Post Reply